Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Kolega z Sandomierskich pagórz polecał mi książek, wspominając którąś z historii o tym jak kobiety z szwedzkiego mopsu próbują wciągnąć do szwedzkiego społeczeństwa kobiety imigrantów z krajów gdzie nie tak często te nawet nie miały okazji nauczyć się czytać.

To mój pierwszy reportaż przeczytany o Szwecji. Muszę przyznać mi się podobało na pewno wtrącenia szwedzkich słów to mogłem je sobie ponotować do listy fiszek
Trochę nie spodziewałem się tak ciężkiej tematyki, i gdybym wcześniej wiedział bym przemyślał lubej wręczać na prezent ;D

Czytając to w 2024 trzeba pamiętać, że książka była wydana w 2017. Było to dwa-trzy lata od epicentrum kryzysu imigracyjnego. Dla porównania chętnie bym przeczytał jakąś analizę jak sprawa się rozwinęła – w końcu minęło już 10 lat.
Książka jest faktycznie trochę pisana pod przekonania autorki – a te mają pewne podstawy. Problem asymilacji dziesiątek tysięcy ludzi którzy uciekli z często okropnych miejsc, nie jest proste łatwe ani przyjemne. Błędem na pewno był brak odpowiedniego „formatowania” ludzi chcących zostać obywatelami Szwecji. Koncept równości kobiety i mężczyzny nie jest konceptem ani oczywistym ani przesadnie starym, i by imigrantów oraz ich rodziny do tego przekonać trzeba użyć jednak pewnego nacisku.

Jest też oczywiście pewna sprzeczność zaistniała u lewicowego podejścia – jak akceptować i nie szufladkować ludzi, wśród których tak medialna część potrafi nie przestrzegać praw kobiet o prawach ludzi LGBT nie mówiąc.
Bardzo mi się podobały wywiady z osobami emigrującymi z polski w kolejnych falach, tudzież ich dziećmi. Emigracja polskich żydów w czasie wojny, żydów pozbawionych obywatelstwa w 1969, emigracji solidarnościowej z 1981 do końca komuny, czy kończąc na balcerowiczowej i tej unijnej – każda miała inny charakter, inne oczekiwania a i Szwecja do której każda fala migrowała była całkiem inna.

Z takich rzeczy co się dowiedziałem, że podejście do żydów nie było tak krystaliczne za czasów wojny – i dopiero pod koniec się zmienił to z grubsza wiedziałem – choć i też warto pamiętać, że 43-45 to te najgorsze lata dla żydowskich społeczności na terenach okupowanych przez Niemcy.

Zdarzyło mi się też słyszeć o sterylizacji obywateli niezdolnych z lat 50 i 60 tych. Za to jakoś mnie zaskoczyło, że do przyznania się do błędu i wypłacenia rekompensat przez szwedzki rząd przyczynił się polski emigrant z emigracji z 69 tych – Maciej Zaremba Bielawski. I w jakiejś przyszłości mam nadzieję że zgarnę jakąś jego książkę, bo mnie zaciekawiła sama postać.

Nie wiedziałem za bardzo o podejściu do osób o raczej słabym podejściu do osób zarażonych HIV w tym homoseksualistów – ciekawe jest spostrzeżenie, że ta choroba dotykająca różnych ludzi także bliskich, złamała poniekąd duży konserwatyzm i odrzucenie wobec tych środowisk. I to podejścia nawet lekarzy były dosyć kontrowersyjne (był bodajże wątek o dyskusji tatuowania nosicieli na hiv)

Emigracja z lat 90 tych z Bośni żałuje że bardziej nie poruszono choć było – jestem ciekaw jak pokolenie zlatana ibrahimovicia w swojej masie odnalazło się w szwedzkim społeczeństwie.

Ciekawym przykładem czym się różni szwedzka uprzejmość był przykład, że gdy do twojego dziecka przychodzi inne dziecko, to nie zapraszasz je na obiad – bo przecież twój rodzic może być zły że zjadłeś u nich. Co nie jest raczej domyślną rzeczą o której bym pomyślał.

Ciekawe się czytało emigrantów, którzy są z bardziej liberalnych środowisk i sami są za większym naciskiem asymilacyjnym na ich rodaków. Szwecja trochę przespała moment gdy ci sami ludzie przybyli i jeszcze jechali na endorfinach próbowali się uczyć języka, szukać pracy – a czekali w długiej procedurze przyznaniu prawa pobytu. Też by się przydało omijać „czapę” środowisk emigranckich – gdyż te mają tendencję często zbytnio patriarchalne – co jest trochę paradoksem by w zliberalizowanej Szwecji z silną rolą kobiet.
„Rasizm niskich oczekiwań” to pojęcie pojawiające się – i mające trochę specyfike jak dobry nóż – można ją używać w dobry i zły sposób.

Z wywiadu z Afgańczykiem, który został w Szwecji policjantem, najbardziej podobał mi się fakt – że jako dziecko chodzące do szkoły usłyszał stwierdzenie od nauczyciela, że idzie właśnie po ścieżce rowerowej i lepiej żeby z niej zszedł – chodząc potem z rodzicami, którzy też chodzili po ścieżce – miał większą wiedze od nich – stawał się jako 10 latek przewodnikiem dla nich dorosłych co nie jest domyślną rolą dziecka

Rozmowa z Amineh Kakabaveh – postać jak rozumiem kontrowersyjna, ale jak na kurdyjkę przystało dosyć charakterystyczną, niechętną islamowi. Chętnie bym przejrzał jej kiedyś biografię więcej. Z tego co widziałem w 2019 została usunięta z partii Lewicy

To co mnie zirytowało szczególnie w dzisiejszych czasach to naiwny pacyfizm co niektórych (pani biskupka kościoła luterańskiego) jako takim handlu broniom krajom w stanie wojny – może lepiej naciskać by nie sprzedawać broni krajom agresywnym czy totalitarnym dyktatorom. Takie gadanie nie dla sprzedaży broni bez żadnych „ale” doprowadza do różnych patologii…

Jest w moim odczuciu trochę za dużo osób wyróżniających się – takich trochę rodzynków. W sensie – to z jednej strony ciekawe rozmowy z osobami homoseksualnymi, które odnalazły swoje miejsce w Sztokholmie, czy biskupkę kościoła luterańskiego orientacji homoseksualnej. Ale szczerze trochę to wykrzywia też obraz. Jeśli to homogeniczne społeczeństwo, by warte też był jakiś kontrowersyjny libek z Sztokholmu. Tacy też są co prawda – szczególnie na początku parę twardych kobiet związanych z zarządzaniem ośrodkami dla uchodźców.
Postać Larsa Vilksa mi musze przyznać nie była znana. To on namalował psa z głową Mahometa. Przez lata był eskortowany przez policję – aż do 2021 gdy zmarł razem z policjantami w wypadku – ich samochód zjechał na bok i zderzył się z ciężarówką.

Ciekawa na pewno była perspektywa szwedzkiej reżyserki teatralnej Natalii Ringer. I dwa ostatnie rozmowy – jedna z panią co straciła w Tajlandii dwójkę dzieci i męża oraz z osobą zajmującą się ceremoniami pogrzebowymi było jak dla mnie pasującą klamrą na książką.
Podsumowując. Podobała mi się, trochę ciężka tematyka, ale częściowo przez to ciekawa. Jest to dobra książka do zrobienia notatek na temat Szwecji do dalszego wertowania – na pewno nie jest to kraj idealny, ale nie jest też niewiadomo jakim Afganistanem jak to u nas lubiło się swojego czasu rysować.

Obecny rząd Moderaterny poparty przez Liberalerna i Kristdemokraterna – z cichym wsparciem Sverigedemokraterna – w książce piętnowany za początki zbytnio idące w rasistowskie i nadal miejscami w tą stronę dążące – na razie wydaje się nie być jakoś diametralnie zły. Szwecja dołączyła w końcu do NATO i razem z nim Finlandia, podobnie jak poprzedni lewicowy rząd wspiera Ukraine, choć może w mniejszym stopniu.

Kolega z Sandomierskich pagórz polecał mi książek, wspominając którąś z historii o tym jak kobiety z szwedzkiego mopsu próbują wciągnąć do szwedzkiego społeczeństwa kobiety imigrantów z krajów gdzie nie tak często te nawet nie miały okazji nauczyć się czytać.

To mój pierwszy reportaż przeczytany o Szwecji. Muszę przyznać mi się podobało na pewno wtrącenia szwedzkich słów...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Cóż – ta książka tak jak w innych recenzjach – nie do końca mówi czym jest hygge – ale co jest wokół hygge. Ogólnie książka jest z tych, która przejrzeć raz warto gdy wypożyczasz z biblioteki (jak ja) ale czy kupić samemu już mam problem.

W sensie… Książki które mają połowę grafik mam pewien problem – ale w wielu przypadkach na pewno nie słusznie. Załączone zdjęcia na pewno pasują z konceptem trochę nieuchwytności hygge przez autora.

Jakiś czas temu na national-geographics napatoczyłem się o Duńczykach jako określenie „włosi północy” i po tej książce faktycznie jestem bardziej skłonny – mam wrażenie, że kultura hygge w zaciszu domowego, z rodziną i znajomymi spędzanie czasu – najlepiej gdy za oknem w śnieżycy, z masą przytłumionego światła czy to elektrycznego czy świec (ale że zapachowych nie to ciekawe) – kojarzy mi się z jakąś taką familiarnością południowej Europy – i to w czasie takiej najgorszej pogody sprawiają, że dobrze się ludziom ten czas kojarzy

O tych świecach czy po prostu przytłumiania światła muszę przyznać trochę widzę w recenzjach jest hejtowane „że oczywiste”, ale w sumie ja jakoś nigdy o tym nie myślałem, a ma luba której jest to cześcią osobowości – jakoś traktowałem fanaberię – a teraz faktycznie się trochę przekonałem ;D

Doklejanie do różnych rzeczy „hygge” faktycznie po tej książce trochę nabiera sensu – widocznie powtórzono tyle razy że się utrwaliło

Ciekawe określenie „Hygge – życie towarzyskie dla introwertyków” Samo hygge też powinno być w jakimś stopniu lekko grzeszne – w sensie – marchewka mało hygge ale słona czy słodka przekąska jak najbardziej

Te bożonarodzeniowe serca wycinane muszę się kiedyś pobawić

Cóż – ta książka tak jak w innych recenzjach – nie do końca mówi czym jest hygge – ale co jest wokół hygge. Ogólnie książka jest z tych, która przejrzeć raz warto gdy wypożyczasz z biblioteki (jak ja) ale czy kupić samemu już mam problem.

