-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1196
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać452
Biblioteczka
2019-11-04
2021-01-20
W drugiej części tej serii wracamy tam, gdzie wszystko się zaczęło, czyli do Chicago. Dante Cavallaro to capo rodziny mafijnej. Choć jest młody, życie mocno zdążyło go doświadczyć. Owdowiał jeszcze przed czterdziestką i choć kłóci się to ze zwyczajami panującymi w jego otoczeniu, wciąż rozpacza po stracie żony. Przecież prawdziwy mężczyzna nie płacze po kobiecie. Na szczęście Dante jest doskonałym aktorem. Złośliwcy nazywają go zimną rybą, bo nigdy nie okazuje prawdziwych emocji. Maska bezwzględnego bandziora pasuje mu jak nikomu innemu.
I z taką właśnie chłodną obojętnością proponuje swojemu zastępcy małżeństwo z jego owdowiałą niedawno córką. Capo powinien mieć żonę i powinien postarać się o następcę, w którego ręce przekaże władzę, tak jak ojciec Dante przekazał ją jemu. Choć Dante może przebierać wśród pięknych, młodziutkich dziewcząt, ma swoje powody, by wybrać właśnie Valentinę. Oczywiście same racjonalne powody, jak na zimną rybę przystało.
Ta część podobała mi się odrobinę bardziej niż poprzednia i to chyba za sprawą Valentiny. Dziewczyna nie była uległa wbrew sobie, jak Aria. Zgodziła się na zaaranżowane małżeństwo, bo tego naprawdę chciała. Została wychowana w tym świecie i znała dobrze rolę, którą miała w nim do odegrania. I mimo, że Dante obdarzał ją co najwyżej chłodną uprzejmością, paradoksalnie widziała w nim swoją szansę na prawdziwą miłość.
W drugiej części tej serii wracamy tam, gdzie wszystko się zaczęło, czyli do Chicago. Dante Cavallaro to capo rodziny mafijnej. Choć jest młody, życie mocno zdążyło go doświadczyć. Owdowiał jeszcze przed czterdziestką i choć kłóci się to ze zwyczajami panującymi w jego otoczeniu, wciąż rozpacza po stracie żony. Przecież prawdziwy mężczyzna nie płacze po kobiecie. Na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-09-30
Aranżowane małżeństwo w XXI wieku wydaje się bzdurną historią (przynajmniej w naszej kulturze), ale kto tam wie jak to jest z włoskimi mafiosami.
Czy wyobrażacie sobie, że w wieku piętnastu lat zostajecie zaręczone z przyszłym bossem nowojorskiej mafii? A o facecie wiecie tylko tyle, że swoją ksywę „Imadło” zawdzięcza temu, że skręcił człowiekowi kark gołymi rekami. I jak tu planować małżeńską idyllę z takim potworem?
W tej książce przedstawiono brutalny świat całkowicie pozbawiony szacunku do kobiet. Mężczyzna okazujący miłość swojej żonie czy córce uznawany jest za słabego. Kobieta ma spełniać określone funkcje i żyć z wiecznie pochyloną głową. Trochę kłóci się to z moim wyobrażeniem włoskiej rodziny.
Aranżowane małżeństwo w XXI wieku wydaje się bzdurną historią (przynajmniej w naszej kulturze), ale kto tam wie jak to jest z włoskimi mafiosami.
Czy wyobrażacie sobie, że w wieku piętnastu lat zostajecie zaręczone z przyszłym bossem nowojorskiej mafii? A o facecie wiecie tylko tyle, że swoją ksywę „Imadło” zawdzięcza temu, że skręcił człowiekowi kark gołymi rekami. I jak...
2019-10-20
Pierwszy raz spotkałam się z twórczością tej autorki, za książkę wzięłam się z rozpędu, bez zastanowienia i nie miałam wobec niej absolutnie żadnych oczekiwań. Szczęśliwie się okazało, że ta powieść była warta każdej poświęconej jej minuty.
Jestem urzeczona tą historią. Tylko dlaczego? Przecież wszystkie te wątki były takie oklepane. Układ z chłopakiem, żeby wzbudzić zazdrość innego. Korepetycje z mięśniakiem, który okazuje się być całkiem fajnym gościem. Apodyktyczny ojciec wspomnianego mięśniaka, któremu się wydaje, że pozjadał wszystkie rozumy. Wszystko to już było przecież, ale jednak zupełnie inaczej. Mimo tej odrobiny przewidywalności powieść czyta się świetnie. Jest pozbawiona ckliwych wewnętrznych monologów bohaterów, słodkich do porzygania słówek szeptanych do uszka, a Hannah okazała się prawdziwym psujem jeżeli chodzi o romantyczny nastrój. W sumie Garrett niewiele jej na tym polu ustępował. To jest dziewczyńskie czytadło, ale cholernie dobrze napisane.
Największym plusem tej historii jest to, że relacja głównych bohaterów jest wiarygodna. To nie jest magiczna miłość od pierwszego wejrzenia. Wszystko zaczęło się od przyjaźni. Czy nie to jest podstawą udanego związku? Zależało im na sobie zanim jeszcze zostali parą.
Zdecydowanie na pochwałę zasługuje też sama główna bohaterka. Hannah to bardzo silna młoda kobieta. Nie każdy stanąłby na nogi po tym, co przeszła. Nie załamała się, przepracowała traumę, która wydaje się niemożliwa do pokonania. Część tego mrocznego wydarzenia na zawsze w niej zostanie, ale Hannah nie pozwoliła, by to zdefiniowało całe jej życie. Garrett natomiast zyskał moją sympatię chyba przede wszystkim dlatego, że potrafił ją docenić. Dostrzec jaka jest silna i nie próbować tej siły tłamsić, żeby samemu poczuć się lepiej. Nie litował się nad nią, bo wiedział, że nie tego potrzebuje. Hannah przy nim rozkwitła i to znalazło też odbicie w nim. Nie wyobrażam sobie dla tej dziewczyny innego partnera. Garrett był tak skupiony na hokeju i zdeterminowany w dążeniu do osiągnięcia swojego celu i dzięki temu tak dobrze rozumiał jej pasję i potrafił ją wesprzeć. I choć pochodzą z zupełnie rożnych światów (sztuka i sport), to idealnie do siebie pasują.
