-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
-
ArtykułyMoa Herngren, „Rozwód”: „Czy ten, który odchodzi i jest niewierny, zawsze jest tym złym?”BarbaraDorosz1
-
Artykuły„Dobry kryminał musi koncentrować się albo na przestępstwie, albo na ludziach”: mówi Anna SokalskaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyDzień Dziecka już wkrótce – podaruj małemu czytelnikowi książkę! Przegląd promocjiLubimyCzytać2
Biblioteczka
2015-08-15
2015-07-19
Dwa dni temu, gdy spojrzałem na półkę, stwierdziłem, że rok przerwy od powieści Agaty Christie to zdecydowanie zbyt dużo. Spośród nieprzeczytanych, mój wybór padł na "Śmierć w chmurach". Już po pierwszym rozdziale uświadomiłem sobie, jak bardzo mi brakowało Królowej Kryminałów.
Począwszy od znakomitej konstrukcji bohaterów, poprzez niesamowicie oryginalne wykreowanie zbrodni (był pociąg, był statek, bezludna wyspa, czas w końcu na samolot), zatrważające wręcz zakończenie... Taką Agatę Christie uwielbiam! Wszystko od początku do końca w tym kryminale mi się podobało. Zasmuciło mnie jednak to, że osoba, którą od początku polubiłem, miała do czynienia z opisanym morderstwem.
Kryminał "Śmierć w chmurach" tylko mnie utrwalił w mojej opinii - Agata Christie była, jest i będzie moją ulubioną autorką i największą Królową Kryminałów wszechczasów. Książka ląduje na półce "ulubione" z oceną 10/10. Polecam!
Dwa dni temu, gdy spojrzałem na półkę, stwierdziłem, że rok przerwy od powieści Agaty Christie to zdecydowanie zbyt dużo. Spośród nieprzeczytanych, mój wybór padł na "Śmierć w chmurach". Już po pierwszym rozdziale uświadomiłem sobie, jak bardzo mi brakowało Królowej Kryminałów.
Począwszy od znakomitej konstrukcji bohaterów, poprzez niesamowicie oryginalne wykreowanie...
2015-06-27
No, Panie Szczygielski! Coraz lepiej! Czekam na dalszy rozwój Kronik Nierówności. Zacznę jednak od samego początku.
"Berek" bardzo mi się podobał, lecz czegoś mi tam zabrakło. W "Bierkach" raził ten brak wyjaśnienia wielu wątków, naprawdę wielu. Nie wiedziałem, czego się spodziewać, gdy się dowiedziałem, że po 5 latach Pan Marcin Szczygielski wydaje trzecią część cyklu "Kroniki Nierówności". To oznaczało kolejne przygody Pawła, Anny, Małgorzaty i Wojtka. Część trzecia porusza najbardziej kontrowersyjny temat ze wszystkich trzech - kryptogejów i ludzkiego fałszerstwa w mediach.
Zacznę od języka powieści. Przede wszystkim, klasyczny i luźny język, który Szczygielski serwuje od początku, aczkolwiek wzbogacony o bardzo ciekawe elementy. Mianowicie fonetyczny zapis nazw i zwrotów zapożyczonych z języka angielskiego. Czyżby autor chciał podkreślić swoją pogardę dla wplatania elementów języków obcych do rodzimego języka polskiego? Czy chciał ujawnić nadmierny komercjalizm i puste zapatrzenie (a także lans) używając zapisu "ajfon"? Dróg interpretacyjnych jest wiele.
Spodobało mi się także dodanie myśli (przemyśleń?), które w powieści zostały pokazane pochyłym pismem. Są to takie przebłyski wspomnień, które momentami znienacka pojawiają się w ludzkich głowach. Dzięki temu Czytelnik/Czytelniczka jest w stanie utożsamić się z bohaterem/bohaterką. Myślę, że to może również zmuszać go/ją do refleksji nad słowami bohaterów. Tak przynajmniej było w moim przypadku.
Coś, czego się bałem w kwestii Pana Marcina Szczygielskiego, to zakończenie. Niestety "Bierki" mnie rozczarowały, a "Berek"... miał zbyt proste zakończenie. Żeby nie zawrzeć spoilera, ujmę to tak - epilog został dodany, jednak w przypadku jednego z bohaterów zakończenie (ewentualny ciąg dalszy, tak bym to bardziej ujął) zostało zasugerowane bardzo subtelnie, aczkolwiek w książce nie ma żadnych niedociągnięć. Chwała Panu za to!
