-
ArtykułyBieszczady i tropy. Niedźwiedzia? Nie – Aleksandra FredryRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać291
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
-
ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-04-25
2024-04-20
Zarówno seria “Krew i popiół”, jak i “Z ciała i ognia” to moje absolutne guilty pleasure. FBAA dołączyła do grona moich ulubionych serii oraz postaci, mimo że momenty i książki w serii były powtarzalne i niepotrzebnie przeciągnięte na tyle tomów. Jest to poniekąd problem, który miałam ze Światłem w płomieniu. Ta kontynuacja wydała mi się bardziej powtarzalnym zapełniaczem, który powtarzał schematyczny cykl wydarzeń z drugiej połowy pierwszego tomu, mającym na celu przygotować nas na prawidłową akcję, która będzie miała miejsce w A Fire in the Flesh. Fabuła stanęła w miejscu, a wydarzenia stale się powtarzały. Więc choć pojawiły się zgrzyty, tak przyznaję, że właśnie mimo wszystko, była to dla mnie przyjemna lektura.
Jestem w niewielkiej mniejszości, której pierwotna seria podoba się bardziej niż ta, bardziej też czuję się związana z Poppy, Kieranem i pozostałymi, ale w tym tomie Nyktos naprawdę podbił moje serce. O ile wcześniej nie byłam pewna, czy potrafię wybrać między nim a Casem, tak teraz już wiem, że jakimś cudem pokochałam Pierwotnego bardziej (Cas is still my baby). Rozumiem wszystkich, którzy do niego wzdychają – każda scena z jego udziałem była warta przebrnięcia przez ten zamknięty cykl 700 stron. Cieszę się również, że jego więź z Serą się pogłębiła; nie zabrakło momentów szczerości, wrażliwości i bezbronności między nimi, które przypadły mi do gustu.
Niestety Sera, którą uprzednio postrzegałam jako bohaterkę dojrzalszą od Poppy, wiele straciła w moich oczach swoim upartym i lekkomyślnym zachowaniem. Zawsze musiała robić to, co jej się podobało, nawet jeśli oznaczało to ściągnięcie niebezpieczeństwa na ludzi wokół niej, a później użalała się nad ich bezsensownymi śmierciami.
Zakończenia takie jak tej książki nie powinny być dozwolone. To zbrodnia, że nie wiem, kiedy wyjdzie kolejny tom, bo naprawdę chciałabym móc już wiedzieć, co się wydarzy dalej. Ostatnie rozdziały czytałam, siedząc na krawędzi łóżka, i tak też będę oczekiwać na kontynuację. Mam nadzieję, żę autorka zaserwuje nam więcej akcji, rewelacji oraz romantycznych momentów, a mniej skupi się na cielesnym aspekcie relacji Sery i Nyktosa, który zaczynał mi już działać na nerwy, gdy okazało się, że następował zawsze jako rozwiązanie konfliktu.
Zarówno seria “Krew i popiół”, jak i “Z ciała i ognia” to moje absolutne guilty pleasure. FBAA dołączyła do grona moich ulubionych serii oraz postaci, mimo że momenty i książki w serii były powtarzalne i niepotrzebnie przeciągnięte na tyle tomów. Jest to poniekąd problem, który miałam ze Światłem w płomieniu. Ta kontynuacja wydała mi się bardziej powtarzalnym zapełniaczem,...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-17
Rune Winters jest czarownicą. W jej świecie takie jak ona są zabijane, więc potajemnie pod pseudonimem Szkarłatnej Ćmy, pomaga uwolnić i zbiec czarownicom, które zostały złapane. Za dnia rozpieszczona arystokratka, nocą najbardziej znienawidzona działaczka przeciwko Nowej Republice. Gdy jedna z najpotężniejszych czarownic zostaje złapana, Rune posuwa się do desperackiego kroku, którym jest zbliżenie się do kogoś na tyle ważnego, by miał informacje o więźniach, których ona potrzebuje. Gideon Sharpe jest kimś takim. Samym Kapitanem Szkarłatnej Gwardii, bezlitosnym łowcą. Kiedy cień podejrzenia pada na Rune, Gideon decyduje się jej przypodobać przyjaciółce brata, aby dowiedzieć się, czy to ona jest poszukiwaną przez nich Ćmą.
