-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać339
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Biblioteczka
2019-11-18
1991-01-01
Przeczytawszy „Imię Róży”, z zapałem zabrałem się za „Wahadło Foucaulta”, oczekując, że lektura będzie tak wspaniała, jak jego poprzedniej książki.
Niestety, bardzo się zawiodłem!
Ciężko mi się ją czytało, czasami miałem wrażenie, że ślęczę nad jakimś akademickim podręczniku historycznym, który zmuszony jestem czytać z racji zadanej pracy domowej. Jakimś cudem dobrnąłem do końca, ale po około 27 latach od jej przeczytania prawie nie przypominam sobie jej treści. Akcja była ogólnie zagmatwana i trudna do zrozumienia. Pamiętam też, że autor wplatał w treść bardzo dużo zdań po łacinie (może też francusku), nigdzie ich nie tłumacząc—czy naprawdę liczył, że czytelnicy to zrozumieją?
Przeczytawszy „Imię Róży”, z zapałem zabrałem się za „Wahadło Foucaulta”, oczekując, że lektura będzie tak wspaniała, jak jego poprzedniej książki.
Niestety, bardzo się zawiodłem!
Ciężko mi się ją czytało, czasami miałem wrażenie, że ślęczę nad jakimś akademickim podręczniku historycznym, który zmuszony jestem czytać z racji zadanej pracy domowej. Jakimś cudem dobrnąłem...
2015-08-01
CODE TO ZERO: Przeczytałem pełne wydanie. Książka niezła, ale tego rodzaju akcja akurat mnie specjalnie nie interesuje.
CODE TO ZERO: Przeczytałem pełne wydanie. Książka niezła, ale tego rodzaju akcja akurat mnie specjalnie nie interesuje.
Pokaż mimo to2018-01-27
Książkę zabrałem ze sobą na wakacje i pomimo 700 stron, trudno się było od niej oderwać. Nie była to pierwsza książka o Stalinie i jego sługusach, ale z pewnością jedna z najlepiej opracowanych i poparta ogromną ilością materiałów źródłowych. Znakomicie napisana, zawiera dużo zdjęć i bardzo dobrze się ją czyta.
Ogólnie wstrząsająca książka. Stanin—morderca, psychopata, mistrz manipulowania ludźmi, których w każdym momencie może uwięzić w obozach lub postawić pod plutonem egzekucyjnym—ale też osoba oczytana, o dużej inteligencji i perfekcyjnej pamięci. Człowiek, którego się wszyscy boją i posłusznie wykonują jego najbardziej krwawe i absurdalne rozkazy—i często sami stają się ofiarami tego systemu. Człowiek, który przed wojną osłabił sowiecką armię poprzez uwięzienie w obozach lub zamordowanie czołowych generałów i oficerów i który nie spodziewał się ataku Hitlera na Związek Sowiecki, do końca ignorując alarmujące doniesienia—a po inwazji niemieckiej wydał wiele idiotycznych rozkazów, które przyczyniły się do ogromnych strat ludzkich. To niesamowite, jak jedna osoba może tak bardzo zniewolić i sterroryzować cały naród, doprowadzić go do ruiny, spowodować śmierć dziesiątek milionów obywateli—i do samego końca życia utrzymać się przy władzy.
Przeczytawszy tą książkę—jak też inne na temat zbrodni popełnionych w imię systemu komunistycznego w Związku Sowieckim głównie na jego obywatelach—nie mogę pojąć, że nadal w Rosji istnieje pokaźna grupa ludzi, popierająca Stalina, że wiele historyków stara się go wybielić, a jego szczątki spoczywają w sercu Moskwy. Zawsze zadaję sobie pytanie—czy Rosjanie to naród masochistów—czy też potrzebują oni silnego, bezwzględnego przywódcy i gotowi są nawet przymknąć oko na różne krwawe ekscesy, które mogą dotknąć niemalże losowo każdego z nich?
Polecam książkę każdemu, kto chciałby się pogłębić wiedzę o Stalinie i historii tamtego okresu.
Książkę zabrałem ze sobą na wakacje i pomimo 700 stron, trudno się było od niej oderwać. Nie była to pierwsza książka o Stalinie i jego sługusach, ale z pewnością jedna z najlepiej opracowanych i poparta ogromną ilością materiałów źródłowych. Znakomicie napisana, zawiera dużo zdjęć i bardzo dobrze się ją czyta.