Zniekształcony wizerunek polskich mediów. Niektóre momenty czytałem wręcz z bólem serca i głowy. To niby tylko fikcja, ale nawiązanie do rzeczywistej sytuacji sprawia, że jestem w stanie uwierzyć realia, jakie panują w telewizji i świecie celebrytów. Cóż, jedno jest pewne - nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Szczygielski bardzo przekonująco przedstawił "gwiazdki" i "lansujących się" celebrytów jednej sensacji, nie niosących ze sobą żadnych wartości. Smutne, acz prawdziwe.
Myślę, że nie będę komentował głównego tematu książki, czyli - jak to powiedział sam Szczygielski: "zakłamanym pedziom, żyjącym w strachu przed ujawnieniem". Sytuacje przedstawiane w powieści mówią całkowicie same za siebie, a Czytelnik/Czytelniczka jest w stanie zrozumieć głównego bohatera, wcale nie czując do niego żalu i nie zarzucając mu dwulicowości.
Nie sądziłem, że książka autorstwa Szczygielskiego będzie dosłowną biblioteką refleksji nad ludzkim życiem. Żałuję, że tych najciekawszych cytatów sobie nie pozaznaczałem, a - muszę przyznać - wiele jest takich, z którymi sam bezpośrednio się utożsamiam.
Gorąco polecam lekturę "Bingo" Pana Marcina Szczygielskiego, zmusza do przemyśleń - to kolejna cecha, która odróżnia tę część Kronik Nierówności od dwóch pierwszych. Dla autora - mam nadzieję, że na czwartą część cyklu nie przyjdzie nam czekać kolejnych pięciu lat...
No, Panie Szczygielski! Coraz lepiej! Czekam na dalszy rozwój Kronik Nierówności. Zacznę jednak od samego początku.
"Berek" bardzo mi się podobał, lecz czegoś mi tam zabrakło. W "Bierkach" raził ten brak wyjaśnienia wielu wątków, naprawdę wielu. Nie wiedziałem, czego się spodziewać, gdy się dowiedziałem, że po 5 latach Pan Marcin Szczygielski wydaje trzecią część cyklu...
2014-11-23
!!! UWAGA SPOILERY !!!
Wciąż nie do końca ochłonąłem po skończeniu ostatniej części z serii "Igrzyska Śmierci" - "Kosogłos". Jestem świeżo po premierze ekranizacji "Kosogłos. Część 1". Zabawny jest fakt, że oglądając film w kinie, wciąż byłem w trakcie czytania książki. Film wyprzedził mnie o parę scen i patrząc na to, jak się skończył, po prostu się bałem czytać powieść dalej. Nie wiedziałem, czego się spodziewać. Co mnie tak przeraziło? Nie wiem. Może "evil Peeta"?
Zakończenie mnie bardzo zaskoczyło, chociaż w zasadzie nie powinno. Autorka już od samego początku serii zapewniła czytelników, że śmierć któregoś z głównych bohaterów byłaby nader zbyt prosta. Postanowiła poprowadzić losy Katniss, Peety i Gale drogą bardzo okrężną i niebezpieczną. Od początku nie miałem wątpliwości, że Katniss przeżyje, ale nie wiedziałem co z Gale'em oraz Peetą. Było jasne, że straty któregokolwiek z nich by nie zniosła.
Teraz sądzę, że "łatwiejsze" by było uśmiercenie Gale'a. Po zamknięciu ksiązki w głowie buszowały mi pytania. Dlaczego zostawił Katniss? Dlaczego się z nią nie pożegnał? Dlaczego wybrał Drugi Dystrykt? Czy później jeszcze kiedykolwiek ją zobaczył? Czym było uczucie, którym ją darzył? Ciekawe, czy część druga filmu udzieli tych odpowiedzi.
Na podsumowanie, chciałbym dodać osobistą część od siebie. R.I.P. dla bohaterów, którzy zginęli na przestrzeni całej serii.
