-
Artykuły„Małe jest piękne! Siedem prac detektywa Ząbka”, czyli rozrywka dla młodszych (i starszych!)Ewa Cieślik1
-
ArtykułyKolejny nokaut w wykonaniu królowej romansu, Emily Henry!LubimyCzytać2
-
Artykuły60 lat Muminków w Polsce! Nowe wydanie „W dolinie Muminków” z okazji jubileuszuLubimyCzytać2
-
Artykuły10 milionów sprzedanych egzemplarzy Remigiusza Mroza. Rozmawiamy z najpoczytniejszym polskim autoremKonrad Wrzesiński14
Biblioteczka
2015-09-13
2015-09-12
2015-03-23
Książki Diany Wynne Jones doskonale prezentują różnicę pomiędzy dobrymi książkami dla dzieci a po prostu dobrą literaturą.
Są książki, które uwielbiałam jako dziecko, ale jako dorosła osoba w życiu nie byłabym w stanie ich przetrawić. Aktualnie mając już ponad 20 lat na karku, zagłębiłam się w światy Chrestomanchiego z zapałem dziecka. I jestem nim oczarowana.
Co prawda rozumiem więcej i zwróciłam uwagę na więcej rzeczy niż dziecko - chociażby na dość traumatyczne wątki przewijające się przez większość książek tej serii - ale to, że moja perspektywa jest szersza nie odcięło mi dostępu do zabawy z książkami. I właśnie dlatego uważam, że Światy Chrestomanchiego, z "Żywotami", które są chyba najlepszą częścią ze wszystkich, to po prostu kawał dobrej literatury, niezależnie od tego czy ma się lat 6, 16 czy 60.
Książki Diany Wynne Jones doskonale prezentują różnicę pomiędzy dobrymi książkami dla dzieci a po prostu dobrą literaturą.
Są książki, które uwielbiałam jako dziecko, ale jako dorosła osoba w życiu nie byłabym w stanie ich przetrawić. Aktualnie mając już ponad 20 lat na karku, zagłębiłam się w światy Chrestomanchiego z zapałem dziecka. I jestem nim oczarowana.
Co prawda...
2015-03-22
Czytając tę książkę należy mieć na uwadze, że po pierwsze była to powieść w odcinkach, po drugie zaś: że nie została skończona.
Bezwzględnie autor dążył do jakiejś akcji, zapowiadał jej istnienie i ciążył ku niej, mimo wszystko jednak całość wydaje się nieco chaotyczna i lekko niespójna - czasami pewne informacje są powtarzane, jakby czytelnik miał o nich zapomnieć, albo jakby narrator zapomniał, że o nich napisał.
Nie wydaje mi się to jednak bynajmniej wadą: cała książka jest wspomnieniami nieudacznika, który do sukcesów w życiu dochodził jedynie poprzez łóżko - to, że narracja jest chaotyczna, wątek czasem się urywa wydaje mi się jak najbardziej na miejscu. Podobnie nieco siermiężny styl, nieokrzesany.
Powieść w żadnym stopniu nie jest grzeczna. Mimo wszystko jednak nie jest to wulgarność spod znaku Cohena, która wywraca mózg na lewą stronę: wulgarność tej książki jest zwykła, ukazuje po prostu bez osłony czy makijażu materialistyczny i przyziemny świat, gdzie seks jest niezwykle ważny - tak samo jak pieniądze i sława.
Jedyne co w tym postczytelniczym zachwycie mogę książce zarzucić, to to, że się urywa, kiedy ja bym chciała jeszcze. I chciałabym wiedzieć co się stało. I och, te plotki! Ostatnia część brzmi tak, jakby plotkarskie postacie Jane Austen zmiksować gdzieś z hrabią Henrym z "Portretu Doriana Greya", co sprawia, że jestem totalnie zakochana tak w tej części jak i w postaci lady Iny.
Czytając tę książkę należy mieć na uwadze, że po pierwsze była to powieść w odcinkach, po drugie zaś: że nie została skończona.