Ogólnie wstrząsająca książka. Stanin—morderca, psychopata,...
2016-09-01
W końcu lat dziewięćdziesiątych przeczytałem kilka książek tego autora, które były niezmiernie wciągającymi lekturami… ale po zakończeniu ich lektury czułem jakiś niedosyt, po prostu nic specjalnego nie wniosły do mojego życia, o wiele bardziej wolałem literaturę faktu (non-fiction) lub bardziej ambitną beletrystykę. Tak więc po raz pierwszy od 15 lat ponownie sięgnąłem po książkę Grisham’a—może też dlatego, że bardzo spodobał mi się jej początek:
„Kancelaria adwokacka Finley & Figg określała się „butikiem.” Butik-to określenie miało sugerować, że jest to mała, specjalizująca się w specyficznej dziedzinie firma. Butik—w rozumieniu ‘znakomita, elegancka firma’; zresztą to francuskie słowo samo w sobie miało jej nadawać pewną aurę ekskluzywizmu. Butik w znaczeniu bycia małą, selektywną i świetnie prosperującą firmą. Lecz poza jej wielkością, firma nie posiadała żadnych wyżej wymienionych cech. Firma Finley & Figg głownie parała się sprawami związanymi z uszkodzeniami i urazami ciała (…). Jej zyski były tak ułudne, jak ranga firmy. Owszem, firma była mała, bo nie posiadała środków na dalszy rozwój; była selektywna, bo nikt nie chciał w niej pracować, włącznie z dwoma adwokatami, którzy byli jej właścicielami.”
I chociaż był to następny thriller prawniczy, jego lektura okazała się całkiem relaksująca, podobna do wizyty w pubie i wypiciu kilku kufli piwa—miło było posiedzieć, porozmawiać i popić, ale na drugi dzień mało się z tego pamięta.
W końcu lat dziewięćdziesiątych przeczytałem kilka książek tego autora, które były niezmiernie wciągającymi lekturami… ale po zakończeniu ich lektury czułem jakiś niedosyt, po prostu nic specjalnego nie wniosły do mojego życia, o wiele bardziej wolałem literaturę faktu (non-fiction) lub bardziej ambitną beletrystykę. Tak więc po raz pierwszy od 15 lat ponownie sięgnąłem po...
więcej mniej Pokaż mimo to2000-11-01
Jak zwykle świetna, zagmatwana i ciekawa akcja, czyta się kartka za kartką… ale czy rzeczywiście w jakiś sposób wzbogaciła moje życie? Nie przypuszczam.
Jak zwykle świetna, zagmatwana i ciekawa akcja, czyta się kartka za kartką… ale czy rzeczywiście w jakiś sposób wzbogaciła moje życie? Nie przypuszczam.
Pokaż mimo to1999-12-01
Doskonale napisana książka, trudno ją odłożyć. Ale po przeczytaniu niewiele z niej pamiętam… Po jej przeczytaniu minęło z 15 lat, zanim przeczytałem następną jego książkę.
Bardziej pamiętam niezły filmy z Susan Sarandon, Tommy Lee Jones i Brad Renfro, zrobiony na podstawie tej książki. Była to bodajże pierwsza rola Brada Renfro—miał wtedy 11 lat—niestety, jego status gwiazdy doprowadził do wielu problemów personalnych i aktor zmarł z przedawkowania w wieku 25 lat.
Doskonale napisana książka, trudno ją odłożyć. Ale po przeczytaniu niewiele z niej pamiętam… Po jej przeczytaniu minęło z 15 lat, zanim przeczytałem następną jego książkę.
Bardziej pamiętam niezły filmy z Susan Sarandon, Tommy Lee Jones i Brad Renfro, zrobiony na podstawie tej książki. Była to bodajże pierwsza rola Brada Renfro—miał wtedy 11 lat—niestety, jego status...
1999-11-01
Jedna z lepszych książek Grishama, świetnie skonstruowana akcja, jak zwykle trudno się od niej oderwać. Na jej podstawie zrobiono dobry film.
