-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać445 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2013-09-27
2013-10-31
"Pójdziesz do papierowych miast i nigdy już nie powrócisz."
Chyba nikomu nie muszę przedstawiać tej książki. Powieści Greena są obecnie mega popularne w blogosferze, więc wątpię, żeby ktoś jeszcze o nich nie słyszał. No to i ja się skusiłam. Po przeczytaniu niezliczonych pozytywnych opinii zamówiłam ją przy okazji jakiś większych zakupów książkowych. Papierowe Miasta musiały trochę poczekać na półce zanim się za nie wzięłam. Czy było warto?
Autor miał na prawdę dobry pomysł na całość. Bohaterowie różnorodni i ciekawi. Margo - na pierwszy rzut oka zbuntowana nastolatka, spontaniczna. Dopiero głębiej znajdujemy prawdziwą ją, czyli niezrozumianą przez wszystkich dziewczynę, która chciała porzucić papierowe miasta. Choć cała akcja w zasadzie kręciła się głównie wokół jej osoby, to nie miałam zbyt wielu okazji by "poczuć" tę postać i się z nią utożsamić.
Za to Quentin podbił moje serce. Wreszcie jakiś zwykły chłopak, który nie jest ideałem, a wszystkie osobniki płci pięknej za nim łażą i wzdychają. Powiem, że to całkiem miła odmiana. Dzięki temu, że to właśnie Q był narratorem, mogłam go lepiej poznać i zrozumieć.
Postaci drugoplanowe również były niczego sobie. Lace i Radar to całkiem sympatyczne tło dla głównych bohaterów. Tak, tło. Nie było o nich za dużo, więc nie można nazwać ich inaczej. Jedynym bohaterem, który potrafił mnie mocno zirytować był Ben. No bo jak można być takim durniem i co chwila walić takie teksty? Chyba, że to ja mam jakieś inne poczucie humoru...
Sama akcja przyznam, że trochę mnie zawiodła... Po tylu pozytywnych recenzjach i przeczytaniu pełnego opisu z tyłu książki liczyłam na coś lepszego. Myślałam, że to podróżowanie po USA będzie rzeczywiście tygodniami spędzonymi w samochodzie i jeżdżeniem z miejsca na miejsce w poszukiwaniu Margo. A ostatecznie to nie było to. Jak dla mnie za dużo siedzenia w domu i rozmyślania, a za mało tego "ciągle w drodze, ciągle na szlaku". Wiem, że nie mogę się czepiać autora, że napisał to nie tak, jak ja tego oczekiwałam, ale to nie zmienia faktu, że mogłoby się po prostu więcej dziać.
Autor używa mocno młodzieżowego języka, co czasami mi trochę przeszkadzało. Za dużo slangu. Takie wyrażenia nie przeszkadzają mi w języku mówionym, ale nie mam ochoty widywać go również w książkach.
Podsumowując Papierowe Miasta to dla mnie książka bardzo dobra, ale nie jakoś szczególnie zachwycająca. Zakończenie mi się bardzo podobało, choć zazwyczaj za otwartymi raczej nie przepadam. Spędziłam miłe chwile podczas czytania tej powieści i możliwe, że kiedyś sięgnę po nią ponownie - może wtedy spodoba mi się bardziej? Was zachęcam do zapoznania się z twórczością pana Greena. Prawdopodobnie będziecie zachwyceni - to tylko ja zawsze jestem jakaś inna i narzekam ;)
"Ludzie tworzą miejsca, a miejsce tworzy ludzi."
Zapraszam do dyskusji na:
http://miedzy-stronnicami.blogspot.com/2013/11/25-papierowe-miasta-john-green.html
"Pójdziesz do papierowych miast i nigdy już nie powrócisz."
Chyba nikomu nie muszę przedstawiać tej książki. Powieści Greena są obecnie mega popularne w blogosferze, więc wątpię, żeby ktoś jeszcze o nich nie słyszał. No to i ja się skusiłam. Po przeczytaniu niezliczonych pozytywnych opinii zamówiłam ją przy okazji jakiś większych zakupów książkowych. Papierowe Miasta...
2013-12-10
"Jednak gdy otwieram oczy, jestem sama. I już wiem, że czekałam za długo."
Za serię Nieśmiertelni po raz pierwszy zabierałam się jakoś w 2011 roku. Przerwałam wtedy po pierwszej części. Z racji, że nie pamiętałam z niej ZUPEŁNIE nic, a na półce leżą jeszcze dwie następne części - postanowiłam po dwóch latach od nowa zacząć czytać. Po średnio udanej przygodzie z książką Miłość od pierwszego kliknięcia [recenzja tutaj], miałam pewne obawy związane z wracaniem do moich dawnych "bestsellerów"... A jak było tym razem?
Ever Bloom jako jedyna przeżyła wypadek samochodowy, w którym zginęli jej rodzice i młodsza siostra. Od tamtego czasu izoluje się od otoczenia poprzez głośnią muzykę i chowanie się pod kapturem. Widzi i słyszy znacznie więcej niż powinna - przez chwilowy dotyk może poznać czyjąś przeszłość, a myśli rówieśników nie są już dla niej tajemnicą.
Jednak w jej życiu pojawia się Damen, który w jakiś sposób wycisza wszystkie obce myśli, a Ever czuje się jak dawniej.
Choć to moje drugie spotkanie z tą książką, to czułam się prawie, jakbym nigdy nie miała jej w rękach. Miałam co prawda czasami jakieś przebłyski typu "rzeczywiście coś takiego było...", ale zdarzało się to niezwykle rzadko. Nie mam pojęcia jak to możliwe, że wszelkie książki tego typu tak szybko zapominam... W końcu to tylko dwa lata!
Dobra. Bohaterowie. Jacy byli? Prości, podobni, mało realni i irytujący. W książce mamy narrację pierwszoosobową, którą "prowadzi" Ever. Masakra. Dawno nie miałam do czynienia z taką infantylną i wolno myślącą bohaterką. Dalej mamy jej najlepszą przyjaciółkę Haven. Według mnie 1) była mocno denerwująca, 2) obrażała się o byle co, 3) zupełnie nie zachowywała się jak przyjaciółka i 4) kto w wieku szesnastu lat zaklepuje chłopaków?!
Często nawet jak dziewczyna mi nie przypasuje, to chłopak jakoś to wynagradza. Tutaj... Eh. Damen jest zdecydowanie za ckliwy, za mało męski. Ten związek to niewypał - w końcu musi tu być jakiś "ktoś" zdecydowany i w miarę inteligentny...
Sama historia ratuję książkę, bo uważam, że jest całkiem ciekawa. Może w trakcie pojawia się trochę nieścisłości i zbyt wiele "zbiegów okoliczności", ale generalnie jest dobrze. Czyta się szybko, cały czas coś się dzieje, a język jest prosty, młodzieżowy. Chwilami miałam wrażenie, że trochę za bardzo, ale nie ma jeszcze tragedii.
Następne tomy przeczytam, bo jestem ciekawa jak to wszystko dalej się rozwinie. I mam nadzieję, że w Błękitnej Godzinie bohaterowie będą bardziej dopracowani i język trochę się poprawi. Bo Alyson Noel miała naprawdę ciekawy pomysł, szkoda tylko, że wykonanie już nie było takie dobre...
Książkę polecam raczej młodszym nastolatkom, które powinny być zadowolone. Osoby mające więcej niż piętnaście lat, na Ever mogą się zawieść. Ja jakoś szczególnie nie żałuję, że przeczytałam, ale nie był to najlepiej wykorzystany czas. Na szczęście książkę pochłonęłam błyskawicznie ;)
"Miłość nie ma sensu."
www. miedzy-stronnicami.blogspot.com
"Jednak gdy otwieram oczy, jestem sama. I już wiem, że czekałam za długo."
Za serię Nieśmiertelni po raz pierwszy zabierałam się jakoś w 2011 roku. Przerwałam wtedy po pierwszej części. Z racji, że nie pamiętałam z niej ZUPEŁNIE nic, a na półce leżą jeszcze dwie następne części - postanowiłam po dwóch latach od nowa zacząć czytać. Po średnio udanej przygodzie z książką...
2013-12-15
"Im wyższe wzniesienie, tym dotkliwszy upadek."