Rue
Thresh
Prim
Finnick
Boggs
Cinna
Mags
staruszek z Jedenastego Dystryktu
Wiress
"And may the odds be ever in your favor"
!!! UWAGA SPOILERY !!!
Wciąż nie do końca ochłonąłem po skończeniu ostatniej części z serii "Igrzyska Śmierci" - "Kosogłos". Jestem świeżo po premierze ekranizacji "Kosogłos. Część 1". Zabawny jest fakt, że oglądając film w kinie, wciąż byłem w trakcie czytania książki. Film wyprzedził mnie o parę scen i patrząc na to, jak się skończył, po prostu się bałem czytać powieść...
2014-11-17
Wczoraj skończyłem czytać drugą część z serii Igrzyska Śmierci. Uważam, że jest lepsza od pierwszej. W akcji "W pierścieniu ognia" dzieje się zdecydowanie więcej. Poznajemy mnóstwo nowych bohaterów (moimi faworytami są Johanna, Beetee a także Bonnie z Twill - szkoda, że nie umieszczono tych dwóch w filmie), okazuje się, że Katniss musi wrócić na arenę na potrzeby Ćwierćwiecza Poskromienia. Bardzo mnie to zaskoczyło. Sądziłem, ze razem z Peetą będą już mieli spokój, będąc tylko mentorami dla przyszłorocznych trybutów.
Zakończenie książki mnie totalnie poraziło, nie tego się spodziewałem. Właśnie zacząłem czytać Kosogłosa, mam nadzieję, że przynajmniej to mi da jakieś wyjaśnienie.
Wczoraj skończyłem czytać drugą część z serii Igrzyska Śmierci. Uważam, że jest lepsza od pierwszej. W akcji "W pierścieniu ognia" dzieje się zdecydowanie więcej. Poznajemy mnóstwo nowych bohaterów (moimi faworytami są Johanna, Beetee a także Bonnie z Twill - szkoda, że nie umieszczono tych dwóch w filmie), okazuje się, że Katniss musi wrócić na arenę na potrzeby...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-11-09
Dosłownie parę minut temu skończyłem czytać pierwszą część trylogii "Igrzyska Śmierci". Jestem... zachwycony! Byłem zmuszony do czytania jej przez aż tydzień, z braku czasu, ale teraz się cieszę - smakowałem ją przez dłuższy czas ;)
Fabuła - genialna! Współczesny świat (chyba nawet pro-współczesny), współczesne państwo, bohaterowie, wydarzenia... Cóż więcej mogę napisać. Bardzo mi się spodobał pomysł Głodowych Igrzysk, a także ich metafora - z daleka widać, że chodzi o współczesnych celebrytów. Wyścig szczurów, tylko jedna osoba może wygrać. EWENTUALNIE dwie.
Pomysł areny - wow, jestem pod wrażeniem. Czułem, że bohaterowie żyją w buszu, muszą walczyć o pożywienie jak w prawdziwym świecie. Tymczasem w odstępie zaledwie kilku kilometrów organizatorzy kierują całą tą maskaradą. Chwilami aż naprawdę nie mogłem uwierzyć, do czego są zdolni. Wprowadzenie burzy? Przerażający pożar ognia? Zupełnie jak w symulacji. Dla organizatorów Głodowych Igrzysk była to zabawa, a na arenie naprawdę ginęli ludzie. Śmierć każdego z nich przeżywałem inaczej. Glimmer - radość. Rue - smutek i wzruszenie. Clove - szczęście. Liszka - obojętność. Thresh - żal. Cato - obrzydzenie.
Bardzo polubiłem Katniss i Gale'a - od samego początku. Peeta Mellark wzbudza we mnie mieszane uczucia. O ile na początku mnie denerwował, to jak leżał taki bezbronny w jaskini, aż mi serce miękło. Czy muszę wspominać jak dużą nienawiścią darzę Effie? Haymitch jest taki zabawny, ale z drugiej tajemniczy. Niby alkoholik, który nie panuje nad swoim nałogiem, ale jednak to on za wszystko odpowiada i steruje "zza kulis". Sposób, w jaki się komunikował z Katniss w czasie igrzysk - majstersztyk.