Bardzo niewiele jest na naszym rynku książek o czarownicach, w porównaniu do innych magicznych istot, a już szczególnie takich z motywem łowcy czarownic i romansu między nimi, więc nie miałam okazji nigdy wspomnieć, że to mój ulubiony. Dwoje wrogów, którzy technicznie rzecz biorąc stoją po dwóch stronach barykady i powinni się nienawidzić na śmierć i życie, a jednak budzą się w nich emocje wobec siebie nawzajem, których nie powinni czuć? Sign me up!
Finalnie? “Szkarłatna Ćma” okazała się książką zupełnie inną od tego, czego oczekiwałam. Zacznijmy od tego, że jest tu bardzo mało magii i zaklęć, choć wszystko w fabule przecież krzyczy “niebezpieczeństwo, czarownica!”. Sięgając po tę książkę musicie się raczej nastawić na subtelny dworski romans, z polowaniem na czarownice w tle. Samej Szkarłatnej Ćmy jest równie niewiele, bo Rune, więcej nam opowiada o swojej działalności, niż pokazuje na stronach.
I pod tym względem niestety trochę się rozczarowałam tą książką. Jeśli macie ochotę na jakieś lekkie, przewidywalne, ale przyjemne YA z raczej powściągliwie ukazanym wątkiem fantastycznym i romantycznym, to będzie książka dla Was. Ale jeśli tak jak ja, raczej skłaniacie się ku dynamiczności i dobrze rozbudowanej fabule, to obawiam się, że ta historia zupełnie się nie sprawdzi.
O ile szybko i sprawnie poradziłam sobie z tą lekturą, niestety okazała się ona dla mnie jakaś taka… nijaka, z braku lepszego słowa. Przez całą książkę niewiele się dzieje, pojawiło się kilka dziur fabularnych, a bohaterowie wydali mi się zbyt naiwni, irytujący i niezbyt inteligentni. Nie potrafiłam zrozumieć, jakim cudem udało im się zostać Szkarłatną Ćmą oraz Kapitanem Szkarłatnej Gwardii i jakim cudem Gideon natychmiast nie uwierzył w to, jaką oszustką była Rune, skoro cały czas wpadała w jego sidła jakby wcale nie była tą nieuchwytną i przebiegłą ćmą. Send help. Nie znajdziecie tutaj też enemies to lovers, bo niechęć Rune i Gideona do siebie jest raczej płytka. Myślę, że jest to ten rodzaj historii, po który sięga się raczej ze względu na atmosferę, a jest on historyczny i elegancka — bale, opery. Jeśli to Wasze klimaty, to sięgajcie!
Rune Winters jest czarownicą. W jej świecie takie jak ona są zabijane, więc potajemnie pod pseudonimem Szkarłatnej Ćmy, pomaga uwolnić i zbiec czarownicom, które zostały złapane. Za dnia rozpieszczona arystokratka, nocą najbardziej znienawidzona działaczka przeciwko Nowej Republice. Gdy jedna z najpotężniejszych czarownic zostaje złapana, Rune posuwa się do desperackiego...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-13
“Trafiony, zatopiony” było moim pierwszym spotkaniem z twórczością autorki, więc nie spodziewałam się, że książka będzie napisana w trzeciej osobie. Na ogół ten zabieg wpływa negatywnie na mój odbiór książki, szczególnie romansu, bo nie potrafię się tak wczuć w emocje, ale nie zniechęcałam się, bo autorka narysowała ciekawy obraz przyjaciół, którzy wyraźnie mieli się ku sobie od pierwszej strony. Od samego początku było to dla mnie oczywiste, że zarówno Hannah, jak i Fox mieli do siebie nawzajem słabość, co bardzo mnie zaciekawiło, w dodatku historia miała miejsce w małym miasteczku. Ale szybko okazało się, że na drodze tego związku stoi dosłownie każdy… w tym sam Fox.