Kolejna książka, którą kiedyśtam czytałam i kompletnie nic z niej nie pamiętam, a że następna część leży na półce to warto by było wziąć się za nią i przeczytać. No i tak właśnie zrobiłam. Jak wrażenia?
Szesnastoletnia Nora ulega urokowi tajemniczego i zabójczo przystojnego Patcha. W momencie gdy pojawia się on w jej życiu, zaczynają dziać się rzeczy, których nie da się wytłumaczyć. Kim tak naprawdę jest Patch?
Na samym początku wspomnę, że Szeptem to zdecydowanie nie jest książka wysokich lotów - przeciwnie, można spokojnie pochłaniać ją wieczorami przy herbacie, czy kawie, nie poświęcając na to zbyt wiele energii. Ot, takie lekkie czytadło.
Sama historia, choć trochę niedopracowana, to nawet wciąga. Jak dla mnie za dużo "zbiegów okoliczności". Generalnie źle nie jest. Głównym wątkiem (jak już wszyscy pewnie się domyślili po okładce) jest miłość dziewczyny do upadłego anioła - czyli nic oryginalnego, mamy teraz takich książek pod dostatkiem i jeszcze więcej.
Nora mnie denerwowała. To taka typowa główna bohaterka w średnich paranormalach - mało inteligenta, cicha i dość porywcza. Choć autorka chyba próbowała zrobić z niej postać silną i potrafiącą strzelić niezłą ripostą, to jej to nie wyszło. Za to Patch był niezły. Co prawda w wielu książkach znajdziemy TAKIEGO chłopaka, to mi się chyba to nigdy nie znudzi. To po prostu chyba mój typ ;)
Vee była całkiem sympatyczną i zabawną wstawką. Tyłka nie urywa, ale to zdecydowanie ciekawa indywidualność...
Zauważyłam w Szeptem dużo schematów i podobieństw do innych książek z tego gatunku. Po pierwsze - Nora i Patch poznają się na lekcji biologii. Coś wam to mówi? Nora googluje informacje o aniołach obdartych ze skrzydeł. Czy ktoś nie robił tego samego, tylko w poszukiwaniach informacji na temat wampirów? Tak w ogóle, skąd takie rzeczy się w internecie niby biorą??? Po prostu można by rzec, że TO JUŻ BYŁO.
Smuci mnie, że autorka potraktowała całą historię upadłych po macoszemu. To był jeden z najciekawszych elementów książki i chciałabym się dowiedzieć więcej na ten temat! No nic, może w następnych częściach ten wątek nie zostanie przerzucony na dalszy plan...
Podsumowując. Czyta się szybko, przyjemnie. To naprawdę nic specjalnego, można znaleźć mnóstwo takich książek, więc nie wiem czy warto zabierać się za serię. Ja będę kontynuować swoją przygodę z Norą i Patchem z czystej ciekawości, ale wy wybierzcie sami. Jeśli nie macie zbyt wiele czasu na czytanie, to bez sensu jest go marnować na tak schematyczną powieść, gdy można sięgnąć po coś lepszego ;)
"- Myślisz, że Biblia jest ścisła? To znaczy: zgodna z prawdą?
- Myślę, że pastor Calvin jest seksy. Jak na czterdziestoparolatka. Tak z grubsza wyglądają moje przekonania religijne."
www.miedzy-stronnicami.blogspot.com
"Im wyższe wzniesienie, tym dotkliwszy upadek."
Kolejna książka, którą kiedyśtam czytałam i kompletnie nic z niej nie pamiętam, a że następna część leży na półce to warto by było wziąć się za nią i przeczytać. No i tak właśnie zrobiłam. Jak wrażenia?
Szesnastoletnia Nora ulega urokowi tajemniczego i zabójczo przystojnego Patcha. W momencie gdy pojawia się on w jej życiu,...
2013-09-20
"Nie narzekaj, że masz pod górkę, skoro zmierzasz na szczyt."
Jedna nie wyobraża sobie życia bez sportu, świetnie pływa i żegluje, druga woli szachy i komputer. Jedna flirtuje i łamie serca, druga nieśmiało czeka na wielką miłość. Jedna lubi pisać listy, druga wstydzi się swojej dysleksji. Dwie siostry, dwa charaktery... jeden chłopak. I nic nie jest takie, jakie wydawało się na początku.
Dlaczego Marzena nie lubi schodów? Komu śnią się syreny i co może się wydarzyć latem na jeziorze?
Gdy czytałam opis tej książki w bibliotece, liczyłam na lekki wakacyjne czytadło młodzieżowe. A co otrzymałam? Świetną powieść o akceptacji samego siebie, trudnej miłości i o siostrzanej lojalności.
Mamy tu zupełnie dwie różne główne bohaterki. Choć są siostrami, często się kłócą i trudno znaleźć im nić porozumienia. Ania jest raczej typem kanapowicza, lubi szachy i matematykę. Za to Marzena, mimo swojej niepełnosprawności jest wysportowana i można by powiedzieć, że wszędzie jej pełno. Podobało mi się w niej to, że nie siedziała i nie użalała się nad swoim losem, tylko brała sprawy w swoje ręce. Bardzo polubiłam te dwie dziewczyny - choć każdą z innego powodu.
W książce jest też wielu innych ciekawych bohaterów. Łukasz jest na początku "tym złym" choć później, gdy coraz bardziej zagłębiamy się w historię i poznajemy go trochę lepiej dowiadujemy się, że jego czyny nie do końca są takie oczywiste. Dalej mamy Krzyśka - niby prawie cała historia kręciła się wokół niego, ale przyznam szczerze, że nie podbił mojego serca. Często wydawał mi się za bardzo bezbarwny. Za to całym sercem pokochałam Jaśka - szkoda, że pojawiał się tak sporadycznie...
Ostatnią postacią, o której chciałabym jeszcze coś napisać jest Qba. Na początku miałam co do niego mieszane uczucia, ale później zaskoczył mnie. Autorka ma naprawdę niesamowity talent do tworzenia ciekawych bohaterów. Tutaj mieliśmy okazję poznać postać, która pozornie wydawała się typem podrywacza niesamowicie pewnego siebie, a dopiero później odkrywaliśmy jego inne oblicze.
Książkę czytało mi się bardzo szybko, pojawiało się w niej wiele wątków, a fabuła nie stała w miejscu. Autorka starała się też wplątać w powieść wiele wartości uniwersalnych oraz to, że nasze życie zależy od nas i nie ważne co się dzieje - zawsze możemy spełniać nasze marzenia. Było też sporo o tolerancji, przyjaźni i pomocy. Uważam, że daje coś pozytywnego naszemu życiu i dzięki temu, że jest taka pozytywna to po przeczytaniu daje sporo radości :)
Jak dla mnie jedynym minusem Telefonów do przyjaciela jest zakończenie. Rozumiem, że autorka chyba chciała dać pole do popisu naszej wyobraźni, ale ja nie lubię jak powieść wygląda na uciętą. Nie wiem nic o żadnej kontynuacji (a bardzo bym chciała takową przeczytać), a szkoda, bo brakuje mi bohaterów i wiadomości o tym jak potoczyły się ich dalsze losy...
Książkę polecam z całego serca. Nie jest gruba, a do tego czyta się ją błyskawicznie. Sądzę, że niezależnie od wieku każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Jest to już moje drugie spotkanie z Panią Łaciną i jak na razie się nie zawiodłam :)
"Nie narzekaj, że masz pod górkę, skoro zmierzasz na szczyt."
Jedna nie wyobraża sobie życia bez sportu, świetnie pływa i żegluje, druga woli szachy i komputer. Jedna flirtuje i łamie serca, druga nieśmiało czeka na wielką miłość. Jedna lubi pisać listy, druga wstydzi się swojej dysleksji. Dwie siostry, dwa charaktery... jeden chłopak. I nic nie jest takie, jakie wydawało...
2013-09-26
"Nie nazwałbym słabością do tego, co piękne. Może z wyjątkiem zamiłowania do ciebie."
O ile pierwsza część serii nie wywołała u mnie jakiegoś większego zachwytu (owszem, podobała mi się, ale nie było to jakieś wielkie WOW), to drugą część szczerze pokochałam.
