-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz1
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska1
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać2
Biblioteczka
2012-07-01
2012-02-26
Iza Kuna znana mi do tej pory wyłącznie jako aktorka i troszkę już nudząca smętną rolą Marii w popularnym serialu, ukazała mi się w "Klarze" jako osoba o niezwykłej wyobraźni, poczuciu humoru i - bez wątpienia - pisarskim stylu!
"Klara" to książka, która wymyka się konwencjom. To seria migawek z życia głównej bohaterki, którą jest Klara - kobieta u progu 40-stki, bez męża i dzieci, za to z żonatym kochankiem, nawiedzonym kotem, przyjaciółmi z problemami oraz whisky i xanaxem zawsze pod ręką. Ciąg epizodów tworzy barwną, słodko - gorzką, pełną czarnego humoru historię o współczesnych ludziach w tzw. średnim wieku - zabieganych, samotnych, szukających miłości, która zawsze jest inna, niż oczekują...
Zaskakuje w tej książce zarówno styl (nie polecam, jeśli kogoś rażą wulgaryzmy, bo w "Klarze" jest ich na pęczki!), połączenie świata fantazji z rzeczywistością, przerysowane, ale bardzo ludzkie mimo to, sylwetki bohaterów jak również uczucia, jakie ta książka wzbudza.
'Klara" jest jednocześnie zabawna (momentami arcy - zabawna!) i przygnębiająca (bo wizja takiego życia nie wygląda dobrze...), przerażająca ( do czego to się kobieta potrafi doprowadzić przez faceta, a facet przez kobietę...) i wzruszająca (a może to jednak była miłość???), demoralizująca (nawet kot bierze xanax i pije whisky!) i pouczająca (jak żyć, żeby nie wpaść w taki kanał i dlaczego czasem warto słuchać mamy...). Krótko mówiąc: istny misz masz literacki, ale w bardzo dobrym tego określenia znaczeniu!
Mimo, że do 40-stki mi jeszcze daleko to "Klarę" przeczytałam niemal jednym tchem i wrażenia po tej lekturze mam jak najbardziej pozytywne (oczywiście w sensie wrażeń literackich, niekoniecznie zaś, jeśli chodzi o historię Klary...:)). Ta książka nie daje nam chwili odpoczynku - jest intensywna i mocna od pierwszej do ostatniej strony! Bardzo jestem ciekawa, co po "Klarze" stworzy Iza Kuna!
Zobacz więcej: http://www.familie.pl/Blogi-0-0/b485-1,Familijny-Klub-Moli-Ksiazkowych.html#ixzz1nglF3Ehy
Iza Kuna znana mi do tej pory wyłącznie jako aktorka i troszkę już nudząca smętną rolą Marii w popularnym serialu, ukazała mi się w "Klarze" jako osoba o niezwykłej wyobraźni, poczuciu humoru i - bez wątpienia - pisarskim stylu!
"Klara" to książka, która wymyka się konwencjom. To seria migawek z życia głównej bohaterki, którą jest Klara - kobieta u progu 40-stki, bez męża...
2012-02-08
Miłośnicy wartkiej akcji, wątków kryminalnych czy szalonego poczucia humory nie mają czego szukać w tej książce. Nie zgodzę się też z jedną z opinii, iż jest to książka dla fanów twórczości Jodi Picoult - bo jest napisana w zupełnie innym stylu. W ogóle jest...inna od książek, które do tej pory czytałam. Bez wątpienia Linda Olsson wyróżnia się wnikliwym, a jednocześnie pełnym subtelności spojrzeniem w ludzką duszę i na otaczający świat. Mimo, że książka traktuje o sprawach smutnych, trudnych, ostatecznych to... czytając nie odczuwa się przygnębienia. Przeciwnie: miałam wrażenie, że z kart tej powieści z biegiem czytania płynie coraz jaśniejsze światło. W przeciwieństwie do innych historii o tęsknocie, cierpieniu, śmierci, "Niech wieje dobry wiatr" czyta się z lekkością i specyficzną, czytelniczą przyjemnością.
