Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Zapisałem sobie ten tytuł kilka lat temu do przeczytania. Chyba był nominowany do jakiejś nagrody lub przez kogoś polecany. Do tego opis był intrygujący. I tak się złożyło, że zauważyłem ostatnio ten tytuł w bibliotece. Powiem szczerze, że moje wyobrażenie było takie, że będzie to wielki tom i coś w stylu Olgi Tokarczuk. Było zupełnie odwrotnie. Krótka książka, którą szybko się czyta i napisana bardzo prostym językiem. Powiedziałbym nawet, że trochę miałem wrażenie, że jest napisana takim stylem jakby dla nastolatków. To zarówno plus jak i minus. Czytało się szybko i przyjemnie ale czasem chciałoby się, żeby autorka weszła jakoś głębiej w tę historię. Oczekiwałem, że to będzie żmudna podróż czytelnicza skoro opisuje budowanie słownika przez wiele lat. Jednak w pewnym momencie jest po prostu skok o 13 lat.

Jest pięć rozdziałów napisanych z punktu widzenia czterech różnych osób pracujących przy słowniku. Nie wracamy jednak do początku z każdym bohaterem a po prostu w pewnych momentach historii jest przeskok na innego bohatera. Głównym i najciekawszym bohaterem (ma aż dwa rozdziały: drugi i piąty) jest Majime, który na początku książki zostaje wybrany szefem zespołu redakcyjnego, zajmującego się słownikami. Najmniej ciekawą bohaterką jest głupiutka Kishibe, która dołącza do zespołu juz właściwie na ostatniej prostej przed wydaniem. I to jest trochę postać irytująca i jednocześnie nie pasująca w tej książce. Gdy już się zżyliśmy z bohaterami i chcemy śledzić dalsze ich losy to jesteśmy od nich oderwani, żeby sledzić losy tej najmniej interesującej postaci, która do historii moim zdaniem wniosła niewiele. Dopiero potem wracamy do Majime i szczerze mówiąc przez to się ma takie wrażenie, że autorka porzuciła wątek prywatny tego bohatera, który trochę napędzał całą pierwszą część. Więc jest takie uczucie pewnego niespełnienia.

Poza tym książkę czyta się bardzo przyjemnie i myślę, że trafi szczególnie do ludzi zainteresowanych słownikami lub/i kulturą Japonii. Możemy obserwować różnice kulturowe choćby na podstawie zachowań pomiędzy bohaterami, które uznane byłyby za dość dziwaczne w kulturze europejskiej czy amerykańskiej. Więc jest to ciekawy wgląd w sposób zachowania Japończyków.

Zapisałem sobie ten tytuł kilka lat temu do przeczytania. Chyba był nominowany do jakiejś nagrody lub przez kogoś polecany. Do tego opis był intrygujący. I tak się złożyło, że zauważyłem ostatnio ten tytuł w bibliotece. Powiem szczerze, że moje wyobrażenie było takie, że będzie to wielki tom i coś w stylu Olgi Tokarczuk. Było zupełnie odwrotnie. Krótka książka, którą szybko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wygląda na to, że ta książka jest bardzo mało znana. Jakże niesłusznie. Jest to niesamowita opowieść Anglika, który został niemieckim więźniem wojennym a następnie uciekł do Warszawy, gdzie został agentem polskiego podziemia. Dzięki zdolności do nauki języków był w stanie nauczyć się polskiego i fukcjonować w życiu codziennym w wojennej Polsce. Dzięki wspaniałej znajomości niemieckiego podszywał się także bez problemu pod agenta i oficera niemieckiego.

Jest to niesamowita autobiografia i kopalnia wiedzy o życiu podczas wojny, szczególnie w Warszawie. Szczególnie ciekawe są fragmenty odnośnie bycia agentem, ostrożności i przygotowywania się na każdą ewentualność. Jest wiele fragementów, które czyta się jak powieść sensacyjną, gdzie cudem udaje się autorowi wyjść z pozornie śmiertelnego niebezpieczeństwa dzięki szybkiemu myśleniu w danej sytuacji, zdolnościach analitycznych i elokwencji. Satysfakcję sprawiają fragmenty, kiedy udając oficera niemieckiego drwi sobie w ten spposób z Niemców nawet w Berlinie. Wojna zajmuje tu 90% książki. Poza tym są też wspomnienia przedwojennego życia w Wielkiej Brytanii oraz krótki epilog odnośnie powojennej infiltracji sowieckiej oraz obecnego życia w Nowej Zelandii. Autor ubolewa nad losem Polski, która została zdradzona przez swoich sojuszników niejednokrotnie. Książka napisana została w latach 80. więc jeszcze za czasów komunizmu w Polsce.

Widać, że książka została wydana raczej samodzielnie przez autora. Czytałem w wersji oryginalnej. Jest tu mnóstwo literówek i drobnych błędów. Do tego jest dużo dziwnych konstrukcji zdaniowych. Autor tłumaczy to we wstępie. Mówi, że przez używanie wielu języków w swoim życiu nie był w stanie napisać książki w pełni poprawnym angielskim stylu. Ci co przeczytali jego manuskrypt odnosili wrażenie, że jest on napisany przez obcokrajowca. Wszystko to dodaje jednak uroku i prawdziwości tej książce. Ma się wrażenie, że autor chciał wręcz wyrzucić z siebie te wszystkie wspomnienia, spisał wszystko w jednym posiedzeniu i oddał książkę do druku.

Dodatkowym atutem są skany oryginalnych dokumentów wojennych czy to kart identyfikacji na różne nazwiska czy listów. Polecam każdemu.

Wygląda na to, że ta książka jest bardzo mało znana. Jakże niesłusznie. Jest to niesamowita opowieść Anglika, który został niemieckim więźniem wojennym a następnie uciekł do Warszawy, gdzie został agentem polskiego podziemia. Dzięki zdolności do nauki języków był w stanie nauczyć się polskiego i fukcjonować w życiu codziennym w wojennej Polsce. Dzięki wspaniałej znajomości...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zbiór 11 esejów Junga. Jak to zwykle bywa w takim przypadku niektóre zainteresowały mnie bardziej niż inne. Najbardziej dla mnie wartościowe były te o interpretacji snów, o człowieku pierwotnym, o etapach życia czy o sztuce i artystach. Ogólnie bardzo ciekawy zbiór. Myślę, że zachęci bardziej ludzi zainteresowanych psychologią. Niektóre eseje mogą być wręcz niezrozumiałe dla kogoś kto w tym nie siedzi. Jung porównuje też swoje teorie z tymi od Freuda (fan podświadomości) i Adlera (fan świadomości). Jung jest za tym, żeby traktować świadomość i podświadomość na równi. No może lekko idzie w stronę podświadomości.

Zbiór 11 esejów Junga. Jak to zwykle bywa w takim przypadku niektóre zainteresowały mnie bardziej niż inne. Najbardziej dla mnie wartościowe były te o interpretacji snów, o człowieku pierwotnym, o etapach życia czy o sztuce i artystach. Ogólnie bardzo ciekawy zbiór. Myślę, że zachęci bardziej ludzi zainteresowanych psychologią. Niektóre eseje mogą być wręcz niezrozumiałe...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cóż. Oczekiwania były duże po przeczytanych opiniach. Lubię książki, w których bohaterowie wracają do swoich korzeni itp. Ale warstwa fabularna tej pozycji jest wyjątkowo słaba. Ma swoje momenty, głównie w drugiej połowie, ale ogółem to jest tak jakby bardzo luźne wydarzenia z życia (dorosłego życia a nie wspomień co bym zrozumiał) wrzucił do jednego worka i człowiek przez większość czasu nie wie o co chodzi, gdzie zmierza historia itd. To się zaczyna klarować dopiero w drugiej połowie książki i szczerze mówiąc pierwszą połowę możnaby spokojnie wyciąć i nie byłoby żadnej straty.

