-
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14 -
Artykuły
Zapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2016-02-22
2015-10-15
2015-08-11
2013-11-02
2015-07-08
2015-08-08
2015-01-02
2014-09-24
2013-08-03
Okładka intryguje i przykuwa oko, opis już trochę mniej, a opinie są skrajnie różne i podzielone- ale ja po lekturze mogę powiedzieć tylko jedno: „Strażnicy Historii. Nadciąga burza” to bez dwóch zdań kolejny egmontowski strzał w dziesiątkę.
W książce poznajmy historię Jake’a Djonesa, którego życie w jeden dzień zostaje przewrócone do góry nogami. Jego rodzice znikają, a chłopak zostaje wprowadzony w tajniki Straży Historii. Czekają na niego przygody, o jakich nawet nie marzył, przepełnione grozą i napięciem, a w końcu i los świata będzie spoczywał w jego rękach. W międzyczasie Jake usilnie szuka rodziców i tworzy nowe, silne więzi przyjaźni.
Nie powiem, początek książki mnie nie zachęcił. Ba, myślałam nawet o jej odłożeniu. Ale uparłam się i czytałam dalej i teraz jestem wielce szczęśliwa, że tak postąpiłam. Ciężko mi było przyzwyczaić się do stylu pisania pana Dibbena, bo jest trochę nie wiem.. dziecinny? Ale przy tym bardzo obrazowy i plastyczny i czytało mi się już naprawdę świetnie, jak już tylko się przestawiłam. Podobało mi się też użycie trzecioosobowej narracji, bo narrator był wszystkowiedzący i nadawało to historii unikatowy klimat. Ciekawy był pomysł z widzeniem kształtów pod powiekami i atomium, takie świeże spojrzenie na sprawę podróżowania w czasie.
Autor umiejętnie konstruuje fabułę; nie ma miejsca na nudę. Przygoda goniła przygodę. Nie czytałam w jakimś wielkim napięciu, ale byłam prawdziwie zaciekawiona dalszym rozwojem wydarzeń. Motyw z ratowaniem świata początkowy wydawał mi się ciut tandetny, ale gdy już o tym czytałam, wrażenie znikło tak szybko jak się pojawiło. Nie wykryłam żadnych luk w fabule, wszystko się świetnie składało w jedną całość; bohaterowie płynnie przepływali przez przygody i wydarzenia.
Bohaterowie byli fantastycznie ukazani- żywi i indywidualni. Jake’a polubiłam, taki bystry i sympatyczny dzieciak, chociaż czasem mógłby sobie odpuścić pewne zachowania. Topaz była mi obojętna, taka trochę nudna i niczym się nie wyróżniająca, a jej tajemnicę rozgryzłam już na początku książki. Charliego też w sumie polubiłam, taka pozytywna postać. Ale zdecydowanie najlepszy był Nathan! Uśmiecham się jak tylko o nim pomyślę. Jego odzywki i komentarze doprowadzały mnie nieraz do łez.
Ogólnie książka cała zabarwiona jest pewnym rodzajem humoru. Irytował mnie tylko wiek bohaterów, uważam, że książka wypadłaby jeszcze lepiej, gdyby ich postarzyć o te jakieś dwa, trzy lata. Dzięki temu, niektóre wydarzenia czy motywy nie byłby tak sztuczne i przekoloryzowane. Ach, jeszcze jedna rzecz mnie wkurzała, a mianowicie ten nieudolny wątek miłosny. Toż to dopiero było nienaturalne i na siłę, i tutaj najbardziej kłuł w oczy młody wiek bohaterów. No, ale mogę to wybaczyć patrząc przez pryzmat przygód i całokształtu historii.
