Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Uwielbiam ten moment rozwoju karier naukowych, w którym profesorowie już niczego nie muszą udawać i wyłamują się ze sztywnych, akademickich ram.

Wreszcie można przeczytać, o co tak naprawdę chodzi autorowi w polityce międzynarodowej. A przy tym świetnie spędzić czas, bo książkę (książeczkę?) czyta się całkiem przyjemnie.

Uwielbiam ten moment rozwoju karier naukowych, w którym profesorowie już niczego nie muszą udawać i wyłamują się ze sztywnych, akademickich ram.

Wreszcie można przeczytać, o co tak naprawdę chodzi autorowi w polityce międzynarodowej. A przy tym świetnie spędzić czas, bo książkę (książeczkę?) czyta się całkiem przyjemnie.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Pozwala zatęsknić za życiem, którego się nawet nie miało.

Pozwala zatęsknić za życiem, którego się nawet nie miało.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Dobra, choć brakuje jej mocniejszego umocowania w źródłach. Niech będzie, że to konwencja para-reporterska. Mimo wszystko warto przeczytać. Trudna nie ze względu na konieczność skupienia albo trudny język. Trudna, ponieważ autor wymaga także etyki od Czytelnika, a to sprawiało mi wewnętrzny ból.

Dobra, choć brakuje jej mocniejszego umocowania w źródłach. Niech będzie, że to konwencja para-reporterska. Mimo wszystko warto przeczytać. Trudna nie ze względu na konieczność skupienia albo trudny język. Trudna, ponieważ autor wymaga także etyki od Czytelnika, a to sprawiało mi wewnętrzny ból.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Dobrze podsumował Czesław Miłosz zjawisko, którego częściowym refleksem są owe listy do stryja: „Andrzej Bobkowski po napisaniu Szkiców piórkiem wyemigrował z Francji do Gwatemali, cnota w nim zwyciężyła, sam, własnymi rękami stworzył sobie warunki egzystencji, żeby nie zależeć od komitetów, stypendiów, jałmużny. I ta cnota, dziwnie zawsze idąca w parze z pogardą dla, panie dzieju, różnych intelektualnych figlasów, zepsuła jego pisarstwo, zwróciła go na tor swojski, jakże znany: wrzaskliwych sarmackich napaści na cokolwiek, co wymaga myślowej pracy, dumnego z siebie obskurantyzmu, maskowanego oczytaniem i cytatami w obcych językach”.

Dobrze podsumował Czesław Miłosz zjawisko, którego częściowym refleksem są owe listy do stryja: „Andrzej Bobkowski po napisaniu Szkiców piórkiem wyemigrował z Francji do Gwatemali, cnota w nim zwyciężyła, sam, własnymi rękami stworzył sobie warunki egzystencji, żeby nie zależeć od komitetów, stypendiów, jałmużny. I ta cnota, dziwnie zawsze idąca w parze z pogardą dla, panie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka jest jedną wielką konfrontacją między seksem a miłością, traktując je jako byty rozłączne. Cielesność kontra duchowość. Pożądanie a pogodne szczęście. Człowiek czy bezpłciowy klon?
Powiedziano już o niej wiele, zaś powyższe jest tylko uogólnieniem. Byłbym zły i obrażony na własną bezpłodność twórczą, ale pociesza mnie fakt, że historia Michela i Bruna też są uogólnieniami w temacie 'stadiów rozwoju rasy ludzkiej'.

Książka jest jedną wielką konfrontacją między seksem a miłością, traktując je jako byty rozłączne. Cielesność kontra duchowość. Pożądanie a pogodne szczęście. Człowiek czy bezpłciowy klon?
Powiedziano już o niej wiele, zaś powyższe jest tylko uogólnieniem. Byłbym zły i obrażony na własną bezpłodność twórczą, ale pociesza mnie fakt, że historia Michela i Bruna też są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W XVI wieku było to prawdopodobnie najbardziej odważne dzieło traktujące o problemach społeczno-politycznych, które drążą najwyższe szczeble władzy. Wydane dziś też byłoby na czasie, bo nie sposób nie odnieść wrażenia, że im wyższe warstwy się analizuje, tym więcej zła się wyławia. Szkoda, że nie da się z tym nic zrobić.

