-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika![](https://s.lubimyczytac.pl/upload/default-avatar-80x80.jpg)
![](https://s.lubimyczytac.pl/upload/avatars/393223/604599-80x80.jpg)
2023-09-21
2023-09-01
Jedna z najważniejszych i jednocześnie najtrudniejszych książek jakie przeczytałam w swoim życiu.
"Żaden człowiek nie powinien osądzać innych, jeśli sam całkowicie szczerze nie odpowie sobie w głębi serca na pytanie, czy w podobnych okolicznościach nie postąpiłby tak samo".
"Arcydzieło Frankla jest ponadczasowym studium życia w nazistowskich obozach zagłady ukazujące okrucieństwo Holokaustu". Doktor Viktor E. Frankl w 1942 został aresztowany i uwięziony. Przebywał m.in. w nazistowskim obozie koncentracyjnym Aushwitz. Niniejsza publikacja nigdy nie miała na celu szokować drastycznymi opisami codzienności tych miejsc, ale uzmysłowić czytelnikowi, że nawet w tak skrajnie złych warunkach człowiek miał szansę przeżyć. Właśnie poprzez odnalezienie sensu. Brzmi co najmniej dziwnie, żeby nie napisać głupio... Czy człowiek pracujący 12 godzin dziennie, głodzony, szykanowany, torturowany, odarty z człowieczeństwa ma szukać sensu? Jakiego sensu?
Zadziwiające, jak trudno ubrać w słowa to, co przekazuje w swojej książce Viktor E. Frankl... Ile mądrości i... pokory! ("nikt nie ma prawa źle postępować, nawet jeśli sam został źle potraktowany").
Publikacja została podzielona na dwie cześć. Pierwsza, to dogłębnie poruszające świadectwo z czasu spędzonego w obozach koncentracyjnych. Druga część, to wyjaśnienie oraz rozwiniecie zagadnienia logoterapii, czyli autorskich metod psychoterapeutycznych Frankla opierających się na poszukiwaniu sensu życia. Zgodnie z jej założeniami "dążenie do znalezienia w życiu sensu jest najpotężniejszą siłą motywującą człowieka do działania".
Uświadamiająca, przerażająca na poziomie emocjonalnym, wstrząsająca słowami niewypowiedzianymi, nie epatująca zbędnym opisem okrucieństw - niekiedy to, co pozostaje w sferze domysłów wyraża więcej niż tysiąc słów.
Jeśli literatura obozowa, to TYLKO TAKA.
Niech przemówią cytaty:
"Z trudem rozpoznawaliśmy siebie nawzajem, lecz ku wielkiej uldze niektórych z nas okazało się, że z pryszniców naprawdę pociekła woda".
"Apatia, główny symptom drugiego etapu adaptacji do życia w obozie, stanowiła konieczny mechanizm obronny".
"[...] człowiekowi można odebrać wszytko z wyjątkiem jednego - ostatniej z ludzkich swobód: swobody wyboru swojego postępowania w konkretnych okolicznościach, swobody wyboru własnej drogi".
"Wiezień, który stracił cała wiarę w przyszłość - swoja przyszłość - był skazany na zagładę".
Doskonała! Arcyważna! Fundamentalna!
Będę do niej wracać.
Pierwszy raz od dawna daję 10/10.
Jedna z najważniejszych i jednocześnie najtrudniejszych książek jakie przeczytałam w swoim życiu.
"Żaden człowiek nie powinien osądzać innych, jeśli sam całkowicie szczerze nie odpowie sobie w głębi serca na pytanie, czy w podobnych okolicznościach nie postąpiłby tak samo".
"Arcydzieło Frankla jest ponadczasowym studium życia w nazistowskich obozach zagłady ukazujące...
2022-10-26
Po raz pierwszy w tym roku: 10/10.
Powieść zgniotła mnie, zmiażdżyła i jeszcze docisnęła końcówką 💔
Opowieść i chorobie, problemach, wyniszczającym smutku i próbie pogodzenia sią z rzeczywistością. Historia pełna bólu nakreślona z perspektywy dwunastolatka.
Nie potrzeba nasyconej epitetami i metaforami poezji, aby pięknie i rozdzierająco pisać o chorobie, wojnie i śmierci. Już sam fakt, że narratorem jest dziecko i to jego oczami postrzegamy tę historię jest poezją samą w sobie.
Są takie powieści, które będę polecać każdemu. Są takie, które trzeba mieć na półce i wracać 💔 tak jak "Duchy Jeremiego".
Absolutnie doskonała. Polecam 😞
Cytat spojler:
.
.
.
.
.
.
"Chociaż to, że mama umarła, tak dziwnie się myślało, jakby ktoś na siłę chciał mi wcisnąć na nogę za małe buty, tak mi ta myśl nie pasowała, no ale w końcu ten ktoś wciska te buty na moje nogi i każe chodzić, więc chodzę".
Po raz pierwszy w tym roku: 10/10.
Powieść zgniotła mnie, zmiażdżyła i jeszcze docisnęła końcówką 💔
Opowieść i chorobie, problemach, wyniszczającym smutku i próbie pogodzenia sią z rzeczywistością. Historia pełna bólu nakreślona z perspektywy dwunastolatka.
Nie potrzeba nasyconej epitetami i metaforami poezji, aby pięknie i rozdzierająco pisać o chorobie, wojnie i...
Co, co Edyta Jungowska zrobiła z tą historią... to jest, proszę ja Was, mistrzostwo świata 🏆🤣 a w połączeniu z doskonałym piórem Astrid Lindgren to już brak skali zachwytu 🤷♀️
Dla mojego siedmiolatka Astrid Lindgren to "ta pisarka od Ronji". Było nam autentycznie smutno, że autorka nie zdecydowała się na napisanie kontynuacji przygód córki zbójnika. Ale nie ma tego złego. Bo oto wpada nam w łapki "Emil ze Smalandii", a tuż za nim "Nowe przygody Emila ze Smalandii" oraz "Jeszcze żyje Emil ze Smalandii". Pękalismy ze śmiechu 🤣 Emil, to prawdziwy łobuziak, ale wiecie, taki urwis na fest. Czego się nie dotknie, to psoci. I chociaż czasem chciałby dobrze, to i tak wychodzi tak, jak zwykle 🤷♀️ jego mama skrzętnie notuje w niebieskim notesie kolejne psikusy swojego kochanego, niesfornego Emila. A on sam, za każdą psotę odbywa karę zamknięcia w stolarni. Ale nie bój nic! Emil po prostu w tej stolarni siedzi i rzeźbi drewniane ludziki. Ma ich już ponad sto 🙈
I co sobie myślicie? Że z takiego urwisa wyrośnie łobuz? Ha! Figa z makiem! Bo Emil wyrośnie na... A tego Wam nie zdradzę 😀 przeczytacie, posłuchacie i się sami przekonacie.
