rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Mawia się, że nie powinno się oceniać książki po okładce, ale kiedy widzi się takie wydania, jak „Jeleni sztylet” autorstwa Marty Mrozińskiej bardzo łatwo o tym zapomnieć. Książka przykuła moją uwagę nie tylko pięknem graficznym, ale i obietnicą, jaką mi dał wydawniczy opis fabuły. Dawno nie czytałam niczego związanego z mitologia słowiańską, a bardzo chciałam to zmienić. Spoglądając na tą książkę chciałam zatopić się w jej lekturze, dać się oczarować, odkryć jej wszystkie tajemnice. Czy można się oprzeć wiedźmom? Chciałam dostrzec oczami wyobraźni przepiękny, mroczny i magiczny las, przechadzać się jego ścieżkami wspólnie z bohaterami, czy będzie mi to dane?
Główną bohaterką książki autorstwa Marty Mrozińśkiej pod tytułem „Jeleni sztylet” jest Bora, dziewczyna mieszka pod wielka puszczą w niewielkiej wiosce. Ojciec dziewczyny jest najemnikiem, z reguły nie ma go w domu, dlatego też mieszka z ciotką i bratem. Kiedy jej ojciec ściąga do domu spędza z nią czas trenując, tym samym przygotowując się na kolejne zlecenia. Przyda jej się to, ponieważ w przyszłości sama chciałaby uczęszczać do szkoły najemników, która nosi nazwę Włóczni. Ma dobre serce, ponieważ chce chronić tych, którzy sami nie będą w stanie tego zrobić. Zwłaszcza, że puszcza nie należy do bezpiecznych miejsc, jest zamieszkiwana przez leszego, rusałki, czy strzygi. Dla swojego brata jest gotowa na wiele, wierzy w to, że trening okaże się skuteczny. Bora od dziecka rozmawia z opiekuńczymi duchami, jej życie jest przesiąknięte wierzeniami słowiańskimi. Czy ten dar to początek czegoś znacznie większego? Czy we Włóczni Bora odnajdzie swoje przeznaczenie?
„Jeleni sztylet” to książka, która zabrała mnie w zupełnie inny świat, chociaż brzmi to tak banalnie, życie w nim jest ciężkie. Nie brak w nim wyzwań, niebezpieczeństwa, czy też wojny, która się zbliża wielkimi krokami. Wszechbora jest niezwykłą bohaterką, silna, zdeterminowana, nieugięta, aby wziąć jak najlepsze przeszkolenie, aby zmienić los. Jej marzeniem było wstąpienie do wojskowej szkoły, chociaż zapewne powinna obrać inną drogę, w której się nie spełnia. Chce zrobić wszystko dla swojego brata, aby mógł się uczyć i mieć lepszą przyszłość. Jest gotowa do wielu poświęceń, woja ukazuje jej swoje okrucieństwo, ale także sprawia, że zaczyna dostrzegać dar, który daje jej znacznie więcej. Marta Mrozinska wykreowała niesamowitych bohaterów umieszczając ich w fantastycznej otoczce, za którą są zmuszeni podążać i stawić temu czoła. „Jeleni sztylet” ukazuje także wiele niebezpieczeństw, problemów społecznych, które zdają się nie mieć wieku, znane są także dziś, we współczesnym świecie. Marta Mrozińska zrobiła spory research do tej książki, ukazała kilka przemian historycznych, chociażby narzucenie religii. Z przyjemnością oddałam się lekturze was też do tego zachęcam.

Mawia się, że nie powinno się oceniać książki po okładce, ale kiedy widzi się takie wydania, jak „Jeleni sztylet” autorstwa Marty Mrozińskiej bardzo łatwo o tym zapomnieć. Książka przykuła moją uwagę nie tylko pięknem graficznym, ale i obietnicą, jaką mi dał wydawniczy opis fabuły. Dawno nie czytałam niczego związanego z mitologia słowiańską, a bardzo chciałam to zmienić....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Nuvole Bianche. Białe Chmury tom II” to książka, którą całe szczęście miałam pod ręką, gdyby tak nie było, byłoby mi trudno wyczekać dalszych wydarzeń. Miłość jest uczuciem gwałtownym, nieprzewidywalnym, dotykającym często osoby, którym się wydaje, że nie są dla siebie stworzeni. Wystarczy odrobina czasu i rozwoju relacji, kiedy okazuje się, że nie możemy sobie wyobrazić spędzenia czasu bez tej istoty, która potrafi wykrzesać z nas wiele dobrego. Adrianna Ratajczak stworzyła piękną dylogię, dla której warto stracić czas i głowę. Otuliła mnie tym wyjątkowym klimatem, sprawiając, że poczułam się, jakbym towarzyszyła głównej bohaterce w podróży, na którą się zdecydowała.
Główną bohaterką książki autorstwa Adrianny Ratajczak pod tytułem „Nuvole Bianche. Białe Chmury tom II” jest Aimil, dziewczyna postanowiła wrócić do domu, Londyn był zbyt tłoczny, gwarny i był w nim on. Duke Alistair, człowiek, którego kochała i bardzo mocno tęskniła. Pomimo obowiązków, rodziny i Glamis musiała podjąć kilka decyzji, które nie należały do łatwych. Alistair jest człowiekiem honorowym, składane obietnice są dla niego ważne, a to co poczuł do Aimil pchnęło go do tego, aby wyruszyć w podróż do Szkocji, a konkretnie do Dlamis, gdzie w pewnym zamku była ona. Czy miłość wystarczy, aby odzyskać to, czego się pragnie? Co zwycięży miłość, rodzinne sekrety, czy strach? Czy ta dwójka ma szansę na dobre zakończenie?
„Nuvole Bianche. Białe Chmury tom II” sprawił, że odłożyłam książkę z nostalgicznym uśmiechem przyglądając się pięknu okładki. Zawsze fascynowała mnie Szkocja, dlatego też z chęcią towarzyszyłam Aimil w rodzinnych włościach chłonąć urok tego miejsca. Adrianna Ratajczak porwała mnie na bal, abym zaznała dworskiego życia i była świadkiem zwieńczenia historii bohaterów. Bardzo podobał mi się rozwój bohaterów, ich relacji, zmuszenie do ryzyka, bo w końcu nagrodą było serce. W powieści akcja ma momenty przestoju, ale jakoś szczególnie mi to nie wadziło. Książka Adrianny Ratajczak ma taki klimat i zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Wydanie jest przepiękne, szata graficzna książki współgra z pierwszym tomem dylogii, to uczta nie tylko pod względem lektury, ale i wizualnym.„Nuvole Bianche. Białe Chmury tom II” to romans historyczny, który zdobył uznanie wielu czytelniczek. Adrianna Ratajczak poprowadziła narrację z punktu widzenia głównych bohaterów, co pomogło jeszcze bardziej wczuć się w ich dylematy i lepiej zrozumieć. Historia Aimil i Alistaira potrafi chwycić za serce i trzymać w napięciu do ostatniej strony.

