-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Biblioteczka
2016-06
2016-05
Autorka w dalszym ciągu jest uwrażliwiona na współczesne problemy i absurdy, które bez skrępowania rozkłada na cząstki, analizuje, a momentami bezwstydnie obsmarowuje. Dlatego wiem, że wybaczy mi tę śmiałość, gdy nazwę ją suczą. Suczą, która swoją najnowszą powieścią gryzie własne środowisko zawodowe i cały komercyjny entourage towarzyszący XXI-wiecznym literaturze i procesowi wydawniczemu. Joanna Opiat-Bojarska jest harda, śmiała, jej notowania na rynku literackim rosną, a ona jest tego świadoma. Wiele już może, gryźć także. I nie musi za to przepraszać.
Całość recenzji dostepna tu: https://redaktornatropie.pl/2016/06/13/joanna-opiat-bojarska-bestseller/#more-2226
Autorka w dalszym ciągu jest uwrażliwiona na współczesne problemy i absurdy, które bez skrępowania rozkłada na cząstki, analizuje, a momentami bezwstydnie obsmarowuje. Dlatego wiem, że wybaczy mi tę śmiałość, gdy nazwę ją suczą. Suczą, która swoją najnowszą powieścią gryzie własne środowisko zawodowe i cały komercyjny entourage towarzyszący XXI-wiecznym literaturze i...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-08
2016-04
Złośliwi twierdzą, że Bazyliszek to popłuczyny po wcześniejszych odsłonach przygód śledczego – obecnie nadkomisarza – Adama Nowaka; że główny bohater, przedkładając wartości rodzinne i tacierzyństwo nad osobiste pasje i pracę, stetryczał i stał się papierowy, a zatem mniej interesujący. Nic bardziej mylnego! Nowak po prostu dojrzał, podobnie jak (w domyśle) człowiek, który powołał go na świat. Konatkowski zezwolił Adamowi być miększym i zadumanym, co interesująco przełożyło się na stricte kryminalną odsłonę powieści. Nadkomisarz, czy to badając miejsce zbrodni, czy uzgadniając odkryte fakty ze swoim partnerem śledczym, aspirantem Pawlakiem, jawi się jako analityk czerpiący wiedzę nie tylko z zawodowego doświadczenia, lecz także z mądrości życiowej i nabytej z wiekiem wrażliwości, natomiast trzecioosobowy narrator splata opisy miejskich i podmiejskich przestrzeni oraz cierpień, jakim zostały poddane ciała ofiar, z odniesieniami cywilizacyjnymi i/lub kulturowymi. Czy to rozmowa ojca z synem na cmentarzu, czy oględziny zwłok, czy też przesłuchanie świadka – za każdym razem autor przemyca intrygujące sensy. Konatkowski dużo zauważa i na dobrą sprawę nie odpuszcza niczemu, poszerzając znaczenie rozmaitych, nawet mocno drugorzędnych elementów fabuły: szerokich bioder u przesłuchiwanej kobiety, zaklepanemu przedwcześnie miejscu na pochówek, ukamienowanej ofierze.
Całość dostępna tu: https://redaktornatropie.wordpress.com/2016/04/28/tomasz-konatkowski-bazyliszek-audiobook/.