Jedna z lepszych książek Grishama, świetnie skonstruowana akcja, jak zwykle trudno się od niej oderwać. Na jej podstawie zrobiono dobry film.
Pokaż mimo to1999-10-01
Pierwsza książka Grishama, jaką czytałem. Jak prawie każda jego książka, jest typowym ‘page turner,” szybko wciąga, ale po jej przeczytaniu nie pozostawia nic specjalnego w mojej pamięci.
Pierwsza książka Grishama, jaką czytałem. Jak prawie każda jego książka, jest typowym ‘page turner,” szybko wciąga, ale po jej przeczytaniu nie pozostawia nic specjalnego w mojej pamięci.
Pokaż mimo to2000-01-01
Początek był intrygujący, ale czym dalej czytałem, tym mniej byłem nią zainteresowany… i w rezultacie nie doczytałem do końca, odkładając ją w połowie na półkę. Autor moim zdaniem trochę przesadził w fabule.
Początek był intrygujący, ale czym dalej czytałem, tym mniej byłem nią zainteresowany… i w rezultacie nie doczytałem do końca, odkładając ją w połowie na półkę. Autor moim zdaniem trochę przesadził w fabule.
Pokaż mimo to2018-01-30
Dawno temu przeczytałem „Lśnienie” i miałem nadzieję, że „Doktor Sen” też mnie wciągnie. Niestety, po pierwszych kilkudziesięciu stronach odłożyłem ją, kompletnie mijała się z moimi oczekiwaniami. Była to pierwsza książka Kinga, jaką postanowiłem przeczytać od 2003 roku, ale nie udało się. Albo King zmienił swój styl, albo po prostu zmieniły się moje upodobania.
Dawno temu przeczytałem „Lśnienie” i miałem nadzieję, że „Doktor Sen” też mnie wciągnie. Niestety, po pierwszych kilkudziesięciu stronach odłożyłem ją, kompletnie mijała się z moimi oczekiwaniami. Była to pierwsza książka Kinga, jaką postanowiłem przeczytać od 2003 roku, ale nie udało się. Albo King zmienił swój styl, albo po prostu zmieniły się moje upodobania.
Pokaż mimo to2003-07-06
Przeczytałem w 2003 roku, książka miała prawie 1000 stron (wydanie ‘paperback’) i była zajmująca (inaczej nigdy nie doczytałbym jej do końca), z niezmiernie rozbudowaną, wielopoziomową akcją. Była to również ostatnia książka Stephena Kinga, jaką przeczytałem do końca.
Poprzednio czytałem kilka innych jego książek i uważam, je jest on doskonałym pisarzem, po prostu pisanie przychodzi mu z taką łatwością, jak rybie pływanie w wodzie. I może właśnie to jest problemem? King, chcąc pokazać swój kunszt i erudycję, tworzy dzieła będące niezmiernie długie: aby w alfabecie dojść od litery „A” do litery „E”, normalnie trzeba przejść przez 3 litery alfabetu. Jednakże King z pewnością ‘odwiedziłby’ każdą literę abecadła (i to może nie raz) i jeszcze zawadził o kilka liczb, zanim dotarłby do celu—i rzeczywiście, zrobiłby to po mistrzowsku. Niemniej jednak dla mnie, jako czytelnika, tego rodzaju styl zaczyna być trochę nużący i przydługi.
Pomimo wszystko, jeżeli macie czas, przeczytajcie tą książkę, warto!
Na podstawie książki zrobiono film, który w żaden sposób nie dorównuje napisanej po mistrzowsku książce, z powodzeniem można sobie odpuścić jego oglądanie.
Przeczytałem w 2003 roku, książka miała prawie 1000 stron (wydanie ‘paperback’) i była zajmująca (inaczej nigdy nie doczytałbym jej do końca), z niezmiernie rozbudowaną, wielopoziomową akcją. Była to również ostatnia książka Stephena Kinga, jaką przeczytałem do końca.
Poprzednio czytałem kilka innych jego książek i uważam, je jest on doskonałym pisarzem, po prostu pisanie...