Obie bohaterki: Veronica i Astrid, choć pozornie tak różne od siebie, szukają w życiu tego samego: ukojenia, nadziei i miłości - niekoniecznie tej erotycznej, ale tej typowo ludzkiej, dającej ciepło i spokój. Okazuje się, że, aby zaakceptować to, co niesie nam życie, a co często jest dla nas stratą, bólem, tragedią, musimy najpierw zaakceptować siebie i swoje uczucia. I jeszcze jedno: samotność w niczym nie pomaga. Człowiek potrzebuje drugiej osoby, by pogodzić się z samym sobą i z tym, co niesie życia. A często to dopiero drugi człowiek uświadamia nam, jacy naprawdę jesteśmy.
Można powiedzieć, że "Niech wieje dobry wiatr" to historia o przyjaźni, takiej, która może odmienić życie. Jest to też historia o poznawaniu siebie, które jest wtedy najpełniejsze, kiedy otwieramy się na innego człowieka. I jeszcze o nadziei, która jest światłem życia.
Powieść Lindy Olsson jest mocno osadzona w szwedzkich realiach. Podczas czytania można poczuć ten specyficzny, skandynawski chłód, ale jednocześnie łatwo sobie wyobrazić świecące na szwedzkim, bezchmurnym niebie słońce. Jakimś niezwykłym spokojem bije szwedzki krajobraz i ludzie w niego wrośnięci. Może i to sprawia, że ta czytanie tej książki napełnia jakimś nieokreślonym uczuciem wyciszenia, ciepła i spokoju właśnie?
Polecam na długie, zimowe wieczory: dla ukojenia skołatanych nerwów, wyciszenia się po męczącym dniu i refleksji nad tym, co w życiu ważne.
Zobacz więcej: http://www.familie.pl/Blogi-0-0/b485-1,Familijny-Klub-Moli-Ksiazkowych.html#ixzz1lzTVkB93
Miłośnicy wartkiej akcji, wątków kryminalnych czy szalonego poczucia humory nie mają czego szukać w tej książce. Nie zgodzę się też z jedną z opinii, iż jest to książka dla fanów twórczości Jodi Picoult - bo jest napisana w zupełnie innym stylu. W ogóle jest...inna od książek, które do tej pory czytałam. Bez wątpienia Linda Olsson wyróżnia się wnikliwym, a jednocześnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-11-20
Jestem bardzo sceptycznie nastawiona do wszelkiej maści poradników. Uważam, że najczęściej jest to robienie sensacji z oczywistych faktów ( a przy tym i pieniędzy).
Książka Jespera Juula od początku jednak wydała mi się...inna. Może sprawiła to sympatyczna okładka w dziecinne rysunki? A może fakt, że nie jest to tomisko, tylko nieco ponad 180 -stronicowa, naprawdę niewielkich rozmiarów książeczka? Nie wiem. W każdym razie od razu po jej otrzymaniu (wygrana w konkursie) zaczęłam ją czytać i... tak mi minął cały wieczór.
Jesper Juul - uznany duński terapeuta rodzinny i pedagog o światowej renomie - odkrywa przed czytelnikiem w tej książeczce tajniki rodzinnego szczęścia. Główny sekret kryje się według niego w...zachowaniu rodziców i ich wzajemnych stosunkach. Juul wyjaśnia, jak kolosalny wpływ ma to na dzieci i całą atmosferę panującą w domu. W prosty i jasny sposób określa także czym są: posłuszeństwo i samodzielność, uwaga, granice, odpowiedzialność, przywództwo.
"Moja kompetentna rodzina" to nie jest naukowy wywód. Juul, mimo, że cieszy się światową sławą, wyraźnie odchodzi od języka psychologów czy terapeutów. Mogę nawet powiedzieć, że z kart tego poradnika mówi do czytelnika sympatyczny facet, który nie moralizuje, tylko w przystępny sposób dzieli się swoją wiedzą i doświadczeniem.
Juul przypomina nam na kartach tej książeczki o tak ważnych kwestiach jak wzajemny szacunek, akceptacja indywidualności, kompromis, umiejętne wyrażanie własnych potrzeb i opinii. I to my - rodzice - mamy uczyć tego nasze dzieci poprzez stosowanie się do tych zasad względem nich! Dopiero z czasem możemy zacząć wymagać tego od naszych pociech.