W sensie… Książki które mają połowę grafik mam pewien problem – ale w wielu przypadkach na pewno nie słusznie. Załączone zdjęcia na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jako osoba lubiąca starożytność, a od roku inwestująca parę groszy czy to na giełdzie, czy to w obligacje – (bardzo polecam tutaj blog inwestomat.pl ! ) gdy napatoczyłem się na ten tytuł przypadkiem stwierdziłem, że w sumie czemu nie i grzecznie w bibliotecznym systemie czekałem w kolejce. Potem trochę jakąś recenzję szkalującą książkę usłyszałem i się trochę zniechęciłem – no ale jak już ją dostałem…
W przedmowie mamy informację, że ta książka, jak wiele innych w tym okresie, powstała w wyniku natchnienia (według słów autora) przez Boga. Nie do końca pamiętam czy Bóg zaproponował autorowi by napisał książkę o bogaceniu się, ale KONIECZNIE w czasach Babilonu Nabuchodonozora… ale jeśli tak to świetny pomysł!

„Człowiek, który pożądał złota”
Pierwsza historia jest taka dosyć dłużąca się – wytwórca rydwanów i grajek jakoś czuć, że są tylko pośrednimi naczyniami w drodze do głównego bohatera. Ale wynagradza opowiadania Arkada o tym jak się uczył bogacenia się. Nie chodzi mi tu o fascynację tej historii – ale ciekawie brzmiące jak przypowieść biblijna opowiadaniu. Faktycznie można poczuć nastrój epoki (gdzie moja słowa o niczym nie świadczą w końcu jestem jedynie hobbystą). Jego starszy znajomy Algamisz prawiący mu raz do roku rady daje nam świadomość jak się na błędach uczy Arkad

„Siedem leków dla chudych portfeli”
Ta też od początku ma taki fajny przypowieściowo-bajkowy opis jak to król z otoczeniem zdetekował problem tego, że najbogatsi zgromadzili za duży majątek – a przyczyną nie było tu według tego kworum i otoczenia uprzewilejowanie najbogatszych, a brak „świadomości finansowej” byśmy dzisiaj powiedzieli. Pojawia się tutaj maksyma by dziesięcinę swoich dochodów – zostawiać sobie w swoim „mieszku”., jest także o kontrolowanie wydatków i pomnażaniu swojego złota – wszystko dalej w stylu takiej trochę biblijnej gawędy. Zniechęca też do inwestycji gdzie zwrot jest obiecywany nie wiadomo jaki. Podobnie o własnym gruncie czy pamiętaniu o życiu na starość – na pewno lepiej to brzmi czytając niż skracając jak tu to czynie.

„Spotkać Boginię Fortuny”
Opowieści Arkada gdy udał się do domu uczonych, historię kręcące się wokół tego, że szczęście przychodzi do osób, które go „wypatrują” a rzadko kiedy przychodzi do osób „bezwolnych”
„Pięć praw złota”
Arkad wysyła z workiem złota i pięcioma prawami syna Nomasira by udowodnił swoją przydatność. Bardzo zgrabnie przypomina przypowieść biblijna. Mamy u Nomasira od dostatniego człowieka do bankructwa i znowu do bogactwa.

„Człowiek który pożyczał złoto w Babilonie”
O wytwórcy włóczni Rodanie, który spytał o radę co do spożytkowania złota, kupca Matana. Matan używa paru opowiastek – ośle i wołu gdzie wół narzekał na życie, osioł mu poradził by wył by niewolnik go nie brał do pracy przy orce. Ten faktycznie go nie wziął – ale w zamian wziął osła, który jako zwierzę nie przystosowane bardzo cierpiał. – gdzie sama przypowiastka ma na celu pokazanie, że pomoc przyjacielowi nie może się odbywać naszym kosztem (trochę słabe wytłumaczenie przyznaje)
Matan pokazuje kolejno to przedmioty, które to zostały dane w zastaw „na chwile” a w efekcie stoją i straszą przypominając o przykrych historiach ludzi którzy byli zmuszeni dać je w zastaw.

„Mury Babilonu”
Oblężenie Babilonu z perspektywy starego weterana Banzara – który uspokaja kolejnych cywili martwiących się czy mury wytrzymają.

„Handlarz wielbłądów z Babilonu”
Opowieści już będącego w średnim wieku Dabasira – i jego przygody gdy wpadając w długi zostaje zbójem napadającym na karawany – by pokonany zostać niewolnikiem szejków pustyni – a potem krok po kroku odbudowywać zapaść w jakiej się znalazł – wszystko przez słowa kobiety dzięki której odzyskał wolność „Twoje długi, to twoi wrogowie, którzy wygnali cię z Babilonu”

„Gliniane tabliczki z Babilonu”
Jest to specyficzna forma – z jednej strony mamy listy osoby z brytyjskiej uczelni odczytującej tablice pisząca listy do archeologa, który je znalazł. Z drugiej same tablice Dabasira, gdzie widzimy jak wytrwale dąży do zrzucenia z siebie długów – spłacając co miesiąc długi w wysokości 2/10 swojego dochodu, a 1/10 zachowując dla siebie.
Bardzo fajnie się czyta te wszystkie imiona zawody, problemy w taki babiloński styl faktycznie trochę udało się ubrać.
„Najszczęśliwszy człowiek w Babilonie”
Początek opowieści znajduje nas w karawanie idącej z Babilonu do Damaszku. Widzimy Sharru Nadę na czele karawany, który zabrał do karawany wnuka swojego starego przyjaciela Arada Gulli - młodzieńca o imieniu Hadana. Młodzieniaszek miał ochotę sporo się cieszyć życiem, a praca nie była dla niego żadną przyjemnością, co smuciło Sharru.
Takie dosyć przykre Sharru opowiada jak to jego brat zabił on swego przyjaciela. Zdesperowany ojciec chcąc uchronić jego brata przed odpowiedzialnością karną - dał go w zastaw wdowie. Jednak gdy ta nie otrzymała obiecanego srebra, w złości sprzedała Sharru handlarzom niewolników. I dalej poznajemy kolejno jak złe życie jest niewolnik niosący cegły na murach Babilonu, a jak może być znośne bycie niewolnikiem w piekarni.
„Historyczne wiadomości o Babilonie”
Tutaj autor podkreśla jak miasto, które tak naprawdę nie miało żadnych sensownych argumentów by być wielkie – takie to właśnie było i to przez parę dobrych wieków. Jak miasto, które nie miało tak naprawdę ani lasów, ani kopalń czy nawet kamienia budowlanego. Samo miasto zaś nie było nawet położone na naturalnym szlaku handlowym – a opady to były o dużo za mało by dać dobre plony.
Dalej jest odnośniki jak to Babilon pracą własnych obywateli odniósł sukces – mając tak naprawdę tylko dwie zalety urodzajną ziemie i wodę z rzeki.

Jako osoba lubiąca starożytność, a od roku inwestująca parę groszy czy to na giełdzie, czy to w obligacje – (bardzo polecam tutaj blog inwestomat.pl ! ) gdy napatoczyłem się na ten tytuł przypadkiem stwierdziłem, że w sumie czemu nie i grzecznie w bibliotecznym systemie czekałem w kolejce. Potem trochę jakąś recenzję szkalującą książkę usłyszałem i się trochę zniechęciłem...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka polecana mi przez kolegę związanego z samsungiem, bo wiele o niej słyszał. To pierwsza moja książka, w której jest opisywana historia firmy. I po tej jednej podejrzewam, że zawsze początek i koniec jest najciekawszy a środek potrafi wymęczyć – nie zawsze te wszystkie ważne zebrania zarządów i korporacyjne gierki są ciekawe, a z perspektywy historii firmy są istotne.
Ciekawa książka, muszę przyznać ta książka i „Kraj niespokojnego poranka” husarskiego świetnie się uzupełniają. Bo pozwalają popatrzećz różnych perspektyw na te same problemy nowoczesnego państwa koreańskiego.
Bardzo ciekawie ukazane dzieje firmy – od warzywniaka, gdzie innowacyjność założyciela Samsunga to było sprzedawania warzyw a nie jak wszyscy ryżu. Po pokazywanie w kolejnych jak uczono kadry, najpierw pracowitości, potem dokładności, poten designu i innowacyjności – a po drodze są telewizory lcd, półprzewodniki i inne.
Takim mankamentem anglosaskości tej książki to mam wrażenie za często powracanie w każdym w rozdziale o „przyszłym arcywrogu ! wszechmocnym applu!” oczywiście hiperbolizuje ale w dużej części rozdziałów gdzie np. Samsung najpierw wytwarza elementy dla japońskiego Sony, a potem „wynajduje” i staje do korporacyjnej „walki” z dawnym „senpai” technologicznym – tak się pojawia wspomnienie o applu i o ogromnym sporze którzy nadejdzie. Jak mnie podświadomie zaczęło męczyć i sobie uświadomiłem – bardzo mnie to rozbawiło. I szczerze ja po 2/3 tej książce zacząłem współczuć appleowi, a nie jestem ich fanem (nigdy nie miałem ich produktów). Ale może to moje czepialstwo.
To co mnie rozbawiło to na pewno jest porównanie olimpiady Samsunga z olimpiadą Kima z północy autora – i faktycznie jak tak się zastanowić to jest aż trochę niesamowite, że Koreańczycy potrafią (a przynajmniej potrafili do końca XX wieku) wszystko przerobić na monarchie dynastyczną – od komunizmu po kapitalistycznych korporacjach kończąc. Ja przed tą książką nie miałem pojęcia, że Samsung jest firma tak rodzinną. Myślałem, że jest korpem tak jak inne.
Z takich rzeczy co sobie uzmysłowiłem że tak jak apple czasem ma „wyznawców-klientów” tak Samsung ma bardziej „wyznawców-pracowników”
Z jednej strony fajnie że autor wytłuszczył na początku „osoby dramatu” – a z drugiej nie rozumiem tego skracania – to też mam wrażenie kwestia nieobycia z amerykańską manierą bo i u amerykanów z JC na „Jesus Christ” też w kulturze się spotkałem to może nie powinno mnie już nic dziwić. Tak czy siak zaciemnia to trochę mi obraz zamiast uławiać. U Husarskiego podawał albo całość albo po prostu imiona przy którymś powtórzeniu i jakoś mnie to kuło.