„Nuvole Bianche. Białe Chmury tom II” to książka, którą całe szczęście miałam pod ręką, gdyby tak nie było, byłoby mi trudno wyczekać dalszych wydarzeń. Miłość jest uczuciem gwałtownym, nieprzewidywalnym, dotykającym często osoby, którym się wydaje, że nie są dla siebie stworzeni. Wystarczy odrobina czasu i rozwoju relacji, kiedy okazuje się, że nie możemy sobie wyobrazić...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Nuvole Bianche. Białe Chmury” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Adrianny Ratajczak, niezbyt często sięgam po książki historyczne, jednak nie stronię od nich. Nadarzyła się okazja, aby to zmienić, więc nie zastanawiałam się zbyt długo i złapałam książkę w swoje dłonie. To pierwszy tom cyklu Chmury, charakteryzuje się piękną okładką idealnie oddającą treść tej historii. Akcja powieści zabrała mnie do Anglii w czasach wiktoriańskich, gdzie wszelkie konwenanse, pochodzenie, majątek i reputacja ma zasadnicze znaczenie. Naturalnie zdarzają się odstępstwa od tej reguły, czy jest to jednak częste? Czy w takim świecie jest miejsce na prawdziwą miłość? Czy znajdzie się w sobie siłę, aby walczyć o siebie z przeciwnościami losu?
Główną bohaterką książki autorstwa Adrianny Ratajczak pod tytułem „Nuvole Bianche. Białe Chmury” jest Aimil, to bardzo odważna dziewczyna, która pragnie od życia znacznie więcej. Uczy się i chciałaby, aby jej życie potoczyło się inaczej niż zdecydował jej ojciec. Marzyła o tym, aby mieć własną posiadłość na własność, czy wykonywać zawód, którym nie pałały się kobiety. Ojciec pragnie wydać ją dobrze za mąż, dlatego też postanawia zwrócić się o pomoc do ciotki, gdzie też wysyła Aimil. W Londynie poznaje diuka Alistaira, mężczyzna jest tajemniczy i zamożny, jednak boryka się z własnymi problemami. Odziedziczył majątek i robi wszystko, aby zająć się rodzinnym domem i majątkiem, a nie wracać wspomnieniami do trudnych przeżyć. On sam także zostaje pchnięty przez rodzicielkę, aby poszukał godnej małżonki, niechętnie wita na salonach, jednak wątpi, aby, którakolwiek z tych kobiet była dla niego właściwym wyborem. Czy, aby na pewno? Co wyniknie ze spotkania tej dwójki?
„Nuvole Bianche. Białe Chmury” to powieść, która sprawia, że podchodzi się do niej inaczej, z dozą delikatności i spokoju. Czytelnik rozkoszuje się rozwojem postaci i ich wzajemnej relacji, poznaje wykreowany świat, do którego zabrała mnie Adrianna Ratajczak. Nie wyobrażałam sobie, aby taka historia została przedstawiona w zupełnie inny sposób. Nie można nie zauważyć, ile pracy włożyła autorka w przestawienie opowieści z zachowaniem odpowiednich historycznych okoliczności, które dodały jej autentyczności. Relacja Alistaira i Aimil jest powolna, nie gwałtowna, w końcu żadne z nich nie chce się ustatkować, jak pragną tego ich bliscy. Czy coś z tego będzie? W końcu cały w tym ambaras, aby dwoje chciało na raz. „Nuvole Bianche. Białe Chmury” to hipnotyzująca lektura, która potrafi oczarować czytelniczkę, uwielbiającą kostiumowe, historyczne książki. Styl autorki został dopasowany, aby jak najlepiej oddać klimat tamtych czasów.

„Nuvole Bianche. Białe Chmury” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Adrianny Ratajczak, niezbyt często sięgam po książki historyczne, jednak nie stronię od nich. Nadarzyła się okazja, aby to zmienić, więc nie zastanawiałam się zbyt długo i złapałam książkę w swoje dłonie. To pierwszy tom cyklu Chmury, charakteryzuje się piękną okładką idealnie oddającą treść tej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Hiena z Kaprovicz” to książka, po którą sięgnęłam pełna zaciekawienia i chęci, aby ją przeczytać. Okładka przyciągnęła mój wzrok, a dalej chciałam poznać opis książki. Bardzo się ucieszyłam, że będę miała okazję poznać pióro Eweliny Matyckiej i zaprzyjaźnić się z główną bohaterką. No, bo powiedzcie sami, mieliście okazję przeczytać książkę o hienie cmentarnej? Chciałam poznać tą magiczną krainę zwaną Kaprovicz, być może stać się jego cichą mieszkanka i obserwatorką tego niesamowitego chaosu, którym jest główna bohaterka. Też tak czasami macie?
Główną bohaterką książki autorstwa Eweliny Marii Matyckiej pod tytułem „Hiena z Kaprovicz” jest Kornelia Azatka, czyli Nell. Dziewczyna przyjeżdża do zupełnie nowej pracy, jest zarządcą Nekropola. Jest człowiekiem i nie ma lekko, zwłaszcza, że kłopoty wydają się ją kochać. Nie zajmuje się staruszkami, którzy nie wiedzą, co robić z zasobnością portfela, ale stała się hieną cmentarną. Kaprovicz to miejsce przepełnione magia, pełne elfów, a Nekropole jest elfim cmentarzem. To miejsce, które nie jest dla ludzi., jednak znalazła się w nim Nell. Elfy nie są miłe i sympatyczne, bywają różne jednak są wredne, wyrachowane, mają swoje warstwy społeczne. Jak się w tym wszystkim połapać, zwłaszcza, kiedy myli się korytarze w Urzędzie Miejskim? Czy ludzki urzędnik publiczny zawsze ma tyle pracy do wykonania?
