Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Polska nowela współczesna ** Ernest Bryll, Stanisław Czycz, Maria Dąbrowska, Janusz Głowacki, Marek Hłasko, Tadeusz Hołuj, Julian Kawalec, Janusz Krasiński, Leon Kruczkowski, Stanisław Lem, Sławomir Mrożek, Tadeusz Nowak, Marek Nowakowski, Stefan Otwinowski, Marian Pilot, Edward Redliński, Tadeusz Różewicz, Edward Stachura, Stanisław Zieliński
Ocena 7,3
Polska nowela ... Ernest Bryll, Stani...

Na półkach: ,

dla Bajki o Królu Murdasie

dla Bajki o Królu Murdasie

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

smok
tbc

smok
tbc

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka moim zdaniem opisuje proces poddawania się systemowi. Mały Łukasz traci złotego lisa, kiedy zaczyna z bratem budować wieś. Jest to kluczowy moment, ale także chwila, w której porzuca swoją pewnego rodzaju indywidualność, aby bawić się w to wraz z resztą dzieci, w co bawią się starsi.
Bardzo symboliczna jest plansza z warszawą, autor celowo używa małej litery, chcąc nam tym coś przekazać.
Można to zestawić z tym, jak Emilka mówi, że nie ma miasta większego niż Moskwa.
Nawet dzieci stają się ofiarami propagandy, polska stolica to dla nich plansza do zabawy. A dzieci bawią się w dorosłe życie, które prowadzą ich zabiegani i nie mający na nich czasu rodzice. Bardzo lakoniczny, ale wymowny opis tego, jak rodzice Łukasza prawie wcale nie są już w stanie spędzić ze sobą czasu.
To, jak małe dzieci muszą iść do przedszkola samodzielnie, bo rodzice pracują.
I zniknięcie złotego lisa i Łukasz, który wstydzi się tego, że kiedykolwiek w niego wierzył, potem twierdzi, że nigdy go tak właściwie nie było. To, jak wszyscy cieszą się z tego, że Łukasz już nie wierzy.

Ciekawy jest też motyw blednięcia i słabnięcia Łukasza, kiedy wszyscy zdają się istnienie złotego lisa ignorować, a potem rozmowa rodziców, którą on słyszy. Przypomina trochę "Króla Olch" Goethego, gdzie syn umiera, ponieważ ojciec nie chce wierzyć w fantazje, które widzi. Oczywiście nie mamy w noweli do czynienia z aż tak dramatyczną sytuacją, a jednak jest w tym coś smutnego.
Rodzice ignorują marzenia i wyobraźnię chłopca, nie próbują go zachęcać, a wręcz planują zatrzymać jego kreatywność i wiarę. A czy nie powinni go do tego zachęcać? Jakby wręcz chcieli i pragnęli, aby był taki, jak wszyscy. Łukasz jest osobą w domu, na którą zwraca się najmniej uwagi i wszystko co powie i zrobi nie jest brane na poważnie. Wszystkie jego wybryki czy próby porozumienia się z rodzicami są łagodnie odtrącane.
Dziecko musi czuć się w domu, jak w klatce i tylko rozmowy ze złotym lisem dają mu poczucie spełnienia i bycia wysłuchanym. Możemy go więc też traktować, jak wymyślonego przyjaciela, wynik samotności małego dziecka.
Ale scena, w której Łukasz ma urodziny i dostaje zabawki pokazuje nam, jak szczęśliwy jest z możności bawienia się z bratem, z którym wcześniej tak bardzo się kłócił. To także wynika z samotności i poczucia bycia odtrąconym. Grześ pierwszy raz zwraca na niego uwagę w pozytywny sposób.
To, jak wszyscy kupili mu zabawki tak bardzo związane z rzeczywistością, która go otacza: traktory, plan miasta i itp. wygląda mi na zbiorową próbę ściągnięcia Łukasza na ziemię. I udaje im się to. Łukasz staje się taki, jak wszyscy, ale nie jest już dłużej samotny.
Tylko, że w czytelniku pozostaje na końcu dylemat czy to dobrze, czy źle? Czy powinien poświęcać, aż tyle?