Książka podzielona jest na 3 części z czego pierwsza część w ogóle nie pasuje do reszty i nie wiadomo po co była. Jakby ktoś wyciął fragment z zupełnie innej pozycji. W żaden sposób nie łączy się z resztą i na koniec też nie ma żądnego odniesienia do niej więc nie rozumiem...

Bohater jest wybitnie nijaki. Od samego początku tylko chodzi struty, nie wiadomo czego chce i snuje się po kartkach książki rysując sobie coś. Wygląda na to, że jest w depresji. Po prostu wegetuje na tym świecie. Bardzo ciężko go polubić.

Rysunki ładne. Poza tym ostatnia z trzech części, ta która jest faktycznie w Portugalii w miarę daje radę. Jeśli cała pozycja byłaby w tym stylu to byłoby całkiem nieźle. Tymczasem ostatnia część wydawała się za krótka, druga za długa a pierwsza zupełnie niepotrzebna do niczego. Wydaje mi się, że autor chyba nie miał dobrego pomysłu, żeby z sensem wypełnić wszystkie zamówione strony...

Cóż. Oczekiwania były duże po przeczytanych opiniach. Lubię książki, w których bohaterowie wracają do swoich korzeni itp. Ale warstwa fabularna tej pozycji jest wyjątkowo słaba. Ma swoje momenty, głównie w drugiej połowie, ale ogółem to jest tak jakby bardzo luźne wydarzenia z życia (dorosłego życia a nie wspomień co bym zrozumiał) wrzucił do jednego worka i człowiek przez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka podzielona jest na trzy przeplatające się części. Jest to wywiad z Beatą i Mieszkiem, którzy od lat 80. prowadzili sklep na Greenpoincie. Druga to historia od powstania najpierw tej osady a potem już dzielnicy Nowego Jorku. A trzecia to świadectwa Polaków, którzy tam wyjechali. Niekoniecznie są to rozmowy samej autorki, są to też fragmenty jakichś pamiętników publikowanych w gazetach, czy listów do rodziny emigrantów nawet z XIX wieku. Autorka wykonała tu super robotę. Niestety z książki wyłania się raczej smutny obraz dzielnicy i Polonii ją zamieszkującej.

Historie są różne różniste. W pierwszej połowie książki wydawało mi się, że więcej było historii odpychających. Np. Andrzej się chwali jakim to on nie jest artystą niesamowitym. Ale zaraz sie skarży, że gazety o nim w Polsce nie piszą i w USA nie piszą też bo jest spisek, Żydowscy lewacy itp itd. Widać, że w głowie nie po kolei. Może na starość bo ten pan zmarł niedługo po wywiadzie.

Niektórzy są wręcz obrzydliwi. Jak Janina. Zostawiła z mężem pijakiem w Polsce dzieci (z czego jedne niemowlę) i wyjechała sobie do Ameryki na stałe. Gdy widzi sie z nimi znowu jak sa już dorosłe to ma pretensje że matce się nie odwdzieczą a ona przecież tyle paczek nawysyłała... Do tego obrzydliwe komentarze o kazdej grupie ludzi. Jak to nienawidzi Żydow bo sterują światem. Jak nienawidzi Arabów bo się modlą. A Portorykańczyków to rozstrzelać jak jej ukochany prezydent Trump chce bo sa za głośni. Potem jak to ona jest biegła w angielskim tylko jak sie trafi Amerykanin to sie jej cieżko dogadać i nie rozumie bo jakos dziwnie mówią... Autentycznie zbiera się na wymioty przy czytaniu wypowiedzi takich ludzi jak ona.

Ale byli ludzie naprawdę różni. Np. muzyk, który pracował w sklepie elektronicznym. I nie jak reszta tylko oszczedzał każdego dolara i pracował do upadlego żeby mieć tego jednego dolara więcej, tylko zamiast się kisić w tym polskim piekiełku to zwiedzał Manhattan każdego dnia, poznawał ludzi (nie Polaków), kulturę.

Zdarzają się poszczególne historie od bardzo ciekawych lub/oraz przyzoitych ludzi, które czyta się z przyjemnością. Są takie, które są ujmujące, chwytają za serce. Są opowieści ludzi z Poloni w którymś pokoleniu, którzy po polsku mówić nigdy się nie nauczyli (to taka odwrotność większości Polonii na Greenpointcie) i opisują historie dorastania z polska kulturą, pamiętając swoich rodziców i dziadków, którzy często brali udział jeszcze w pierwszej wojnie i którzy ciągle ledwo potrafią powiedzieć zdanie po angielsku.

Są też fragmenty pamiętników przesyłanych do gazet, które czasem same w sobie nazwałbym niezłymi dziełami literackimi.

Niestety można powiedzieć, że tematem powracającym jest zawiść, zazdrość, podkładanie nóg. Zero współpracy. Jeden bohater nawet wspomina urzedników amerykańskich którzy narzekają na ilość donosów od Polaków na siebie nawzajem. W tym zdecydowanie przoduja jako grupa etniczna.

Polacy tamtejsi są oburzeni filmem Szczęśliwego Nowego Jorku, ale z reportażu wyłania się prawie że identyczny obraz. Że od początku migracji w XIX wieku do lat dwutysięcznych do USA (albo przynajmniej do Greenpointu) wyjeżdżała po prostu tak zwana patologia. Oczywiście zdarzały się inne jednostki ale ogółem niestety chyba tego nazwać inaczej nie można. Po prostu było to bagno.

Sa historie, ludzi przyzwoitych ktorzy po przyjeździe zdali sobie sprawe, gdzie trafili i po prostu cierpieli psychicznie i często się stamtąd wynosili albo do Polski albo w inne rejony USA.

Otwiera oczy, że Ci wszyscy wujkowie z Ameryki, którzy w latach 90. wysyłali paczki czy chwalili się bogactwem to najprawdopodobniej nie żyli w jakichś wypasionych willach ale na materacu w śmierdzącym pokoju bez okien z pięcioma innymi Polakami a głównym zajęciem poza pracą (oczywiście najlepiej od rana do nocy 7 dni w tygodniu, żeby $$DOLARY$$ były) to było chlanie i wysyłanie donosów na kolegów.

Z tekstu wynika, że obecnie społeczność polska tam żyjąca nie akceptuje ludzi nie kochających PiSu i Trumpa, a największe polskie eventy ‘kulturalne’ to spotkania z Macierewiczem i typami z Ruchu Narodowego.

„Żyli powrotem do Polski. A to sobie kupię jak będę wracał i to też. A kiedy będą wracać? No właśnie. Oni nigdy nie wracali.”