Ciekawy fragment dotyczy komunikowania swoich potrzeb i preferencji: zamiast "nie wolno tego robić", "nie powinieneś tego robić" Juul radzi używać zwrotów: "nie chcę, abyś to robił", "nie lubię, kiedy tak robisz". Różnica niby subtelna, ale w jednej chwili zakaz zamienia się w sugestię określającą nasze granice osobiste, nastrój czy gust.
Nie wiem jeszcze, czy ze wszystkimi wnioskami Juula zawartymi w poradniku się zgadzam. Pewne jednak jest, iż skłonił mnie do refleksji i sprawił, że inaczej postrzegam wiele zdarzeń dotyczących mojej rodziny. Zaczęłam też mocniej doceniać moją własną i męża w niej rolę.
"Twoją kompetentną rodzinę" na pewno będę poczytywać jeszcze nie raz - może w całości, a może wracać do konkretnych rozdziałów, ale z pewnością nie jest to książka, którą raz przeczytaną, odkłada się już na dobre na półkę!
Jestem bardzo sceptycznie nastawiona do wszelkiej maści poradników. Uważam, że najczęściej jest to robienie sensacji z oczywistych faktów ( a przy tym i pieniędzy).
Książka Jespera Juula od początku jednak wydała mi się...inna. Może sprawiła to sympatyczna okładka w dziecinne rysunki? A może fakt, że nie jest to tomisko, tylko nieco ponad 180 -stronicowa, naprawdę...
2011-11-26
2011-11-10
Książka przeczytana jednym tchem, co już samo w sobie świadczy o jej poziomie.
Przede wszystkim: zupełnie inna niż oczekiwałam! Tak pod względem zewnętrznym, jak i pod względem treści! Cieniutka koperta nie przywiodła mi na myśl nagrody w konkursie na LubimyCzytać.pl Wyobrażałam sobie "Młode Chiny" jako tomisko, w sztywnej oprawie, coś na kształt leksykonu czy typowej książki popularnonaukowej.
Tymczasem otrzymałam niewielkich rozmiarów ledwie ponad 100 stronicową książeczkę, która ze sztywnym przekazywaniem wiedzy tak naprawdę niedużo ma wspólnego!
Zagłębiłam się w tę historię z prawdziwym zainteresowaniem, które rosło wraz z kolejnymi kartami książki. Krzysztof Kardaszewicz okazał się być sympatycznym gawędziarzem, który opisy własnych doświadczeń przeplata faktami historycznymi, spostrzeżeniami znajomych Chińczyków, danymi na temat modelu edukacji czy rodziny we współczesnych Chinach. W efekcie czytelnik - czyli ja - przyswaja sobie to wszystko z niezwykłą łatwością i z taką samą łatwością wyobraża sobie ten odległy, egzotyczny, a jednak coraz bliższy nam świat...
I rzeczywiście - Chiny według Kardaszewicza są diametralnie inne od tego, jaki ich obraz istniał do tej pory w mojej głowie! Pewnie nie należę do mniejszości osób myślących, że Chiny wciąż wyglądają tak, jak jeszcze kilkadziesiąt lat temu: stricte komunistyczny kraj, w którym każdy obywatel jest w całości poddany temuż systemowi i ślepo wierzy w jego ideologię...Tymczasem młode pokolenie Chińczyków dąży do zupełnie innego życia niż to, które mają ich dziadkowie czy rodzice. Czytając aż trudno uwierzyć, jak bardzo liczy się dla nich pieniądz, kariera i rozrywkowe życie. Trudno oprzeć się wrażeniu, że to nowe pokolenie "nadrabia" lata ucisku, sztywnych reguł i biedy panującej w Chinach przez długi, długi czas. Chcą złapać wszystko, co najlepsze bez zastanawiania się and konsekwencjami.