Opowieść jest smutna i biorąc pod uwagę, w jakich czasach była napisana od razu wiadomo dlaczego

"-Nigdy nie widziałem złotego lisa! - wyrzkyknął prawie z tryumfem
- Hura! - zawołał Grześ.
I wesoła zabawa potoyczła się dalej"

Książka moim zdaniem opisuje proces poddawania się systemowi. Mały Łukasz traci złotego lisa, kiedy zaczyna z bratem budować wieś. Jest to kluczowy moment, ale także chwila, w której porzuca swoją pewnego rodzaju indywidualność, aby bawić się w to wraz z resztą dzieci, w co bawią się starsi.
Bardzo symboliczna jest plansza z warszawą, autor celowo używa małej litery, chcąc...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Edkowie nadal rządzą w tym kraju.

Edkowie nadal rządzą w tym kraju.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

moim zdaniem, wbrew temu co mówiliśmy na lekcji, książka jest bardzo sceptyczna, Józef nie był szczęśliwy przybierając formę, zdał sobie tylko sprawę, że żyjąc w społeczeństwie musi być kimś, nieważne czy tego chce czy nie. Ferdydurke to książka o dorastaniu o tym, co ono za sobą niesie, o tym do którego momentu ludzie nas akceptują i czy naprawdę widzą nas takimi jakimi jesteśmy? Nikt nie widział Józefa K. jako jego samego, nie pragnęli go poznać, chcieli tylko nadać mu tytuł.
Moim zdaniem scena w nocy we dworze to najabrdziej wymowna scena w całej książce. Co forma robi z człowiekiem i kim jest tak właściwie człowiek, który jest jedynie formą.

moim zdaniem, wbrew temu co mówiliśmy na lekcji, książka jest bardzo sceptyczna, Józef nie był szczęśliwy przybierając formę, zdał sobie tylko sprawę, że żyjąc w społeczeństwie musi być kimś, nieważne czy tego chce czy nie. Ferdydurke to książka o dorastaniu o tym, co ono za sobą niesie, o tym do którego momentu ludzie nas akceptują i czy naprawdę widzą nas takimi jakimi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

sierpień, pan, sklepy cynamonowe
styl pisania i tematyka mnie nie porwały, więc nie jestem pewna czy wrócę, aby przeczytać więcej opowiadań. ogólnie to przypomina trochę Andre Gide, biorąc pod uwagę poetyckość języka i oniryczność tekstów

sierpień, pan, sklepy cynamonowe
styl pisania i tematyka mnie nie porwały, więc nie jestem pewna czy wrócę, aby przeczytać więcej opowiadań. ogólnie to przypomina trochę Andre Gide, biorąc pod uwagę poetyckość języka i oniryczność tekstów

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

byłam tak zmęczona tym wszystkim i odczułam taką ulgę po tym, jak przeczytałam ostatnie słowo, że Witkacy chyba byłby zadowolony. Dałabym 1/10 ale wtedy Witkacy cieszyłby się za bardzo.

CZYSTA FORMA
EVVIA LARTE

byłam tak zmęczona tym wszystkim i odczułam taką ulgę po tym, jak przeczytałam ostatnie słowo, że Witkacy chyba byłby zadowolony. Dałabym 1/10 ale wtedy Witkacy cieszyłby się za bardzo.

CZYSTA FORMA
EVVIA LARTE

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

o tym, jak nawet sam szatan był lepszy niż rosyjscy komuniści
jedna z najlepszych książek, jakie dane mi było przeczytać

o tym, jak nawet sam szatan był lepszy niż rosyjscy komuniści
jedna z najlepszych książek, jakie dane mi było przeczytać

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Choć chciałabym mieć lepsze zdanie o tej książce, to nie potrafię. Nie czytałam jeszcze zbyt wiele, ale przekonanie mojej pani o tym, że Żeromski opisuje miłość w sposób niezwykle upośledzony tutaj szczerze jest uargumentowane. Cała ta nowela to argument. Wiem, że nie to było głównym zamysłem pointy, ale nieszczęsna historia o Stanisławie, w kórej nasz doktor rzekomo się zakochał była naprawdę absurdalna.