Książka podzielona jest na trzy przeplatające się części. Jest to wywiad z Beatą i Mieszkiem, którzy od lat 80. prowadzili sklep na Greenpoincie. Druga to historia od powstania najpierw tej osady a potem już dzielnicy Nowego Jorku. A trzecia to świadectwa Polaków, którzy tam wyjechali. Niekoniecznie są to rozmowy samej autorki, są to też fragmenty jakichś pamiętników...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po okładce spodziewałem się jakiejś intrygującej historii ze śmiesznymi kotkami w roli głównej. Ale każda strona to jakby oddzielna mini historyjka składająca się z czterech obrazków. Niektóre są śmieszne. Ale to bardziej się nadaje na broszurkę kilkustronnicową z kilkoma memami niż na rozciągniętą na ponad 100 stron książkę. Kotki słodkie. Ale ogólnie trochę zmarnowany potencjał. Można było z tego zrobić coś znacznie lepszego. Tym bardziej, że niektórzy bohaterowie są słodcy i śmieszni jednocześnie. Ale często występują tylko na jednej stronie i koniec. Nie sięgnę po następną część.

Po okładce spodziewałem się jakiejś intrygującej historii ze śmiesznymi kotkami w roli głównej. Ale każda strona to jakby oddzielna mini historyjka składająca się z czterech obrazków. Niektóre są śmieszne. Ale to bardziej się nadaje na broszurkę kilkustronnicową z kilkoma memami niż na rozciągniętą na ponad 100 stron książkę. Kotki słodkie. Ale ogólnie trochę zmarnowany...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo ciekawa pozycja. Miła, ciepła historia. Szkoda tylko, że zaledwie w pół godziny się czyta i chciałoby się czegoś więcej. Jakiegoś definitywnego rozwiązania. Ledwie się weszło w historię i bardzo nagle wszystko się kończy. Do tego parę niezrozumiałych decyzji bohaterów. Ale poza tym bardzo fajny klimat. Chciałbym przeczytać dalszą cześć tej historii.

Bardzo ciekawa pozycja. Miła, ciepła historia. Szkoda tylko, że zaledwie w pół godziny się czyta i chciałoby się czegoś więcej. Jakiegoś definitywnego rozwiązania. Ledwie się weszło w historię i bardzo nagle wszystko się kończy. Do tego parę niezrozumiałych decyzji bohaterów. Ale poza tym bardzo fajny klimat. Chciałbym przeczytać dalszą cześć tej historii.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Zbiór podzielony jest na trzy części. Pierwsza, moim zdaniem jest zdecydowanie najsłabsza i niestety najdłuższa. Po prostu strasznie mnie wynudziła i kompletnie nie zainteresowała, mimo, że podejmowała bardzo ciekawe tematy. Kolejne dwie części (bardziej osobiste) były już dużo bardziej interesujące.

Bardzo chciałem polubić Didion bo wiele się o niej naczytałem. Ale jakoś mi nie po drodze. Umie pisać ale te pisanie jest dla mnie po prostu mało interesujące w większości przypadków. Jakoś ciężko mi się w nie zaangażować i cokolwiek poczuć. W niektóre eseje się zaangażowałem (choć nie wiem czy któryś naprawdę w pełni mnie zadowolił) ale większość po prostu przelatywała przeze mnie a moje myśli często wędrowały gdzie indziej. Widziałem w opiniach, że ktoś chwalił przypisy, które lepiej pozwalały zrozumieć tekst. Ja czytałem w oryginale i nie było żadnych przypisów. Może to też wpłyneło na odbiór książki. Chociaż jest to wydanie nowe i nie amerykańskie więc w teorii powinno być zrozumiałe dla każdego takie jakie jest chyba, że wydawca to przeoczył.

Wcześniej czytałem jej powieść 'Graj jak się da' i też miałem trochę uczucie nie bycia wciągniętym w całą historię. Jednak była ona ciut lżej (pod względem samego procesu czytania a nie treści) napisana z konkretnymi punktami akcji więc jakoś bardziej można było się 'wkręcić'. Tyle, że była tak depresyjna, że ciężko było nazwać to przyjemną lekturą.

Mimo, że jednak podobały mi się niektóre eseje to całokształt raczej nie zachwyca. Gdyby usunąć całą pierwszą część (czyli większość) to byłaby na pewno wyższa ocena. Chyba do Didion już nie wrócę.

Zbiór podzielony jest na trzy części. Pierwsza, moim zdaniem jest zdecydowanie najsłabsza i niestety najdłuższa. Po prostu strasznie mnie wynudziła i kompletnie nie zainteresowała, mimo, że podejmowała bardzo ciekawe tematy. Kolejne dwie części (bardziej osobiste) były już dużo bardziej interesujące.

Bardzo chciałem polubić Didion bo wiele się o niej naczytałem. Ale jakoś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zawsze chciałem przeczytać "Zaginione miasto Z" ale traf chciał, że najpierw sięgnąłem po Czas Krwawego Księżyca i to niedługo po obejrzeniu filmu. Jak to przeważnie bywa wydaje mi się, że książka jest dziełem z wyższej półki niż film (choć ten też jest moim zdaniem bardzo dobry). Czyta się ją prawie jak powieść kryminalną. Autor wykonał niesamowitą pracę, siedząc w różnorakich archiwach badając kolejne sprawy. Dlatego mamy wypowiedzi świadków z różnych procesów, notatki agentów prowadzących śledztwo, różne raporty, listy czy wypowiedzi potomków, którym przekazane były różne informacje. Autor prawie odtwarza konkrente sytuacje czasem z dialogiem, który był lub prawdopodobnie był wypowiedziany. Same wypisanie bibliografii w mojej wersji zajęło 20 z 490 stron. Wydaje się, że normalnemu człowiekowi by po prostu życia nie starczyło na same przeczytanie źródeł. Dlatego jestem pełen podziwu dla autora, że nie tylko dotarł i przejrzał te źródła ale też, że to wszystko ogarnął i uporządkował w taki sposób.

Autentyczne zdjęcia miejsc i osób, o których pisał pomagały podążać za historią. Chociaż gdybym nie widział filmu być może lekko pogubiłbym się w postaciach, szczególnie tych wszystkich podejrzanych.

Ważnym faktem, pominiętym w filmie jest to, że William Hale był tylko prawdopodobnie jednym z bardziej aktywnych morderców Indian z tego plemienia a cały proceder był znacznie bardziej rozpowszechniony w tamtym czasie i miejscu.

Teraz jeszcze bardziej chcę się zabrać za "Zaginione miasto Z".

Zawsze chciałem przeczytać "Zaginione miasto Z" ale traf chciał, że najpierw sięgnąłem po Czas Krwawego Księżyca i to niedługo po obejrzeniu filmu. Jak to przeważnie bywa wydaje mi się, że książka jest dziełem z wyższej półki niż film (choć ten też jest moim zdaniem bardzo dobry). Czyta się ją prawie jak powieść kryminalną. Autor wykonał niesamowitą pracę, siedząc w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Warto na wstępie zaznaczyć, że ta autobiografia kończy się w okresie stanu wojennego. I to w sumie największy minus bo kupując książkę byłem bardzo zainteresowany współczesnym Polańskim i jego filmami z XXI wieku. Zmyliła mnie data nowego wydania. Choć jest też posłowie napisane w 2015 roku, które ładnie uzupełnia książkę. Ale jest to zaledwie kilka stron.

