-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant4
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać2
Biblioteczka
2014-08-28
2015-01-19
2014-02-03
2014-03-23
2013-12-29
Mimo, że to debiut, książka znacznie lepiej napisana niż "Szmaragdowa tablica", która przyniosła autorce taki sukces. Może sama historia "Wiedeńskiej gry" nie jest tak urzekająca, ale jeżeli chodzi o warsztat, nie mam tej pozycji nic do zarzucenia.
Ta powieść jest dla cierpliwych, akcja rozkręca się z czasem i nie ma porywających zwrotów. Jednak właśnie pozorny spokój książki bardzo mnie wciągnął. W pewnym momencie nie potrafiłam się wręcz oderwać i żal mi było, że już blisko końca. Samo zakończenie jest z charakteru tych bajkowych, ale czasem miło przeczytać historię, która dobrze się kończy.
Mimo, że to debiut, książka znacznie lepiej napisana niż "Szmaragdowa tablica", która przyniosła autorce taki sukces. Może sama historia "Wiedeńskiej gry" nie jest tak urzekająca, ale jeżeli chodzi o warsztat, nie mam tej pozycji nic do zarzucenia.
Ta powieść jest dla cierpliwych, akcja rozkręca się z czasem i nie ma porywających zwrotów. Jednak właśnie pozorny spokój...
2014-02-19
2007-10-16
Jest to jedna z książek kanonów mojego życia. Przeczytałam ją jako młoda dziewczyna, a później jeszcze wielokrotnie. I za każdym razem uczę się czegoś nowego.
Książka idealna dla kobiet, bo pozwala rozmarzyć się na odwiecznie piękny temat "ach, jak on ją kochał...", bo kochał rzeczywiście niesamowicie. Książka idealna dla każdego, bo uczy wielu rzeczy, a przede wszystkim tego, że nawet uczucie tak wielkie jak Rhetta Butlera można zabić. Za wszystko w życiu się płaci a jeżeli nie "złapie się" czegoś w porę, przegapi się szansę, to ona "przeminie z wiatrem", przeminie bezpowrotnie.
Jeszcze milion innych rzeczy w tej książce może zachwycić, ja wspomnę o jednej tylko. O przyjaźni i o całym dobru tego świata, które uosabia Melania. Ona nie byłą głupia, ona nie była naiwna, ona była mądra. Ale takiej mądrości nie można się nauczyć, z nią trzeba się urodzić. Świat dzisiejszy ani takiej mądrości nie ceni, ani nie uświadamia sobie, że jest mądrością najwyższą, bo nazywa ją słabością. A jednak, warto o taką mądrość walczyć.
Każdemu, kto jeszcze się waha, czy przeczytać, mówię tak, przeczytać i to od razu :)
Jest to jedna z książek kanonów mojego życia. Przeczytałam ją jako młoda dziewczyna, a później jeszcze wielokrotnie. I za każdym razem uczę się czegoś nowego.
Książka idealna dla kobiet, bo pozwala rozmarzyć się na odwiecznie piękny temat "ach, jak on ją kochał...", bo kochał rzeczywiście niesamowicie. Książka idealna dla każdego, bo uczy wielu rzeczy, a przede wszystkim...
2011-11-13
2011-09-07
Zaliczam się do grona osób oczarowanych tą książką. Może to dlatego, że Afryka zawsze mnie pasjonowała i sama chciałabym przeżyć taką przygodę jak Kinga.
Dla mnie ta książka ma duszę, porwała mnie kolorowa i piękna Afryka, śliczne zdjęcia i prostota z jaką Kinga opowiada swoje przygody.
Koniec wywołał u mnie łzy, że tak kończy się przygoda Kingi z życiem, z podróżami, z Afryką. Nie jest to arcydzieło, ale mnie porwało.
Zaliczam się do grona osób oczarowanych tą książką. Może to dlatego, że Afryka zawsze mnie pasjonowała i sama chciałabym przeżyć taką przygodę jak Kinga.
Dla mnie ta książka ma duszę, porwała mnie kolorowa i piękna Afryka, śliczne zdjęcia i prostota z jaką Kinga opowiada swoje przygody.
Koniec wywołał u mnie łzy, że tak kończy się przygoda Kingi z życiem, z podróżami, z...