Cudownie spędziłam weekend z Hannah i Garrettem. Nie mogę się doczekać kolejnej części, żeby przekonać się, co autorka przygotowała dla Logana.
Pierwszy raz spotkałam się z twórczością tej autorki, za książkę wzięłam się z rozpędu, bez zastanowienia i nie miałam wobec niej absolutnie żadnych oczekiwań. Szczęśliwie się okazało, że ta powieść była warta każdej poświęconej jej minuty.
Jestem urzeczona tą historią. Tylko dlaczego? Przecież wszystkie te wątki były takie oklepane. Układ z chłopakiem, żeby wzbudzić...
2019-10-24
Już sam tytuł właściwie mówi bardzo dużo o tej powieści. To historia o popełnianiu błędów. Wiadomo, każdemu się zdarza. Nikt nie jest idealny ani nieomylny. Nikt chyba też nie potrafi ich naprawiać jak John Logan.
Logan kompletnie zafiksował się na punkcie dziewczyny najlepszego przyjaciela. Nie może być nawet wściekły na faceta, który sprzątnął mu sprzed nosa laskę jego marzeń, bo - nie oszukujmy się - Logan kocha Garretta bardziej niż Hannah. Grupka przyjaciół od kilku miesięcy kisi się w tej niezręczności i zdaje się, że wszystko zmierza donikąd. Dobrze, że Hannah nie tylko pięknie śpiewa, ale ma też analityczny umysł. Bo tak naprawdę, gdy się bardziej w to zagłębić, to Logan wcale jej nie kocha. Nie jest w niej nawet zabujany. Cała heca właśnie kręci się wokół samego zabujania. Logan nie zazdrościł kumplowi dziewczyny, tylko miłości. Co te głupki by zrobiły gdyby nie Hannah?
Grace nie jest zwyczajną dziewczyną. Jest nerwowa, często gada bez ładu i składu, ma niegroźne zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne, a przez swoje mięciutkie serduszko pozwala włazić sobie ludziom na głowę. To nie jest normalne. Jednak po tej nocy, gdy John Logan przez swoją błędną ocenę sytuacji zafundował jej prawdopodobnie największe upokorzenie w życiu, dziewczyna postanawia wprowadzić w swoim życiu kilka zmian. Koniec bycia popychadłem i odskoczną. Czas wyjść do ludzi i nauczyć się myśleć o sobie.
Urzekła mnie lista żądań Grace. Żeby odzyskać jej względy, Logan musiał się nieźle napocić. Zasłużył na odrobinę upokorzeń i zażenowania. Ale o dziwo chyba mu się to podobało. Te wszystkie dziewczyny, które się na nim uwieszały od początku studiów rozpuściły go. Teraz z Grace miał okazję się wykazać i poczuć jak zdobywca. Podobało mi się to, że Garace mu nie odpuściła do końca mimo, że miała ochotę już po wykonaniu pierwszego zadania. Nie mogła mu przecież tego ułatwić, bo tylko to, co wymaga wysiłku ma prawdziwą wartość.
Epilog jest słodziutki jak cukierek. Chyba ta seria ma szansę stać się jedną z moich ulubionych.
Już sam tytuł właściwie mówi bardzo dużo o tej powieści. To historia o popełnianiu błędów. Wiadomo, każdemu się zdarza. Nikt nie jest idealny ani nieomylny. Nikt chyba też nie potrafi ich naprawiać jak John Logan.
Logan kompletnie zafiksował się na punkcie dziewczyny najlepszego przyjaciela. Nie może być nawet wściekły na faceta, który sprzątnął mu sprzed nosa laskę jego...
2019-10-26
To już trzecia część serii Off-Campus i tym samym moje trzecie spotkanie z Elle Kennedy. I już wiem, że ją uwielbiam. Przede wszystkim za poczucie humoru, bo rozśmieszała mnie do łez. Kreowanie postaci i relacji między nimi. Prawdziwej przyjaźni i lojalności, które są jednymi z najpiękniejszych rzeczy w życiu.
Dean Sebastian Kendrick Heyward-Di Laurentis jest męskim odpowiednikiem tępej puszczalskiej blondynki. Taka Paris Hilton z kijem hokejowym. Sam wymyślił sobie tę rolę i jest mu z nią wygodnie prowadząc beztroskie Życie Deana. Jednak imprezy, tabuny dziewczyn i głupie żarty to nie jest cała prawda o nim. Ten chłopak naprawdę jest wielowarstwowy. Jak cebula. Cudownie było obserwować jak Allie odkrywa po kolei je wszystkie.
Czy Elle Kennedy mogła wybrać lepszą partnerkę dla największego playboya na uniwersytecie Briar? Absolutnie nie. Allie kocha stałe związki. Uwielbia przytulanki, obietnice i zobowiązania. Sama myśl o przygodzie na jedną noc przyprawia ją o mdłości. A jednak Dean i tequila przekonują ją, że to najlepsze lekarstwo na rozstanie z wieloletnią sympatią. Taka przygoda jest jak reset. Wszystko bardzo pięknie i logicznie uzasadnione, tylko że… to nie jest w stylu Allie Hayes.
Jak już wspomniałam podziwiam Elle Kennedy za to, jak znakomicie radzi sobie ze scenami komediowymi. Ta sytuacja w łazience z Winstonem i Allie chowającą się za drzwiami. Prawie umarłam ze śmiechu. Serio, aż turlałam się po łóżku. A ten atak na Deana pomidorówką? Po prostu mistrzostwo. Tak się śmiałam, że nie mogłam oddychać. Chciałabym zobaczyć minę Deana na ekranie. Ten film oglądałoby się pewnie tak dobrze jak czytało książkę.
Oprócz solidnej dawki śmiechu, ta historia kipi od pożądania. Chemia między bohaterami jest oczywiście, ale przy tym nie prowadzi do żadnych ckliwości, czy patetycznych wyznań i to jest ogromna rzadkość i ogromny plus. Bohaterowie mają swoje życie, każde z nich ma swoją pasję i robi samodzielnie to, co kocha. Są interesujący jako jednostki, nie tylko jako para. Nie wiszą na sobie. Mogą funkcjonować oddzielnie, ale chcą razem. Myślę, że takiego podejścia do związków brakuje nie tylko w książkach, ale też w życiu.
