-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać339
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Biblioteczka
Ostatnia historia z trylogii okazała się być najlepsza.
Ostatnia historia z trylogii okazała się być najlepsza.
Pokaż mimo to
https://podrugiejstronieokladki6.blogspot.com/2022/06/arsene-lupin-kontra-herlock-sholmes.html
Wydawnictwo Zysk i s-ka sięgnęło po klasykę. W tamtym roku ukazał się pierwszy tom przygód Arsène Lupina, czyli „Dżentelmen włamywacz”, a od miesiąca mamy możliwość sięgnięcia po drugą pozycję tego słynnego cyklu, czyli „Arsène Lupin kontra Herlock Sholmès”. Gdzie naprzeciw francuskiego włamywacza staje flegmatyczny angielski detektyw.
Kto wygra to starcie? Nieważne. Ważne, że będzie to walka, która na pewno zostanie zapamiętana!
Pewnego dnia ginie potężne mahoniowe biurko z mieszkania profesora paryskiego liceum, a wraz z nim szczęśliwy bilet na loterię. Innym razem ktoś zabija barona we własnym domu i także nie zostawiając śladów znika. Wraz ze śmiercią barona znika też kosztowny błękitny diament, który wart jest grube tysiące.
Paryska policja rozkłada ręce. Inspektor Ganimard podejrzewa Arsène Lupina, którego sława jest zbyt duża, aby mógł on zostać pominięty w podejrzeniach. Poszkodowani decydują się na ostatnią deskę ratunku – wysyłają list do sławnego, choć dziwnie zachowującego się angielskiego detektywa Herlock Sholmèsa, którego instynkt detektywistyczny jest lepszy niż psi węch. Francuski włamywacz dowiadując się, że rozwiązania spraw podejmuje się jego jeden z największych wrogów, prosi go, aby wycofał się i odpuścił. Herlock Sholmès ma jednak zbyt duże ambicje, aby nie pomóc poszkodowanym i nie zamierza iść za prośbami Lupina. Wszystko zaczyna się komplikować i mieszać, a sytuacja robi się nieciekawa.
Czy z pojedynku między dżentelmenem włamywaczem, a dżentelmenem detektywem któryś z nich wyjdzie zwycięsko? Zarówno Lupin, jak i Sholmès będą musieli wspiąć się na wyżyny geniuszu i kunsztu swojej pracy.
Tu powinnam Was zapytać: Jesteście za Lupinem, czy Sholmèsem?
Bo ja nie potrafię wybrać. Jestem za każdym z nich i kibicuje im po równo.
Dlaczego?
Maurice LeBlanc stworzył dwójkę fantastycznych bohaterów, którzy zostali dopracowani i dopieszczeni pod każdym możliwym względem. Każdego z nich lubię tak samo i nie chce sobie nawet wyobrażać, że miałabym wybierać między nimi.
„Arsène Lupin kontra Herlock Sholmès” to wytrawna historia detektywistyczna, której potrzebowałam! Już pierwszy tom sprawił, że wzdychałam z radości, że wydawnictwo Zysk i s-ka, zdecydowało się sięgnąć po tę klasykę, ale tutaj, podczas lektury drugiej części zapragnęłam jeszcze więcej! Swoją drogą, ja mam takie niedyskretne pytanie (na które pewnie nikt mnie nie odpowie): dlaczego te książki są takie krótkie?
Od pierwszej strony zostałam porwana w tę historię i póki nie skończyłam całej książki, nie pomyślałam nawet żeby wstać! W tym momencie cieszę się, że miałam przy sobie największy kubek kawy, ponieważ rozstanie się z bohaterami nawet na dwie minuty byłoby wielką tęsknotą. Ba! Co ja piszę? Już za nimi tęsknię, bo skończyłam tę pozycję, a następnej części ani widu, ani słychu.
Myślę, żę warto dodać, iż książka dostępna jest na Legimi, bo zauważyłam, że coraz więcej z Was sięga po lektury właśnie na tej platformie. Niemniej jednak polecam pokusić się o papierową wersję tej pozycji, ponieważ jest ona wydana w twardej oprawie, a okładka wygląda naprawdę ładnie.
„Arsène Lupin kontra Herlock Sholmès” to książka, którą musicie przeczytać! Ja jestem zakochana i czekam na kolejny tom z wielką niecierpliwością. Jeżeli lubicie klasykę, ale wcześniej nie mieliście okazji jej czytać to właśnie macie świetną okazję, aby zacząć nową przygodę. Historia włamywacza i detektywa, którzy są skrajnie różni, a jednak bardzo podobni jest lekturą, która wciąga i porywa w swój świat. Ponownie zostałam kupiona twórczością Maurice LeBlanca i naprawdę polecam Wam spróbować!
https://podrugiejstronieokladki6.blogspot.com/2022/06/arsene-lupin-kontra-herlock-sholmes.html
Wydawnictwo Zysk i s-ka sięgnęło po klasykę. W tamtym roku ukazał się pierwszy tom przygód Arsène Lupina, czyli „Dżentelmen włamywacz”, a od miesiąca mamy możliwość sięgnięcia po drugą pozycję tego słynnego cyklu, czyli „Arsène Lupin kontra Herlock Sholmès”. Gdzie naprzeciw...
https://podrugiejstronieokladki6.blogspot.com/2022/06/mercy-kopalnia-wspomnienia-i-smierc.html
To jest już koniec.
Nadszedł ten dzień. Dzień, w którym wydawnictwo Non Stop Comics wydało ostatni tom „Mercy” od Mirki Andolfo. Komiksu, który miał swoje wzloty i upadki, a w trzeciej części obnażył całą prawdę.
FABUŁA
Wydarzenia zaczynają nabierać tempa. Wiele rzeczy zostaje wyjaśnionych, choć tworzą się też nowe pytania. Kim tak naprawdę jest Mercy? Czy choroba, którą posiada jest dziedziczna? Konsekwencje wcześniejszych zachowań mogą być ogromne i trudne do przetrwania.
Ale koniec końców... kto jest naprawdę dobry w tej historii?
OPRAWA GRAFICZNA
Trzeci i ostatni tom „Mercy” to coś, co u Mirki Andolfo znamy doskonale. Jej charakterystyczna kreska i zarówno lekkie, jak i mocne ukazywanie postaci to coś, co zawsze skupia mój wzrok na dłużej podczas czytania komiksów autorstwa Andolfo. W tym tomie, podobnie jak w poprzednich mamy pięknie przedstawione kadry, które momentami budzą w czytelniku psychozę i mylą wzrok, ale też przez to przyciągają do oglądania jeszcze dłużej. Trzeci tom, podobnie jak poprzednicy wydany jest w twardej oprawie, co sprawia, że wygląda bardzo porządnie. Teraz trochę żałuję, że wydawnictwo „Wbrew Naturze”, czyli pierwszej trylogii od Andolfo, także nie wydało w twardej obwolucie.