Bezwzględnie autor dążył do jakiejś akcji, zapowiadał jej istnienie i ciążył ku niej, mimo wszystko jednak całość wydaje się nieco chaotyczna i lekko niespójna - czasami pewne informacje są powtarzane, jakby czytelnik miał o nich zapomnieć, albo...
2014-05-06
2014-05-02
Jedna z lepszych części Sandmana, z którą miałam przyjemność obcować. Przede wszystkim pojawiają się tu moje ulubione postacie, na przykład Lucyfer. Poza tym dotykają problemu, który zawsze uważałam za fascynujący - tego czym jest i w jaki sposób funkcjonuje Piekło.
Jedna z lepszych części Sandmana, z którą miałam przyjemność obcować. Przede wszystkim pojawiają się tu moje ulubione postacie, na przykład Lucyfer. Poza tym dotykają problemu, który zawsze uważałam za fascynujący - tego czym jest i w jaki sposób funkcjonuje Piekło.
Pokaż mimo to2014-04-27
Od dawna już miałam zabrać się do czytania "Skrytobójcy" aczkolwiek w jakiś sposób udawało mi się decyzję o rozpoczęciu sagi odkładać i odkładać w nieskończoność. W końcu jednak przyszły święta, znudzona postanowiłam coś ze sobą zrobić i sięgnęłam po nią.
Na początku książka ani mnie nie zachwyciła ani nie porwała, wręcz wydawała mi się nieco dziecinna - zapewne z powodu nazw własnych i imion, które tłumaczone na polski przypominały mi tłumaczenie "Władcy Pierścienia" Łozińskiego. Potem jednak przyzwyczaiłam się do nazw własnych, do imion i jakoś poleciało.
Książkę koniec końców przeczytałam w ciągu 24 godzin, praktycznie jednym tchem, po czym zniecierpliwiona nie mogłam doczekać się, aż dostanę w swoje dłonie kontynuację. Właściwie sama nie jestem pewna, co do końca zachwyciło mnie w tej książce. Jest dojrzała pod względem intryg, prowadzenia fabuły, opisów i samego stylu pisania a wstawki z kroniki to chyba mój ulubiony zabieg literacki. Poza tym nie ma w książce ani jednej postaci, która by mnie irytowała, poza tymi, które od początku były kreowane tak, by irytować czytelnika.
Na swój sposób książka jest przewidywalna: znajdujemy tu wszelkie punkty, jakie taka baśniowo-przygodowa książka mieć powinna. Z drugiej strony pewne jej aspekty są nieco zaskakujące i pewnych wydarzeń się jednak nie spodziewałam.
Poza tym jest oczywiście postać Błazna, którą uwielbiam, choć właściwie wiele o nim nie ma w książce.
Nie dało się również nie zauważyć pewnych subtelnych podobieństw, jakie ta książka ma z sagą Pieśni Lodu i Ognia. Mimo tego, że ta książka to w porównaniu z powieściami Martina praktycznie bajka, brak przekleństw i obsceniczności wcale nie sprawił, że uznałam ją za mniej realną - wręcz przeciwnie, w porównaniu z sagą Martina powieść Robin Hobb wydaje się być dużo bardziej dojrzała i przede wszystkim: dużo bardziej przemyślana i szczegółowa.
Już nie mogę się doczekać, żeby sięgnąć po kolejną część, także póki co szczerze mogę serię polecić fanom fantastyki.
Od dawna już miałam zabrać się do czytania "Skrytobójcy" aczkolwiek w jakiś sposób udawało mi się decyzję o rozpoczęciu sagi odkładać i odkładać w nieskończoność. W końcu jednak przyszły święta, znudzona postanowiłam coś ze sobą zrobić i sięgnęłam po nią.
Na początku książka ani mnie nie zachwyciła ani nie porwała, wręcz wydawała mi się nieco dziecinna - zapewne z powodu...