Polański opisuje tu swoje życie od pierwszych wspomnień dzieciństwa przed wojną. Potem czasy wojenne a po nich dopiero prawdziwe życie młodego człowieka, który nie za bardzo wie co ze sobą zrobić. Zainteresowanie sportem (narty i kolarstwo) konkuruje tu ze sztuką (na początku jest to raczej aktorstwo i rysunek). Polański też namiętnie chodzi do kina i ogląda wszystko co leci. Różnymi zbiegami okoliczności jak to w życiu w końcu dostaje się do szkoły filmowej w Łodzi na reżyserię co jakby wyznacza drogę na resztę jego życia. W międzyczasie dowiadujemy się różnych ciekawostek z jego życia jak na przykład spotkanie z seryjnym mordercą, które ledwie przeżył.

Kolejne rozdziały są o kolorowym życiu szkoły filmowej a potem już coraz więcej zawodowych historii o kręceniu poszczególnych filmów. Jednak przeplata się to z życiem osobistym, które Polański opisuje niezwykle szczerze. Niektóre elementy tych zwierzeń będą w dzisiejszych czasach uchodzić za bardzo kontrowersyjne. Mamy oczywiście też opis przeżyć po zabójstwie jego ciężarnej żony czy sprawę za którą jest ciągle ścigany.

Bardzo ciekawe są fragmenty o tworzeniu kolejnych filmów i o podejściu Polańskiego do ich tworzenia. Po jakimś czasie może zbyt dużo jest nazwisk wszelkiej maści producentów, agentów itp. Człowiek przestaje rozróżniać kto był kim ale to i tak nie wpływa na lekturę.

Polecam fanom Polańskiego i fanom filmu ogólnie.

Warto na wstępie zaznaczyć, że ta autobiografia kończy się w okresie stanu wojennego. I to w sumie największy minus bo kupując książkę byłem bardzo zainteresowany współczesnym Polańskim i jego filmami z XXI wieku. Zmyliła mnie data nowego wydania. Choć jest też posłowie napisane w 2015 roku, które ładnie uzupełnia książkę. Ale jest to zaledwie kilka stron.

Polański opisuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Super książka. Dolorado stanowi mniejszą część całego wydania. Większość to opowiadanie (Tańcowały dwa Michały) o prawdziwych kulisach powstawania tego dzieła. Dolorado bardzo mi się podobało ale druga część po prostu mnie wbiła w fotel. Czyta się jak rasową powieść sensacyjną i ciężko się od niej oderwać. Historia jest głównie o tym jak autor został namówiony na napisanie monodramu, żeby potem jeździć po całym kontynencie amerykańskim i wystawiać to wspólnie z aktorem-oszustem. Zauroczony wizją podróży tej podróży dał się zwieść, wciągnąć i zadłużyć oszutowi, który potem jeszcze długo czerpał profity z jego naiwności. Postać Pierożka, czyli oszusta jest tu po prostu niesamowita. Jest to coś w rodzaju ówczesnego Simona Levieva z głośnego kilka lat temu dokumentu "Oszust z Tindera". Jest niewiarygodne ile osób i na jakie rzeczy potrafi naciągnąć a gdy ktoś go przejrzy jak bez skrępowania potrafi prosto w oczy patrzeć i dalej oszukiwać.

No i oczywiście obraz Polonii Amerykańskiej nie jest zbyt pochlebny. Wszędzie tylko jak tu gonić za dolarem. Byleby tych kilka banknotów więcej skądś wyciągnąć. A jak trzeba to oszustwem, żebractwem albo i jednym i drugim. A kto bardziej okantuje to na tym większy szacunek zasługuje.

Super książka. Dolorado stanowi mniejszą część całego wydania. Większość to opowiadanie (Tańcowały dwa Michały) o prawdziwych kulisach powstawania tego dzieła. Dolorado bardzo mi się podobało ale druga część po prostu mnie wbiła w fotel. Czyta się jak rasową powieść sensacyjną i ciężko się od niej oderwać. Historia jest głównie o tym jak autor został namówiony na napisanie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wydaje mi się, że jest to poradnik jakich pewnie wiele na rynku. Ten akurat do mnie trafił. Mogłoby to być trochę lepiej ułożone/usystematyzowane. Były momenty nudy ale ogólnie jest to raczej ten z tych krótszych poradników. Więc jest to dobrze skondensowane w większości. Problem z poradnikami jest taki, że ciężko jest już coś nowego wymyślić. Idee w tej książce też nie są super odkrywcze. Zresztą autor ciągle powołuje się na innych. Więc jest to taka bardziej przypominajka, żeby się nie zagubić w życiu. Fajnie napisana, są przykłady z życia autora. Jak ktoś szuka poradnika albo ma jakiś kryzys życiowy to dobra pozycja. Jak nie to niekoniecznie.

Wydaje mi się, że jest to poradnik jakich pewnie wiele na rynku. Ten akurat do mnie trafił. Mogłoby to być trochę lepiej ułożone/usystematyzowane. Były momenty nudy ale ogólnie jest to raczej ten z tych krótszych poradników. Więc jest to dobrze skondensowane w większości. Problem z poradnikami jest taki, że ciężko jest już coś nowego wymyślić. Idee w tej książce też nie są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Już druga pozycja Wiśniowskiego, którą miałem przyjemność czytać i muszę powiedzieć, że ciągle mi mało. Bardzo dobrze się czyta. Jest to niesamowity wgląd w XIX wiek w różnych stronach świata. Moim zdaniem bezcenne zapiski. Można wczuć się w życie zwykłych ludzi tamtej epoki. Istny wehikuł czasu. Polecam.

Ta konkretna książka jest zbiorem kilku wspomnień i opowiadań:

Listy z Czarnych Gór - składają się z listów z wyprawy gen. Custera w 1874 do Czarnych Gór, w której uczestniczył autor. Był to ostatni niezbadany praktycznie skrawek ówczesnych Stanów Zjednoczonych. Czytając zdajemy sobie sprawę jak niesamowita jest ta podróż. Bohater z towarzyszami dosłownie odkrywa nową ziemię, której żaden białoskóry wcześniej nie opisał. W obecnych czasach jest to ekwiwalentem podróży międzyplanetarnej czy odkrycia Atlantydy. Opisuje klimat, ukształtowanie terenu, roślinność, zwierzynę i kontakty z rdzennymi mieszkańcami.

W czarnych górach - to relacja z podróży do Deadwood, gdzie Wiśniowski pojechał ściągnąć długi dla właściciela jednej z kopalń. Można przeczytać jego relacje ze spotkań z Dzikim Billem Hicock, czyli legendą Dzikiego Zachodu. Trzeba też pamiętać, że w tamtych czasach każda tego typu wyprawa w tamtych stronach mogła skończyć się śmiertelnie. I to nie tylko za sprawą Indian ale też nieprzyjaznego, pustynnego klimatu. Sami pionierzy też musieli uważać na siebie nawzajem. Jak wspomina Wisniowski takie miasta, które opierały się na kopalniach z ogromną większością krzepkich (i często pijanych) mężczyzn były żyznym gruntem dla rozpoczęcia swady. A po pracy (lub zamiast) często jedyną rozrywką był saloon. Często dochodziło do typowych pojedynków rewolwerowych.

Poczmistrzówna - historia miłosna rozgrywająca się w surowym klimacie północnej części Stanów.