Złośliwi twierdzą, że Bazyliszek to popłuczyny po wcześniejszych odsłonach przygód śledczego – obecnie nadkomisarza – Adama Nowaka; że główny bohater, przedkładając wartości rodzinne i tacierzyństwo nad osobiste pasje i pracę, stetryczał i stał się papierowy, a zatem mniej interesujący. Nic bardziej mylnego! Nowak po prostu dojrzał, podobnie jak (w domyśle) człowiek, który...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-12
Ewa i Tadeusz. Jacyż oni są piękni, ludzcy, życiowo zniszczeni! Ale nie zniszczeni po skandynawsku, wsobnie, introwertycznie. Górska i Kolski to emocjonalne wulkany, poharatane, nieufne, nieustannie się nawzajem sprawdzające, a chcące sobie ufać, skoro już przyszło im razem pracować. Wśród pokrzykiwania, docinków i wyzwisk, w wyniku których niejedna wrażliwa dusza by się śmiertelnie obraziła, a w najlepszym razie popłakała w wyniku zadanej jej przykrości, czuć między nimi porozumienie połączone z dziwaczną, wręcz masochistyczną troską o to drugie. Masochistyczną, ponieważ, przywykli do samotności i własnych dziwactw Ewa i Tadeusz, odgórnie zostają zmuszeni do współdziałania i partnerstwa. A, co by o nich powiedzieć, to na pewno nie to, że są łatwi we współżyciu. Na kartach Miejsca odosobnienia iskrzy zatem przednio, rzecz jasna nie tylko z powodu charakterów postaci. Płeć, seksualność i niewątpliwa – acz nieco szorstka i w wyniku pędzącej akcji zaniedbana atrakcyjność fizyczna bohaterów (Harasimowicz, ten skubany obserwator, nie daruje Ewie nawet zrogowaceń na piętach, musi o nich wspomnieć!) – robią swoje. Ciągle młode, acz już nie młodzieńcze ciała, zbyt długo skazane były na samotność. Jednakże… I tu Harasimowicz obróci sprawdzony schemat gatunkowy o 180 stopni. Nie napiszę więcej. Bóg rasowej publicystyki i dziennikarskiej chwały, któremu z coraz mniejszą wiarą, acz nadal służę, strącił by mnie za to do piekieł.
Całość do poczytania tu: https://redaktornatropie.pl/2017/01/17/cezary-harasimowicz-miejsce-odosobnienia/#more-2318
Ewa i Tadeusz. Jacyż oni są piękni, ludzcy, życiowo zniszczeni! Ale nie zniszczeni po skandynawsku, wsobnie, introwertycznie. Górska i Kolski to emocjonalne wulkany, poharatane, nieufne, nieustannie się nawzajem sprawdzające, a chcące sobie ufać, skoro już przyszło im razem pracować. Wśród pokrzykiwania, docinków i wyzwisk, w wyniku których niejedna wrażliwa dusza by się...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-12
2016-03
Niespełna 160 stron, a na nich 15 opowiadań niemieckiego prawnika Ferdinada von Schiracha. Człowieka, który oszczędnym stylem potrafi odmalować potworności siedzące w ludziach, anatomiczne szczegóły, gwałty, mordy, zboczenia. A wszystko to z życia wzięte, wprost z jego kancelarii, powiązane z ludźmi, którzy przyszli prosić go o pomoc prawną.
Swoje suche pióro von Schirach delikatnie przeplata filmowym niemal oglądem świata, ujęciami detali, jak wzmożony oddech czy nitki śliny w otwieranych ustach. Niektórym miniaturom pozwala popłynąć, czyniąc z nich gatunkowe gawędy (Klucz), innym zezwala pozostać beznamiętnymi sprawozdaniami z beznadziei życia (DNA). Jedne są chłodne i klimatyczne niczym skandynawskie opowieści kryminalne (Śnieg), inne zaskakują fikuśną konstrukcją narracyjną (Anatomia). I tak aż do samej puenty, czyli zaskakującego z mocą bomby finału opowiadania Tajemnice, liczącego ledwie dwie strony, które to dwie strony pozostawiają po sobie niezatarte wrażenie.
Gdyby szukać mianownika większości miniatur z tomu, byłby nim – poza oczywistym wydźwiękiem przesuwnych granic tytułowej winy – seks. Stary, poczciwy, dobry seks, w którym von Schirach z właściwym sobie profesjonalnym stoicyzmem zauważa źródło wielu przestępstw. Seks wyartykułowany mocno, do swoich normatywnych granic i poza nimi. Jednak autor nie zamierza jego obrazami odbiorcy zawstydzać, a co gorsza – podniecać. On się mu, oraz wszystkim płynącym zeń przyjemnościom i zboczeniom, spokojnie przygląda i go analizuje, trzymając za plecami topór ostatecznego wydźwięku, którym niejednokrotnie skutecznie uderzy czytelnika w głowę.
"Wina". Mała wielka literatura, która boli pięknie.
Niespełna 160 stron, a na nich 15 opowiadań niemieckiego prawnika Ferdinada von Schiracha. Człowieka, który oszczędnym stylem potrafi odmalować potworności siedzące w ludziach, anatomiczne szczegóły, gwałty, mordy, zboczenia. A wszystko to z życia wzięte, wprost z jego kancelarii, powiązane z ludźmi, którzy przyszli prosić go o pomoc prawną.
Swoje suche pióro von Schirach...