Książka polecana mi przez kolegę związanego z samsungiem, bo wiele o niej słyszał. To pierwsza moja książka, w której jest opisywana historia firmy. I po tej jednej podejrzewam, że zawsze początek i koniec jest najciekawszy a środek potrafi wymęczyć – nie zawsze te wszystkie ważne zebrania zarządów i korporacyjne gierki są ciekawe, a z perspektywy historii firmy są istotne....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Książka mi chyba się podoba od a do z – nie jestem osobą mocno obeznaną z koreą, ale przez to że trochę się nasłuchałem o korei przez słuchanie o 2 wojnie światowej plus słuchałem parę odcinków działu zagranicznego z panem husarskim… Uznałem, że będę i tak dużo wałkowania tego co i tak kojarzę… Ale tu się miło zaskoczyłem – świetne źródło wiedzy muszę przyznać – po przeczytaniu aż sobie jeszcze raz przeleciałem by ponotować koreanizmy pojawiające się w książce i podoczytywać w wolnej chwili gdy będę jechał pociągiem na ich temat.

Im więcej czytałem w tej książce tym bardziej trochę przekonywałem się do myśli czy to przeze mnie wymyślonej czy gdzieś przeczytane, że Koreańczycy to są trochę tacy … turbopolacy – i w sprawie takiego emocjonalnego podejścia do prapoczątków (Dangun faktycznie mi otwiera trochę wspomnienia z tych razy jak czytywałem książkę i w pewnym momencie rozumiałem że autor mi tłumaczy że Filistyni to byli Słowianie bo coś tam … ) i w sprawie niezałatwianych spraw z japonią (u nas wiadomo odpowiednik niemiecki, ale na cotygodniowe protesty pod ambasadą rfn to żem nie wpadł) – nawet te takie neutralne tematy jak hanboki (te arystokratyczne stroje przed podbojem japońskim) to jak sobie wyobraziłem jakiś ruch społeczny zauważalny promujący kontusze na salony czy śluby to się nie mogę pozbyć tego porównania … :D już nie mówiać, że najbardziej znany zespół koreański zwie się właśnie swojsko brzmiące „psy” – a i piękna anegdotka o „palli palli” ;D

Bardzo intrygujące jest, że podział lewicy i prawicy jest tak inny względem innych krajów które kojarzę – oś lewica próby pojednanie z Koreą Płn. i sceptycyzm wobec USA, oś prawicy neutralne kontakty z Japonią i proUSA jest jedynie szczytem problemów. Religijność Korei jest też dosyć odmienna do tego co przywykliśmy w krajach azjatyckich - to jest w gruncie rzeczy kraj chrześcijański, gdzie katolicyzm, będąc mniejszościowy jest bardzo progresywny. Bardzo rozbawiła mnie anegdota od prawosławnego arcybiskupa Korei, który lecąc do Grecji wdał się w dyskusję z Koreanką – w której zbaraniał gdy okazało, że wyruszała do Grecji na misję ewangelizacyjną „bo wierzy że tam też powinni usłyszeć o Jezusie” O sekcie Moona „kościele zjednoczeniowym” (ciekawostką jest, że syn Moon który wyemigrował do Ameryki – załóżył tam własną sektę, gdzie broń jest częścią ceremonii sakralnej na strzelnicy). Zdziwiło mnie, że dopiero dyktatura wojskowa z lat 60 tych doprowadziła do chrześcijańskiego – głównie protestanckiego – prozelityzmu na prowicji, wypierając różnego rodzaju określmy to „szamanizmu”

Sprawa uciekinierów z korei płn też taki dosyć tragiczny – prawica patrzy na nich jako potencjalnych szpiegów z północy, a lewica ma często problem bo ich istnienie robi problemu w próbach łagodzenia stosunków korei południowej z północną… O samej korei też bardzo ciekawy rozdziały – szczególnie mi zapadł z tej olimpiadzie dla młodzież z lat 80 tych, gdize zaproszono światową lewicę, a ta gdy przyjechała, nie przestrzegała moralności korei płn – sprawa z banerem „na całym świecie są lesbijki” Koreańczycy mieli problem, ale gdy zmieniono baner „na całym świecie są lesbijki, ale nie w korei” już nie przeszkadzało bardzo mnie rozbawił choć sprawa nie jest zbyt dobra. Rozdział o hodowli psów i kotów – ten fakt, że nadal się zdarza, że lekarze psininę polecają na „odporność” a kocinę „na bolące stawy” trochę mnie zszokowało. Też to że w 2002 mundialu psowa branża hodowlana, będąca już w odwrocie – stwierdziło, że wykorzysta imprezę do przekonania białych do psów posiłków i go w wielu miejscach reklamowali – też mnie zdziwiło.

Ciekawym w kontekście buddyzmu jest jak postrzeganie z naszej perspektywy jest konfudujące – chrześcijaństwo uchodzi właśnie to mniej korupcjogenne, kler buddyjski uchodzi za ten trwoniący pieniądze na posążki, na rozwiązły tryb życia etc. Też obwinia się ich o kolaborację z Japończykami, a potem częściowo z dyktaturą wojskową. Z tej drugiej szczególnie obwinia się kler bez celibatu za współpracę z dyktaturą wojskową i mafią w 70 tych i 80 tych latach – a oprócz tego o nepotyzmu etc. Strasznie mi te argumenty przypominają spory w katolicyzmie i XI wieczne wprowadzenie celibatu w kościele katolickim. Też ciekawe jest pokazanie jak buddyzm wyewoluował na tym wolnym rynku religii, i wymyśla podobne rzeczy co w kościołach protestanckich czy katolickich „czwartek z analizą buddy” „wspólne robienie-czegoś-co-pozwoli-stworzyć-wspólnotę a przy okazji rozmawiać o religi”

Opisano też sprawy „Błękitnego domu” jak Koreańczycy nazywają pałac prezydencki, i sprawy z córką dyktatora, panią prezydent Park Gyen-hye. Sprawy sewolu, sprawy „szamanki”, łapówek na rzecz osób powiązanych z prezydent ze strony Samsunga itd. Polecam w tej sprawie zajrzeć też do książki „republika Samsunga”. To, że przy obalaniu Park Gyen-hye biło tyle prymitywnego mizoginizmu jest zastanawiający – a ta książka sprzed paru lat jeszcze nie bierze pod uwagę późniejszego nasilenia pare lat później (polecam wywiad na dziale zagranicznym z panem husarskim o antyfeminizmie).
Późniejsze opisanie początku Mun Jae-ina – to jest ciekawe jak lewica koreańska jest jakby naszą z lat 90 tych – jest mocno konserwatywna względem innych orientacji czy nawet ras. To lewica można rzec etniczna – jako osoba będąca niekoreańczykiem ale wychowana już tutaj, łatwiej do polityki wejść od „prawej” strony – co też nie było aż tak dla mnie oczywiste przed przeczytaniem książki

Ciekawym elementem jest różnica pokoleń apropo podejścia do korei płn. Najstarsze pokolenia mają po prostu niechęć, te w średnim wieku mają duży czynnik by zjednoczyć obie koreę w jakiś pokojowy sposób – czy to z powodów ekonomicznych czy to ideologicznych. Najmłodsze dorosłe roczniki z kolei mają do zjednoczenia stosunek ambiwaletny – już nie czuja powiązania z krajem na północy jak mieli ich rodzice i dziadkowie przez krewnych na północy.

Podsumowując- świetna książka !

Książka mi chyba się podoba od a do z – nie jestem osobą mocno obeznaną z koreą, ale przez to że trochę się nasłuchałem o korei przez słuchanie o 2 wojnie światowej plus słuchałem parę odcinków działu zagranicznego z panem husarskim… Uznałem, że będę i tak dużo wałkowania tego co i tak kojarzę… Ale tu się miło zaskoczyłem – świetne źródło wiedzy muszę przyznać – po...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Gdy miałem tydzień kataloński – napatoczyłem się na ten tytuł i … w sumie nie wiem czego się spodziewałem. Spodziewałem się jakieś fiction o ingerencji państwa/rewolucji w świat zwykłych ludzi jak mi się zawsze kojarzyły „1984” i „folwark zwierząt” , a nad samym Orwellem się nigdy nie zastanawiałem jakie ma poglądy – ale jakaś umiarkowana prawica, może lekka religijna ewentualnie postreligijna. ALE się nie spodziewałem, że Orwell był udzielającym się lewicowym działaczem (chyba związków zawodowych z tego co miałem wrażenie – a jak jako dziennikarz wylądował zrobić artykuł w Barcelonie – to rzucił robotę w cholerę i zaciągnął się do pierwszej ochotniczych bojówki partyjnej, której specjalnie nie patrzył nazwę i wypadło na POUM [którzy okazali się szufladkując – anarchistami ](co na początku nie jest ważne, ale potem nabiera znaczenia). Sam zaś ma swoje fragmenty, które pochwalają działania rewolucyjne zwalczające klasowość hiszpańskiego społeczene, też w ten taki hmm naiwny sposób?