„Hiena z Kaprovicz” to książka, która zaskoczyła mnie tak przyjemnym całokształtem. Wiecie, jak uwielbiam magię, a tutaj każdy wers wydawał mi się tak idealny. Ewelina Maria Mantycka mistrzowsko łączy elementy fantasy z nieoczekiwanymi zwrotami akcji, ma niekonwencjonalne podejście do tematu śmierci, co czytelnikowi na odkrywanie tajemnic pełnych intryg. Główna bohaterka, mimo początkowych trudności, stopniowo odnajduje swoje miejsce w Nekropolii. Interakcje z elfami rzucają nowe światło na złożoność świata wykreowanego przez autorkę. Urok tej powieści tkwi w detalu i wnikliwej obserwacji emocji. Warto docenić umiejętność Kornelii Azatki budowania napięcia, co w efekcie sprawia, że czytelnik z zapartym tchem śledzi kolejne rozdziały. Narracja książki jest płynna, a postacie są kolorowe i wyraziste. Przeplatanie realistycznych elementów z baśniowym światem sprawia, że atmosfera jest niepowtarzalna. Nie mogę się doczekać kolejnych przygód bohaterki, to niesamowita książka, która z pewnością spodoba się szerokiemu gronu. „Hiena z Kaprovicz” to podróż w świat wyobraźni, która na długo pozostanie w pamięci czytelnika.

„Hiena z Kaprovicz” to książka, po którą sięgnęłam pełna zaciekawienia i chęci, aby ją przeczytać. Okładka przyciągnęła mój wzrok, a dalej chciałam poznać opis książki. Bardzo się ucieszyłam, że będę miała okazję poznać pióro Eweliny Matyckiej i zaprzyjaźnić się z główną bohaterką. No, bo powiedzcie sami, mieliście okazję przeczytać książkę o hienie cmentarnej? Chciałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Wieczne igrzysko. Imię duszy” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Jakuba Pawełka, muszę przyznać, że pomysł na tą historię sprawił, że chciałam poznać autora. Pomimo zmian, które zachodzą we współczesnej literaturze cieszę się, że są autorzy, którzy zachwycają nas pięknym słowem. Potrafią przedstawić świat, brutalne wydarzenia, w sposób dosadny promując literacki język. Swego czasu bardzo interesowałam się taką tematyką, dlatego też byłam zaciekawiona wizją Jakuba Pawełka i walki z piekielną otchłanią. Walka o ludzkość, o każdą duszę jest ważnym zadaniem. Śmierć konta zbawienie, ludzkość i rzeki krwi spływające kaskadami ulic. Czy wszystko stracone? Czy znajdzie się ktoś, kto się przeciwstawi hordom piekielnym?
Akcja książki „Wieczne igrzysko. Imię duszy” rozgrywa się we współczesnym, tak dobrze nam znanym świecie. Na Morawach dochodzi do eskalacji konfliktu, wielkiej piekielnej manifestacji, którą za wszelką cenę trzeba powstrzymać. Kto może mierzyć się z tak upiornymi wojownikami? Kościół stworzył specjalną jednostkę, która zrobi wszystko, aby nie dopuścić do rzezi. Kanonicy walczący z bestiami robią wszystko, o w ich mocy jednak dzieje się coś, czego nikt nie przewidział, masakra. Kanonicy niemal wszyscy polegli w tym straci, a ci, co przeżyli powrócili do Warszawy. Co tam się wydarzyło? Kto popełnił błąd? Roksana jest kanoniczką, od jakiegoś czasu miewa bardzo dziwne sny, próbuje poskładać siebie, swoje własne wątpliwości i odkryć pewną tajemnicę. Piekielni wojownicy także wyciągają wnioski z każdej batalii, uczą się i adaptują, czy tym razem atak okaże się skuteczny? Czy ludzkość ma jakieś szanse? Jaki udział w tym wszystkim ma Roksana?
„Wieczne igrzysko. Imię duszy” to niesamowite połączenie, ukazane walki dobra ze złem, każda dusza jest cenna i jest tutaj stawką, kiedy nie wiadomo, o co toczy się stawka w grę wchodzi władza. Jakub Pawełek wrzucił czytelnika w sam środek akcji, gdzie toczy się dramatyczna walka o losy ludzkości. Autor zdecydował się na połączenie kilku gatunków tworząc swoją opowieść. Mamy tutaj nie tylko fantastyka kryminał, thriller, ale także horror. To było świetne rozwiązanie, sprawiło, że coraz bardziej wciągałam się w tą opowieść. Rząd i kościół utrzymuje w tajemnicy przed zwykłymi obywatelami, jakie toczy boje i jak wysoka jest stawka. Wyobrażacie sobie tą panikę? Czasami zastanawiałam się, co by było, gdyby ta wizja miała odzwierciedlenie w rzeczywistości, czy mielibyśmy szanse na zwycięstwo? „Wieczne igrzysko. Imię duszy” to książka, która zaskoczyła mnie niezwykle pozytywnie, autor stworzył świat, w którym nikt z nas nie chciałby się znaleźć, zwłaszcza, kiedy po stronie kanoników zaczyna się pojawiać tak wiele ofiar. Polubiłam Roksanę i równie mocno, co ona chciałam poznać przyczynę jej koszmarów i tajemnice, które skrywa. Jakub Pawełek potrafi stworzyć ciekawe postacie, które mają wiele różnorodnych cech charakteru, wypadaj przy tym wiarygodnie. Bardzo bym chciała przeczytać kontynuację, mam nadzieję, że szybko się pojawi.

„Wieczne igrzysko. Imię duszy” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Jakuba Pawełka, muszę przyznać, że pomysł na tą historię sprawił, że chciałam poznać autora. Pomimo zmian, które zachodzą we współczesnej literaturze cieszę się, że są autorzy, którzy zachwycają nas pięknym słowem. Potrafią przedstawić świat, brutalne wydarzenia, w sposób dosadny promując literacki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Granite Hills. Księga krwi” to pierwszy tom książki rozpoczynający cykl Grante Hills, ostatnio częściej sięgam po książki, w których jest motyw akademii, czy szkoły z internatem, innej placówki, do której bohaterowie zostali zmuszeni, aby tam się pojawić. Nikt nie wybiera takiego miejsca sam, zazwyczaj nie ma się wyboru i musi się zebrać w sobie, aby przetrwać. Bohaterka trafia do miejsca dla problematycznej młodzieży, takiego miejsca, które jest odcięte od świata, a wszystko przez to, że miała coś, czego nie powinna. Byłam ciekawa wizji Anny Leokadii tej tajemniczej szkoły, czy mimo wszystko zachęci mnie i wpłynie na rozważania chęci uczęszczania do niej? Chętnie sięgnęłam po tą powieść, pomimo tego, że niewiele o niej wiedziałam, może tak było lepiej? Czy można wpaść w jeszcze większe tarapaty, tam, gdzie powinno się z nich wychodzić?