OPINIA OGÓLNA
Zapewne zastanawiacie się dlaczego napisałam tak mało w akapicie o fabule? W trzecim tomie „Mercy” jedne wydarzenia wychodzą z innych i bez znajomości poprzednich dwóch tomów nawet nie myślcie o sięgnięciu po „Kopalnię, wspomnienia i śmierć”. Nie odnajdziecie się w tej zawiłej fabule i całym pomyśle, jaki przedstawia Mirka Andolfo. „Mercy” to western z elementami horroru i fantastyki. Hm... w zasadzie erotyk też tutaj znajdziemy, a w tym ostatnim tomie jest go najwięcej. Nie uważam tej trylogii za lepszą od „Wbrew naturze”, ale „Mercy” także było przyjemnym spędzeniem czasu. Odnoszę wrażenie, że Mirka chciała wyciągnąć więcej z tej fabuły, ale gdzieś w trakcie tworzenia zgubiła się we własnej fabule, przez co historia jest nieco niejasna i nie czytamy jej z zapartym tchem oczekując wyjaśnień. „Mercy” to dobry komiks, jako przednia rozrywka i coś nowego pod względem różnorodności gatunkowej, ale jeżeli oczekujecie czegoś więcej od tej historii to tutaj niczego więcej nie znajdziecie.
https://podrugiejstronieokladki6.blogspot.com/2022/06/mercy-kopalnia-wspomnienia-i-smierc.html
To jest już koniec.
Nadszedł ten dzień. Dzień, w którym wydawnictwo Non Stop Comics wydało ostatni tom „Mercy” od Mirki Andolfo. Komiksu, który miał swoje wzloty i upadki, a w trzeciej części obnażył całą prawdę.
FABUŁA
Wydarzenia zaczynają nabierać tempa. Wiele rzeczy zostaje...
https://podrugiejstronieokladki6.blogspot.com/2022/06/walka-z-rozsadkiem-kc-lynn.html
Cade'a Walkera i Faith Williams dzieli wszystko. On cyniczny, niedostępny i trudny w obyciu. Ona religijna, skromna i pełna wiary w ludzi kobieta, która uwielbia śpiewać. Kiedy Cade uważa, że ludzie to samo zło, Faith w każdym potrafi znaleźć dobro, nawet jeśli jest bardzo głęboko ukryte.
Ich pierwsze spotkanie przypada na Irak. Faith wyjechała tam na misję ze swoim kościołem, Cade zaś obozuje z pozostałymi żołnierzami w pobliżu. Mogłoby się wydawać, że w takim miejscu i w takich okolicznościach nie jest możliwy rozwój przyjaźni, a co dopiero głębszego uczucia. Dzieje się jednak inaczej. Faith trafia prosto w serce Cade'a. Dziewczynie szybko udaje się rozłupać skorupę, którą żołnierz zbudował wokół siebie. Sam Walker pozwala na to Williams, choć uważa, że wiara to coś, co zabrało mu jego ukochaną siostrę.
Los chce, aby ta dwójka spotkała się ponownie po dwóch latach. Wracają do nich wspomnienia, z których nie każde jest miłe. To, co spotkało ich w Iraku, pozostawiło w nich bolesny ślad. Bliznę, która nie chce zniknąć. Wystarczyła jedna noc, podczas której Cade poświęcił się dla Faith, aby następnie odwrócić się od niej i zniknąć z jej życia. Czy tym razem, kiedy minęły dwa lata będzie tak samo?
„Walka z rozsądkiem” to trzeci, ostatni i jednocześnie najlepszy tom całej trylogii od K.C. Lynn „Mężczyźni z honorem”. Uwielbiam tę książkę, tych bohaterów i ich historię, która jest prawdziwą ucztą do czytania.
Pierwsze spotkanie Faith i Cade'a nie należało do najlepszych. W zasadzie to chociaż zwrócili na siebie uwagę, nie zapałali do siebie nawet lichą przyjaźnią. Los jednak chciał, aby ta dwójka połączyła się w nieszczęściu, a to co dla nich przyszykował okazało się być nie tylko trudne do przetrwania, ale przede wszystkim bolesne. Dało też im siłę na przeżycie i walkę o siebie, co okazało się zbawienne, kiedy spotkali się ponownie po dwóch latach.
Faith to typowa szara myszka. Dziewczyna wychowana w mocno wierzącej rodzinie, sama ufa modlitwom i ich zbawiennemu działaniu. W każdym stara się znaleźć dobro i próbuje zmienić myślenie innych na bardziej pozytywne. Cade jest jej całkowitym przeciwieństwem. To negatywnie nastawiony do wiary mężczyzna, który wie, że jeżeli samemu się nie zawalczy, to inaczej nic się nie osiągnie. Jego zderzenie z wierzącą Williams jest, niczym uderzenie meteorytu o Ziemię. Ta dwójka, będąca od siebie zupełnie różna, okazuje się być bardzo podobna i idealnie dopasowana.
Spotykamy się tutaj z dobrymi przyjaciółmi, a mowa o bohaterach z poprzednich książek. Mamy też okazję uszczknąć choć odrobinę z ich dalszego życia i zobaczyć, jak rozwijają się ich związki. Jest to miłym dodatkiem, chociaż i tak Faith i Cade są tutaj najważniejsi i jednocześnie najlepsi.
„Walka z rozsądkiem” to udane zakończenie całej trylogii. Co więcej, pokusiłabym się o stwierdzenie, że wszystkie te trzy książki można czytać zupełnie nie po kolei, ponieważ mimo iż pojawiają się postaci z poprzednich tomów w trzecim, nie trzeba znać ich historii przy lekturze ostatniego tomu. Jeżeli przyszłoby mi czytać „Mężczyznu z honorem” jeszcze raz, po raz pierwszy... sięgnęłabym właśnie po trzeci tom, jako pierwszy. Dlaczego? Ponieważ uważam, że jest on najlepszy z całej trylogii.
https://podrugiejstronieokladki6.blogspot.com/2022/06/walka-z-rozsadkiem-kc-lynn.html
Cade'a Walkera i Faith Williams dzieli wszystko. On cyniczny, niedostępny i trudny w obyciu. Ona religijna, skromna i pełna wiary w ludzi kobieta, która uwielbia śpiewać. Kiedy Cade uważa, że ludzie to samo zło, Faith w każdym potrafi znaleźć dobro, nawet jeśli jest bardzo głęboko...
https://podrugiejstronieokladki6.blogspot.com/2022/06/carter-reed-tijan.html
Tijan znana jest głównie z serii „Fallen Crest”, która póki co nie została zrzucona z piedestału. Fakt. Osobiście uważam, że „Crew” jest bardzo blisko pierwszego miejsca, ale to dalej nie „Fallen Crest”. W Polsce mamy bardzo duży wybór książek Tijan, a autorka jest dobra w pisaniu i serii, i jednotomowych pozycji. „Carter Reed” to pierwszy tom dylogii o oczywistej nazwie „Carter Reed”, który opowiada o mafii, zanim ta była modna, tak jak jest dzisiaj.