Rozwój relacji praktycznie nie istniał. W ogromnej części była to wina niepewności i kompleksów Foxa, które początkowo sprawiły, że było mi smutno i chciałam go przytulić. Cieszyłam się, że Hannah widziała go za to, kim naprawdę był i że byli dla siebie oparciem, co poskutkowało wieloma uroczymi scenami między nimi. Ale za każdym razem, gdy myślałam, że romans w końcu dokądś zmierza, bohaterowie robili kilka kroków w tył przez błędne domysły czy bezustanne bitwy myślowe Foxa.
Temat, który miał największy potencjał oraz wprowadził najwięcej chaosu do fabuły to emocjonalna podróż Foxa, która była niekompletna i spłycona – zdecydowanie brakowało tu jakiegoś znaczącego morału, komentarza albo chociaż dojścia przez niego do pewnych wniosków i zrozumienia swojego problemu oraz problematyki dotyczącej jego otoczenia. Gdy wreszcie coś ruszyło w tym kierunku, książka zwyczajnie dobiegła końca i przeskoczyła od razu do epilogu mającego miejsce 10 lat później. A gdzie progres i przestrzeń by się rozwinąć, uleczyć lub chociaż zbudować związek po tylu stronach marudzenia?
W moim odczuciu fabuła stała w miejscu przez ¾ książki, a ostatnie rozdziały były chaotycznym, powtarzalnym “kocham cię” i “musimy zerwać”. Brakowało mi jakiegoś rozwinięcia, bo skąd miałam wiedzieć, że po ponownym pogodzeniu się, bohaterzy znów ze sobą nie zerwą w następnej chwili, co prawdopodobnie znów by nastąpiło, gdybyśmy tylko mieli jakiś follow up do tej końcówki.
Niestety niewiele wyciągnęłam z tej lektury, nie wciągnęłam się i nie potrafiłam do końca polubić postaci, a już szczególnie tych pobocznych; Piper, Brendan, matki Foxa i załogi, czy sposobu, w jaki autorka wytłumaczyła pewne problemy. Aczkolwiek widziałam, że wielu osobom się spodobała, więc może Wam bardziej przypadnie do gustu.
“Trafiony, zatopiony” było moim pierwszym spotkaniem z twórczością autorki, więc nie spodziewałam się, że książka będzie napisana w trzeciej osobie. Na ogół ten zabieg wpływa negatywnie na mój odbiór książki, szczególnie romansu, bo nie potrafię się tak wczuć w emocje, ale nie zniechęcałam się, bo autorka narysowała ciekawy obraz przyjaciół, którzy wyraźnie mieli się ku...
więcej mniej Pokaż mimo to
Lily Calloway i Loren Hale są przyjaciółmi od dzieciństwa. Oboje pochodzą z bogatych, znanych rodzin, które połączyły swoje marki, oboje mają problemy z rodziną… oraz są poważnie uzależnieni. Od czasu pójścia na studia udają szczęśliwą parę, kłamią, ukrywają się i dystansują od ludzi i bliskich. Wszystko to po to, aby utrzymać w sekrecie swoje zmagania. Lo nie jest w stanie wytrzymać dnia bez upicia się do nieprzytomności. Jest outsiderem, więc nie musi jakoś bardzo się starać, by nikt go nie przejrzał. Lily z kolei jest drobna, wstydliwa i nie potrafi odmawiać, a jej największą słabością jest... seks. Oboje przez lata poddają się swoim uzależnieniom, które przysłaniają im widok. Kłamstwo jednak z czasem staje się prawdą, która prędzej czy później musi wyjść na jaw...
„Addicted to you”, wbrew oczekiwaniom, wcale nie jest erotykiem kręcącym się wyłącznie wokół seksu, a wiem, że u wielu takie obawy się pojawiły. Scen erotycznych prawie nie ma, co jest wielkim plusem – częściej to myśli głównej bohaterki kręcą się wokół tego tematu, ale opisy są subtelne i wyrażane przez uzależnienie. Autorki opisały wszystko ze smakiem i umiarem, a wydawnictwo zadbało o dobre tłumaczenie.