Choć chciałabym mieć lepsze zdanie o tej książce, to nie potrafię. Nie czytałam jeszcze zbyt wiele, ale przekonanie mojej pani o tym, że Żeromski opisuje miłość w sposób niezwykle upośledzony tutaj szczerze jest uargumentowane. Cała ta nowela to argument. Wiem, że nie to było głównym zamysłem pointy, ale nieszczęsna historia o Stanisławie, w kórej nasz doktor rzekomo się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

bardzo piękna opowieść o tym, jak myśl o czymś utraconym rzuca człowiekiem po całym świecie, ponieważ nie jest on w stanie posiąść spokoju i znaleźć sobie miejsca, dopóki jej nie odzyska.

bardzo piękna opowieść o tym, jak myśl o czymś utraconym rzuca człowiekiem po całym świecie, ponieważ nie jest on w stanie posiąść spokoju i znaleźć sobie miejsca, dopóki jej nie odzyska.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

dla Brzeziny

dla Brzeziny

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dla ostatniej części wyznań, nie będę ukrywać, że większość książki nużyła mnie wręcz niesamowicie, nie znam wielu z artystów , w których towarzystwie przebywał Gide, może gdybym była koneserem francuskiej sztuki i literatury, pociągałoby mnie to bardziej. Ale podoba mi się, jak nie waha się wspominać o rasiźmie i jawnej homofobii, jaką przejawiali nawet artyści i to jeszcze wobec swoich przyjaciół. Oprócz tego ukazuje nam jeszcze Oscara Wilde'a i lorda Douglasa z innej perspektywy. To w jak sztucznym kręgu znajomych obracał się Wilde przez większość swojego życia i maskę, jaką stworzył, aby się w nią wpasować i obronić. A także jego odczucia i stosunek do egoistycznego Alfreda i jego nachalnego manifestowania sposobu swojego bycia . Ostatecznie Andre Gide wydał mi się bardzo bliski w wielu względach, między innymi w tym swoim moralnym, chrześcijańskim rozdarciu i unikaniu towarzystwa innych ludzi. To, jak często musiał się zmuszać, aby zostać i z kimś porozmawiać i jak to najczęściej przyjaciele zmuszali go do bycia z innymi ludźmi. Jednocześnie było mi go szkoda, kiedy nazywał swoje myśli diabelskimi i przez to, jak bardzo był wewnętrznie skonfliktowany.
Uwielbiam jego literaturę, więc pewnie kiedy jeszcze kiedyś sięgnę po tę książkę zagłębie się i nawet znajdę przyjemność w czytaniu o tym, w jaki sposób był edukowany i czym fascynował się w młodości. Pewnie jeszcze do tej książki powrócę.

Dla ostatniej części wyznań, nie będę ukrywać, że większość książki nużyła mnie wręcz niesamowicie, nie znam wielu z artystów , w których towarzystwie przebywał Gide, może gdybym była koneserem francuskiej sztuki i literatury, pociągałoby mnie to bardziej. Ale podoba mi się, jak nie waha się wspominać o rasiźmie i jawnej homofobii, jaką przejawiali nawet artyści i to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

cudownie przedstawiona tragiczna rola kobiety w małżeństwie.