2016-11
Na pewno jest to koronkowo skonstruowany kryminał z niebanalną otoczką historyczno-społeczną, jednak odnoszę wrażenie, że jest tu o parę elementów za dużo, z czego na pierwszy plan wysuwa się komizm, a ściślej odautorskie półserio podejście do narracji. Gdyby nie dramatyczne sytuacje przedstawione w powieści, można by uznać "Bastarda" za literacki żart. A ponieważ niechciane obrzezanie, groźba gwałtu analnego na heteroseksualnym mężczyźnie czy odrzucenie w dzieciństwie żartami nie są - nie do końca ów zamysł narracyjny wydaje się trafny. Niemniej jednak całość mocno wyróżnia się wśród kryminalnej popeliny, tak wielopoziomą opowieścią sięgającą wieki wstecz, jak i zaskakującymi powiązaniami pomiędzy bohaterami, które nie od razu są oczywiste.
Powieść przyswoiłam w formie audiobooka w fenomenalnej interpretacji Leszka Filipowicza. Jakże on pięknie czyta żeńskie i żydowskie kwestie!
Na pewno jest to koronkowo skonstruowany kryminał z niebanalną otoczką historyczno-społeczną, jednak odnoszę wrażenie, że jest tu o parę elementów za dużo, z czego na pierwszy plan wysuwa się komizm, a ściślej odautorskie półserio podejście do narracji. Gdyby nie dramatyczne sytuacje przedstawione w powieści, można by uznać "Bastarda" za literacki żart. A ponieważ...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-11
2016-02
Nie wierzcie tym, którzy piszą, że akcja Gry pozorów pędzi na łeb na szyję! Narracja powieści nierzadko zwalnia, a mam tu na myśli momenty, gdy Opiat-Bojarska zamyka Aleksandrę w gabinecie z jej pacjentami – klientami, jak stara się o nich myśleć bohaterka – którzy zdecydowali się podjąć terapię. Ach, cóż to są za wspaniałe okazy freaków z tych trzecioplanowych, a przecież nadających całości niebywałego smaku, bohaterów! Obsesje, natręctwa, wścieki na pozostawione na stole kółka po kubkach, skłonności do wampiryzmu, depresje z powodu osiągnięcia wszystkiego, co do szczęścia potrzebne, schematy rozmów na pierwszą randkę, które do drugiej nigdy nie doprowadzą…! Ileż tu tego, przepysznie i dramatycznie zarazem przedstawionego. Bez cienia prześmiewczości, z całą powagą dolegliwości, z detalami takimi, że mimowolnie kręcimy głową – lub potakujemy, gdy rzecz znamy z autopsji. Człowiek – to brzmi dumnie, zdaje się w ten nietypowy sposób mówić Opiat-Bojarska. Dumnie, bo tylko ludzki umysł ma w sobie podobne psychiczne labirynty.
Cały tekst dostępny pod adresem: https://redaktornatropie.pl/2016/02/28/joanna-opiat-bojarska-gra-pozorow/.
Nie wierzcie tym, którzy piszą, że akcja Gry pozorów pędzi na łeb na szyję! Narracja powieści nierzadko zwalnia, a mam tu na myśli momenty, gdy Opiat-Bojarska zamyka Aleksandrę w gabinecie z jej pacjentami – klientami, jak stara się o nich myśleć bohaterka – którzy zdecydowali się podjąć terapię. Ach, cóż to są za wspaniałe okazy freaków z tych trzecioplanowych, a przecież...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-03
2016-03
2016-04
2016-06
Bardzo mocna rzecz. Bezkompromisowa narracja i układ typograficzny (czyżby proza wzorowana na frazie muzycznej?), okrutne, bezpardonowe, stateczne opisy. Ów stateczny chłód narratora chyba szokuje najbardziej oraz wzmaża i tak już miażdżący przekaz opisywanych tematów tabu. Druga część minipowieści niebezpiecznie zbliża się do antywojennej powiastki, jednak ostatecznie wybrania się rzadko spotykanym w kontekście bezpardonowego przekazu uduchowieniem. Zwolennicy literatury ekstremalnej będą zachwyceni.