Zakończenie bezbłędne. Najlepsze ze wszystkich części. Sięgnięcie po kolejną jest konieczne po odpaleniu takiej bomby.
To już trzecia część serii Off-Campus i tym samym moje trzecie spotkanie z Elle Kennedy. I już wiem, że ją uwielbiam. Przede wszystkim za poczucie humoru, bo rozśmieszała mnie do łez. Kreowanie postaci i relacji między nimi. Prawdziwej przyjaźni i lojalności, które są jednymi z najpiękniejszych rzeczy w życiu.
Dean Sebastian Kendrick Heyward-Di Laurentis jest męskim...
2019-10-27
Po spektakularnej bombie na koniec poprzedniej części cofamy się odrobinę w czasie. Tucker opowiada nam jak przez pół semestru po cichaczu za plecami kumpli tę bombę uzbrajał. A robił to bardzo cierpliwie i bardzo wytrwale.
Johna Tuckera trochę poznaliśmy i trochę polubiliśmy w poprzednich częściach. Chłopak mało się udzielał, bo jest skryty i odrobinę wycofany. Wiemy jednak, że jest solidny i lojalny. Wiemy, że w domu „gwiazd” hokejowej drużyny uniwersytetu Briar pełni rolę prawdziwego gospodarza. Wiemy, że tak jak pozostali bohaterowie jest pewny siebie i nie cierpi na brak powodzenia u kobiet. Ale w tej części dowiadujemy się, że wcale nie tak sobie to wszystko zaplanował. Pierwszego dnia studiów miał poznać dziewczynę, w której się zakocha, będzie z nią aż do zdobycia dyplomu, potem rozkręci swój własny biznes, a gdy zarobi już wystarczająco, by założyć rodzinę, ożeni się z nią i obrzydliwie szczęśliwi będą wspólnie wychowywać gromadkę słodkich dzieciaków. Ale gdy na ostatnim roku studiów jego trzej puszczalscy kumple są na zabój zakochani i tworzą stałe związki, a on (z tak szlachetnymi zamiarami) wciąż jest sam, to coś tu chyba jest nie tak.
Sabrina James również nie jest nam obca. To ona tak bardzo działa na nerwy Deanowi nazywając go uparcie Richie Rich. W tej części dzięki Tuckerowi mamy okazję poznać ją lepiej. Trzeba przyznać, że dziewczyna jest onieśmielająca. I nie chodzi o to, że jest piękna, zgrabna i pewna siebie. Chodzi o jej mózg, ambicje, upór, pracowitość. Sabrina jest superbohaterką. Pracując na dwóch etatach właśnie kończy dzienne studia, a od następnego roku będzie studiowała prawo na Harvardzie. Wszystko, co w życiu osiągnęła zawdzięcza tylko sobie. Nie może liczyć na ojca, który zmył się zanim się urodziła, ani na matkę, która porzuciła ją, gdy była mała, ani na ojczyma, który jak ostatni zbok wciąż się do niej przystawia, nawet na babcię, która wychowała ją bardziej z konieczności niż miłości. To świat nauczył tę dziewczynę, że musi radzić sobie sama, a twarz zimnej suki pozwala jej trzymać na dystans ludzi, którzy mogą ją zranić.
Ta część, jak poprzednia, jest trochę słodko gorzka. Fajne jest to, że mogłam pośmiać się z akcji z Winstonem w łazience i z nokautu Allie drugi raz, ale to że musiałam ponownie płakać nad Beau Maxwellem było nie fair. Przy przemowie Joanny ryczałam jak bóbr. To był taki fajny facet. Pełen życia. Jestem trochę zła na Elle Kennedy, że go uśmierciła i nie pozwoliła nam go poznać lepiej np. w piątej części (BTW Fitzy też zasługuje na swoją część). Mimo, że Beau był tylko poboczną postacią, jego śmierć wpłynęła na wielu bohaterów, miedzy innymi Deana, Joannę i Sabrinę.
To niestety już chyba koniec serii Off-Campus. Wzmianka Deana o tym, że Summer przenosi się do Briar i reakcja Fitziego dała mi nadzieję na kolejną część, ale zakończenie trochę ją przyćmiło. Epilog jest klasycznym zamknięciem serii. Chyba gdyby miała powstać to już by powstała, tak? Czy nie? Lubię Fitziego.
Po spektakularnej bombie na koniec poprzedniej części cofamy się odrobinę w czasie. Tucker opowiada nam jak przez pół semestru po cichaczu za plecami kumpli tę bombę uzbrajał. A robił to bardzo cierpliwie i bardzo wytrwale.
Johna Tuckera trochę poznaliśmy i trochę polubiliśmy w poprzednich częściach. Chłopak mało się udzielał, bo jest skryty i odrobinę wycofany. Wiemy...
2019-12-08
Przede wszystkim muszę powiedzieć, że bardzo mnie cieszy, że ta seria w ogóle powstała. Cztery części "Off-Campus" sprawiły, że bardzo polubiłam drużynę hokejową uniwersytetu Briar i szkoda było mi się z nią rozstawać. Już dawno uważałam, że Fitzy zasługuje na własną historię. A Summer... Cóż, trudno oprzeć się urokowi Di Laurentisów.
Cichutkiego Collina Fitzgeralda i głośną Summer Heyword-Di Laurentis poznaliśmy w serii "Off-Campus". Fitzy jest studentem sztuk pięknych i grafiki, zawodnikiem uczelnianej drużyny hokejowej, artystą oraz legendarnym już recenzentem gier komputerowych i autorem własnych. Zdaniem Summer jest jednorożcem. Zgadzam się w stu procentach. Żaden facet nie odmówiłby zjawiskowo pięknej i przebojowej Summet Di Laurentis. A on właśnie dał jej kosza, bo jego zdaniem jest zbyt płytka. Ale tak jak on nie jest tylko mięśniakiem z uniwersyteckiej drużyny hokejowej, tak ona nie jest tylko głupiutką, rozpuszczoną księżniczką uzależnioną od zakupów.
Nadal pozostaję pod wrażeniem poczucie humoru Elle Kennedy. Bohaterowie ładują się w kłopoty, przeżywają dramaty, ale potrafią też się bawić i swoimi perypetiami rozśmieszyć czytelnika. Przypominają jak ważne jest, by w życiu robić to, co się kocha, a dla człowieka o szerokich horyzontach doba zawsze będzie za krótka.