cudownie przedstawiona tragiczna rola kobiety w małżeństwie.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przeczytałam to, żeby zrobić sobie przerwę od "Nad Niemnem" i może trochę odblokować się z czytaniem. Pomogło i książka mnie specjalnie nie irytowała, ale nie potrafię powiedzieć, że jest dobra.
Cała historia wydaje się bezuczuciowym streszczeniem i być może o to chodziło, ponieważ opowiada on ją żonie chorej na Alzheimera i sam twierdzi, że gra wobec niej trochę nie fair, w bezuczuciowego lektora. Mi się zwyczajnie ten sposób na relację nie podoba, kiedy się czyta trudno czuć emocje, o jakich bez przerwy opowiada narrator. Trudno zdefiniować charakter Allie po tym, jak się zachowuje, jest wręcz bezpłciowa, Noah twierdzi, że jest pewna siebie, jak jej matka, a potem widzimy tę pewną siebie kobietę łamiącą serce jednemu mężczyźnie, aby potem zmienić zdanie i złamać je jednak Lonowi. Nie obwiniam jej za ten brak zdecydowania, ale cecha ta w takim razie na pewno do niej nie pasuje. Wszystko dzieje się szybko, opowieść nie wydaje się wcale taka piękna, jak potem nazywa ją starsza Allie. Gdyby nie fakt, że dwójką starszych osób w domu spokojnej starości są oni i gdyby nie fakt, że Noah zajmuje się nią i czyta jej tę historię codziennie, nie byłaby ona niczym szczególnym i ślicznym.
Pominę nawet potknięcia takie, jak relacja Noaha, że nie może już nawet Allie trzymać za rękę, ponieważ ma reumatyzm, a potem kilka linijek dalej mówi nam, że zawsze trzyma ją za rękę, kiedy z nią jest.
Historia, jaką jej przedstawia, jest po prostu nudna, to suche fakty, wcale nie wyjątkowa, dialogi są miękkie i nudne, zbyt polubowne, tak jakby po tych wszystkich latach, po wojnie tak naprawdę nie mieli sobie nic do powiedzenia, nic do przedyskutowania. Wszystko też dzieje się zbyt szybko, nie ma żadnego napięcia, można przebrnąć przez całą książkę bez jednej znaczącej coś myśli i odłożyć na półkę, zapominając kilka minut potem.
Czekałam szczególnie na część z burzą, ponieważ myślałam, że symbolizuje może jakiś konflikt czy nawałnicę uczuć, ale Allie powiedziała tylko, że "lubi burzę" i wspominała dawne lata. Może to też właśnie mi się w tym nie podobało, historia to wspominanie i bezcelowe rozmowy. O listach, która moim zdaniem trochę się nie klei, ponieważ najpierw autor zdradza, że oboje podejrzewali, że to matka Allie je ukrywała, a potem kilka stron potem, kiedy Allie usprawiedliwia swoje odejście do Lona, mówi, że nie miała pojęcia, myślała, że może nie znaczyła dla Noaha tak dużo i że brak listów nie pomagał. To jeszcze spłyciło ich uczucie, ponieważ jedna strona praktycznie przestała w nie na dłuższy czas wierzyć. Noah jest słabą postacią, jakby istniał tylko po to, żeby recytować wiersze i prawić Allie komplementy i zawsze się z nią zgadzać i ją wspierać, nawet kiedy jej wytłumaczenie czego go zostawia, pomimo, że go kocha nie ma najmniejszego sensu. Poza tym naprawdę nie podoba mi się wspomnienie początku ich relacji, pierwszego spotkania. Nie jest opisane, nie wiadomo tak naprawdę co ich do siebie zbliżyło, ponieważ napisane jest to zbyt ogólnikowo. Podstawa ich stosunków nie jest więc nawet zarysowana, dalej mamy Allie, która zostawia go bo rodzice jej kazali, on wysyła do niej listy, ale matka je zabiera, ona je pisze, ale nigdy nie wysyła, potem twierdzi, że przestała wierzyć w miłość Noaha do niej, znajduje sobie narzeczonego.
Wszystko pomiędzy nimi wydaje się nieciekawe, mdłe i pospolite, a moim zdaniem ich relacja skupia się zbyt na fizyczności, niż wzajemnej komunii dusz czy czymś podobnym. Wydaje się zwykła, a kreuje się na niezwykłą. Wygląda prawie na jedynie przywiązanie, niż miłość.