Bardzo mi się książka podobała – czytałem ją praktycznie co prawda tylko w drodze do pracy i z powrotem, ale i tak potrafiłem w miarę utrzymać uwagę. Jego opisy kolejnych działań na froncie aragońskich wzgórz, odruchowo zestawiałem trochę „Na zachodzie bez zmian” – to takie ciekawe – i choć początkowo ta „mańana”(jutro) sprawia straszne wrażenie zaspania całej tej wojny domowej. Ale tak to raz bywa – przez przypadek wylądujesz w środku wiecznych wielkich manewrów łamiące kark tysiącom żołnierzy, a innym razem tkwisz w nudnych okapach przez całe miesiące i do tego w miejscu gdzie obie strony nie mają artylerii, a żołnierze obu stron nie mają ani umiejętności ani odpowiednich strzelb by ze swoich pozycji sensownie wywierać presje na twoich pozycjach. A to co opisałem, a więc rutyna, jest najbardziej groźna dla żołnierza – Orwell tego nie pisał, ale podejrzewam on też temu ulegał.
Orwell wdawał się w szczegóły ale ja zapamiętałem głównie o POUM (upraszczając anarchiści) i PSUC (tu chyba nawet nie upraszczając – komuchy sowieckie). Całe to zamieszanie w Barcelonie, a potem komunistyczny zamordyzm jakiemu się chyba tylko wyłącznie przypadkiem i hiszpańskiej braku formalizmu – zwiał razem z żoną do Francji.

To co z wojny domowej można by wyciągnąć na podstawie Orwella – to to, że problemy strony republikańskiej nie był brak armii zawodowej jak zarzuca się często siłom republikańskim. Początkowy etap odparcia sił franka, były właśnie ruchy robotnicze – ludziom po prostu się chciało powstrzymać zbuntowanych generałów bo wierzyli w poprawienie warunków nizin społecznych. Gdy powróciło znów wywyższanie oficerów i bogactwa, czar wsparcia robotników prysł.

Gdy miałem tydzień kataloński – napatoczyłem się na ten tytuł i … w sumie nie wiem czego się spodziewałem. Spodziewałem się jakieś fiction o ingerencji państwa/rewolucji w świat zwykłych ludzi jak mi się zawsze kojarzyły „1984” i „folwark zwierząt” , a nad samym Orwellem się nigdy nie zastanawiałem jakie ma poglądy – ale jakaś umiarkowana prawica, może lekka religijna...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Przegryw: mężczyźni w pułapce gniewu i samotności Aleksandra Herzyk, Patrycja Wieczorkiewicz
Ocena 6,9
Przegryw: mężc... Aleksandra Herzyk, ...

Na półkach:

Książkę na wieczorze wyborczym pożyczyła mi luba mego kolegi – i faktycznie dobrze się czytało.

O samych autorkach oglądałem pare wywiadów – czy to u ralindela czy to u samców beta. I w sumie się spodziewałem, że już czytanie tej książki będzie odświeżaniem tego co powiedziały w tych kilku wywiadach.

Tak jak po wywiadach tak i po książce raz jeszcze chyba wartościowe jest, że ktoś z lewej strony zaczął patrzeć w naszym dyskursie na problemy wykluczonych mężczyzn z życia społecznego jako takiego.

Bardzo mi się format 12 rozdziałów przedstawiających kolejne historie i poglądy osób. Mimo, że z grubsza znam przez „osmozę” filozoficzne kwestie red pilla, dobrze dekonstruuje używane i powtarzające się zdania o „nieuniknionej hipergamii” „incel” „przegryw” „blackpill”. Też często z jakąś historią powstania danego pojęcia w amerykańskim społeczeństwie, a które stamtąd pojęcia używane są i u nas.
Przypadki tutaj ukazane są bardzo różne – od mężczyzn, którzy mają problem z znalezieniem partnerki przez trzeba przyznać – poważne wady fizyczne, co jak niektóre przypadki nawet tutaj nie przekreśla szansy na znalezienie partnerki, ale na pewno utrudnia takiej osobie to dosyć znacznie, poprzez ludzi wykluczonych ekonomicznie-towarzysko (tereny wiejskie, bez samochodu, bez studiów czy choćby pomysłu na życie), a nawet parę przypadków takich gdzie osobowość i jakieś bariery psychiczne nie pozwalają na towarzyskie zapoznawanie ludzi – nawet mimo chęci (i to pomimo w miarę dobrej sytuacji materialnej). Szczególnie mi zapadło w pamięć zwierzenie jednej z osób, że zazdrości innym „przegrywom” tego, że są biedni, pochodzą ze wsi albo mają ułomności fizyczne bo mają wytłumaczenie dla swojego „przegrywu” – a on nic w życiu nie osiągnął, nie ma znajomych – a nawet pół hobby i nie ma żadnego sensownego wytłumaczenia.

Inną sprawą co mi zapadła w pamięć jest kwestia operacji plastycznych jakie są czymś często w sferze marzeń osób z tej grupy – w sumie muszę przyznać zawsze żyłem w przeświadczeniu o tym że to raczej problematyka kobieca – ale skala problemów jaka dotyka tych ludzi mi uświadomiła jak byłem w błędzie. Szczególnie drastyczne były te opisy „chałupniczych” „operacji plastycznych” gdzie boczną częścią młotka obijają sobie boki twarzy. A to wszystko dla chęci zbliżenia się do „czadowej” twarzy.

Muszę przyznać czasem sam jeszcze te 2-3 lata bagatelizowałem problem inceli – tych strzelających w USA, jak i denerwowało mnie czasem z lewicowej strony wrzucanie wszystkich facetów nie radzących sobie w relacje towarzyskie za potencjalnych terrorystów jak to swego rodzaju spotykałem się jakoś czy to w mass mediach czy u znajomych (tutaj to pewnie trochę hiperbolizuje jak to jest z wspomnieniami sprzed paru lat). Analiza przypadku paru tych spraw które są tak „twórcze” dla wyobraźni tego środowiska było lekko budzące do myślenia.

Również muszę przyznać, że tą książkę warto przeczytać zanim się wysłucha „bangery” z tej książki – to środowisko samo z siebie i „oponentów” tworzy masę memów, żartów słownych czy złośliwych stwierdzeń, które mnie bawią – choć czuje jakie za tym kryją się wręcz systemowe problemy tych ludzi. I chęć opowiedzeń tych, że tak powiem „bangerów” jest duża gdy się poleca znajomym – ale osoby o takim prawicowym usposobieniu na życie mogą odbierać książkę jako „atakującą” gdy w moim odczuciu jest empatycznym nawet można powiedzieć „studium przypadków” – pokazujący co się dzieje gdy z jednej strony człowiek za bardzo uwierzy, że jest i musi być – i nawet nie próbuje używać pomocy instytucji, które może nie zmienią jego funkcjonowania diametralnie ale chociaż spróbują.

Taki trochę chaotyczny mi opis wyszedł – i chciałbym go zrobić bardziej dokładnie - ale pisany na szybko w sylwestrowym nawale obowiązków – Oby 2024 był równie przydatny w znajdowaniu takich jednak budzących refleksję pozycji.

Książkę na wieczorze wyborczym pożyczyła mi luba mego kolegi – i faktycznie dobrze się czytało.

O samych autorkach oglądałem pare wywiadów – czy to u ralindela czy to u samców beta. I w sumie się spodziewałem, że już czytanie tej książki będzie odświeżaniem tego co powiedziały w tych kilku wywiadach.

Tak jak po wywiadach tak i po książce raz jeszcze chyba wartościowe...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak przystało na podłego człowieka – kupiłem tą książkę w prezencie dla znajomego co tak jak ja od czasu do czasu lubił posłuchać pana Strzyżewskiego na jego kanale na youtubie – oczywiście wyłącznie w ramach upewnienia się, że czyta książka odpowie gustom prezentobiorcy na literę T. – w zaciszu domu przejrzałem pierwszy rozdział … i tak to aż do grudnia udało się przejrzeć całą.

Z bardziej merytoryki w sumie nie wiedziałem czego się spodziewać tak naprawdę po tej książce – pana Strzyżewskiego kojarzyłem niegdyś z kanału TvFilmy (podejrzewałem z jakiegoś powodu, że jego polski jest wyuczony więc tematyka wschodniosłowiańska była bardzo spójna – a dokładniej strzelałem, że jest Ormianinem. O dziwo trafiłem pośrednio w punkt – pan Strzyżewski w którymś odcinku stwierdził, że przypadkiem odkrył pochodzenie którejś prababki właśnie z omawianych okolic Kaukazu. ) potem założył własny kanał na yt gdzie znajdował bardzo ciekawe smaczki na temat Rosji i krajów na wschód od nas – zazwyczaj poprawnie z jakimś widać zamysłem odcinka. Ale książka to książka.

Oprócz prezentu – częściową chęcią wypatrywania książki „czy już wyszła” była chęć w ten sposób wesprzeć zbiórkę na rzecz pułku Kalinowskiego – nawet jeśli akurat te pieniądze bardziej wspierają budżet rodziny pana Marcina niż statutowy cel – to wiadomo – im pewniejsza sytuacja materialna omawianego dziennikarza we własnym zakresie to i bardziej się może angażować w pomoc jednostkom na wschodzie Ukrainy.

A teraz do książki…

Bardzo spodobał mi się taki przebijający się motyw Rosji jako oceanu pustego obszaru, który przygniata i poniekąd odcina ludzi w poszczególnych miejscowościach niczym ocean wysepki. Jest coś w nim takiego hmm może… transcendentnego. Książka parę razy ma tendencję do wpadania w numerologię dużych liczb - ale może i dobrze, hobbystycznie nie przeglądam liczb statystycznych rosstatu pogłowia bezpańskich psów na środkowym Uralu – a to jak ujął autor - zamknięcie ludzi przez władzę w ciągu ciężkiego życia pracy na chleb, zawłaszczania polityki i utrudnień w stylu bezpańskich psów, które mogą zaatakować twoje dziecko idące do szkoły … Daje konsekwencję w postaci braku czasu na zwracanie ludzi poza swoim domem, ulicą, miastem.

Trochę mnie zdziwił autor ilością protestów Rosjan w sprawach lokalnych – trochę się tego nie spodziewałem. Ale wpisywało się w pewną tezę o istniejącym umownym (mniej lub bardziej realnym ) kontrakcie między władzą, a ludem. „Wy nie zajmujecie się polityką, a my nie ingerujemy za mocno w sprawy prowincji no chybam że akurat potrzebujecie” Od momentu mobilizacji we wrześniu 2022 ten kontrakt się poluzował – ludzie siedząc w okopach, a nie będąc osoba chcącą być w kamaszach zaczyna się zastanawiać po co tam jest, czy ma sens, czy w ogóle ci co mną dowodzą na małym jak i dużym szczeblu mają jakieś kompetencje – i pewnie wiele innych pytań. Ale czy to da jakiś efekt społecznie się okaże w dłuższej perspektywie – nikt upadu caratu i zsrr na poważnie nie brał pod uwagę – a jak się zaczęło to nikt znaleźć zwrotnicy o nazwie „stop” nie mógł znaleźć.

