-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać1
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2009-09-28
2016-04-29
Po raz pierwszy mam tak wielkie trudności z wystawieniem odpowiedniej ilości gwiazdek, więc zrobię to odwrotnie: najpierw napisze recenzję, a dopiero potem zajmę się oceną. Chociaż i to nie będzie do końca recenzją, tylko moimi przemyśleniami.
Ostatnio czytam więcej książek skierowanych do młodzieży, niż robiłam to parę lat temu, kiedy do tej grupy rzeczywiście należałam. Nie jestem jednak do końca pewna, czy zaliczyłabym ją do literatury młodzieżowej. Nie wiem, czy osoby młode powinny czytać takie książki. To tekst, który zamiast sugerować, że przed młodym człowiekiem jest całe życie, robi na odwrót. W pierwszej chwili wydaje się, że można znaleźć w nim pomoc, ale ja tego nie czuję.
Przyznam, że treść mnie... dobiła. Nie rozsypałam się na kawałki, jak sugerowały to liczne opinie (choć było blisko), ale przez dobrą chwilę po przeczytaniu siedziałam na krześle bez ruchu. Dawno nie czytałam czegoś, co byłoby równie czarne i pesymistyczne. Próbowałam doszukać się w treści jakiejś zachęty czy motywacji, ale chyba zbyt dużo w niej smutku i przygnębienia, by to odnaleźć. Zupełnie, jakbym czytała pluszową wersję Schopenhauera - niby pluszowa i miła w dotyku, ale to ciągle Schopenhauer. Jak głosi tytuł, miały być JASNE miejsca. Według mnie są zupełnie CZARNE.
Trzeba jednak przyznać, że autorka miała całkiem niezły pomysł. Nie do końca oryginalny, bo wiele motywów koliduje z tymi, które są obecne w relatywnie niedawno wydanych książkach, chociażby w "Papierowych Miastach" czy "Gwiazd naszych wina" Greena (akurat z tymi lekturami jestem na świeżo), ale mimo wszystko to dobra koncepcja, bo w ostateczności czyta się szybko, choć niekoniecznie łatwo.
Ale jedna rzecz spodobała mi się szczególnie. Historia Theodore'a i Violet jest grubą otoczką stworzona na podstawie postaci Virginii Woolf i paru innych postaci literatury. Uwielbiam, kiedy można znaleźć "dzieło w dziele", bo to zmusza do dwukrotnie intensywniejszego myślenia.
A rzecz, która mi się absolutnie nie podobała? To, że w ostatecznym rozrachunku wychodzi na to, że ludzie są egoistami i tak naprawdę myślą tylko o sobie i o własnym odejściu zapominając o tych, którzy zostaną.
Tyle co do mojej refleksji, czas wrócić do gwiazdek (stawiam je dopiero teraz, choć wy widzicie je w pierwszej kolejności).
Po raz pierwszy mam tak wielkie trudności z wystawieniem odpowiedniej ilości gwiazdek, więc zrobię to odwrotnie: najpierw napisze recenzję, a dopiero potem zajmę się oceną. Chociaż i to nie będzie do końca recenzją, tylko moimi przemyśleniami.
Ostatnio czytam więcej książek skierowanych do młodzieży, niż robiłam to parę lat temu, kiedy do tej grupy rzeczywiście należałam....
2016-03-29
Wiedziałam, na co się porywam, sięgając po ten tytuł. Nie wierzyłam tylko, że ta historia może mną aż tak poruszyć. Wolałam zacząć lekturę z nastawieniem, że inni czytelnicy po prostu przesadzają i nie spędzę kilku godzin z chusteczką przy nosie. Mylili się tylko trochę: historia jest przeplatana humorystycznymi komentarzami, więc za zmianę płakałam ze śmiechu i z rozpaczy.
Samej treści nie muszę nikomu przedstawiać, można przeczytać ją sobie na tyle okładki. Moje przeczucie mnie nie zawiodło i bezbłędnie udało mi się odgadnąć zakończenie na długo, zanim do niego dotarłam. Mimo to nie uważam, że ta książka jest przewidywalna. To, że mi się udało, wcale nie musi znaczyć, że będzie tak u każdego.
To inna książką niż te, które ostatnio udało mi się przeczytać. Podobało mi się w niej to, że nie było ani jednego zbędnego opisu przyrody czy innych rzeczy, zupełnie nieistotnych dla fabuły. Historia jest konkretna, każda sentencja ma swoje przeznaczenie i znaczenie w dojściu do sedna. Sam język, choć prosty, przemawia do każdego.