1995-01-01
Świetna, niezapomniana książka Kinga, klasyczny horror o rodzinie przebywającej w zimę w pozornie pustym hotelu. Powoli Jack Torrance zaczyna się zmieniać, a raczej zmienia go hotel—a jego syn Danny ma wizje związane z hotelem, który coraz bardziej opanowuje i kontroluje jego ojca.
Powieść została też rozsławiona też przez film o tym samym tytule z Jack Nicholson. Jednak Stephen King nie był zachwycony filmem. Prawie 20 lat później nakręcono prawie pięciogodzinny mini-serial, poparty przez Kinga, w którym sam autor ma małą rolę dyrygenta orkiestry.
W 2011 r. wpadłem do ośrodka na dość odizolowanej wyspie koło jeziora Nipissing w Ontario. Gospodarzami było starsze małżeństwo i kobieta nawiązała do książki „Lśnienie”—podobnie, jak bohaterowie tej książki, często są jedynymi ludźmi na tej wyspie, która—co za zbieg okoliczności—nosiła nazwę Torrance Island, tak, jak nazwisko głównego bohatera, Jack Torrance!
Świetna, niezapomniana książka Kinga, klasyczny horror o rodzinie przebywającej w zimę w pozornie pustym hotelu. Powoli Jack Torrance zaczyna się zmieniać, a raczej zmienia go hotel—a jego syn Danny ma wizje związane z hotelem, który coraz bardziej opanowuje i kontroluje jego ojca.
Powieść została też rozsławiona też przez film o tym samym tytule z Jack Nicholson. Jednak...
1998-01-01
Czytałem ją w końcu lat dziewięćdziesiątych, ale nadal świetnie pamiętam. Nie jest to klasyczny horror, jakiego spodziewalibyśmy się od Kinga. Tym razem „motyw nadprzyrodzony” nie zajmuje pierwszego miejsca. O wiele większą grozą napełnia samo więzienie, wykonywanie kary śmierci i brutalność strażnika. Książka jest genialna—najlepsza, jaką czytałem tego autora. Długo nie mogłem jej zapomnieć—i gdy tylko wszedł na ekrany film, z miejsca go obejrzałem i nie byłem rozczarowany (niestety, wiele ekranizacji Kinga wypadło raczej kiepsko).
Czytałem ją w końcu lat dziewięćdziesiątych, ale nadal świetnie pamiętam. Nie jest to klasyczny horror, jakiego spodziewalibyśmy się od Kinga. Tym razem „motyw nadprzyrodzony” nie zajmuje pierwszego miejsca. O wiele większą grozą napełnia samo więzienie, wykonywanie kary śmierci i brutalność strażnika. Książka jest genialna—najlepsza, jaką czytałem tego autora. Długo nie...
więcej mniej Pokaż mimo to1991-08-20
Czytałem w 1991 roku. Ogólnie ciekawa, ale nie byłem nią za bardzo zachwycony.
Czytałem w 1991 roku. Ogólnie ciekawa, ale nie byłem nią za bardzo zachwycony.
Pokaż mimo to1984-07-06
Pierwsza książka Kinga, po jaką sięgnąłem (w 1984 roku). Czytało się świetnie, trudno było się od niej oderwać, stanowiła znakomity, wciągający horror! Film, zrobiony na jej podstawie kiepski, kompletnie nie oddaje specyficznej atmosfery i tajemniczości.
Pierwsza książka Kinga, po jaką sięgnąłem (w 1984 roku). Czytało się świetnie, trudno było się od niej oderwać, stanowiła znakomity, wciągający horror! Film, zrobiony na jej podstawie kiepski, kompletnie nie oddaje specyficznej atmosfery i tajemniczości.
Pokaż mimo to2018-10-20
„Porywająca i niezapomniana… wielbiciele takich rosyjskich dreszczowców jak ‘Ofiara 44’, ‘Park Gorkiego’ i ‘Miasto Złodziei’ na pewną będą chcieli ją przeczytać.” To urywek z jednej z recenzji, zamieszczonych na okładce książki, który pewnie spowodował, że ją kupiłem—tym bardziej, że wszystkie trzy wspomniane powyżej pozycje przeczytałem z dużym zainteresowaniem.