Rue... taka miła dziewczynka, bardzo mnie poruszyło kiedy ocaliła Katniss od roju pszczół. Albo kiedy kładła się do jej śpiwora. Była taka słodka. Jej śmierć mnie całkowicie wzruszyła, żyła za krótko. Czyż w naszym prawdziwym świecie nie jest dokładnie tak samo? Osoby młode i zasłużone, odchodzą najwcześniej - chociaż powinny dożyć sędziwego wieku w całkowitym szczęściu. Cóż, Rue, spoczywaj w pokoju...
Droga Suzanne Collins, to co stworzyłaś, już jest dla mnie rzeczą godną podziwu. Dziękuję Ci za tę książkę, nie mogę się doczekać rozpoczęcia "W pierścieniu ognia". Natomiast jeszcze dzisiaj obejrzę ekranizację pierwszej części "Igrzysk Śmierci"...
Dosłownie parę minut temu skończyłem czytać pierwszą część trylogii "Igrzyska Śmierci". Jestem... zachwycony! Byłem zmuszony do czytania jej przez aż tydzień, z braku czasu, ale teraz się cieszę - smakowałem ją przez dłuższy czas ;)
Fabuła - genialna! Współczesny świat (chyba nawet pro-współczesny), współczesne państwo, bohaterowie, wydarzenia... Cóż więcej mogę napisać....
2014-07-10
2014-07-08
Dopiero co skończyłem czytać trylogię... Po skończeniu "Wiernej" wciąż targa mną tysiąc różnych emocji, więc tym razem nie napiszę recenzji, po prostu skomentuję to jednym zdaniem. Veroniko Roth - nie spodziewałem się TAKIEGO zakończenia...
Dopiero co skończyłem czytać trylogię... Po skończeniu "Wiernej" wciąż targa mną tysiąc różnych emocji, więc tym razem nie napiszę recenzji, po prostu skomentuję to jednym zdaniem. Veroniko Roth - nie spodziewałem się TAKIEGO zakończenia...
Pokaż mimo to2014-06-30
Właśnie skończyłem drugą część trylogii "Niezgodna". Tym razem nie będę się tak rozpisywał, jak przy pierwszej części, bo w większości bym napisał to samo jeszcze raz. Więc dodam rzeczy, które zauważyłem i które przyczyniły się do nieco niższej oceny.
Główną rzeczą, która odróżnia "Niezgodną" od "Zbuntowanej" jest to, że ta druga jest znacznie mroczniejsza. Tutaj co chwilę ktoś ginie, jednak najbardziej przykry jest fakt, że żaden z bohaterów się nad tym nie głowi za bardzo - z paroma wyjątkami. Mam żal do autorki, że uśmierciła Fernanda dosłownie chwilę po jego pojawieniu się po raz pierwszy. I była to śmierć całkowicie bezlitosna, której w sumie sam nie zawinił. Liczyłem, że ze wszystkich nowych postaci, to właśnie jego wątek się rozwinie.
Druga część jest także napisana nieco inaczej. O ile w pierwszej dominuje akcja, to Veronica Roth w "Zbuntowanej" większość czasu poświęciła psychice Tris. Wgłębiamy się w jej myśli, lęki, czasami nawet te najmniej prawdopodobne. Bardzo mi się to spodobało, bo to pomogło mi zrozumieć decyzje bohaterki (czasem najbardziej absurdalne...) i lepiej postawić się na jej miejscu.
Jest jedna rzecz, którą Roth zapoczątkowała w "Niezgodnej" i (niestety) bardzo rozwinęła w "Zbuntowanej" - tempo akcji. W pierwszej części było powiedzmy 'w sam raz', natomiast tutaj to się dzieje naprawdę za szybko. Czytelnikowi (przynajmniej mnie) trudno nadążyć za akcją, bo wszystko się dzieje w maksymalnie ekspresowym tempie. Skaczemy z Serdeczności do bezfrakcyjnych, stamtąd do Prawości, idziemy do Erudycji i wracamy do Prawości, odwiedźmy jeszcze Serdeczność i wróćmy do Nieustraszoności. Będę szczery, naprawdę łatwo się zgubić. Z pewnością miałbym w tej chwili problem z chronologią przy wymienianiu wszystkich wydarzeń. Jest to jedyny większy mankament, jaki mi się rzucił w oczy.