Chociaż "Emila ze Smalandii" już jakiś czas temu czytałam, to Przygody Emila w interpretacji Edyty Jungowskiej to kompletnie nie moja liga. Doskonały audiobook, wzbogacony o dźwięki towarzyszące określonym czynnościom i muzykę, zainteresuje nawet sceptyka tej formy książki. Uwielbiam głos Pani Edyty, z lekkim zadziorem i chrypką, ale tutaj przeszła samą siebie. Jej głos aż kipi od entuzjazmu, buzuje pozytywną energią i taką... psotą, jakby lektorka miała pójść śladami Emila i coś zbroić. Rety 🤣 8 godzin niekontrolowanego śmiechu 🤣😀
Nie dziwię się, że Edyta Jungowska wybrała właśnie książki Lindgren. Może po trosze z sentymentu, ale lektury tej szwedzkiej pisarki mają w sobie jakąś magię. Cofają nas do beztroskich lat dziecięcych, bawią, uczą, wzruszają i chociaż są kompletnie "niedzisiejsze" to i współczesne dzieciaki z fascynacją słuchają kolejnych przygód bohaterów pióra Lindgren.
Absolutnie fenomenalne audiobooki. Jedne z najlepszych, jakie miałam przyjemność słuchać 😍
Warto, po stokroć warto! kupić i mieć - na swojej półce, bo będziecie do Emila made by Jungowska wracać 😍
Co, co Edyta Jungowska zrobiła z tą historią... to jest, proszę ja Was, mistrzostwo świata 🏆🤣 a w połączeniu z doskonałym piórem Astrid Lindgren to już brak skali zachwytu 🤷♀️
Dla mojego siedmiolatka Astrid Lindgren to "ta pisarka od Ronji". Było nam autentycznie smutno, że autorka nie zdecydowała się na napisanie kontynuacji przygód córki zbójnika. Ale nie ma tego złego....
Tak na dobrą sprawę mogłabym nie pisać ani jednego słowa o tej książce. Żadnego =) wystarczy spojrzeć na zdjęcia =) (zerknij pliiizzzzzzzzzz;))
Monika próbuje znaleźć odpowiedź na bardzo łatwe (bardzo trudne!) pytanie: jakiego koloru są buziaki? Czerwone? Oj nie! Czerwony to przecież kolor gniewu, złostków i foszków, kolor tupania małą dziecięcą stópką. Zielony? Aj, zielone są przecież "fujjjjjowe" brokuły! Żółte? Też nie, brązowe i słodkie jak czekolada? Ale brązowe są też inne rzeczy, dlatego hmmm niekoniecznie... =D Biały? Biały jest przecież śnieg, a on jest zimny i szczypie w nos! Szare na pewno nie – to kolor dymu, a czarny to na milion procent zła odpowiedź, bo czarne są wszystkie włochate potworzaki spod naszego łóżka. No to... "Mamooooooo! Jakiego koloru są buziaki???" =)
Jakiego koloru są buziaki? to dawca uśmiechu, chichotu i spontanicznych wybuchów euforii. Ta książeczka odnajduje w nas dziecięcą radość, chwyta ją i wydobywa na światło dzienne. Tak – w nas – w rodzicach!
Jakiego koloru są buziaki? to pozycja wyjątkowa i perfekcyjna. Grafika to czysta poezja – idealnie sportretowane emocje – Monia płacząca, gniewająca się, dumna, zniesmaczona, zdziwiona, przestraszona. Autorka częstuje czytelników porcją ogromnego talentu.
Książeczka ma za zadanie bawić i pobudzać dziecięcą wyobraźnię. I czyni to z nawiązką, bo bawi i pobudza wyobraźnię nie tylko naszej pociechy ale i naszą =) Żółty buziak wywołuje głośny śmiech, szary buziak wywołuje ogromny śmiech, a brązowy buziak to erupcja śmiechu prosto z dna naszych bebechów;)
No i to zakończenie =) takie proste i takie logiczne, pozostawiające pole popisu dla naszej latorośli =)
Ta książka to literackie i graficzne Lamborghini – dopracowana w najdrobniejszym szczególe.
10/10 Szócha z uśmiechem ☺👍
http://tylkoskonczerozdzial.blogspot.com/2017/11/jakiego-koloru-sa-buziaki-rocio-bonilla.html
Tak na dobrą sprawę mogłabym nie pisać ani jednego słowa o tej książce. Żadnego =) wystarczy spojrzeć na zdjęcia =) (zerknij pliiizzzzzzzzzz;))
Monika próbuje znaleźć odpowiedź na bardzo łatwe (bardzo trudne!) pytanie: jakiego koloru są buziaki? Czerwone? Oj nie! Czerwony to przecież kolor gniewu, złostków i foszków, kolor tupania małą dziecięcą stópką. Zielony? Aj,...
2023-05-09
Ponoć zemsta smakuje najlepiej na zimno. Bzdura! Zemsta zarówno na gorąco jak i na zimno jest mdła, gumowata i toksyczna... A emocjonalna niestrawność potrafi utrzymywać się zaskakująco długo...
Każdy w opolskim Zaodrzu wie, że bracia Janoschek to dwa ciała a jeden duch. Bruno i Herbert zrobią dla siebie wszystko. Kiedy dochodzi od tragedii i Herbert ginie, Bruno przysięga pomścić brata. Za wszelką cenę. Tak rozpoczyna się wieloletnia pogoń za sprawiedliwością, która wiedzie przez cyrkowe areny, koszary wojskowe, PRL-owskie więzienie i układy z niebezpiecznymi ludźmi. Gdzieś pomiędzy dramatem wojny, polityczno-ekonomicznymi zawirowaniami na świecie i polską, komunistyczną rzeczywistością poznamy, jak bardzo nieoczywisty kształt może przybrać prawdziwa miłość i oddanie ukochanej osobie...