Jednak państwo nie pozostaje bez wpływu na życie obywateli. Można powiedzieć, ze wszelkimi sposobami stara się utrzymać społeczeństwo w ryzach: przynależność do partii, chociażby dla pozorów jest warunkiem dostania się do dobrej szkoły, a później pracy, chińska matura to mordęga do przejścia jedynie dla nielicznych, a polityka jednego dziecka wzmaga jeszcze ambicje chińskich rodziców i samych dzieci... Społeczeństwo nieprzeciętnie inteligentne, wykształcone, robiące karierę, a jednocześnie podległe władzom - to marzenie chińskiego rządu. I chociaż są to tylko pozory, młodzi Chińczycy nadal wypełniają swoje obowiązki wobec władz, partii, rodziny... Bo choć metody są odmienne, cel właściwie jeden - dostatnio żyć.
Polecam lekturę tej książki nie tylko miłośnikom Chin, ale wszystkim tym, którzy chcą przeciwstawić swoje wyobrażenie o tej potędze z współczesną rzeczywistością.
Książka przeczytana jednym tchem, co już samo w sobie świadczy o jej poziomie.
Przede wszystkim: zupełnie inna niż oczekiwałam! Tak pod względem zewnętrznym, jak i pod względem treści! Cieniutka koperta nie przywiodła mi na myśl nagrody w konkursie na LubimyCzytać.pl Wyobrażałam sobie "Młode Chiny" jako tomisko, w sztywnej oprawie, coś na kształt leksykonu czy typowej...
2011-10-30
2011-10-05
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest to książka dla dzieci... Fikuśne rysunki, układ graficzny, tytuł... Jednak w miarę czytania, zmieniałam co do tego zdanie. Dziś mogę stwierdzić, iż książka Katarzyny Ryrych jest... dla wszystkich - małych i dużych, kobiet i mężczyzn. Już podtytuł: "Pamiętnik mojej choroby" daje nam pewne pojęcie o tej historii...
Pozostając przy pierwszym wrażeniu, nie sposób nie wspomnieć o oryginalnej formie tej książki. Nietypowy format, twarda okładka, stronnice związane wstążką, jak w prawdziwym,skrzętnie skrywanym gdzieś pod łóżkiem pamiętniku, do tego utrzymane w barwach zieleni i czerni ilustracje, lekko szeleszczący papier - to wszystko sprawia, że już sam wygląd "Siedmiu sowich piór" intryguje i zachęca do lektury.
Książeczkę tę - ma niewiele ponad 70 stron - zaczęłam czytać mojej niespełna 4 letniej córeczce na dobranoc... Przyznam, że kiedy zaczęłam trafiać na fragmenty dotyczące przebiegu raka, śmierci małych pacjentów szpitala, w którym przebywa tytułowy Wojtek, opisów bólu... przestraszyłam się... czy to jest książka odpowiednia dla dziecka? Przecież sięgnęłam po nią właśnie wiedziona pierwszym wrażeniem mówiącym, że to przecież książka dla dzieci! Czytałam jednak dalej... Julka zasypiała, a ja czytałam dalej.... I tak w kilka wieczorów przeczytałyśmy tę książkę do końca.
Teraz mogę z całą pewnością stwierdzić, że choć "Siedem sowich piór" to pamiętnik choroby i to choroby nowotworowej, jest on napisany w taki sposób, że tak naprawdę zamiast przerażenia czy smutku niesie za sobą nadzieję, optymizm i zachętę do korzystania z każdego dnia życia. Poznajemy Wojtka w momencie jego walki z ciężką chorobą i tak naprawdę jesteśmy z nim krótki czas, ale przez ten czas w chłopcu zmienia się bardzo wiele... I mimo, że zmiany w Wojtku dokonują się poprzez traumatyczne przeżycia związane z chorobą, możemy identyfikować się z ewolucją, jaką przechodzi ten chłopiec... Bo każdy z nas łapie się czasem na tym, że nie docenia tego, co ma, nie widzi barw w swoim życiu, nie dostrzega szczęścia na podobieństwo szaleństwa goniącego za kapeluszem, który ma na głowie... I wreszcie zdarza się coś, co przewartościowuje zupełnie nasz świat... U Wojtka była to choroba, u każdego z nas może to być całkiem coś innego. Jednak taki wstrząs jest nam czasami niezbędny, by zacząć żyć naprawdę...