W XVI wieku było to prawdopodobnie najbardziej odważne dzieło traktujące o problemach społeczno-politycznych, które drążą najwyższe szczeble władzy. Wydane dziś też byłoby na czasie, bo nie sposób nie odnieść wrażenia, że im wyższe warstwy się analizuje, tym więcej zła się wyławia. Szkoda, że nie da się z tym nic zrobić.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Przykro mi, że się nie wzruszałem i nie czułem wielkiego współczucia przemieszanego z bezsilnością. Nie zaciskałem pięści, nie gryzłem warg i nie pomstowałem na nieuczciwość świata, gdy czytałem o cierpieniach bohatera.
Zapewne stało się tak dlatego, że sam głodujący nie najgorzej odnajduje się w przytłaczającej rzeczywistości i momentami chełpi się swoją niezłomną postawą. Ciekawe - biorąc pod uwagę afiliacje polityczne Autora - czy wyczuwał braterstwo dusz z pewnym popychanym przez przykrości życia austriackim malarzem. On też chełpił się wytrwałością.

Przykro mi, że się nie wzruszałem i nie czułem wielkiego współczucia przemieszanego z bezsilnością. Nie zaciskałem pięści, nie gryzłem warg i nie pomstowałem na nieuczciwość świata, gdy czytałem o cierpieniach bohatera.
Zapewne stało się tak dlatego, że sam głodujący nie najgorzej odnajduje się w przytłaczającej rzeczywistości i momentami chełpi się swoją niezłomną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To nie jest dobra książka. Nie spełnia postawionego przed sobą celu. Prawdę mówiąc, każdy mógłby napisać to samo, co ów "ktoś" umieścił w zebranych tu felietonach. Autor to niekoniecznie piłkarz, bo każda historia, każdy szczegół opisany został pobieżnie i niby po to, by "dochować tajemnicy", ale w tej książce nie są odkrywane żadne tajemnice.
Nie najgorzej napisana, przystępna pozycja, jednak zupełnie nie rozumiem jej popularności...

To nie jest dobra książka. Nie spełnia postawionego przed sobą celu. Prawdę mówiąc, każdy mógłby napisać to samo, co ów "ktoś" umieścił w zebranych tu felietonach. Autor to niekoniecznie piłkarz, bo każda historia, każdy szczegół opisany został pobieżnie i niby po to, by "dochować tajemnicy", ale w tej książce nie są odkrywane żadne tajemnice.
Nie najgorzej napisana,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Można przeczytać, ale jako ciekawostkę.
Na próżno tu szukać objawionej prawdy czy wysmakowanych ciekawostek na temat filmu, jego twórców czy procesu powstawania dzieła. To raczej próba zmierzenia się z tym, co chciał Kubrick przekazać widzom poprzez "Barry'ego Lyndona" i jakie tematy zostały w nim naświetlone. Autor raz ociera się o banał, a innym razem wyszukuje naprawdę dobre szczegóły.
Rozprawa (hmm... esej?) nierówna, ale ciekawa, choćby ze względu na tematykę i analizę muzyki.

Można przeczytać, ale jako ciekawostkę.
Na próżno tu szukać objawionej prawdy czy wysmakowanych ciekawostek na temat filmu, jego twórców czy procesu powstawania dzieła. To raczej próba zmierzenia się z tym, co chciał Kubrick przekazać widzom poprzez "Barry'ego Lyndona" i jakie tematy zostały w nim naświetlone. Autor raz ociera się o banał, a innym razem wyszukuje naprawdę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ależ to było zaskoczenie! Podchodziłem do tej książki z przypadku. Wygrzebana z odmętów antykwariatów, z grzbietem zaatakowanym pleśnią, z okręgami po herbacie na papierowej okładce i zapachem starczej stęchlizny. Nie spodziewałem się uniesień, wręcz przeciwnie - obawiałem się, że natrafię na ciężkostrawne dzieło, językowy i stylistyczny głaz, którego niepodobna udźwignąć, ani tym bardziej skonsumować, przetrawić i zrozumieć.
Okazuje się jednak, że koncept pisania o własnych osiągnięciach w trzeciej osobie udał się znakomicie i snuta przez Cezara opowieść jawi się rzeczywiście fascynująco. Kiedy opowiada o jego (hmm... swojej) hojności i sprawiedliwości, mam przed oczami legendarnego Alaina Denona z "Asteriksa i Obeliksa", który wcielił się z gracją i powagą w rolę konsula. Tutaj jednak Cezar przedstawia się nie jako ozłocony posąg sławiący jego wielkość, lecz jako żywa postać, która wzbiła się ponad okoliczności dzięki sprzyjającym wiatrom, talentowi i rzadkiej umiejętności pozyskiwania zwolenników.
Prosty, żołnierski język i klarowne przedstawianie toku wydarzeń to kolejne zalety dzieła i myślę, że bez obaw można rozpoczynać przygodę z literaturą klasyczną od tego właśnie dzieła. "O wojnie domowej" rozbudza nadzieje, bo jeżeli Cezar pisał tak dobrze, to co czeka na Czytelnika u twórców jeszcze bardziej poświęconych słowu?