Tego dnia Emma stwierdziła, że nie ma ochoty iść na siłownię. Jeden dzień rozpusty nie sprawi przecież, że całkiem zaniecha treningów. Dziewczyna postanowiła wrócić prosto do domu. Decyzja ominięcia siłowni była ostatnią, którą przyszło jej łatwo dokonać, ponieważ wchodząc do domu, Emma zobaczyła, że jej przyjaciółka, z którą mieszkała jest gwałcona przez jej chłopaka. Dziewczyna miała dwie możliwości: zadzwonić po policję i zginąć z powodu mafijnych powiązań jego rodziny lub zabić go pierwsza i mieć nadzieję, że uda jej się uniknąć odpowiedzialności za swój czyn. Emma nie zastanawiała się długo. Zabiła gwałciciela, a następnie udała się do jedynej osoby, która mogła ją teraz ochronić – Cartera Reeda.
Carter Reed był jej tajną bronią. Chłopak należał do konkurencyjnej rodziny mafijnej, a przy okazji był przyjacielem jej brata, choć po jego śmierci Reed wycofał się z życia Emmy. Teraz jednak, Carter jest Emmie potrzebny bardziej, niż kiedyś. Czy Reed schowa dawne uczucia do kieszeni i pomoże Emmie? Czy Emma dowie się prawdy, dlaczego przyjaciel jej brata odszedł wraz z jego śmiercią od niej?
Stara Tijan to coś, co przez pierwsze kilka stron książki trzeba przełknąć. „Carter Reed” jest jedną z pierwszych pozycji autorki, zatem nie jest to jeszcze takie lekkie, jak „Fallen Crest”. Niemniej jednak historia Reed i Emmy wciąga, kiedy tylko dacie się jej porwać.
Zasadniczo uważam, że ta pozycja została w złym czasie wydana. „Carter Reed” to naprawdę mocna historia dwójki zagubionych dusz, które uciekały od prawdziwego uczucia, jakie cały czas w nich się tliło. Niemniej jednak przez natłok pozycji, w których występuje mafia, teraz „Carter Reed” jest kolejna książką mafijną, którą zapewne przeczytacie, wzruszycie ramionami i odłożycie na półkę. Ot, mafia, jak mafia powiadają. Szkoda tylko, że Carter jest lekturą wydaną w 2013 roku w oryginale, zatem jak się sami domyślacie, wtedy jeszcze w Polsce nie było tyle mafijnych historii. A po „Crew”, „Fallen Crest” i innych pozycjach od Tijan, „Carter Reed” momentami wypada bardzo blado. Oczywiście to moje osobiste zauważenie. Książka dobra, timing niekoniecznie.
Tijan w swojej książce porusza wiele mocnych, nawet drażliwych tematów. Mamy tutaj gwałt, zabójstwo w obronie, śmierć bliskiej osoby i wiele innych. Wszystkie one są potraktowane bardzo poważnie, a kiedy wczytamy się w tę historię zrozumiemy, że pod przykrywką Tijan pociąga za te wrażliwe struny, które gdzieś tam w nas są. Carter to mężczyzna o dwóch twarzach. Jedna z nich pokazywana tylko Emmie jest opiekuńcza i pełna miłości, druga to bezwzględne, śmiercionośne oblicze, które pociąga za spust bez mrugnięcia okiem. Emma w książce także przechodzi ogromną zmianę. Poznajemy ją jako zwykłą, dość pogodną dziewczynę, ale wszystkie wydarzenia, które przeżywa kształtują ją od podstaw, utwardzają i sprawiają, że bohaterka staje się bardzo podobna do Cartera.
„Carter Reed” to stara, dobra Tijan. I tak jak wspominałam, szkoda że wydawnictwo zdecydowało się dopiero teraz sięgnąć po tę dylogię, ponieważ przed tymi wszystkimi książkami mafijnymi miała ona o wiele większy potencjał. Niemniej jednak, mam nadzieję, że kiedy już sięgniecie po historię Reeda, zakochacie się w niej i zapragniecie drugiego tomu, który jest już na horyzoncie.
https://podrugiejstronieokladki6.blogspot.com/2022/06/carter-reed-tijan.html
Tijan znana jest głównie z serii „Fallen Crest”, która póki co nie została zrzucona z piedestału. Fakt. Osobiście uważam, że „Crew” jest bardzo blisko pierwszego miejsca, ale to dalej nie „Fallen Crest”. W Polsce mamy bardzo duży wybór książek Tijan, a autorka jest dobra w pisaniu i serii, i...
https://podrugiejstronieokladki6.blogspot.com/2022/06/audrey-hepburn-wojowniczka-robert-matzen.html
Ikona UNICEF-u.
Robert Matzen po raz kolejny ukazuje najjaśniejszą gwiazdę Hollywood – Audrey Hepburn w kolejnej książce. Tym razem autor wprowadza nas w życie aktorki nie jako gwiazda filmowa, ale jako ambasadorka UNICEF-u.
Audrey Hepburn uchodzi za jedną z bardziej wpływowych osób, które dołączyły do pracy dla UNICEF-u. Jej doświadczenia wojenne – śmierć członków rodziny, głód, wyrzeczenia i aktywność w holenderskim ruchu oporu – dały jej odwagę i determinację. Sprawiły, że Hepburn z niezwykłą sobie naturalnością niosła bezinteresowną pomoc humanitarną dzieciom i ich bezradnym matkom w najbiedniejszych, nękanych przez działania wojenne, czy choroby regionach świata. Tytuł ambasadorki Dobrej Woli UNICEF-u sprawił, że Hepburn całkowicie oddała się działaniu na rzecz pomocy innym. Stało się to jej pracą, którą zajęła jej całe życie, aż do śmierci w 1993 roku.
Mogłoby się wydawać, że aktorka słynnego „Śniadania u Tiffany'ego” będzie ładną buzią w całej akcji niesienia pomocy. Stało się zupełnie odwrotnie. Hepburn zamiast stawiać się na pięknych galach, aby pozyskiwać środki finansowe dla krajów, które ich potrzebowało, postanowiła udać się bezpośrednio do tych regionów i nieść uśmiech, radość i pomoc na miejscu. Okazała się jednym z najtwardszych żołnierzy organizacji, gotowym walczyć do upadłego o powodzenie swojej misji i przekonań. Podczas swoich podróży, jako ambasadorka podróżowała do niebezpiecznych rejonów, prosto w działania wojenne czy klęski żywiołowe. Jedną z głośniejszych wypraw była Somalia, gdzie Audrey zobaczyła na własne oczy „piekło na Ziemi”.