W tej książce nie brakuje też magii, a jej symbolami są tytułowe sowie pióra mające niezwykłą moc... Kim jest sowa? Nie zdradzę - zdziwicie się na pewno!
Oprócz drobnych niedociągnięć stylistycznych, autorka w ciekawy sposób wykreowała narrację dziecka i stworzyła niepowtarzalny nastrój. "Siedem swoich piór" to niemal współczesna baśń... Może przywodzić na myśl "Oskara i Panią Różę" Erica Emmanuela Schmitta i w pewnych aspektach jest podobna, choć zakończenie jest zupełnie inne.
Polecam tę książkę zarówno do poczytania dzieciom, jak i własnej refleksji. Jej przesłanie niesie za sobą dużo dobrego.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest to książka dla dzieci... Fikuśne rysunki, układ graficzny, tytuł... Jednak w miarę czytania, zmieniałam co do tego zdanie. Dziś mogę stwierdzić, iż książka Katarzyny Ryrych jest... dla wszystkich - małych i dużych, kobiet i mężczyzn. Już podtytuł: "Pamiętnik mojej choroby" daje nam pewne pojęcie o tej historii...
Pozostając przy...
2011-09-29
Trudno określić tę książkę inaczej, niż mianem: przejmująca. Bo historia, którą opisuje autorka, problem, którego z wielkim taktem, ale i szczerością dotyka przejmuje nas do głębi. Jest to jedna z tych książek, które sprawiają, że czytanie przerywamy długimi, bardzo długimi chwilami refleksji, podczas których zadajemy sobie pytanie: Co ja bym zrobił/zrobiła na miejscu bohaterów? Nie sposób jednak odpowiedzieć sobie jednoznacznie na to pytanie...
"Bez mojej zgody" to historia rodziny Fitzgeraldów dotkniętej traumą ciężkiej choroby dziecka. Podczas gdy Kate spędza większość życia w szpitalu walcząc z ostra białaczką promielocytową, świat jej rodziców zaczyna się kręcić niemal wyłącznie wokół chorej córki. Jesse -starszy brat Kate - staje się "trudnym dzieckiem", z którym Fitzgeraldowie nie mają siły sobie radzić... Zamykają się więc na niego, a on na nich... Co - jak się później okazuje - o mały włos nie doprowadziło do tragedii... Jest jeszcze najmłodsza Anna - dziecko poczęte po to, by utrzymać przy życiu Kate... Początkowo w planach było tylko pobranie krwi pępowinowej, jednak Kate nie zdrowiała, a Anna była genetycznie dopasowanym, idealnym dawcą dla siostry...
Czy moralne jest poczęcie dziecka z założeniem, iż ma ono ratować siostrę? Jeżeli nawet na to pytanie odpowiemy sobie: tak, to mnożą się kolejne... Czy moralne jest wykorzystywanie ciała drugiego dziecka po to, by ratować inne? Bez jego zgody? Bez najmniejszego nawet pytania, czy samo tego chce? Do jakiego stopnia są w stanie posunąć się rodzice w walce o życie dziecka? Do jakiego momentu jest to walka etyczna, a kiedy staje się wykorzystywaniem drugiej osoby i jej uprzedmiotowieniem?
Anna w wieku 13 lat niczego nie pragnie bardziej, niż... śmierci swojej siostry... Wie, że będzie to jednocześnie najgorsze, ale i najlepsze, co może ją spotkać... Kate chce żyć, ale nie za wszelka cenę, nie w sposób, który zaczyna być egzystencją, a nie życiem...
Czy istnieje jednoznaczne wyjście z tej sytuacji? Czy istnieje odpowiedź na pytanie: kto powinien decydować o ciele, zdrowiu i życiu drugiego człowieka? Próbuje dowieść tego adwokat Campbell Alexander wynajęty przez Annę...
Ta historia kończy się jednak zupełnie inaczej, niż możemy przypuszczać... Kończy się jednocześnie najgorzej i najlepiej, jak mogłaby się skończyć... Tragedią i happy endem.