Ależ to było zaskoczenie! Podchodziłem do tej książki z przypadku. Wygrzebana z odmętów antykwariatów, z grzbietem zaatakowanym pleśnią, z okręgami po herbacie na papierowej okładce i zapachem starczej stęchlizny. Nie spodziewałem się uniesień, wręcz przeciwnie - obawiałem się, że natrafię na ciężkostrawne dzieło, językowy i stylistyczny głaz, którego niepodobna udźwignąć,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam nadzieję, że mizerność tej opowieści jest wynikiem czytania jej w polskojęzycznym tłumaczeniu, a nie efektem nietrafionych pomysłów Tolkiena, który - jak zwykło się mawiać - pisarzem był przednim.

Mam nadzieję, że mizerność tej opowieści jest wynikiem czytania jej w polskojęzycznym tłumaczeniu, a nie efektem nietrafionych pomysłów Tolkiena, który - jak zwykło się mawiać - pisarzem był przednim.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Opisem tej książki (właściwie to symbiotyczna trylogia) powinny być recenzje każdej z jej części składowych, ale "Stracone złudzenia" jako całość są czymś więcej niż sumą elementów. Jedno z ważniejszych dzieł Balzaca stało się istotne właśnie dlatego, że wniosło do literatury i kultury pisania powieści obyczajowych charaktery czy postawy budowane przez narratora w sposób uczciwy, obiektywny i jak najbardziej wyczerpujący. Nie można zarzucać autorowi chodzenia na skróty, prób oszukiwania Czytelnika czy fantastycznych założeń.
Warto.

Opisem tej książki (właściwie to symbiotyczna trylogia) powinny być recenzje każdej z jej części składowych, ale "Stracone złudzenia" jako całość są czymś więcej niż sumą elementów. Jedno z ważniejszych dzieł Balzaca stało się istotne właśnie dlatego, że wniosło do literatury i kultury pisania powieści obyczajowych charaktery czy postawy budowane przez narratora w sposób...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mozolnie tkana, przędzona i spajana konstrukcja fabularna oczekuje od Czytelnika sporej uwagi, poświęcenia i permanentnej koncentracji. Na początku wydaje się, że - podobnie jak "Dwaj poeci" - "Cierpienia wynalazcy" są tylko przystawką mającą wzmocnić dowody kunsztu wyzierające z centralnej powieści opowiadającej o losach Lucjana.
Tym razem młodociany poeta schodzi na nieco dalszy plan, a wyeksponowani zostają rozliczni antagoniści, zawadiacy i karierowicze przeróżnej maści, w tym nieoceniony dla konstrukcji całej wręcz "Komedii ludzkiej" hiszpański duchowny, który - parafrazując słowa Ryby z "Kilera" - jeśli mówi, że pochodzi z Toledo i jest zakonnikiem, to może i pochodzi z Toledo, ale nie jest zakonnikiem.
Fenomenalna końcówka książki z wieloma rozsądnymi komentarzami na temat natury człowieka, jego moralności i związków sumienia z przyjaźniami i własnymi ambicjami.
"Cierpienia wynalazcy" okażą się bardzo niestrawną książką dla człowieka, który uważa, że zasługuje na wszystko, czego tylko zapragnie. Nie dlatego, że Balzac obdziera ze złudzeń, lecz dlatego, że wytyka nikczemność w sposób ujmująco rzetelny.