2013-04-17
2011-04-05
2014-01-29
Długo zwlekałam z przeczytaniem tej książki, bo wydawało mi się, że skoro to jedna z pierwszych Link, może być gorsza. Ale wydawało mi się absolutnie źle.
Książka jest świetna. Trochę skojarzyła mi się ze starym serialem "Porucznik Columbo", bo tam na początku odcinka widz dowiaduje się, kto jest mordercą i obserwuje w jaki sposób dochodzi się prawdy. Bardzo podoba mi się taki sposób konstruowania akcji, a "Szarlotce" wyszło to świetnie.
Książka napisana jest genialnie. Praktycznie ciągle podczas czytania pociły mi się ręce ze strachu. Tym co odróżnia tą pozycję od innych tej autorki, jest również pewna przypadkowość z jaką mamy do czynienia. Zazwyczaj u Link mordercą jest osoba o psychopatycznych skłonnościach, ale z najbliższego otoczenia bohaterów. Tutaj mamy do czynienia z przypadkowym przecięciem się dróg postaci. Postać tytułowego wielbiciela wykreowana jest bardzo dobrze. Prawdziwy psychopata, nic dodać nic ująć.
Decydując się na taki rozwój wydarzeń (szybkie uświadomienie czytelnika, kto jest mordercą), autorka uniknęła również konieczności pisania wstrząsającego zakończenia, co nic nie ujmuje tej książce, wręcz odwrotnie.
Nie mam się do czego przyczepić. Świetnie napisany thriller. Polecam wszystkim "wielbicielom" ;) tego typu literatury.
Długo zwlekałam z przeczytaniem tej książki, bo wydawało mi się, że skoro to jedna z pierwszych Link, może być gorsza. Ale wydawało mi się absolutnie źle.
Książka jest świetna. Trochę skojarzyła mi się ze starym serialem "Porucznik Columbo", bo tam na początku odcinka widz dowiaduje się, kto jest mordercą i obserwuje w jaki sposób dochodzi się prawdy. Bardzo podoba mi się...
2007-11-20
2008-01-27
2007-06-05
Parę lat temu przeczytałam cały cykl książek tych autorów i uważam, że "Imprimatur" jest najlepszą z nich. Sensacja historyczna to jeden z moich ulubionych gatunków, autorzy pod względem faktów historycznych stanęli na wysokości zadania.
Historia jest wciągająca. Motyw przymusowego zamknięcia bohaterów w małej przestrzeni dosyć dobrze opracowany. Postać "króla szpiegów" Atta Melaniego bardzo ciekawie opisana. W zasadzie to z powodu tego bohatera przeczytałam dwie pozostałe książki, które są już jednak dosyć przekombinowane .
Na pierwszy rzut oka pomysł dołączenia płyty z muzyką wydaje się być ciekawy, do mnie jednak nie trafił, być może zawinił tu mój analfabetyzm muzyczny, choć bardziej zrzuciłabym to na karb zbyt zagmatwanych opisów autorów. Także przerywniki w postaci przytaczania przez Atta historii Francji, momentami są przydługie i nudnawe.
Książka nie jest zachwycająca, ale jeżeli ktoś lubi taki gatunek, może wciągnąć. Natomiast "Secretum" i "Veritas" to dla mnie już przerost formy nad treścią i zbyt wybujała fantazja autorów.
Parę lat temu przeczytałam cały cykl książek tych autorów i uważam, że "Imprimatur" jest najlepszą z nich. Sensacja historyczna to jeden z moich ulubionych gatunków, autorzy pod względem faktów historycznych stanęli na wysokości zadania.
Historia jest wciągająca. Motyw przymusowego zamknięcia bohaterów w małej przestrzeni dosyć dobrze opracowany. Postać "króla szpiegów"...
2013-11-27
Dla fanów Stinga taka książka to prawdziwa gratka. Sama się do nich zaliczam i po ukazaniu się tej biografii wprost się na nią rzuciłam.
Napisana jest bardzo dobrze, czyta się szybko i z dużą przyjemnością. Przytaczane anegdoty w większości są przezabawne, ciepłe o lekko ironicznym zabarwieniu. Uroku dodaje im oczywiście fakt, że to uwielbiany Sting jest ich bohaterem ;).