Trudno określić tę książkę inaczej, niż mianem: przejmująca. Bo historia, którą opisuje autorka, problem, którego z wielkim taktem, ale i szczerością dotyka przejmuje nas do głębi. Jest to jedna z tych książek, które sprawiają, że czytanie przerywamy długimi, bardzo długimi chwilami refleksji, podczas których zadajemy sobie pytanie: Co ja bym zrobił/zrobiła na miejscu...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-08-07
"Dogonić rozwiane marzenia" to opowieść o tym, jak słabo tak naprawdę znamy swoich bliskich, o tym, jak trudno nam wznieść się często ponad własne uczucia, o tym, jak nasze życie często różni się od tego, jak je sobie wyobrażaliśmy...
Przeplatające się ze sobą relacje matki i córki tworzą obraz tych samych sytuacji, ale widzianych z dwóch, diametralnie różnych perspektyw. Aż trudno uwierzyć, jak różne mogą to być punkty widzenia...
Czytając książkę E. Flock byłam zaskoczona tym, jak daleko od siebie mogą żyć z pozoru bliscy sobie ludzie... I nie przeczę, by nie naszła mnie refleksja: jak tak naprawdę wyglądają moje kontakty z bliskimi? Jaka jestem żoną, matką, córką, siostrą?... Autorka ukazuje w swojej powieści sylwetki...samotnych ludzi, ludzi pragnących miłości, bliskości, rodzinnego ciepła, którzy jednak nie potrafią dostrzec tego wszystkiego wokół siebie...
Drugie uczucie, które towarzyszyło mi podczas czytania tej powieści to...złość, złość na jedną z dwóch głównych bohaterek, że nie potrafiła pomóc swojemu dziecku, że była zbyt zapatrzona w siebie i własne problemy, by dostrzec, że ktoś kruchy i rozdarty bardzo potrzebuje jej pomocy... Jednocześnie w mojej głowie pojawiła się przerażająca wizja: a jeśli ja też nie będę potrafiła sprostać roli matki, jeśli nie podołam i popełnię kiedyś tak brzemienny w skutkach błąd jak Samantha?...Poczułam nagle jak ogromny ciężar spoczywa na moich barkach: ciężar macierzyńskiej odpowiedzialności, odpowiedzialność za czyjeś życie...Czyż może być większa?...
Można powiedzieć, że "Dogonić rozwiane marzenia" to piękna powieść, aczkolwiek jej piękno nie jest typowe: nie ma happy endu, jakiego czytelnik zwykle oczekuje. Historia właściwie pozostaje nierozwiązana.
Dla mnie piękno tej powieści tkwi w tym, jak trudnego tematu ona dotyka - nie oceniając żadnej ze stron, a czytelnika skłaniając do refleksji. E. Flock z pewnością niejednemu rodzicowi i niejednemu zbuntowanemu dziecku może niniejszą historią szeroko otworzyć oczy: oby w porę.
I jeszcze jedno: o marzenia zawsze warto walczyć, ale nigdy zapominając po drodze o innych...
"Dogonić rozwiane marzenia" to opowieść o tym, jak słabo tak naprawdę znamy swoich bliskich, o tym, jak trudno nam wznieść się często ponad własne uczucia, o tym, jak nasze życie często różni się od tego, jak je sobie wyobrażaliśmy...
Przeplatające się ze sobą relacje matki i córki tworzą obraz tych samych sytuacji, ale widzianych z dwóch, diametralnie różnych perspektyw....
2011-02-01
Nie przepadam za kryminałami, jednak książka Piotra Wereśniaka oparta właśnie na wątku kryminalnym, przypadła mi do gustu. W końcu scenariusz do "Kilera" do czegoś zobowiązuje...
W "Nie szukaj mnie" splatają się losy Gośki, która nieświadomie zostaje wciągnięta w mega-aferę i pewnego dnia dowiaduje się o...swojej śmierci, biznesmena Hansa Jurgena Vallbrachta, który pada ofiarą misternie uknutego spisku i zostaje oskarżony o morderstwo (Gośki, rzecz jasna) i Igora, który okazuje się... No właśnie - okazuje się być kimś zupełnie innym, niż nam się na początku wydaje...