Mimo tej jednej większej wady, ponownie polecam sięgnąć po "Zbuntowaną". Wciąga tak samo jak "Niezgodna" a może nawet bardziej! Jest pełna wielu zaskakujących zwrotów akcji, ma szokujące zakończenie. Zachęcam do przeczytania całej trylogii :) Tymczasem w najbliższym czasie zabieram się za "Wierną"...
Właśnie skończyłem drugą część trylogii "Niezgodna". Tym razem nie będę się tak rozpisywał, jak przy pierwszej części, bo w większości bym napisał to samo jeszcze raz. Więc dodam rzeczy, które zauważyłem i które przyczyniły się do nieco niższej oceny.
Główną rzeczą, która odróżnia "Niezgodną" od "Zbuntowanej" jest to, że ta druga jest znacznie mroczniejsza. Tutaj co chwilę...
2014-06-24
Najprościej zacznę słowami - "Niezgodna" jest jedną z najlepszych książek, jakie w życiu przeczytałem. Na wstępie też dodam - NIE, nie czytałem (jeszcze) "Igrzysk Śmierci".
Zaczęło się jakieś 2 miesiące temu, gdy spontanicznie wybrałem się ze znajomymi do kina, nasz wybór padł na film o bardzo zachęcającym plakacie przedstawiającym dwójkę nastolatków na tle zrujnowanego miasta - na "Niezgodną na podstawie bestsellera Veroniki Roth". Zawsze sceptycznie podchodzę do nowości filmowych, bo przedtem nigdy nie wyszedłem stuprocentowo zadowolony z kina. Czasem wręcz przeciwnie - męczyło mnie siedzenie w fotelu. Idąc z takim nastawieniem, zostałem kompletnie oszołomiony, ponieważ ekranizacja okazała się znakomita i świetnie wyreżyserowana. Film wbił mnie w siedzenie na ponad 2 godziny, oczu oderwać nie mogłem. Natychmiast po wyjściu z kina udałem się do księgarni i dorwałem tego "bestsellera V. Roth". Niestety obowiązki szkolne oraz domowe pozwoliły mi się zabrać za lekturę dopiero kilka dni temu.
Piszę teraz po ochłonięciu po książce. Zdecydowanie są różnice pomiędzy ekranizacją a pierwowzorem (czego w sumie trudno uniknąć), chociaż nie zmieniło to drastycznie fabuły. Veronica Roth świetnie przedstawiła świat podzielony na frakcje (nie mógłbym żyć w Altruizmie oraz Erudycji - podejrzewam, że byłbym Niezgodnym), każdej z nich przypisuje dominującą cechę charakteru, i - poza wieloma wyjątkami - tak faktycznie jest. Książka została napisana w sposób, który w żaden sposób nie zanudza czytelnika. Autorka wszystko dokładnie opisuje i precyzuje wyważonymi słowami - nie pomija żadnej kwestii, ale też nie rozpisuje się na cały rozdział, wszystko idealnie - w sam raz.
Podoba mi się proces dojrzewania, który Roth przedstawiła w swojej powieści. Na początku wszyscy młodzi bohaterowie to właściwie dzieci, ciekawe świata, nie mające zbyt wiele do powiedzenia. Ich wybór frakcji i proces nowicjatu to tak naprawdę ich wchodzenie w dorosłość i próba zmierzenia się z rzeczywistością, po raz pierwszy samodzielnie. Kto czytał "Niezgodną", ten wie, jaką ewolucję przeszła Tris. Porównując biedną i drobną dziewczynkę z Altruizmu do silnej i Nieustraszonej buntowniczki, trudno poznać, że to jedna i ta sama osoba.
Skoro mowa o samych bohaterach, Roth skonstruowała ich w bardzo przemyślany sposób. Pojawiają się bohaterowie ŹLI (Peter, Drew, Jeanine) i DOBRZY (rodzice Tris), ale też "wyśrodkowane", czyli m.in. właśnie Tris i Cztery. Dobrze wiadomo, że ta dwójka pragnie dobra i spokoju w otaczającej ich rzeczywistości, ale dążąc do tego posuwają się do niecnych celów, takich jak morderstwa czy intrygi. Bardzo lubię postać Ala, naprawdę zrobiło mi się żal chłopaka i przykro, że postąpił jak postąpił. Zasłużył czy nie zasłużył na spotkany los? Trudno powiedzieć, myślę, że jest to kwestia osobista. Z pewnością wielu z nas boryka się z takimi trudnościami jak on. Osobom, które (jeszcze) "Niezgodnej" nie przeczytali, polecam zajrzenie do książki i przekonanie się, o czym mówię.