W Pierścieniu Ognia możemy poznać dalsze losy naszej ukochanej Katniss. Z racji, że w poprzednim tomie nieźle sobie nagrabili z Peetą, teraz muszą za to płacić. Czeka ich turnee po wszystkich dystryktach, które okaże się niezwykle ważne oraz Igrzyska Ćwierćwiecza, które chyba wszystkich zaskoczą. Co z tego wszystkiego wyniknie?
Jednym z niewątpliwych plusów tej książki (i w ogóle całej serii) jest ten niesamowity i niepowtarzalny klimat. Gdy tylko zaczyna się czytać, to od razu z łatwością "wchodzi się" w ten świat. Nie ma tu na pewno liczenia stron do końca - W Pierścieniu ognia się po prostu połyka! W porównaniu do tomu pierwszego, ten mnie urzekł i kiedy zaczęłam, to nie obejrzałam się a czytałam już ostatnią stronę.
"Katniss Everdeen, dziewczyna, która igra z ogniem, wznieciła iskrę, a ta, nieugaszona w porę, podpali całe Panem."
W tym tomie autorka wprowadziła paru nowych bohaterów. Ze wszystkich chyba najbardziej polubiłam Finnicka - niby nie była to jakaś bardzo oryginalna postać, ale za to wyrazista. Z resztą która dziewczyna nie wzdychałaby nad przystojnym wojownikiem? :) Oczywiście Gale, jak poprzednio, znalazł się w gronie moich ulubieńców. Choć jak dla mnie znowu było go za mało... Katniss przy drugim podejściu polubiłam dużo bardziej. Nawet do Peety się trochę przekonałam. Niestety nadal należę do Team Gale, ale wspólne sceny Katniss i Peety nie irytowały mnie tak jak poprzednio i czytało mi się je zdecydowanie przyjemniej.
Akcja w W Pierścieniu Ognia gnała jak szalona, a mi się to bardzo podobało. Raz nawet niechcący tak się zaczytałam, że przegapiłam przystanek na którym miałam wysiąść ;) Jak już do niej przysiadłam to na prawdę nie mogłam się oderwać. Autorka po prostu czaruje - bohaterowie, fabuła, akcja i ten cudowny klimat - wszystko składa się na spójną całość. Strasznie mi szkoda, że został mi już tylko jeden tom do przeczytania. Jestem pewna, że trudno będzie mi się rozstać z moimi ulubionymi bohaterami...
Serię polecam wszystkim - i tym, którzy jeszcze nie czytali (jestem pewna, że się wciągniecie!), i tym, którzy już są po pierwszym tomie. Uwierzcie, że nawet jeśli Igrzyska Śmierci nie porwały was jakoś specjalnie (tak jak mnie) to W Pierścieniu Ognia wciągnie was i nie odda :)
"Nie nazwałbym słabością do tego, co piękne. Może z wyjątkiem zamiłowania do ciebie."
O ile pierwsza część serii nie wywołała u mnie jakiegoś większego zachwytu (owszem, podobała mi się, ale nie było to jakieś wielkie WOW), to drugą część szczerze pokochałam.
W Pierścieniu Ognia możemy poznać dalsze losy naszej ukochanej Katniss. Z racji, że w poprzednim tomie nieźle...
2013-09-23
"Robię tysiące notatek, nie mogę uwierzyć, że Stefan, któremu lekarze kilka miesięcy temu dawali zero szans, żyje, żartuje i próbuje mnie poderwać."
"Czasami wołam w niebo" jest opowieścią o nadziei i miłości, dających człowiekowi siłę w walce z chorobą. Tamara, trzydziestoletnia dziennikarka, dowiaduje się, że jest chora na raka. Wspierana przez męża, Svena, bliskich i przyjaciół, rok zmaga się z chorobą. Swoje doświadczenia utrwala w pamiętniku."
Czasami wołam w niebo zostało mi polecone przez moją mamę. Książki, które mi kiedyś tam podtykała pod nos ostatecznie prawie zawsze dochodziły do listy tych ulubionych. Tak było między innymi z Forrestem Gumpem [KLIK] i My, dzieci z Dworca Zoo. Więc nie zostało mi nic innego, tylko jak najszybciej wziąć się za tę książkę.
Jak już pewnie wcześniej się domyśliliście, książka jest pewnego rodzaju biografią. Znajdziemy w niej wpisy pochodzące z pamiętników Tamary oraz jej męża Svena i maile, listy do rodziny, przyjaciół... Czyli jednym słowem istny misz-masz. Mi te ciągłe zmiany punktów widzenia, podczas przeskakiwania z jednego pamiętnika do drugiego, a potem znowu do listu, akurat się podobały, ale nie wiem czy wszystkim przypadłyby do gustu. Czasami sama trochę się gubiłam, zapominałam kto jest kim i gdzie obecnie się znajduję.
Przyznam, że trochę trudno ocenia mi się książkę tego typu, bo miała ona jeden konkretny cel - przełamać w Polsce temat tabu, jakim jest rak i przybliżenie ludziom jak to wszystko wygląda z punktu widzenia osoby chorej. I dlatego wydaje mi się niewłaściwe oceniać język czy styl pisania, no bo nie o to tutaj chodzi.
Czasami wołam w niebo polecam osobom, które chciałyby się dowiedzieć coś o Tamarze, jej chorobie i tym jak sobie z nią radziła. Przyznam, że książka mnie jakoś szczególnie nie porwała. Oczywiście wzruszyła mnie dość mocno, ale nie wywoływała tak silnych emocji, żebym nie mogła się od niej oderwać. Stwierdzam, że taki przeciętniak. Jeśli lubicie takie historie, to uważam, że warto...
"Robię tysiące notatek, nie mogę uwierzyć, że Stefan, któremu lekarze kilka miesięcy temu dawali zero szans, żyje, żartuje i próbuje mnie poderwać."
"Czasami wołam w niebo" jest opowieścią o nadziei i miłości, dających człowiekowi siłę w walce z chorobą. Tamara, trzydziestoletnia dziennikarka, dowiaduje się, że jest chora na raka. Wspierana przez męża, Svena, bliskich i...
2013-09-17
"- Tak, ale ty jesteś wampirem. Krew nie jest dla ciebie pokarmem. Krew to... krew.
- Bardzo pouczające. [...] Masz więcej takich głębokich przemyśleń? Krew to krew? Toster to toster? Lodowy rożek to lodowy rożek?"
Muszę przyznać, że miałam pewne (co ja piszę... GIGANTYCZNE) obawy co do czwartej części Darów Anioła. Naczytałam się na różnych blogach, że to już nie to samo, że autorka na siłę przeciąga akcję, tylko po to by wydać więcej tomów. A co ja o tym myślę?
Wydawać by się mogło, że od kiedy Jace i Clary dowiedzieli się, że nie są rodzeństwem, a Valentine, ten czarny charakter nie żyje, to teraz wreszcie będzie mogła rozpocząć się sielanka. Nic bardziej mylnego. Co jest powodem koszmarów Jace'a? Kto koniecznie chce mieć Simona po swojej stronie i jak fakt, że jest Chodzącym za dnia i naznaczony Znakiem Kaina, wpłynie na całą sytuację?
Na samym początku muszę przyczepić się do jednej rzeczy... Dlaczego do cholery, prawie w każdym tomie imię Jace'a odmienia się inaczej. Sprawdziłam, cały czas ten sam tłumacz... Czy pani Anna Reszka była nietrzeźwa tłumacząc serię, czy może ma Alzheimer'a? Zupełnie tego nie rozumiem, ale po pewnym czasie zaczęłam po prostu to ignorować. Ale mniejsza z tym.
"To nie będzie konieczne - odezwał się Jace. - Ja sam potrafię doskonale przypilnować Simona, dziękuję. On jest moim neofickim Podziemnym, z którego mogę drwić i nim rządzić, a nie twoim."