Bardzo mocna rzecz. Bezkompromisowa narracja i układ typograficzny (czyżby proza wzorowana na frazie muzycznej?), okrutne, bezpardonowe, stateczne opisy. Ów stateczny chłód narratora chyba szokuje najbardziej oraz wzmaża i tak już miażdżący przekaz opisywanych tematów tabu. Druga część minipowieści niebezpiecznie zbliża się do antywojennej powiastki, jednak ostatecznie...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-09
Bardzo dziwna, enigmatyczna, pozostawiająca dowolność interpretacji rzecz. Nie wiem, czy potrafię ją ocenić punktowo. Natomiast redakcja, korekta i redakcja techniczna książki leżą i kwiczą. Mam nadzieję, że Pawłowski zmieni wydawcę. Szkoda jego talentu. Recenzja niebawem.
Omówienie dostępne tu ---> https://redaktornatropie.pl/2016/10/01/dariusz-pawlowski-czarna-samica-kruka/#more-2249
Bardzo dziwna, enigmatyczna, pozostawiająca dowolność interpretacji rzecz. Nie wiem, czy potrafię ją ocenić punktowo. Natomiast redakcja, korekta i redakcja techniczna książki leżą i kwiczą. Mam nadzieję, że Pawłowski zmieni wydawcę. Szkoda jego talentu. Recenzja niebawem.
Omówienie dostępne tu --->...
2016-11
Na pewno znacie Państwo to uczucie, kiedy widząc czyjeś zaślepienie/zadufanie/zakłamanie tłumaczące wszystko, nawet oczywiste zło, czujecie się tyleż bezradni, co zażenowani. Na pewno przynajmniej raz w życiu zareagowaliście mimowolnie niezdrowym chichotem, by bronić umysł przed czyimś absurdalnym zachowaniem. "Sekta", kumulując groteskowy fanatyzm w wydaniu religijnym, prowokuje do takich właśnie obronnych reakcji. Prychamy śmiechem, czytając o sprawach, które zdrowy na umyśle człowiek z trudem ogarnia. Krefeld, udatnie przechodząc od niepokojących zwiastunów do tragedii przywodzącej na myśl nieposkromiony żywioł, wywołuje w odbiorcy pierwotne reakcje, o które ten sam siebie by nie podejrzewał. „Jestem tolerancyjny i inteligentny. Nie będę się przecież śmiał z nawiedzonego biedaka!”, powie ktoś. Czyżby? Trzecim tomem przygód Ravna Krefeld udowadnia, że potrafi grać na emocjach czytelnika jak dusza zapragnie. A to niebywały dar! Stąd już bardzo krótka droga do oczywistego stwierdzenia, że…
Całość do przeczytania tu: https://redaktornatropie.pl/2016/11/06/michael-katz-krefeld-sekta/#more-2262
Na pewno znacie Państwo to uczucie, kiedy widząc czyjeś zaślepienie/zadufanie/zakłamanie tłumaczące wszystko, nawet oczywiste zło, czujecie się tyleż bezradni, co zażenowani. Na pewno przynajmniej raz w życiu zareagowaliście mimowolnie niezdrowym chichotem, by bronić umysł przed czyimś absurdalnym zachowaniem. "Sekta", kumulując groteskowy fanatyzm w wydaniu religijnym,...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-08
2016-01
Blackout to energetyczna mapa Europy. I nie tylko tego kontynentu, jak pokaże bardziej zaawansowana lektura. To krótkie rozdziały z niemal encyklopedycznymi, podpartymi konsultacjami z szeregiem specjalistów akapitami, i z masą dialogów płynących z ust bohatera zbiorowego, a zarazem pojedynczych osób wyjętych z tłumu – ludzi przeróżnych nacji przebywających w rozmaitych państwach i miastach; w różnym wieku, o rozmaitych charakterach, pracujących w różnorakich zawodach, znajdujących się w odmiennych sytuacjach osobistych; w ruchu, w trasie bądź skazanych na sczeźnięcie w miejscu, które okaże się ich grobem. Jak wspomniałam, na początku jest tylko niepokój – miażdżąco dobrze zapowiedziany powieściowym startem, który z miejsca wrzuca czytelnika w piekło, które staje się udziałem jednego z bohaterów – natomiast im dalej w las, im więcej zimowych dób upływa milionom ludzi bez prądu, tym coraz intensywniej Elsberg maluje swoją apokalipsę unplugged.
Całość tekstu dostępna pod adresem: https://redaktornatropie.pl/2016/02/10/marc-elsberg-blackout-audiobook/#more-2126.