Pierwsza połowa książki toczy się dość spokojnie. Mimo że jest dobrze napisana, początkowo niełatwo było mi się w nią wkręcić, nie wiem dlaczego. Mimo wszystko do końca nie mogłam się od niej oderwać. Ta skupia się raczej na relacji pomiędzy Lily i Lo; ich wiernej, ofiarnej, niezwykle bliskiej przyjaźni damsko-męskiej, która posuwa się, a może już nawet jest czymś więcej – na tym, jak wygląda ich codzienne życie i na funkcjonowaniu ich problemów. Druga połowa zgłębia temat uzależnień, ich konsekwencji, wpływu na innych i siebie nawzajem. Przestaje je postrzegać, jako codzienność, z którą bohaterowie mieli do czynienia przez lata, aż stała się dla nich normalnością, ale jako poważny problem, z którym należy coś zrobić.
Sposób, w jaki autorki skonstruowały bohaterów, choć brzmi znajomo — outsider i nieśmiała dziewczyna — przedstawia ich w dość oryginalny sposób. Nie odczułam, jakbym czytała o postaciach, które pojawiły się już gdzieś indziej, a ich przyjaźń i związek wcale nie brzmiały jak przewałkowany temat. Lily choć ma tendencje do niepewności czy niekonsekwencji wynikających głównie z jej "kłopotu", nie bywa irytująca, chwilami może trochę obsesyjna. Niestety nie pojawia się narracja ze strony Lo, ale jego niekończąca się troska, widoczna od pierwszych stron słabość do przyjaciółki, nagłe wahania nastroju, brak strachu i poczucie samotności do mnie przemówiły.
Bohaterowie nie są już nastolatkami, więc nie próbują sobie narzucać swoich zdań, ani kierować swoimi życiami. Nie próbują nawzajem zatrzymać swoich uzależnień nawet wtedy, gdy ich to najbardziej boli — bo wiedzą, jak to jest czuć ten wewnętrzny przymus, który każe im robić rzeczy wbrew sobie, więc nie sposób im samolubnie nakazać tej drugiej osobie przestać. Ich miłość jest naturalna, podobnie jak przejście ze sztucznego związku w prawdziwy. Związek Lily i Lo opiera się na przyjaźni, więc nie widzimy wielkiej różnicy między tymi etapami. Autorki sprawnie kierują akcją, że mamy wrażenie, jakby od zawsze byli razem.
Książka jest dobrze napisana, lekka, zabawna, pełna sarkazmu, ale i bardzo wzruszająca. W ostatnich rozdziałach autentycznie płakałam. Jest to historia o uzależnieniu, które jest silniejsze niż wstyd, przyjaźń czy nawet miłość. Mówi o tym, jak duży wpływ ma na normalne funkcjonowanie, poczucie wartości, nawiązywanie przyjaźni czy kontakty z rodziną. Ma ciekawych bohaterów pierwszoplanowych i naprawdę świetnie skonstruowanych drugoplanowych. Każdy jest jedyny w swoim rodzaju, wyrazisty i zapałałam do każdego jednego sympatią. Pod koniec historia toczy bieg w najbardziej odpowiednim kierunku, jaki mogłabym sobie wymarzyć, więc jestem ciekawa kontynuacji i losów bohaterów w kolejnych częściach. Chciałabym zobaczyć, jak radzą sobie z uzależnieniami i układają swoje życia. Czyta się naprawdę przyjemnie i książka ma w sobie coś, co wyróżnia ją na tle innych romansów. Zdecydowanie jestem zadowolona z lektury i polecam ją każdemu fanowi gatunku czy tematu.