Mozolnie tkana, przędzona i spajana konstrukcja fabularna oczekuje od Czytelnika sporej uwagi, poświęcenia i permanentnej koncentracji. Na początku wydaje się, że - podobnie jak "Dwaj poeci" - "Cierpienia wynalazcy" są tylko przystawką mającą wzmocnić dowody kunsztu wyzierające z centralnej powieści opowiadającej o losach Lucjana.
Tym razem młodociany poeta schodzi na nieco...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Centralna opowieść w balzakowskiej trylogii o wdzięcznym tytule "Stracone złudzenia" jest jednym z najjaśniejszych gwiazd na firmamencie francuskiego realisty. Choć początkowe strony, ani tym bardziej nudnawa uwertura ("Dwaj poeci") nie zapowiadają wielkich uniesień literackich, to już po kilkudziesięciu minutach czytania łatwo dostrzec potencjał wybijający się spośród szeregów liter.
"Wielki człowiek z prowincji w Paryżu" nie jest dziełem skończonym. Jest za to studium pisarza na temat XIX-wiecznego środowiska literackiego, dziennikarskiego i artystycznego o istotnych detalach autobiograficznych, które nadają powieści szlachetnie obiektywne rysy. Cieszy wierne odwzorowanie realiów, pieczołowicie przedstawione perypetie początkujących karierowiczów, których symbolicznym reprezentantem staje się Lucjan, a także filozoficzne czy mentorskie dywagacje narratora. Mogą czasem irytować i odrzucać, bo niemiłosiernie spowalniają tempo akcji i rozbijają wartość strumienia fabuły, ale wydają się konieczne. Dzięki nim nie jest to czcza opowieść i tępawe odtwórstwo rzeczywistości, jak często bywa u innych pisarzy epoki, lecz ponadczasowa pozycja o wartości nie do przecenienia dla każdego młodego człowieka wchodzącego w świat nieporównywalnie większy i głębszy od znanego mu krajobrazu lat dziecięcych.

Centralna opowieść w balzakowskiej trylogii o wdzięcznym tytule "Stracone złudzenia" jest jednym z najjaśniejszych gwiazd na firmamencie francuskiego realisty. Choć początkowe strony, ani tym bardziej nudnawa uwertura ("Dwaj poeci") nie zapowiadają wielkich uniesień literackich, to już po kilkudziesięciu minutach czytania łatwo dostrzec potencjał wybijający się spośród...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Homo przypadkiem Sapiens Tadeusz Bielicki, Konrad Fiałkowski
Ocena 6,8
Homo przypadki... Tadeusz Bielicki, K...

Na półkach: ,

Praca polskich naukowców stanowi potencjalny fundament do rozmów o ewolucyjnej genezie koncepcji 'umowy społecznej', którą Fiałkowski i Bielicki potrafią uzasadnić zyskiem grupy praludzi na "fitness wewnątrz grupy", genetyczne źródła ksenofobii; pojawiają się przyczynki do rozważań ontologicznych o dualistycznej naturze człowieka tak w ujęciu biologicznym, jak i teologiczno-filozoficznym. Autorzy kładą potężny nacisk na kompleksowe analizy wyjaśniające hipotezy i wnioski proponowane czytelnikowi i prowadzi go często za rękę przez meandry esejów, opracowań i podręczników na pokrewne tematy. Niestety, ścieżka wytyczona pośród fali informacji przywoływanych przez Fiałkowskiego i Bielickiego jest ciężka do przebycia nie tylko dla laików, ale dla każdego, kto nie jest doświadczonym pasjonatem teorii ewolucji - podanie ręki podczas ataku tsunami niewiele pomoże.
Zadaniem książki jest pokazanie, że mózg jest efektem ubocznym adaptacji ludzkiego organizmu do polowań na wyczerpanie, czyli swoistej rywalizacji ze zwierzyną na odporność na przegrzanie termiczne. Innowacyjna i świetnie udowodniona na łamach dzieła teoria pozwala na świeże spojrzenie i sensowne ułożenie elementów wielkiej układanki, jaką jest ewolucja. Jednak wydaje się, że kluczowym, niemalże centralnym punktem pracy polskich profesorów jest teoria von Neumanna o tworzeniu niezawodnego systemu z zawodnych elementów - interesujący jest fakt, że w ten sposób działają połączenia neuronowe w naszym mózgu, inspirujący jest pogląd, że w analogiczny sposób działać może społeczeństwo.

