rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Meeeeh. Na plus chęć autorki przybliżenia ludziom ciekawego tematu, bardzo dobry początek, skłonienie do refleksji. Druga część trochę nudzi i wydaje się być sztucznie wydłużana.

Meeeeh. Na plus chęć autorki przybliżenia ludziom ciekawego tematu, bardzo dobry początek, skłonienie do refleksji. Druga część trochę nudzi i wydaje się być sztucznie wydłużana.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Gwiazdka za okładkę, gwiazdka za polski wątek, gwiazdka za letni vibe i gwiazdka, bo w sumie udało mi się przez to przebrnąć.

Gwiazdka za okładkę, gwiazdka za polski wątek, gwiazdka za letni vibe i gwiazdka, bo w sumie udało mi się przez to przebrnąć.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Jedna z najlepszych książek w mojej biblioteczce, warta każdej złotówki :)

Jedna z najlepszych książek w mojej biblioteczce, warta każdej złotówki :)

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zawsze mnie bawi jak widzę, że ktoś daje tej książce niską ocenę. Światowe arcydzieło!

Zawsze mnie bawi jak widzę, że ktoś daje tej książce niską ocenę. Światowe arcydzieło!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Gdy skaleczysz się w palec, najpewniej sięgniesz po wodę utlenioną i plaster, zrobisz opatrunek i zapomnisz o sprawie. Hemofilicy nie mają tego komfortu. U nich niewielka rana to duży problem, a w czasach, gdy medycy jeszcze nie do końca znali tę chorobę, wypadnięcie mleczaka albo uderzenie mogło nawet oznaczać wyrok śmierci. Krew bowiem nie krzepnie, rany nie chcą się zasklepić, a strupki są bardzo słabe.
Co, gdy hemofilikiem okazuje się być jedyny następca tronu? Co, gdy królowa zostaje obarczona winą za przywleczenie choroby z rodzinnych stron? O tym w książce "Krew królów" J. Thorwalda.

Gdy skaleczysz się w palec, najpewniej sięgniesz po wodę utlenioną i plaster, zrobisz opatrunek i zapomnisz o sprawie. Hemofilicy nie mają tego komfortu. U nich niewielka rana to duży problem, a w czasach, gdy medycy jeszcze nie do końca znali tę chorobę, wypadnięcie mleczaka albo uderzenie mogło nawet oznaczać wyrok śmierci. Krew bowiem nie krzepnie, rany nie chcą się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo, naprawdę bardzo doceniam kunszt pisania Autora. Ale czy czytelnik serio musi poznawać tak intymne kwestie z czyjegoś życia? To mnie po tej lekturze mocno zastanawia...

Bardzo, naprawdę bardzo doceniam kunszt pisania Autora. Ale czy czytelnik serio musi poznawać tak intymne kwestie z czyjegoś życia? To mnie po tej lekturze mocno zastanawia...

Pokaż mimo to

Okładka książki Harry i Meghan. Chcemy być wolni Carolyn Durand, Omid Scobie
Ocena 6,0
Harry i Meghan... Carolyn Durand, Omi...

Na półkach: ,

Nie lubię, gdy z czytelnika robi się idiotę. :) Plus za wkładkę ze zdjęciami.

Nie lubię, gdy z czytelnika robi się idiotę. :) Plus za wkładkę ze zdjęciami.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie zachwyciła mnie, ale niektóre fragmenty ugodziły i to mocno. Nie umiem tego zakwalifikować do miana "literatury wysokiej", w ogóle nie przemawia do mnie forma.

Nie zachwyciła mnie, ale niektóre fragmenty ugodziły i to mocno. Nie umiem tego zakwalifikować do miana "literatury wysokiej", w ogóle nie przemawia do mnie forma.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jest to książka nierówna. Fragmenty wybitne mieszają się z takimi sobie. Jakub Małecki pisze historie, przy których człowiek może tylko się zasmucić i na dłuższą metę takie swoiste "umartwianie się" jego książkami może nie wychodzić na dobre. Byłam kiedyś na spotkaniu autorskim, podczas którego sam zaznaczył, że czułby się nieswojo pisząc o rzeczach niepoważnych. Nie zmienia to jednak faktu, że potrafi on pisać książki i jest bardzo utalentowanym pisarzem.

Jest to książka nierówna. Fragmenty wybitne mieszają się z takimi sobie. Jakub Małecki pisze historie, przy których człowiek może tylko się zasmucić i na dłuższą metę takie swoiste "umartwianie się" jego książkami może nie wychodzić na dobre. Byłam kiedyś na spotkaniu autorskim, podczas którego sam zaznaczył, że czułby się nieswojo pisząc o rzeczach niepoważnych. Nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To słaba książka. Niestety momentami nawet infantylna. Jedna mocna strona na końcu to za mało, aby mogła ocenić ją wyżej.