Lily Calloway i Loren Hale są przyjaciółmi od dzieciństwa. Oboje pochodzą z bogatych, znanych rodzin, które połączyły swoje marki, oboje mają problemy z rodziną… oraz są poważnie uzależnieni. Od czasu pójścia na studia udają szczęśliwą parę, kłamią, ukrywają się i dystansują od ludzi i bliskich. Wszystko to po to, aby utrzymać w sekrecie swoje zmagania. Lo nie jest w stanie...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-02
Violet, Xaden oraz reszta naznaczonych powraca do Basgiathu, akademii wojskowej dla jeźdźców smoków, by rozpocząć drugi rok nauki. Nic już nie będzie takie samo po odkryciu prawdy przez Violet i otarciu się o śmierć. Ona i jej ukochany mają sobie wiele do wyjaśnienia, ale nowi wrogowie są zdeterminowani, by utrzymać ich z dala od siebie i wybić wszystkich, którzy zagrażają ich kłamstwom. By utrzymać sekrety i swoje serce bezpieczne, Violet odsuwa się od przyjaciół i innych kadetów. Teraz nikomu nie może zaufać. Na pierwszym roku wielu z nich straciło życie. Teraz pozostali utracą swoje człowieczeństwo.
"𝐒𝐞𝐤𝐫𝐞𝐭𝐲 𝐧𝐢𝐞 𝐝𝐚𝐣𝐚 𝐩𝐫𝐳𝐞𝐰𝐚𝐠𝐢. 𝐔𝐦𝐢𝐞𝐫𝐚𝐣𝐚 𝐰𝐫𝐚𝐳 𝐳 𝐥𝐮𝐝𝐳𝐦𝐢, 𝐤𝐭𝐨𝐫𝐳𝐲 𝐢𝐜𝐡 𝐬𝐭𝐫𝐳𝐞𝐠𝐚."
“Żelazny płomień” to intrygująca, pełna akcji kontynuacja, o której choć początkowo nie wiedziałam, co myśleć, to ewentualnie całkowicie dla niej przepadłam. Choć nie uważam, by była tak wciągająca jak pierwsza część, myślę że była o wiele bardziej emocjonująca i skomplikowana. Mimo że nie zawsze czytało mi się ją lekko i szybko, jakoś zawsze łapałam się na tym, że mówiłam sobie “jeszcze jeden rozdział” i na tym jednym się nie kończyło. A koniec końców również mnie wzruszyła – uroniłam łzę zarówno z uśmiechem, jak i jedną z bólem serca. W końcu zostawiła mnie z mętlikiem w głowie i długim termin oczekiwania na premierę trzeciego tomu.
Relacja Violet i Xadena to był jeden z wątków, na który najbardziej czekałam i choć nie rozczarował mnie tak jak wielu innych czytelników, to jednak muszę przyznać, że ich komunikacja w tym tomie pozostawiała wiele do życzenia i momentami frustrowała. Aczkolwiek Xaden nigdy nie pozwolił mi zwątpić w jego uczucie i oddanie Violet. Z niecierpliwością oczekuję rozwoju na przestrzeni przyszłych części tego cyklu.
A skoro już mówimy o więziach, nie mogę nie wspomnieć o smokach, które jak zawsze były genialne, ale Tairn przeszedł sam siebie. Jego pozornie suche poczucie humoru było tak świetne i sarkastyczne. Ubawiłam się po pachy za każdym razem, gdy się odezwał, a mówił tylko faktami. Andarna też miała swoje 10 minut chwały i to uwielbiam. Jako “postać”, Andarna bardzo się rozwinęła i nie mogę się doczekać, by dowiedzieć się jeszcze więcej o niej, o kulturze smoków oraz przeszłości całego tego świata wykreowanego przez autorka, bo rzuciła nam mnóstwo kąsków oraz trochę światła na pewne fakty i niecierpliwie się, by je odkryć.
W “Żelaznym płomieniu” autorka postawiła na rozbudowanie świata, trochę mniej na romans, jeszcze więcej na przyjaźń. Nie brakuje tutaj zarówno momentów, które sprawią, że będziecie się łamać nad znalezieniem odpowiedzi, jak i tych pięknych i smutnych pomiędzy członkami drużyny czwartego skrzydła. Nie zabraknie akcji, uniesień serca, całkowicie nowych rewelacji, rozwojów postaci i charakterów. Myślę, że posiada po trochę wszystkiego, czego potrzeba, ale w oszczędnej ilości. Rebecca wyraźnie chce żebyśmy a) głowili się i troili, a także czekali na odpowiedzi b) cierpieli.