Doszło kilku nowych bohaterów, ale niestety nikt jakoś szczególnie ciekawy. Co prawda zainteresowała mnie Camille (głównie przez imię ;)) - szkoda, że było jej tak mało. Lilith też okazała się dość ciekaw postacią, ale pojawiła się w zasadzie tylko w jednej scenie. Oczywiście mamy Jace'a i Clary. Osobno nadal ich uwielbiam, nie uważam, żeby jakoś szczególnie się zmienili. Za to wątek ich wielkiej miłości zaczyna mnie irytować. Nie ma co prawda tu nieprzerwanej sielanki (a wręcz przeciwnie), ale to jak Jace chwilami płaszczy się przed Clary, biadoli, że na nią nie zasługuje i ciągle się kara (oczywiście zrywając kontakty) doprowadzało mnie do szału i miałam ochotę rzucić książką... A reszta postaci cud, miód i orzeszki :D Zwłaszcza Isabelle, którą lubię coraz bardziej z każdym kolejnym tomem.
Co do akcji, to działo się na prawdę sporo. Nie będę tu opisywać żadnych konkretnych wydarzeń, ale uwierzcie mi, że pod tym względem się raczej nie zawiedziecie. Miałam chwile zwątpienia, kiedy rzeczywiście miałam wrażenie, że akcja jest jakaś taka już naciągana. Przynajmniej nie można narzekać, że nic się nie dzieje.
Jak już wcześniej mówiłam, mam dość naszej uroczej pary, która według mnie zajmowała zdecydowanie za dużo miejsca w książce. Ja rozumiem, że główni bohaterowie i w ogóle... Na szczęście było też całkiem sporo Simona i bardzo mi się spodobało to jak rozwinął się jego wątek. ALE ja się pytam gdzie był Magnus i Alec??? Jak pani Clare mogła tak nikczemnie wyrzucić ich na dalszy plan? Co prawda gdzieś tam się pojawili - ale to dla mnie ZA MAŁO.
"- Co to jest?
- Mango. [...] Świetnie, co jeszcze lubisz?
Jace zastanowił się przez chwilę.
- Zupę pomidorową - odparł w końcu.
- Zupę pomidorową? Chcesz zupę pomidorową i mango na kolację?
Jace wzruszył ramionami.
- Na prawdę nie interesuje mnie jedzenie."
Nie wiem czy to dlatego, że się naczytałam tyle, że ta część jest gorsza, czy po prostu tak jest, ale ten magiczny klimat, który towarzyszył mi przy czytaniu pierwszych trzech tomów, nagle się ulotnił. A szkoda. Na szczęście nadal cały czas rozmyślałam o dalszych losach bohaterów i byli dla mnie w jakiś sposób ważni.
Podsumowując, książka na prawdę nie była zła, choć w porównaniu do pozostałych części wypada zdecydowanie gorzej. Czy warto czytać? Nie wiem. Ja osobiście nie przeżyłabym tej świadomości, że przygody Nocnych Łowców skończyły się na Mieście Szkła. Do tego zakończenie tego tomu po prostu mnie powaliło i nie dam rady nie sięgnąć po część następną (która już sobie czeka w koszyku na bonito :D). Tymczasem życzę wam miłego weekendu :)
"- Tak, ale ty jesteś wampirem. Krew nie jest dla ciebie pokarmem. Krew to... krew.
- Bardzo pouczające. [...] Masz więcej takich głębokich przemyśleń? Krew to krew? Toster to toster? Lodowy rożek to lodowy rożek?"
Muszę przyznać, że miałam pewne (co ja piszę... GIGANTYCZNE) obawy co do czwartej części Darów Anioła. Naczytałam się na różnych blogach, że to już nie to samo,...
2013-09-10
"To nie sztuka zdobyć się na bohaterstwo, gdy się jest odważnym. Prawdziwa sztuka, to być tchórzem i zrobić coś bohaterskiego. Właściwie, to odważny może być tylko ten... kto nie jest odważny."
Fantastyczna i przezabawna powieść o polskich trzynastolatkach, nie tylko dla trzynastolatków! Przeczytajcie o przyjaźni, zwariowanych wynalazkach, sztucznej inteligencji, skarbach, duchach, robotach, latającym talerzu...
Do serii Felix, Net i Nika mam ogromny sentyment. Po pierwszą część sięgnęłam chyba w drugiej klasie podstawówki. Wtedy byłam sporo młodsza od bohaterów, a teraz choć jestem sporo starsza to przeczytałam tom pierwszy z nie mniejszym zainteresowaniem.
Muszę przyznać, że pan Kosik napisał świetną książkę. Bohaterowie są w niej jak najbardziej realni, mogłoby się chwilami zdawać, że istnieją na prawdę. Widać było, że każdy był oddzielnie dokładnie przemyślany - dzięki temu, mimo że na początku pojawiło się mnóstwo postaci, nie miałam problemu z ich rozróżnieniem, a zdarza mi się to często.
Kolejną rzeczą jest wielowątkowość fabuły. Co prawda kręci się wokół tematu tytułowego Gangu Niewidzialnych Ludzi, ale w książce znajdziemy mnóstwo innych ciekawych wydarzeń. Mam takie maciupkie wrażenie, że te kilka lat temu (o Jezu... wychodziło by, że prawie dziesięć!), kiedy po raz pierwszy sięgnęłam po tom numer jeden, podobał mi się on trochę bardziej. Wydaje się mi, że jednak nowsze części serii są przystosowane bardziej do mojego wieku, a te pierwsze zawierają wątki, które... hm, mniej mi odpowiadają. I mówię tu głównie o motywie Świętego Mikołaja, który zupełnie mi nie pasował do gatunku science-fiction.
To co najbardziej lubię w tej serii, to możliwość dowiadywania się ciekawych rzeczy z różnych dziedzin. Raczej w innych okolicznościach nie miałabym okazji poczytać o budowie różnych robotów, tworzeniu sztucznej inteligencji i wielu innych. A tutaj to mam i do tego w dość przystępnym (przynajmniej dla mnie) języku.
Ostatecznie mogę powiedzieć, że książka mi się bardzo spodobała, mimo tego małego minusika oraz że czytam ją już któryś raz (trzeci? czwarty?). Zachęcam was serdecznie do sięgnięcia po serię Felix, Net i Nika bo na prawdę warto :)
"To nie sztuka zdobyć się na bohaterstwo, gdy się jest odważnym. Prawdziwa sztuka, to być tchórzem i zrobić coś bohaterskiego. Właściwie, to odważny może być tylko ten... kto nie jest odważny."
Fantastyczna i przezabawna powieść o polskich trzynastolatkach, nie tylko dla trzynastolatków! Przeczytajcie o przyjaźni, zwariowanych wynalazkach, sztucznej inteligencji, skarbach,...
2013-09-09
"Przesz naprzód, krok za krokiem, z nadzieją, że nawet jeśli się cofniesz, to tylko trochę, tak że kiedy znowu ruszysz przed siebie, szybko nadrobisz zaległości."
UWAGA SPOILERY Z POPRZEDNICH CZĘŚCI
Mam na imię Ellie. Coś wam opowiem.
To były nasze najlepsze wakacje. Ale po powrocie zastaliśmy coś, co na zawsze zmieniło nasze życie. Jeszcze nigdy nie mieliśmy takich kłopotów.
Na początku było nas ośmioro, teraz została szóstka. Nie wiemy, co się dzieje z dwójką naszych najlepszych przyjaciół. Umieramy ze strachu i bardzo za nimi tęsknimy. I dlatego, chociaż to niebezpieczne, a nasz plan nie jest idealny, spróbujemy ich odbić, nawet jeśli nie mamy pojęcia co przyniesie jutro.
A ja? Chyba się zakochałam. Nie wiem, czy to najlepszy czas na takie rzeczy.
Miałam pewne obawy przed sięgnięciem po następny tom serii Jutro. Martwiłam się, że to nie będzie już to samo co wcześniej, że cała książka będzie naciągana. Na szczęście tak nie było i nie zawiodłam się! ;)
W drugim tomie dostajemy kolejną pokaźną dawkę różnych emocji, wartkiej akcji i świetnych bohaterów. Zaczynając może od postaci. Wszyscy zaczynają się zmieniać - przystosowywać do nowych warunków. Często możemy czytać o targających ich emocjach, o tym co zmusza ich do robienia rzeczy, których nie śniło im się wcześniej robić. Często łapałam się na myśleniu "ja bym tego nie zrobiła", "nie potrafię tego" i stawianiu się w sytuacji bohaterów. Rozmyślałam wtedy co ja bym zrobiła w danej sytuacji. Przychodziły mi do głowy myśli typu "ja już bym nie żyła" co skłaniało mnie do późniejszej głębszej refleksji nad znaczeniem naszego bezpieczeństwa.
