-
ArtykułyKsiążki o przyrodzie: daj się ponieść pięknu i sile natury podczas lektury!Anna Sierant4
-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński34
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać409
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
Biblioteczka
Książka pisana nieco w stylu C.S. Lewisa. Podobnie jak autor "Opowieści z Narnii", Eoin Colfer prowadzi tu swoisty "dialog" z czytelnikiem, niestety wypada to nachalnie, co jest sporym minusem. Dodatkowy minus to główny bohater, którego autor każe nam lubić i nie lubić jednocześnie. A jednak przywiązałem się do Artemisa i jego ochroniarza Butlera. I zależało mi na losie jego i jego siostry. Intryga ciekawa i szybko się czyta. Tak sobie, nie polecam, niech każdy zdecyduje sam, czy chce przeczytać.
Książka pisana nieco w stylu C.S. Lewisa. Podobnie jak autor "Opowieści z Narnii", Eoin Colfer prowadzi tu swoisty "dialog" z czytelnikiem, niestety wypada to nachalnie, co jest sporym minusem. Dodatkowy minus to główny bohater, którego autor każe nam lubić i nie lubić jednocześnie. A jednak przywiązałem się do Artemisa i jego ochroniarza Butlera. I zależało mi na losie...
więcej mniej Pokaż mimo toW końcu sięgnąłem po tom pierwszy. W końcu, bo tak się złożyło, że w zupełnie innej kolejności czytałem do tej pory (zostały mi jeszcze 0, 3, 13 i 14). Podobnie jak tom 2 - bardzo hardkorowy, co różni go od późniejszch, nie ma tu jeszcze Storma (prawdopodobnie pojawił się dopiero w "Rzeźniku drzew". Tak czy inaczej cieszę się, bo "Światy Pilipiuka" to świetna seria, lepsza niż cykl o Wędrowyczu. Póki co moi ulubieni bohaterowie to Sławek Kazimierczuk i Antonio Knot, a jeśli mam wybierać między Skórzewskim a Stormem, to choć lubię obu, a Storm raz nawet spotkał się z Wędrowyczem, to wolę Skórzewskiego. Wszystkie tomy, z którymi się zapoznałem, trzymają równy poziom, ale i tak wole te późniejsze, zwłaszcza tom 10 i tytułowe opowiadanie "Zły las". Z tego tomu najlepiej wypadają aex equo tytułowe '2586 kroków" i "Wieczorne dzwony" (oba ze Skórzewskim), ciekawie "Szansa", bo do tego opowiadania nawiązał potem autor w książce "Operacja >>Dzień Wskrzeszenia<<" oraz opowiadaniu "Jesienny Sztorm" w zbiorze opowiadań "Czarna góra", "Szambo" może kojarzyć się do pewnego stopnia z książką "Metro 2033" Dmitrija Głuchowskiego, z pozostałych polecam opowiadania "Atomowa ruletka" - wizja alternatywnej Polski (podobny zabieg zastosował autor w jednym z opowiadań w drugim tomie), dość fantastyczne "Samolot z dalekiego kraju" i bardzo działające na emocje "Wiedźma Monika", porywające, z piorunującym finałem. Najsłabsze opowiadanie to "W moim bloku straszy".
W końcu sięgnąłem po tom pierwszy. W końcu, bo tak się złożyło, że w zupełnie innej kolejności czytałem do tej pory (zostały mi jeszcze 0, 3, 13 i 14). Podobnie jak tom 2 - bardzo hardkorowy, co różni go od późniejszch, nie ma tu jeszcze Storma (prawdopodobnie pojawił się dopiero w "Rzeźniku drzew". Tak czy inaczej cieszę się, bo "Światy Pilipiuka" to świetna seria, lepsza...
więcej mniej Pokaż mimo toLovecraft w świetnej formie i wydany w wersji polskiej przez C&T (ilekroć czytam coś od tego wydawnictwa, nie dopatruje się błędów w korekcie, na dodatek jest kilka świetnych ilustracji). Polecam.
Lovecraft w świetnej formie i wydany w wersji polskiej przez C&T (ilekroć czytam coś od tego wydawnictwa, nie dopatruje się błędów w korekcie, na dodatek jest kilka świetnych ilustracji). Polecam.