Choć, jak już wspomniałam, drugi tom nie przypadł mi do gustu tak mocno jak pierwszy, to jednak finalnie naprawdę zrobił na mnie wrażenie i przelatuje mi w głowie setka teorii na temat tego, co może się dalej wydarzyć. Ubolewam i czekam, by wrócić do tego brutalnego świata jak najszybciej, a także do ukochanych bohaterów, którzy mieli pod górkę, a teraz będą mieć jeszcze trudniej.
"𝐉𝐞𝐬𝐭𝐞𝐬 𝐦𝐨𝐣𝐚 𝐠𝐫𝐚𝐰𝐢𝐭𝐚𝐜𝐣𝐚. 𝐁𝐞𝐳 𝐜𝐢𝐞𝐛𝐢𝐞 𝐧𝐢𝐜 𝐰 𝐦𝐨𝐢𝐦 𝐬𝐰𝐢𝐞𝐜𝐢𝐞 𝐧𝐢𝐞 𝐝𝐳𝐢𝐚𝐥𝐚."
Violet, Xaden oraz reszta naznaczonych powraca do Basgiathu, akademii wojskowej dla jeźdźców smoków, by rozpocząć drugi rok nauki. Nic już nie będzie takie samo po odkryciu prawdy przez Violet i otarciu się o śmierć. Ona i jej ukochany mają sobie wiele do wyjaśnienia, ale nowi wrogowie są zdeterminowani, by utrzymać ich z dala od siebie i wybić wszystkich, którzy zagrażają...
więcej mniej Pokaż mimo to
➵ “Bezsilna” to powieść, na której premierę czekałam od dawna, więc miałam wobec niej pewne oczekiwania. Zaczęła się bardzo ciekawie i zdecydowanie miała potencjał, ale szybko przekonałam się, że jest to raczej zlepek innych, znanych nam już, popularnych historii. Igrzyska śmierci, Czerwona królowa, Rywalki, Dwory, Niezgodna, Żmija i Skrzydła Nocy to kilka tytułów, których motywy, a nawet pełne sceny rozpoznałam w “Bezsilnej”. Podobieństwa były ogromne i niestety szybko mi się znudziły.
➵ O ile większość z tych książek bardzo lubię i sobie cenię, niestety nie spodobało mi się ich wykorzystanie tutaj, gdyż cały czas miałam uczucie deja vu. Myślę, że gdyby autorka pokusiła się o bardziej oryginalną i własną historię, z pewnością bym dla niej przepadła, ponieważ zbudowany świat oraz magiczne moce przedstawione już na pierwszych stu stronach były naprawdę dobrym wstępem. Niestety od tego momentu byłam coraz bardziej obojętna i wiedziałam, dokąd to wszystko zmierza.
➵ Ale zacznijmy od początku. Światem rządzą Elitarni – są nie tylko bogatsi, ale posiadają również niezwykłe moce. Paedyn jest Zwyczajna, urodzona bez mocy, biedna a w dodatku żyje tylko dzięki sprytowi i kradzieżom. Na takich jak ona poluje się i zabija. Tą robotą zajmuje się Egzekutor, książe Kai, brat następcy tronu. Takie zadanie przypadło mu w rodzinie i społeczeństwie ze względu na jego niezwykły rodzaj mocy. Któregoś dnia w zaułku Paedyn ratuje mu życie, nie wiedząc, kim jest. Choć jakoś udaje jej się ujść z życiem, wieści o jej bohaterskim czynie szybko się roznoszą i zostaje wytypowana do tegorocznego turnieju – przeciwko Kaiowi oraz wielu innym, równie śmiercionośnym uczestnikom, którzy przygotowywali się do tego całe życie, a w dodatku mają moce, które dają im przewagę.
➵ Podobało mi się to, że Paedyn była zdecydowanie inteligentną, sprytną i zaradną bohaterką. Mogłam uwierzyć w to, że dzięki temu przetrwała w slumsach i że potrafiła o siebie zadbać — nie raz to pokazała, choć zbyt łatwo czasami przychodziły jej wyjścia z trudnych sytuacji, a autorka bardzo ją idealizowała. Jej chemia z Kaiem była wyraźna, jednak czasem ich banter i flirt sprawiały, że miałam ochotę przewrócić oczami, bo dialogi były tak oklepane, że już bardziej się nie dało. Każda inna postać była dla mnie raczej kartonowa.