Gdybym teraz sięgnęła po tą książkę, zapewne szybciej zabiłabym się jej grzbietem, niż z przyjemnością dobrnęła do końca, a przecież książka jest cieniutka. Jednakże, kiedy czytałam pierwszą część Harrego Pottera miałam około jedenastu, dziesięciu lat. Oznaczało to grubsza, że zostałam porwana w magiczny świat czarownic, mioteł i spełniających się marzeń.
Przyznaję się bez bicia: jako dziecko czekałam z nadzieją na list z Hogwartu, który zmieni moje życie całkowicie. Chciałam, żeby spełniła się historia małej czarodziejki w moim własnym wydaniu. Jak można się domyślić, list nie przyszedł, a ja z czasem przestałam wierzyć lub też mieć nadzieję, że istnieje peron, z którego dzieci odjeżdżają do szkoły marzeń.
Nie oznacza to jednak, że wyrosłam z fikcji literackiej. Po prostu zmieniły mi się priorytety. Wiem, że moja umiejętność odbierania książek wszystkimi zmysłami, wzięła się właśnie z tej dziecięcej pasji, która pchała mnie przez kolejne książki o młodym czarodzieju.
Ta seria dorastała ze mną, rok po roku. Chociaż ostatnia część już całkowicie wychodziła poza moje gusta, jeśli idzie o literaturę, musiałam ją przeczytać, żeby dopełnić legendę... I tak należy patrzeć na tą książkę. Uważam, że tacy ludzie, jak ja, właśnie w tym wieku, mają największe szczęście. Niesamowitym uczuciem jest dorastać razem z książką. Nie ma znaczenia, że może potem zostać okrzyknięta kiczem wszech czasów i zjadaczem mózgu. Dla mnie będzie to ikona mojego dzieciństwa i założę się, że mając swoje dzieci, będzie to jedna z pierwszych książek, jakie będę im czytać. I Harry Potter będzie gościł na moich półkach. Niewątpliwie.
Gdybym teraz sięgnęła po tą książkę, zapewne szybciej zabiłabym się jej grzbietem, niż z przyjemnością dobrnęła do końca, a przecież książka jest cieniutka. Jednakże, kiedy czytałam pierwszą część Harrego Pottera miałam około jedenastu, dziesięciu lat. Oznaczało to grubsza, że zostałam porwana w magiczny świat czarownic, mioteł i spełniających się marzeń.
Przyznaję się...
2014-02-19
2014-01-27
Jest kilka rzeczy, które należy wiedzieć o tej książce, zanim się po nią sięgnie.
Przede wszystkim - ma ona ponad 800 stron. Jeśli dla kogoś nie stanowi to przeszkody, a wręcz zachętę, może spokojnie czytać dalej. Jeśli już ten fakt wywołuje w czytelniku lekką konsternację, z czystym sumieniem mogę powiedzieć: to nie książka dla Ciebie.
Podstawowym kryterium jest tu nie tylko objętość książki, ale również styl, w jakim jest napisana. Rynek pełen jest książek krótszych, które czyta się dużo łatwiej, bowiem prawdą jest, że nie zawsze książka ta jest lekka.
Jeśli ktoś nie jest fanem kryminałów, makabry, książek pełnych krwi, brutalności i bądźmy szczerzy - zła dla samego zła - ta książka również nie jest dla was.
"Wydział Zabójstw" jest czymś, co na pewnym etapie powinien chyba przeczytać każdy fan kryminałów. Szczególnie taki, który podobnie jak ja, większość fabuł serialów kryminalnych zna na pamięć, jest w stanie albo od razu przewidzieć plottwis, albo kiedy już następuje, wcale nie być nim zdziwiony.
Jest to pozycja dla ludzi, którym powoli nudzi się schemat utartych kryminałów, gdzie logika ustępuje miejsca odpowiedniej fabule i szokowaniu widza.