Akacja może nie była aż tak porywająca jak w pierwszej części - nie wiem czy przyzwyczaiłam się po prostu do tego, że ciągle się coś dzieje, czy autor nie miał już tak świetnych pomysłów. Mimo wszystko, było dużo akcji, cały czas mieliśmy okazję, z perspektywy Ellie, obserwować równe akcje dywersyjne, planowanie ich, jak i w miarę spokojne życie bohaterów w Piekle.
"Zabijamy wszystkie gąsienice, a potem narzekamy, że nie ma motyli."
Generalnie to jestem zadowolona i mam nadzieję, że wkrótce będę miała okazję do przeczytania następnego tomu. Jak na razie nie planuję żadnych zakupów książkowych, więc będę musiała chyba poczekać do mikołajek :) W tym czasie zabiorę się za pozostałe nieprzeczytane powieści, które czekają na półce :)
"Przesz naprzód, krok za krokiem, z nadzieją, że nawet jeśli się cofniesz, to tylko trochę, tak że kiedy znowu ruszysz przed siebie, szybko nadrobisz zaległości."
UWAGA SPOILERY Z POPRZEDNICH CZĘŚCI
Mam na imię Ellie. Coś wam opowiem.
To były nasze najlepsze wakacje. Ale po powrocie zastaliśmy coś, co na zawsze zmieniło nasze życie. Jeszcze nigdy nie...
2013-09-05
"-Co to ma być?! Jedno łóżko?!
[...] -Nie zostajemy tu na noc - oznajmił jak gdyby nigdy nic.
- Nie? [...]
- Nie. Zdrzemnę się tylko chwilkę i wyruszamy wieczorem w drogę. Przepraszam, że narobiłem ci nadziei."
Anastazja jest na pozór zwykłą nastolatką, borykającą się z chorobą swojego najlepszego przyjaciela. Kiedy na jej drodze staje tajemniczy Wiktor i składa jej propozycję nie do odrzucenia, życie dziewczyny zostaje wywrócone do góry nogami. Wyrusza z nim w niebezpieczną podróż, by pomóc mu w wykonaniu bardzo ważnego dla niego zadania. Gdy okazuje się, że Wiktor nie jest człowiekiem, Anastazja musi zmierzyć się z szokującą prawdą o sobie i swojej rodzinie. Czy poradzi sobie z tą prawdą? Czy zdoła pomóc Wiktorowi? Czy da szansę uczuciu, jakie zaczyna się między nimi rodzić?
Książkę dostałam od autorki - Kamili Całki. Cieszę się, że do mnie trafiła, podejrzewam, że normalnie nie zwróciłabym na nią uwagi...
Tak to już jest, że bycie wzrokowcem sprawia, że patrzymy najpierw na okładkę książki. A ja jestem typowym wzrokowcem. Gdy tylko powieść wpadła w moje łapska, zaczęłam zachwycać się okładką :) Według mnie jest na prawdę wyjątkowo ładna.
Fabuła była dość ciekawa. Po pierwsze nie czytałam jeszcze żadnego paranormal romance w wykonaniu polskiego autora, a po drugie pani Całka wymyśliła oryginalny świat, w którym pokazuje wampiry trochę inaczej niż w takich typowych amerykańskich książkach. Tutaj cały ten system jest zupełnie inny i naprawdę interesujący.
Bohaterowie byli nieźle wykreowani, całkiem ich polubiłam. Nie mogłam jednak przestać porównywać Wiktora do Jace'a (seria Dary Anioła), choć zewnętrznie byli zupełnie różni to charaktery mieli prawie identyczne. O dziwo jakoś bardzo mi to nie przeszkadzało. Niestety Anastazja potrafiła mnie mocno irytować - czasami zachowywała się po prostu jak blondynka ;) Gdyby nie ona to książkę czytałoby mi się zdecydowanie przyjemniej...
W sumie to polecam - jest to lekkie czytadło, które pochłoniecie ekspresowo. Wciąga tak, że trudno się oderwać. Raz przez nią prawie przegapiłam przystanek, na którym miałam wysiąść ;)
Początek jest średni, ale zakończenie na prawdę mi się podobało. Jestem ciekawa co będzie się działo w drugim tomie, który podobno ma zostać niedługo wydany :)
"Ogień pokochał wodę"
"-Co to ma być?! Jedno łóżko?!
[...] -Nie zostajemy tu na noc - oznajmił jak gdyby nigdy nic.
- Nie? [...]
- Nie. Zdrzemnę się tylko chwilkę i wyruszamy wieczorem w drogę. Przepraszam, że narobiłem ci nadziei."
Anastazja jest na pozór zwykłą nastolatką, borykającą się z chorobą swojego najlepszego przyjaciela. Kiedy na jej drodze staje tajemniczy Wiktor i składa jej...
2013-09-01
"Nazywam się Piotr Kowalski i wbrew temu, co mogłoby sugerować moje imię i nazwisko, jestem bardzo interesującym człowiekiem."
Uwielbiam twórczość Agaty Mańczyk - pisze ona powieści typowo wakacyjne, lekkie i proste w odbiorze. Podczas moich poprzednich spotkań z twórczością autorki ("Duża kieszeń na kłopoty", "Pierwsza noc pod gołym niebem" i "Jajecznica na deszczówce") akcja powieści rozgrywała się zawsze w okresie wakacyjnym - tutaj było inaczej, opisane losy głównych bohaterów rozgrywały się w trakcie roku szkolnego. Czy ta książka podobała mi się równie bardzo jak pozostałe pani Mańczyk?
Było ich trzech, Sznita - wyszczekany i cyniczny do szpiku kości, usiłujący zapracować na opinię największego łobuza okolicy. Flegmatyczny Emeryt - wychowywany na porządnego człowieka, z którym jednak można spodziewać się wyłącznie kłopotów. I Czejen - dobrze zapowiadający się element wywrotowy z warkoczykiem. Przyświecał im jeden cel - dobra zabawa. Do czasu, gdy okazało się, że pech to straszna rzecz.
- opis z okładki
Zacznijmy od tego, że autorka ma niesamowity talent do tworzenia świetnych, pełnokrwistych postaci, które z łatwością już od samego początku można rozróżnić. Uważam, że każdy czytelnik znajdzie bohatera, z którym będzie mógł się utożsamić lub go po prostu polubić. Moim ulubieńcem był zdecydowanie Sznita - sama nie wiem dlaczego, po prostu z całej trójki wydawał mi się najbardziej interesujący :) Ciekawa była też postać Jagody - niby pewna siebie, owijająca facetów wokół palca, a tak naprawdę to kryła się w niej przerażona i zagubiona dziewczynka.
Podobała mi się ta cała zawiłość fabuły, pomysł był naprawdę dobry. Często mam tak, że już w połowie książki wiem jak się ona skończy - tutaj na szczęście tak nie było. Były co prawda pewne domysły, które się sprawdzały, ale nie było to częste zjawisko. Niestety nie udało mi się tak wciągnąć jak w pozostałe książki autorki. Nie czułam jakiejś szczególnej więzi z bohaterami, ani nie miałam uczucia, że MUSZĘ czytać dalej. Była to miła lektura, ale nie powaliła mnie na kolana. A szkoda, bo miałam co do niej wyższe oczekiwania...
"Nic się nie zmieniło, choć jeszcze przed chwilą byłem pewien, że zmieniło się wszystko."
Polecam tę książkę fanom pani Mańczyk, po to tylko, żeby się z nią zapoznać i porównać ją do pozostałych jej powieści. Książka nie jest ideałem, co nie zmienia faktu, że bardzo przyjemnie mi się ją czytało i dzięki niej powoli zaczęłam myśleć o nadchodzącym wrześniu. Ciekawa jestem czy odebrałabym ją inaczej gdybym sięgnęła po nią w środku roku szkolnego?
"Nazywam się Piotr Kowalski i wbrew temu, co mogłoby sugerować moje imię i nazwisko, jestem bardzo interesującym człowiekiem."
Uwielbiam twórczość Agaty Mańczyk - pisze ona powieści typowo wakacyjne, lekkie i proste w odbiorze. Podczas moich poprzednich spotkań z twórczością autorki ("Duża kieszeń na kłopoty", "Pierwsza noc pod gołym niebem" i "Jajecznica na...