Parę słów do Wydawnictwa Amber odnośnie publikacji. Super, że postanowiliście wydać tę powieść, naprawdę bardzo się z tego cieszę. Ale literówki i błędy językowe (już rzadziej), których się nieco nazbierało w całej książce, są naprawdę natrętne i nieco przeszkadzały mi w czytaniu (niestety jestem czuły na takie rzeczy). Nie pamiętam już, co to było, ale gdzieś na końcu jeden z wyrazów został niepoprawnie odmieniony przez przypadek, co mnie strasznie raziło w oczy, że aż na chwilę przerwałem czytanie.
W tej chwili czekam na kuriera ze "Zbuntowaną" i natychmiast się zabieram do czytania. To samo polecam wszystkim! "Niezgodna" to książka naprawdę warta pieniędzy i czasu :)
Najprościej zacznę słowami - "Niezgodna" jest jedną z najlepszych książek, jakie w życiu przeczytałem. Na wstępie też dodam - NIE, nie czytałem (jeszcze) "Igrzysk Śmierci".
Zaczęło się jakieś 2 miesiące temu, gdy spontanicznie wybrałem się ze znajomymi do kina, nasz wybór padł na film o bardzo zachęcającym plakacie przedstawiającym dwójkę nastolatków na tle zrujnowanego...
2014-06-07
Ostatnią książką Pani Agaty Christie, jaką czytałem było "Morderstwo w Orient Expressie", którą już w trakcie czytania uznałem za ulubioną spod pióra tej autorki. Nie spodziewałem się, że już kolejna pozycja Christie, za którą sięgnąłem, pokona "Morderstwo..." po zaledwie dwóch pierwszych rozdziałach.
Książka wciąga niemiłosiernie. Uważam, że nie ma tam momentu, który by mnie nudził choćby przez minutę. Jest to pozycja idealna, napisana dosłownie bezbłędnie. Myślę też, że KAŻDY wielbiciel kryminałów powinien przeczytać "Śmierć na Nilu". Po pierwsze - jest to najdłuższa powieść Agaty Christie - co w tym przypadku jest całkowitą zaletą. Ciekawostką jest, że tak naprawdę (pierwsza) zbrodnia zostaje popełniona dopiero w połowie książki, wcześniej czytelnik może się już całkowicie rozeznać w sytuacji bohaterów.
Co zdecydowanie muszę dodać - jeszcze nigdy żadna książka mnie tak nie zszokowała końcówką. Nie sądziłem nigdy, że powieść Agaty Christie mnie tak zaskoczy. Piszę tę opinię świeżo po przeczytaniu i nadal nie mogę się uspokoić, tak bardzo w szoku jestem. Pani Christie po raz kolejny udowodniła, że była najlepsza w tym, co robiła! Polecam GORĄCO wszystkim!!!
PS. Liczę, że nie zabrzmi to dziwnie, ale wielkie ukłony dla autorki. Agata Christie miała głowę! Kryminały to było jej życiowe przeznaczenie. Pani Agato, dziękuję za te wszystkie powieści, które Pani napisała! :) Bardzo się cieszę, że jeszcze tyle pozycji przede mną!
Ostatnią książką Pani Agaty Christie, jaką czytałem było "Morderstwo w Orient Expressie", którą już w trakcie czytania uznałem za ulubioną spod pióra tej autorki. Nie spodziewałem się, że już kolejna pozycja Christie, za którą sięgnąłem, pokona "Morderstwo..." po zaledwie dwóch pierwszych rozdziałach.
Książka wciąga niemiłosiernie. Uważam, że nie ma tam momentu, który by...