W kraju czarnych stóp - ciężko powiedzieć czy jest to prawdziwa historia czy zmyślona. W każdym razie przedstawia historię dwóch nieznajomych mężczyzn, którzy się zmówili razem i z nadmiaru czasu postanowili ruszyć na przygodę na północ, w nieznane. Wyjeżdżają z Montany i błąkają się po Kanadzie (przez Saskatchewan i Manitobę) starając się nie dać złapać Indianom.

Odetta - jest opowiadaniem o młodej, gardzącej Anglikami francusko-indianskiej Metysce, do której zaleca się brytyjski oficer. A rzecz dzieje się na Wyspie Sw. Józefa (Ontario). Podobno opowiadanie, które bardzo przypadło do gustu Henrykowi Sienkiewiczowi.

Z Wartem Ojca Wód - podróż Wisniowskiego po Mississipi z St Louis do Nowego Orleanu. Ciężko się nie uśmiechnąć pod nosem jak autor w latach 1870-tych narzeka na ówczesne czasy i jak świat pędzi w jego epoce. Nikt nie ma na nic czasu, książek nikt nie czyta itp.

Ze wspomnień o Hawanie - jak tytuł wskazuje wspomnienia z Kuby. Głównie z Hawany i okolic. W tamtym czasie na Kubie jeszcze istniało niewolnictwo.

Mój Barb - historia ucieczki przed rzezimieszkami w Autralii. Podobnie jak 'W kraju czarnych stop' jest to historia opowiedziana w sposob: byłem gdzieś tam i spotkałem kogoś kto mi opowiedział: i tu się zaczyna właściwa historia. Tak jak w przypadku wcześniejszej historii tak i tutaj szczegóły, prawdziwe imiona z historii i opisywane detale geograficzne wydają się wskazywać, że historia jest prawdziwa albo co najmniej inspirowana prawdziwymi zdarzeniami.

Niewidzialny - opowiadanie science-fiction osadzone w ówczesnym Wiedniu. Moim zdaniem ciągle warte czytania.

Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę fanem książek autora dziewiętnastowiecznego. A jednak. Poluję na kolejną książkę Sygurda.

Już druga pozycja Wiśniowskiego, którą miałem przyjemność czytać i muszę powiedzieć, że ciągle mi mało. Bardzo dobrze się czyta. Jest to niesamowity wgląd w XIX wiek w różnych stronach świata. Moim zdaniem bezcenne zapiski. Można wczuć się w życie zwykłych ludzi tamtej epoki. Istny wehikuł czasu. Polecam.

Ta konkretna książka jest zbiorem kilku wspomnień i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tak jak inni piszą jest to bardziej album. Jest po kilka stron tekstu na każdy z okresów kariery (ManU, Anglia, Real, Galaxy/Milan, PSG) a poza tym same zdjęcia. Jak ktoś lubi Beckhama to warto poświęcić godzinkę/dwie. Ale raczej lepiej wypożyczyć z biblioteki niż wydawać kasę na taką pozycję.

Tak jak inni piszą jest to bardziej album. Jest po kilka stron tekstu na każdy z okresów kariery (ManU, Anglia, Real, Galaxy/Milan, PSG) a poza tym same zdjęcia. Jak ktoś lubi Beckhama to warto poświęcić godzinkę/dwie. Ale raczej lepiej wypożyczyć z biblioteki niż wydawać kasę na taką pozycję.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Dałem książce 6/10 ale po pierwszej połowie byłem przekonany, że będzie to raczej 9/10. W drugiej połowie książka trochę nie utrzymała mnie na tym samym poziomie zainteresowania. Są plusy i minusy.

Jednym z plusów dla mnie jest bardzo fajne ukazanie przemijającego czasu w życiu, a także zmian jakie zachodzą w nas i na świecie. Jak zdarzenia z dzieciństwa mogą wpływać na całe nasze życie. Szczególnie wciągające dla mnie bo urodziłem się pod koniec lat 80. więc jestem tylko trochę młodszy od bohaterów. Był to świat poniekąd mi bliski. Za tym równieź idzie pokazanie zmieniającego się rynku gier i rozwój technologii, który można odnieść do innych branż.

Drugim plusem jest pokazanie procesu kreatywnego i satysfakcji z niego – tworzenia gier w tym przypadku ale mogłoby to być zastąpione czymkolwiek innym.

Niestety, szczególnie od połowy książki fabuła trochę zaczyna się rozpływać i trochę nie może się skupić na czymś konkretnym. Rozdział pod koniec, który jest historią ze środka gry jest ciekawym pomysłem ale było to dość nudne i przydługie jak dla mnie w tym przypadku. Do tego uśmiercenie jednego z głównych bohaterów było moim zdaniem jakby na siłę. Sadie też była momentami irytującą bohaterką, wg której wszystko musiało się kręcić wokół niej i wszyscy tylko czychają na jej potknięcie.

Książka stała się taka trochę dziecinna i infantylna potem.

Jednym z powodów (który też wybijał z historii przy okazji) były usilne starania autorki, żeby odchaczyć wszystkie aktualne trendy lewicy amerykańskiej i przeróżnych tiktoków i twitterów typu ‘diversity’ itd. I chyba jej się udało. Jednakże nie wypływało to naturalnie z historii ani bohaterów ale bardziej było sztucznie wpychane przez autorkę. Czytałem w oryginale więc nie wiem jak to wyglądało w polskiej wersji. Niektóre fragmenty to wręcz paragrafy przemyśleń autorki skierowane do czytelnika, żeby mu wbić coś do głowy. Przykłady:

-narzekanie na początku, że w MIT jest 1/3 kobiet i jakie to straszne ale przytacza w tym samym momencie statystykę, że kobiety mają 10% więcej szans na dostanie się niż mężczyźni. Po czym tą drugą statystykę kwituje stwierdzeniem, że powodem tego może być wiele czynników (jasne, jak liczby nam nie podpasują to mówmy o wielu czynnikach a jak pasuje to nie warto wchodzić głębiej)

-potem na koniec jest już 50/50 kobiet i mężczyzn ale ciągle jest narzekanie jak mało kobiet i people of color... no chyba nie dogodzisz

-ktoś wspomina, że wszystkie Żydówki mają taką samą fryzurę w mieście i zaraz jest rozważanie czy to nie jest antysemicka uwaga i czy warto się obrazić za to...

-oczywiście niebinarność musiała być obecna, poza tym można odnieść wrażenie, że prawie każdy jest tam co najmniej biseksualny

-niby jak w jakieś grze wprowadzili opcję małżeństwa to były protesty prawicowców bo można się żenić niezależnie jakiej płci jest bohater w grze... serio? I jak wprowadzili do gry też protesty przeciw wojnie w Iraku, zakaz sprzedaży broni itp itd co oczywiście rozwścieczyło prawicowców...

-oczywiście dziecko z dwiema matkami musiało być obowiązkowo

-Szekspira nawet nie oszczędzili w zdaniu: „he, - or they whatever Shakespeare is – writes vaguely..” no proszę litości… zaraz się okaże, że Szekspir się identyfikował jako taboret albo kluska

-najwięcej było o tym jak kobiety mają źle, że np. niby wszyscy na świecie myślą że jak kobieta zrobiła grę z mężczyzną to musi z nim sypiać, że społeczeństwo w 21 wieku nie potrafi przyjąć, że kobieta umie posługiwać się klawiaturą itp itd. Że większość ludzi na świecie tak myśli. Na poważnie. To naprawdę było tak absurdalne, że aż śmieszne ( a jestem pewien, że śmieszne niezamierzenie).