Główną bohaterką książki autorstwa Anny Leokadii od tytułem „Granite Hills. Księga krwi” jest Candice Cambell, sympatyczna dziewczyna, która wpadła w nieoczekiwane kłopoty. Ktoś podrzucił do jej torby narkotyki, ewidentnie chcąc się jej pozbyć, zgodnie z tym założeniem dziewczyna została wydalona ze szkoły. Jej rodzice nie mogli sobie pozwolić na to, aby zakończyła się jej edukacja, więc postanowili wysłać ją do innej placówki. Granite Hills to miejsce, do którego trafia młodzież z problemami, jednak realia tam panujące są trudne. Candice tęskni za swoimi przyjaciółmi, chłopakiem, co wpływa na jej samopoczucie. Zaczęła dostrzegać, że to miejsce jest dziwne, dzieją się w nim niepokojące rzeczy, czy istoty nadprzyrodzone istnieją naprawdę? Kim jest dyrektor tej placówki? Czy Ezra De Vymonte poskromi jej charakterek? Jakie rodzinne tajemnice odkryje Candice?
„Granite Hills. Księga krwi” to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki, mam jednak nadzieję, że nie będzie ostatnie, ponieważ w swojej powieści udało jej się stworzyć intrygujący świat, który chętnie zgłębię. Sama główna bohaterka jest zwyczajną nastolatką, która trafia do miejsca, które niespecjalnie do niej przemawia. Jest bardzo uparta, ma niewyparzony język, to sprawia, że często wpada w kłopoty. W książce znajdują się elementy humorystyczne, sprawiające, że się uśmiechałam, ale także takie, które wbijały mnie w fotel, jak zakończenie. Mam nadzieję, ze na kontynuację tej historii długo nie przyjdzie nam czekać, bo chciałabym się dowiedzieć, co dalej zaplanowała dla bohaterów autorka. „Granite Hills. Księga krwi” zabiera czytelnika w bogato wykreowany świat, w którym można natknąć się na wampiry, wilkołaki, czy czarownice. Autorka zadbała o to, żebym ciekawiła się każdą chwilą, w której przebywałam w Granite Hills. Przygotujcie się na niebezpieczeństwo i tajemnice, które trzeba rozwiązać.

„Granite Hills. Księga krwi” to pierwszy tom książki rozpoczynający cykl Grante Hills, ostatnio częściej sięgam po książki, w których jest motyw akademii, czy szkoły z internatem, innej placówki, do której bohaterowie zostali zmuszeni, aby tam się pojawić. Nikt nie wybiera takiego miejsca sam, zazwyczaj nie ma się wyboru i musi się zebrać w sobie, aby przetrwać. Bohaterka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Dwór koszmarów” autorstwa Adrianny Senger zaintrygował mnie nie tylko okładką, ale także opisem fabuły. Po powieść zdecydowałam się sięgnąć z powodu znajomej, która bardzo ją polecała. Lubię świat snów, chciałam poznać wizję autorki i sprawdzić, czy uda mi się w nią wpasować. Nie mogłam się doczekać, kiedy będę mogła wziąć ją w dłonie i oddać się lekturze. Rzeczywistość, do której zaprasza nas autorka nie jest różowa, coraz trudniej jest w niej przetrwać kolejny dzień. Bieda i ubóstwo dają o sobie znać mieszkańcom Cyntii, a zarobić parę groszy jest coraz trudniej. Czy będzie to udana lektura? Czy uda mi się wyjść cało z tego spotkania ze stworzeniami nocy?
Główną bohaterką książki autorstwa Adrianny Senger pod tytułem „Dwór koszmarów” jest Kira, dziewczyna zamieszkuje Cyntię, która pogrąża się w coraz większej biedzie. Jako sierota dziewczyna nie ma lekkiego życia, dlatego też codziennie wyrusza na targ, gdzie pracuje, aby móc się z czegoś utrzymać. W takim miejscu o pracę także nie jest łatwo, co z pewnością skomplikuje i tak napiętą relację z ciotką, która zdecydowała się ją przygarnąć po śmierci matki Kiry. Dziewczyna jest wychudzona, pomimo starań traci źródło zarobku nie otrzymując należnej zapłaty za wykonaną do tej pory pracę. Ciotka dziewczyny postanowiła sprzedać ją pewnemu mężczyźnie, przez co trafia do Królestwa Mroku. Nie jest to miejsce, w którym chciałoby się przebywać, można tam natrafić na strzygi, sukuby, czy też wampiry. Co ją spotka u króla Oriona? Zamknięta w pokoju pogrąża się w rozpaczy, nie wie, co ją czeka, w jakim nastroju będzie władca. Czy będzie miała szansę na ucieczkę i czy ma właściwie, do czego wracać? Pod czujnym okiem Ronana podstępnie planuje ucieczkę, nie ma zamiaru się poddać, nie, kiedy w jej posiadaniu jest magiczny sztylet, a z nim sprawa jest znacznie łatwiejsza. Czy uda jej się uniknąć zdrady?
„Dwór koszmarów” to niezwykle przyjemna w odbiorze książka, byłam zaskoczona, kiedy okazało się, że jest to debiut literacki. Adrianna Senger miała ciekawy pomysł i poprowadziła go skrupulatnie, ciekawiło mnie Królestwo Mroku, a także Dwór Koszmarów, na który trafiła bohaterka. Świat przedstawiony jest niezwykle różnorodny, co sprawia, że chce się go lepiej poznać. Autorka zaakcentowała tutaj zestawienie kontrastowe, w Królestwie Światła jest dobrobyt, nie ma niewolnictwa, lęku, u zwykłych ludzi bywa ciężko. Uważam, że autorka w pełni wykorzystała swój pomysł, dobrze zrealizowała tą wizję. Miejsce, do którego trafiła Kira jest ciężkie, zawsze trzeba mieć się tam na baczności, w końcu nie trudno natknąć się na krwiopijcę. „Dwór koszmarów” zaskoczy was pozytywnie, wciągnie między swoje stronnice i nie pozwoli zbyt szybko się z tego wygrzebać. Akcja jest dość dynamiczna, nie ma tutaj miejsca na nudę, każde wydarzenie zostało przedstawione z rozwagą. Kreacja bohaterów została dobrze przedstawiona, są autentyczni, różnorodni, wzbudzają w czytelniku emocje.