Już dawno nie przeczytałam tak smutnej, a zarazem pięknej historii o uczuciu mimo wszystko i walce z czasem. To nie jest opowieść o miłości, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni. W pierwszej chwili mówiłam sobie, że nie takiego zakończenia chciałam. Że ta książka powinna skończyć się inaczej. Że powinien być happy end. Ale może to właśnie był happy end, jeśli spojrzelibyśmy z innej perspektywy? Doszłam do wniosku, że z innym zakończeniem, którego pragnęłam tak samo jak tysiące innych czytelników, ta książka nie miałaby takiej mocy i to trzyma mnie przy zdaniu, że w ocenie wystawiłam odpowiednią ilość gwiazdek.
Swoje łzy już wylałam, teraz kolej na wasze.
Wiedziałam, na co się porywam, sięgając po ten tytuł. Nie wierzyłam tylko, że ta historia może mną aż tak poruszyć. Wolałam zacząć lekturę z nastawieniem, że inni czytelnicy po prostu przesadzają i nie spędzę kilku godzin z chusteczką przy nosie. Mylili się tylko trochę: historia jest przeplatana humorystycznymi komentarzami, więc za zmianę płakałam ze śmiechu i z...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-12-07
2015-09-02
Jedna z najprawdziwszych książek o tematyce wojny i śmierci nie tylko w obozach koncentracyjnych. Jest jednocześnie najprostsza i najtrudniejsza.
Dlaczego najprostsza? Bo język jest bardzo prosty. Nałkowska zostawiła wszelkie błędy składniowe, interpunkcyjne czy powtórzenia, by podkreślić, że odpowiedzi na pytania z wywiadów i przesłuchań pochodziły z ust prostych ludzi, niekoniecznie wykształconych. Że tragedia wojny dosięgała każdego i w jej obliczu każdy był równy.
A dlaczego najtrudniejsza? Bo Nałkowska opisuje wszystko tak, jak było, bez zbędnej otoczki ochronnej. Opisuje każdą żyłę wyciągniętą siłą z ludzkiego ciała i ułożoną na talerzu z kriwą, każdy kilogram tłuszczu ludzkiego przerobionego na mydło i każdą kromkę chleba - zbyt mają, by zaspokoić głód.
Pamiętam, że na ustnym egzaminie maturalnym dostałam od komisji pytanie: "Która z książek, która została użyta w prezentacji, była najtrudniejsza?" Choć w mojej prezentacji miałam mnóstwo książek spoza kanonu, dużo dłuższych lub z dużo bardziej rozbudowanym językiem, opowiedziałam o "Medalionach". Bo taka była prawda - obrazy, które maluje nam Nałkowska, są mocne i dla ludzi o stalowych nerwach. Szczególnie przydają się wtedy, gdy dociera do nas, że to nie jest fikcja literacka.
Nie wiem, czy w stosunku do tak brutalnej książki mogę użyć stwierdzenia "uwielbiam", ale tak właśnie jest. Przeczytałam ją już kolejny raz i zapewne nie ostatni.
Jedna z najprawdziwszych książek o tematyce wojny i śmierci nie tylko w obozach koncentracyjnych. Jest jednocześnie najprostsza i najtrudniejsza.
Dlaczego najprostsza? Bo język jest bardzo prosty. Nałkowska zostawiła wszelkie błędy składniowe, interpunkcyjne czy powtórzenia, by podkreślić, że odpowiedzi na pytania z wywiadów i przesłuchań pochodziły z ust prostych ludzi,...
2015-08-21
To jedna z tych książek, które wmuszane są małym dzieciom/młodym ludziom, co jest największym na świecie błędem, bo gdybym ja osobiście wzięła się za czytanie "Oskara i pani Róży" w wieku 12 lat (lub w przybliżonym wieku), jestem wręcz pewna, że nie zrozumiałabym jej. A przynajmniej nie zrozumiałabym jej tak, jak rozumiem ją teraz lub jak powinna być rozumiana w zamyśle autora lub szkolnych streszczeń. To zupełnie tak jak z "Małym Księciem", gdzie prostota języka kieruje treść - według nas - do dzieci, a tak naprawdę jesteśmy w stanie zrozumieć jej przesłanie dopiero po zebraniu doświadczeń, czyli innymi słowy - jak trochę podrośniemy i czegoś się nauczymy.