Bardzo spodobała mi się sformułowanie przy opozycji parafrazując: pojawia jest problem dla społeczeństwa --> wyłaniają się liderzy opozycji --> opozycja stawia się na protestach --> jest zatrzymywana --> społeczeństwo nie próbuje się o nich upominać --> opozycja bez poparcia ludzi wybiera emigrację, bo nic przyjemnego siedzieć w zapomnianej kolonii karnej. --> pojawia się kolejny problem dla społeczeństwa --- i że przerwać tej matni nie da się bez stworzenia społeczeństwa obywatelskiego.
Bardzo dla mnie ciekawy był rozdział o gusłach – coś za dziecka o tym kaszmirowskim słyszałem ale się nie interesowałem. Jakoś wiedziałem, że Rosjanie mają te swoje powiedzonka o duchowości i te transcendentalne wątki – ale traktowałem to jako chwyt retoryczny bardziej znanych artystów czy polityków. Ale ilość uzależnień od różnego rodzaju wróżbitów czy znachorów jest zatrważająca. Jak człowiek parę razy w życiu marudził, że w Polsce ludzie się czasem na to łapią to trochę pokory nabrałem.

O psach na przestrzeni dekad bardzo pouczający.

O motoryzacji były taki nawet ciekawy – nie jestem zbyt zmotoryzowany – ale te wszystkie uwagi na temat trwałości „tymczasowości” w rosyjskiej motoryzacji jest też symbolem trochę tego państwa. Bardzo ciekawe była dla mnie informacja o ilości japońskich samochodów na rosyjskim dalekim wschodzie – nie wiedziałem, że Japonia ma lewostronny ruch jazdy, a w efekcie tego stosunkowo duży procent aut we Władywostoku i okolicach ma kierownicę po prawej stronie – już nie pamiętam czy 60 % czy 40 % aut podawał autor – oba są spore.

Reasumując – książka jeśli nie czyta się raportów o Rosji od OSW czy innych tego typu instytucji (ja nie czytam – czasem podsłucham ich kanału na yt) to wraz z dopowiedzeniami i anegdotkami czyta się w miarę ciekawie – wiele nie znałem, a w miarę się powiedzmy interesuje sprawami wschodu (choć przyznaje – Rosja zazwyczaj mnie ciekawi mniej niż inne kraje). Jeśli się zdarzy panu Strzyżewskiemu napisać kolejną książko-reportaż też chętnie przeczytam – choć chętnie może skupiony na 3-4 tematach ale dogłębnie.

Za rzeczy, o których nie wiedziałem i przełamujące pewne moje stereotypy – daje 9

Jak przystało na podłego człowieka – kupiłem tą książkę w prezencie dla znajomego co tak jak ja od czasu do czasu lubił posłuchać pana Strzyżewskiego na jego kanale na youtubie – oczywiście wyłącznie w ramach upewnienia się, że czyta książka odpowie gustom prezentobiorcy na literę T. – w zaciszu domu przejrzałem pierwszy rozdział … i tak to aż do grudnia udało się przejrzeć...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki The Promised Neverland #1 Posuka Demizu, Kaiu Shirai
Ocena 8,0
The Promised N... Posuka Demizu, Kaiu...

Na półkach:

Na wstępie wspomnę, że oglądałem anime „yakusoku no”, które to było moim pierwszym anime ( z tych świadomych – dragon ball i pokemon nie licze do nich) gdy wybuchła pandemia – stwierdziłem, że nie wiadomo co będzie to poprosiłem znajomą o rodowodzie z kraju na K., która mi to właśnie poleciła – i … wciągnąłem pierwszy sezon w ciągu trzech dni. Drugi sezon jednak spuśćmy zasłoną milczenia… ale owa znajoma wspominała, że dużo pominięto w drugim sezonie, które nadawały głębi – także chęć poznania to powód pierwszy.

Powód drugi bardziej prozaiczny to współlokator mało czyta – a jak mu kupujemy książki to często nie trafiamy – a jest wielkim fanem anime od maleńkości – stąd też zgarnąłem z biblioteki „pod zawiszą” na ochocie w warszawie pierwsze tomy. (Bardzo polecam te miejsce mają większość rzeczy o jakich pomyśle – też te nowości – trochę chaosu jest co najwyżej bo angielskie japońskie nazwy etc.) – i spełniło swoją rolę.

Sam pierwszy tom bardzo fajny – początek trochę mi się wydawał mniej ekscytujący - i to nie chodzi, że znałem historię. Z takich rzeczy co mnie zdziwiły, że w mandze gdy ich męczyła sprzątaniem przez trzy dni a potem owy pokój dała siostrze Krone to, że dzieci tak to potraktowały jako afront – że się naigrywa z nich, że posprzątali wrogowi. Muszę przyznać z anime, żeby się tym przejmowali nie pamiętam.

Na wstępie wspomnę, że oglądałem anime „yakusoku no”, które to było moim pierwszym anime ( z tych świadomych – dragon ball i pokemon nie licze do nich) gdy wybuchła pandemia – stwierdziłem, że nie wiadomo co będzie to poprosiłem znajomą o rodowodzie z kraju na K., która mi to właśnie poleciła – i … wciągnąłem pierwszy sezon w ciągu trzech dni. Drugi sezon jednak spuśćmy...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Polowanie na Mikiego Gaja Arrighini, Fabio Celoni, Giuseppe Facciotto, Giorgio Fontana, Andrea Freccero, Lars Jensen, Augusto Macchetto, Marco Mazzarello, Gabriele Mazzoleni, Lara Molinari, Paolo Mottura, Marco Nucci, Emilio Urbano, Pietro Zemelo
Ocena 7,5
Polowanie na M... Gaja Arrighini, Fab...

Na półkach: ,

Pierwotnie kupiłem tego giganta dla bliskiej osoby, ale kiedyś gdy długo czekałem doczytałem do połowy i jakoś to już poleciało.

Trzeba przyznać okładce – świetny clickbait – jestem ciekaw czy to nie wpływ różnorodnych dla domorosłych dawnych czytelników KD … w tego typu społeczności jest nie do końca dla mnie zrozumiała czysta niechęć do Mikiego (a po nim do Daisy…).
Okładkowy komiks, mimo że clickbaitowy nie był aż tak intrygujący jak się wydaje po okładce – ale za to motyw rozpoznania snu we śnie sam nie wiem czy jest prawdziwy – raczej wydaje się, że nie.
Jak na standardy giganta – sporo było komiksów związanych jakoś z francją – czar na dwóch kółkach i król słońce – ale mimo mojej sympatii do Francji były takie … przeciętne… Podobnie „Nocny koncert” z goofim również.
„Życie i twórczość” – Dziobas w całej okazałości – znajduje stara maszynę do pisania diodaka, zaczyna pisać SF w którym bohaterem jest Donald porwany przez kosmitów i oczywiście … się okazuje, że maszyna Diodaka determinuje przyszłość.
„Atak druida” z superkwękiem – nawet niezły dosyć ironiczny plotwist że druid podróżujący w czasie szuka piłki do gry.
Komiks z gogusiem i Donaldem „seria nieprawdopodobnych zdarzeń” jest klasycznie pokonywaniem przez gogusia zdarzeń nieznanych normalnych ludzi
„kwadratura koła” bardzo zabawne ukazanie wynalazcy który potrafi zrobić dosłownie wszystko ale … ma toporne kształty swoich cudownych sprzętów – i cały komiks wokół tego się kręci
„dziobas show” – trudno określić – wolę bardziej konkretne szaleństwa dziobasa
„wirtualna waluta” – bardzo mnie rozbawiła to nabijanie się z bitcoina, tworzeniem gitcoina ;D i ta lirica poetica że wszystko dobrze gdyby nie ta wścibska giełda która tą walutę wrzuciła na giełdę i dobiła cały projekt (bo wiadomo na serwerze to trzeba jednak oszczędzić) – piękna sprawa. A tekst gdy chciał zanurkować w monetach „za dużo cyfrowych pieniędzy, prawdziwe pieniądze cię odrzucają”. Też piekna alegoria jest, że gitcoinowa bańka „uwięziła” zwykłych ludzi w siecie wirtualnym podczas gdy sknerus wrócił do swoich pieniążków…

Pierwotnie kupiłem tego giganta dla bliskiej osoby, ale kiedyś gdy długo czekałem doczytałem do połowy i jakoś to już poleciało.

Trzeba przyznać okładce – świetny clickbait – jestem ciekaw czy to nie wpływ różnorodnych dla domorosłych dawnych czytelników KD … w tego typu społeczności jest nie do końca dla mnie zrozumiała czysta niechęć do Mikiego (a po nim do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Na książkę wpadłem przez to że miałem akurat tydzień słoweński z jednej – a przez patrząc na podróży bez paszportu odcinek promocyjny z panią Aleksandrą - o Słowenii. Książkę okazało się że dysponuje ochocka biblioteka „Na zawiszy” z czego skwapliwie skorzystałem.

Samemu muszę przyznać nie gustuje w tego typu literaturze – nie jestem za bardzo obieżyświatem, ale ciekawy mnie jak w różnych krajach działają rzeczy, które u nas są i jest dla nas poniekąd oczywiste. Dlatego też najbardziej mnie ciekawił początek – ukazanie perspektywy Słoweńców „jako adwokata i łącznik Bałkan z Europą” i ukazanie Słoweńców jako cytując „leśne stwory” -- zestawiając z hałaśliwymi, nadmorskimi Chorwatami, którzy w żadnym wypadku za Bałkany się nie uważają. Bardzo fajnie, że wspomniano Slavoja Żiżka – cytat jego że każdy na Bałkanach uważa się za bramę cywilizacji oddzielającą ją od dziczy i zepsucia – jest na swój sposób ciekawe.

