-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
Lisbeth Salander to moja ulubiona bohaterka literacka, dlatego z ogromnym smutkiem i może także złością czytałam tę powieść. Wszystko to, tak pieczołowicie i misternie stworzone przez Stiega Larssona zaczęło zanikać już w czwartej części "Millennium", by w szóstej pozostać tylko wspomnieniem. Brakowało właściwie wszystkiego, a książkę doczytałam z szacunku i uwielbienia dla Lisbeth oraz Mikaela- rzecz jasna tych wykreowanych w trylogii. W tej odsłonie są oni niestety cieniami samych siebie, niewyraźni, niewidoczni i zupełnie do siebie samych niepodobni. Ich zachowania wydają się nielogiczne, niezgodne z tym, co już nam znane. W trylogii Larssona to właśnie bohaterowie są najsilniejszym, najbardziej wyraźnym punktem i to dookoła nich toczy się reszta wydarzeń. Przy takich bohaterach nawet nudna historia nabrałaby innego charakteru. Tutaj nie ma ani bohaterów, ani historii. Ta wydaje się wymyślona naprędce, niedopracowana, bardzo nieszczegółowa, jakby autor nie przygotował się zupełnie do tematu, który zamierzał poruszyć. I choć historia może nie jest zbyt oryginalna, przy większym nakładzie pracy i zaangażowaniu, jestem pewna, że możliwym byłoby przedstawienie jej znacznie ciekawiej. Wydaje się po prostu pusta, a zakończenie przewidywalne, banalne- lepiej gdyby autor tego oszczędził i pozostawił czytelników w punkcie, który każdy mógłby zinterpretować na swój własny sposób i stworzyć własny koniec- podejrzewam, że często lepszy, niż przedstawiony.
Mam świadomość, że David Lagercantz miał poprzeczkę podniesioną bardzo wysoko i naiwnym byłoby myśleć, że otrzymamy historię, jak spod ręki Larssona, ale to, co przeczytałam to brak szacunku do jego pracy, jak i osoby.
Daję 5 gwiazdek właściwie z sentymentu i mam nadzieję, że zgodnie z zapowiedzią autora- więcej nie będzie.
Lisbeth Salander to moja ulubiona bohaterka literacka, dlatego z ogromnym smutkiem i może także złością czytałam tę powieść. Wszystko to, tak pieczołowicie i misternie stworzone przez Stiega Larssona zaczęło zanikać już w czwartej części "Millennium", by w szóstej pozostać tylko wspomnieniem. Brakowało właściwie wszystkiego, a książkę doczytałam z szacunku i uwielbienia dla...
więcej mniej Pokaż mimo toJuż na wstępie, w notce od autora, dowiadujemy się, że "Książę mgły" jest debiutem literackim w dorobku autora. I zgodzę się z innymi użytkownikami tego portalu, że jest to widoczne, tym bardziej, gdy dokonujemy porównania na tle serii Cmentarz Zapomnianych Książek. Niemniej jednak, nadal jest to intrygująca, przepełniona magią i tajemnicą historia, choć może właściwszym byłoby nazwanie jej historyjką- adekwatnie do rozmiarów tego dzieła. Carlos Ruiz Zafón wyraził nadzieję, że ta zaklasyfikowana jako powieść młodzieżowa książka, znajdzie odbiorców również wśród starszych czytelników, wymieniając przy tym cztery różne grupy wiekowe. Ja za sobą mam już dwie z nich i muszę przyznać, że tym razem "Książę mgły" podobał mi się tak samo, jak kilka lat temu i śmiem przypuszczać, że za kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt lat, nic się nie zmieni. To pokazuje tylko wielkość i kunszt autora, który potrafi trafić w dusze i serca czytelników nie tylko złożonymi, wielowątkowymi powieściami, ale także takimi skromnych rozmiarów historiami, dzięki którym wieczory stają się magiczne, wyobraźnia pobudzona, a dreszczyk emocji towarzyszy jeszcze w snach.