„Wojowniczka” to historia, która pokazuje Hepburn jako zupełnie inną osobę, niż znaliśmy ją wcześniej. Pierwsza książka autorstwa Matzena „Tancerka ruchu oporu” jasno wskazywała, że wojna toczona w Europie wychowała młodą Audrey na kobietę twardą, odważną, a jednocześnie delikatną i pozytywnie nastawioną do życia.
Kiedy słyszymy nazwisko Hepburn widzimy piękną kobietę w czarnej sukni z kapeluszem, patrzącą się w witrynę sklepu. Choć „Śniadanie u Tiffany'ego” było jednym z wielu filmów, który przyniósł Audrey rozgłos, aktorka nigdy nie należała do osób, które lubią splendor i sławę. Wolała proste rozrywki, czas spędzony z rodziną i bycie po prostu sobą. Podczas wielu wizyt, jakie złożyła z ramienia UNICEF-u stawała obok bezdomnych, brudnych, głodnych dzieciach, nie zwracając uwagę na otaczające ich muchy, aby chwilę później przytulić się do nich i uśmiechem choć na moment przerwać zło, jakie otacza je dookoła.
Na galach, w których także brała udział, przemawiała w sposób budujący i wywołujący poruszenie wśród zebranych. Chciała swoją sławą zyskać środki na pomoc, zwrócić uwagę na problemy bezdomnych matek z dziećmi, które umierają, kiedy inny świat bawi się w najlepsze. Jej wrażliwość i determinacja sprawiały, że zyskiwała w oczach innych uznanie, ale też to, co potrzebowała najbardziej – uwagę i zainteresowanie problemem, który przedstawiała.
https://podrugiejstronieokladki6.blogspot.com/2022/06/audrey-hepburn-wojowniczka-robert-matzen.html
Ikona UNICEF-u.
Robert Matzen po raz kolejny ukazuje najjaśniejszą gwiazdę Hollywood – Audrey Hepburn w kolejnej książce. Tym razem autor wprowadza nas w życie aktorki nie jako gwiazda filmowa, ale jako ambasadorka UNICEF-u.
Audrey Hepburn uchodzi za jedną z bardziej...
https://podrugiejstronieokladki6.blogspot.com/2022/06/krew-i-popio-jennifer-l-armentrout.html
Miałam okazję czytać książki Jennifer L. Armentrout, ale „Krew i Popiół” to pozycja zupełnie inna, niż to, co do tej pory serwowała nam autorka. High fantasy, czyli gatunek jakie Armentrout nie miała jeszcze okazji tworzyć, z początku wzbudzał w niej wątpliwości i był wyzwaniem. Zupełnie niepotrzebnie. „Krew i Popiół” to pierwszy tom fenomenalnego cyklu, który zrzuca z piedestału uwielbianą przez wszystkich Sarah J. Maas.
Poppy jest Panną Wybraną. Jej życie pełne jest samotności. Nikt nie może jej dotknąć, a tylko wybrańcy i najbardziej zaufane osoby mogą ujrzeć jej twarz, albo z nią porozmawiać. Dziewczyna poświęcona Bogom ma za zadanie przygotować się do rytuału Ascendencji, który ma
zapoczątkować nową erę. Poppy od towarzystwa dam dworu i kapłanek, woli swoich strażników, z którymi ma o czym rozmawiać. Gdyby mogła, albo raczej gdyby jej przystało, z chęcią sięgnęłaby po miecz i broniła swoich bliskich przed niebezpieczeństwami zza Zapory. Dobrze wie, jakie potwory i monstra kryją się w magicznej mgle. Niestety, bycie Panną uniemożliwia jej spełnianie swoich pragnień, a Poppy nie ma żadnego wpływu na czekający ją rytuał. Mimo tego, Poppy gotowa jest podjąć ryzyko.
„Krew i Popiół” zaczyna się dość niewinnie. Wydawać by się mogło, że to lekka i bardzo przyjemna fantastyka, ale kiedy wchodzimy głębiej w tę historię, szybko zaczynamy zauważać, że Jennifer L. Armentrout poukrywała wiele szczegółów, które dopełniają tę opowieść i dają jej nie tylko pazur, ale przede wszystkim oryginalność.
No, bo zacznijmy od początku... widzieliście kiedyś główną bohaterkę, która nie jest idealna? Poppy pod welonem skrywa bliznę na twarzy, która nie dodaje jej uroku. Oczywiście według postronnych, osobiście uważam, że blizny są nawet seksowne (ci, co grali w Mass Effecta wiedzą, co powiedział Garrus). Sama Poppy jest bohaterką, jakie w książkach lubię najbardziej. Zdecydowana, silna i nie bojąca się sięgnąć po więcej, nawet jeżeli będzie musiała ponieść za to konsekwencje. Tak. Stawiam na silne bohaterki, bo dość mam szarych myszek. Oby było takich więcej!
Jest też Hawke, który skradł moje serduszko od pierwszego wejścia na scenę. Ach... pamiętacie, jak w opinii „Dworów” od Maas pisałam, że Cassian to jest gość? W zasadzie to już był. Hawke jest od niego o wiele lepszy.
W książce nie brakuje pikanterii, a ta napisana jest całkiem dobrze. Fani romansu w fantastyce będą zadowoleni, a ci, którzy lubią, kiedy krew płynie strumieniem, a tajemnice mnożą się szybciej, niż odpowiedzi także znajdą tutaj coś dla siebie. Czyli krótko: dla każdego coś miłego.
Czy „Krew i Popiół” ma szansę być lepsze od osławionych książek Maas? Ma. A dlaczego odwołuję się do tych dwóch autorek? Ponieważ czytając „Krew i Popiół” miałam okazje jednocześnie czytać drugi tom „Księżycowego Miasta” i to właśnie książka Armentrout błysnęła oryginalnością i lepszym pomysłem w zasadzie na wszystko. Ale spokojnie... nowa Maas także nie jest zła. A na pewno jest bliska mojemu sercu przez jedną postać.
„Krew i Popiół” to po prostu must read. To też mocne wejście na rynek wydawnictwa You & Ya, które pewnie ma w zanadrzu niejedną perełkę. Mam nadzieję, że szybko się nimi podzielą z nami, bo czekanie jest straszne. Rok 2022 pod względem fantastyki zapowiada się zacnie. Jestem bardzo ciekawa, kto wygra ten wyścig, ale póki co, to właśnie wydawnictwo You & YA ma mój głos.
https://podrugiejstronieokladki6.blogspot.com/2022/06/krew-i-popio-jennifer-l-armentrout.html
Miałam okazję czytać książki Jennifer L. Armentrout, ale „Krew i Popiół” to pozycja zupełnie inna, niż to, co do tej pory serwowała nam autorka. High fantasy, czyli gatunek jakie Armentrout nie miała jeszcze okazji tworzyć, z początku wzbudzał w niej wątpliwości i był wyzwaniem....
https://podrugiejstronieokladki6.blogspot.com/2022/06/krolestwo-nikczemnych-kerri-maniscalco.html
Poznajcie Pana Gniewu.