Środkowe tematy rekomendacji atrakcji turystycznej przebyłem – chyba na zawsze już zapamiętam słowo trekking i bikepark – jest mi to obce hobby i raczej nie zostanę uczestnikiem – ale na pewno jakaś wartość dodana jest w tym, że bardziej rozumiem dlaczego ludzie lubują się w tym hobby. Nie zdawałem sobie też sprawy z tego jak przemysł turystyczny jest rozbudowany i jakie akcje reklamowe wokół niego się kręcą. Te słoweńskie przeświadczenia „po co zabierać rower elektryczny” również i mi wydaję się obce ;)

Trochę zmęczony kolejny górami i przełęczami (szczególnie sformułowanie „droga szutrowa” mi zapadła w pamięć) już zaczęło mnie męczyć – ale wtem nastąpiło w końcowej części książki tematy na temat imigrantów z innych krajów do Słowenii ( na stałe, a nie jako turyści ) był dosyć ciekawy (to prymitywne i niegodne, ale jednak kiedy biurokracja działa wolno nie tylko u nas zawsze człowiekowi jakoś lżej i u nas). Intrygujące, że jedynym miejscem gdzie ludzie nie znają oficjalnie angielskiego jest biuro ds. imigracji.

Ostatnim, ale chyba najbardziej dla mnie zaskakującym elementem jest opisanie tematu „Wymazanych” sprawy z 1992 kiedy to ministerstwo spraw wewnętrznych, bez żadnej informacji publicznej, „wymazało” z bycia obywatelami Słowenii osoby z podwójnym obywatelstwem. Od parunastu lat słyszałem o swoistych „bezpaństwowcach” w krajach mniejszości rosyjskiej – Łotwie i Estonii – ale nigdy nie Słowenii. To, aż takie trochę niespodziewane dla mnie było – muszę kiedyś przejrzeć polecaną przez autorkę książkę wymazani przeczytać (link do książki https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4946827/wymazana). Chyba dlatego, że jak autorka – miałem trochę wyidealizowany obraz Słowenii – przodowników wzrostu PKB (w sumie ciekawostka – spółka farmaceutyczna „Krk” notowana też na polskiej giełdzie również jest słoweńska!) – a to jednak poniekąd „gruba” sprawa sprawiła że spojrzałem bardziej realistycznie na Słowenię

Podsumowując – ogólnie na plus – 8/10, dobrze było poruszyć tematykę bardziej czysto podróżową by mieć pojęcie co w tego typu literaturze się zawiera – i, że nawet tutaj czasem pojawią się ciekawe tematy społeczne nieznane do tej pory człowiekowi. Ale gdyby to miało być samo opisywanie podróży po przełęczach … to byłoby gorzej.

Na książkę wpadłem przez to że miałem akurat tydzień słoweński z jednej – a przez patrząc na podróży bez paszportu odcinek promocyjny z panią Aleksandrą - o Słowenii. Książkę okazało się że dysponuje ochocka biblioteka „Na zawiszy” z czego skwapliwie skorzystałem.

Samemu muszę przyznać nie gustuje w tego typu literaturze – nie jestem za bardzo obieżyświatem, ale ciekawy...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książkę przypadkiem mi została w praskiej bibliotece polecona, gdy szukałem rozglądałem się za jakąś dowolną czeską książką, zareklamował mi ją miejscowy bibliotekarzjako sławną i bardzo zabawną.

I w istocie tak jest! Dawno się tak nie ubawiłem przy czytaniu książki. Forma dziennika dniowego jest adekwatna do jakiejś takiej lekkiej formie przynajmniej dla mnie.

Ta książką trochę mi przypomina format sitcomu – gdzie używam tego in plus a nie jak się wydaje in minus – fabuła i rozwój postaci istnieje – ale gdy przeczytam pierwsze parę stron i już wiem mniej więcej coś o głównych postaciach, to potem mam wrażenie nie ma znaczenia czy odtworzę po środku książki czy pod koniec – rozbawi mnie komizm sytuacyjny w podobny sposób.

(Dałem do poczytania kontrolnie na 10 minut trzem osobom, i też stwierdziły że ma swoje zabawne momenty – a więc udowodnione jest czasami zabawne!)

Przyznaje trochę jest nadużywane pisanie w nawiasach (tak jak ja teraz tu) – gdzie najpierw jest opis „matka szła z psem na ramieniu gdy nagle zaczął szczękać (pies nie matka)” a potem mamy w środku nawias objaśniający, czasem to zabawne, czasem neutralne ale na pewno „jakieś”

Bardzo pomysł fabularny powrotu czeskich arystokratów, chcących sobie poradzić w świecie dzikiego kapitalizmu, arystokratów, którzy nie za wiele już o tych arystokratach wiedzą (szczególnie mama głównej bohaterki, czerpiąca całą swoją wiedze z biografii księżnej Diany), mi podpasował. Muszę kiedyś jeszcze sięgnąć po kolejny tom bo wygląda naprawdę nieźle.

Jako fan historii, doceniam ile można przemycić o jakichś wydarzeniach historycznych czeskiej krainy, czy to młodzieży czy to osób które nie mają jakiegoś hopla na punkcie historii. Jestem ciekaw jak pilotażowy program z takimi lekkimi lekturami sprawdziłoby się w szkołach czy to w podstawówce czy to licealnych. Na omówieniu mógłby nauczyciel prostować jakie wrzucone historyczne rzeczy były prawdziwe, jakie przeinaczone a jakie przekłamane na potrzeby fabuły…

Podsumowując – daje 10/10 głównie dlatego, że lubię i historię dawno nie czytałem takiej lekkiej i zabawnej książki, która garściami czerpie z historycznych wątków.

Książkę przypadkiem mi została w praskiej bibliotece polecona, gdy szukałem rozglądałem się za jakąś dowolną czeską książką, zareklamował mi ją miejscowy bibliotekarzjako sławną i bardzo zabawną.

I w istocie tak jest! Dawno się tak nie ubawiłem przy czytaniu książki. Forma dziennika dniowego jest adekwatna do jakiejś takiej lekkiej formie przynajmniej dla mnie.

Ta książką...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Miałem za czasów już gimnazjalnych lekturę „Poczet cesarzy Rzymu – pryncypat” – i pana Krawczuka czytało się w miarę zgrabnie. Jeszcze kiedyś próbowałem parę jego innych nagranych książek ale różnie z przyswajaniem tego było (stwierdzam, że audiobooki nie spełniają u mnie swojego zadania – książki za bardzo potrzebuje ułożenie w całej opowieści). Sam „Poczet cesarzowych Rzymu” kiedyś mi się rzucił w oczy, ale jako dumny 11 latek, przedstawiciel butnej manosfery, zarzuciłem tylko wzgardzonym spojrzeniem. Tym razem zakładając kartę biblioteczną na Ochocie przeglądałem na ślepo czy nie mają czegoś ciekawego na półce i z braku laku sięgnąłem po to, bo dawno coś czytałem o czasach cesarstwa.

I … w sumie pewnie wtedy słusznie bo bym nie docenił. Ale teraz nie miałem jakiś wielkich oczekiwań wobec niej – a muszę przyznać bardzo ciekawie czytało się o znanych sobie mniej więcej cesarzach, od drugiej strony. Też świadomość rozwodów u Rzymianek Pryncypatu - poprzez zazwyczaj przedstawienie rodziców czy historii rodu danej cesarzowej też dużo w tym pomagało – i teraz trochę bardziej patrzę na rzymskie elity jak nam współczesną śmietankę Hollywood ( w kontekście 5 małżeństw czy głośnych rozwodach/małżeństw) – a kiedyś jakoś tak na to nie patrzyłem.

Jako „weteran” serialu „Ja, Klaudiusz” z grubsza wiem w jakie sprawy za rządów Augusta jego żona Liwia była przynajmniej oskarżana (choć na ile to co Swetoniusz jest bliskie prawdy to inna sprawa), to wyglądu ślubu ( a więc Oktawian, który autorytatywnie Liwię i jej męża [do nie dawna wroga politycznego] przekonał do rozwodu, by potem ten mąż swoją eks żonę, w szóstym miesiącu ciąży odstawił do ołtarza [zastępując ojca] ) tak nie pamiętałem…
Krótkość tych żywotów, daje też do myślenia – nawet te czasy które z perspektywy ich mężów wydawały się w miarę spokojne – często takie nie były.

Cała dynastia juliańsko-klaudyjska już niegdyś mnie zastanawiała – jak to mogło funkcjonować tak krzepko przy takiej ilości niekończących się karuzel intryg i śmierci. Ale z perspektywy kobiet które zostawały żonami tych często pomylonych ludzi – jest jeszcze bardziej zadziwiające jak to wszystko jakoś funkcjonowało.

W rozdziale z Plotyną – żoną cesarza Trajana – muszę przyznać zdziwił mnie informacja o potencjalnej homoseksualnej orientacji Trajana, i potencjalnie białe małżeństwo jakie mieli. Niby nic jakiegoś niezwykłego, ale parę rzeczy jak przy tak krwawych niegdyś cesarzem, 5 dobrych cesarzy adopcyjnych w miarę funkcjonowała. To, że „5 dobrych cesarzy” było jednymi z bardziej systematycznych prześladowców chrześcijaństwa niby wiedziałem, ale dobrze to jest to zaznaczone – i ten zwyrodnialec Kommodus, jest tym który przestał chrześcijan prześladować. Przy opisie dlaczego Marek Aureliusz – osoba tak dobrze przedstawiana, stoik, przykład rozsądnego władcy w naszej kulturze/popkulturze – prześladował ówczesnych chrześcijan było prozaiczne patrzenie na chrześcijan (nawołujących do wstrzemięźliwości, celibatu czy żywo jeszcze zaangażowanych w narrację o rychłych końcu świata – co nie zachęcało do zawierania związków jeśli to wszystko zaraz się skończy… ) bo dbał o Rzym, przyrost naturalny i dobre wzorce moralne. Nie mogę się oprzeć by porównać spojrzenie na nich trochę jak już chrześcijański świat początku XX wieku na świadków jehowych, w których jako formującej się religii przestrzeganie przed końcem świata było faktycznie zauważalne.

Jak o samym chrześcijaństwie mowa – to jakoś mnie rozbawiła korelacja, że im bliżej chrześcijaństwa, tym mniej o tych cesarzowych wiadomo. Pewnie bardziej czynnik jest związany z bardziej niebezpiecznymi czasami, mniej stabilnymi rządami czy powolne skupianie wszelkiej historiografii wokół władcy, pomijając całe jego otoczenie etc.