To słaba książka. Niestety momentami nawet infantylna. Jedna mocna strona na końcu to za mało, aby mogła ocenić ją wyżej.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Już wyjaśniam, skąd tak niska moja ocena. Historia Tomasza Komendy niewątpliwie jest niezwykła, poruszająca, absolutnie bezprecedensowa. Niestety sama książka, warstwa tekstowa jest bardzo kiepska. Autor bardziej pod tezę już chyba pisać nie mógł, wystawiając Tomaszowi Komendzie laurkę i tym samym pozbawiając czytelnika możliwości oceny pod jakimkolwiek kątem. W książce rażą również powtórzenia, klepanie tego samego po kilka razy, sztuczne wydłużanie książki. Było też kilka takich różnych kwiatków, których nie zacytuję, bo nie chciało mi się ich zapisywać, ale przez te zdania miałam ochotę rzucić tę książkę w kąt. W podziękowaniach autor napisał takie zdanie, że spierał się ze swoją redaktorką jak tekst ma ostatecznie wyglądać. Z tego co widzę, chyba jej się nie udało przekonać go do swoich racji, bo książka wygląda jak wygląda. Informacje w niej zawarte są bardzo ciekawe i poruszające, ale przedstawione w sposób niezwykle irytujący.

Aha. Autor publikacji oraz redaktor i korektor powinni chyba sprawdzić, że jeden z zakładów karnych we Wrocławiu mieści się przy ulicy KlEczkowskiej, a nie KlĘczkowskiej, bo błąd przewija się przez całą publikację. Mega wstyd.

Już wyjaśniam, skąd tak niska moja ocena. Historia Tomasza Komendy niewątpliwie jest niezwykła, poruszająca, absolutnie bezprecedensowa. Niestety sama książka, warstwa tekstowa jest bardzo kiepska. Autor bardziej pod tezę już chyba pisać nie mógł, wystawiając Tomaszowi Komendzie laurkę i tym samym pozbawiając czytelnika możliwości oceny pod jakimkolwiek kątem. W książce...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Gwiazdki, które daję, daję za absolutnie mistrzowski język. Fabuły brak, toteż nie bardzo jest co oceniać. Niestety książka się dłuży, jest przegadana i na dłuższą metę męcząca. Doceniam jednak pracę Autorki nad całokształtem.

Gwiazdki, które daję, daję za absolutnie mistrzowski język. Fabuły brak, toteż nie bardzo jest co oceniać. Niestety książka się dłuży, jest przegadana i na dłuższą metę męcząca. Doceniam jednak pracę Autorki nad całokształtem.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jedyna reakcja po przeczytaniu tej książki: "xD". Fun fact #1: Tłumaczył to facet. Chcę go poznać i dowiedzieć się, jakie męki przechodził podczas tłumaczenia. :D

Jedyna reakcja po przeczytaniu tej książki: "xD". Fun fact #1: Tłumaczył to facet. Chcę go poznać i dowiedzieć się, jakie męki przechodził podczas tłumaczenia. :D

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Po pierwsze - ta książka to straszna cegła. Zdziwilibyście się, ile waży. Czyni ją to - rzecz jasna - totalnie nieporęczną. Po drugie - kosztuje za dużo. Pięć dych, wyobraźcie sobie. Tyle pieniędzy za informacje, którymi autor, Michał Kędziora vel Mr. Vintage, dzieli się ze swoimi Czytelnikami na blogu. To jakieś szaleństwo płacić tyle za książkę, skoro te same wiadomości możemy zyskać za jednym kliknięciem myszką. Poza tym, ten pouczający styl pisania... Nie znoszę go. "Nie możesz nosić tych kolorów. Granatowego nie można łączyć z czarnym." A potem pisze, że najlepiej do granatowego garnituru pasują czarne buty. No weź się zdecyduj, autorze.
http://lavendovaa.blogspot.com/2018/05/poszetka-kaszkiet-chinosy-czyli-co.html

Po pierwsze - ta książka to straszna cegła. Zdziwilibyście się, ile waży. Czyni ją to - rzecz jasna - totalnie nieporęczną. Po drugie - kosztuje za dużo. Pięć dych, wyobraźcie sobie. Tyle pieniędzy za informacje, którymi autor, Michał Kędziora vel Mr. Vintage, dzieli się ze swoimi Czytelnikami na blogu. To jakieś szaleństwo płacić tyle za książkę, skoro te same wiadomości...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Lektura książki "Jak zawsze" Zygmunta Miłoszewskiego była fantastyczną zabawą gdzieś tak do połowy. Wtedy oczy same ślizgały się po tekście, a głód wiedzy, co będzie dalej, przezwyciężał chęć odłożenia książki. Niestety, końcowe rozdziały zburzyły całą tę magię i dziś, w kilka dni po jej przeczytaniu, mam bardzo mieszane uczucia. A myślałam, że zaliczę ją do grona "ulubionych".