Fabuła "Pościgu" wskazuje kierunek, w którym mogą się rozwinąć kolejne części. Już nie mogę się doczekać, żeby się przekonać, w jaki sposób los wynagrodzi miłosny (i nie tylko) zawód Hunterowi.
Przede wszystkim muszę powiedzieć, że bardzo mnie cieszy, że ta seria w ogóle powstała. Cztery części "Off-Campus" sprawiły, że bardzo polubiłam drużynę hokejową uniwersytetu Briar i szkoda było mi się z nią rozstawać. Już dawno uważałam, że Fitzy zasługuje na własną historię. A Summer... Cóż, trudno oprzeć się urokowi Di Laurentisów.
Cichutkiego Collina Fitzgeralda i...
2019-12-24
Mick Jagger jest bezdyskusyjnie jedną z najważniejszych postaci popkultury. Przez jednych uwielbiany, przez innych wyśmiewany, ale nigdy nie ignorowany.
Choć szanuję wkład Jaggera w The Rolling Stones, zawsze bliżej będzie mi do Keefa. Sięgnęłam po tę książkę, bo absolutnie kocham i podziwiam Keitha Richardsa. Jest Wielki. Jest tak autentyczny i bezpretensjonalny jak żaden inny człowiek na świecie. Tylko on z takim wdziękiem może powiedzieć, żeby premier wsadził sobie tytuł szlachecki w dupę. Tylko on potrafi zranić do żywego ego "Jej wysokości" Micka Jaggera.
Wiele historii zawartych w tej książce już znam, bo czytałam "Życie" i "Satysfakcję" i pewnie parę innych rzeczy, głównie związanych z Keithem Richardsem, ale niektóre historie to dla mnie nowość. Na przykład ta o ukochanym czerwonym szaliku. Mimo, że znam historię Stonesów, tę biografię czytało mi się bardzo dobrze. Autor z humorem opisuje kłótnie Błyszczących Bliźniaków i wszystkie fochy Jaggera. Nie jest stronniczy. Nie próbuje go wybielać.
Mick Jagger powiedział kiedyś: "Próżność ma swoją granicę, za którą zaczyna się śmieszność". Cały czas zastanawiam się czy jej nie przekroczył. Ta książka w dużej mierze traktuje o jego miłosnych podbojach. Uważam, że piećdziesieciolatek uganiajacy się za dwudziestolatkami jest żałosny. Szczególnie, gdy w domu czeka na niego tak piękna żona jak Jerry Hall. Zgadzam się też z opinią Keitha, że Jagger stał się pozerem zabiegającym o popularność wśród małolatów i szacunek arystokracji, która kilka dekad wcześniej chciała go oskubać do zera i wsadzić za kratki. Nie będę wspominać, co myślę o facetach, którzy wypierają się swoich dzieci i unikają płacenia alimentów. Z drugiej jednak strony uważam, że trzeba mieć jaja, żeby żyć na przekór konwenansom. Oprzeć się społecznej presji i nie zachowywać jak na swój wiek przystało, gdy się tego nie czuje. Nie poddał się też modzie na wieczną młodość i nie oszalał na punkcie operacji plastycznych. Jest Mickiem Jaggerem i żadne zmarszczki tego nie zmienią.
Przez prawie 60 lat Mick Jagger był twarzą, głosem i często mózgiem największego zespołu wszech czasów. Gdyby nie on, Stonesi nie zaszliby tak wysoko. Jednak szybko spadliby z tego szczytu gdyby nie Keith Rochards. Bo to Keef jest sercem i duszą tego zespołu
Mick Jagger jest bezdyskusyjnie jedną z najważniejszych postaci popkultury. Przez jednych uwielbiany, przez innych wyśmiewany, ale nigdy nie ignorowany.
Choć szanuję wkład Jaggera w The Rolling Stones, zawsze bliżej będzie mi do Keefa. Sięgnęłam po tę książkę, bo absolutnie kocham i podziwiam Keitha Richardsa. Jest Wielki. Jest tak autentyczny i bezpretensjonalny jak żaden...
2019-12-26
Przede wszystkim nie wyobrażam sobie lepszego tytułu dla biografii Adele. Chociaż nie jestem wielką fanką popu (od dzieciństwa siedzę bardzo mocno w muzyce rockowej, choć z wiekiem chyba horyzonty mi się trochę poszerzają), całkowicie zakochałam się w niej w chwili gdy usłyszałam "Rolling in the Deep". Choć dziś jest już jedną z najbardziej ogranych piosenek na świecie, wciąż mam dreszcze gdy jej słucham. Muzyka Adele to nie jest tylko pop. Jej utworzy są ponad gatunkami. Może raz na kilkaset tysięcy zdarza się taki artysta.
Zawsze trudno jest mi oceniać biografie, bo czytając je skupiam się na artyście, którego dotyczą, a nie na samej książce. A trzeba przyznać, że Adele potrafi skupić na sobie uwagę swoim głosem, wizerunkiem, poczuciem humoru... Po prostu całą sobą. Autor tej książki nie wchodzi z buciorami w jej życie prywatne. Nie zagłębia się w relację Adele z ojcem, nie prześwietla szczegółowo jej związków. Choć trzeba przyznać, że wciąż powraca do tajemniczego mężczyzny, który złamał jej serce i pośrednio przyczynił się do wielkiego sukcesu jej drugiego albumu "21". (Przez cały czas zastanawiałam się, co ten facet czuł oglądając ją na scenie i słuchając jej piosenek, które były przecież wszędzie! Czy żałował? Tęsknił za nią? Czuł satysfakcję, że potrafił tak bardzo zamieszać jej w głowie i sercu? A może, tak jak ona, życzył jej wszystkiego najlepszego i cieszył się jej sukcesem? Chyba nigdy się tego nie dowiemy. W sumie to nie nasza sprawa).