Za granicą na „Kingdom of the Wicked” od dłuższego czasu jest wielki hype. Zatem nie wiecie, jak ucieszyłam się, kiedy wydawnictwo You&YA zapowiedziało, że ta pozycja pojawi się u nas pod ich szyldem. Zapraszam Was do Królestwa Nikczemnych.
Emilia i jej siostra bliźniaczka Vittoria są czarownicami, które żyją wśród ludzi. Dziewczyny, zgodnie z przestrogami babci robią wszystko, aby nie zostać rozpoznanym, ponieważ gdy ktoś zacznie podejrzewać je o magię, zaczną się teraz prześladowania. Pewnej nocy Vittoria opuszcza kolację w słynnej rodzinnej restauracji, a wkrótce potem Emilia odnajduje ciało siostry. Zrozpaczona śmiercią siostry Emilia, postanawia za wszelką cenę znaleźć mordercę i dokonać zemsty, nawet jeżeli oznacza to użycie magii zakazanej, czyli czarnej magii.
Emilia poznaje Pana Gniewu, jednego z Książąt Piekieł. Nikczemnego, przed którymi wiele razy była ostrzegana w opowieściach z dzieciństwa. Gniew, przywołany przez Emilię twierdzi, że jest po jej stronie i razem z nią chce rozwiązać zagadkę morderstw na wyspie. Tym bardziej, że giną kolejne dziewczyny, a wszystkie one, jakby były skrupulatnie wybierane. Problem w tym, że z Nikczemnymi nic nie jest takie, jakie się wydaje.
Czy Emilia odnajdzie zabójcę siostry? A przede wszystkim, czy sama nie wpadnie w niebezpieczeństwo?
„Królestwo Nikczemnych” to pierwszy tom trylogii o rzucających się w oczy okładkach, które przyciągają od pierwszego wejrzenia. Jest to też historia, którą warto mieć na swojej półce, nie dlatego, że jest oryginalna, ale dlatego, że od tej opowieści nie można się oderwać.
Wcale się nie dziwię, że za granicą jest szał na Kerri Maniscalco. Być może, z czasem będzie on większy, niż na Sarah J. Maas, która nie ukrywajmy straciła swój polot w pisaniu, a ostatnie jej książki pozostawiają dużo do życzenia. Nie mówię tutaj, że Maas nie da się czytać, bo da się, ale i tak nie jest to już to samo, co „Szklany tron”. Ale wróćmy na tory Nikczemnych.
Kerri Maniscalco poprowadziła swoją fabułę w sposób, który sprawia, że od pierwszej chwili znajdujemy się w świecie Emilii. Fakt, początek jest trochę toporny, ale kiedy już przez niego przejdziemy (czyli kiedy pojawi się Pan Gniewu), całość zaczyna się robić interesująca. Co więcej, przewracamy strony szybciej, niż byśmy chcieli, a koniec zbliża się nieubłaganie.
Pan Gniewu to postać, którą na pewno pokochacie. Wiadomo, nie jest on oryginalny w swoim jestestwie, bo takich bohaterów mamy na pęczki. ALE! Jego zachowanie wobec Emilii to kwintesencja bad boya i pewnego siebie skurczybyka, którego totalnie nic nie rusza. Oczywiście mamy tutaj też jego braci, ale myślę, że musicie ich poznać sami. Emilia jest postacią, z którą zżyłam się od pierwszego rozdziału. I naprawdę nie chodzi o to, że mamy to samo imię. Nie. Wiedźma jest bohaterką konkretną, walczącą o swoje i twardą, niczym kamień. Choć śmierć siostry bardzo ją zraniła, nie pozwoliła utonąć sobie w rozpaczy. Postanowiła zemścić się za wszelką cenę na zabójcy. A to..., cóż poprowadziło ją do wielu wyborów. Dobrych czy złych? Oceńcie sami.
„Królestwo Nikczemnych” od Kerri Maniscalco to kolejna warta przeczytania książka. Poznajcie Emilię i Pana Gniewu, i razem z nimi zobaczcie, kto zabija dziewczyny, a przede wszystkim w jakim celu. Mam też nadzieję, że Kerri Maniscalco przypadnie Wam do gustu i jeszcze wiele zwojuje na polskim rynku.
https://podrugiejstronieokladki6.blogspot.com/2022/06/krolestwo-nikczemnych-kerri-maniscalco.html
Poznajcie Pana Gniewu.
Za granicą na „Kingdom of the Wicked” od dłuższego czasu jest wielki hype. Zatem nie wiecie, jak ucieszyłam się, kiedy wydawnictwo You&YA zapowiedziało, że ta pozycja pojawi się u nas pod ich szyldem. Zapraszam Was do Królestwa Nikczemnych.
Emilia i...
https://podrugiejstronieokladki6.blogspot.com/2022/05/dzieciece-koszmary-lisa-gardner.html
Przypomnę to po raz kolejny – Lisa Gardner została okrzyknięta moim odkryciem roku 2021. Wydawnictwo Albatros kontynuuje serię detektyw D.D Warren, która skradła moje serce. Tym razem skaczemy do tomu numer cztery, czyli „Dziecięcych koszmarów”. Zanim jednak zacznę, chciałam zaznaczyć, że to jeden z tych cykli, który można czytać bez trzymania się kolejności. Każda historia ma swój koniec i początek, a przede wszystkim każda wciąga do cna.
To miał być naprawdę udany wieczór. Detektyw D.D. Warren była na całkiem udanej randce, która miała mieć rozkoszny koniec. Wszystko zostało zepsute jedną wiadomością. Cały sztab został postawiony na nogi, a na miejscu zbrodni w spokojnej dzielnicy Bostonu, odnaleźli zwłoki kobiety i trójki bestialsko zadźganych nożem dzieci. Ciężko ranny, postrzelony mężczyzna trafił do szpitala w stanie śpiączki, ale wszystko wskazuje na to, iż najpierw zabił całą swoją rodzinę, a potem próbował popełnić samobójstwo. Kiedy policja pracuje nad wyjaśnieniem tej zbrodni, w innej dzielnicy dochodzi do podobnej tragedii. Zamordowany zostaje handlarz narkotyków, jego żona i czwórka dzieci. Na pierwszy rzut oka zabójstwo wygląda, jak porachunki gangsterskie. Te dwie sprawy wydają się nie mieć ze sobą nic wspólnego, ale prowadząca oba śledztwa detektyw Warren nie jest o tym przekonana. Kobieta próbuje znaleźć element, który połączy obie tragedie i doprowadzi do wyjaśnienia spraw. Pewnego dnia, D.D. Warren dowiaduje się, że w obu rodzinach było dziecko z zaburzeniami psychicznymi, a te były leczone na oddziale psychiatrii tego samego szpitala. Warren już wie, gdzie powinna skierować pierwsze kroki, aby wyjaśnić morderstwa.