Głównie dlatego, że "Wydział Zabójstw" jest nie dziełem fikcyjnym, które kazałoby nam się zastanowić nad stanem psychicznym autora, a reportażem opartym na doświadczeniach młodego dziennikarza, który przez cały 1988 rok chodził krok w krok za detektywami wydziału zabójstw Baltimore i spisywał ich doświadczenia.
Nie znajdziemy tam bohaterów, którzy znajdują rozwiązania każdej napotkanej zagadki - co więcej, mało jest w tej książce faktycznych zagadek, więc jeśli tego szukacie, również możecie sobie odpuścić tę pozycję.
Co za to można w książce niewątpliwie znaleźć? Cudowny wgląd w osobliwą kulturę policyjną, zdominowaną przez mężczyzn, którzy muszą radzić sobie na swój własny sposób z otaczającą ich rzeczywistością - a czynią to najczęściej mało wyszukanym humorem i realnym, ale i brutalnym spojrzeniem na rzeczywistość.
Możemy znaleźć tam dobry i dokładny opis policyjnej pracy i tego jak wygląda naprawdę, nie wypaczona przez konieczność zainteresowania czytelnika lub widza niuansami fabularnymi przekłamującymi rzeczywistość.
Ale możemy również znaleźć kawał naprawdę dobrej literatury. Cudowną narrację, która czasami jest nieco ciężka, a czasami naprawdę porywająca.
Osobliwe postacie, które pod koniec książki zdają się być praktycznie naszymi znajomymi, kogoś, kogo pozdrowilibyśmy serdecznie na ulicy, i z którymi - żeby być szczerym - naprawdę ciężko się rozstać.
Przeczytanie tej książki zajęło mi dużo czasu - czy to z powodu jej ciężkiego tematu, objętości czy moich osobistych problemów, które do niedawna miałam z kończeniem swoich lektur. Prawda jest jednak taka, że od połowy nie mogłam się wręcz od niej oderwać, a teraz, kiedy już ją skończyłam, zapadłam na coś, co można spokojnie nazwać literackim kacem. Spoglądam na książkę, nie wierząc i nie chcąc wierzyć, że to już koniec, że więcej nie będzie. Żałując, że nigdy nie będzie mi dane poznać ich bohaterów, że nie mogę dowiedzieć się o nich czegoś więcej. Uświadamiam sobie, że 800 stron to za mało, że chcę jeszcze. A wydaje mi się, że jeśli o jakiejkolwiek książce po 800 stronach, można powiedzieć "za mało!", jest to pozycja wybitna.
Jest kilka rzeczy, które należy wiedzieć o tej książce, zanim się po nią sięgnie.
Przede wszystkim - ma ona ponad 800 stron. Jeśli dla kogoś nie stanowi to przeszkody, a wręcz zachętę, może spokojnie czytać dalej. Jeśli już ten fakt wywołuje w czytelniku lekką konsternację, z czystym sumieniem mogę powiedzieć: to nie książka dla Ciebie.
Podstawowym kryterium jest tu nie...
2011-11-01
2013-05-17
Nigdy nie byłam fanką komiksów. Słowo pisane, samo w sobie, było dla mnie o wiele bardziej zrozumiałym estetycznym medium przekazu opowieści. Kiedyś jednak sięgnęłam, zupełnym przypadkiem, po jeden z komiksów Gaimana (M jak Magia) i odkryłam, że istnieją komiksy, które mi się podobają.
A potem zaciekawiona sławą Sandmana, sięgnęłam i po niego.
I utonęłam.
Świat Sandmana ze swoim specyficznym, czarnym humorem, groteską, okropieństwami, horrorami i dewiacjami jest przy całym swoim mroku także hipnotyzujący.
I chociaż w "Śnieniu" nie pojawia się ani Sandman ani Śmierć, jak dla mnie dwie najbardziej charakterystyczne postacie w tym uniwersum, pojawiają się inne, które okazują się być równie ciekawe i równie zajmujące.
Czy jest to coś godnego polecenia? Jak najbardziej.