Przeczytałam to, żeby zrobić sobie przerwę od "Nad Niemnem" i może trochę odblokować się z czytaniem. Pomogło i książka mnie specjalnie nie irytowała, ale nie potrafię powiedzieć, że jest dobra.
Cała historia wydaje się bezuczuciowym streszczeniem i być może o to chodziło, ponieważ opowiada on ją żonie chorej na Alzheimera i sam twierdzi, że gra wobec niej trochę nie fair,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kupiłam tę książkę z myślą, że przeczytam ją dopiero na wakacje, dlatego, że w szkole mieliśmy zaczynać pozytywizm i wiedziałam, że i bez zbędnych fanaberii, czytania będzie dużo. Przy końcu moich ferii zimowych, w czasie których postanowiłam mierzyć się z "Lalką" Prusa, stwierdziłam, że potrzebuję odpoczynku po przeczytaniu potężnej pozytywistycznej lektury i musi to być coś lekkiego. Wzięłam więc do ręki "Call me By Your Name", żeby sprawdzić, jak to właściwie wygląda. Słyszałam o filmie i on był bodźcem, który popchnął mnie do kupna książki, ale nie miałam pojęcia na co się przygotować. Wiedziałam tylko, z recenzji, że film był niezwykle dobry.
Książka zauroczyła mnie swoją uczuciową narracją Elio. Było to coś, co zachwyciło mnie na wstępie, ta ograniczona wizja, jaką prezentował punkt widzenia bohatera nadawała książce klimat intymny. Dzielił się z nami swoimi przemyśleniami i uczuciami, opowiadał wszystko ze swojej perspektywy i przedstawiał swoje domysły i opinie nie raz błędne. Ale dzięki temu jeszcze lepiej można było przyglądać się rozwojowi zauroczenia w uczucie i towarzyszącej temu matni. Zresztą chyba w żaden inny sposób opis Olivera nie byłby tak precyzyjny, jeżeli nie podany przez osobę, która była w nim zakochana. Kocham tę subiektywną perspektywę, która jednak mówi nam o obu bohaterach tak wiele. Nie dało się tego tak pięknie pokazać w żaden inny sposób.
Poza tym estetyka miejsca we Włoszech: plaża, gorąco, dom, balkon, skały, plener Moneta, miasto B., księgarnia. Pasja bohaterów do muzyki, do pisania, do książek. Talent Elio i jego wariacje i transkrypcje. To wszystko nadawało tak świetnego klimatu, napawając smutkiem, że tak, jak Oliver nie mieszka się we włoskim domu profesora o letniej porze. Choć w pewnym sensie również tam byliśmy, widzieliśmy Olivera w jego kolorowych kąpielówkach, czuliśmy smak morelowego nektaru Mafaldy, słyszeliśmy grę utalentowanego i genialnego Elia.
I wreszcie miłość i towarzyszące jej niesnaski, cierpienie i zła interpretacja intencji, które prowadziły do nieporozumienia, tylko po to, żeby potem pokazać tym bardziej, jak wszystko się wyjaśnia i staje się błahe i drobnostkowe. Dojrzewanie Elia, cierpliwość Olivera. Miłość Olivera do Elia, która, okazuje się potem, była obecna od początku, kiedy jeszcze razem z Eliem myśleliśmy, że jest chłodnym gburem.
Noce w Rzymie, wieczorek autorski, tarabanienie się pięcioma samochodami w trzydzieści osób na kolację, monolog poety o Tajlandii, syndrom San Clemente. Piękne połączenie wątków, przekazanie pointy w kolejnej metaforze miłości i życia.
A potem część czwarta, smutniejsza od reszty. Koniec lata i koniec marzenia i snu, wszystko staje się tak jakby bardziej szare, brak już tych samych uniesień, sygnalizujący, że pora zejść na ziemię. Rozmowa Elia z ojcem, gorzko-słodki dialog o tym, że lepiej cierpieć niż zapomnieć. Telefon Olivera, wiadomość, która całkowicie sprowadza czytelnika z niebiańskiego uniesienia na ziemię, ostatecznie, jeżeli nic wcześniej jeszcze tego nie zrobiło. Migawki z życia Elia, który dorasta i wydaje mu się, że udaje mu się zapomnieć o swojej pierwszej wakacyjnej miłości, tylko po to, aby przy spotkaniu odkryć ból, którego nigdy się nie pozbył. Ból, który kazał pielęgnować mu jego ojciec, uczucie i cierpienie, które nie zostały zapomniane. Wspomnienia, tragiczne wiadomości podane w spokojny sposób, taki, jaki Elio podziwiał, kiedy był w towarzystwie z wieczorku autorskiego za młodu. Dorosłość i dojrzałość i więź pomiędzy bohaterami, która nigdy tak naprawdę nie wygasła, miłość, która wydaje się nie z tego świata.
Książka jest napisana tak, żeby od niej nie odchodzić to ciągły strumień myśli Elia, jego spostrzeżenia i etapy w życiu podzielone na cztery części. Przeczytałam w ciągu kilku godzin, nic nie jedząc, nic nie pijąc, tylko chłonąc z każdej strony świat, jaki pokazywał mi Elio, tak jak on zakochałam się w Oliverze, a plener Moneta stał się moim ulubionym miejscem na świecie, choć nigdy tam nie byłam.
Książka jest piękna, autor zasługuje na miłość i uwielbienie za to, jak udało mu się to wszystko przedstawić. Banalny scenariusz w bardzo niebanalnym dziele, jeszcze nigdy nie czytałam o uczuciu przedstawionym w tak piękny i idealny sposób. Na pewno wrócę do tej książki nie raz.