„Dziecięce koszmary” to książka, która porusza bardzo ważny, choć przez świat lekceważony temat. Konkretnie chodzi o zaburzenia psychiczne dzieci. Autorka w posłowiu tłumaczy więcej, niż w samej książce, zatem po lekturze całej historii, kiedy zagłębimy się w posłowie, cały temat opisywany w tej pozycji przedstawi się nam zupełnie inaczej.
Lissa Gardner po raz kolejny od pierwszego rozdziału wciągnęła mnie w swoją historię. „Dziecięce koszmary” dosłownie „łyknęłam” w parę godzin, a kiedy kończyłam czułam nasycenie i naprawdę byłam zadowolona z zakończenia. Przez całą książkę czuć podskórny niepokój. Momentami jest naprawdę strasznie, głównie dlatego, że to dzieci biorą czynny udział w całej powieści i uwierzcie mi, nie są to takie słodkie małe dzieci, o jakich właśnie myślicie.
Kiedy wraz z Warren udajemy się do szpitala psychiatrycznego i poznajemy tamtejszą załogę oraz pacjentów, którymi się opiekują, zaczynamy myśleć o winnym wszystkich zabójstw. Końcem końców, prawda wygląda tak, że choćbyśmy chcieli to i tak nie zgadniemy. Tym razem mi się nie udało, a naprawdę uważnie śledziłam poczynania wszystkich bohaterów, których jest tutaj bardzo dużo.
Muszę przyznać, że ta historia trzyma poziom poprzednich książek, których w zasadzie nie czytałam w porządku chronologicznym. „Dziecięce koszmary” są czwartym tomem, a nie odbiegają od „Czystego zła”, które jest -nastą lekturą. Co najważniejsze, polska okładka jest o wiele lepsza od oryginalnej! Wydawnictwo Albatros robi to dobrze.
„Dziecięce koszmary” to kolejny strzał w dziesiątkę od Lisy Gardner. Kolejną książką, autorka upewniła mnie, że decyzja przyznania jej tytułu „Odkrycia Roku” była słuszna. Po raz kolejny czekam na następną część cyklu z detektyw D.D. Warren i na całe szczęście jest jeszcze mnóstwo pozycji, których w Polsce nie ma, zatem cała nadzieja w wydawnictwie Albatros. Bez zmian. Polecam Lisę Gardner i jej książki.
https://podrugiejstronieokladki6.blogspot.com/2022/05/dzieciece-koszmary-lisa-gardner.html
Przypomnę to po raz kolejny – Lisa Gardner została okrzyknięta moim odkryciem roku 2021. Wydawnictwo Albatros kontynuuje serię detektyw D.D Warren, która skradła moje serce. Tym razem skaczemy do tomu numer cztery, czyli „Dziecięcych koszmarów”. Zanim jednak zacznę, chciałam...
https://podrugiejstronieokladki6.blogspot.com/2022/06/podarunek-czasu-beth-flynn.html
„Dziewięć minut” zyskało wiele fanek i fanów. „Poza czasem” zostawiło nas w szoku i tęsknocie za kontynuacją. Wydawnictwo Papierówka stanęło na wysokości zadania i oto właśnie „Podarunek czasu” jest już dostępny na polskich półkach. Beth Flynn po raz trzeci i ostatni!
UWAGA NA SPOJLERY Z POPRZEDNICH TOMÓW!
Jason „Grizz” Talbot został skazany prawomocnym wyrokiem na stracenie. Od czasu jego aresztowania Ginny stara się żyć prawie normalnie. Tak, jak kiedyś, zanim poznała mężczyznę, którego pokochała całym sercem. Po śmierci Grizza, kobieta została zmuszona do ponownego małżeństwa z byłym członkiem gangu Grizza – Tommym „Gruntem” Dillonem. Choć miała pesymistyczne myśli, co do ponownego wyjścia za mąż okazało się, że stworzyła z Tommym kochającą i szczęśliwą rodzinę. Zmęczeni ciągłymi kłamstwami, Tommy i Ginny mają nadzieję, że wraz ze śmiercią Grizza w ich życiu zapanuje spokój. Niestety są to tylko nadzieje, ponieważ nowo odkryte informacje ponownie zagrażają ich małżeństwu. A kiedy spada na nich niespodziewana tragedia, Ginny kolejny raz musi zebrać swoje pęknięte na kawałki serce i zadecydować, czego tak naprawdę chce. Czy Ginny, która przeszła już tak dużo w swoim życiu, będzie potrafiła odnaleźć szczęście i spokój?
„Podarunek czasu” to ostatni tom trylogii, która zaskakuje i porywa. Beth Flynn już w poprzednich dwóch tomach pokazała, że potrafi bawić się historią, którą piszę, a także Czytelnikami, którzy ją czytają. Autorka za nic ma nasze serca i dosłownie miażdży je w każdej książce. Co ciekawe, w każdej części „Dziewięciu minut” robi to zupełnie w inny sposób.
Ginny to bohaterka, której współczucie po prostu się należy. Kobieta zakochała się bez pamięci w Grizzu, a następnie go straciła. Jej małżeństwo z Tommym też miało być szczęśliwe i choć było, to tylko przez moment. Beth Flynn nie ma litości dla tej postaci i naprawdę, ale to naprawdę było mi szkoda tej kobiety i tego, co jej się przytrafia.
Ogólnie „Podarunek czasu” to historia, która wymaga bardzo dużego skupienia. Mamy tutaj narrację kilku osób, a wydarzenia pokazywane są z wielu frontów. Jeżeli choć na chwilę zgubicie się w tej książce, będzie Wam się ciężko odnaleźć ponownie. Książka podzielona jest na dwie części. Podczas lektury pierwszej na każdym kroku doznajemy szoku. W drugiej sytuacja nieco się uspokaja, ale nie napisałabym, że odpoczywamy. Zresztą, chyba nawet na to nie liczyliście, prawda?
Do „Podarunku czasu” nie muszę przekonywać tych, którzy mieli okazję czytać poprzednie dwa tomy. Jeżeli jednak, Wasza przygoda z Beth Flynn jeszcze się nie rozpoczęła to teraz jest najlepszy czas, aby spakować walizkę i wyjechać na przygodę z Ginny i Grizzem. I to nie byle na czym, bo na motocyklu.
https://podrugiejstronieokladki6.blogspot.com/2022/06/podarunek-czasu-beth-flynn.html
„Dziewięć minut” zyskało wiele fanek i fanów. „Poza czasem” zostawiło nas w szoku i tęsknocie za kontynuacją. Wydawnictwo Papierówka stanęło na wysokości zadania i oto właśnie „Podarunek czasu” jest już dostępny na polskich półkach. Beth Flynn po raz trzeci i ostatni!
UWAGA NA SPOJLERY Z...
https://podrugiejstronieokladki6.blogspot.com/2022/05/poza-czasem-beth-flynn.html
Serio myśleliście, że śmierć Grizza sprawi, że cała historia się skończy? Tak zwyczajnie? Absolutnie. Beth Flynn przygotowała dwa kolejne tomy cyklu „Dziewięć minut”, który swoją niecodzienną fabułą sprawił, że polskie czytelniczki pokochały tę historię.