Zygmunt Miłoszewski serwuje czytelnikom opowieść o małżeństwie z wieloletnim stażem. Dzień po swojej pięćdziesiątej rocznicy ślubu, budzą się w zupełnie innej rzeczywistości, innej Warszawie, młodsi o kilkadziesiąt lat i nawet nie są małżeństwem. To początek ich przygód i próba odzyskania "starego" życia albo chęć przyzwyczajenia się do nowych warunków, w jakich przyszło im żyć. Żeby się tego dowiedzieć, musicie sięgnąć po powieść.

Nie można Miłoszewskiemu zarzucić, że nie potrafi pisać. Potrafi, a jakże! Ma bogatą leksykę, dużo pomysłów. Mimo, że to książka współczesnego pisarza, byłego dziennikarza "Super Expressu", nie razi wulgaryzmami tak często obecnymi w dzisiejszych tekstach. Kilkakrotnie byłam zachwycona jego piórem, co skutkowało

"Jak zawsze" kupiłam za pół ceny, czyli 20 zł. Taka promocja była 8 kwietnia we wrocławskim Empiku! Dobrze, że udało mi się ją kupić taniej, bo gdybym wydała na nią cztery dychy, dzisiaj byłabym zdołowana.

Lektura książki "Jak zawsze" Zygmunta Miłoszewskiego była fantastyczną zabawą gdzieś tak do połowy. Wtedy oczy same ślizgały się po tekście, a głód wiedzy, co będzie dalej, przezwyciężał chęć odłożenia książki. Niestety, końcowe rozdziały zburzyły całą tę magię i dziś, w kilka dni po jej przeczytaniu, mam bardzo mieszane uczucia. A myślałam, że zaliczę ją do grona...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Sięgałam po "Drobinki nieśmiertelności" pełna sceptycyzmu. Otrzymałam ponad 300 stron opowieści o Ameryce - kraju, który hipnotyzuje i wciąga, który nie pozwala o sobie zapomnieć.

Dwanaście opowiadań Jakuba Ćwieka jak dwanaście przystanków na drodze przez Stany Zjednoczone, tę magiczną krainę, która dla wielu stanowi spełnienie marzeń. Czytając, czujesz, jak jedziesz przez niezmierzone amerykańskie drogi, jest ciepło, aż duszno, a z rozklekotanego radia płynie głos Marca Cohna. "Walking in Memphis" wwierca się w czaszkę podobnie jak słowa napisane przez Jakuba Ćwieka. Pisarz sprawnie operuje słowami, pisze ciekawie i bardzo obrazowo. Ameryka widziana jego oczami i tak też opowiedziana sprawia wrażenie najprawdziwszej z najprawdziwszych. Aż szkoda mi się zrobiło, że może nigdy jej takiej nie zobaczę. Przesyconej słońcem Giorgii, małego miasteczka gdzieś w Wirginii i zabieganych ludzi w sercu Manhattanu śniących swój amerykański sen, i jeszcze wielu, wielu innych stanów.
Lubię Amerykę. Nie jest ona dla mnie największym marzeniem życia, ale ją lubię i dlatego też zdecydowałam się na lekturę tej książki. I nie żałuję, choć nie ma tu spektakularnych fajerwerków. Ćwiek serwuje czytelnikowi swoją własną wizję Stanów Zjednoczonych, którą ja kupuję. Czemu miałabym nie kupować, skoro jest taka przystępna i aż chce się przewracać kartki? Fajne jest to, że przy każdym kolejnym rozdziale jest mapka z zaznaczonym miastem, o którym Jakub Ćwiek pisze.
Nie podoba mi się natomiast okładka. Uważam, że książka zasługuje na jakąś ładniejszą okładkę. No i za dużo jest niestety wulgaryzmów. Ja rozumiem, że umiejętnie wpleciony wulgaryzm dodaje treści ikry i czasami bez "mięsa" się nie da, ale w wielu momentach tej książki wulgaryzmy są zwyczajnie zbędne.