2013-08-27
"Z tego co słyszałam, rzeczywiście między wami nic nie było. Ani centymetra miejsca."
Tajemny Krąg udało mi się kupić nad morzem w namiocie z tanią książką w bardzo okazyjnej cenie. Nie wahałam się ani chwili, wzięłam. Czy słusznie?
Cassie, dość skryta dziewczyna, na wyjeździe wakacyjnym dowiaduje się, że na stałe zostaje w Anglii i nie wraca do Kaliforni. Tajemnicze miasteczko New Salem, w którym teraz mieszka, od początku ją przeraża. Do tego już pierwszego dnia szkoły podpadła pewnej grupie dziewczyn, które "rządzą" szkołą. Zakochuje się też w bardzo niewłaściwym chłopaku, z którym nigdy nie będzie mogła być. Jaką tajemnicę odkryje Cassie? Kim w rzeczywistości jest Faya, Diana i reszta osób z tajemniczego klubu?
Muszę przyznać, że uwielbiam książki pani L.J.Smith. Mają taki magiczny klimat, ciekawych bohaterów... Jednak ta nie stała się jedną z moich ulubionych tej autorki. Niestety Cassie - główna bohaterka - często mnie irytowała swoim sposobem myślenia. Była jakaś taka nijaka i mało domyślna - rozwiązywałam połowę "zagadek" zanim ona nawet zaczęła nad nimi rozmyślać. Co do pozostałych postaci, w zasadzie nie mam do czego się przyczepić. W książce było mnóstwo różnorodnych bohaterów: Faya - ta zła, bezuczuciowa, mściwa zołza; Diana - bezinteresowna niesamowicie ciepła osoba (która swoją drogą po pewnym czasie, też zaczęła mnie denerwować - jak można być tak idealnym cały czas?); Adam - przyjacielski, ale jednocześnie tajemniczy - chcę go więcej!
Pomysł na fabułę był ciekawy. Szkoda, że nie była trochę bardziej nieprzewidywalna i wielowątkowa... Za to ponure miasteczko New Salem znajdujące się na wyspie, odcięte od świata; stare domy, dziwna atmosfera... Jak dla mnie świetna sceneria dla książki tego typu.
"Inna niekoniecznie znaczy zła."
Brakowało mi trochę dreszczyku emocji. W kulminacyjnych punktach akcji jakoś nie kołatało mi serce, ani nie czytałam z zapartym tchem. Można powiedzieć, że lektura była przyjemna, ale wcale nie jakoś niesamowicie wciągająca. Najwięcej zaczęło się dziać pod koniec - wtedy najbardziej się wczytałam. Szkoda, że trwało to tak krótko, napis "Ciąg dalszy nastąpi..." zupełnie mnie zaskoczył.
Podsumowując, książka lekka, na dwa czy trzy wieczory. Można przeczytać, ale nie trzeba - jest to raczej pozycja dla mało wymagających czytelników. Ja na pewno wkrótce zabiorę się za część drugą, bo jednak jestem niesamowicie ciekawa dalszych losów Cassie i jej przyjaciół (no i wrogów). Jeśli macie tę książkę gdzieś pod ręką to przeczytajcie - może będziecie mieli na jej temat inne zdanie niż ja :)
"Z tego co słyszałam, rzeczywiście między wami nic nie było. Ani centymetra miejsca."
Tajemny Krąg udało mi się kupić nad morzem w namiocie z tanią książką w bardzo okazyjnej cenie. Nie wahałam się ani chwili, wzięłam. Czy słusznie?
Cassie, dość skryta dziewczyna, na wyjeździe wakacyjnym dowiaduje się, że na stałe zostaje w Anglii i nie wraca do Kaliforni. Tajemnicze...
2013-07-07
"Nie, piekło nie ma nic wspólnego z miejscem - piekło wiąże się z ludźmi. Może to ludzie są piekłem."
Na tę książkę natrafiłam właściwie przypadkiem. Została mi polecona przez koleżankę - wychwalała ją pod niebiosa, więc wzięłam ;). Na początku podeszłam do niej dość sceptycznie, jakoś nie do końca byłam przekonana. Dodatkowo dopadł mnie wtedy lekki kryzys czytelniczy i skończyło się tym, że książka wylądowała nieruszona na półce. W maju.. Dopiero parę dni temu przypomniałam sobie o niej i postanowiłam wreszcie zacząć czytać. No i... wpadłam :)
Grupa nastolatków wybiera się na kilkudniową wycieczkę w góry. Zapuszczają się aż do samego Piekła. Czują się odcięci od świata, patrzą na wszystko z trochę innej perspektywy. A potem... wracają do domu. Okazało się jednak, że to tam znaleźli prawdziwe piekło. Ich miasto zostało napadnięte, a oni musieli zacząć żyć w ukryciu. Czy zdecydują się na powrót w góry, czy może będą chcieli COŚ zrobić?
"Jutro" jest z kategorii "każdy znajdzie tu coś dla siebie". Jest określana jako młodzieżówka, ale to chyba tylko przez wiek bohaterów. Myślę, że nawet jeśli nie masz naście lat, to powieść ci się spodoba. W niecałych trzystu stronach znajdziemy akcję, wątki romantyczne, trochę filozofowania i... prawdziwe życie.
"Lojalność, odwaga, dobroć. Zastanawiam się, czy one też są wynalazkiem człowieka, czy może po prostu są."
Akcja toczy się bardzo szybko, co chwilę coś się dzieje. Są momenty, w których można się pośmiać (oklaski dla Homera!), ale i te wzruszające, czy sprawiające, że nasze tętno przyspiesza. Najlepsze, że te wydarzenia się przeplatają i przeżywamy uczuciowy rollercoaster, zdecydowanie nie ma czasu na nudę. Mimo, że opisy zajmują sporą część książki, autor nie usypia nas, gdyż wszystko wykreował bardzo umiejętnie - czytelnik bez trudu może sobie wyobrazić poszczególne miejsca. Najbardziej chyba lubiłam, gdy bohaterowie znajdowali się w Piekle. Zostało to przedstawione tak obrazowo, że chwilami sama czułam się, jakbym sama znajdowała się w tej dzikiej krainie.
"Jutro" jest naprawdę dla każdego. A wakacje są idealnym momentem, aby się o tym przekonać. Autor oczarowuje swoją historią - choć nigdy nic takiego nie miało miejsca, to sprawia, że my, czytelnicy, zaczynamy w nią wierzyć.
"Nie, piekło nie ma nic wspólnego z miejscem - piekło wiąże się z ludźmi. Może to ludzie są piekłem."
Na tę książkę natrafiłam właściwie przypadkiem. Została mi polecona przez koleżankę - wychwalała ją pod niebiosa, więc wzięłam ;). Na początku podeszłam do niej dość sceptycznie, jakoś nie do końca byłam przekonana. Dodatkowo dopadł mnie wtedy lekki kryzys czytelniczy i...
2013-02
2013-08-19
"Samotność jest czasem drogą, która pozwala osiągnąć wewnętrzny spokój."
Światła Września zalegały od ponad roku na mojej półce. W końcu jednak wzięłam się za jej czytanie. I jaki był tego efekt?
Mamy rok 1937, Normandia. Simone wychowująca dwójkę nastolatków, wprowadza się do domku na cyplu. Wkrótce przyzwyczajają się do specyfiki małego nadmorskiego miasteczka. Na początku powodzi im się bardzo dobrze, można by powiedzieć, że nic im nie brakuje. Niestety pewnego nieszczęsnego dnia niespodziewane morderstwo kończy tę sielankę. Bohaterowie stopniowo odkrywają mroczną tajemnicę Lazaurusa - pryncypała Simone. Jak Irene, Dorian i Ismael poradzą sobie z tajemniczymi cieniami?
"Szkoda czasu na jakiekolwiek próby zmieniania świata, wystarczy uważać, by świat nie zmienił ciebie."