➵ Odniosłam wrażenie, że kreując bohaterów i historię, autorka posłużyła się wszystkimi możliwymi trendami TikToka, ale nijak one pasowały w kontekście, dlatego często dialogi, flirt, groźby, banter, wszystko było dla mnie sztuczne i teatralne. Trójkąt miłosny, który się rozwinął był moim zdaniem zupełnie niepotrzebny, bo wyraźny był fakt, iż jeden z braci w ogóle nie miał szans, a wszystko było bardzo insta.
➵ Myślę, że jest to książka dla tych, którzy mają ochotę na niewymagające romantasy i nie przeszkadzają im podobieństwa, a wręcz szukają oklepanych schematów i oczekują tylko i wyłącznie rozrywki.
➵ “Bezsilna” to powieść, na której premierę czekałam od dawna, więc miałam wobec niej pewne oczekiwania. Zaczęła się bardzo ciekawie i zdecydowanie miała potencjał, ale szybko przekonałam się, że jest to raczej zlepek innych, znanych nam już, popularnych historii. Igrzyska śmierci, Czerwona królowa, Rywalki, Dwory, Niezgodna, Żmija i Skrzydła Nocy to kilka tytułów, których...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-23
“Carmilla” to powieść, o której po raz pierwszy usłyszałam dekadę temu w filmie “The Moth Diaries”, który oczarował mnie swoim klimatem i tematyką i teraz widzę, że był ogromnie inspirowany właśnie nią. To klasyka i pewnie wiele z Was kojarzy ten tytuł jako historię o wampirze-kobiecie lub jako tę, którą inspirował się autor “Drakuli”. Tak jest, ale to nie wszystko. To niepokojący i prowokujący portret obsesji i strachu, który ukazuje jak łatwo pomylić pozory z rzeczywistością, przyjaźń i pożądanie. Dotykając fascynującego tematu, jakim jest kobieca seksualność, bada intensywność kobiecej przyjaźni i jej zacierające się granice.
Strony są przesiąknięte mrocznym i dusznym gotyckim klimatem, a przekładając je mamy odczucie jakbyśmy powoli odkrywali tajemnicę i demaskowali manipulacje uwikłane pomiędzy rozdziały. Napisana niemal niczym pamiętnik, lekkim i prostym językiem, “Carmilla” jest książką, którą czyta się szybko i równie szybko kończy.
Laura i Carmilla są jak przeciwieństwa, które się przyciągają i uzupełniają; światło i mrok, niewinność i pożądanie. Obie lgną do siebie jak ćma do światła; jest w tym zaintrygowanie, strach, miłość, nienawiść, więź i niezrozumienie. Ich relacji towarzyszy wiele skrajnych emocji, a także niepewności i niewiadomych, zarówno dla czytelnika, jak i prawdopodobnie dla samych dziewcząt.
Co mi się najbardziej podobało, był sposób, w jaki został ukazany obraz wampira, czyli bardziej jako pewnego rodzaju “ducha” czy pośmiertnej, lecz nie do końca umarłej istoty. Nigdy nie jest otwarcie powiedziane, że jest to “pijący krew wampir”, lecz cała postać Carmilli i wszystko co z nią związane, otoczone jest pewnego rodzaju subtelną otoczką niepewności, enigmy. Ukazana jest jako postać nad wyraz piękna i czarująca, która z łatwością przyciąga i przysposobia sobie innych ludzi, unika odpowiedzi lub opowiada półprawdy tak zgrabnie, że nikt jej nawet nie kwestionuje, a przy tym jest jednocześnie uwodzicielska i niepokojąca. Tylko stare tytuły, takie jak “Carmilla”, przedstawiają ten prawdziwie gotycki, hipnotyzujący i powabny portret zarówno wampira, jak i kobiety, jakiego osobiście jestem wielką fanką.