Już na wstępie, w notce od autora, dowiadujemy się, że "Książę mgły" jest debiutem literackim w dorobku autora. I zgodzę się z innymi użytkownikami tego portalu, że jest to widoczne, tym bardziej, gdy dokonujemy porównania na tle serii Cmentarz Zapomnianych Książek. Niemniej jednak, nadal jest to intrygująca, przepełniona magią i tajemnicą historia, choć może właściwszym...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Gra anioła" to powieść niezwykle smutna, mroczna i przerażająca- paradoksalnie zazwyczaj przez to, co nie jest bezpośrednio przedstawione, a przez to, czego czytelnik sam musi się domyśleć, co rodzi się w najciemniejszych zakamarkach duszy. Już sam tytuł wiele mówi- autor prowadzi intrygującą grę- grę o duszę bohaterów, na śmierć i życie. Przedstawione wydarzenia od początku owiane są tajemnicami, czemu sprzyja oczywiście klimat Barcelony, którą dzięki książkom autora, mam wrażenie, że znam i odwiedziłam, choć w rzeczywistości nigdy nie miało to miejsca. Wspomniana gra ma też inny wymiar- między pisarzem a czytelnikiem. Autor bardzo powoli odsłania przed nami fakty, racząc nas domysłami snutymi przez głównego bohatera, a także tym, co szczególnie przypadło mi do gustu- sarkazmem i czarnym humorem. Nieświadomy czytelnik kontynuuje w ten sposób swoją wspaniałą, pełną napięcia i przedstawioną niezwykle bogatym językiem podróż, by na koniec zdać sobie sprawę ze złożoności tej książki. Właśnie wtedy pojawia się natłok myśli, refleksji i świadomość z jak mądrym i uniwersalnym dziełem miało się do czynienia. Bo jest to powieść, w moim mniemaniu, niezwykle mądra, ukazująca powszechne bolączki, rozterki i problemy ludzkie, trudne wybory, decyzje oraz fakt, że wszystkie niosą za sobą jakieś konsekwencje. Jeśli chcesz coś wziąć, musisz także coś poświęcić.
Jak wspomniałam powyżej, jest to książka smutna, a losy głównego bohatera od początku zdają się zmierzać ku katastrofie. Jest to postać bardzo niejednoznaczna, a jego zachowania bardzo często mu nie pomagają. Niemniej jednak, mamy także do czynienia z głęboką przyjaźnią, oddaniem i miłością, choć w niektórych przypadkach- zgubną, sentymentalnym powrotem na Cmentarz Zapomnianych Książek i progi Księgarni Sempere i Synowie, gdzie wszystko wydaje się mieć swój początek i koniec.
"Gra anioła" to powieść niezwykle smutna, mroczna i przerażająca- paradoksalnie zazwyczaj przez to, co nie jest bezpośrednio przedstawione, a przez to, czego czytelnik sam musi się domyśleć, co rodzi się w najciemniejszych zakamarkach duszy. Już sam tytuł wiele mówi- autor prowadzi intrygującą grę- grę o duszę bohaterów, na śmierć i życie. Przedstawione wydarzenia od...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nie wiem, jak wiele razy odwiedziłam już Cmentarz Zapomnianych Książek, ale patrząc na sfatygowany już egzemplarz mojej ulubionej powieści, niemożliwym byłoby zliczyć to na palcach dwóch dłoni. W innej powieści Zafón napisał: "Niektórzy sądzą, że to książka wybiera nas."- może to prawda, choć ja sądzę, że wybrałyśmy się wzajemnie. Ta przyjaźń trwa od kilku lat i mam nadzieję, że trwać będzie nadal.
"Cień wiatru" to powieść niezwykła, której piękna, w moim mniemaniu, nie sposób oddać żadnymi słowami. Jedynym słusznym rozwiązaniem jest samodzielne poznanie tego magicznego świata. Tajemnicze, intrygujące wydarzenia poznajemy na tle klimatu przepełnionego smutkiem wojny, nienawiści i mrokiem miasta- Barcelony. Barcelona przedstawiona jest niczym kapryśna kochanka, na przemian odsłaniając swoje tajemnice i historie, by po chwili przemienić się w niebezpieczny żywioł wysysający duszę, wspomnienia i pamięć, a to często jedyne, co pozostało bohaterom. Ci, pomimo trudnych okoliczności i czasów, dzielnie stawiają czoła smutnej rzeczywistości, nie zapominając, a może przede wszystkim, mając na uwadze najważniejsze wartości. Ich oddanie w miłości i przyjaźni emanuje z każdej strony, pozwalając czytelnikowi choć na chwilę stać się częścią tego magicznego świata i pozostawiając odrobinę ciepła, ale także pewnego rodzaju smutku w sercu, który mi absolutnie nie przeszkadzał.
Na czas czytania, "Cień wiatru" całkowicie zawładnął moją duszą i sercem, by nawet po zakończeniu lektury, pozostać w nim już zawsze. Pochłania i wciąga, a niemożliwym jest, by odwiedzić Cmentarz Zakazanych Książek tylko raz. Każde spotkanie jednak wydaje się być pierwszym, pozwala dostrzec coś, co przegapiliśmy wcześniej. Na świecie istnieje kilka tysięcy języków, ale ten, w którym powieści tworzy Carlos Ruiz Zafón, jest jedyny i zarezerwowany tylko dla niego.
"Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to, co już masz w sobie."- mogę żywić jedynie głęboką nadzieję, co do prawdziwości tych słów, bo to by znaczyło znacznie więcej, niż mogłabym się po sobie spodziewać.
Nie wiem, jak wiele razy odwiedziłam już Cmentarz Zapomnianych Książek, ale patrząc na sfatygowany już egzemplarz mojej ulubionej powieści, niemożliwym byłoby zliczyć to na palcach dwóch dłoni. W innej powieści Zafón napisał: "Niektórzy sądzą, że to książka wybiera nas."- może to prawda, choć ja sądzę, że wybrałyśmy się wzajemnie. Ta przyjaźń trwa od kilku lat i mam...
więcej mniej Pokaż mimo to
Po "Grę o tron" sięgnęłam, znając już wcześniej fabułę serialu i choć nie lubię tego robić, w tym wypadku nie żałowałam. Pan Martin bowiem, uraczył nas tak opasłym tomiszczem przepełnionym licznymi bohaterami, wydarzeniami, miejscami, nazwami- właściwie nowym światem, że momentami trudno rozpoznać czytelnikowi, kto jest kim, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Znając więc już trochę ten niezwykły świat, było mi łatwiej, a przy tym moja lektura nie straciła nic na wartości. "Gra o tron" napisana jest bogatym językiem, a wszelakie opisy oddziałują na wszystkie zmysły. Poznajemy także świetnie wykreowanych bohaterów, a każdy zdaje się wnosić do książki coś innego, cechy, zachowania czy dobry humor. Wszystko wydaje się potrzebne i na miejscu, tworząc niesamowity i niepowtarzalny świat, niezwykły klimat, którego trudno zaznać gdziekolwiek indziej. Niemniej jednak, potrzeba nie lada wyobraźni, aby wszystko ułożyć w odpowiednim miejscu, a przy tym oddać piękno, które emanuje do nas ze stron tego dzieła.
O "Grze o tron" staram się pisać pięknie, bo na to zasługuje, ale nie wszystko, co tam poznajemy, takie jest. Mamy do czynienia z wulgaryzmem, przemocą, wykorzystywaniem. Tam gdzie jest dobro, musi być zło. Honor przeplata się z tchórzostwem. Intryga goni intrygę. Czy nieokrzesany, dziki wilk ma szansę w walce ze szlachetnym lwem? Warto przekonać się samemu, poznając losy i historię rodów Westeros.
Po "Grę o tron" sięgnęłam, znając już wcześniej fabułę serialu i choć nie lubię tego robić, w tym wypadku nie żałowałam. Pan Martin bowiem, uraczył nas tak opasłym tomiszczem przepełnionym licznymi bohaterami, wydarzeniami, miejscami, nazwami- właściwie nowym światem, że momentami trudno rozpoznać czytelnikowi, kto jest kim, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Znając więc...
więcej mniej Pokaż mimo to
Po zapoznaniu się z ostatnią stroną książki, przepełnił mnie smutek. Oczywiście nie jest on spowodowany treścią, która wyszła spod ręki Tess Gerritsen. Przyczynił się do niego fakt, że nieubłaganie zbliżam się ku końcowi mojej przygody z niesamowicie wciągającymi historiami, którymi raczy nas autorka.
Oczywistym jest, że autor odnosi sukces, gdy nakład książki zostaje wyczerpany, gdy czytelnicy z chęcią sięgają po twórczość i wyrażają się o niej w superlatywach. Myślę jednak, że ważniejszy jest sukces, którego nie widać, a mianowicie, gdy czytelnik zafascynowany i zaintrygowany odwołuje się do innych źródeł, szuka, dowiaduje się czegoś nowego. Nieistotne, czy jest to literatura służąca rozrywce, czy wielkie dzieła klasyczne. Literatura ma poszerzać horyzonty i skłaniać do myślenia, refleksji. I tak właśnie wpływają na mnie książki Tess Gerritsen. Tym razem z zainteresowaniem wyszukiwałam informacji dotyczących (o zgrozo) bakterii, robaków i grzybów. I była to wbrew pozorom ciekawa i przyjemna lekcja, bowiem jest to tematem "Nosiciela".
Nie brakuje intrygi, tajemnicy, wątków medycznych i oczywiście ciekawych bohaterów. Podoba mi się również ukazanie matki natury, jako niebezpiecznego i śmiercionośnego żywiołu. Książka szalenie intryguje i wciąga, więc lepiej jej nie zaczynać, jeśli akurat nie posiada się dość czasu na pochłonięcie jej na raz!