Charyto – zapadła mi w pamięć przypomina mi nazwisko kolegi

Ostatnim, ale nie najmniej ważnym moim przemyślenie po tej książce – jest pewna teza (pisana przeze mnie na kolanie), że od Konstantyna do Juliana Apostaty cesarze byli tak naprawdę … arianami. Kolejne żony o których jak już coś wiemy to kręci się to często wokół kłótni z biskupami zwanych przez Krawczuka katolickimi, to jakoś dopełniają – i mam wrażenie jest to bardziej widoczne niż jakby przeglądać poczet cesarzy. Tezą z mego kolana moją jest to, że dojście do władzy Juliana Apostaty doprowadziło do zamieszania, w wyniku którego doszedł do władzy dowódca, mieszkający przez lata w hiszpanii, i razem z żoną Flacyllą z miejscowych terenów, bardzo poważnie podeszli do sprawy wygnania „Arianizmu” z kręgów władzy. To, że od Konstantyna do Juliana Apostaty cesarze nie byli do końca świadomi tego, że są arianami to też ważny czynnik.

I jeszcze jeden naprawdę ostatni – przy Helenie Młodszej żonie Juliana Apostaty parę rzeczy też mnie zdziwiło – szczególnie to, że wcześniej nie wiedziałem, że zachowały się jego oryginalne teksty – mam nadzieje że kiedyś dorwę jakieś fajne opracowanie z tym związane. Inną ciekawostką jest, że wydaje mi się że językach od Niemiec na wschód i południe (czyli polska, ukraińska, grecka, rosyjska) określenie Apostata jest o wiele mocniej zlepione z Julianem, niż w historiografii francuskiej, niemieckiej czy brytyjskiej.

Podsumowując – bardzo mile zaskoczony jestem jak książką niedawno zmarłego profesora Aleksandra Krawczuka (chyba w 2021) mi pod pasowała – szczególnie, że z kobiecymi odpowiednikami żon władców zawsze jakoś patrzyłem z politowaniem – a tu proszę zmieniam zdanie i będę musiał sięgnąć po inne dla porównania.

Miałem za czasów już gimnazjalnych lekturę „Poczet cesarzy Rzymu – pryncypat” – i pana Krawczuka czytało się w miarę zgrabnie. Jeszcze kiedyś próbowałem parę jego innych nagranych książek ale różnie z przyswajaniem tego było (stwierdzam, że audiobooki nie spełniają u mnie swojego zadania – książki za bardzo potrzebuje ułożenie w całej opowieści). Sam „Poczet cesarzowych...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Proces” Kafki – z tą książką jest taka historia, że całe życie ktoś z polityczno-historycznych kręgów jakie słucham na youtubie odwoływał „jak w procesie Kafki” „wyjęte z procesu” „Kafka to przewidział…” i swojej lubie nieopatrznie marudziłem, że muszę kiedyś przeczytać i mi … pożyczyła …
I cóż – pierwsze podejście wymęczone 20 stron, a potem pół roku przerwy. Szczerze mówiąc na początku odczytywałem to jako paszkwil na biurokrację – hurr durr źli urzędnicy, złe państwo. A samego Józefa K., mimo że bez dowodów nie potrafiłem polubić za jego bufonadę, pyszałkowatość i traktowanie z wyższością każdego człowieka który jest ciut niżej w hierarchii społecznej – od typowy karierowicz który działa na nerwy i ciężko o współczucie…
Drugie podejście dwa miesiące już było lepsze – zaciekawił mnie dziwne przedstawienie przebiegu sądowego, potem dołączenie do wszystkiego dziwnego kręgu z żoną dozorcy, ukazanie ludzi nienawykłych do świeżego powietrza.
W tym momencie trochę przestałem patrzeć na to jako paszkwil na austro-węgry czy na państwowość i biurokrację – a bardziej na proces jak Kafka pomału coraz bardziej ma problemy z samym sobą i przypomina mi to jakieś problemy psychiczne. I późniejsze ich nasilenie absurdu – nasileniem siły jego schorzenia. Sam finał muszę przyznać mnie zaskoczył i trochę już sam nie wiedziałem co myśleć. Potem doczytałem na Wikipedii ciekawy motyw – że kafka tak naprawdę całe życie nie miał ochoty żyć i nie widział jego sensu, kobiety traktował bezprzedmiotowo i cynicznie przyjaciół za bardzo nie miał, z rodziną nie utrzymywał kontaktu. A w tym ostatnim momencie chciał by ktoś wyraził jakąś jakąkolwiek emocje wobec jego osoby nawet tą najmniejszą.
Podsumowując (mało poważnie) ten mało logiczny wywód. Cieszę, że przeczytałem tą książkę, mimo niechęci do głównego bohatera. Jest coś ciekawego, a jednocześnie coś znajomego. No i jakiś powiedzmy płat „gburostwa” ze mnie opadł w jakim czasem ci co czytali kafki „proces” i się na niego powołują, (a przynajmniej względem tych co tych co nie czytali.)

„Proces” Kafki – z tą książką jest taka historia, że całe życie ktoś z polityczno-historycznych kręgów jakie słucham na youtubie odwoływał „jak w procesie Kafki” „wyjęte z procesu” „Kafka to przewidział…” i swojej lubie nieopatrznie marudziłem, że muszę kiedyś przeczytać i mi … pożyczyła …
I cóż – pierwsze podejście wymęczone 20 stron, a potem pół roku przerwy. Szczerze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeczytanie tutaj jest jednak porażką - niby nie takie długie , a jednak poległem przy czwartej pieśni i nie mam siły wrócić.

Z jednej strony ciekawe, że taką wierszowaną komedyjkę z wojną mnichów w tle napisał nasz zasłużony dla pierwszej rzeczpospolitej biskup - z drugiej strony chyba nie tak rzadkie w tych czasach było nie lubienie się między klerem białym a klerem zakonnym. Też w sumie z tego co pamiętam program sejmu wielkiego trochę przykrucał potęgę i zakonów ale może coś mylę.

Tak czy siak ... eh - ciężko się czyta - dużo starych słów, przypisy niewygodnie na tyle książeczki. Nie wiem co można by zrobić by się czytało to lepiej - mimo przypisów brakowało mi większych adnotacji o odniesieniach kulturowych. Ale no nie jestem nikim specjalnie oczytanym więc może to tego wina

Przeczytanie tutaj jest jednak porażką - niby nie takie długie , a jednak poległem przy czwartej pieśni i nie mam siły wrócić.

Z jednej strony ciekawe, że taką wierszowaną komedyjkę z wojną mnichów w tle napisał nasz zasłużony dla pierwszej rzeczpospolitej biskup - z drugiej strony chyba nie tak rzadkie w tych czasach było nie lubienie się między klerem białym a klerem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kupiliśmy z kolegami tą książkę dla kolegi w związku z tym że podobał mu się Marsjanin, który kiedyś mu pożyczyłem.
Po jakimś czasie sam zaproponował pożyczenie tytułu, za co podziękowałem i skrzętnie leżała na półce bo przez 3 lata tak średnio mi czytanie książek szło. Ale w końcu się zmobilizowałem i…
Do połowy się czytało nawet nieźle – bardzo podobało mi się opisywanie urbanizacji artemis, sposobów technicznych rozwiązań różnych problemów związanych z atmosferą, grawitacją i małą powierzchnią. Sama intryga z hutą aluminium też mi się podobała – te wysadzenie kombajnów było ciekawe ( i tłumaczenie szczegółów technicznych akumulatorów zatopionych w wosku w celu unikania potrzeby odprowadzania ciepła) – ale po 2/3 książkach było coraz ciężej – sabotaż samej fabryki aluminium szczerze mówiąc już był dla mnie za ciężki – za dużo wtrętów metalurgicznych i spawalniczych itd.
Sam pomysł na główną postać wyzwolonej potomkini Saudyjczyków – no nawet muszę mnie przyznać zaciekawiło – jej burzliwa przeszłość też była dosyć uzupełniająca.
Co prawda potem wymieniając się zdaniem na temat książki – zostałem trochę zgaszony opinią, że główna postać wygląda na przerobionego „Marsjanina” z poprzedniej książki autora – szczególnie w aspekcie „problem  dywagacja w myślach  rozwiązania  powtórz”. Co prawda osoba to rzucająca mocno nie spodobała się forma Marsjanina – ale coś faktycznie jest na rzeczy.

Kupiliśmy z kolegami tą książkę dla kolegi w związku z tym że podobał mu się Marsjanin, który kiedyś mu pożyczyłem.
Po jakimś czasie sam zaproponował pożyczenie tytułu, za co podziękowałem i skrzętnie leżała na półce bo przez 3 lata tak średnio mi czytanie książek szło. Ale w końcu się zmobilizowałem i…
Do połowy się czytało nawet nieźle – bardzo podobało mi się...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

To moje pierwsze zetknięcie z sędziem Di
Wziąłem przypadkiem chodząc po praskiej bibliotece, patrząc czy czegoś w niderlandzkiej literaturze nie ma ciekawego - i się zdziwiłem.

Może nie mam za wybitnego gustu jeśli chodzi o książki i powieści historyczne - ale bardzo mi się spodobało osadzenie tego w dynastii Tang.
W ciekawy sposób wprowadza w chińskim system sprawiedliwości gdzię sędzia jest i sędzią i prokuratorem i śledczym.

Tymbardziej że nie jestem za bardzo fajen chińskiej kultury - a tu takie miłe zaskoczenie

Szczególnie w czasie czytania zastanowiło mnie pojawienie się tatarów - i faktycznie https://www.magnapolonia.org/tatarzy-skad-sie-wzieli/ wychodzi na to że są na to jakieś podstawy a ja nie wiedziałem - co miłe się dowiedzieć z książki rozrywkowej zawsze :D

Bardzo mi przypadło do gustu krótkie opowiadania kolejnych zagadek - przedstawiając różne okręgi - różne momenty życia sędziego (bardzo rozbawiło mnie przymuszanie go przez dwie jego żony by poślubił pannę którą goszczą :D) czy różne formy władzy w okręgach wojskowych i cywilnych.