„Dwór koszmarów” autorstwa Adrianny Senger zaintrygował mnie nie tylko okładką, ale także opisem fabuły. Po powieść zdecydowałam się sięgnąć z powodu znajomej, która bardzo ją polecała. Lubię świat snów, chciałam poznać wizję autorki i sprawdzić, czy uda mi się w nią wpasować. Nie mogłam się doczekać, kiedy będę mogła wziąć ją w dłonie i oddać się lekturze. Rzeczywistość,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Beautiful monster” to książka autorstwa I.M. Darkss, którą miałam okazję przeczytać. Zauważyłam, że motyw bestii w ludzkiej skórze i nie tylko wraca do łask, co jest dość interesującym przedsięwzięciem. Z przyjemnością oddaję się lekturze, chciałam poznać bohatera, przekonać się, co wpłynęło na to, że stał się takim człowiekiem. Nikt nie rodzi się zły do szpiku kości, zazwyczaj dzieje się coś, co wpływa na tyle mocno, że zmienia się czasem nie do poznania. Człowiek człowiekowi potrafi wyrządzić niesamowitą krzywdę, taką, której nie można wyrzucić z głowy tak po prostu, zemsta musi się dokonać. Kim więc on jest? Ofiarą czy katem? Zabawa ludzkim DNA nigdy nikomu nie wychodzi na dobre, dlaczego więc człowiek nie uczy się na błędach?
Główną bohaterką książki autorstwa I. M. Darkss „Beautiful monster” jest Selena Brown to kobieta, która nienawidzi swojego życia, jest bardzo inteligentna i pracowita. Zajmuje się genetyką, jest świetną specjalistką, która jest wykorzystywana. Samotnie wychowuje córkę, która jest dla niej wszystkim, jest gotowa poświęcić dla niej wszystko, co powiada, własne życie. Robi wiec wszystko, aby jej dziecko było w miarę bezpieczne, zwłaszcza, że ludzie, dla których pracuje nie są z tych pokojowo nastawionych. Lucas Darkweel to człowiek, którego nie chciałoby się spotkać w ciemnej, czy widnej alejce. Jest niczym bestia łaknąca rozlewu krwi, zemsty, która staje się sensem jego istnienia. Z jednej strony nie ma się, co dziwić, stracił bardzo wiele, zmieniono jest strukturę DNA łącząc je z tym należącym do wilka. Stał się maszyną do zabijania, a teraz nadszedł jego czas, zajmie się tymi, którzy są odpowiedzialni za to, co go spotkało. Życie bywa jednak przewrotne, pewnego dnia ratuje kobietę, jak się później okazuje ma ona swój udział w jego mutacji. Co się stanie z Seleną? Czy uda jej się wyjść z tego spotkania cało? Jakie tajemnice uda im się rozwikłać?
„Beautiful monster” to powieść, która mnie intrygowała, bardzo się cieszę, że miałam okazje ponownie zetknąć się z piórem autorki. Akcja jest szybka, dynamiczna, czuć na skórze niebezpieczeństwo, które jest związane z głównym bohaterem, nie wiadomo, do czego się posunie i kto tym razem ucierpi. Emocje, które odczuwa się podczas czytania lektury są gwałtowne niczym wybuch agresji Z jednej strony rozumie się Lucasa, współczuje tego, co był zmuszony przejść, a z drugiej kibicuje temu, żeby jego vendetta nieco zmieniła obiekt. Co jeśli się okaże, że on i Selena mogą sobie dać o wiele więcej? I. M. Darkss potrafi nieźle zamieszać, można dostrzec, jak stopniowo wychodzą na jaw coraz mroczniejsze sekrety, zmieniając nieco podejście. Było mi żal Lucasa, mierzył się z buzą emocjonalną, nie mógł ignorować pragnień drzemiącego w nim wilka. „Beautiful monster” sprawia, że nie chce się odłożyć tej historii na bok, kibicuje się bohaterom, w końcu po tym wszystkim należy im się chwila szczęścia i poczucie bezpieczeństwa. Czy pomimo wrogości polaczą ze sobą siły? Czy uda im się uwolnić z tego piekła? I. M. Darkss ukazała mi okrutną opowieść, która na dłużej pozostanie w mej pamięci, a kiedy będę odczuwała tęsknotę sięgnę ponownie po ten tom.

„Beautiful monster” to książka autorstwa I.M. Darkss, którą miałam okazję przeczytać. Zauważyłam, że motyw bestii w ludzkiej skórze i nie tylko wraca do łask, co jest dość interesującym przedsięwzięciem. Z przyjemnością oddaję się lekturze, chciałam poznać bohatera, przekonać się, co wpłynęło na to, że stał się takim człowiekiem. Nikt nie rodzi się zły do szpiku kości,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Znienawidzony” to pierwsza książka z serii Odmieńcy z West Emerald autorstwa Cory Brent. To trzymająca w napięciu i pełna pasji historia, która hipnotyzuje od pierwszej do ostatniej strony. Gage i Dani to dwie udręczone dusze, które mogą znaleźć ukojenie i spokój tylko razem ze sobą. Naturalnie znajdą się tacy, przepełnieni determinacją, aby ich rozdzielić. Ta odrobina napięcia i niepewność, czy następna strona będzie punktem zwrotnym, sprawiły, że ta historia była dla mnie jeszcze bardziej ciekawa i emocjonująca. Możecie się zdziwić, ale to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki, dlatego też czułam ekscytację z każdą następną chwilą, przewracaną stroną.
Główną bohaterką książki autorstwa Cory Benet pod tytułem „Znienawidzony” jest Dorothy Ann, nazywana po prostu Dani. To młoda dziewczyna, która nie miała łatwego życia, porzucona przez matkę, otrzymała jednak kolejną szansę na to, aby poprawić swój los. Dani pochodziła z bardzo biednej rodziny, a teraz znalazła się w zupełnie innym świecie. Bogactwo, władza, wszędobylski luksus potrafi nie jednemu namieszać w głowie. Pojawienie się trzech kuzynów Silvestro sporo namiesza w życiu dziewczyny, ale także zmieni je bezpowrotnie. Z wrogów staną się przyjaciółmi, a nawet kimś znacznie więcej. Gage Silvestro był określany mianem człowieka bez serca, jednak jej udało się je dostrzec i zdobyć. Niestety mężczyzna zniknął oszukując braci i łamiąc jej serce. Powrócił, jako ktoś zupełnie inny, po ośmiu długich latach mając zamiar zburzyć ich poukładane życie. Dlaczego mężczyzna zniknął? Czy między bohaterami jest jeszcze nikłe tlące się uczucie?