Pokaż mimo toZapoznałem się w całość wcześniej z czterema książkami Zajdla. Były to "Limes Inferior", która w moim odczuciu nieco traci przez zakończenie, "Paradyzja" - mocna pozycja na 8/10, warta tej samej oceny, bardzo ciekawy "Cylinder Van Troffa" i "Cała prawda o Planecie X" - porządne science-fiction, też na 8/10. Wyjście z cienia to najsłabsza z pięciu dotąd przeczytanych przeze mnie książek tego autora. W formacie A5 historia opisana jest właściwie na 174 stronach. Szybko odkrywane są karty, w dość szybkim tempie następuje rozwiązanie. Z postacią, która ginie, trudno się zżyć, bo jest jej zbyt mało. Ciekawy, acz przynudzający jednocześnie jest fragment historii z punktu widzenia kosmitów - opiekunów. Wychodzi na to, że są jednak dobrzy, a ich przedstawiciele na Ziemi byli buntownikami, działającymi niezgodnie z planem. W sumie niezbyt wciągająca opowieść, na 5/10.
Zapoznałem się w całość wcześniej z czterema książkami Zajdla. Były to "Limes Inferior", która w moim odczuciu nieco traci przez zakończenie, "Paradyzja" - mocna pozycja na 8/10, warta tej samej oceny, bardzo ciekawy "Cylinder Van Troffa" i "Cała prawda o Planecie X" - porządne science-fiction, też na 8/10. Wyjście z cienia to najsłabsza z pięciu dotąd przeczytanych przeze...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toOdłożyłem po kilku pierwszych stronach. Nie chodzi o to, że pisarz zaczyna za mocno, z tzw. "grubej rury". Po prostu sam początek lektury uświadomił mi, że już wyrosłem z Kinga.
Odłożyłem po kilku pierwszych stronach. Nie chodzi o to, że pisarz zaczyna za mocno, z tzw. "grubej rury". Po prostu sam początek lektury uświadomił mi, że już wyrosłem z Kinga.
Pokaż mimo to
Zbiór bardziej i mniej udanych opowiadań autorki książki "Nawiedzony dom na wzgórzu". Niektóre są świetne, inne całkiem niezłe bądź średnie, inne zaś nie pasujace do reszty. Co ciekawe, przez większość z nich przewija się postać tajemniczego Jamesa Harrisa, który ma mniejszą lub większą rolę w przedstawianych historiach. Pierwsze opowiadanie,
"Pod małym gazem" stanowi w większości rozmowę dwóch osób, dorosłego przyjaciela domu i dorastającej dziewczyny. Raczej do zapomnienia, bo choć złe nie jest, nic z niego nie wynika. W drugim opowiadaniu, zatytułowanym "Demoniczny kochanek" mamy opis wędrówki młodej kobiety, która poszukuje swojego narzeczonego, wspomnianego Jamesa Harrisa. To opis wędrówki, ciekawy, dość monotonny. W końcu mężczyznę widzimy z daleka, jak rozmawia z dwiema osobami. Średnia historia. Następna, "Domowy wypiek", jest jakby uzupełnieniem poprzedniej, albowiem centralny jej punkt stanowi wizyta Jamesa Harrisa u pewnego małżeństwa i łatwo można się domyślić, że tę scenę z dala obserwowała bohaterka poprzedniego opowiadania. "Próba sił" to opis niepokojącej relacji pewnej pani domu z jej pomocnicą-służącą. Dość ciekawa, choć wymagałaby rozwinięcia. "Mieszkanka Greenwich Village" to opowieść o kobiecie, która wchodzi do budynku by obejrzeć meble, które ewentualnie kupi, ale nie zastaje właścicieli, za to wchodzi potencjalny klient, który bierze ją za właścicielka. Odbywają dość osobliwą rozmowe. Ciekawa historia. Z dalszych najpierw omówię historie "Wejdź pierwszy, mój drogi Alfonsie" i "Charles". Pierwsza to rozmowa trzech osób, z której nic nie wynika, taka przekomarzanka/odpytywanka, "Charles" to historia chłopca, który chodzi do przedszkola i opowiada rodzicom o tytułowym Charlesie. Ostatatecznie okazuje się, że Charles nie istnieje, a główny bohater opowiadał o sobie. "Renegat" to historia suczki, która, jak twierdzą mieszkańcy wsi, wyżera kury i wszyscy sugerują, że zwierze trzeba zabić. Niepokojąco wypada to, że dzieci właścicielki psa nie pojmują powagi sytuacji. Trochę jednak za krótkie, niedokończone. "Ogród Pani MacLane" to historia relacji dwóch sąsiadek, pojawia się również tematyka nietolerancji rasowej. Jedno z ciekawszych opowiadań. "Ząb", historia, w której kobieta jedzie na wyrwanie zęba, ma końcówkę w dużym stopniu dość fantastyczną, przewija się też James Harris, choć tutaj autorka po prostu nazywa go Jimem. Ostatnie, tytułowe opowiadanie, choć z pozoru najstraszniejsze, pisane jest w taki sposób, że nie mogłem przejąć się losem postaci, która jak co roku w pewnym miasteczku, była wylosowana do ukamienowania. Inne mógłbym jeszcze omówić, ale za dużo by to zajęło miejsca i czasu. Po prostu są lepsze i gorsze. W części z nich występuje James Harris, a w innych nie. Ciekawostka: czy zaangażowanie do roli Eleanore w adaptacji "Nawiedzonego domu..." Julie Harris to przypadek.