Wartka akcja, mnóstwo niewiadomych, a na dokładkę wątek miłosny - wszystko to tworzy wyborne połączenie - nie tylko dla kobiet!:)
Ta lektura całkiem skutecznie przekonała mnie do powieści sensacyjnych i kryminalnych, choć nadal nie przepadam za takimi, gdzie akcja opiera się wyłącznie na lejącej się krwi i strzelaninach. "Nie szukaj mnie" to...hm, można powiedzieć powieść bardzo wysmakowana. Wszystko w niej jest w takich proporcjach, jakie mi odpowiadają, dzięki czemu czytałam ją z prawdziwą przyjemnością!
Nie przepadam za kryminałami, jednak książka Piotra Wereśniaka oparta właśnie na wątku kryminalnym, przypadła mi do gustu. W końcu scenariusz do "Kilera" do czegoś zobowiązuje...
W "Nie szukaj mnie" splatają się losy Gośki, która nieświadomie zostaje wciągnięta w mega-aferę i pewnego dnia dowiaduje się o...swojej śmierci, biznesmena Hansa Jurgena Vallbrachta, który pada...
"Leszek Peszek" Marko Kitti to połączenie Koszmarnego Karolka, Mikołajka i Matta Hidalfa. Od tego pierwszego wziął diabelskie pomysły na psoty, od drugiego spryt i urok, a od trzeciego ponadprzeciętną inteligencję i rezolutność! Ten bohater pokaże wam, że być pechowcem może oznaczać...mieć szczęście!
Leszka poznajemy w momencie, gdy kradnie starszej siostrze Melindzie puszkę z napojem z guaraną, a właściwie nie puszkę, tylko sam napój... Guaranę przelewa do puszki po coli, a do puszki po napoju uwielbianym przez siostrę wlewa ohydną miksturę z oliwy, mleka, soli, sosu curry i sosu sojowego. Wszystko po to, by dać nauczkę wścibskiej siostruni, która perfidnie przeczytała jego Niesamowicie Ściśle Tajny Dziennik. Jak to z pechowcami bywa "cudownego" napoju napił się najpierw leszkowy tata, a dopiero potem siostra... Ale chłopca nie było już wtedy w kuchni.. Uciekając zderzył się z przechodniem, który okazał się być pisarzem... Zgadnijcie, kto stał się bohaterem jego najnowszej książki :)?
Wszystkiego dowiecie się z rozdziału "Kim jest Lesze Peszek", w którym autor zdradza tajemnice spotkania z Leszkiem i fakt, że tak naprawdę nie ma pozwolenia na udostępnienie jego przygód czytelnikom.... Ale jako, że nie mógł się przed tym powstrzymać, musicie podpisać TAJNĄ UGODĘ, zanim zaczniecie czytać dalej...
Jak już podpiszecie ugodę i obiecacie nie pisnąć nikomu słówka o tym, co przeczytacie poznacie dwie przezabawne historie: o kolorowej kotce (a właściwie o tajemnicy jej czerwonych plam i zniknięcia spod sterty prania) i o hiszpańskim przekręcie ( a właściwie o nowym hiszpańskim koledze Leszka, który okazał się być kimś zupełnie innym)...
Przygody Leszka Peszka osadzone są we współczesnych realiach (są tu i iPody i zespół One Direction), co sprawia, że staje się jeszcze bliższy młodemu czytelnikowi! Właściwie Leszkiem mógłby być każdy współczesny chłopiec ... zaraz, zaraz! Mogłaby nim być też każda współczesna dziewczynka! Julka czasem nim bywa - taka słodka, chodząca katastrofa, która swoimi "przypadkami" potrafi wywołać uśmiech na twarzy największego ponuraka :).
"Leszek Peszek" Marko Kitti to połączenie Koszmarnego Karolka, Mikołajka i Matta Hidalfa. Od tego pierwszego wziął diabelskie pomysły na psoty, od drugiego spryt i urok, a od trzeciego ponadprzeciętną inteligencję i rezolutność! Ten bohater pokaże wam, że być pechowcem może oznaczać...mieć szczęście!
więcej Pokaż mimo toLeszka poznajemy w momencie, gdy kradnie starszej siostrze Melindzie...