Zawykle mam mieszane uczucia co do tego czy artysta z 2 albumami na koncie zasługuje na biografię (ta książka ukazała się przed premierą "25"), ale Adele jest tak wyjątkowym zjawiskiem, że ludzie potrzebują poznać ją lepiej. Autor przedstawił ją jako zwyczajną dziewczynę. Trochę hałaśliwą, trochę roztrzepaną, z ogromnym sercem, talentem i poczuciem humoru. Czytając o niej uśmiechałam się i myślałam, że chciałabym mieć taką przyjaciółkę.
W tej biografii pełno jest fragmentów jej wypowiedzi, opinii innych artystów i ludzi z branży na jej temat. Mamy też trochę interpretacji tekstów jej piosenek i kilka wybranych recenzji.
Ta pozycja zdecydowanie spodoba się fanom Adele takim jak ja: którzy słuchają muzyki, oglądają teledyski i fragmenty występów na You Tube, ale nie grzebią godzinami w Internecie szukając szczegółów na jej temat. Myślę, że ta książka nie przyniosłaby takim osobom niczego nowego. Dla mnie jednak jest fajną, spójną opowieścią o artystce, którą szczerze podziwiam.
Przede wszystkim nie wyobrażam sobie lepszego tytułu dla biografii Adele. Chociaż nie jestem wielką fanką popu (od dzieciństwa siedzę bardzo mocno w muzyce rockowej, choć z wiekiem chyba horyzonty mi się trochę poszerzają), całkowicie zakochałam się w niej w chwili gdy usłyszałam "Rolling in the Deep". Choć dziś jest już jedną z najbardziej ogranych piosenek na świecie,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-08-21
John Green znów zaserwował nam kryminalną zagadkę i dorzucił nastoletnich detektywów. Ten facet chyba lubi takie klimaty. „Szukając Alaski”, „Papierowe Miasta”… Kto czytał, ten wie o czym mowa.
Z jednej strony pomysł, żeby główną bohaterką uczynić nastolatkę z zaburzeniami psychicznymi wydał mi się oryginalny. Nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkałam. Chyba. Przynajmniej sobie nie przypominam. Z drugiej jednak podobno coraz więcej młodych ludzi nie radzi sobie z presją otoczenia i czasem odbija się to na ich zdrowiu psychicznym czy emocjonalnym. A ta powieść sprawia, że takie problemu przestaną być tematem tabu. Uświadomią dzieciakom, że nie są napiętnowane i skazane na samotność, a całej reszcie, że osoby z zaburzeniami natury psychicznej nie są całkowicie niezdolne do życia w społeczeństwie. Poza tym, czy jest na tym świecie ktoś w stu procentach normalny?
Ta historia opisana jest w typowym dla Greena stylu. On nigdy nie idzie na łatwiznę. Nie idealizuje bohaterów ani sytuacji. Miłość nie uleczy Azy z obaw. Może tylko bardziej namiesza jej w głowie. Fabuła jest szczera. Podejście autora do tej historii jest szczere. To trudna sztuka. Oszukujemy samych siebie na każdym kroku, więc dlaczego nie oszukiwać w książkach?
Choć powieść jest bardzo dobra, nie jest to moja ulubiona pozycja Greena. Ten pan wciąż pozostaje jednak jednym z moich ulubionych autorów. Mimo, że pisze książki dla młodzieży, a ja od paru ładnych lat nie jestem w jego grupie docelowej. Lubię kreowane przez niego postaci. Nerdów, dziwaków, zalęknionych nastolatków. Mam wrażenie, że te dzieciaki są doroślejsze niż niejeden czterdziestolatek.
John Green znów zaserwował nam kryminalną zagadkę i dorzucił nastoletnich detektywów. Ten facet chyba lubi takie klimaty. „Szukając Alaski”, „Papierowe Miasta”… Kto czytał, ten wie o czym mowa.
Z jednej strony pomysł, żeby główną bohaterką uczynić nastolatkę z zaburzeniami psychicznymi wydał mi się oryginalny. Nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkałam. Chyba....
2019-12-22
To zdecydowanie najgorsza część tej serii. Autorka miała jakiś pomysł i koncepcję, ale chyba trochę to skopała. Wydaje mi się, że nie wykorzystała szansy, jaką dały jej świetnie dobrane tytuły.
Mój pierwszy zarzut tyczy się głównych bohaterów. Moim zdaniem w ogóle nie zapadają w pamięć. Trudno jest mi wyodrębnić jakieś szczególne cechy ich charakterów. Bruce był sztywniakiem z obsesją na punkcie bananów (śmieszne, ale nie sposób przejść obok niego obojetnie). Natasha to największa fajtłapa na świecie (równie śmieszna, ale też zapada w pamięć). William to chodzący chaos, w dodatku kleptoman (trochę patologiczny przypadek, ale charakterystyczny). Hailey jest upartą Zosią samosią (trochę głupiutką w tym swoim uporze, ale można jej to wybaczyć, bo dzięki temu wzbudza jakieś emocje). A Ryan i Emily niczym szczególnym się nie wyróżniają. Nawet ta ich wspólna szkolna historia jest jakaś taka drętwa.
Poza bohaterami, muszę przyczepić się też do fabuły. Przede wszystkim ta akcja na lotnisku była naprawdę głupia. Wiem, że miało być zabawnie i romantycznie, ale nie było. Czułam jakby ta cała scena się po prostu rozlazła w szwach. I trzeba przyznać, że nie była odosobnionym przypadkiem.
Niestety przez większość czasu myślałam tylko, żeby jak najszybciej skończyć. Bardzo lubię się przy książce pośmiać, ale humor tej historii w ogóle do mnie nie trafił. Obawiam się, że kolejna część będzie podobna, chociaż Lilith jako główna bohaterka ma potencjał. Nie dowiem się tego, jeżeli sama się nie przekonam
To zdecydowanie najgorsza część tej serii. Autorka miała jakiś pomysł i koncepcję, ale chyba trochę to skopała. Wydaje mi się, że nie wykorzystała szansy, jaką dały jej świetnie dobrane tytuły.
Mój pierwszy zarzut tyczy się głównych bohaterów. Moim zdaniem w ogóle nie zapadają w pamięć. Trudno jest mi wyodrębnić jakieś szczególne cechy ich charakterów. Bruce był...
2019-12-21
Kolejna część serii powieści o zabawnych tytułach. Zaczynam myśleć, że to właśnie tytuły w tych książkach są najlepsze.