To tylko kilka przykładów ale jest tego zdecydowanie więcej. Pojawia się to nagle i niespodziewanie w historii i wyrywa ze świata. Czytelnik myśli ‘o co chodzi? To było dziwne ale czy możemy kontynuować z historią?’

Swoją drogą to też ciekawe, że absolwetnka Harvardu pisze o absolwentach MIT i Harvardu, którzy będą statystycznie w 1% najlepiej sytuowanych na świecie i jak to oni narzekają, że są dyskryminowani na wszelkie sposoby. Jest to trochę komiczne same w sobie.

Książka miała mnie oderwać od rzeczywistości i bzdur, które teraz wypluwają wszystkie media a tymczasem wrzuca mnie w świat widziany oczami kogoś kto wiedzę o świecie czerpie w dużej części z bagna mediów społecznościowych. Ma dobry warsztat pisarski i przez większość czasu czyta się przyjemnie i szybko. Do tego bardzo chciałem lubić tą książkę. Początek zapowiadał świetną lekturę. Jestem wręcz zły na autorkę, że popsuła tak dobrą historię. Self-sabotage. Mam nadzieję, że kiedyś dorośnie to poważnego pisania.

Dlatego 6/10.

Dałem książce 6/10 ale po pierwszej połowie byłem przekonany, że będzie to raczej 9/10. W drugiej połowie książka trochę nie utrzymała mnie na tym samym poziomie zainteresowania. Są plusy i minusy.

Jednym z plusów dla mnie jest bardzo fajne ukazanie przemijającego czasu w życiu, a także zmian jakie zachodzą w nas i na świecie. Jak zdarzenia z dzieciństwa mogą wpływać na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Moja pierwsza pozycja tego autora. Wiem, że wielu się zachwyca jego twórczością, więc postanowiłem sięgnąć po tę pozycję na wprowadzenie. Żeby nie wchodzić od razu w całą powieść a raczej krótkie eseje. Muszę przyznać, że początkowe eseje troszkę mnie odrzuciły. Np. ten o telewizji wydawał mi się jakąś pracą naukową raczej niż esejem dla ludzi do czytania w niedzielne popołudnie. Treściowo był znakomity ale nie czyta się tego lekko i przyjemnie. Trzeba się naprawdę bardziej wysilić, zatrzymać się, pomyśleć co się właśnie przeczytało itp. Warto jednak dotrwać do końca książki bo wg mnie najlepsze eseje to szczególnie te trzy ostatnie, czyli tytułowe o statku wycieczkowym, o tenisiście M. Joyce (a właściwie to o rzeczywistości profesjonalnego tenisa) i o twórczości D. Lyncha. Zasób językowy i stylistyczny tego autora jest porażający. Do tego nie przestawało mnie zadziwiać np. w opowiadaniu o rejsie jak i kiedy autor spisywał te wszystkie najdrobniejsze szczegóły o wszystkim albo jak je zapamiętywał. On naprawdę musiał żyć pisaniem non stop. Po tej lekturze jestem ciekaw jego powieści i chętnie bym po jakąś sięgnął.

Moja pierwsza pozycja tego autora. Wiem, że wielu się zachwyca jego twórczością, więc postanowiłem sięgnąć po tę pozycję na wprowadzenie. Żeby nie wchodzić od razu w całą powieść a raczej krótkie eseje. Muszę przyznać, że początkowe eseje troszkę mnie odrzuciły. Np. ten o telewizji wydawał mi się jakąś pracą naukową raczej niż esejem dla ludzi do czytania w niedzielne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To moja pierwsza książka Didion i muszę powiedzieć, że nie spodziewałem się tego. Książka przytłacza. Beznadzieją, depresją, samotnością. W zasadzie mówi, że mając nieograniczoną prawie wolność (pieniądze i sławę jak to celebryci) nie mamy motywacji, żeby cokolwiek robić, dążyć do czegokolwiek. Egzystencja opiera się już tylko na używkach, imprezach, seksie, pogonią za zaspokajaniem prymitywnych impulsów. Życie nie ma wartości. Jest puste. Więc w sumie nie ma znaczenia co z nim robimy. Warta polecenia ludziom, którzy myślą, że bogactwo jest celem życia.

Widzę, że są różne interpretacje zakończenia. Ale moim zdaniem jest to po części 'szczęśliwe' zakończenie. Może źle zrozumiałem ale wydało mi się, że w bohaterce nastąpiła zmiana. Mówi, że poznała co to znaczy kiedy nic nie ma znaczenia, ale mimo to dalej gra. W przeciwieństwie do jej przyjaciela. Ja odebrałem to tak, że nie odbiera telefonów od dawnych znajomych bo nie chce wracać do tamtego życia. Chce żyć z córką i robić przetwory.

To moja pierwsza książka Didion i muszę powiedzieć, że nie spodziewałem się tego. Książka przytłacza. Beznadzieją, depresją, samotnością. W zasadzie mówi, że mając nieograniczoną prawie wolność (pieniądze i sławę jak to celebryci) nie mamy motywacji, żeby cokolwiek robić, dążyć do czegokolwiek. Egzystencja opiera się już tylko na używkach, imprezach, seksie, pogonią za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest to moja pierwsza powieść Kinga (od zawsze się nastawiałem na Dallas ale jeszcze nie miałem okazji). Do tej pory czytałem jego krótsze formy. Zawsze byłem pod wrażeniem i zawsze, nawet jak nie było w nich horroru, to przeszywał mnie dreszcz niepokoju w trakcie czytania. Po opisie tej książki (szczególnie fragmentów o tym niewyobrażalnym złu itd.) nastawiałem się na podobne doświadczenie. Ale nic takiego nie nastąpiło. Mimo, że książka ogólnie mi się podobała to choćby bazując na jego opowiadaniach spodziewałem się po tym autorze więcej. Najdziwniejsze jest to, że mimo iż nie mogłem się doczekać tego magicznego świata. (A czekałem długo, bo przez pół książki.) to gdy zaczęła się część magiczna, książka trochę siadła i stała się mniej wciągająca. Były momenty nudy. Tu piszę głównie o wadach (dla mnie) bo zaczynam ocenianie od 10 i idę w dół. Łatwiej jest powiedzieć czego się nie lubi. Więc mimo wad ocena jest jaka jest tutaj.