Większą część książki stanowią opowieści z czasów szkolnych Stinga i te są rzeczywiście perełkami. Plusem są też zdjęcia, które znajdziemy wewnątrz książki.
To co stanowi lekki zgrzyt dla mnie, to towarzyszące mi ciągle podczas czytania uczucie, że książka jest strasznie komercyjna, "przekolorowana". Autor jest przyjacielem Stinga i choć stara się być ironiczny i krytyczny, to czytelnik ma wrażenie, że to celowy zabieg, na pokaz, a tak naprawdę książkowy Sting przedstawiany jest od najmłodszych lat jako przystojny, inteligenty, bohaterski, po prostu mężczyzna idealny. I to sprawia, że nie do końca chce mi się wierzyć w ten obrazek. Dopiero pod koniec książki Berryman przekonuje mnie mimochodem, że potrafi być szczery w ocenie Stinga i że gwiazdor rocka to już nie kolega ze szkolnej ławy. Pozwolę sobie przytoczyć dosyć dużo mówiący fragment:
"Sting to ktoś, kogo znałem i kochałem jak brata, ale do 1986 roku nie mogłem już nazywać go swoim przyjacielem. Jako że nie widzieliśmy się przez cały ten czas, nie łączyło nas już nic poza wspomnieniami z czasów szkolnych. Jego medialny wizerunek, którego używał do mówienia o lasach tropikalnych i narkotykach, nie zachwycał zbyt wielu obserwatorów, a już na pewno nie mnie. (...) Gordon Sumner, którego ja znałem, o lasach tropikalnych powiedziałby: "Byłem tam, zaszczałem je, wróciłem do domu", ale teraz najwyraźniej zmienił się nie do poznania."(s. 242)
Bez względu jednak na to, ile prawdy jest w "Opowieściach z Newcastle", bardzo je polecam, jako lekką i przyjemną lekturę, która pokazuje Stinga z innej perspektywy.
Dla fanów Stinga taka książka to prawdziwa gratka. Sama się do nich zaliczam i po ukazaniu się tej biografii wprost się na nią rzuciłam.
Napisana jest bardzo dobrze, czyta się szybko i z dużą przyjemnością. Przytaczane anegdoty w większości są przezabawne, ciepłe o lekko ironicznym zabarwieniu. Uroku dodaje im oczywiście fakt, że to uwielbiany Sting jest ich bohaterem...
Jak dla mnie ta książka jest sprofanowaniem Agathy Christie i jej pomysłu na postać Herculesa Poirota. Przeczytałam wszystkie jej książki, których głównym bohaterem jest właśnie ów detektyw i nie potrafię się pogodzić z tym, że ktoś zdecydował się popełnić TAKĄ książkę. Owszem, sama w sobie pewnie nie jest zła. Nawet nie potrafię tego ocenić. Tylko, że bohaterem jej jest mężczyzna, może nawet nazwijmy go detektywem, ale tym co go łączy z Poirotem jest tylko imię i nazwisko. To jest postać zupełnie inna. I w sumie nie ma się co temu dziwić, bo nie można po prostu "skopiować" postaci i umieścić jej w centrum kolejnej zbrodni, upierając się cały czas, że to ta sama osoba tylko dlatego, że ma wielkie wąsy, jajowatą głowę i mówi o "małych szarych komórkach".
Bardzo mi "zgrzytał" podczas czytania Hercules Poirot, jakiego wykreowała pani Sophie Hannah. Sięgnęłam po książkę z ciekawości i z uwielbienia do postaci tego detektywa, ale żałuję. Bo książka ogromnie mnie zirytowała... Takich rzeczy nie powinno się robić wierny fanom :). Nie polecam osobom, które znają i kochają twórczość Christie. Może jedynie tylko tym, którzy sięgną po nią jak po każdy inny kryminał, nie znając postaci głównego bohatera.
Jak dla mnie ta książka jest sprofanowaniem Agathy Christie i jej pomysłu na postać Herculesa Poirota. Przeczytałam wszystkie jej książki, których głównym bohaterem jest właśnie ów detektyw i nie potrafię się pogodzić z tym, że ktoś zdecydował się popełnić TAKĄ książkę. Owszem, sama w sobie pewnie nie jest zła. Nawet nie potrafię tego ocenić. Tylko, że bohaterem jej jest...
więcej Pokaż mimo to