Jedna z najpiękniejszych książek, jakie w życiu czytałem... Nie sądziłem, że zwykła lektura konkursowa stanie się jedną z moich ulubionych powieści. Jest to bardzo wzruszająca opowieść o marzeniach, niestety przedstawiając raczej ten smutny aspekt. Pierwsza książka, która wywołała u mnie łzy. Nie oglądałem jeszcze filmu, więc nie potrafię go ocenić. Zdecydowanie gorąco polecam KAŻDEMU, niezależnie od upodobań.
Jedna z najpiękniejszych książek, jakie w życiu czytałem... Nie sądziłem, że zwykła lektura konkursowa stanie się jedną z moich ulubionych powieści. Jest to bardzo wzruszająca opowieść o marzeniach, niestety przedstawiając raczej ten smutny aspekt. Pierwsza książka, która wywołała u mnie łzy. Nie oglądałem jeszcze filmu, więc nie potrafię go ocenić. Zdecydowanie gorąco...
więcej mniej Pokaż mimo toRewelacyjna, najlepsza powieść Agaty Christie! Długo się do niej przymierzałem i zdecydowanie nie żałuję. Trzyma w napięciu do samego końca, polecam ją każdemu czytelnikowi (nie tylko wielbicielom kryminałów ;)...
Rewelacyjna, najlepsza powieść Agaty Christie! Długo się do niej przymierzałem i zdecydowanie nie żałuję. Trzyma w napięciu do samego końca, polecam ją każdemu czytelnikowi (nie tylko wielbicielom kryminałów ;)...
Pokaż mimo to
Dzisiaj skończyłem czytać "Wołanie kukułki" Roberta Galbraitha, a.k.a J.K. Rowling. Odkąd się dowiedziałem, że Robert Galbraith to tylko pseudonim autorki książek o Harrym Potterze - serii, od której rozpoczęła się moja przygoda z czytaniem - wiedziałem, że przeczytam cokolwiek, co wyjdzie spod "jego" pióra - z sentymentu, ale także również z szacunku dla autorki, jak i kobiety. Podobnie, jak to zrobiłem z "Trafnym wyborem" pod oryginalnym nazwiskiem autorki.
Muszę na początku zaznaczyć, że jestem ogromnym fanem kryminałów i powieści sensacyjnych, ogromnym szacunkiem darzę Sir Arthura Doyle'a, Agathę Christie, a także Archera i Slaughter, których twórczość dopiero poznaję. Niesamowicie nie mogłem się doczekać przeczytania kryminału autorstwa Rowling, gdyż już lata temu zauważyłem, że budowa każdej z części przygód o Potterze przypomina kryminał. Miałem zatem ogromne oczekiwania co do "Wołania kukułki". Z ogromną radością stwierdzam, że nie jestem rozczarowany nawet w najmniejszym stopniu. Posunę się nawet do stwierdzenia, że J.K. Rowling nadal trzyma formę i poziom równe swoim poprzednim powieściom.
Co mnie najbardziej intrygowało, to hucznie zapowiadany detektyw - Cormoran Strike. Nie wiedziałem, czego oczekiwać. Czyżby Galbraith miał się trzymać legendarnego kanonu brytyjskich geniuszy pokroju panny Marple, Herkulesa Poirot czy Sherlocka Holmesa? Z ulgą stwierdziłem, że autor(ka) postanowił(a) nie żerować na swoich poprzednikach i wykreowała postać szorstką, aczkolwiek automatycznie zdobywającą sympatię Czytelnika (słynne pierwsze ukazanie Strike'a powinno przejść do historii jako najbardziej zaskakujące). Cormoran to człowiek po przejściach - począwszy na licznych zawirowaniach rodzinnych za dzieciaka, nieszczęśliwej miłości, kończąc na nodze straconej na wojnie w Afganistanie i skrzętnie ukrywanej protezie. Już samo to budzi pewien rodzaj litości, chociaż tego zagrania Cormoran nigdy nie wykorzystuje, ze swoim losem jest całkowicie pogodzony. Jestem ogromnie wdzięczny Robertowi Galbraith za właśnie taką postać, normalnego i racjonalnego mężczyznę, który wybiera się wieczorami na piwo, ma swoją dumę i - kilkukrotnie podkreślany - popęd seksualny. Kto jeszcze nie czytał, zachęcam gorąco, sama scena, w której Strike rozważa rozładowanie swojego libido jest niesamowicie komiczna i równie zaskakująca... :)
Sceptycznie czytałem urywki z recenzji umieszczone na okładce książki mówiące, że Strike i jego asystentka Robin to "zespół, na którego dalsze przygody czeka się z niecierpliwością". Nie mam nic do dodania! Jest to czysta prawda. Ta dwójka tworzy zgrany duet, dopełniający się całkowicie. Robin Ellacott - podobnie jak jej zawodowy partner - od początku zdobywa miłość Czytelnika, pomimo tego, że jest całkowitym przeciwieństwem Strike'a. Jej błyskotliwość i wszechobecny szacunek do ludzi urzekł w mnie w trakcie powieści wielokrotnie. Nie powiedziałbym, że była prawą ręką Cormorana, ale drugim rozumem. Ze wszystkich bohaterów "Wołania kukułki" to ona myśli najbardziej racjonalnie przez całość trwania akcji.