Choć minęło kilka dni od egzekucji Grizza, Ginny nie ma czasu na odpoczynek. Na wierzch zaczynają wychodzić brudne tajemnice, które jej mąż trzymał w ukryciu. Wracamy na rozpaloną Florydę, do czasów młodości Grizza, która ani trochę nie była kolorowa. Poznajemy jego przeszłość. Życie, które nie rozpieszczało go, ani przez chwilę. Ciężką pracę, jaką wykonywał oraz uczucie straty, z którym musiał cały czas żyć. Przede wszystkim zaś poznajemy impuls, który sprawił, że stał się on najniebezpieczniejszym człowiekiem w tym stanie. Mogłoby się wydawać, że po śmieci Grizza, Ginny i Tommy odpoczną od przeszłości i zaczną prawdziwe życie. Nic bardziej mylnego. Grizz nawet po śmierci, nie zamierza odpuścić. Chce, aby wszyscy poznali prawdę, która choć bolesna jest po prostu prawdziwa. A co gorsza tworzy nowe pytania, które nadal pozostają bez odpowiedzi.
„Poza czasem” to książka, która faktycznie jest poza czasem. Wychodzimy poza wszelkie ramy czasowe. Raz znajdujemy się w przeszłości Grizza, innym razem odkrywamy z Ginny brudną prawdę, której chyba nie chcieliśmy poznać. Jest to pozycja pełna retrospekcji. Pozycja, która wymaga bardzo dużego skupienia, aby odnaleźć się w tym, gdzie się znajdujemy i co czytamy.
Beth Flynn stworzyła historię, która jest istną układanką. Wraz z kolejnymi rozdziałami puzzle wskakują na swoje miejsce, ale te, które już ułożyliśmy, czasami wychodzą z obrazu i stwierdzają, że to nie ich miejsce. Cała fabuła, wszystkie wątki mielą się w głowie czytelnika i budzą wiele podejrzeń, które zazwyczaj są nietrafione. Autorka miesza nam w głowie kolejny raz i tak naprawdę nic nie staje się łatwiejsze.
Jakby tak popatrzeć, to druga część budzi jeszcze większe zainteresowanie i chrapkę na kontynuację, niż „Dziewięć minut”. „Poza czasem” to zdecydowanie bardzo udany drugi tom trylogii, która zabiera nas w naprawdę brutalny i krwawy świat klubu motocyklowego oraz zależności kobiet i mężczyzn do niego należących. Jeżeli liczycie na kwiatki i serduszka – zapomnijcie. Nic takiego tutaj nie znajdziecie. Beth Flynn nie zamierza rozpieszczać ani nas, ani bohaterów swojej powieści. Razem z Kit musimy przejść przez prawdę, która choć kusi, raczej powinna zostać w ukryciu. Oczywiście zakończenie drugiego tomu jest szokujące i wzbudza apetyt na trzeci tom.
„Poza czasem” to książka, która zamiesza jeszcze bardziej, niż „Dziewięć minut”. Beth Flynn przemyślała fabułę swojej trylogii, co widać na każdym kroku. Historia Grizza i Ginny to prawdziwe uczucie, które wypływa ze stron lektury. Sam Grizz nie zawsze był taki, jakim go znamy, ale życie wychowało go na twardego zawodnika, którego wszyscy dookoła się boją. Czy prawda sprawi, że życie Ginny diametralnie się zmieni? Czy dziewczyna po raz kolejny odnajdzie miłość? „Poza czasem” odpowie na te pytania, a przede wszystkim sprawi, że poczujecie się, jakbyście byli w prawdziwej czasoprzestrzeni.
https://podrugiejstronieokladki6.blogspot.com/2022/05/poza-czasem-beth-flynn.html
Serio myśleliście, że śmierć Grizza sprawi, że cała historia się skończy? Tak zwyczajnie? Absolutnie. Beth Flynn przygotowała dwa kolejne tomy cyklu „Dziewięć minut”, który swoją niecodzienną fabułą sprawił, że polskie czytelniczki pokochały tę historię.
Choć minęło kilka dni od egzekucji...
https://podrugiejstronieokladki6.blogspot.com/2022/02/reapers-stand-joanna-wylde.html
Podejrzewam, że wiele z Was czekało właśnie na ten tom, a konkretnie na historię Picnica, czyli Reese'a Hayes'a, który pełni zasłużoną rolę prezydenta Reapersów. „Reaper's Stand” to historia inna, niż to, do czego go tej pory przyzwyczaiła nas Joanna Wylde. Czy jesteście na nią gotowi?
Reese Hayes jest oddany klubowi, jak przystało na prawdziwego prezydenta. Po stracie żony, wychował dwie córki na kobiety, które wiedzą czego chcą od życia. Wiedział, że nikt nie będzie w stanie zastąpić mu miłości jego życia, dlatego przywykł do życia w samotności i szybkich numerków z naocznymi dziewczynami. Wszystko zmieniło się w dniu, w którym pierwszy raz zobaczył London Armstrong. Niepozorną kobietę, która prowadziła własną firmę, a przy okazji opiekowała się córką swojej nieodpowiedzialnej kuzynki. Kiedy jej podopieczna wpada w tarapaty, London wie, że jej jedyna szansa na pomoc kryje się za nazwiskiem Hayes.
Ale jak to u Reapersów bywa, nie ma nic za darmo.
Czy London będzie w stanie sprostać Reese'owi?
A przede wszystkim, czy będzie w stanie oprzeć się mężczyźnie, który jest jej całkowitym przeciwieństwem?
„Reaper's Stand” to historia bohaterów, którzy mają już swoje lata. Oczywiście nie są wiekowi, ale jak na poprzednie książki Wylde i nie tylko tej autorki, Reese i London są po prostu najstarsi. Stąd, już na samym początku mamy do czynienia z poważnym, dorosłym romansem, a nie nastoletnim zauroczeniem. I to bardzo duży plus. Brakuje mi w książkach bohaterów, którzy przeszli trochę w życiu, ale też mają już swoje lata na karku. Tutaj, przeżycia pokrywają się z upływem czasu, a Reese i London są bohaterami, po których widać dojrzałość.
Historia tej dwójki jest o wiele bardziej skomplikowana, niż poprzednie książki z całej serii. Reese po stracie żony, używa życia, ale z nikim nie zamierza wiązać się na dłużej, aby ponownie kogoś nie stracić. Córki są dla niego najważniejsze, a także klub.
London wszystko co ma osiągnęła dzięki swojej ciężkiej pracy. Jej podopieczna ma problemy zdrowotne, które wynikły przez matkę narkomankę. London nie zamierza się poddać w dążeniu do celu, nawet jeżeli kłody pod nogami mnożą się szybciej, niż grzyby po deszczu.