Czy jest warte swojej ceny? W mojej opinii: owszem.
Nigdy nie byłam fanką komiksów. Słowo pisane, samo w sobie, było dla mnie o wiele bardziej zrozumiałym estetycznym medium przekazu opowieści. Kiedyś jednak sięgnęłam, zupełnym przypadkiem, po jeden z komiksów Gaimana (M jak Magia) i odkryłam, że istnieją komiksy, które mi się podobają.
A potem zaciekawiona sławą Sandmana, sięgnęłam i po niego.
I utonęłam.
Świat Sandmana...
2013-03-27
Bezsprzecznie najlepsza książka, jaką ostatnio czytałam. Co prawda patrząc na lektury, po jakie sięgałam ostatnimi czasy nie jest to jakiś wielki wyczyn, mimo wszystko Extensa okazała się być jedną z najlepszych książek, jakie kiedykolwiek czytałam.
Bezsprzecznie najlepsza książka, jaką ostatnio czytałam. Co prawda patrząc na lektury, po jakie sięgałam ostatnimi czasy nie jest to jakiś wielki wyczyn, mimo wszystko Extensa okazała się być jedną z najlepszych książek, jakie kiedykolwiek czytałam.
Pokaż mimo to
Moja przygoda z panem Dahlem rozpoczęła się w czasie, kiedy tak naprawdę powinna się już kończyć. Zamiast czytelniczki, która w wieku 6-ciu lat zachwycałaby się opowieściami jak każde dziecko, sięgnęłam po jego książki mając 13. Co więcej, książki tego autora podobały mi się bardziej niż wszystkie oznaczone jako czytadła dla nastolatek "Pamiętniki Księżniczki" i inne tego typu rzeczy.
A moją ulubioną książką była właśnie Matylda. Do tej pory nie wiem czemu tak na dobrą sprawę. Po prostu uwielbiałam te książkę, mimo, że wiedziałam, że jestem na nią odrobinę za stara. Mimo to potrafiłam docenić jej kunszt, swobodę języka i cudowną fabułę.
Moja przygoda z panem Dahlem rozpoczęła się w czasie, kiedy tak naprawdę powinna się już kończyć. Zamiast czytelniczki, która w wieku 6-ciu lat zachwycałaby się opowieściami jak każde dziecko, sięgnęłam po jego książki mając 13. Co więcej, książki tego autora podobały mi się bardziej niż wszystkie oznaczone jako czytadła dla nastolatek "Pamiętniki Księżniczki" i inne tego...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ja może nie jestem i nigdy nie będę sprawiedliwa dla tej serii. Uwielbienie dla niej zaszczepiła we mnie moja rodzicielka i niesamowicie jest dzielić razem z nią wrażenia z czytania.
Nie jestem w stanie wypowiedzieć się na temat tej jednej konkretnej książki, ponieważ całą serię przeczytałam dosłownie w tydzień - co sprawiło, że mam trudności z rozróżnieniem co działo się w której części.
Robin Hobb moim zdaniem tworzy naprawdę dobre postacie. Co najpiękniejsze, nigdy nie są one w pełni czarno-białe, zawsze balansują gdzieś w odcieniach szarości, za co naprawdę trudno je wpasować w jakiś konkretny kanon.
Jest to literatura dość łatwa mimo wszystko, powiedziałabym, że młodzieżowa. Ale jak na taką literaturę, jest naprawdę dobra: czytałam wszystko jednym tchem.
Ja może nie jestem i nigdy nie będę sprawiedliwa dla tej serii. Uwielbienie dla niej zaszczepiła we mnie moja rodzicielka i niesamowicie jest dzielić razem z nią wrażenia z czytania.
więcej Pokaż mimo toNie jestem w stanie wypowiedzieć się na temat tej jednej konkretnej książki, ponieważ całą serię przeczytałam dosłownie w tydzień - co sprawiło, że mam trudności z rozróżnieniem co działo się...