Kupiłam tę książkę z myślą, że przeczytam ją dopiero na wakacje, dlatego, że w szkole mieliśmy zaczynać pozytywizm i wiedziałam, że i bez zbędnych fanaberii, czytania będzie dużo. Przy końcu moich ferii zimowych, w czasie których postanowiłam mierzyć się z "Lalką" Prusa, stwierdziłam, że potrzebuję odpoczynku po przeczytaniu potężnej pozytywistycznej lektury i musi to być...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Najlepsza manga, jaką miałam przyjemność czytać.
Piękna kreska, postacie, które da się pokochać. Widać, że fabuła jest przemyślana, a to, że akcja rozgrywa się we Francji dodaje jeszcze większego uroku tej serii. Cudowna.

Najlepsza manga, jaką miałam przyjemność czytać.
Piękna kreska, postacie, które da się pokochać. Widać, że fabuła jest przemyślana, a to, że akcja rozgrywa się we Francji dodaje jeszcze większego uroku tej serii. Cudowna.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jest ponad tysiąc czterysta opinie i myślę, że o tej książce powiedziano już wszystko, co można było powiedzieć, ale pomimo to, pragnę dodać swoje pięć groszy.
Podoba mi się, jak Kamiński opisał trzech chłopców, z których wojna zrobiła prawdziwych mężczyzn, potrafiących zginąć w imię swoich przekonań; prawdziwych bohaterów . Jednak nadal nie przestających się rozwijać i widzących w sobie wady. Moim zdaniem taka postawa, sama w sobie, świadczy o dojrzałości i prawości człowieka, o jego idealizmie. Samo takie myślenie, sprawia, że cała trójka była w swojej skromności wyjątkowa i idealna.
Chłopcy; Kolumbowie, wszyscy tacy sami, ale różni jednocześnie. Posiadający te same wartości, ale różne przekonania i metody. Prawdziwe osobowości.
Podoba mi się też heroiczność, w jakiej przedstawione są wszystkie zdarzenia. Choć wydaje się ona naiwnie optymistyczna, bo ludzie tracili życie i nie wszyscy, w przeciwieństwie do głównych bohaterów, pragnęli je oddać.
Zaczęłam czytać książkę Białoszewskiego, oddającego stan Warszawy rok po zdarzeniach w "Kamieniach...", powstanie warszawskie.
Choć łatwiej czyta się "Kamienie na Szaniec" i jestem pewna, że to właśnie takiej literatury potrzeba było ludziom po wojnie, aby odzyskać swoją nadzieję i nie pogrążyć się w rozpaczy...Nie oddaje ona do końca realiów Rzeczpospolitej; Warszawy podczas II wojny światowej, tak jak robi to "Pamiętnik z Powstania...". Choć pisany o wiele toporniej i skupiający się na innej stronie rzeczywistości, bardziej oddaje to co przeżywali cywile, czyli to co większości z nas jest bliższe. Nie chcę umniejszać wartości żadnej z książek, bo obie kontrastem, jaki ze sobą tworzą, idealnie oddają dwie strony medalu.
Książka, jest napisana naprawdę dobrze, a przedstawienie przez Kamińskiego trójki bohaterów, w tak piękny sposób, to prawdziwy atut tej świetniej biografii.
Polecam każdemu!