Ogólna fabuła książki—poszukiwanie zabójców cara i jego jakoby żyjącego syna przez byłego czołowego agenta cara—nie jest zła. Niemniej jednak w miarę czytania książki akcja staje się po prostu za bardzo zagmatwana i nieprawdopodobna, a nawet trochę nudnawa. Bohaterzy nie bardzo pasują do ówczesnych realiów i nie są zbyt autentyczni. A sam Pekkala, który ledwie uszedł z życiem po torturach władz sowieckich (i samego Stalina) i spędził wiele lat w Gułagu, wydałaby się być wzorem nieskorumpowanego człowieka. Jednak na końcu książki podejmuje decyzję, która jest zaprzeczeniem jego charakteru.
Sądzę, że autor miał dobry pomysł na książkę, ale nie dopracował wielu szczegółów, włącznie z samą fabułą. Niemniej jednak polecałbym tą książkę, bo pomimo tych niedociągnięć, dość dobrze się ją czyta. Wiem, że ukazało się już sześć następnych pozycji cyklu o inspektorze Pekkala—niewykluczone, że postaram się przeczytać przynajmniej jedną z nich.
I jeszcze jedna personalna uwaga, niezwiązana z książką. Nigdy specjalnie się nie interesowałem carem Mikołajem II i losami jego rodziny, ale jakiś czas temu dowiedziałem się, że jedna z sióstr cara, Olga Romanowa, w latach 1954-1960 mieszkała w małym domku jednorodzinnym, który do dzisiaj istnieje i znajduje się kilka kilometrów od mojego miejsca zamieszkania. Być może z tego też powodu sięgnąłem po tą książkę.
„Porywająca i niezapomniana… wielbiciele takich rosyjskich dreszczowców jak ‘Ofiara 44’, ‘Park Gorkiego’ i ‘Miasto Złodziei’ na pewną będą chcieli ją przeczytać.” To urywek z jednej z recenzji, zamieszczonych na okładce książki, który pewnie spowodował, że ją kupiłem—tym bardziej, że wszystkie trzy wspomniane powyżej pozycje przeczytałem z dużym zainteresowaniem.
Ogólna...
2014-06-30
W czerwcu 2014 r., w drodze na wypoczynek pod namiotem, zatrzymaliśmy się w dość tanim sklepie, w którym nigdy nie spodziewałbym się znaleźć dobrych książek. A jednak się myliłem! Wystarczyła mi tylko minuta, aby pobieżnie przejrzeć niezmiernie entuzjastyczne recenzje (książka została przetłumaczona na 36 języków, nominowana na 17 międzynarodowych nagród i wygrała siedem z nich), przeczytać krótki opis fabuły i szybko ją przekartkować—i momentalnie wiedziałem, że udało mi się trafić na coś wielce specjalnego!
Muszę dodać, że od wielu lat bardzo interesują mnie książki na temat Związku Sowieckiego, Stalina i ogólnie systemu komunistycznego. Już dawno temu przeczytałem wiele dzieł Sołżenicyna, a następnie sporo pozycji o Stalinie i czołowych osobistościach ZSRR, o codziennym życiu w Rosji Sowieckiej i różnych innych aspektach życia w systemie komunistycznym.
Niebawem dopłynęliśmy na kanu do przepięknej wyspy, rozbiliśmy namiot—i gdy zaczęło pod wieczór padać, nie pozostało nic innego, jak schować się w namiocie i pogrążyć się w lekturze owej książki. Już od pierwszych stron byłem oczarowany, w jak mistrzowski sposób autor (Tom Rob Smith) potrafił oddać specyficzną atmosferę tamtejszych lat, pokazać na wielu przykładach absurdalność systemu komunistycznego, bezlitosną postawę totalitarnego państwa w stosunku do domniemanych wrogów systemu, wszechobecną inwigilację obywateli, systemiczne zakłamanie i wypaczanie prawdy.
Książka mnie tak wciągnęła, że dopiero po północy byłem zmuszony zaprzestać jej czytanie, lecz już z rana usiadłem na skale nad jeziorem i ją kontynuowałem. Dopiero gdy dobrnąłem do ostatniej strony, rozpocząłem moje ‘prawdziwe’ wakacje, bo w czasie jej czytania byłem w innym świecie i niemalże nie dostrzegałem otaczającej mnie przyrody i piękna krajobrazu. Podobno wyspę zamieszkiwały niedźwiadki i inne zwierzęta, lecz z pewnością musiałyby zachowywać się niezmiernie hałaśliwie, abym je zauważył!