Jeśli też lubicie takie klimaty, to jest must. A to wydanie wyjątkowo posiada piękne grafiki, które idealnie wyrażają charakter i oddają atmosferę powieści. Cieszę się, że mogłam ją przeczytać.
“Carmilla” to powieść, o której po raz pierwszy usłyszałam dekadę temu w filmie “The Moth Diaries”, który oczarował mnie swoim klimatem i tematyką i teraz widzę, że był ogromnie inspirowany właśnie nią. To klasyka i pewnie wiele z Was kojarzy ten tytuł jako historię o wampirze-kobiecie lub jako tę, którą inspirował się autor “Drakuli”. Tak jest, ale to nie wszystko. To...
więcej mniej Pokaż mimo to
“Fallen Princess” swoim klimatem bardzo przypomniała mi o serii „Save me” autorki, ale akcja umiejscowiona została w paranormalnym świecie. Myślę, że jeśli jedna Wam się spodobała, to i druga pewnie przypadłaby Wam do gustu. Moje odczucia wobec obu są raczej mieszane. Mamy tutaj podział na tych dzieciaków, którzy myślą, że są lepsi i tych, których traktuje się gorzej, z tym, że w tym przypadku o traktowaniu świadczy magia, jaką dana grupa dysponuje.
Jeśli chodzi o fabułę to była bardzo spokojna, slow burn at its finest, zarówno pod względem fabuły, jak i wątku romantycznego. Całość rozwija się stopniowo, a wręcz ośmieliłabym się powiedzieć, że ślamazarnie, przez co pierwsza połowa mnie wynudziła. Magia pojawiała się dość sporadycznie, a bohaterowie raczej skupiają się na rozwikłaniu zagadki morderstwa ucznia, co nie jest opisane jakoś spektakularnie, bo odniosłam wrażenie, że fabuła nie ruszyła do przodu nawet o milimetr, dopóki do nie dotarłam do połowy książki. Aczkolwiek ja bardzo lubię magiczne akademie, więc jakoś bardzo nie męczyłam się podczas czytania.
Postaci niestety wypadły w moich oczach dość kartonowo, były albo zazdrosne albo odgrywały role przyjaciół dla Zoey, albo po prostu sobie były. Nie posiadały jakichś konkretnych cech charakteru, przeszłości ani czegoś, co uczyniłoby ich niezbędnymi dla historii, stanowiły raczej pionki. Potrzebny ktoś, żeby zrobić zamieszanie? Osoba X. Ktoś, kto będzie nas irytował? Osoba Y. Ich jedyna cecha to magia, którą posiadają, ale nawet ona nie odgrywała większej roli w fabule, co mnie rozczarowało. Z Zoey jako Banshee, autorka miała ogromne pole do popisu, ale Zoey jeśli się nie użalała nad sobą, swoją niespodziewaną magią lub chłopakiem, wobec którego zachowań wolała pozostawać ślepa, po prostu… istniała. Jedynym, co w niej polubiłam, była jej determinacja, by szybko się zaadoptować do nowej sytuacji i nie poddawać.
Wydaje mi się, że ciężko jest zakończyć książki w dobry sposób. Rzadko się zdarza, że zakończenie mi się podoba, ale tutaj skończyło się w taki przyjemny, komfortowy sposób, co bardzo mi przypadło do gustu, jednocześnie zostawiając furtkę otwartą na kolejny tom/tomy. Jeszcze nie jestem pewna, czy po nie sięgnę, ale z pewnością ciekawią mnie moce bohaterów, których nie było nam dane za dobrze poznać oraz to jak rozwinie się relacja pomiędzy Zoey a Dylanem.
“Fallen Princess” swoim klimatem bardzo przypomniała mi o serii „Save me” autorki, ale akcja umiejscowiona została w paranormalnym świecie. Myślę, że jeśli jedna Wam się spodobała, to i druga pewnie przypadłaby Wam do gustu. Moje odczucia wobec obu są raczej mieszane. Mamy tutaj podział na tych dzieciaków, którzy myślą, że są lepsi i tych, których traktuje się gorzej, z...
więcej Pokaż mimo to