"Czy na tej ziemi jest człowiek z pragnieniem zemsty silniejszym niż twoje?"
Wielowątkowa, ale zadziwiająco wręcz spójna. Z imponującym zapleczem merytorycznym. Napisana przepiękną polszczyzną, z doskonałym zmysłem estetycznym, wyczuciem i humorem. Tło historyczne, w którym fikcja literacka przenika autentyczne wydarzenia, kreacja postaci, pomysł na oślepiającą zemstę w roli głównej - to wszystko można określić jednym, jakże przyjemnie brzmiącym słowem - majstersztyk.
"Nemezis" to nie tylko fenomenalna intryga, fascynująca powieść akcji ale przede wszystkim to ogrom emocji: zdrada, poczucie niesprawiedliwości, wstyd, hańba, gniew. Emocji, które kształtują naszą przyszłość i definiują nasze wybory.
Bardzo dziękuję Autorowi za każde słowo w tej książce, każdą minutę poświęconą na skrupulatny, żmudny proces researchu, za czas, który przeznaczył na to, aby oddać w ręce czytelników TAK dopracowaną powieść.
Panie Macieju, w każdej Pana powieści da się bowiem wyczuć coś niebywałego - Pana szacunek do nas - czytelników. Dziękuję za całego serca za to, co robi Pan dla literatury polskiej.
"Nemezis" jest powieścią idealną.
Ponoć zemsta smakuje najlepiej na zimno. Bzdura! Zemsta zarówno na gorąco jak i na zimno jest mdła, gumowata i toksyczna... A emocjonalna niestrawność potrafi utrzymywać się zaskakująco długo...
Każdy w opolskim Zaodrzu wie, że bracia Janoschek to dwa ciała a jeden duch. Bruno i Herbert zrobią dla siebie wszystko. Kiedy dochodzi od tragedii i Herbert ginie, Bruno...
2023-11-07
Pewne jest to, że piękniejszego wydania "Opowieści wigilijnej" nie znajdziecie.
Mam takie małe dziwactwo. Każdego (!) roku, tuż przed wigilią Bożego Narodzenia, czytam "Opowieść wigilijną" Charlesa Dickensa. Aby raz jeszcze przypomnieć sobie co w naszym życiu jest najważniejsze.
Tym razem historia Ebenezera Scrooge'a nabiera innego wymiaru... Ilustracje Lisy Aisato - norwesko - gambijskiej artystki, sprawiają, że ponury, ukształtowany przez chciwość Ebenezer patrzy wprost na nas. Taksuje czytelnika nienawistnym spojrzeniem wyzierającym spod zmarszczek gniewu, skąpstwa i malkontenctwa. Zastanawiamy się czy jego oczy nie są przypadkiem naszym lustrzanym odbiciem? Czy nie dostrzegamy w tym surowym obliczu własnej twarzy wykutej z wiecznego niezadowolenia i poddenerwowania? Przecież rzucanie się śnieżkami i głośny śmiech to bzdura. BZDURA!
Czujemy płatki śniegu na naszej skórze, przenikliwy ziąb z ośnieżonej brukowanej, ciemnej ulicy, gryzący szalik kancelisty Boba i przeszywający na wskroś palec Ducha Przyszłych Świat Bożego Narodzenia. Te ilustracje nasycone są mrokiem, niepokojem i dotkliwą samotnością. Historia Ebenezera zachwyca głębią. Genialna konstrukcja barw, w których ciemne strony idealnie skorelowane są z kolejnymi etapami ponurych wspomnień i pełnej grozy przyszłości, a pełne światła i barw wydarzenia po spotkaniu z duchami uwypuklają wewnętrzną przemianę Scrooge'a. Majstersztyk.
Szybki opis fabuły:
Stary, zgryźliwy dusigrosz - Ebenezer Scrooge nie cierpi Świąt Bożego Narodzenie. Nie cierpi też wielu innych rzeczy, jak na przykład uśmiechu, dobroduszności, uczynności. Za ludźmi też za bardzo nie przepada. Ale kocha pieniądze... W wieczór, tuż przed wigilią Bożego Narodzenia, w sypialni Scrooge'a pojawia się duch jego zmarłego wspólnika i ostrzega go, że pogoń za bogactwem to błąd, a najważniejsze w życiu są relacje międzyludzkie. Udowodnią mu to trzy duchy: Minionych, Obecnych i Przyszłych Świąt Bożego Narodzenia, które niebawem go nawiedzą. Czy duchy będą w stanie skruszyć lód w sercu gburowatego Scrooge'a?
Od zawsze uwielbiałam ten stan powolnej metamorfozy Scrooge'a. Sukcesywne odkrywanie prawdy na temat błędów przeszłości, zła czynionego w teraźniejszości i konsekwencji jakie implikuje bezmyślne podążanie za mamoną. Ze zgryźliwego starucha w dobrodusznego dziadeczka. Aż łezka się kręci w oku i wraca wiara w to, że absolutnie każdy ma szansę na zmianę. Na lepsze.
Lisa Aisato maluje emocje.Trwając w zachwycie nadal zastanawiam się jak to możliwe, że ilustracje żyją i emanują wewnętrzna energią? Mistrzostwo.
Pewne jest to, że piękniejszego wydania "Opowieści wigilijnej" nie znajdziecie.
Mam takie małe dziwactwo. Każdego (!) roku, tuż przed wigilią Bożego Narodzenia, czytam "Opowieść wigilijną" Charlesa Dickensa. Aby raz jeszcze przypomnieć sobie co w naszym życiu jest najważniejsze.
Tym razem historia Ebenezera Scrooge'a nabiera innego wymiaru... Ilustracje Lisy Aisato -...
2022-08-02
W rocznicę powstania warszawskiego przychodzę do Was z powieścią doskonałą. Wybitną. Monumentalną.
Mogłabym mnożyć epitety zachwytu, a i tak nie jestem w stanie wyjaśnić co zrobiła ze mną ta powieść.
Historia wybitnego poety Krzysztofa Baczyńskiego, jego wielkiej miłości do Basi i równie wielkiej miłości do matki - Stefanii.
"Szklane ptaki" to powieść idealna. Pani Katarzyno, kłaniam się nisko za to, co zrobiła Pani dla polskiej literatury i marzę, żeby ta historia podbiła świat. ♥️
W rocznicę powstania warszawskiego przychodzę do Was z powieścią doskonałą. Wybitną. Monumentalną.