Po zapoznaniu się z ostatnią stroną książki, przepełnił mnie smutek. Oczywiście nie jest on spowodowany treścią, która wyszła spod ręki Tess Gerritsen. Przyczynił się do niego fakt, że nieubłaganie zbliżam się ku końcowi mojej przygody z niesamowicie wciągającymi historiami, którymi raczy nas autorka.
Oczywistym jest, że autor odnosi sukces, gdy nakład książki zostaje...
Za każdym razem, gdy sięgam po książkę Tess Gerritsen, która nie należy do cyklu, którego bohaterkami są Jane Rizzoli oraz Maura Isles, czuję pewnego rodzaju wewnętrzny opór. Być może ma to związek z moim uwielbieniem do tych bohaterek i obawą, że bez nich, książki stracą na wartości. Oczywiście zawsze się mylę, autorka nie zawodzi, a każde spotkanie z jej twórczością jest dla mnie ciekawą przygodą i lekcją- lekcją anatomii, ale także nauką o skomplikowanych relacjach międzyludzkich, kulturze czy zwyczajach innych ludzi.
Odnosząc się do "Ogrodu kości", jest to ciekawa historia, w której przeplatają się losy bohaterów na przestrzeni niemal stu pięćdziesięciu lat. Nie brakuje oczywiście zbrodni, tajemnic oraz elementów zaskoczenia. Dominują wątki medyczne (co dla mnie jest ogromnym atutem), które pozwalają spojrzeć na ten świat z perspektywy obecnych osiągnięć, ale także powrócić do trudnych początków oraz problemów, z którymi borykali się ówcześni ludzie.
Myślę, że wierni fani autorki wiedzą, czego mogą się spodziewać, bowiem książka nie odbiega poziomem od innych. Tym, którzy nie mieli przyjemności zapoznania się z twórczością Tess Gerritsen, polecam tę pozycję, zarówno jak każdą inną, do rozpoczęcia swojej przygody ze wspaniałymi historiami i światem medycznym przedstawionym przez pisarkę, ale także lekarza.
Za każdym razem, gdy sięgam po książkę Tess Gerritsen, która nie należy do cyklu, którego bohaterkami są Jane Rizzoli oraz Maura Isles, czuję pewnego rodzaju wewnętrzny opór. Być może ma to związek z moim uwielbieniem do tych bohaterek i obawą, że bez nich, książki stracą na wartości. Oczywiście zawsze się mylę, autorka nie zawodzi, a każde spotkanie z jej twórczością jest...
więcej mniej Pokaż mimo to
Z książką miałam mały problem na początku, a mianowicie- język. Trudno było przyzwyczaić mi się do stylu pisania autorki, przy czym warto zaznaczyć, że nie był on zły- po prostu inny od tych, z którymi ostatnio miałam do czynienia. Niemniej jednak, po kilku stronach i oswojeniu się, uświadomiłam sobie, że mam przed sobą mocno intrygującą i wciągającą powieść. Dreszczyk emocji i ciekawość towarzyszyły mi niemal od pierwszej do ostatniej strony.
Autorka porusza trudne tematy- ból po stracie bliskiej osoby, wyobcowanie, odrzucenie, losy kobiet i dzieci w trakcie wojny, a także coś dla fanów sił nadprzyrodzonych- duchy. Książka nie jest zatem wesoła, czyta się ją z pewnym smutkiem, a także (w moim przypadku) szacunkiem i współczuciem dla niektórych bohaterów. Na końcu w mojej głowie zrodziła się także przykra myśl- jak wiele dusz zostało złamanych na przestrzeni lat z powodu braku zrozumienia i cierpliwości, ignorancji oraz chorobliwych działań na rzecz ratowania własnego "dobrego imienia".
"Złamane dusze" to naprawdę dobra i mądra książka, która daje do myślenia. Doskonale przemyślana i dopracowana, co uwidacznia się w szczególnie w połączeniu obecnych wydarzeń z tymi z przeszłości.
Z książką miałam mały problem na początku, a mianowicie- język. Trudno było przyzwyczaić mi się do stylu pisania autorki, przy czym warto zaznaczyć, że nie był on zły- po prostu inny od tych, z którymi ostatnio miałam do czynienia. Niemniej jednak, po kilku stronach i oswojeniu się, uświadomiłam sobie, że mam przed sobą mocno intrygującą i wciągającą powieść. Dreszczyk...
więcej Pokaż mimo to