Dla czytelników, którzy nigdy specjalnie nie interesowali się tym tematem, gorąco ją polecam—pozwoli ona w zajmujący sposób dowiedzieć się, na czym ten system polegał, jak funkcjonował, jakim bzdurnymi prawami się kierował i w jakim zastraszeniu i terrorze było utrzymywane społeczeństwo. Autorowi udało się w genialny sposób odtworzyć subtelną atmosferę barbarzyńskiego i idiotycznego systemu sowieckiego w latach pięćdziesiątych XX wieku, tuż przed i po śmierci Stalina.
Postanowiłem, że 10 gwiazdek zarezerwuję dla tych książek, które naprawdę wywarły na mnie ogromne wrażenie, wniosły coś specjalnego do mojego życia i które długo pozostaną w mojej pamięci. „Ofiara 44” jest właśnie taką książką.
P.S.
Również warto obejrzeć film „Citizen X” (o mordercy Andrei Chikatilo) z Donaldem Sutherland i Maxem von Sydow. Chociaż nie jest on bazowany na tej książce, świetnie oddaje klimat tamtego okresu.
W czerwcu 2014 r., w drodze na wypoczynek pod namiotem, zatrzymaliśmy się w dość tanim sklepie, w którym nigdy nie spodziewałbym się znaleźć dobrych książek. A jednak się myliłem! Wystarczyła mi tylko minuta, aby pobieżnie przejrzeć niezmiernie entuzjastyczne recenzje (książka została przetłumaczona na 36 języków, nominowana na 17 międzynarodowych nagród i wygrała siedem z...
więcej mniej Pokaż mimo to
Przeczytałem kilka książek Grishama i moja opinia o każdej z nich jest raczej wyrobiona: typowe ‘czytadło’, dość ciekawa i zawiła akcja, ale po przeczytaniu szybko się o niej zapomina. Niemniej jednak jego książki dobrze się czyta—ktoś powiedział, że gdy robi się na ich podstawie filmy, to nawet nie potrzeba pisać scenariusza, bo już jest gotowy!
„Król Odszkodowań” mało różniła się od tego schematu. Najbardziej ciekawą stroną książki było to, że dowiedziałem się z niej sporo o pozwach zbiorowych, metodach stosowanych przez adwokatów i niesamowitych pieniądzach, jakie mogą oni na nich zarobić. Zresztą zawsze bardziej interesowały mnie aspekty związane z pracą adwokatów i działaniem systemu sprawiedliwości w USA niż sama fabuła jego książek. W tym przypadku było podobnie—sama akcja jakoś nigdy mnie nie wciągnęła i często nawet przerzucałem kartki. Natomiast zakończenie było przewidywalne—może i dlatego, że na okładce polskiego wydania już to zasugerowano („Młody adwokat zaprzedaje duszę za piętnaście milionów dolarów. Zapłaci za to wysoką cenę…”), co chyba nie było dobrym posunięciem.
Była to pierwsza książka Grishama, którą czytałem w języku polskim, ale też i sięgałem do wersji angielskiej, porównując teksty. Tłumaczenie było dobre, zresztą nie jest chyba trudno przełożyć tego rodzaju pozycje. Nie pasowało mi jedno określenie w języku polskim: w pewnym momencie adwokat French mówi, że „stryj pójdzie do swojego lekarza w Podunk w Luizjanie”. „Podunk” to nie jest żadne prawdziwe miasto, ale wyraz oznaczający małe, byle jakie, nic nie znaczące miasteczko (pipidówka, zadupie, dziura) albo nawet takie, które w ogóle nie istnieje.
Przeczytałem kilka książek Grishama i moja opinia o każdej z nich jest raczej wyrobiona: typowe ‘czytadło’, dość ciekawa i zawiła akcja, ale po przeczytaniu szybko się o niej zapomina. Niemniej jednak jego książki dobrze się czyta—ktoś powiedział, że gdy robi się na ich podstawie filmy, to nawet nie potrzeba pisać scenariusza, bo już jest gotowy!
więcej Pokaż mimo to„Król Odszkodowań” mało...