Mogłabym mnożyć epitety zachwytu, a i tak nie jestem w stanie wyjaśnić co zrobiła ze mną ta powieść.
Historia wybitnego poety Krzysztofa Baczyńskiego, jego wielkiej miłości do Basi i równie wielkiej miłości do matki - Stefanii.
"Szklane ptaki" to powieść idealna. Pani...
ABSOLUTNIE DOSKONAŁA!!! =)
Mam na imię Ania.
Mam 30 lat.
I jestem Wróżką z Gwiezdnego Pyłu... =)
Dajcie się porwać tej historii. Pozwólcie, aby słowa i piękno w nich zawarte wlały się do waszego wnętrza. Chwyćcie Hanię za dłoń, otwórzcie oczy, otwórzcie uszy, otwórzcie umysł, bo lekcja w jakiej uczestniczy dziewczynka jest najważniejszą w jej, i mam nadzieję – i w Twoim, życiu.
Hania to ośmioletnia dziewczynka. Od dawna marzy aby zostać dobrą wróżką. Ale doskonale wie, że dobre wróżki istnieją tylko w bajkach, więc nici z jej planów. Pewnego dnia na leśnej polanie spotyka ją coś niebywałego – poznaje szarego, sędziwego Wilka. Czyste serce i chłonny umysł dziewczynki sprawiają, że Wilk, Mag nad Magami postanawia zabrać Hanię w podroż. Podroż pełną mądrości, dobra i piękna.
Tak – Wróżka z Gwiezdnego Pyłu to bajka. Ale uwierzcie, to nie jest zwykła bajka, w której występują magiczne stworzenia, fantastyczne postaci i siły nadprzyrodzone. Odrzucając na bok tę fantastyczną otoczkę otrzymujemy dekalog dobra i etos człowieczeństwa. Kwintesencja miłości w baśniowej otoczce. Jeśli przeszkadza Ci to, że bohaterką jest dziecko, które rozmawia ze zwierzętami – zapomnij o tym i skup się na przekazie, na mądrości zawartej w prostych słowach, które tworzą zwyczajne zdania. Zwyczajne zdania, które mają potężną moc i potrafią odmienić nasze życie. Brzmi patetycznie? Może... Ale już dawno żadna książka nie wprawiła mnie w taki stan osłupienia emocjonalnego. Żadna książka nie wstrząsnęła moim kodeksem moralnym i spojrzeniem na siebie.
Pani Lena Wolska w łatwo przyswajalny sposób przekazuje czytelnikowi całą prawdę o miłości i daje receptę na polepszenie jakości naszego życia. Taka zwyczajna, króciutka bajka, a taki potężny ładunek emocjonalny. Z tej książeczki bucha ciepło, które rozgrzewa nas od środka – wznieca gasnący żar empatii, dorzuca polana do bezinteresowności, i na nowo wskrzesza w nas miłość do samego siebie.
Wróżka z Gwiezdnego Pyłu zmieniła moje życie. Na lepsze. Na pełne dobra, zrozumienia i ciepła...
"Dobroć pojawia się w momencie, kiedy zrozumiesz brak różnic".
"Ludzie czekają na właściwe warunki do szczęścia. Mówią, że będą szczęśliwi po tym, jak coś się wydarzy [...] Dają swojemu szczęściu jakieś zewnętrzne warunki, które powinny się wydarzyć. Ale tak to nie działa. Prawdziwe szczęście bierze się ze środka".
"A miłość to niezwykłe uczucie, Haniu. To najpotężniejsza i najstarsza magia. Potrafi leczyć. Ale pod warunkiem, że jest prawdziwa".
http://tylkoskonczerozdzial.blogspot.com/2018/03/wrozka-z-gwiezdnego-pyu-lena-wolska.html
ABSOLUTNIE DOSKONAŁA!!! =)
Mam na imię Ania.
Mam 30 lat.
I jestem Wróżką z Gwiezdnego Pyłu... =)
Dajcie się porwać tej historii. Pozwólcie, aby słowa i piękno w nich zawarte wlały się do waszego wnętrza. Chwyćcie Hanię za dłoń, otwórzcie oczy, otwórzcie uszy, otwórzcie umysł, bo lekcja w jakiej uczestniczy dziewczynka jest najważniejszą w jej, i mam nadzieję – i w Twoim,...
2024-02-20
Justine jest wydrążona w środku. Pusta. I nie do końca wiadomo, czy za tę pustkę odpowiedzialna jest tragiczna przeszłość, wychowanie przez "bezbarwnych" dziadków, wyzuta z emocji codzienność czy podskórnie wyczuwalna aura tajemnic, która spowija niemal każdą płaszczyznę jej życia. Prawdopodobnie wszytko to razem zmieszane. I mocno wstrząśnięte...
Dlatego z tak wielkim zapałem Justine chwyta się opowieści ludzi starszych. Opowieści ludzi, którzy żyją wspomnieniami i przeszłością, bo teraźniejszość to samotne dni, pełne bólu tęsknoty i zapomnienia, a przyszłość to już tylko śmierć...
"Kiedy starzy bliscy odchodzą, kończą się wyrzuty sumienia. To skomplikowane. Ich rodziny czują smutek, ale też ulgę".
Justine pracuje w domu opieki "Pod Hortensjami". Dwudziestojednoletnia Justine "wypalona życiowo" właśnie dzięki rozmowom z podopiecznymi odkrywa, że świat skrywa wiele tajemnic i piękna. Jak się okaże - także w jej życiu.
"Dlaczego wszystko się zdarza wtedy, gdy człowiek już stracił nadzieję? Dlaczego wszystko jest kwestią chwili?"
To jedna z tych powieści, które czyta się zachłannie, połyka słowa, rozkoszuje się ich smakiem, a jednocześnie tak bardzo nie chce się jej skończyć. Zjeść ciastko i mieć ciastko.
"[...] są parą, która się ciągle dotyka, nie dotykając się. Tak jak ludzie, którzy się naprawdę kochają".