„Znienawidzony” to inteligentna, umiejętnie stworzona mieszanka emocji, dramatyzmu, napięcia, zwrotów akcji, intensywności, słodyczy, bólu, która jest niesamowicie kusząca. Źródłem nienawiści, która zaciemnia serca każdego bohatera, jest warstwa dramatu, która sprawi, że czytelnik próbuje ustalić, kto jest prawdziwym potworem i czy jest ich więcej niż jeden .Dani z jednej strony jest nieśmiałą, niezdarną dziewczyną, która stara się wtopić w tło i po prostu radzić sobie w codziennym życiu, z drugiej jest bezczelna i zdeterminowana, potrafi siebie chronić. Miała trudne dzieciństwo, a kiedy spotyka Gage'a i jego kuzynów, w końcu znajduje swoje miejsce. Dani znajduje kogoś, kto naprawdę ją widzi i akceptuje taką, jaka jest. Gage jest człowiekiem bez serca, nieostrożny w słowach, nie troszczy się o nikogo poza swoimi kuzynami, ale Dani sprawia, że czuje się wyrzutkiem, ona go akceptuje. Jego życie rodzinne jest bolesne i destrukcyjne, więc zrobi wszystko, aby chronić osoby, które kocha, przed konsekwencjami ich postępowania. Pod wszystkimi swoimi nienawistnymi słowami i okrutnym zachowaniem kryje się wielkie serce. „Znienawidzony” ukazuje jak ważna w życiu człowieka jest rodzina, ile traumy może w sobie nosić człowiek i jak trudno jest ją przepracować.

„Znienawidzony” to pierwsza książka z serii Odmieńcy z West Emerald autorstwa Cory Brent. To trzymająca w napięciu i pełna pasji historia, która hipnotyzuje od pierwszej do ostatniej strony. Gage i Dani to dwie udręczone dusze, które mogą znaleźć ukojenie i spokój tylko razem ze sobą. Naturalnie znajdą się tacy, przepełnieni determinacją, aby ich rozdzielić. Ta odrobina...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Dni krwi i światła gwiazd” to długo wyczekiwana przeze mnie książka, która przyniosła mi wiele emocji. Nie mogłam się na nią doczekać, chciałam ponownie spotkać tajemniczą, główną bohaterkę, udać się do świata, który jest majestatyczny i ciekawy. Nastała ciemność, zmęczenie, zdrady, ból, poczucie beznadziei, przemoc, zemsta i ponura determinacja. Laini Taylor skupiła się na stworzeniu bogatego krajobrazu zniszczonego przez wojnę, z postaciami zranionymi i posiadającymi blizny, a mimo to uwikłanymi w nieubłagany cykl przemocy, który zdawał się nie mieć końca. Nie mogłam się oderwać od lektury, pragnęłam znacznie więcej. Autorka zaskoczyła mnie brutalnością, ale mogłam ją zrozumieć i mieć nadzieję, że w końcu dobiegnie końca. Szata graficzna okładki jest niesamowita, zwłaszcza, że świeci, kiedy zapada zmrok. Cieszę się,, że t historia dostała kolejną szansę, aby trafić do szerszego grona odbiorców.
Główną bohaterką książki autorstwa Lani Taylor pod tytułem „Dni krwi i światła gwiazd” jest Karou, niebieskowłosa dziewczyna, której skóra jest pokryta znakami, a na dłoniach posiada diabelskie symbole. Mieszkała w Pradze i studiowała, wykonywała polecenia handlarza życzeń i mimo tego, życie było dla niej prostsze. Wychowana wśród chimer kroczyła między światami nie czując się tak do końca częścią żadnego z nich, ale teraz przyszedł czas by opowiedzieć się, za którąś ze stron. Karou obecnie przebywa u Białego Wilka i jako rezurekcjonistka próbuje chronić dziedzictwo Brimstone’a. Jej myśli kierują się w stronę serafina, tęskni za Akivą, jednak sytuacja się zaognia. Jest lojalna chimerom, chociaż ich oceniające spojrzenia wiąż jej dosięgają. Co się wydarzy Czy dla dziewczyny i serafina jest jeszcze jakakolwiek szansa?
„Dni krwi i światła gwiazd” opiera się na tym solidnym fundamencie, zapewniając czytelnikowi znacznie bardziej emocjonującą, pełną przygód fabułę. Romans jest nieco stonowany, a fabuła znacznie bardziej nieprzewidywalna. Rozwój postaci były tutaj jedną z najbardziej zauważalnych rzeczy. Zarówno Kaoru, jak i Akiva przechodzą znaczne zmiany, zwłaszcza ona przekształca się w bardzo dojrzałą postać. Choć tęsknię za dawnym radosnym zachowaniem, uwielbiam te nowe cechy, które uzupełniają ponurą atmosferę tego tomu.
Kaoru straciła wszystko, co było jej w życiu drogie, jest zaledwie skorupą dawnej siebie, trawioną żalem, wstydem i poczuciem winy, na które, szczerze mówiąc, naprawdę nie zasługuje. Jest zdeterminowana i silna, ma więcej stali w kręgosłupie, niż można sobie wyobrazić. „Dni krwi i światła gwiazd” ukazuje napięcia dotyczące władzy, a nie miłości. Konflikt nie wynika z uczuć, ale z ponurej rzeczywistości, wojny i walki o władzę. To właśnie sprawia, że nie mogę się doczekać kolejnej części, ponieważ fabuła staje się coraz bardziej przerażająca.

„Dni krwi i światła gwiazd” to długo wyczekiwana przeze mnie książka, która przyniosła mi wiele emocji. Nie mogłam się na nią doczekać, chciałam ponownie spotkać tajemniczą, główną bohaterkę, udać się do świata, który jest majestatyczny i ciekawy. Nastała ciemność, zmęczenie, zdrady, ból, poczucie beznadziei, przemoc, zemsta i ponura determinacja. Laini Taylor skupiła się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Żelazna córka” jest drugim tomem cyklu Żelazny dwór, z którą ostatnio rozpoczęłam swoją przygodę. Jest to seria dla młodzieży, której autorka jest Julie Kagawa, chociaż można w niej oszukać się wielu znanych motywów w żaden sposób nie odbiera to przyjemności z lektury. Z przyjemnością chwyciłam kontynuacje w swoje dłonie chcąc dowiedzieć się, co jeszcze przygotowała dla nas autorka. Chciałam poznać kolejny dwór i bohaterów, z którymi Meghan będzie miała styczność. Co jej przyniesie los? Bycie mieszańcem nigdy nie przynosiło pozytywnych skutków, jak to się sprawdzi przy Meghan? Czy wojna między dworami dojdzie do skutku? Co tym razem będzie musiała zrobić bohaterka?
Główną bohaterką książki autorstwa Julie Kagawy pod tytułem „Żelazna córka” jest Meghan Chase, dziewczyna jest w połowie elfem, ma królewski rodowód, bowiem jej ojcem jest król elfów Letniego Dworu. W dniu szesnastych urodzin dowiaduje się nie tylko o tym, kim jest na prawdę, ale także o istnieniu krainy Nigdynigdy.