Tym razem autorka postanowiła wziąć pod lupę "złego" bliźniaka. William jest dużo zabawniejszy i zdecydowanie bardziej ludzki od swojego sztywnego brata. Charakterystyczną cechą Bruce'a jest zamiłowanie do bananów, a Williama do drobnych kradzieży. To zabawne, gdy dorosły facet zwija starszej pani kapcie, ale mniej zabawne to się staje, gdy bohater przyznaje, że jest klinicznym przypadkiem kleptomana, a autorka robi sobie z tego jaja. Choroby nie są śmieszne!
W tej powieści wiele rzeczy mi zgrzytało. Od robienia żartów z kleptomanii po chory upór bohaterki, by nie przyjmować od Williama pieniędzy. Autorka chciała podkreślić jej bezinteresowność, ale zastanówmy się nad tym. W normalnym życiu gdyby twój biznes, który kochasz wisiał na włosku przyjęłabyś przynajmniej drobną pożyczkę od swojego chłopaka milionera. To rozsądne. I odpowiedzialne względem pracownika, który przez twój głupi upór wylądowałby na bezrobociu. I niewdzięczne względem tego chłopaka, który zainwestował tyle czasu i energii w kampanię marketingową, która ostatecznie poszła na marne. Głupia ta Hailey.
Liczyłam na to, że ta seria będzie pełna dwuznacznych, ale jednak inteligentnych żartów. Przeliczyłam się, ale i tak uważam, że nie było źle. To przyjemna lektura na przyjemny wieczór.
Kolejna część serii powieści o zabawnych tytułach. Zaczynam myśleć, że to właśnie tytuły w tych książkach są najlepsze.
Tym razem autorka postanowiła wziąć pod lupę "złego" bliźniaka. William jest dużo zabawniejszy i zdecydowanie bardziej ludzki od swojego sztywnego brata. Charakterystyczną cechą Bruce'a jest zamiłowanie do bananów, a Williama do drobnych kradzieży. To...
2019-12-19
Zauważyłam ostatnio, że najbardziej podobają mi się powieści, co do których nie mam dużych oczekiwań. W tym przypadku miałam spore. Intrygujący tytuł, zabawny opis fabuły... Było poprawnie, ale nie rewelacyjnie.
Czy tylko ja na początku miałam tak silne skojarzenia z Greyem? Pewnie nie. Przystojny niczym grecki bóg młody, odnoszący sukcesy milioner i niezdarna dziewczyna, która ma wyciągnąć z niego wszystkie brudne sekrety. Brzmi znajomo, ale na szczęście na tym podobieństwa się kończą. Bruce to nie Christian, a Natasha zdecydowanie nie jest Aną. Bohaterowie droczą się ze sobą w uroczy sposób. Przez większość czasu nie mogą dojść ze swoimi uczuciami do ładu: lubią się czy nienawidzą? Uważam, że autorka niepotrzebnie wprowadziła wątek Caitlyn. Czy może być coś bardziej rozczulającego niż zimny twardziel, który tak bardzo kocha dziecko swojej byłej? Dodajmy, że dziecko, którego nie jest ojcem. Zgrzytał mi ten wątek.
Fabuła jest oklepana, ale mam wrażenie, że w romansach było już wszystko, więc to nie jest wielki zarzut. W tej powieści przeszkadzało mi najbardziej to, że nie przebiła moich wyobrażeń i oczekiwań.
Zauważyłam ostatnio, że najbardziej podobają mi się powieści, co do których nie mam dużych oczekiwań. W tym przypadku miałam spore. Intrygujący tytuł, zabawny opis fabuły... Było poprawnie, ale nie rewelacyjnie.
Czy tylko ja na początku miałam tak silne skojarzenia z Greyem? Pewnie nie. Przystojny niczym grecki bóg młody, odnoszący sukcesy milioner i niezdarna dziewczyna,...
2019-12-17
"Bez słów" to moja trzecia powieść Mii Sheridan i zaczynam dostrzegać wspólne elementy jej twórczości. To zwykle historie ludzi, którym życie szczególnie dało w kość i którym los postanawia w końcu wynagrodzić cierpienie.
Historia Graysona i Kiry jest odrobinę oderwana od rzeczywistości i trudno było mi pozbyć się tego wrażenia. Bohaterowie mieli masę problemów, ale raczej takich, których nie doświadcza szary człowiek. Nawet ich kłopoty finansowe nie były tak duże, jak im się wydawało. Dlaczego Kira nie mogłaby pójść do pracy jak każda dziewczyna w jej sytuacji? Chyba jednak była trochę rozpuszczoną księżniczką. Grayson mógł sprzedać winnicę i zacząć od nowa albo mógł poszukać inwestora. To nie były sytuacje bez wyjścia. A rozwiązanie, na które oboje się zdecydowali było jak rodem z brazylijsko wenezuelsko hiszpańskiej opery mydlanej.
Jednak autora udowodniła, że ma talent do manipulowania emocjami czytelniczek. Bo mimo, że historia jest trochę infantylna, to czytało się ją świetnie.
"Bez słów" to moja trzecia powieść Mii Sheridan i zaczynam dostrzegać wspólne elementy jej twórczości. To zwykle historie ludzi, którym życie szczególnie dało w kość i którym los postanawia w końcu wynagrodzić cierpienie.
Historia Graysona i Kiry jest odrobinę oderwana od rzeczywistości i trudno było mi pozbyć się tego wrażenia. Bohaterowie mieli masę problemów, ale raczej...
2019-12-15
No i koniec historii Szalonej Rudowłosej i Seksownego Naukowca. Choć ta seria podobała mi się odrobinę mniej niż "Nie dajesz mi spać", chyba będę tęskniła za tą postrzeloną parką.
Ostatnia część wypadła Alice Clayton najlepiej. Głównie ze względu na wątek, w którym Grace walczy z podwójnymi standardami dla kobiet i mężczyzn w Hollywod. Super, że autorka wmanewrowała bohaterkę w medialną dyskusję na temat katorżniczych diet i związanych z tym konsekwencji zdrowotnych. Grace dostała wreszcie swoją szansę w Hollywood, ale została uprzejmie poproszona o zrzucenie kilku kilogramów, bo ze swoim rozmiarem 38 jest za GRUBA do telewizji. W ostatnich latach furorę robią modelki plus size lub zero size. A gdzie jest normal size? Media lansują dziewczyny z niedowagą lub nadwagą, a "normalne" kobiety nie mogą znaleźć dla siebie miejsca.