"Zapomniane niedziele" włączyły we mnie program prania z podwójnym wirowaniem - emocje, słowa, wspomnienia, kotłują się w głowie, a potem wirują, wirują, wirują... Te kilka wzajemnie przenikających się historii pozostawia czytelnika w stanie permanentnego rozedrgania. I do tego efektu wcale nie potrzeba mnóstwa epitetów, barwnych metafor. Zwykłe słowa, zwykłe zdania. Siła świetnego stylu tkwi w prostocie. I Perrin po raz kolejny udowodniła, że to właśnie proste słowa mają potężną moc.
"- Dzień dobry, panie Girardot, jak pan się czuje?
- Moja żona umarła.
- To było już dawno temu.
- Wie pani, jeśli się utraciło osobę, którą kochało się najbardziej na świecie, to ona umiera codziennie".
Doskonała powieść.Rezonująca. Absolutnie zachwycająca. Łamiąca serce.
Justine jest wydrążona w środku. Pusta. I nie do końca wiadomo, czy za tę pustkę odpowiedzialna jest tragiczna przeszłość, wychowanie przez "bezbarwnych" dziadków, wyzuta z emocji codzienność czy podskórnie wyczuwalna aura tajemnic, która spowija niemal każdą płaszczyznę jej życia. Prawdopodobnie wszytko to razem zmieszane. I mocno wstrząśnięte...
Dlatego z tak wielkim...
2022-12-20
🌱"Trzeba się nauczyć obdarzać nieobecnością tych, którzy nie zrozumieli znaczenia naszej obecności".
Patrzę na ten migający, samotny kursor na ekranie i pojęcia nie mam jak zacząć, bo "Życie Violette" to jedna z tych powieści, której piękna nie da się zamknąć w literkach, słowach i zdaniach. I nawet jeśli podjęłabym się katorżniczej próby wspięcia na wyżyny swej erudycji to i tak nie uda mi się nakreślić piękna, głębi, bezbrzeżnego smutku i wszystkiego tego, co sprawia, ze "Życie Violette" jest powieścią wybitną. Bo jest. Jedną z najpiękniejszych i najważniejszych powieści w moim życiu.
🌱"...ludzi, których przeznaczeniem jest się spotkać łączy niewidzialna nić. Ta nić może się poplątać ale nigdy się nie zerwie".
Z reguły podczas pisania recenzji stosuje zasadę "luźnych gaci" - siadam przed kompem/telefonem (bo gros moich recenzji pisanych jest na telefonie w trakcie usypiania dziecięcia) i se piszę. A tutaj tak nie mogę, nie potrafię. Pisanie o "Życiu Violette" mnie usztywnia, krępuje, bo wciąż mam w pamięci ogrom emocji i ilość wylanych łez. I to z jaką siłą zamknęłam książkę, kiedy dotarłam do strony.
"Nie będę tego czytać dalej!". Do lektury wróciłam dopiero po ochłonięciu, po kilku dniach... I będę do niej wracać zawsze wtedy, kiedy będę smutna. Bo pomimo ogromu cierpienia zawartego w powieści, ta historia jest ukłonem w stronę piękna i magii dnia codziennego.
Violette jest dozorczynią cmentarza. "Pani od grobów", od rejestrów zgonów, od skrupulatnego notowania dat pogrzebów. Violett jest kobietą, która poleruje nagrobne fotografie, dba o zapomniane, opuszczone groby, sadzi kwiaty, karmi bezpańskie koty. Przynosi radość i spokój w miejscu pełnym śmierci, rozpaczy i łez żalu nad stratą najbliższych. Violette ubiera się w wiosnę, chociaż jej życie to mroźna, brutalna i odbierająca szczęście zima. Z gradem. Z piorunami. Z niekończącą się ciemnością...
🌱"Sprawił, że się zestarzałam. Być kochanym, to zachować młodość".
Czy Violette ma szanse nie tylko ubrać się w wiosnę, ale i poczuć ją głęboko w swoim sercu? Czy człowiek jest w stanie podźwignąć się po tragedii, która zamienia życie w jałową egzystencję pozbawioną barw, smaku, zapachu i ciepła?
🌱"... życia nigdy nie da się ułożyć na nowo. Proszę wziąć kawałek papieru i go porwać, próżno by sklejać każdy ze skrawków, zawsze będzie widać rozdarcia, zagięcia i taśmę".
"Życie Violette" to powieść wyjątkowa. Wyjątkowa w swej prostocie i głębi, jaka kryje się za zwykłymi, mało wymyślnymi zdaniami. Dlaczego bardzo chciałabym, aby tę książkę przeczytało jak najwięcej osób? Bo wierze głęboko w silę tej historii. Jestem przekonana, że akurat ta powieść ma moc zmieniania na lepsze, ma moc zmiany perspektywy i docenienia wszystkich tych drobnych rzeczy, które składają się na nasze życie.
"Życie Violette" odkrywa przed nami ukryte w drobinkach piękno i pozwala na nowo cieszyć się z drobiazgów. Kocham tę powieść ;)
🌱"Delektuję się życiem, piję je małymi łyżkami niczym herbatę, jaśminową z miodem".
🌱"Trzeba się nauczyć obdarzać nieobecnością tych, którzy nie zrozumieli znaczenia naszej obecności".
Patrzę na ten migający, samotny kursor na ekranie i pojęcia nie mam jak zacząć, bo "Życie Violette" to jedna z tych powieści, której piękna nie da się zamknąć w literkach, słowach i zdaniach. I nawet jeśli podjęłabym się katorżniczej próby wspięcia na wyżyny swej erudycji...
Tak na dobrą sprawę mogłabym zostawić tu jedynie: "fenomenalna – 9/10", ale wzbierająca we mnie euforia rozsadza mnie od środka i muszę dać jej upust. Bo pęknę =D
Kevin Taylor to młody prawnik. Po wygraniu mocno kontrowersyjnej sprawy molestowania dziesięcioletniej uczennicy przez nauczycielkę, dostaje propozycję wejścia do spółki John Milton i Wspólnicy specjalizującej się w prawie karnym. Nie zastanawia się zbyt długo...wszak dwukrotnie większe zarobki niż dotychczas, ekskluzywny apartament na Manhattanie, limuzyna z szoferem a przede wszystkim sława, spełnienie i zapewnienie luksusowego życia ukochanej żonie Miriam to spełnienie jego marzeń...
Jaka cenę przyjdzie mu za płacić za bogactwo i prestiż? Bo prawdą jest, że praca z tajemniczym, dystyngowanym jegomościem jakim jest John Milton jest zbyt piękna aby była prawdziwa...