W pewnym momencie cała sytuacja zaczyna ją przerastać, a Armstrong gubi się w swoich decyzjach i wtedy staje po złej stronie.
Tylko Reese może ją uratować i przemówić jej do rozumu. Pytanie, czy będzie chciał to zrobić po zawodzie, jaki sprawiła mu London.
„Reaper's Stand” to czwarty tom serii, który swoją drogą uważam za najlepszy. Zarówno Reese, jak i London to postaci niesamowicie plastyczne, których nie da się nie lubić. Od pierwszych stron kibicujemy bohaterom w ich życiu i znajomości, która do łatwych nie należy. Joanna Wylde stanęła na szczycie i fantastycznie poprowadziła fabułę tej części. Fanów autorki nie muszę namawiać do sięgnięcia po ten tom, ale ci z Was, których znudziły pierwsze trzy pozycje Reapersów... spróbujcie przeczytać „Reaper's Stand”. Myślę, że zmienicie zdanie i będziecie zadowoleni z tego, co otrzymacie.
https://podrugiejstronieokladki6.blogspot.com/2022/02/reapers-stand-joanna-wylde.html
Podejrzewam, że wiele z Was czekało właśnie na ten tom, a konkretnie na historię Picnica, czyli Reese'a Hayes'a, który pełni zasłużoną rolę prezydenta Reapersów. „Reaper's Stand” to historia inna, niż to, do czego go tej pory przyzwyczaiła nas Joanna Wylde. Czy jesteście na nią...
https://podrugiejstronieokladki6.blogspot.com/2022/02/potwory-pod-moja-skora-maddie-pawowska.html
Muszę przyznać, że nie sądziłam, iż pod koniec 2021 roku trafi mi się książkowe zaskoczenie. Maddie Pawłowska i „Potwory pod moją skórą” to pozycja, którą rozpoczęłam ze sceptycyzmem, a skończyłam z zainteresowaniem.
Lana to kobieta, której życie w ciągu paru sekund zostało zniszczone. Kiedy umarła jej siostra, Lana zamknęła się w sobie, zerwała kontakt z rodziną i oddała procentom, które wraz z upojeniem przynosiły jej ukojenie. Dziewczyna, chcąc utrzymać się na wynajętym mieszkaniu wystawiła ogłoszenie, aby znaleźć współlokatora, który dołoży się do czynszu. Po wielu kandydatach, Lana znajduje Roberta, który od samego początku znajomości wydaje się być brutalnie szczery we wszystkim, co mówi i robi. Oboje szybko łapią wspólny kontakt, który głównie sprowadza się do słowa „alkohol”. Ich życia są pełne wzlotów i upadków, a wraz z każdym kolejnym dniem i rozmowami, okazuje się, że Robert wiele ukrywa.
Tymczasem w mieście zaczyna grasować zabójca Warszawski Diabeł, którego ofiary powiązane są z Laną i Robertem, a cień podejrzeń pada na współlokatora Lany.
Czy Robert jest Warszawskim Diabłem w seksownym wydaniu?
Co mężczyzna ukrywa?
Czy Lana będzie potrafiła odkryć prawdę?
„Potwory pod moją skórą” to książka, która absolutnie wyłamuje się z każdego możliwego gatunku. Jest to pozycja z pogranicza thrillera, kryminału, może trochę romansu, ale wszystkie te określenia są tak naprawdę bardzo ogólnikowe, w stosunku do tego, co serwuje nam autorka w swojej książce.
Tak, jak pisałam na początku, podchodziłam do tej lektury z dystansem. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać, ani czy będzie to naprawdę dobre. Wsiąknęłam w tę opowieść od pierwszej strony, kiedy to już na starcie Maddie Pawłowska wprowadza nas w klimat, który budzi tajemnicę i wątpliwości o działaniach bohaterów.
Robert i Lana to postaci, które dopełniają się wzajemnie. On rozrywkowy, ona tylko trochę. On odważny, ona raczej niepewna radykalnych zachowań. Łączy ich miłość do alkoholu, dzięki któremu oboje zyskują spokój. A skoro mowa o spokoju, to choć powinnam wytłumaczyć Wam dlaczego ta pozycja ma tytuł, taki jaki ma, nie zrobię tego i pozostawię tę zagadkę do rozwiązania Wam, kiedy już sięgnięcie po tę książkę.
W towarzystwie głównych bohaterów przewija się bardzo dużo postaci pobocznych, pasujących do sytuacji. O dziwo, żadna z postaci nie podnosiła mi ciśnienia, ani nie sprawiła, że miałam ochotę ją po prostu zabić. Naprawdę, jest to jedna z nielicznych historii, kiedy moje myśli i dusza były spokojne.
„Potwory pod moją skórą” to bardzo dobra lektura, która odkrywa w człowieku to, co najgorsze i pokazuje to bez wybielania. Historia Roberta i Lany to opowieść o zagubionych duszach, które potrzebują wzajemnego wsparcia. Robert jest w stanie uleczyć Lanę, a Lana Roberta. Ich losy splotły się przez przypadek i brutalną szczerość, na którą Robert postawił w wywiadzie na współlokatora Lany. Warto jednak zapytać, czy ta szczerość była stuprocentowa. Cóż... nie wydaje mi się, a dlaczego? Będziecie musieli odkryć to sami. Zdecydowanie polecam tę pozycję, jeżeli szukacie czegoś nietuzinkowego i w pełni wciągającego.
https://podrugiejstronieokladki6.blogspot.com/2022/02/potwory-pod-moja-skora-maddie-pawowska.html
Muszę przyznać, że nie sądziłam, iż pod koniec 2021 roku trafi mi się książkowe zaskoczenie. Maddie Pawłowska i „Potwory pod moją skórą” to pozycja, którą rozpoczęłam ze sceptycyzmem, a skończyłam z zainteresowaniem.
Lana to kobieta, której życie w ciągu paru sekund zostało...
https://podrugiejstronieokladki6.blogspot.com/2023/12/straznik-miecza-cassandra-clare.html
„Strażnik Miecza” rozbudził moją ciekawość. Czekam na drugą część z niecierpliwością. Przede wszystkim zaś sprawił, że mam dużą ochotę spróbować, jak najszybciej „Miasta Kości” i zobaczyć o co tyle krzyku, że wszyscy tak lubią tę serię. Jeżeli o mnie chodzi, jestem kupiona i bardzo Wam polecam.
https://podrugiejstronieokladki6.blogspot.com/2023/12/straznik-miecza-cassandra-clare.html
więcej Pokaż mimo to„Strażnik Miecza” rozbudził moją ciekawość. Czekam na drugą część z niecierpliwością. Przede wszystkim zaś sprawił, że mam dużą ochotę spróbować, jak najszybciej „Miasta Kości” i zobaczyć o co tyle krzyku, że wszyscy tak lubią tę serię. Jeżeli o mnie chodzi, jestem kupiona i bardzo...