Tak więc, „Strażnicy Historii. Nadciąga burza” to naprawdę przyjemna pozycja, ociekająca przygodami, humorem i ciekawymi postaciami. Polecam wszystkim lubiącym takie książki oraz podróże w czasie, a nóż historia Jake’a oczaruje was tak, jak oczarowała mnie ;)
Okładka intryguje i przykuwa oko, opis już trochę mniej, a opinie są skrajnie różne i podzielone- ale ja po lekturze mogę powiedzieć tylko jedno: „Strażnicy Historii. Nadciąga burza” to bez dwóch zdań kolejny egmontowski strzał w dziesiątkę.
W książce poznajmy historię Jake’a Djonesa, którego życie w jeden dzień zostaje przewrócone do góry nogami. Jego rodzice znikają, a...
Szczerze powiedziawszy, nie wiem, czego się spodziewałam po tej książce. Zabrałam się za nią tak spontanicznie i nagle, i dobrze zrobiłam. Jestem naprawdę pod dużym wrażeniem pomysłu i pióra pana Quick.
Finley żyje tylko dla koszykówki i swojej dziewczyny Erin. Marzy o tym, by wydostać się wreszcie z miasta, którego z całego serca nienawidzi. Droga do tego celu będzie jednak wyboista i trudna, usiana problemami, ale i pełna wrażeń, dla których warto żyć i osób, które warto poznać, które zmieniają punkt widzenia; historia niby jakich wiele, „typowa obyczajówka” można by pomyśleć. Ale jednak miała w sobie coś takiego, że nie byłam w stanie się od niej oderwać. Przeczytałam ją na zaledwie dwa podejścia, a już po skończeniu chętnie czytałabym dalej.
Bohaterów bardzo polubiłam, Finleya szczególnie. Byli tacy, jakich lubię najbardziej- żywi, prawdziwi, ludzie rodem tych, których znam i na co dzień przebywam. Nadaje to całej historii realistycznego wymiaru i czyni prawdziwą. Finley nie miał w życiu łatwo, ale radzi sobie jak może i to w nim tak bardzo polubiłam- siłę, determinację oraz umiejętność przetrwania. Można o nim powiedzieć, że był zbyt uległy, zbyt cichy, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Nawet przeciwnie- tylko bardziej go lubiłam, bo miał wady, które nieraz i stawały się ważnymi atutami. Erin też była świetna, cały czas miałam wrażenie, że skądś ją znam i dzięki temu jeszcze lepiej mi się o niej czytało. Numer 21 był fantastyczną postacią, autor świetnie go wykreował i wspaniale nim pokierował. Podobało mi się to, że mimo, że bohaterowie mieli ciężkie życie, autor nie zrobił z nich sierotek Marysiek, tylko twardych, młodych ludzi, którzy walczą z przeciwnościami tak, jak umieją.
Podobało mi się to, jak autor pisał o pasji Finleya. Ja, która nienawidzi grać w koszykówkę, czytałam o tym wszystkim z uśmiechem na twarzy i wręcz zaczęłam rozumieć uczucia bohatera względem tego sportu. Ogólnie poruszane jest wiele ważnych tematów, ale subtelnie i powoli- a nie na siłę. Wszystko wypływa na wierzch w odpowiednim czasie i jest dobrze odmierzone. Ani przeładowanie, ani deficyt faktów- tylko idealnie w sam raz.
Mam straszny mętlik w głowie, jeśli chodzi o tą książkę, ale jedno wiem na pewno- polecam ją z czystym sercem. To naprawdę świetna historia, która zakorzeniła się w mojej głowie z niesamowitą siłą. Nie pożałujecie czasu spędzonego z „Niezbędnikiem Obserwatorów Gwiazd”.
Szczerze powiedziawszy, nie wiem, czego się spodziewałam po tej książce. Zabrałam się za nią tak spontanicznie i nagle, i dobrze zrobiłam. Jestem naprawdę pod dużym wrażeniem pomysłu i pióra pana Quick.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toFinley żyje tylko dla koszykówki i swojej dziewczyny Erin. Marzy o tym, by wydostać się wreszcie z miasta, którego z całego serca nienawidzi. Droga do tego celu będzie...