Wraz z Kevinem i Miriam zostajemy wessani w świat przepychu i nowojorskiego blichtru. Obserwujemy z niepokojem jak bohaterowie stopniowo tasują swoją hierarchię wartości i zatracają się w ułudzie piękna i dostatku. Bo dostatek materialny staje się odwrotnie proporcjonalny do bogactwa wewnętrznego, moralnego. Najgłębszą i najbardziej spektakularną metamorfozę przechodzi Miriam. Z wrażliwej i inteligentnej kobiety staje się pretensjonalną wydmuszką emocjonalną, dla której bywanie na salonach jest wartością nadrzędną. Generalnie każda z przedstawionych postaci (prócz Normy i Jean, które stanowią odbicie lustrzane swojej pustości i wyczerpania intelektualnego) jest wyrazista i odgrywa w powieści znaczącą rolę. Nawet epizodyczni rodzice Kevina i Miriam stanowią swego rodzaju echo dawnego życia, wyznawanych wartości i symbol utraconej stabilności.
Aura powieści zmiana się stopniowo, niemal niezauważalnie. Atmosfera gęstnieje, tło przybiera ciemniejsze, mroczniejsze barwy, pojawiają się epizody przesycone grozą. Chociaż "Adwokat diabła" to zdecydowanie bardziej thriller prawniczy z elementami grozy niż pełnokrwisty i mrożący krew w żyłach horror, to nie można mu odmówić niepokojącego nastroju z nutką mistycyzmu.
Neidermanowi udało się stworzyć powieść uniwersalną i ponadczasową. Uniwersalną, bo zagadnienia podejmowane w "Adwokacie diabła" można rozpatrywać na wielu płaszczyznach i ponadczasową, bo charakteryzuje dobro i zło, wskazuje normy, które nie mają terminu ważności oraz kreśli swoisty etos człowieka sprawiedliwego.
O wielkości "Adwokata diabła" stanowi chociażby umoralniający wydźwięk podany w subtelny sposób, bez łopatologicznych, przejaskrawionych frazesów. To my sami – czytelnicy – stopniowo zdrapujemy lekko łuszczącą się farbę w kolorze "imitacja praworządności" i odkrywamy, że pod spodem wcale nie znajduje się sprawiedliwość i dobro, tylko fałsz i zło. Autor puszcza do nas oczko poprzez biblijne oraz mitologiczne nawiązania, jak chociażby szofer o nazwisku Charon, widok z okna i znamienne słowa ("Ty jesteś ponad tym wszystkim, a teraz już wiemy, ze to wszytko będzie twoje") czy sam John Milton i nawiązanie do "Raju utraconego".
Bardzo niepokojący jest wydźwięk tej powieści w kontekście funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości... Rozprawa sadowa została w "Adwokacie diabła" przestawiona jako konfrontacja prokuratorskiej oraz adwokackiej gry aktorskiej... gdzie mimika, wyszukiwanie słabości świadków czy uwypuklanie tego co nieistotne, a spychanie tego co dla sprawy najistotniejsze mają większe znaczenie niż wydobycie na światło dzienne prawdy i wydanie sprawiedliwego wyroku... To gra, to teatr, a nie karanie winnych i ochrona uciśnionych.
"Nasze uczucia, moralność i opinie musimy odłożyć na bok, żeby móc skutecznie bronic klientów, Kevin".
" Dla współczucia [...] choć samo w sobie zasługuje na podziw, nie ma w tym systemie [prawnym] miejsca, ponieważ jest subiektywne, niedoskonałe, podatne na zmiany, podczas gdy prawo może być udoskonalane i pozostawać ponadczasowym i uniwersalnym".
"Adwokat diabła" to powieść spójna, napisana pięknym językiem z dbałością o szczegóły i zachowanie pewnej symboliki, w której puenta opowiadanej historii jest idealnym uzupełnieniem jej rozpoczęcia. Nie sposób nie wspomnieć o tym, jak powieść została wydana: twarda oprawa, ilustracje oraz posłowie autorstwa Wiesława Kota. To wszytko składa się na powieść, którą po prostu warto mieć na swojej półce.
Klasykę w takim wydaniu mogę czytać nieustannie. Polecam bardzo, nie tylko miłośnikom horroru, ale czytelnikom ceniącym kunszt pisarski i niebanalność.
https://tylkoskonczerozdzial.blogspot.com/2019/07/adwokat-diaba-andrew-neiderman.html
Tak na dobrą sprawę mogłabym zostawić tu jedynie: "fenomenalna – 9/10", ale wzbierająca we mnie euforia rozsadza mnie od środka i muszę dać jej upust. Bo pęknę =D
Kevin Taylor to młody prawnik. Po wygraniu mocno kontrowersyjnej sprawy molestowania dziesięcioletniej uczennicy przez nauczycielkę, dostaje propozycję wejścia do spółki John Milton i Wspólnicy specjalizującej...
Nasz polski Harry Potter=)!
Żal, że jest to tak krótka bajka=( Cudowna! Magiczna! Zaczarowana- bo cofa w czasie-podczas lektury ponownie stałam się ośmioletnią Aniusią, która połykała słowa, a na zakończeniu połykała łzy.
Uwielbiam tę bajkę=)
Nasz polski Harry Potter=)!
Żal, że jest to tak krótka bajka=( Cudowna! Magiczna! Zaczarowana- bo cofa w czasie-podczas lektury ponownie stałam się ośmioletnią Aniusią, która połykała słowa, a na zakończeniu połykała łzy.
Uwielbiam tę bajkę=)
2022-12-29
"10 cm! Pełne rozwarcie. Przy następnym skurczu mocno przemy. Ale chwila! Moment! Zapis KTG kiepski! Wezwać lekarza, podejmiemy decyzję czy wykonujemy cesarskie cięcie".
To taki hipotetyczny, ale nie całkiem zmyślony tekst położnej. Szpital miejski. Rok 2000.