Meghan przebywa na Zimowym Dworze, gdzie królowa Mab jest monarchą. Czuje się źle z powodu nieustannego chłodu, a także zmiany zachowania księcia Asha, który staje się zimny i okrutny. Wojna między Dworem Letnim i Zimowym jest wielce prawdopodobna. Co jeśli zagrożenie jest gdzieś zupełnie inne? Co z żelaznymi elfami? Meghan stara się zrobić wszystko, aby nie dopuścić do wojny, jednak nikt nie chce jej słuchać. Jaki będzie finał tej historii? Czy Meghan uda się obronić?
„Żelazna córka” ujęła mnie po raz kolejny niesamowitym i baśniowym opisem krainy. Julie Kagawa udaje się stworzyć miejsce, w którym piękno i niebezpieczeństwo współistnieją. Znakomita proza literacka to jeden z powodów, dla których wyróżnia się na tle innych powieści. Jej słowa sprawiły, że z łatwością zagłębiłam się w świat elfów, podążając za Meghan i jej przyjaciółmi w ich ekscytującej i niebezpiecznej przygodzie. Dzięki bogatemu stylowi autorka przykuła uwagę swoich czytelników, oferując wciągającą fabułę. Nie mogłam powstrzymać się od pochłonięciem książki w całości. Ash znał zasady dotyczące niemożności przebywania razem przez wróżkę z Dworu Zimy i należącą do Dworu Lata. Myślę, że właśnie, dlatego był złośliwy, wobec Meghan, aby chronić ich oboje. Tylko, że ona nie do końca chciała tego słuchać i przyjąć do wiadomości. Bohaterka poradziła sobie ze wszystkimi tymi przeszkodami bez żadnych skarg. Na każdym kroku stawało przed nią nowe zadanie, któremu musiała podołać z godnością. „Żelazna córka” to opowieść, do której wrócę myślami, zastanawia mnie jak finalnie zakończy się ta seria. Na pewno sięgnę po kolejny tom i mam nadzieję, że nie będziemy musieli dłużej czekać. Julie Kagawa stworzyła opowieść przepełnioną emocjami, magią i akcją, czyli wszystkim, o tygryski lubią najbardziej.

„Żelazna córka” jest drugim tomem cyklu Żelazny dwór, z którą ostatnio rozpoczęłam swoją przygodę. Jest to seria dla młodzieży, której autorka jest Julie Kagawa, chociaż można w niej oszukać się wielu znanych motywów w żaden sposób nie odbiera to przyjemności z lektury. Z przyjemnością chwyciłam kontynuacje w swoje dłonie chcąc dowiedzieć się, co jeszcze przygotowała dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Żelazny król” to moje drugie spotkanie z twórczością autorki, muszę przyznać, że ta seria mnie zaintrygowała. Wydanie jest piękne z barwionymi brzegami, opis wydawcy sprawił, że bardzo chciałam ją przeczytać. To książka, która rozpoczyna cykl o niebezpiecznych, nieprzewidywalnych elfach, które są równie okrutne, jak Żelazny dwór. Uwielbiam wznowienia, dzięki nim można dostać szansę na poznanie historii, której nie miało się okazji dostrzec wcześniej. To jedna z tych książek, w której mamy magię, dziwne, zupełnie niepodobne do nikogo istoty, które bywają nieobliczalne i złośliwe. Czy znajdziecie w sobie odwagę, aby trafić do świata Nigdynigdy?
Główną bohaterką książki autorstwa Julie Kagawy od tytułem „Żelazny król” jest Meghan Chase, to nastolatka, która ma dość ciężkie życie. Nie lubi zwracać na siebie uwagi, woli być niewidoczna, zwłaszcza, że potrafi z łatwością zrazić do siebie innych. Jej ojciec zaginął w tajemniczych okolicznościach, a jej matka uznała, że przyszedł czas, aby ułożyć sobie życie na nowo. Zamieszkała na farmie z Meghan, na zupełnym uboczu. Jej rodzina się powiększyła, ma przyrodniego brata, wszystko się jakoś układa do czasu, kiedy w jej otoczeniu zaczynają dziać się dziwne rzeczy. W dniu szesnastych urodzin dziewczyny, jej najlepszy przyjaciel Robbin wyjawia jej prawdę, na którą nikt nie byłby gotowy. Inny świat staną przed nią otworem, kraina Nigdynigdy, z którą jest połączona, ponieważ jest córką króla elfów. Czy będzie potrafiła z tym żyć i ocalić kogoś, na kim jej zależy? Jakie będzie jej przeznaczenie?
W książkę „Żelazny król” wciągnęłam się od pierwszej strony i pokochałam klimat stworzony przez autorkę. Czytając, czułam się jak Alicja w Krainie Czarów, a to za sprawą wszystkich niesamowitych stworzeń, które bohaterka spotkała na swojej drodze. Julie Kagawa emanuje stylem, który czyta się łatwo i przyjemnie. Nie zasypuje czytelnika natłokiem informacji, raczej powoli wprowadza czytelnika w wykreowany przez siebie świat. Opisy ubarwiają strony powieści, a jej ton nigdy nie jest zbyt pompatyczny. Podobała mi się postać głównej bohaterki, jest silna, niezależna, uparta i bezinteresowna. To jest rodzaj postaci, o której chcesz czytać, którą się w pewien sposób podziwia. W głębi serca jest niepewna siebie, jak wielu z nas i uważałam, że można się z nią łatwo się utożsamić. „Żelazny król” to historia, która wciągnęła mnie całkowicie i dość szybko ją ukończyłam. Zakończenie wywołało u mnie ogromne emocje, dlatego teraz nie mogę się doczekać przeczytania drugiej części. Bardzo cieszył mnie fakt, że znajdowała się u mnie w domu i tylko czekała, aby wziąć ją do ręki.

„Żelazny król” to moje drugie spotkanie z twórczością autorki, muszę przyznać, że ta seria mnie zaintrygowała. Wydanie jest piękne z barwionymi brzegami, opis wydawcy sprawił, że bardzo chciałam ją przeczytać. To książka, która rozpoczyna cykl o niebezpiecznych, nieprzewidywalnych elfach, które są równie okrutne, jak Żelazny dwór. Uwielbiam wznowienia, dzięki nim można...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Miasto smoków. Płomień i cień” to książka, której lektura mi się marzyła, a jak wiadomo marzenia istnieją po to, aby je spełniać. Udało mi się! Otrzymałam powieść Beaty Park do celów recenzyjnych, piękna okładka zwiastowała nie lada wyzwanie. Akcja powieści dzieje się w naszym kraju, co musicie przyznać niezbyt często się dzieje. Po samym opisie fabuły wiedziałam, że książka może mi się spodobać, w końcu znajdują się tam smoki. Ostatnio te istoty cieszą się popularnością i fascynacją, bardzo lubię sięgać po książki fantastyczne, dlatego też ogromną przyjemnością oddaje się kolejnym podróżom w zupełnie inne światy Wystarczyło rozchylić książkę i zacząć czytać, a potem czas stracił, jakiekolwiek znaczenie.