Polecam "Drobinki nieśmiertelności" wszystkim entuzjastom USA, prozy Jakuba Ćwieka i bajdurzenia. Bo w tych bajdurzeniach można się naprawdę przyjemnie zatracić.

Sięgałam po "Drobinki nieśmiertelności" pełna sceptycyzmu. Otrzymałam ponad 300 stron opowieści o Ameryce - kraju, który hipnotyzuje i wciąga, który nie pozwala o sobie zapomnieć.

Dwanaście opowiadań Jakuba Ćwieka jak dwanaście przystanków na drodze przez Stany Zjednoczone, tę magiczną krainę, która dla wielu stanowi spełnienie marzeń. Czytając, czujesz, jak jedziesz przez...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Spod zamarzniętych powiek Adam Bielecki, Dominik Szczepański
Ocena 7,9
Spod zamarznię... Adam Bielecki, Domi...

Na półkach: ,

Ta biografia to przedstawienie drogi, jaką musiał przejść Adam Bielecki z Tychów na najwyższe wierzchołki Himalajów i Karakorum. Mnóstwo w niej anegdot, dowcipu, wspominania nieżyjących już, wybitnych himalaistów. Wspinacz nie ucieka także od tematu głośnego wypadku, jaki zdarzył się na Broad Peaku 5 marca 2013 roku. Wtedy na zawsze na stokach góry zostało jego dwóch kolegów – Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski. O całą tragedię obwiniono Adama Bieleckiego.

Treść książki spisana jest lekkim językiem, który sprawia, że trudno przerwać lekturę choćby na kilka minut. Uzupełniają ją piękne zdjęcia z okresu młodości wspinacza, a także z ekspedycji, w których później brał udział.

Adam Bielecki pięknie, bez zadęcia opowiada o swojej pasji do gór, himalaizmu, eksplorowania i zdobywania ekstremalnych doświadczeń. Przeciętnemu turyście, dla którego największym osiągnięciem jest zdobycie Kasprowego Wierchu (w dodatku kolejką linową), trudno pojąć taki styl życia. Szczególnie, że nie należy on do bezpiecznych. Himalaista idący po stromej ścianie góry musi być cały czas maksymalnie skoncentrowany, bo każdy błąd może kosztować go utratę zdrowia lub - w najgorszym przypadku – życia. „Spod zamarzniętych powiek” Adama Bieleckiego i Dominika Szczepańskiego to obowiązkowa lektura dla każdego fascynata wspinaczki, gór oraz literatury.

Ta biografia to przedstawienie drogi, jaką musiał przejść Adam Bielecki z Tychów na najwyższe wierzchołki Himalajów i Karakorum. Mnóstwo w niej anegdot, dowcipu, wspominania nieżyjących już, wybitnych himalaistów. Wspinacz nie ucieka także od tematu głośnego wypadku, jaki zdarzył się na Broad Peaku 5 marca 2013 roku. Wtedy na zawsze na stokach góry zostało jego dwóch...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Skusiłam się na tę książkę uwiedziona jej opisem. Bardzo lubię sport i ciekawostki, więc połączenie tych dwóch czynników w jednej książce wydawać by się mogło spełnieniem marzeń. Tylko... czy rzeczywiście tak się stało?

Zaczę z grubej rury i już na początku podsumuję tę pozycję: to kawał bardzo, bardzo dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty. Autor, czyli dziennikarz sportowy Polsatu - Marcin Feddek rzetelnie, tak, jak obiecał, podzielił się z Czytelnikami całą wiedzą, jaką posiada (i jaką mógł przekazać) na temat Reprezentacji Polski w piłce nożnej. Z tym, że to w większości wiedza dla prawdziwych pasjonatów, statystyków, innych dziennikarzy sportowych - słowem - wąskiego grona osób. Z pewnością nie sięgaj po tę książkę jeśli jesteś typowo letnim, sezonowym kibicem tej dyscypliny, bo jej nie skończysz. A nawet jeśli Ci się uda, to bardzo się podczas lektury zmęczysz.

Już piszę, dlaczego. Książka ma ponad 400 stron. To naprawdę bardzo dużo jak na próbę opisania trzech lat prowadzenia reprezentacji przez Adama Nawałkę. Oczywiście - Feddek robi to dokładnie i widać, że się do publikacji przyłożył, jednak nie mogę pozbyć się uczucia, że totalnie przedobrzył i książkę można by skrócić o jakieś 150 stron.