A teraz przenosimy się do roku 1880. W słomę wsiąka pot rodzącej, cierpiącej kobiety. W dusznej, ciasnej chatce brak miejsca na jakąkolwiek intymność, w rogu lichej chałupy usiłują spać dziatki, na zapiecku drzemie świekra okutana w chustę, po klepisku, w te i nazad człapie poddenerwowany chłop, który nijak nie zna się na babskich niedyspozycyjach. Za długo to trwa. Trza wezwać akuszerkę. Właśnie w taki świat zabiera nas Sabina Jakubowska. Świat, w którym nie było bieli szpitalnego łóżka, lekarza spieszącego na pomoc, KTG i innych sprzętów monitorujących bezpieczeństwo nienarodzonego dziecka. Były one - akuszerki. Ich wiedza, doświadczenie, odwaga, siła. Ich szósty zmysł, dzięki którym niejedna kobieta wyrwała się ze szponów śmierci.
Zaprawdę przedziwnie plączą się losy Franciszki Diabelcowej. Cudem odratowana w iście dramatycznych okolicznościach. Wykarmiona i wychowana przez obcą kobietę. Oddana na żonę Diabelcowi, którego nie kochała. Ba! Nawet nie lubiła. Przez splot wydarzeń dostaje od losu możliwość kształcenia się na akuszerkę - na kursie, w samiuśkim mieście - w Krakowie! Wraca do rodzinnych Jadownik pełna wiary w sens tego, co robi i w to, że i jeszcze ona kiedyś będzie szczęśliwa.
Cóż to była za powieść! Pełna łez, krzyków, cierpienia i uśmiechu. Ta potężna, zarówno pod względem gabarytowym, jak i emocjonalnym lektura zabiera nas do przełomu XIX i XX wieku do podkrakowskiej wsi. Wsiąkamy w ten świat zbudowany na filarach bogobojności i poszanowania ziemi, w świat pełen niedorzecznych decyzji, uprzedzeń i wiejskich zabobonów.
"Miłość, miłość! Miłość to jest w książkach! Miedzy trzeba pilnować po Japach!"
Te czasy, jakże odległe pod każdym względem od tych współczesnych, uświadamiają nam, jak ważną rolę w historii ludzkości odgrywały akuszerki. Ile ludzkich istnień uratowały! Ta powieść to hołd złożony odważnym, dzielnym kobietom, które gotowe były narażać własne zdrowie aby nieść pomoc tym najbardziej potrzebującym, bezbronnym - rodzącym kobietom. Ale "Akuszerki" to nie tylko historia dramatycznych porodów. To doskonały i wyrazisty przekrój przez społeczeństwo, kulturę i ówczesną mentalność ludzką - zbudowana na filarach poszanowania do pracy, pokory oraz miłości do Boga i ojczyzny. Nie brak ciemnych stron natury człowieka - odwiecznego problemu pijaństwa, przemocy domowej i braku poszanowania kobiet. Jakubowska w przepięknym, niemal lirycznym stylu kreśli obraz polskiej wsi i wykorzystuje do tegoż obrazu całą paletę barw - od głębokiej czerni symbolizującej zawiść i gniew, poprzez zieleń nadziei, błękit wiary i biel pokory. Nie zabraknie także dramatu wojny, spustoszenia jakie zasiała fala tyfusu oraz inflacja.
"Akuszerki" to powieść inspirowana prawdziwymi zapiskami prababki autorki. Sama autorka towarzyszy rodzącym kobietom jako doula. Nigdy nie czytałam i prawdopodobnie nie przeczytam tak przejmującej powieści o kobietach i z szacunku do kobiet.
Doskonała! Polecam!
"10 cm! Pełne rozwarcie. Przy następnym skurczu mocno przemy. Ale chwila! Moment! Zapis KTG kiepski! Wezwać lekarza, podejmiemy decyzję czy wykonujemy cesarskie cięcie".
To taki hipotetyczny, ale nie całkiem zmyślony tekst położnej. Szpital miejski. Rok 2000.
A teraz przenosimy się do roku 1880. W słomę wsiąka pot rodzącej, cierpiącej kobiety. W dusznej, ciasnej chatce...
2022-04
Też kiedyś byłam jak Ania... Ruda, chuda, piegowata. Teraz zostały mi już tylko piegi 😁 i bezkresna, nieokiełznana miłość do powieści Lucy Maud Montgomery. Ze szczególnym naciskiem na "Anię z Zielonego Wzgórza". Wróć! "Anne z Zielonych Szczytów" 😁
"Czy to nie cudowne, że na świecie są poranki?"
Parafrazując słowa Anne - czy to nie cudownie, że Anna Bańkowska odważyła się odświeżyć i jeszcze bardziej przybliżyć nam historię najfajniejszego rudzielca ever? No pewnie,że cudnie!
Czytelniczym światem wstrząsnęło nowe wydanie "Ani z Zielonego Wzgórza". Nakładem wydawnictwa Marginesy światło dzienne ujrzała nie Ania, a Anne, nie Maryla i Mateusz tylko Marilla i Metthew. No i w końcu nie Zielone Wzgórza, a Szczyty. Przekład ten jest nie tylko najwierniejszy z dotychczasowych przekładów ale i w sposób bardzo subtelny "odkurza" historię rudowłosej Anne Shirley.
Pani Bańkowska zdawała sobie zapewne sprawę jak ogromne poruszenie wywoła to wznowienie. I ja się szalenie z tego cieszę! Bo jedna z najpiękniejszych książek mojego dzieciństwa, która w ogromnej mierze ukształtowała nie tylko mój czytelniczy gust, ale miała wpływ na moje życie, nastawienie do świata, wciąż jest komentowana, czytana i wciąż się o niej pamięta.
Nie jestem literaturoznawcą, nie przedstawię tutaj merytorycznych dowodów na to, że nowe tłumaczenie jest najbliższe oryginałowi. Ale tak naprawdę po co? Świat się zmienia, dzieci się zmieniają. Jeśli to nowe wydanie trafi bardziej w gusta współczesnej młodzieży (a moim zdaniem jest spore prawdopodobieństwo, że tak właśnie będzie) to Pani Ani należy się owacja na stojąco.
"To takie cudowne, kiedy się okazuje, że coś, co człowiek sobie tylko wyobrażał, istnieje naprawdę!"
O samej fabule zbyt wiele pisać nie trzeba, prawda? Historia Anne to pochwała i uwielbienie życia. To eksplozja radości i nieokiełznana, szaleńcza euforia. Zabawne przygody sieroty Anne, która totalnym przypadkiem znajduje dom i kochaną rodzinę na Wyspie Księcia Edwarda wypełnione są ogromem mądrości i prawd życiowych, z których czerpać mogą nie tylko dzieci, ale i dorośli. O przyjaźni, o dorastaniu, o potrzebie bycia kochanym, o tym, jak ważne jest wsparcie najbliższych.