Historia jest śliczna, przemyślana, zwięzła. Pełno w niej analogii do życia i śmierci, które opisane zostały oczami dziecka. To kopalnia metafory i paraboli. Trudno mi powiedzieć, czy zmienia pogląd na życie, ale na pewno zmusza do tego, by się nad nim porządnie zastanowić i wziąć się w garść. Określiłabym tę książkę (a raczej krótkie opowiadanie) jako dobry MOTYWATOR.
To cudowna książka, ale na pewno nie dla dzieci.
To jedna z tych książek, które wmuszane są małym dzieciom/młodym ludziom, co jest największym na świecie błędem, bo gdybym ja osobiście wzięła się za czytanie "Oskara i pani Róży" w wieku 12 lat (lub w przybliżonym wieku), jestem wręcz pewna, że nie zrozumiałabym jej. A przynajmniej nie zrozumiałabym jej tak, jak rozumiem ją teraz lub jak powinna być rozumiana w zamyśle...
więcej mniej Pokaż mimo to2008-03-12
Nie wiem, kim trzeba być, żeby w tak krótkiej książce zawrzeć wszystko, przez co człowiek przechodzi w ciągu swojego życia. I to w taki sposób, że z każdym czytaniem odkrywamy coś, czego nie odkryliśmy wcześniej.
To nie jest książka dla dzieci, zdecydowanie. Kiedy czytałam ją w 6 klasie podstawówki, była dla mnie śmieszną i pomysłową historią. Być może nie rozumiałam powagi jej słów, bo byłam wtedy dzieckiem i nie wiedziałam, czym jest utrata dzieciństwa. Ale dziś, kiedy mam tyle lat, ile mam, a moje dzieciństwo przepadło bezpowrotnie, rozumiem te słowa zupełnie inaczej. To dla mnie streszczenie wszelkich trudów, jakie czekają na nas w cyklu zwanym Życiem.
Kilka dni temu byłam w kinie na filmie MAŁY KSIĄŻĘ powstałym na podstawie książki i przeżyłam coś niesamowitego. Na sali było tylko dwoje dzieci, całą resztę stanowili dorośli. I po raz pierwszy w życiu zdarzyło mi się, że 100% sali... płakało. I to praktycznie przez większość filmu. Młode dziewczyny, kobiety, nawet dorośli mężczyźni i chłopcy w wieku na oko gimnazjalnym. To było piękne.
Moim ulubionym fragmentem w całej książce jest oswajanie lisa. Nie umiałabym lepiej zawszeć definicji przyjaźni. Zresztą, każda prosta czynność w tej książce siedzi głęboko w nas i zmusza do refleksji.
Chyba nie muszę jej polecać.
Nie wiem, kim trzeba być, żeby w tak krótkiej książce zawrzeć wszystko, przez co człowiek przechodzi w ciągu swojego życia. I to w taki sposób, że z każdym czytaniem odkrywamy coś, czego nie odkryliśmy wcześniej.
To nie jest książka dla dzieci, zdecydowanie. Kiedy czytałam ją w 6 klasie podstawówki, była dla mnie śmieszną i pomysłową historią. Być może nie rozumiałam powagi...
2007-08-11
2007-09-01
Nie wyobrażam sobie żadnego prawdziwego psiarza, który choć raz nie przeczytał tej książki. To obowiązkowa lektura, która pokazuje, że to pies jest najlepszym przyjacielem człowieka (bez obrazy dla kociarzy!).
To zbiór historyjek, w których główną rolę grają czworonogi. Każda z nich pokazuje pewną cechę charakterystyczną dla psów i pokazują, jak wielką rolę odgrywają w życiu swoich właścicieli. Niektóre są zabawne, inne wywołują smutek i wzruszenie. A po czym stwierdziłam, że "Balsam" jest fenomenalny? Po każdej smutnej historii biegłam do swojego własnego psa i brałam go na ręce mówiąc mu, że cieszę się z jego obecności. Może to i głupie, ale ta książka tak właśnie działa i to jest w niej wyjątkowe.
Nie wiem, czy porównanie tego zbioru do swojego rodzaju epopeji byłoby profanacją, ale zdecydowanie powinna znaleźć się w domu każdego posiadacza psa/psów jako niezbędnik w chwilach dobrych lub ciężkich. Przypomina o tym, że zwierzęta też trzeba docenić tak, jak one doceniają nas. Dobra zarówno do czytania w ogrodzie, jak i w czeluściach pokoju przy nocnej lampce.
Nie wyobrażam sobie żadnego prawdziwego psiarza, który choć raz nie przeczytał tej książki. To obowiązkowa lektura, która pokazuje, że to pies jest najlepszym przyjacielem człowieka (bez obrazy dla kociarzy!).