Książka ma liczne zalety - na przykład bardzo umiejętnie i obrazowo opisany świat. Normalnie nie przepadam za ciągnącymi się opisami przyrody i innych widoczków - tutaj jednak autor spisał się na medal, a ja zaczytywałam się w magicznie opisane nadmorskie miasteczko. Dobrą stroną tej powieści byli również bohaterowi - żywi, zdecydowani i prawdziwi. Irene - odważna, uparta i trochę porywcza. Ismael - nastoletni żeglarz, typ samotnika. Jedynie Dorian przy pozostałej dwójce wydawał mi się taki nijaki.
Niestety mimo świetnych opisów i różnorodnych bohaterów, fabuła książki nie powaliła mnie na kolana... Początek książki zapowiadał się bardzo ciekawie. Akcja powoli się rozwijała... No i kiedy już tak całkowicie się rozwinęła, no to przestała mi się podobać. Możliwe, że to książka po prostu nie w moim stylu.
"Na tym świecie cieni i świateł wszyscy, każdy z nas, musimy odnaleźć swoją własną drogę."
Uważam, że jeśli jesteś osobą, która lubi takie pomieszanie fantasy z realizmem, to ta książka na pewno ci się spodoba. Autor używa języka prostego, a za razem takiego, który zauroczy czytelnika. Szkoda, że w momentach największego napięcia, ja ziewałam czy wyglądałam za okno.
Książka zaczyna się i kończy listem. Obie korespondencje niesamowicie mi się podobały. Choć książka na początku bardzo mnie wciągnęłam, a list zakańczający był rewelacyjny, to reszta powieści nie powaliła mnie na kolana. Zaraz po przeczytaniu rozmyślałam dużo nad samą fabułą utworu. Stwierdziłam, że cała historia mogłaby mi się dużo bardziej spodobać gdyby pominąć tę część nierealną (cienie, które władają nad maszynami), a zastąpić ją na przykład cieniami w wersji przenośnej, jako symbol ciemnych dusz złych ludzi. Ja tak bym to widziała. No, ale taka była wizja autora i już nic na to nie poradzę.
Jeśli czytaliście, którąś z książek Zafona to przeczytajcie i tę - warto sobie porównać do pozostałych. U mnie było to pierwsze spotkanie z tym autorem. Nie przeczę, że sięgnę po inne jego powieści - jestem na prawdę ciekawa czy będą utrzymywane w takich samych klimatach jak ta. Zobaczymy ;)
http://miedzy-stronnicami.blogspot.com/2013/08/008-swiata-wrzesnia-carlos-ruiz-zafon.html
"Samotność jest czasem drogą, która pozwala osiągnąć wewnętrzny spokój."
Światła Września zalegały od ponad roku na mojej półce. W końcu jednak wzięłam się za jej czytanie. I jaki był tego efekt?
Mamy rok 1937, Normandia. Simone wychowująca dwójkę nastolatków, wprowadza się do domku na cyplu. Wkrótce przyzwyczajają się do specyfiki małego nadmorskiego miasteczka. Na...
2014-10-22
"Niektóre drogi trzeba pokonywać samotnie."
Mimo, że planowałam po W Pierścieniu Ognia od razu zabrać się za Kosogłosa, musiałam poczekać. Czytałam wtedy jednocześnie Upadki oraz Pamiętnik, więc stwierdziłam, że coś muszę najpierw skończyć. No i padło na Pamiętnik (którego recenzję możecie przeczytać TUTAJ) - skończyłam i od razu wzięłam się za trzeci tom Igrzysk Śmierci.
Czy książka mi się podobała? Zdecydowanie tak. Czy podtrzymała poziom po świetnej drugiej części? Po części... A czy tak długo wyczekiwane zakończenie sprostało moim oczekiwaniom?
W Kosogłosie znaczną część akcji zajmowała oczywiście walka, działo się naprawdę dużo. Czytelnik podczas lektury na pewno nie będzie się nudził - to jest pewne. Zabrakło mi za to tego świetnego klimatu, tego CZEGOŚ. Nie wiem jak to wytłumaczyć. Czytało mi się naprawdę dobrze, ale jakoś inaczej niż poprzednie części. No ale nie słuchajcie mnie - piszę głupoty. Kontynuując, taki był początek - trochę nijaki, inny po prostu. Za to środek książki rozwijał się wyśmienicie. Dużo akcji, dużo Katniss (i jej humorów) i dużo cudownego Finnicka (<3)
Jak już zaczęłam o bohaterach to muszę się rozwinąć moją wypowiedź. Nie wiem dlaczego, ale po prostu rozważania nad charakterami bohaterów, ich motywacjami do różnych działań i innymi "okołopostaciowymi" sprawami, są nieodłączną częścią moich recenzji. Uważam, że książka, która ma najgenialniejszą akcję pod słońcem, a beznadziejnych i słabo wykreowanych bohaterów zawsze będzie dla mnie niewypałem.
Tutaj oczywiście mamy wachlarz różnorodnych postaci. Niezwykle podoba mi się to, że Katniss ma tak dużo wad i ciągle warczy na wszystkich. Dzięki temu staje się po prostu żywym człowiekiem. Nie jest nijaka, cały czas wywołuje emocje w czytelniku (do tego całkiem skrajne emocje).
"Więc kiedy szepce:
- Kochasz mnie. Prawda czy fałsz?
Odpowiadam:
- Prawda."
Bardzo podobała mi się w tej części zmiana zachowania Peety. Trochę Katniss ukręcił nosa (nie ważne, że niespecjalnie...) i wreszcie ich relacja stała się jakaś. Pierwszy raz na prawdę miło czytało mi się wszystkie ich wspólne sceny. Szkoda tylko, że dopiero w ostatniej części... No i oficjalnie stałam się Team Peeta ;)
Pewnie jesteście ciekawi jak spodobał mi się finał? Szczerze to... średnio. Nie chodzi mi o to, że nie odpowiada mi jak się te wszystkie sprawy później potoczyły - z tym jest wszystko dobrze. Nie podoba mi się to, jak autorka przedstawiła to czytelnikowi. Sądzę, że epilog, który wyskakuje parenaście (albo coś koło tego) lat do przodu i pokazuje co i jak, jest zbędny. Choć pewnie, ja jak to ja, i tak bym narzekała - wtedy na to, że nie wiem jak się skończyło.
Kolejna rzecz, która mnie załamała. Nie rozumiem jak Collins mogła uśmiercić moje ulubione postaci?!?! Oczywiście nie zdradzę wam kogo, żeby nie spojlerować...
Jejku, ale ta recenzja jest niespójna i pogmatwana. Kosogłos wywołał, we mnie tak skrajne uczucia, że nadal nie do końca wiem co o nim sądzić. Pewne jest to, że ryje mózg. I to tak porządnie. I do tego lepiej niż wiele książek opartych na faktach. Choć minął już jakiś czas od kiedy ją przeczytałam, to nadal to wszystko kotłuje mi się w głowie. Żałuje, że to już koniec... Ale na pewno jeszcze wielokrotnie będę powracać do tej serii. Kurcze, kończę bo zaraz się rozkleję i zapłaczę klawiaturę. Przed przeczytaniem pierwszej części, a nawet już po jej lekturze, nie spodziewałam się, że tak silnie zwiążę się Igrzyskami.
"Niektóre drogi trzeba pokonywać samotnie."
Mimo, że planowałam po W Pierścieniu Ognia od razu zabrać się za Kosogłosa, musiałam poczekać. Czytałam wtedy jednocześnie Upadki oraz Pamiętnik, więc stwierdziłam, że coś muszę najpierw skończyć. No i padło na Pamiętnik (którego recenzję możecie przeczytać TUTAJ) - skończyłam i od razu wzięłam się za trzeci tom Igrzysk...
2013-07-14
"- Nie zakochałeś się jeszcze w niewłaściwej osobie?
- Niestety, moją jedyną miłością pozostaję ja sam.
- Przynajmniej nie martwisz się o odrzucenie, chłopcze.
- Niekoniecznie. Od czasu do czasu się odtrącam, żeby było ciekawiej."
Książka "Miasto Kości" jest pierwszą z trylogii Dary Anioła. Słyszałam o niej od dłuższego czasu, jednak dopiero gdy dostałam ją na urodziny postanowiłam ją przeczytać. No i nie zawiodłam się :)
W powieści mamy przedstawioną historię pewnej na pozór normalnej dziewczyny - Clary. Chodziła do normalnej szkoły, miała normalnych przyjaciół... Jednak pewnego dnia wraz ze swoim najlepszym przyjacielem Simonem wybrała się do Pandemonium - klubu, w którym jej życie kompletnie się zmieniło. Z czasem dowiadywała się, że jej dotychczasowe życie było tylko złudzeniem - jej matka nagle wydała się kimś zupełnie obcym. Zaczęła odzyskiwać Wzrok...
