-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Biblioteczka
2020-12-17
2019-01-31
Stefan Kołtun wokalista rockowy zespołu Masakra… choć bardziej adekwatnym zespołem w którym mógłby grać pierwsze skrzypce jest zespół uzależnienia alkoholowego. Poznajemy bohatera w momencie przebudzenia po co najmniej tygodniowej libacji. Jest upalny dzień w Warszawie, Stefan nie pamięta co się działo, brakuje mu portfela i telefonu. Nigdzie nie ma też Zuzanny i dzieci. Stefan zaczyna swoją gehennę po mieście w poszukiwaniu ocalenia przed kacem mordercą, a czytelnik wraz z nim przechadza się po Stolicy poznając emblematyczne postacie, dawnych znajomych głównego bohatera, z którymi pomiędzy hektolitrami alkoholu przysłuchuje się zadziwiająco „składnym” dyskusjom jak na swój stan. Na koniec poznaje Tajemniczego pana Lucjana, który zdaje się przeszywać Stefana na wskroś.
Lektura ciężka, jak dla mnie. Byłem zmuszony często robić sobie przerwy, aczkolwiek uważam, że warto było przeczytać. Autor porusza wiele kwestii charakteru narodowego Polaków, ich dążeń, bolączek, idei oraz kaców literackich, duchowych, poglądowych, społecznych, damsko-męskich. Co prawda uważam dywagacje w niej prowadzone za nader płytkie, ale nie prostackie.
Nie można odmówić autorowi obycia z językiem. Werystyczne opisy stanu w jakim znajduje się główny bohater oraz dobre oddanie topologii Stolicy pozwalają na co najmniej współczucie byłemu rockmanowi.
Polecam na trzeźwo, jak zalecono na tylnej stronie okładki książki.
Stefan Kołtun wokalista rockowy zespołu Masakra… choć bardziej adekwatnym zespołem w którym mógłby grać pierwsze skrzypce jest zespół uzależnienia alkoholowego. Poznajemy bohatera w momencie przebudzenia po co najmniej tygodniowej libacji. Jest upalny dzień w Warszawie, Stefan nie pamięta co się działo, brakuje mu portfela i telefonu. Nigdzie nie ma też Zuzanny i dzieci....
więcej mniej Pokaż mimo to
Sporo prawdy jest w tym, iż znajomość wierzeń ludów mieszkających na obszarze Polski pozostaje znikoma w społeczeństwie. Wiele mitów, bajań naszych praojców pozostaje obecnie nieznana. Strzępki informacji nie zawsze pozostają spójne ze sobą. Dziesięć wieków chrystianizacji, aktywnej walki z zabobonem przyniosło skutki.
Co do lektury, treść jest przystępna, stanowi ciekawą opowieść wprowadzającą w klimaty wierzeń słowiańskich. Trudno jednak oczekiwać zgodności z nielicznymi źródłami historycznymi, nie sposób też oczekiwać tego zadania w popularyzatorskim opracowaniu baśni i legend słowiańskich. Książka nie wyczerpuje bogactwa podań słowiańskich, upraszcza też momentami zawiłą genealogie bóstw, bożków, biesów. Opowiadania zdają się być wciągające, ciekawe, pobudzające wyobraźnie.
Forma książki jest na plus. Twarda okładka z dopracowanymi ilustracjami ładnie zdobi półkę. Pasuje dobrze do innych opracowań wydawnictwa BOSZ.
Polecam lekturę zainteresowanym wierzeniami dawnych mieszkańców kraju nad Wisłą.
Sporo prawdy jest w tym, iż znajomość wierzeń ludów mieszkających na obszarze Polski pozostaje znikoma w społeczeństwie. Wiele mitów, bajań naszych praojców pozostaje obecnie nieznana. Strzępki informacji nie zawsze pozostają spójne ze sobą. Dziesięć wieków chrystianizacji, aktywnej walki z zabobonem przyniosło skutki.
więcej Pokaż mimo toCo do lektury, treść jest przystępna, stanowi ciekawą...