To zbiór historyjek, w których główną rolę grają czworonogi. Każda z nich pokazuje pewną cechę charakterystyczną dla psów i pokazują, jak wielką rolę odgrywają w...
2008-11-20
To jedna z koronnych książek mojego życia. Nie umiem zrecenzować jej tak, by dokładnie określić wartości, jakie zawiera. Wymaga cierpliwości, ale odpłaca się bardzo szybko i szczodrze. Piękna historia opowiedziana pięknymi słowami, których dzisiaj nikt już nie używa.
PESTKA jest przesycona poezją, którą trzeba samemu poczuć.
To jedna z koronnych książek mojego życia. Nie umiem zrecenzować jej tak, by dokładnie określić wartości, jakie zawiera. Wymaga cierpliwości, ale odpłaca się bardzo szybko i szczodrze. Piękna historia opowiedziana pięknymi słowami, których dzisiaj nikt już nie używa.
PESTKA jest przesycona poezją, którą trzeba samemu poczuć.
2009-08-12
O "Dżumie" powiedziano już chyba wszystko, co można było powiedzieć. Dla mnie to mistrzowskie dzieło z mnóstwem metafor, gdzie jedno słowo ma wiele różnych znaczeń. Klasyka.
To kopalnia wielu tematów do rozważań (nie tylko maturalnych), jednak mnie nauczyła przede wszystkim tego, że pierwsze zdanie jest zawsze najważnejsze i od niego ciągną się najróżniejsze konsekwencje. Czytający zrozumieją, o co mi chodzi.
Nie wyobrażam sobie nie mieć egzemplarza tej książki w domu.
O "Dżumie" powiedziano już chyba wszystko, co można było powiedzieć. Dla mnie to mistrzowskie dzieło z mnóstwem metafor, gdzie jedno słowo ma wiele różnych znaczeń. Klasyka.
To kopalnia wielu tematów do rozważań (nie tylko maturalnych), jednak mnie nauczyła przede wszystkim tego, że pierwsze zdanie jest zawsze najważnejsze i od niego ciągną się najróżniejsze konsekwencje....
2009-10-03
Po raz pierwszy przeczytałam "Lolitę" w gimnazjum i od tej pory nie spotkałam się z żadną inną książką, która mogłaby jej dorównać. Język, styl, a przede wszystkim kontrowersyjny sposób postrzegania problemów według bohatera - to wszystko sprawia, że chce się do niej wracać. I robię to dosyć często: czasami czytam tylko konkretne fragmenty, czasami pochłaniam całą książkę po raz kolejny. Są cytaty, które znam na pamięć. Uwielbiam sposób, w jaki pisze Nabokov i nie wyobrażam sobie mojej półki bez egzemplarza "Lolity". Kiedy bohater jest smutny - czytelnik też. Kiedy bohater pisze, że tęskni - czytelnik również. A kiedy pisze, że dla Lolity zrobiłby wszystko - to samo dzieje się w umyśle czytelnika.
Mistrzostwo.
Po raz pierwszy przeczytałam "Lolitę" w gimnazjum i od tej pory nie spotkałam się z żadną inną książką, która mogłaby jej dorównać. Język, styl, a przede wszystkim kontrowersyjny sposób postrzegania problemów według bohatera - to wszystko sprawia, że chce się do niej wracać. I robię to dosyć często: czasami czytam tylko konkretne fragmenty, czasami pochłaniam całą książkę...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-09-28
Książka z językiem prostym jak konstrukcja cepa. Nie trzeba się nad niczym zastanawiać, bo wszystko jest w niej podane jak na tacy. A mimo to zadziwia, bo czytelnik zastanawia się dwa razy, zanim przerzuci stronę. Tu każde zdanie ma znaczenie, wszystko jest jednym wielkim symbolem i emanuuje ogromną metaforą. Samo słownictwo jest wręcz podstawowe, jednak obronione w taki sposób, że nie pozostawia nic do zarzucenia.
Elementy fantastyki bardzo płynnie zlewają się z rzeczywistością. Osobiście bardzo lubię tematykę aniołów, a autor ma o nich szczególnie ciekawe wyobrażenie, którego nie spotkałam jeszcze w żadnym innym czytanym utworze.
