-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać291
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant4
Biblioteczka
2024-05-02
2024-04-12
Dwanaście lat temu przeczytałam pierwszą książkę Bernarda Miniera. Był to „Bielszy odcień śmierci”, czyli pierwsza część serii o Martinie Servazie. Przez te kilkanaście lat regularnie sięgam po książki Miniera. Do tej pory było ich już kilkanaście. Żadna z nich nie dorównała objętością do tej pierwszej, ale ciekawą zawartością jak najbardziej. Poznałam już kilka przygód Servaza, jak i innych bohaterów. W tym roku wróciłam do Servaza i najnowszej zagadki kryminalnej, z jaką przyszło mu się zmierzyć w książce „Spirala zła”.
Ani przez moment nie zdziwiło mnie to, że po raz kolejny został wciągnięta do świata Servaza. Autor w książce „Spirala zła” opisał kilka wątków, które od początku się nie łączyły. Mężczyzna zostaje zamordowany w szpitalu. Do przeprowadzenia śledztwa zostaje przypisany Servaz. Jednocześnie poznajemy Judith, która jedzie na spotkanie ze znanym reżyserem horrorów, który od lat stroni od ludzi. Od pierwszych stron zastanawiałam się jak te dwie historie ze sobą się połączą. Żadna z moich teorii się nie sprawdziła, autor po raz kolejny mnie zaskoczył.
Uwielbiam wracać do świata Servaza i jego problemów zawodowych, jak i życiowych. W jednej i drugiej sferze cały czas coś się dzieje. Autor umiejętnie buduje historie i zaciekawił mnie już od pierwszych kilku chwil z bohaterami. Nie spodziewałam się, że sprawa kryminalna zakończy się w ten sposób. A ostatnia scena z książki sprawiła, że już teraz chciałabym sięgnąć po kontynuację. Jednak muszę uzbroić się w cierpliwość. W tym momencie mogę jedynie polecić przeczytanie serii o Servazie i przyłączenie się do mnie w czekaniu na kolejny tom.
Dwanaście lat temu przeczytałam pierwszą książkę Bernarda Miniera. Był to „Bielszy odcień śmierci”, czyli pierwsza część serii o Martinie Servazie. Przez te kilkanaście lat regularnie sięgam po książki Miniera. Do tej pory było ich już kilkanaście. Żadna z nich nie dorównała objętością do tej pierwszej, ale ciekawą zawartością jak najbardziej. Poznałam już kilka przygód...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-05-13
2024-04-22
Bardzo lubię oglądać komedie romantyczne. Jeśli nie wiem co włączyć, to właśnie tego typu film jest moim pierwszym wyborem. Jeżeli chodzi o książki to już rzadziej sięgam po ten gatunek. Zazwyczaj przeplatam sobie różne gatunki, które czytam. Ostatnio nadszedł czas na książkę, która nie jest kryminałem i fantasy. Sięgnęłam po „Komedię romantyczną”.
Początkowo byłam bardzo ciekawa z jaką historią przyjdzie mi się zapoznać. Początek mi się podobał. Miałam okazję zobaczyć jak tworzy się jeden z odcinków programu telewizyjnego. Jednak z czasem zaczęłam się nudzić. Poczułam, że to za dużo szczegółowych informacji jak na jeden odcinek programu. Na szczęście autorka nie zatrzymała się na tym jednym wątku. Przeniosła akcję o kilka lat. Trafiłam do czasu pandemii i to tam dostałam komedie romantyczną, którą chciałam. Ona, scenarzystka programu telewizyjnego, która pandemiczny czas spędza u ojczyma. On, gwiazda muzyki pop, znany ze spotykania się tylko z modelkami. Jednak jak to bywa w takich powieściach, coś zaczyna ich łączyć i nie wiadomo w którą stronę to się potoczy.
Dopiero jak akcja przeniosła się do czasów pandemii zaczęło być śmiesznie, romantycznie i skomplikowanie. Mam wrażenie, że w pełni rozumiałam rozterki Sally, czyli naszej głównej bohaterki. Wydaje mi się, że miałabym podobne, gdybym znalazła się w takiej sytuacji. Przez to ją polubiłam i trzymałam kciuki za jej relację z Noah.
Książka „Komedia romantyczna” ma swoje plusy i minusy. Jednak w moich myślach zostanie ta ciekawsza część, która sprawiła, że świetnie się bawiłam w trakcie czytania. Z chęcią bym jeszcze kiedyś zawitała do Sally i Noah, bo mam wrażenie, że czekają ich ciekawe przygody.
Bardzo lubię oglądać komedie romantyczne. Jeśli nie wiem co włączyć, to właśnie tego typu film jest moim pierwszym wyborem. Jeżeli chodzi o książki to już rzadziej sięgam po ten gatunek. Zazwyczaj przeplatam sobie różne gatunki, które czytam. Ostatnio nadszedł czas na książkę, która nie jest kryminałem i fantasy. Sięgnęłam po „Komedię romantyczną”.
Początkowo byłam bardzo...
2024-04-23
Lubię sięgać od czasu do czasu po powieści obyczajowe. Mam swoich ulubionych autorów, do których często wracam. Są to najczęściej historie, które podobają mi się w trakcie czytania, lecz nie zostają w mojej pamięci na długo. Jednak nie z każdą tak jest. Kilka lat temu przeczytałam książkę Anny Szczypczyńskiej pod tytułem „Gdzieś pomiędzy wierszami”. Nie spodziewałam się, że zrobi tak duże na mnie wrażenie, że będę o niej pamiętać kilka lat później. Przyczyniła się również do tego, że wracam do kolejnych historii napisanych przez Annę Szczypczyńską. Ostatnio zapoznałam się z książką pod tytułem „Glass Hills”.
Historia opisywana w książce „Glass Hills” zaczęła się bez większych zaskoczeń. Poznaliśmy naszych głównych bohaterów, czyli Milę i Alexa, którzy znaczącą się od siebie różnili i można by się spodziewać, że nic ich nie ma prawa połączyć. Jednak Alex ma w planach naruszyć architekturę w Szklarskiej Porębie, którą tak kocha Mila. Kobieta nie może pozwolić na zmiany w Szklarskiej i postanawia działać na własną rękę.
Najnowsza książka Ani Szczypczyńskiej czaruje czytelnika górskim i ciepłym klimatem. Tuż po zakończeniu miałam ochotę przenieść się do Szklarskiej Poręby i żyć wśród poznanych bohaterów. Można by pomyśleć, że opisana historia to nic nowego, więc nic ciekawego się tam nie znajdzie. Jednak zdecydowanie tak nie jest. Autorka potrafi odpowiednio zaczarować słowem, aby czytelnik poczuł się wyjątkowo w trakcie czytania.
Nie da się oszukać, sama historia nie zaskoczy niczym nowym, lecz po książkę „Glass Hills” warto sięgnąć dla klimatu, emocji oraz bohaterów. Polubiłam Milę i jej najbliższych. Potrafią wpaść na niezwykle pomysły, które wywoływały uśmiech na mojej twarzy. Zdecydowanie zostałabym z nimi na dłużej, gdybym tylko mogła.
Lubię sięgać od czasu do czasu po powieści obyczajowe. Mam swoich ulubionych autorów, do których często wracam. Są to najczęściej historie, które podobają mi się w trakcie czytania, lecz nie zostają w mojej pamięci na długo. Jednak nie z każdą tak jest. Kilka lat temu przeczytałam książkę Anny Szczypczyńskiej pod tytułem „Gdzieś pomiędzy wierszami”. Nie spodziewałam się, że...
więcej Pokaż mimo to