Według mnie książka baaaardzo wciągająca, czyta się ją szybko, a już po kilku rozdziałach czujemy się emocjonalnie związani z bohaterami. Jedyne co mi się średnio spodobało to jej zakończenie - ale to już tylko wam pozostało oceniać ;) Ja już nie mogę się doczekać, aż pochłonę kolejną część. Spodziewajcie się wkrótce recenzji tomu drugiego.
Podsumowując... POLECAM! :D
"- Nie zakochałeś się jeszcze w niewłaściwej osobie?
- Niestety, moją jedyną miłością pozostaję ja sam.
- Przynajmniej nie martwisz się o odrzucenie, chłopcze.
- Niekoniecznie. Od czasu do czasu się odtrącam, żeby było ciekawiej."
Książka "Miasto Kości" jest pierwszą z trylogii Dary Anioła. Słyszałam o niej od dłuższego czasu, jednak dopiero gdy dostałam ją na urodziny...
2013-07-17
"- Nie pocałuję Przyziemnego - oświadczył Jace. - Wolę raczej zostać tu na zawsze i gnić.
- Na zawsze? - powtórzył Simon. - To strasznie długo.
Jace uniósł brwi
- Wiedziałem. Chcesz mnie pocałować, tak?"
Wczoraj skończyłam czytać drugą część serii "Dary Anioła". Muszę powiedzieć, że "Miasto Popiołów" bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło :) Jakoś często u mnie bywa tak, że gdy pierwsze części bardzo mi się podobają i robią na mnie duże wrażenie to następne nie są już takie świetne. Kto wie, to może przez to, że moje wymagania do następnego tomu znacznie się zwiększają? Jak na razie ta kwestia pozostanie dla mnie tajemnicą :)
"-Powiedź Isabelle, że nie.
-Ale ona uważa, że to dobry pomysł - zaprotestował Alec.
-Więc powiedz jej nie dwa razy."
Co znajdziemy w "Mieście Popiołów"? Ja przede wszystkim zwróciłam uwagę na to, że wreszcie wyjaśnił się opis znajdujący się z tyłu pierwszego tomu: "Dziewczyna ze skłonnością do wpadania w tarapaty, wampir, który zmaga się ze swoją mroczną naturą, półanioł, pogromca demonów...". No bo o jakiego wampira mogło chodzić? Nie pojawił się żaden szczególny, którego można by uznać za jednego z głównych bohaterów... No i w połowie drugiego tomu zagadka się wyjaśnia :)
Druga sprawa. W tej części działo się zdecydowanie więcej niż w poprzedniej. Kłopoty Jace'a z Clave, ciągłe miłosne rozterki Clary, historia z Simonem, Clary powoli ucząca walki z demonami i Valentine, który próbował przeciągnąć syna na swoją stronę. A co do syna... już nie jestem taka pewna czy Jace jest spokrewniony z Clary. Co prawda od chwili gdy pod koniec poprzedniego tomu dowiedzieliśmy się o ich więzach krwi miałam co do tego wątpliwości, ale nie byłam pewna... Teraz sądzę, że jest to bardzo wysoce prawdopodobne :D
" - Mam wrażenie, że nie wybaczyła mi, że cię zdradziłem - powiedział z uśmiechem Alec.
- Dobra dziewczyna - skomentował Jace.
- Nie zdradziłem cię, idioto.
- Liczą się intencje."
W poprzedniej części bardzo lubiłam Clary, jednak teraz zaczęła mnie trochę irytować. Chwilami miałam ochotę wykrzyczeć "Ogarnij i zdecyduj się dziewczyno!". Simona uwielbiałam od samego początku - czasem kojarzył mi się z wiernym spanielem. Wybacz Simon! A Jace... Zdecydowanie moja ulubiona postać. Trafne odzywki, sarkazm, cała ta otoczka buntownika, a w środku samotny, wrażliwy i zagubiony chłopak - kto by go nie kochał???
Dodatkowo mam wrażenie, że język pani Cassandry stał się bardziej plastyczny i czytało mi się dużo lepiej. Jakoś tak wydawało mi się, że w zależności od sytuacji atmosfera się zmieniła właśnie dzięki umiejętnym posługiwaniem się językiem przez autorkę. A może to zasługa tłumacza? :) Kto wie...
Podsumowując mogę napisać, że serię Dary Anioła polecam z czystym sercem każdemu, kto lubi paranormal romance, ale nie tylko. Sądzę, że osoby, które nie miały większej styczności z książkami tego typu też powinny być zadowolone. W końcu trzeba próbować nowych rzeczy!
" Z drugiej strony to był Jace. Wszcząłby bójkę z ciężarówką, gdyby naszła by go taka ochota"
"- Nie pocałuję Przyziemnego - oświadczył Jace. - Wolę raczej zostać tu na zawsze i gnić.
- Na zawsze? - powtórzył Simon. - To strasznie długo.
Jace uniósł brwi
- Wiedziałem. Chcesz mnie pocałować, tak?"
Wczoraj skończyłam czytać drugą część serii "Dary Anioła". Muszę powiedzieć, że "Miasto Popiołów" bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło :) Jakoś często u mnie bywa tak, że...
"Żyć powoli, na tym polega tajemnica szczęścia."
Kiedy mały Momo podkrada smakołyki w sklepie pana Ibrahima, nawet nie podejrzewa, że stary Arab, który tak na prawdę nie jest Arabem, stanie się wkrótce jego przyjacielem i duchowym przewodnikiem."
Przed przeczytaniem Pana Ibrahima i Kwiaty Koranu miałam do niej dość spore wymagania. Chciałam coś wzruszającego, mądrego i z pewnym morałem. Jednak dostałam zupełnie coś innego, niż się spodziewałam i... niestety się zwiodłam.
Pana Schmitta znałam wcześniej tylko z Oskara i Pani Róży - jednej z moich ulubionych książek, którą wspominałam długo po przeczytaniu. Zbierałam się długo długo do sięgnięcia po inne opowiadanie tegoż autora, ale w końcu natrafiłam na Pana Ibrahima... Przeczytałam ją w niespełna jeden dzień - była na prawdę cieniutka, a wzrok tylko śmigał po tekście.
Mamy tu tylko kilkoro bohaterów i niestety żaden nie przypadł mi do gustu. Wszyscy byli pobieżnie opisani i tacy jacyś nierealni. Były takie momenty, że zupełnie nie wiedziałam co kieruje bohaterami, dlaczego robią coś tak, a nie inaczej. Miałam wrażenie, że autor nie dał mi, ani ich dobrze poznać, ani polubić.
Kolejna rzecz, która nie do końca mi się spodobała, to fabuła. Chwilami była tak surrealistyczna, że byłam pewna, że cała ta historia została wyssana z palca. Choć całą książkę czytało mi się szybko, to cała jej treść mnie męczyła i lektura wcale nie była przyjemna.
Plusem tej książki było zdecydowanie zakończenie. Spodobało mi się to jak autor pociągnął historię Momo i pokazał jego w zasadzie już normalną przyszłość. Gdyby opowiadanie zostało napisane tak jak jego zakończenie, to spodobałoby mi się zdecydowanie bardziej. Niestety raczej nie polecam, chyba że lubicie takie surrealistyczne klimaty. Ja jednak wolę teraz wrócić do moich ulubionych gatunków i nie marnować czasu (którego i tak mam mało) na książki, które mogą się nie sprawdzić.
"Żyć powoli, na tym polega tajemnica szczęścia."
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toKiedy mały Momo podkrada smakołyki w sklepie pana Ibrahima, nawet nie podejrzewa, że stary Arab, który tak na prawdę nie jest Arabem, stanie się wkrótce jego przyjacielem i duchowym przewodnikiem."
Przed przeczytaniem Pana Ibrahima i Kwiaty Koranu miałam do niej dość spore wymagania. Chciałam coś wzruszającego, mądrego i z...