Książka skończyła się dosyć szybko, kiedy jeszcze nie znalazłam odpowiedzi na każde z postawionych podczas czytania pytań. Mimo to zajmuje więcej czasu niż oczekiwałam - to kwestia tego ciągłego zastanawiania się nad drugim dnem. Choć bardzo mi się podobała, zostawiła po sobie mały niedosyt. Ja wiem, że to utwór filozoficzny i wymaga od czytelnika umysłowego zaangażowania, ale ja chcę, u licha, poznać odpowiedzi na swoje pytania! Bo ich niestety nie znalazłam.
Książka z językiem prostym jak konstrukcja cepa. Nie trzeba się nad niczym zastanawiać, bo wszystko jest w niej podane jak na tacy. A mimo to zadziwia, bo czytelnik zastanawia się dwa razy, zanim przerzuci stronę. Tu każde zdanie ma znaczenie, wszystko jest jednym wielkim symbolem i emanuuje ogromną metaforą. Samo słownictwo jest wręcz podstawowe, jednak obronione w taki...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-07-13
Dzisiaj już nie ma takich książek. I nigdy już taka nie powstanie.
Zabierałam się do niej całe wieki i nie zdarzyło mi się wcześniej przy żadnej innej książce, żebym "nie mogła doczekać się czytania". Jej motyw przejawia się w wielu innych dziełach różnego gatunku (choćby w "Ostatniej piosence" Sparksa), sama zaś tworzy filar, który podpiera ciężką tematykę zdrady i poszukiwania szczęścia wśród arystokracji, która narzuca tempo i standardy, którym nie można się sprzeciwić.
W kwestii stylu pisania - chylę czoła. Wyśmienite nawiązania do innych dzieł literatury, historii i realiów, cudownie opisane życie rosyjskiej arystokracji i ówczesnych norm przez nią dyktowanych. Prywatnie interesuję się taką tematyką, więc tu akurat nie mogłabym mieć innego zdania. Wielkim "dziełem w dziele" jest także warkocz wątków, które znakomicie się ze sobą splatały - z jednej strony Anna i Wroński, z drugiej Lewin i Kitty. Niby dwie różne historie, a połączone ze sobą po mistrzowsku za pomocą drugoplanowych postaci. Bogactwo metafor również pokazuje, że Tołstoj nie jest kimś, kogo można zlekceważyć. Mało komu udaje się w pięknych słowach powiedzieć najokropniejsze i najbrzydsze rzeczy. Ale on dał radę. To było po prostu smaczne.
Jest tylko jeden problem (i tylko dlatego nie daję 10/10): trudno czyta się książkę o kobiecie, która w żaden sposób - choć nie wiem jak bardzo bym się starała - nie wzbudziła mojej sympatii. Nie potrafiłam jej współczuć ani się z nią utożsamić. Powiem więcej - Anna mnie wręcz denerwowała. Dajmy przykład: opowiada, jak bardzo jest szczęśliwa i że szczęśliwsza być nie może. A co się dzieje na następnej stronie? Anna płacze, że jest taka nieszczęśliwa. Inna sytuacja: Anna tęskni za synem i twierdzi, że go kocha. A o czym była mowa kilka stron wcześniej? Że od kiedy w jej życiu znalazł się Wroński, nie kocha już swojego syna i ten wydaje jej się "brzydki". Ja wiem, że kobieta zmienną jest, ale bez przesady. To dlatego czytanie tego dzieła pochłonęło tyle mojego czasu, ale nie lubię zostawiać książek przeczytanych do połowy. Znacznie lepiej czytałoby mi się książkę o tytule "Kitty Szczerbacka", ponieważ jej wątek podobał mi się znacznie bardziej z dwóch głównych.
Mimo wszystko to jest coś, na czym wzorują się inni, a czego już nigdy nie uda się skopiować. "Anna Karenina" to lekcja historii, literatury, a także psychologii. Nie mogę też wyjść z zachwytu, jak cudownie zostały opisane wpływy arystokracji na rosyjskie społeczeństwo. Tu widać wszystko - cały proces oddziaływania jest jak na dłoni. Jeśli ktoś się sprzeciwi, musi skończyć marnie. Pojedynczy człowiek jest na tyle mały, że nie jest w stanie sam niczego zmienić, ale i na tyle duży, by jedna jego decyzja wykluczyła go z grona bliźnich. (A dla zainteresowanych tą tematyką: polecam powieść Theodora Fontane "Effi Briest".)
Błagam was, czytajcie "Ankę", bo to klasyka. Niby nie trzeba jej znać, ale wypada.
Dzisiaj już nie ma takich książek. I nigdy już taka nie powstanie.