Mimo wszystko polecam.
Zbiór bardziej i mniej udanych opowiadań autorki książki "Nawiedzony dom na wzgórzu". Niektóre są świetne, inne całkiem niezłe bądź średnie, inne zaś nie pasujace do reszty. Co ciekawe, przez większość z nich przewija się postać tajemniczego Jamesa Harrisa, który ma mniejszą lub większą rolę w przedstawianych historiach. Pierwsze opowiadanie,
"Pod małym gazem" stanowi w...
No cóż...czytam kolejne tomy serii o Maggie O'Dell i wciąż nie natrafiłem na taką, która mi się szczególnie spodobała. Wszystkie jak dotąd są raczej średnie. Nick Morelli jest w "Czarnym piątku" zupełnie bez potrzeby. Robi tu za szefa ochrony największego centrum handlowego Stanów Zjednoczonych, ale tym szefem mógł być ktokolwiek inny i książka tylko by na tym zyskała. I byłaby krótsza, a czytelnikowi autorka oszczędziłaby czytania o ich niedokończonej relacji. Postać Patricka - przyrodniego brata Maggie również niepotrzebna - można by ją zastąpić kimkolwiek innym. Intryga nieciekawa, za dużo grania w otwarte karty, ale to (przynajmniej w przypadku tej serii, bo więcej książek Kavy nie przeczytałem) standard, więc powinienem się przyzwyczaić, ale nie jestem w stanie. Na szczęście kończy się ciekawiej, niż w poprzednich książkach z serii. Pojawia się jednak nowy szef Maggie - postać, której nie da się lubić (tak bardzo, że nie wymienię jego nazwiska) i raz jeszcze napiszę: zabicie Cunninghama w poprzednim tomie niepotrzebne, bo choć zawsze był w tle, to stanowił niezaprzeczalną zaletę każdej z książek (no, może nieco mniej w drugim tomie, ale tam miało to swoje uzasadnienie). Nie polecam.
No cóż...czytam kolejne tomy serii o Maggie O'Dell i wciąż nie natrafiłem na taką, która mi się szczególnie spodobała. Wszystkie jak dotąd są raczej średnie. Nick Morelli jest w "Czarnym piątku" zupełnie bez potrzeby. Robi tu za szefa ochrony największego centrum handlowego Stanów Zjednoczonych, ale tym szefem mógł być ktokolwiek inny i książka tylko by na tym zyskała. I...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Myślałem, że natrafię na coś ciekawego. Myliłem się. Prolog jest ciekawy, ale dalej jest gorzej. Wszak nie ma to, jak poznać głównego bohatera w chwili, w której osiąga orgazm, prawda? Serio, Panie Piotrowski, tak Pan zaczyna? Potem, no cóż...zagadka ciekawa, ale znowu...pedofilia w kościele? Który to już raz. Robił tak Mróz, Puzyńska, Zajas, teraz Piotrowski. A to tylko polskie przypadki.
Ostatni akt to już festiwal absurdów, a ostatni rozdział z inspektorem Czarneckim jest zbędny. Po co Brudny miałby w tym celu wracać do Zielonej Góry? Tam pozamykał już swoje sprawy.