Drugim pozytywnym, z mojego punktu widzenia, wątkiem był szalejacy Brytyjczyk. Przestał być taki dojrzały i nieskazitelny. Jack jak na młodego rozchwytywanego gwiazdora kina przystało zaczął korzystać z życia na całego. Całonocne imprezy w towarzystwie sławnych kumpli i kobiet, alkohol, narkotyki, hazard, bójki w barach. Brzmi jak stara dobra sodówka? Nie do końca. Przecież Jack nie jest taki. Za dobrze go znamy, by uwierzyć, że jest aż takim dupkiem.
Zakończenie świadczy o tym, że to już chyba ostateczne pożegnanie z Grace i Jackiem. Choć uważam, że autorka nie wycisnęła wszystkiego z tej historii, seria jest dość udana. Z bohaterką łatwo się utożsamiać, ponieważ nie wszystko w życiu spada jej z nieba. Sukces osiągnęła ciężką pracą. Grace jest silną i inspirujacą bajką i cieszę się, że ją poznałam.
No i koniec historii Szalonej Rudowłosej i Seksownego Naukowca. Choć ta seria podobała mi się odrobinę mniej niż "Nie dajesz mi spać", chyba będę tęskniła za tą postrzeloną parką.
Ostatnia część wypadła Alice Clayton najlepiej. Głównie ze względu na wątek, w którym Grace walczy z podwójnymi standardami dla kobiet i mężczyzn w Hollywod. Super, że autorka wmanewrowała...
2019-12-13
Mam mały problem z tą powieścią. Z jednej strony trochę rozczarowało mnie to, że jednak rozłąka bohaterów nie wpłynęła na fabułę tak, jak zakładałam. Miałam nadzieję, że Ruda odseparowana od swojego Johnny'ego Wargo Gryzka trochę spoważnieje i skupi się na karierze. I niby się skupia, ale wiemy o tym głównie z opowieści. Grace twierdzi, że dawała z siebie wszysyko na próbach, ale nie ma tu żadnych wzmianek o tym, że np zdarła sobie gardło od śpiewania, a Michael wkurzał ją ciagłymi zmianami tekstu czy prośbami o powtórzenie sceny.
Z drugiej jednak strony podobało mi się, że autorka poruszyła temat tykajacego zegara. Słyszą go nawet kobiety, które nie chcą mieć dzieci. Po prostu oddalajaca się szansa sprawia, że każda kobieta szaleje. Alice Clayton stara się też zwrócić uwagę na niszczącą siłę konwenansów. Wiele osób życje tak, jak się tego po nich spodziewa. Ale życie według schematu nie daje gwarancji szczęścia. Nie każda kobieta chce i powinna mieć dzieci. Nie każda chce i musi wyjść za mąż. Nie każda kobieta powinna być z facetem starszym od siebie lub przynajmniej rówieśnikiem. Nie każdej parze potrzebny do szczęścia codzienny kontakt fizyczny. To Ty decydujesz, co jest dla Ciebie dobre, a dobre jest to, co daje Ci szczęście. I nie ważne, że Twoje życie nie jest normalne. Nie ma być normalne, tylko szczęśliwe.
Mam mały problem z tą powieścią. Z jednej strony trochę rozczarowało mnie to, że jednak rozłąka bohaterów nie wpłynęła na fabułę tak, jak zakładałam. Miałam nadzieję, że Ruda odseparowana od swojego Johnny'ego Wargo Gryzka trochę spoważnieje i skupi się na karierze. I niby się skupia, ale wiemy o tym głównie z opowieści. Grace twierdzi, że dawała z siebie wszysyko na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-12-11
To moja druga seria Alice Clayton. Poprzednia mi się podobała, choć była nierówna. Nie każda część była napisana tak samo dobrze. Jedno, co jest niezmienne u Alice Clayton to specyficzne poczucie humoru. Głupkowate, beztroskie, bez hamulców. I to właśnie największy atut jej twórczości.
Co wyróżnia Jacka i Grace wśród przeciętnych par z powieści dla kobiet? Pierwsza na myśl przychodzi spora różnica wieku (z tym, że to on jest młodszy). Choć oboje są bardzo atrakcyjni (jakże by inaczej!) to jednak autorka podkreśla jak bardzo Grace to przeżywa. Nie pomaga też, że za chwilę na ekrany kin ma wejść film na podstawie bardzo popularnych opowiadań dla kobiet, w którym główną postać męską zagrał Jack. Nie trudno zgadnąć, że dziewczyny za nim szaleją. Ten facet może mieć każdą, więc co robi z początkującą aktorką starszą od siebie prawie o dekadę? Nie tylko Grace zadaje sobie to pytanie. A brukowce określające ją mianem "starszej pani" (choć ma tylko trzydzieści trzy lata!), zdecydowanie zabrnęły za daleko.
Słabą stroną tej powieści są sceny łóżkowe. Są... jakby to określić... za bardzo. To taka trochę pornografia science fiction. Jednak równoważny to poczucie humoru bohaterów. Najpiękniejsze w tej parze jest to, że potrafią razem śmiać się do łez i bólu brzucha. Są wobec siebie bardzo swobodni i nie wstydzą się odstawić głupawki. Między nimi w błyskawicznym tempie pojawiła się bardzo głęboka zażyłość, ale ich relacja zostaje wystawiona na próbę. Grace dotknęła prawdziwa klęska urodzaju. Nie tylko spotkała fantastycznego faceta, ale też dostała swoją wymarzoną rolę w musicalu! Wreszcie jej kariera ruszy do przodu. Problem w tym, że aby zrealizować swój zawodowy cel będzie musiała zostawić swojego ukochanego i na bliżej nieokreślony okres czasu przenieść się na drugi koniec kraju. Czy iść świeży wciąż jeszcze związek przetewa taką rozłąkę?
Choć zakończenie mnie trochę rozczarowało, zaraz zabieram się za kolejną część. Przeczuwam, że związek na odleglość będzie mniej pornograficzny niż w pierwszej części i to stwarza szansę dla rozwinięcia fabuły. Jestem bardzo ciekawa jak Ruda poradzi sobie na scenie.