Jest ponad tysiąc czterysta opinie i myślę, że o tej książce powiedziano już wszystko, co można było powiedzieć, ale pomimo to, pragnę dodać swoje pięć groszy.
Podoba mi się, jak Kamiński opisał trzech chłopców, z których wojna zrobiła prawdziwych mężczyzn, potrafiących zginąć w imię swoich przekonań; prawdziwych bohaterów . Jednak nadal nie przestających się rozwijać i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po każdych trzydziestu stronach, musiałam zrobić sobie drzemkę :)
Książka jest bardzo dobrze napisana, inteligentne dialogi i uwagi autora.
Nie wiem czego, ale moim zdaniem i tak czegoś tu brakło.
Co mi się najbardziej podobało? Śmierć, postać Rincewinda, kufer, i bogowie, którzy wybijają okna ateistom.
A oktaryna to mój nowy najulubiony kolor. Sama książka może tak może nie, ale uniwersum, które stworzył autor zasługuje na ogromne uznanie.

Po każdych trzydziestu stronach, musiałam zrobić sobie drzemkę :)
Książka jest bardzo dobrze napisana, inteligentne dialogi i uwagi autora.
Nie wiem czego, ale moim zdaniem i tak czegoś tu brakło.
Co mi się najbardziej podobało? Śmierć, postać Rincewinda, kufer, i bogowie, którzy wybijają okna ateistom.
A oktaryna to mój nowy najulubiony kolor. Sama książka może tak może...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Podobało mi się i mam zamiar kupić kolejną część, kiedy tylko wyjdzie.
Kreska Sui Ishidy jednak pozostawia wiele do życzenia, szczególnie w anatomii.
Suzuya(?), wydaje się być jeszcze bardziej trzepnięty niż w anime :).

Podobało mi się i mam zamiar kupić kolejną część, kiedy tylko wyjdzie.
Kreska Sui Ishidy jednak pozostawia wiele do życzenia, szczególnie w anatomii.
Suzuya(?), wydaje się być jeszcze bardziej trzepnięty niż w anime :).

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To już siódmy tom historii o kłamczuchach z Rosewood. Jesteśmy na półmetku (chyba, że pani Shepard, wysili się na jeszcze jedną część, zawsze to więcej pieniędzy, a ta studnia jest niewyczerpana)
Denerwuje mnie długość serii, człowiek się cieszy, że jest już za siódmym tomem kiedy dochodzi do niego świadomość, że jest dopiero w połowie tej jakże skomplikowanej historii. Denerwuje mnie fakt, że pomimo tego wszystkiego co się dzieje stoimy z akcją w miejscu, dziewczyny odrywają coraz to nowe tajemnice, tylko po to żeby na końcu wszystko okazało się kłamstwem (albo nie, nie potrafię już ogarnąć tego swoim umysłem). Nie da się także wybrać podejrzanego, bo dziewczyny wychodząc ze sklerozy przypominają sobie różne fakty dotyczące zabójstwa Alison, w których może uczestniczyć każdy kogo sobie autorka tylko wymyśli, nawet szkolny woźny czy jakiś tam hydraulik.

Podsumowując, książka mi się podobała, autorka ma lekkie pióro i świetnie rozpisuje myśli bohaterów, sięgnę po następną część, ale cierpliwość do tej serii powoli się wyczerpuje i nie wiem kiedy, ale w końcu przy którymś tomie puszczą mi nerwy i po prostu z tym skonczę.

To już siódmy tom historii o kłamczuchach z Rosewood. Jesteśmy na półmetku (chyba, że pani Shepard, wysili się na jeszcze jedną część, zawsze to więcej pieniędzy, a ta studnia jest niewyczerpana)
Denerwuje mnie długość serii, człowiek się cieszy, że jest już za siódmym tomem kiedy dochodzi do niego świadomość, że jest dopiero w połowie tej jakże skomplikowanej historii....

więcej Pokaż mimo to