Publikację uzupełniają czarno-białe i kolorowe zdjęcia piłkarzy, sztabu szkoleniowego, trenera, zarówno z treningów, jak i samych meczów. Treść ubogaca wiele anegdot z życia dziennikarskiego, trenerskiego oraz samych sportowców. Marcin Feddek uchyla rąbka tajemnicy sukcesu Nawałki. Zaczyna od objęcia reprezentacji przez nowego selekcjonera w 2013 roku i kończy wspaniałymi dla naszej kadry Mistrzostwami Europy 2016, które odbyły się we Francji. (Pamiętam jeszcze swoje emocje, gdy zaciekle walczyliśmy z Portugalią, ale ostatecznie nam się nie udało, choć nie ma co płakać, bo w gruncie rzeczy przegraliśmy z późniejszymi mistrzami Starego Kontynentu.)

Jeśli naprawdę zależy Wam na poznaniu tajemnic Adama Nawałki - sięgnijcie po tę książkę. Być może się nie rozczarujecie. Ale z pewnością nie spodziewajcie się po niej fajerwerków.

Skusiłam się na tę książkę uwiedziona jej opisem. Bardzo lubię sport i ciekawostki, więc połączenie tych dwóch czynników w jednej książce wydawać by się mogło spełnieniem marzeń. Tylko... czy rzeczywiście tak się stało?

Zaczę z grubej rury i już na początku podsumuję tę pozycję: to kawał bardzo, bardzo dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty. Autor, czyli dziennikarz sportowy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kojarzycie jeszcze tego uśmiechniętego, utalentowanego chłopaka z Ostrołęki, który mając świat u stóp i wielkie osiągnięcia na wyciągnięcie ręki nagle zniknął? Zniknął 16 września 2005 roku po zderzeniu z betonową ścianą na autostradzie w Austrii i już nigdy nie wrócił. Dramaturgii wydarzeniu dodaje fakt, że za kierownicą samochodu siedziała jego świeżo upieczona żona (staż małżeński = niecałe 2 miesiące).
Arek Gołaś był niezwykle utalentowanym siatkarzem. Cechowała go wybitna skoczność, pracowitość oraz niesamowity optymizm. Wszyscy z jego otoczenia zgodnie podkreślają, że widzieli go wiecznie uśmiechniętego. A uśmiech to on miał...
Książka jest dziwna. Z jednej strony cieszę się, że powstała, bo chwali się chęć upamiętnienia tak wspaniałego sportowca, ale z drugiej... Tekstowo z pewnością nie zachwyca, czyta się topornie, bo w kółko są same wyliczenia, przywoływane składy zespołów w poszczególnych meczach (PO CO?), przywoływane wyniki, ciągle jakieś punkty, sety (PO CO?). O samym zawodniku jest bardzo mało, jeśli nie liczyć powtórzeń o tym, że był wspaniałym, skocznym, utalentowanym sportowcem i świat był u jego stóp. To trochę za mało na naprawdę rasową biografię. Myślę, że może to być spowodowane tym, że Arek niestety żył zbyt krótko, by stworzyć o nim książkę z prawdziwego zdarzenia.

Plusem są liczne wypowiedzi osób związanych z Arkiem Gołasiem. Znajdziemy tu wypowiedzi jego kolegów-siatkarzy, rodziców, siostry, żony, osób z otoczenia siatkarskiego. Lektura z pewnością wywołuje wzruszenie, człowiek znajduje czas na refleksję w stylu: co by było gdyby? i wzbiera w nim sprzeciw mieszający się z poczuciem niesprawiedliwości losu.
Autor opisuje feralny dzień wypadku, młodość Gołasia, pobyt w pierwszym klubie, pobyt w klubie we Włoszech, przyjaźń z Krzyśkiem Ignaczakiem (też siatkarzem), okres gry w reprezentacji, a także związek siatkarza z Agnieszką Gołaś.
Więcej na: http://lavendovaa.blogspot.com/2018/02/o-tym-co-przerwao-podroz-arkadiusza.html

Kojarzycie jeszcze tego uśmiechniętego, utalentowanego chłopaka z Ostrołęki, który mając świat u stóp i wielkie osiągnięcia na wyciągnięcie ręki nagle zniknął? Zniknął 16 września 2005 roku po zderzeniu z betonową ścianą na autostradzie w Austrii i już nigdy nie wrócił. Dramaturgii wydarzeniu dodaje fakt, że za kierownicą samochodu siedziała jego świeżo upieczona żona (staż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wspaniała umiejętność operowania słowami. Piękny i wzruszający obrazek.

Wspaniała umiejętność operowania słowami. Piękny i wzruszający obrazek.

Pokaż mimo to