To moja druga seria Alice Clayton. Poprzednia mi się podobała, choć była nierówna. Nie każda część była napisana tak samo dobrze. Jedno, co jest niezmienne u Alice Clayton to specyficzne poczucie humoru. Głupkowate, beztroskie, bez hamulców. I to właśnie największy atut jej twórczości.
Co wyróżnia Jacka i Grace wśród przeciętnych par z powieści dla kobiet? Pierwsza na myśl...
2019-11-21
Ta ksiażka pojawiła się na rynku już jakiś czas temu i zyskała sporą popularność. Wystarczy spojrzeć na ilość ocen i ich średnią na LC. Mnie odrzucała od niej okładka i tytuł. Wydawało mi się, że to będzie wulgarne, ale się myliłam. Nigdy nie oceniaj ksiązki po okładce! (ten wykrzyknik był do mnie).
Od początku spodobała mi się atmosfera tej książki. Jest zabawnie, bez zbędnych dramatów i nieznośnie dominującego sposobu bycia głównego bohatera. Caroline i Simon kochają swoją pracę, mają ciekawe zainteresowania i lubią spędzać czas ze swoimi znajomymi (którzy w dość zabawny sposób łączą się w pary już przy pierwszym spotkaniu). Choć na początku nic tego nie zapowiadało, między bohaterami rodzi się przyjaźń. Może i iskrzy między nimi, ale ta przyjaźń jest jak najbardziej prawdziwa. Z wspólnym gotowaniem, oglądaniem horrorów i naśmiewaniem się z głupiutkich zakochanych par. Ich historia jest urocza.
Szarą eminencją tej powieści jest oczywiście kocur Caroline, Clive. Pupile bohaterów mają to do siebie, że potrafią ukraść uwagę czytelników. Mnie rozbroił kompletnie ostatni rozdział napisany z perspektywy Clive’a, który robi nocny obchód mieszkania. Czy nie zastanawiacie się czasem jak widzą Was Waszi czworonożni przyjaciele?
Podczas czytania tej powieści wielokrotnie wybuchałam śmiechem. Choć nie ma w niej dramatycznych zwrotów akcji, bardzo mi się podobała. To idealna lektura na spokojny wieczór i gwarantuję, że zasypia się po niej z uśmiechem na ustach.
Ta ksiażka pojawiła się na rynku już jakiś czas temu i zyskała sporą popularność. Wystarczy spojrzeć na ilość ocen i ich średnią na LC. Mnie odrzucała od niej okładka i tytuł. Wydawało mi się, że to będzie wulgarne, ale się myliłam. Nigdy nie oceniaj ksiązki po okładce! (ten wykrzyknik był do mnie).
Od początku spodobała mi się atmosfera tej książki. Jest zabawnie, bez...
2019-11-23
Kolejna odsłona perypetii pary, którą poznałyśmy i pokochałyśmy w „Nie dajesz mi spać”. Powieść trzyma poziom poprzedniej części. Fabuła nadal jest dość spokojna. Właściwie bez większych uniesień charakterystycznych dla tego rodzaju literatury. Dzięki temu spokojowi właśnie to świetna lektura na odpoczynek. Nie znaczy jednak, że nic się nie dzieje. Neil i Sophia odpowiednio zadbali o to, żeby czytelniczki się nie nudziły. Swoją drogą oni zdecydowanie też zasługują na swoją część w tej serii.
W tej historii bardzo podobało mi się to, że to właśnie Caroline wpadła w panikę przed ustatkowaniem. Simon w poprzedniej części powiedział jej, że każda dziewczyna, z która był chciała domku z białym płotkiem. Taki jest stereotyp. Ludzie myślą, że każda dziewczyna tego chce. Jak najszybciej znaleźć męża i urodzić dzieci. A wcale tak nie jest. Nie tylko mężczyźni w dzisiejszych czasach wolniej dorastają i dojrzewają do założenia rodziny (niektórzy nie dojrzewają do tego nigdy i nic w tym złego). Kobiety też boją się stabilizacji. Lubią własną przestrzeń, wspólne mieszkanie z partnerem je przeraża, a już pokoik dziecięcy w tym wspólnym mieszkaniu przyprawia o zawał. To jest zupełnie naturalne.
No i oczywiście obchód Clive'a na zakończenie. Jego wewnętrzny monolog jest przezabawny. I ten jego harem. Aż się prosi żeby powiedzieć, że jakoipan taki kram. Simon jednak też miał wpływ na wychowanie tego kocura.
Kolejna odsłona perypetii pary, którą poznałyśmy i pokochałyśmy w „Nie dajesz mi spać”. Powieść trzyma poziom poprzedniej części. Fabuła nadal jest dość spokojna. Właściwie bez większych uniesień charakterystycznych dla tego rodzaju literatury. Dzięki temu spokojowi właśnie to świetna lektura na odpoczynek. Nie znaczy jednak, że nic się nie dzieje. Neil i Sophia odpowiednio...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Czwarta jak dotąd część serii Cory Reilly w moim odczuciu jest najsłabsza. Przede wszystkim niespójnie skonstruowana główna bohaterka trochę wyprowadza z równowagi. Trudno ją zrozumieć, bo raz według autorki jest kopią Arii a innym razem Giany (kto czytał poprzednie części wie, że te dziewczyny są jak ogień i woda). Poza tym Cora Reilly wciąż powtarza, że Luca jest takim twardym bossem, a opisywane wydarzenia kompletnie temu przeczą. To, co zrobił Romero – dwukrotnie skłamał mu w twarz i zlekceważył jego rozkaz – kwalifikuje się do egzekucji, a tymczasem facet dostaje nagrodę, choć to przez niego zerwano kruche porozumienie z Outfitem. Miękki ten nowojorski capo dei capi.
Czwarta jak dotąd część serii Cory Reilly w moim odczuciu jest najsłabsza. Przede wszystkim niespójnie skonstruowana główna bohaterka trochę wyprowadza z równowagi. Trudno ją zrozumieć, bo raz według autorki jest kopią Arii a innym razem Giany (kto czytał poprzednie części wie, że te dziewczyny są jak ogień i woda). Poza tym Cora Reilly wciąż powtarza, że Luca jest takim...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to