Praca polskich naukowców stanowi potencjalny fundament do rozmów o ewolucyjnej genezie koncepcji 'umowy społecznej', którą Fiałkowski i Bielicki potrafią uzasadnić zyskiem grupy praludzi na "fitness wewnątrz grupy", genetyczne źródła ksenofobii; pojawiają się przyczynki do rozważań ontologicznych o dualistycznej naturze człowieka tak w ujęciu biologicznym, jak i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przenikliwe opisy charakterów, doskonała spostrzegawczość i godny uwagi styl Balzaca to nie wszystko - opowieść jest dość nużąca.

Przenikliwe opisy charakterów, doskonała spostrzegawczość i godny uwagi styl Balzaca to nie wszystko - opowieść jest dość nużąca.

Pokaż mimo to


Na półkach:

To jest bardzo dobra powieść młodzieżowa.

To jest bardzo dobra powieść młodzieżowa.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Uroczo staromodna. Tak staromodna, że przypomina w smaku świąteczny bigos odgrzany w ostatni dzień karnawału.
Niby smaczny, ale do końca tygodnia w kiszkach marsza gra orkiestra kiełbasianych salw. Co ostrożniejsi nie zjedzą do końca i prawdopodobnie to oni wyjdą z pojedynku z "uroczo staromodnym" Stendhalem zwycięsko.

Uroczo staromodna. Tak staromodna, że przypomina w smaku świąteczny bigos odgrzany w ostatni dzień karnawału.
Niby smaczny, ale do końca tygodnia w kiszkach marsza gra orkiestra kiełbasianych salw. Co ostrożniejsi nie zjedzą do końca i prawdopodobnie to oni wyjdą z pojedynku z "uroczo staromodnym" Stendhalem zwycięsko.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Absorbująca i przyjemnie, żwawo prowadzona akcja. Dość niezwykłe, że powieść - choć dotyka życia osób o orientacji homoseksualnej - w ciągu siedemdziesięciu lat od premiery nie zdezaktualizowała się tak, jak można by oczekiwać...

Absorbująca i przyjemnie, żwawo prowadzona akcja. Dość niezwykłe, że powieść - choć dotyka życia osób o orientacji homoseksualnej - w ciągu siedemdziesięciu lat od premiery nie zdezaktualizowała się tak, jak można by oczekiwać...

Pokaż mimo to


Na półkach:

"Paragraf 22" to właściwie tryptyk, a nie zwyczajna powieść. Zaczyna się w komiczno-absurdalnym tonie, lecz koncept wyczerpuje się po około stu pięćdziesięciu stronach. Heller wydaje się wyczuwać owo znużenie czytelnika niezwykle trafnie i w odpowiedzi na wzruszanie ramionami, unoszone brwi i wykrzywione w grymasach wymuszonego uśmiechu wrzuca nieco apatyczny interwał, który klimatem przypominać może deszczowo-jazzowe filmy lat 70. XX wieku. Lucjana znika, czytelnik nabiera oddechu i przewraca kartki w nadziei na powrót do udanego, lecz wyczerpanego konceptu lub na coś zupełnie nowatorskiego. Trzecia część jest jednak kompromisowym rozwiązaniem. W zasadzie dopiero teraz zaczyna coś się dziać. Nadchodzi dżdżysta jesień, wojna chyli się ku końcowi, żołnierze zaczynają naprawdę umierać, morale spada proporcjonalnie do ilości wymaganych lotów, a rzymskie ladacznice wsiąkają w kocie łby przy łuku Konstantyna i znikają jak kamfora ku uciesze rzeszy moralistów. Bohater zaczyna się łamać, dostrzega to narrator i opowiada o rozterkach kapitana Yossariana czytelnikowi, który także zaczyna się łamać, płakać i zastanawiać się nad permanentnym zagrożeniem, wiszącym podczas wojny niczym miecz Damoklesa nad każdym człowiekiem, a które dostrzega się dopiero wówczas, gdy karabiny wokół zaczynają milknąć i spod wysychającego morza krwi wyłania się błotnisty ląd pełen jadu, cierpienia i nienawiści.

"Paragraf 22" to właściwie tryptyk, a nie zwyczajna powieść. Zaczyna się w komiczno-absurdalnym tonie, lecz koncept wyczerpuje się po około stu pięćdziesięciu stronach. Heller wydaje się wyczuwać owo znużenie czytelnika niezwykle trafnie i w odpowiedzi na wzruszanie ramionami, unoszone brwi i wykrzywione w grymasach wymuszonego uśmiechu wrzuca nieco apatyczny interwał,...

więcej Pokaż mimo to