Myślałem, że natrafię na coś ciekawego. Myliłem się. Prolog jest ciekawy, ale dalej jest gorzej. Wszak nie ma to, jak poznać głównego bohatera w chwili, w której osiąga orgazm, prawda? Serio, Panie Piotrowski, tak Pan zaczyna? Potem, no cóż...zagadka ciekawa, ale znowu...pedofilia w kościele? Który to już raz. Robił tak Mróz, Puzyńska, Zajas, teraz Piotrowski. A to tylko...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Bardzo cieszyłem się, że w moje ręce trafi nowa powieść Marcina Ciszewskiego. Człowiek to niezwykły, bardzo wykształcony, z wielką wyobraźnią. Czyżby nadchodził zmierzch jego twórczości, a przynajmniej tej dobrej? Czy to z powodu przygotowań do stworzenia adaptacji pierwszego tomu cyklu "Wojna" zaliczył taki spadek formy? A może kryje się za tym coś więcej?
Jednego jestem pewien - "Ocalić prezydenta" to nie jest Ciszewski, jakiego znam. Pisana na szybko chyba, ze specjalnie zostawionymi pustymi stronami między częściami. Niepotrzebnie rozbity na trzy części (wystarczyłaby ostatnia) wątek nowo mianowanego podpułkownika. Krzeptowski - pojawia się w chwili, gdy już po służbie ratuje kobietę przed gwałtem i dosłownie zaraz potem, ledwie kawałek dalej, pojawia się Tolak z Kiką. Serio? W ogóle akcja rozłożona jest tutaj dziwnie. Nie ma powolnego budowania klimatu, jak w zdecydowanej większości z pozostałych książek autora: raz coś się dzieje - jakaś strzelanina, bijatyka, potem spowolnienie akcji. Kilka razy mamy do czynienia z laniem wody. Dochodzą do tego całe niepotrzebne akapity, niejednokrotnie rozbijanie kilku zdań na kilka krótkich, pisanie niektórych rzeczy w nawiasach, choć lepiej sformułowane lepiej wypadły by bez nich. Raz nawet zamiast "powiedział Maliszewski" pojawia się zwrot "powiedział Moskalewicz", choć Moskalewicz został już wcześniej zabity. Albo niepoprawny zwrot "Spełniło się czarnowidztwo...". Na dodatek w pewnym momencie Krzeptowski ochotniczo (w zemście za zamordowanie przez rosyjskich żołnierzy Kiki, którą, jak się później okazało, jednak udało się ocalić) włącza się do walki u boku Ukraińców i głównie dlatego Rosjanom nie udaje się zająć lotniska w Hostomelu. Do tego sześć błędów w druku. Im dłużej książka trwała, tym mniej mnie obchodziło, czy uda się ocalić Zełeńskiego, czy nie. Autor chyba pisał na szybko, z czasem zacząłem nawet podejrzewać, że pisała za niego sztuczna inteligencja. W mojej głowie pojawiały się nawet myśli typu "Co ty od****rzasz, Ciszewski". Dawno nie byłem tak wkurzony, czytając jakąś książkę, co boli tym bardziej w przypadku właśnie tego autora. Dobrze, że przynajmniej szybko się czyta. Nawet "Deszcz", najsłabsza książka z cyklu "Meteo", którą oceniłem na 5/10, wydaje się bardzo dobra w porównaniu z "Ocalić prezydenta" Mam nadzieję, że to jednorazowa wpadka. Trzy dodatkowe gwiazdki za obecność Krzeptowskiego, Kiki (których jest tu jak na lekarstwo) i Tolaka. Mam nadzieję, że kolejne książki autora nie ukażą się nakładem wydawnictwa Skarpa Warszawska.
Bardzo cieszyłem się, że w moje ręce trafi nowa powieść Marcina Ciszewskiego. Człowiek to niezwykły, bardzo wykształcony, z wielką wyobraźnią. Czyżby nadchodził zmierzch jego twórczości, a przynajmniej tej dobrej? Czy to z powodu przygotowań do stworzenia adaptacji pierwszego tomu cyklu "Wojna" zaliczył taki spadek formy? A może kryje się za tym coś więcej?
Jednego jestem...
Wysłuchałem w formie audiobooka na YouTube. Ciekawa, ale film lepszy.
Wysłuchałem w formie audiobooka na YouTube. Ciekawa, ale film lepszy.
Pokaż mimo to
Pięć opowiadań. Ciekawe, jednak dopiero od trzeciego robi się lepiej, a najlepsze "Koszmar na cmentarzu" jest na samym końcu. Tak to już jest, kiedy się pisze na zlecenie.
Pięć opowiadań. Ciekawe, jednak dopiero od trzeciego robi się lepiej, a najlepsze "Koszmar na cmentarzu" jest na samym końcu. Tak to już jest, kiedy się pisze na zlecenie.
Pokaż mimo to