Zabierałam się do niej całe wieki i nie zdarzyło mi się wcześniej przy żadnej innej książce, żebym "nie mogła doczekać się czytania". Jej motyw przejawia się w wielu innych dziełach różnego gatunku (choćby w "Ostatniej piosence" Sparksa), sama zaś tworzy filar, który podpiera ciężką tematykę zdrady i...
2014-10-03
Chyba jeszcze w życiu nie czytałam takiego dramatu, w którym byłoby aż tyle symboliki. W każdej wypowiedzi jest COŚ, co można odnieść do konkretnych aspektów życia ludzkiego, a w szczególności do strachu i zniszczenia po wojnie. Zniszczenie nie tylko fizyczne jak brak nogi, ale również psychiczne, takie jak brak możliwości powrotu do społeczeństwa.
Na przykładzie bohaterów widzimy dwa pokolenia: "alte Generation" oraz "junge Generation". Są zupełnie od siebie różne i wchodzą w konflikt na wielu płaszczyznach: możliwość podjęcia pracy, sposób patrzenia na świat czy stosunek do drugiego człowieka. To brutalne, ale - niestety - prawdziwe ukazanie człowieka tuż po wojnie oraz zmian, które w nim zaszły pod jej wpływem.
Nie chcę nikomu zdadzać treści, ale obiecuję, że nie będzie to bezsensowna lektura: przynajmniej nie dla kogoś, kto lubi myśleć i CHCE to robić. Choć język jest prościutki, żadne stwierdzenie czy porównanie nie jest przypadkowe, a umiejętność osadzenia go w czasie przyda się na pewno. Rzeczywistość bywa/jest przerażająca*.
*(niepotrzebne skreślić)
Chyba jeszcze w życiu nie czytałam takiego dramatu, w którym byłoby aż tyle symboliki. W każdej wypowiedzi jest COŚ, co można odnieść do konkretnych aspektów życia ludzkiego, a w szczególności do strachu i zniszczenia po wojnie. Zniszczenie nie tylko fizyczne jak brak nogi, ale również psychiczne, takie jak brak możliwości powrotu do społeczeństwa.
Na przykładzie bohaterów...
Rola "Cierpień Młodego Wertera" w literaturze bliższej współczesności jest podobna jak w przypadku "Romea i Julii". To filar, na jakim opiera się literatura, a autorzy wykorzystywali, wykorzystują i będą wykorzystywać archetyp werterowski jako koronny przykład w swoich dziełach. W przypadku zarówno tej powieści epistolarnej, jak i sztuki Szekspira mamy do czynienia z utartym motywem, który po prostu TRZEBA znać i nie zrozumiemy wielu innych dzieł bez jego choćby pobieżnej znajomości. Jeśli czytamy o motywie miłości - mamy przed oczami R&J. A jeśli mowa o jakimkolwiek cierpieniu - pierwszą postacią, która rzuca nam się na myśl, jest nasz Werter.
Opinie na temat tej powieści epistolarnej są podzielone, ale dla mnie to jedna z najlepszych lektur z czasów szkolnych. Nie wiem, czy to za sprawą listów, które są moją ulubioną forma literacką. Być może. Nie sądzę jednak, że przeczytanie tej książki to istne cierpienia młodego licealisty, jak to niektórzy sugerują. Ale jeśli ktoś chce sobie później radzić z motywami cierpienia i bólu przejawiającymi się w literaturze, po prostu MUSI przez to przejść. Nawet, jeśli ktoś uważa, że "Werter jest frajerem".
Ja akurat lubię wracać sobie czasami do niektórych fragmentów, bo są na tyle uniwersalne, że bez problemu mogłyby być osadzone współcześnie. Może nie porównałabym tego do fragmentów Biblii, ale coś w tym jednak jest, że pomagają zrozumieć mechanizm, w jaki sposób owe cierpienie działa. Z doświadczenia wiem też, że tę powieść docenia się dopiero po jakimś czasie, niekiedy mogą to być lata od jej przeczytania. Życzę wszystkim, aby spotkało was właśnie takie lekko spóźnione oczyszczenie.
Rola "Cierpień Młodego Wertera" w literaturze bliższej współczesności jest podobna jak w przypadku "Romea i Julii". To filar, na jakim opiera się literatura, a autorzy wykorzystywali, wykorzystują i będą wykorzystywać archetyp werterowski jako koronny przykład w swoich dziełach. W przypadku zarówno tej powieści epistolarnej, jak i sztuki Szekspira mamy do czynienia z...
więcej Pokaż mimo to