Blackout to energetyczna mapa Europy. I nie tylko tego kontynentu, jak pokaże bardziej zaawansowana lektura. To krótkie rozdziały z niemal encyklopedycznymi, podpartymi konsultacjami z szeregiem specjalistów akapitami, i z masą dialogów płynących z ust bohatera zbiorowego, a zarazem pojedynczych osób wyjętych z tłumu – ludzi przeróżnych nacji przebywających w rozmaitych...
więcej mniej Pokaż mimo to
Z notatnika prowincjonalnego nauczyciela
Szkoła na wzgórzu to pełnowymiarowy debiut literacki Sebastiana Imielskiego i zarazem bardzo udana powieść gatunkowa. Łączy klasyczne motywy kryminalne – mała społeczność, liczne szkielety w szafie, niedające o sobie zapomnieć niewyjaśnione morderstwo sprzed lat etc. – z charakterystycznymi rysami, jakimi są nietypowy duet „detektywów” – nauczyciel polonista i zdegradowany dziennikarz – oraz wzrastające w miarę przewracanych stron bombardowanie okrucieństwem i naturalizmem. Na domiar niemało w niej frapujących społecznych spostrzeżeń i uwrażliwienia na człowiecze traumy i nieszczęścia.
Niespieszna, acz od pierwszych stron zapowiadająca fatalizm przyszłych wydarzeń pierwszoosobowa narracja z punktu widzenia nowo przybyłego nauczyciela odkrywa przed czytelnikiem szokujące tajemnice niewielkiej kaszubskiej miejscowości. Chwilami szok jest tak wielki, że lekturze towarzyszy opad szczęki podbudowany obrzydzeniem połączonym z niemożnością oderwania wzroku, zaskoczeniem i/lub współczuciem. Współczujemy nieszczęśliwemu, nieudolnie podnoszącemu się z gruzów osobistych poloniście; młodym i ambitnym uczniom, którym dramatyczny los nie pozwolił rozwinąć skrzydeł; wreszcie – mordercy, któremu bliżej do zagubionego męczennika niż ziejącego nienawiścią zbrodniarza. Nadto, ma Szkoła na wzgórzu niezgorszą intrygę sięgającą czasów PRL-u i aparatczykowskiej przeszłości co poniektórych postaci, które wraz z nastaniem nowego systemu niekoniecznie zmieniły filozofię działania… Przy czym, aby rzecz skomplikować i uczynić bardziej frapującą, siermiężne czasy Polski Ludowej autor niebanalnie i wrażliwie powiązał z biografią głównego bohatera, wówczas dziecka, co wzbogaciło opowieść o dodatkowy psychologiczny rys.
Uwagi krytyczne mam jedynie do paru nitek fabularnych potraktowanych zbyt skrótowo (trójmiejska mafia, dalsze losy Wilczyńskiego), kilku sztampowych zagrań (rodzinna sielanka przy grillu, podczas gdy jeszcze do niedawna były awantury; młoda, seksowna anglistka narysowana zbyt grubą kreską) oraz redakcji merytorycznej i korekty, które poległy na szczegółach (godzina na filmie z monitoringu, pisownia łączna/rozłączna z „nie” etc.). Jednak są to usterki ledwie kosmetyczne, szkodzące całości w stopniu niewielkim, zatem zadziwia fakt, że powieść Sebastiana Imielskiego dotąd nie ukazała się drukiem. Tak zaskakujący fabularnie kryminał z wrażliwym, intensywnie przeżywającym, obdarzonym dużą spostrzegawczością społeczną narratorem po prostu na to zasługuje. Plus brawa za postać kurwującego emerytowanego milicjanta przebywającego w domu spokojnej starości, który dodaje całości szorstkiego komizmu. Niby klasyczny motyw starego gliny pomagającego młodym w śledztwie, a zarazem charakterny, rozpisany iście po „imielskiemu”. Jest dobrze!
Z notatnika prowincjonalnego nauczyciela
więcej Pokaż mimo toSzkoła na wzgórzu to pełnowymiarowy debiut literacki Sebastiana Imielskiego i zarazem bardzo udana powieść gatunkowa. Łączy klasyczne motywy kryminalne – mała społeczność, liczne szkielety w szafie, niedające o sobie zapomnieć niewyjaśnione morderstwo sprzed lat etc. – z charakterystycznymi rysami, jakimi są nietypowy duet...