A jak już mowa o pozostałych bohaterach, to co uczynił Galbraith to prawdziwe arcydzieło. Dlaczego? Otrzymujemy tutaj wachlarz najróżniejszych osobowości, charakterów, statusów materialnych, pozycji społecznych, do wyboru do koloru. Pojawiają się postacie, które od początku można znienawidzić, bądź pokochać, jednak bywają też neutralne, bo nie odgrywają tak ogromnej roli (nie tylko w zabójstwie, ale generalnie w całej akcji i fabule powieści). Jedyne, co mogę zarzucić Rowling, to sposób podążania za stereotypami. Projektant Guy Some - homoseksualista - został przedstawiony jako szablonowy zniewieściały gej. Natomiast jedyna Polka - Lucynka - to sprzątaczka, co utrwala opinię o Polaku pracowniku, nie zajmującego żadnego znaczącego stanowiska. Jednak ani Lucynka, ani Some nie zostali przedstawieni w złym świetle, wręcz przeciwnie.
Zamordowanie supermodelki Luli Landry od początku brzmiało kusząco. Cieszę się, że Galbraith postanowił się zająć kulisami sławy. Autor brutalnie wyciąga wszystkie brudy showbiznesu, nie zatajając tych najmroczniejszych, najsmutniejszych i najmniej pożądanych. Perypetie bohaterów drugoplanowych są równie interesujące, jak główny wątek zabójstwa. Nie powstaje z tego żadna obyczajówka, tylko coś bardziej na wzór "małego kryminału w dużym kryminale". Autor dzielnie jednak trzyma się najważniejszej sprawy i nie schodzi na boczne tory. Nie pozwala Czytelnikowi zapomnieć, jaki jest główny cel.
Robert Galbraith bardzo przekonująco przybliża obraz Londynu. Opisy brudnych uliczek i - kontrastując - luksusowych apartamentów są bardzo wiarygodne. Szczegółowość jednak nie rozrasta się do rozmiarów znanych z Tolkiena, lecz dosłownie "w sam raz". Czytelnik nie ma problemów z wizualizacją scen z książki w głowie. Nie zaskoczyło mnie to, wszystko to jest znane z "Harry'ego" i "Trafnego wyboru".
Książkę polecam gorąco każdemu fanowi/fance kryminałów, ale nie tylko! Uważam, że "Wołanie kukułki" jest obowiązkową pozycją dla wielbicieli sagi o młodym czarodzieju. Muszę przyznać, że nie wiem, czy zainteresowałaby mnie ta powieść, gdybym nie wiedział, że jest autorstwa J.K. Rowling. Nie ma co jednak tego rozdmuchiwać, cieszę się, że jednak tak wyszło. Nie mogę się doczekać czytania kolejnych powieści z Cormoranem Strike'iem w roli głównej!
Dzisiaj skończyłem czytać "Wołanie kukułki" Roberta Galbraitha, a.k.a J.K. Rowling. Odkąd się dowiedziałem, że Robert Galbraith to tylko pseudonim autorki książek o Harrym Potterze - serii, od której rozpoczęła się moja przygoda z czytaniem - wiedziałem, że przeczytam cokolwiek, co wyjdzie spod "jego" pióra - z sentymentu, ale także również z szacunku dla autorki, jak i...
więcej Pokaż mimo to