Myślę, że King nie jest specjalistą od tworzenia nowych światów. Nawet nie ma co tu w porównaniach przytaczać autorów typu Tolkien czy choćby Rowling. Czuję się źle pisząc te słowa o autorze tego kalibru ale jego świat wydawał się jakby stworzony przez nastolatka, który zaczyna pisać i pomyślał sobie, że wymyśli jakiś świat fantasy na potrzeby swojej książki. Wrzucimy tam dużego insekta, deformację, magię, jakieś szkielety rażące prądem i olbrzyma. To wszystko wygląda niestety dla mnie jak przypadkowy mix. Trochę tego, trochę tamtego i będzie fajnie. A skąd te wszystkie rzeczy się biorą to trochę nie ma znaczenia bo w książce to nie jest też wyjaśnione. Wszystko jest oparte o to, że to magiczny świat więc w sumie wszystko jest możliwe a jak do tego dochodzi to mniejsza o to. Do tego po prostu opisywanie tego świata jest słabe. Nawet nie chodzi o opisywanie bo King jest w tym bardzo dobry ale chodzi o 'wprowadzenie' tak, żeby czytelnik się poczuł, że tam jest tak jak np. w Śródziemiu czy w Hogwarcie. A tego wrażenia nie ma. Bardziej się czujemy jak po prostu ktoś kto tylko czyta o tym świecie. Wydaje mi się, że bardzo dobrym pomysłem byłoby prowadzenie równoczesne dwóch historii, które w momencie odkrycia nowego świata przez bohatera połączyłyby się w jedną. W takim wypadku bylibyśmy bardziej zżyci z nowym światem i wiedzielibyśmy mniej więcej co się wydarzyło wcześniej. Nie mówię tu o odkrywaniu świata bo to lepiej robić z bohaterem ale po prostu bardziej np. obserwowanie jednego z tych fantastycznych bohaterów, który doświadcza suchych wydarzeń. Coś co potem możnaby złożyć sobie w logiczną całość niczym puzzle gdy Charlie odkrywał nowy świat. A tak to trochę nie wiadomo o co chodzi. Znamy tylko wątek przewodni bo przypomina różnego rodzaju baśnie i wiemy mniej więcej jak się skończy.

Po pewnym czasie irytowały mnie też wstawki po dialogach typu: ale nie powiedział 'fajerwerk' tylko inne słowo. Jest w tej krainie jakiś inny język, którym Charlie mówi automatycznie i niektórych angielskich słów nie może wymówić bo ich nie ma. No i czytelnik ogarnia to już dość dobrze po pierwszych 100 stronach w tej krainie. Trochę nie ma sensu co chwila dawać takiej wstawki, że ktoś użył czy usłyszał innego słowa niż jest napisane, żeby podkreślić że takie czy inne słowo nie ma swojego odpowiednika tam.

Mam też zastrzeżenia do głównego bohatera, który jest bez zastrzeżeń. Jest niemalże świętym. Jest tak domyślny, mądry, przewidujący, empatyczny. Po prostu ideał. Przyznam, że są tego plusy. Zauważyłem, że przy lekturze sam się taki stawałem czasami. Trochę przejmowałem jego podejście do rzeczy. Ale z drugiej strony już po jakimś czasie to trochę raziło jaki on jest nieskazitelny. A potem zaczęło razić jeszcze bardziej jak ciąglę wspominał o swoim 'dark period' kiedy miał 9 lat i z kolegą robił żarty dzieciom i one płakały albo obsmarował kupą czyjś samochód. To były największe grzechy bohatera, które wspomina mając 17 lat i jest to jego największa skaza. Że jako 9-latek robił głupie pranki... W teraźniejszości jak wspomniałem to chodzący ideał. 

Książkę czytałem w oryginale bo czytam książki po angielsku regularnie i muszę powiedzieć, że King mnie zaskoczył. Ma bardzo bogate słownictwo i opisuje wszystko bardzo szczegółowo. I pierwszy raz od bardzo wielu lat miałem momentami (rzadko i głównie z początku ale jednak) problem z angielskim słownictwem. Lubi szczególnie wchodzić w rzeczy typu jak coś jest skonstruowane, z czego zrobione itd. w bardzo wielu szczegółach. Być może to (te niektóre specyficzne słowa, których nie znałem) było również lekką przeszkodą w wejściu do tego świata.

No ale jednak to jest King. Tak czy siak czytanie było przyjemnością. Zżyłem się z bohaterem. Emocjonowałem się tym, jak te dwa światy się łączą, kto je odkryje lub nie, kto może lub nie ewentualnie przejść z jednego do drugiego i jakie byłyby tego konsekwencje.

Jest to moja pierwsza powieść Kinga (od zawsze się nastawiałem na Dallas ale jeszcze nie miałem okazji). Do tej pory czytałem jego krótsze formy. Zawsze byłem pod wrażeniem i zawsze, nawet jak nie było w nich horroru, to przeszywał mnie dreszcz niepokoju w trakcie czytania. Po opisie tej książki (szczególnie fragmentów o tym niewyobrażalnym złu itd.) nastawiałem się na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zacząłem czytać książkę kiedy miałem lekki ból głowy i trochę chyba to zaważyło na moim pierwszym wrażeniu. O ile początek zapowiadał się całkiem ciekawie o tyle potem kiedy zaczyna się już właściwa akcja to było mi ciężko na początku. Właściwa akcja to podsłuchiwanie rozmów przez bohatera, który udaje że śpi w obcym mieszkaniu. A śpi w 4 kolejne niedziele. A więc 99% książki to podsłuchany dialog. Na początku bardzo mi ta forma przeszkadzała (ból głowy nie pomagał) ponieważ nagle rzuca się nas w środek rozmów jakichś nieznanych nam bohaterów, którzy się kłócą nie wiadomo o co. Ciężko nadążyć kto, z kim i o co się kłócą. Do tego te spolszczenia angielskich słów. Czytało mi się tak topornie, że odłożyłem książkę na bok na inny dzień ale szczerze myślałem, że nie przebrnę.

I jak bardzo się myliłem. Kiedy kontynuowałem czytanie to książka mnie wręcz porwała. Niesamowite jak autor to zrobił samymi dialogami. Potem chciało się więcej i więcej. Jak dla mnie to skończyła się za szybko. Mogłaby być 2 razy dłuższa. Chętnie bym przeczytał kolejną część przygód naszych bohaterów. Zostali oni przedstawieni bardzo realistycznie i prawdziwie. Sam znałem takich ludzi.

Zacząłem czytać książkę kiedy miałem lekki ból głowy i trochę chyba to zaważyło na moim pierwszym wrażeniu. O ile początek zapowiadał się całkiem ciekawie o tyle potem kiedy zaczyna się już właściwa akcja to było mi ciężko na początku. Właściwa akcja to podsłuchiwanie rozmów przez bohatera, który udaje że śpi w obcym mieszkaniu. A śpi w 4 kolejne niedziele. A więc 99%...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powinienem zrobić research o autorze przed przeczytaniem książki (szczegóły na końcu). Książki Hariego były polecane przez znanych ludzi i z ich recenzji wyłaniał się obraz wizjonera. Więc zabrałem się za książkę, która miała najlepsze recenzje – „Złodzieje. Co okrada nas z uwagi.” Niestety ogólnie było to rozczarowanie.

Muszę przyznać, że początek książki (tak 1/3 do połowy) bardzo przypadł mi do gustu. Autor skupił się na technologii, komórkach, mediach społecznościowych (i tego oczekiwałem). Opisywał własne doświadczenia, cytował badania i wywiady z programistami. Nawet pojawiły się drobne porady (których potem już w zasadzie nie będzie w ogóle).

Niestety potem przyszła kolei na drugą połowę książki (szczególnie od 8 rozdziału), gdzie autor ‘odkrywa’ inne czynniki kradnące naszą uwagę. Najpierw jeszcze dzieli ekspertów technologicznych na tych, których warto słuchać (z nimi się zgadza) i tych których nie warto (bo się nie zgadza). Ci, z którymi się nie zgadza oferują rozwiązania, które można wdrożyć samemu, żeby ograniczyć nasze uzależnienie od technologii. Natomiast ci, z którymi się zgadza mówią o potrzebie zorganizowania się, aktywizmu, protestów i upaństwowienia facebooka i twitter (tak, dobrze czytacie upaństwowienia). I jest to motyw powracający w książce.