Doceniam że niektóre opowiadania miały lżejszą formę (jak to ostatnie noworoczne) a innym razem zagmatwane

Reasumując - muszę jeszcze kiedyś przeczytać inną książkę lub komuś ze znajomych wcisnąć :)
A i bardzo doceniam, że autor tutaj podpierał się historycznej postacią sędziego Di (a przynajmniej tak twierdzono w "posłowie")

Muszę kiedyś spróbować którąs historię wykorzystać w jakiejś grze narracyjnej :D

Zbrodnia i biurokracja - w miare zgrabnie ujęto jak to gryzipiórkostwo urzędnicze potrafi pogubić najwiekszego oszusta
Przychodził z deszczem - muszę przyznać spodobał mi się motyw deszczu w czasie którego można podpływać sobie na bagna łódki i zgrywać boga deszczu
Morderstwo nad lotosową sadzawką - śmierć którą zdradzają żaby - elokwentne
Nie ten miecz - przykra historia - taka lekko zaskakująca muszę przyznać
Morderstwo w przededniu Nowego Roku - muszę przyznać fajna rzecz - taka drobnostka wciśnięta między poważne tematy - choć to wytłumaczenie z krwią ściekającej z dachu mogloby się lepiej opisać

To moje pierwsze zetknięcie z sędziem Di
Wziąłem przypadkiem chodząc po praskiej bibliotece, patrząc czy czegoś w niderlandzkiej literaturze nie ma ciekawego - i się zdziwiłem.

Może nie mam za wybitnego gustu jeśli chodzi o książki i powieści historyczne - ale bardzo mi się spodobało osadzenie tego w dynastii Tang.
W ciekawy sposób wprowadza w chińskim system...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Sakramencki sarmatyzm Małgorzata Fabianowska, Małgorzata Nesteruk
Ocena 6,2
Sakramencki sa... Małgorzata Fabianow...

Na półkach: ,

Sakramencki Sarmatyzm - Straszna Historia/Horendalna Historia –
Tą książkę nie czytałem za dziecka, jak to mi się zdarzało z innymi
Wbrew większościowej opinii, że polskie dodatki do serii są słabsze niż angielski trzon Terry Derrego – nie zgadzam się. Nawet muszę przyznać że się zdziwiłem, że tyle rzeczy zostało w zabawny obrazkowy sposób przedstawiono sprawy/anegdotki a których nie za bardzo słyszałem … a są bardzo intrygujące. Za to tylko znowu prowadzi do tego, co zawsze - wychodzi ze mnie złość, że z przypisami ciężko bo za bardzo nie wiem na pierwszy rzut oka o tym doczytać

Obrazek „Zagrywki marszałkowskie” naprawdę zrobiły mi dzień… Też inny z uciekającym posłem „Liberum Veto!” krzyczącym z widocznym w tle zamkiem… Jakoś zawsze ten jest Siciński i tyle z zrywania sejmu – a tutaj się okazuje był trick że jeden poseł mówił liberum veto, po czym zmykał, a jego kolega odzywał się w jego imieniu, że to się nie godzi marszałkowi nie wziąć jego słowo pod uwagę, że Sobieski sobie radził stawiając zamek pod szczelnym kordonem wojska, zamykanie w pokoju z kluczem … No naprawdę intrygujące !
Też taka muszę przyznać niby człowiek czytał o baroku, trochę miał na historię polski i sarmatyzmu ale o ile autorki nie odbiegają zanadto od prawdy, nie spodziewałem się że aż tak często zdarzała się taka buta w przedstawieniu Rzeczpospolitej jako Chrystusa narodów wręcz. Ten rysunek z szlachcicem padającym na kolana przed Jezusem na krzyżu, który to odkrzykuje na słowa magnata „jaśnie wielmożny, wasza czcigodność…” … :D

Bardzo fajnie że wspomnieli książkę Józefa Baki – muszę kiedyś przejrzeć
Parę stron poświęconych specjalizacji zakonów, i spełniania przez nich różnych ról społecznych (powiedzmy bernardyni animatorzy spotkań z szlachtą, karmelici od diety i jezuity od nauki) w zależności od potrzeby… bójki jakie między bywały…
Wywiad z posłem Sicińskim również ciekawa forma ekspresji – i zabawne, i trochę odbrązowianie polskiego czorta narodowego
Nawet taka drobnostka jak opis życia sarmaty – że goszczenie ludzi było istotne ze względu na wyciąganie informacji o dalekich stornach – też była pouczająca.
Szczególowo rozpisane kto kogo jak wita, w jaki sposób i tak dalej – jakoś ta ekranizacja ogniem i mieczem trochę bardziej zrozumiała, choć myślałem że niektóre zdejmowanie czapek czy witanie to takie trochę chwyty teatralne - o gipsowych lokach też nie słyszałem.
O portugalskim Alvarezie, którego prześladował całe pokolenie - autorze gramatyki łacińskim – tez miło było się o nim dowiedzieć

Także podsumowując – bardzo pozytywnie, wiele rzeczy intrygujących które musze sobie zweryfikować - obie panie Małgorzaty świetnie się spisały jak dla mnie

Sakramencki Sarmatyzm - Straszna Historia/Horendalna Historia –
Tą książkę nie czytałem za dziecka, jak to mi się zdarzało z innymi
Wbrew większościowej opinii, że polskie dodatki do serii są słabsze niż angielski trzon Terry Derrego – nie zgadzam się. Nawet muszę przyznać że się zdziwiłem, że tyle rzeczy zostało w zabawny obrazkowy sposób przedstawiono sprawy/anegdotki a...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Ci wredni Rzymianie Martin Brown, Terry Deary
Ocena 6,9
Ci wredni Rzym... Martin Brown, Terry...

Na półkach: ,

W sumie ta książka mnie na początku zastanawiała – czymś się różni od „okrutni rzymianie” z tej serii – i po przeczytaniu to chyba była część cyklu skupionym na historii anglii – a dokładniej okresu rzymskiego, i w tle wracających raz po raz brytów czy ogólnie celtów.

Podobała mi się wstawka o wercygetoryksie i przebiegu powstania – zawsze mi te alezje awaricum się zlewały w jedno a teraz mam jaśniejszy obra. Też wspomnienie o Budycę/Boadicę było ciekawe – nie znałem aż tak jej sprawy. Spreparowany dziennik Caratacusa – to to muszę nadal świetnie się czyta z przymrużonym okiem – jako człowieka który całe życie uciekał przed Rzymem, by na końcu dobrze się tam urządzić.

Bardzo urzekła mnie grafika z słoniem piszącym na arenie…
Zazwyczaj mało wnikliwie czytam segment kulinarny i zabaw dla dzieci – ale wspomnienie o tuczeniu ślimaków na mleko z solą muszę przyznać byłem zdziwiony. A tu proszę – francuzi do tej pory na swoich stronach o kulinariach to robią.
Jest sporo powtórzeń względem „okrutni rzymianie” ale parę uroczych gagów się znajdzie nawet

W sumie ta książka mnie na początku zastanawiała – czymś się różni od „okrutni rzymianie” z tej serii – i po przeczytaniu to chyba była część cyklu skupionym na historii anglii – a dokładniej okresu rzymskiego, i w tle wracających raz po raz brytów czy ogólnie celtów.

Podobała mi się wstawka o wercygetoryksie i przebiegu powstania – zawsze mi te alezje awaricum się...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Ci rewelacyjni Grecy Martin Brown, Terry Deary
Ocena 7,0
Ci rewelacyjni... Martin Brown, Terry...

Na półkach: ,

Ci rewelacyjni grecy – kolejna książka z serii, parę ciekawych rzeczy muszę przyznać.

Choć po paru stronach ta historyjka o ponownym zdobyciu Troji 800 lat później, w którym znowu rolę odegrał koń – nie umiem zweryfikować. Mimo moich prób nie udało mi się potwierdzić że ten Charidemos oblegał w 360 miasto Troję tudzież coś co było na jej gruzach. Szkoda że nie ma jakichś przypisów ;)

Pamiętniczek Klitajmestry to muszę przyznać jednak esencja tych książeczek – faktycznie muszę przyznać często słyszę tą sprawę o jej mordzie na własnym mężu Agamemnonie i zemście jej dzieci na matce, ale zawsze mi umyka to złożenie w ofierze przez Agamemnona najstarszej córki Ifigienii w ofierze przed wyruszeniem na wyprawę pod Troję. To trochę wzbudza taką trudność w jednowymiarowej ocenie osoby.
Fajnie przypomniana historia Pauzaniasza, a przynajmniej oficjalnej wersji, z kolei wspomnienie o procesie wołu jest mocno niedopowiedziane – bo wydaje mi się że to faktycznie występowało w Atenach, ale głównym źródłem są chyba rycerze Arystofanesa.. a więc komedia.. i trochę taki czar prysł…

Ale za to robotę robił wywiad z Aleksandrem (pojawiający się na pewnym kadrze Filip II z oskarżą mową robi miłe wrażenie ).

Też wzmianki o opowieściach o duchach z nawiedzonego domu czy cfaniakach chcących zarobić na zatopieniu łódki są bardzo „inspirujące”. Też wspomnienie anegdotycznej z komedii śmierci Ajschylosa od żółwia którego puścił orzeł jest pobudzające wyobraźnie
Całą książkę oceniam in plus – parę jest w niej nie do końca jasnych i prawdziwych rzeczy, ale budzi ciekawości starożytną grecją. Ciekawa forma co jakiś czas porównań do starożytnych Rzymian, i ich różnicy w mentalnej w wielu kwestiach takich jak sport czy ustrój polityczny czy mentalność.

Ten brak przypisów tutaj mnie jednak boli bardziej niż w innych tytułach i stąd tylko 6

Ci rewelacyjni grecy – kolejna książka z serii, parę ciekawych rzeczy muszę przyznać.

Choć po paru stronach ta historyjka o ponownym zdobyciu Troji 800 lat później, w którym znowu rolę odegrał koń – nie umiem zweryfikować. Mimo moich prób nie udało mi się potwierdzić że ten Charidemos oblegał w 360 miasto Troję tudzież coś co było na jej gruzach. Szkoda że nie ma jakichś...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to