Bałam się tej lektury. Bałam się powrotu do ustawionej na moimi prywatnym piedestale powieści najważniejszych w życiu. Niepotrzebnie! Ta historia nie ma terminu ważności. Dlatego tym bardziej cieszy mnie wydanie Anne w nowej szacie, w nowym przekładzie ale w niezmienionym pięknie ukrytym w słowach, zwrotach i anusinych wykrzyknieniach 🙂
"Ach, kiedy tak właśnie jest najprzyjemniej. Nagle mignie ci w głowie jakiś wspaniały pomysł i od razu zamieniasz go w czyn. A jeśli zaczniesz się zastanawiać, to wszystko zepsujesz".
A na koniec - z czystej ciekawości porównałam te dwa wydania powieści. I powiem Wam tyle - kocham obydwa ❤️ do starego mam sentyment, a treść jest łatwiej przyswajalna w nowym wydaniu od Marginesów ❤️
Też kiedyś byłam jak Ania... Ruda, chuda, piegowata. Teraz zostały mi już tylko piegi 😁 i bezkresna, nieokiełznana miłość do powieści Lucy Maud Montgomery. Ze szczególnym naciskiem na "Anię z Zielonego Wzgórza". Wróć! "Anne z Zielonych Szczytów" 😁
"Czy to nie cudowne, że na świecie są poranki?"
Parafrazując słowa Anne - czy to nie cudownie, że Anna Bańkowska odważyła się...
2023-11-03
Słowa mają sztamę z Autorem Nieznanym. Ufają Mu tak bardzo, że pozwalają totalnie zmienić kreację tworząc nowy, odjechany literkowy outfit. Tak powstają "ciunasy", bajanki", "baśnienie". Słowa które pachną, szeleszczą, są ciepłe, puchate i wydają milusie dźwięki. Tak, słowa kochają Autora Nieznanego a Autor Nieznany niewątpliwie kocha słowa. Z tej wielkiej miłości powstały "Bajkolory" - przepiękna poezja dla dzieci, która ukołysze, utuli, ugłaska nasze dziecię tuż przed snem.
Osiem bajanek - kołysanek czytane na piękne śnienie. Nie tylko wprowadzą dzieci w stan błogiego stąpania po bezkresnej krainie przestworzy ale i nam - rodzicom pozwoli uśmiechnąć się patrząc na literkowe wygibasy w puchatych kreacjach. Spotkamy nie tylko Księżyc, Słońce, ale całkiem nowe postaci: Warkoczkę, Krokorożca czy Brata-Pirata... Ten wyjątkowy zbiór poezji dla dzieci, tych przytulaśnych puchatych słów oryginalnie zilustrowała Nina Peret, aby podróż w krainę Bajkowego Śnienia była jeszcze piękniejsza i niezapomniana.
"Cała jest orkiestrą
Muzyczne ma buty
Zobacz, na czubkach
Przycupnęły całe nuty
To gwiazdki w kłębek zwinięte
Muzycznie-magicznie snem zaklęte"
Twarda oprawa, błyszczące gwiazdy i posrebrzany tytuł. Cuuudo! A w środku? Jest nie tylko bajkowo, mięciusio ale i zabawnie! Cóż...
"Bajkolory" są po prostu idealne.
Słowa mają sztamę z Autorem Nieznanym. Ufają Mu tak bardzo, że pozwalają totalnie zmienić kreację tworząc nowy, odjechany literkowy outfit. Tak powstają "ciunasy", bajanki", "baśnienie". Słowa które pachną, szeleszczą, są ciepłe, puchate i wydają milusie dźwięki. Tak, słowa kochają Autora Nieznanego a Autor Nieznany niewątpliwie kocha słowa. Z tej wielkiej miłości powstały...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Wielkie powieści nie potrzebują wielu słów zachwytu... a "Czas rumianku" jest powieścią nie tyle wielką ile monumentalną!
Kujawy, rok 1852 - czas niepokoju, zmian i nadziei. I czas wielkiej zarazy. Prócz trudów i znojów codzienności, prócz ciążącego na spracowanych barkach obowiązku zapłaty czynszu chłopi będą musieli się zmierzyć z epidemią cholery. Poznajemy dalsze losy rodziny Józwiaków, miłosne podboje Janka, milczące oddanie Michała, gniew Jagusi i odwieczny szacunek do ziemi, do pracy, do drugiego człowieka.
Powtórzę to, co pisałam przy okazji recenzowania pierwszego tomu: "Kunszt literacki Pani Fryczkowskiej, niebywałe wyczucie, literacka finezja, fantazja oraz dociekliwość w szukaniu prawdy o chłopskiej doli sprawiły, że powieść nabiera monumentalnych rozmiarów i ponadczasowego wymiaru".
"Czas rumianku" mnie oczarował, zachwycił i poruszył. Autorka, z typową dla siebie lekkością, kreśli obraz skomplikowanych relacji międzyludzkich, przedziwny kolaż bogobojności i wiary w zabobony, gusła i klątwy oraz dymorfizm międzyklasowy uwypuklony w znamiennej scenie odwiedzin państwa w chacie Józwiaków. A gdzieś miedzy tym wszystkim prości ludzie zakochują się, cierpią, pragną akceptacji, zrozumienia i poczucia przynależności.
"Czas rumianku" to niezwykła opowieść o całkiem zwyczajnych ludziach.
"- Rumianku mu zaparzę - powiedziała babka - Rumianek go uspokoi, wyciszy. Rumianek na wszytko pomaga.
Zapach, który się zaraz po izbie rozszedł, już zawsze odtąd kojarzył mi się ze śmiercią".
Wybitna. Czytajcie!
Wielkie powieści nie potrzebują wielu słów zachwytu... a "Czas rumianku" jest powieścią nie tyle wielką ile monumentalną!
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toKujawy, rok 1852 - czas niepokoju, zmian i nadziei. I czas wielkiej zarazy. Prócz trudów i znojów codzienności, prócz ciążącego na spracowanych barkach obowiązku zapłaty czynszu chłopi będą musieli się zmierzyć z epidemią cholery. Poznajemy dalsze...