Inne przyczyny to np. Bieda. To najciekawszey przykład. Autor w poprzednim rozdziale strofuje ekspertów, że oferują proste rozwiązania i praktyczne porady odnośnie technologii i jak się skupić bo biedni nie mogą tego zrobić (czemu?). Ale jaka jest jego rada dla biednych? Z tego co wywnioskowałem z jego tekstu: nie bądź biedny. I pokazuje, że bieda wpływa na pogarszającą się koncentrację na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci. Ale jednocześnie zauważa dalej, że ludzie są coraz mniej biedni w porównaniu do poprzednich dekad. Więc o co chodzi?... To samo z ilością pracy. Mówi, że na przestrzeni wieków ludzie pracują coraz więcej i dlatego koncentracja się pogarsza ale potem daje przykłady jak to kiedyś nie było praw pracowniczych i nawet dzieci musiały pracować w weekendy a teraz pracownicy mają coraz więcej praw. Więc znów sam obala swój argument niechcący.

Potem jest złe jedzenie. OK. Zanieczyszczenie. OK. Ale na wszystko podaje jakieś wyrywkowe dane z badań tu czy tam. Trochę brak szerszego kontekstu. Tylko wyrywkowo autor rzuca tymi badaniami na odczepnego i wysuwa sam swoje wnioski. Nie mówię, że tezy są prawdziwe czy nie ale autor nie ułatwia czytelnikowi wiary w to do czego chce przekonać. Ogólnie większość tego co pisze to oczywistości ale diabeł tkwi w szczegółach.

Praktycznie o każdym problemie mówi że trzeba zebrać społeczeństwo i protestować, naciskać na rzad. Indywidualnie nie możesz nic zrobić. Możesz się tylko poddać, jeść chipsy i mieć niezdrowy tryb życia. To winna tylko i wyłącznie innych a Ty jesteś ofiarą. Więc idź na protest ale sam z siebie nie musisz nic robić (to chyba motto dzisiejszcyh aktywistów w ogóle). Z takim podejściem życzę powodzenia w czymkolwiek.

Książka powinna być o problemach z technologią, która w głównej mierze zabiera nam te skupienie. Reszta argumentów to takie doczepki i powinny być raczej zebrane w jednym końcowym rozdziale bo ich wpływ na ogół społeczeństwa w porównaniu z technologią jest dużo mniejszy.

W pierwszej połowie miałem wrażenie, że będzie to super książka o solidnej podstawie naukowej a potem to wszystko się rozpadło o bardzo widoczne sympatie polityczne autora. Chciałem książkę o tym jak się lepiej skupić a dostałem mam wrażenie trochę tego szamba internetowego (od którego chciałem uciec przecież) w drugiej połowie. Mam wrażenie, że ktoś mi ukradł uwagę. Jakby autor pomyślał w połowie: dobra omówiłem temat to teraz szybko jeszcze powiem ludziom jak ja chce żeby myśleli. Ale po łebkach, żeby za długo nie było.

Autor w pewnym momencie wydaje mi się zaczął prezentować poziom poniżej gimnazjum. Zaczał wymyślać sobie jakieś tezy a potem usilnie szukał jakichś wątpliwych dowodów, którymi starał się podeprzeć te tezy.

Wręcz czasem wychodziło komicznie. Jak np. kiedy atakował weterynarza, który podaje leki typu Prozac zwierzętom. Hari go oskarża a tamten go pyta co Hari by zrobił na jego miejscu, jakby miał świnię, która jest w zakmnięciu całe życie z dala od rodziny i zestresowana (chodzi o farmy masowo produkujące wieprzowinę). Czy podałby jej lek, żeby zmniejszyć jej cierpienie czy nie. A Hari mówi, że on nie zgadza się z takim pytaniem bo świnia nie powinna być tak zamknięta w niewoli. No wiadomo, że nie powinna ale jest i co ma na to poradzić weterynarz. Ma się odwrócić od świni i powiedzieć sorry ale uważam, że nie powinnaś być zamknięta więc siedź i cierpliwie cierp teraz świnio? No litości.

Potem w temacie ADHD znowu mamy stwierdzenia, że czy masz ADHD czy nie Twoja niemożność skupienia nie jest nigdy Twoją winą tylko winą społeczeństwa. I zaczyna opowiadać, że kiedyś szkoła pielęgnowała ciekawość świata w dziecku a teraz to jest rygor i uczenie się do testów i stresowanie dzieci. Serio? Ja miałem obraz szkoły raczej taki, że za zadanie pytania nie w temacie w latach 20-tych czy 50-tych uczeń dostawał dosłownie po tyłku i trzeba było siedzieć cicho i słuchać nauczyciela a teraz to bardziej odchodzi się od ocen i bardziej skupia na zabawie i słoneczkach (wydaje mi się że to ogólnoświatowy trend). A za zestresowanie ucznia to nauczyciel może dostać karę.

W ogóle w każdym aspekcie Hari nie omieszka przypomieć nam, że jeśli jesteś biedny, jeśli nie możesz się skupić, jeśli źle się odżywiasz, jeśli masz złą albo słabo płatną pracę to nie jest to Twoja wina. To zawsze jest wina systemu i społeczeństwa.

Ostatni rozdział był dla odmiany dobry. O dzieciach które w obecnych czasach są za bardzo kontrolowane i siedzą w domu całe dnie zamiast odkrywać świat i bawić się z innymi.

Potem w podsumowaniu autorowi znów trochę odbija. Do tego stopnia że twierdzi iż brak skupienia powoduje że jest tak mało aktywistow klimatycznych na świecie. Po pierwsze to jest ich zdecydowanie za dużo. Ludzie już tylko się boją żeby w szafie jednego nie znaleźli. A po drugie to właśnie brak skupienia powoduje taki wysyp wszelkiej maści aktywistów w dzisiejszych czasach. Ludzie idą na protesty ale nie przeczytali choćby jednej książki o danym problemie, który może się okazać problemem wcale nie jest albo można go rozwiązać w prosty sposób.

No i wisienka na torcie: proszę zajrzeć na stronę Wikipedi o autorze. Okazuje się, że jest zwykłym oszustem. 10 lat temu zwolniony jako dziennikarz bo wymyślał swoje fakty i anonimowo tworzył paszkwile na kolegów, których nie lubił. O tej książce też jest ciekawy wpis (zachęcam do przeczytania źródeł z przypisów, gdzie niektóre twierdzenia autora są wzięte pod lupę i nie wygląda to dobrze dla niego):
Writer/broadcaster Matthew Sweet investigated some of the claims in the book and found that Hari had failed to cite the primary sources for some studies, and misrepresented the results of studies

Raczej nie sięgnę po jego inne książki.

Powinienem zrobić research o autorze przed przeczytaniem książki (szczegóły na końcu). Książki Hariego były polecane przez znanych ludzi i z ich recenzji wyłaniał się obraz wizjonera. Więc zabrałem się za książkę, która miała najlepsze recenzje – „Złodzieje. Co okrada nas z uwagi.” Niestety ogólnie było to rozczarowanie.

Muszę przyznać, że początek książki (tak 1/3 do...

więcej Pokaż mimo to