Główną bohaterką książki autorstwa Beaty Park pod tytułem „Miasto smoków. Płomień i cień” jest Anna, dziewczyna jest córką znanego podróżnika, którego bardzo kocha. Łączy ich niesamowita więź, nic w tym dziwnego, w końcu jest jego ukochaną córą. Pewnego dnia ich sielanka dobiega końca, mężczyzna zaginął, a przed nią pojawia się ogromny smok. Dotychczas te istoty widywała w swoich snach, jednak dostrzeżenie takiego osobnika na własne oczy na jawie jest ciekawym doznaniem. Anna zostaje uprowadzona i trafia na tajemniczą wyspę, która jest zamieszkiwana przez Drakonów, można określić ich mianem jeźdźców smoków. Dziewczyna odkrywa w sobie moc, a przywódca Drakonów opowiada jej historię tego miejsca. Jej ojciec także poznał tą tajemnicę, dlatego jest w niebezpieczeństwie, aby mu pomóc Anna będzie musiała zapanować nad odkrytą mocą, a także stać się smoczym jeźdźcem. Czy jej się to powiedzie? Trenuje pod czujnym okiem Williama, czy mimo tego może mu zaufać? Czy bohaterka sprosta wszystkim wyzwaniom?
„Miasto smoków. Płomień i cień” to książka, w której z lubością poznaję świat smoczych jeźdźców, który jest ukryty przed oczami postronnych. Trafia do niego bohaterka, która jest bardzo sympatyczna, z łatwością można ją polubić, a wręcz kibicuje się jej na każdym kroku. Beata Park miała bardzo ciekawy pomysł na opowieść, którą pochłaniałam w bardzo szybkim tempie. Za wszelką cenę chciałam się dowiedzieć, co się stało z ojcem dziewczyny i w jaki sposób będzie trenowała, aby opanować moc. Autorka ma bardzo przyjemny styl, nie powinniście mieć problemów z jego przyswajaniem. „Miasto smoków. Płomień i cień” to debiut Beaty Park i myślę, że jest udany, miała dobry pomysł na fabułę, który z łatwością ciekawi i intryguje. Akcja jest dynamiczna, niektóre momenty chciałabym, aby zostały przedstawione bardziej opisowo, dogłębniej, czułam niedosyt, co dodatkowo mnie przyciągało do tej historii. Brakowało mi więcej emocji przy kreacji wątku romantycznego, ale to jedyne, co mnie tutaj uwierało. Bohaterowie są przedstawieni różnorodnie, zachowując odmienność charakterów. Smoki są wspaniałe, czytanie o nich sprawiło mi nie małą przyjemność! Mam nadzieję, że uda mi się przeczytać więcej książek autorki, was także do tego zachęcam.

„Miasto smoków. Płomień i cień” to książka, której lektura mi się marzyła, a jak wiadomo marzenia istnieją po to, aby je spełniać. Udało mi się! Otrzymałam powieść Beaty Park do celów recenzyjnych, piękna okładka zwiastowała nie lada wyzwanie. Akcja powieści dzieje się w naszym kraju, co musicie przyznać niezbyt często się dzieje. Po samym opisie fabuły wiedziałam, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Schody do lata” to drugi tom Przystani śpiących wiatrów autorstwa Magdaleny Kordel. Nie tak dawno zaznajomiłam się z twórczością autorki i poznałam historię Stelli, najstarszej z sióstr, bohaterkę rodzinnej sagi, której akcja się toczy w miłej okolicy. Życie pisze różne scenariusze, nie zawsze jest łatwo, czasami tkwimy w czymś, co nie jest dla nas dobre, nie udaje nam się tego jednak w porę dostrzec, dopiero, kiedy sytuacja się zaognia i robi się niebezpiecznie. Przemoc w życiu to nie tylko siniaki skrywane pod warstwą makijażu czy ciemnymi okularami, to także słowa, które potrafią ranić bardziej niczym ostrze i pieści. Czy uda się przerwać ten krąg przemocy? Czy wspólnie z przyjaciółmi i rodziną można stanąć na nogi?
Główną bohaterką książki autorstwa Magdaleny Kordel pod tytułem „Schody do lata” jest Melania, pasjonatka górskich terenów, szczególnie ukochała sobie Bieszczady. Wydaje się, że taka kobieta, jak ona może mieć wszystko, czego pragnie. Dobrą pracę, w której się spełnia, narzeczonego, który jednak jest tą rysą na szkle. Tym uszczerbkiem, czymś, czym nie powinien. Mężczyzna miał dawać wsparcie, kochać i traktować z szacunkiem, jednak ten konkretny człowiek traktuje ją okropnie. Ile jeszcze wymówek i tłumaczeń takich gestów będzie usprawiedliwiała Melania? Kiedy w końcu przejrzy na oczy? Skąd brać siłę, aby poukładać własne życie? Nie można udawać, że nic złego się nie dzieje. Na szczęście kobieta może liczyć na pomoc rodzeństwa i właściciela dworku w Kotkowie. Jak zakończy się ta historia?
„Schody do lata” to kolejna powieść pełna emocji autorstwa Magdaleny Kordel, która zabiera nas do Kotkowa. Poznaliśmy tą miejscowość za sprawa pierwszego tomu cyklu pod tytułem „Wiosna cudów”. Poprzednio Magdalena Kordel poruszała trudne tematy, tutaj mamy przemoc psychiczną, którą wbrew pozorom nie tak łatwo jest udowodnić oraz fizyczną. Zawsze uważałam, że złe traktowanie drugiego człowieka jest czymś nieludzkim, wykraczającym poza każdą krytykę. Niestety przemoc jest czymś, z czym mierzymy się od dawna, nie ma wieku, daty ważności, możemy się z nią borykać w każdym momencie. Nie można się na nią przygotować, czy wystrzec jej w stu procentach, tak po prostu się nie da. Ważne jest, aby mieć wsparcie
i pomoc, kiedy jest potrzebna. W Kotkowie wszystko jest możliwe, mieszkańcy są nieocenieni. „Schody do lata” to opowieść o bólu, jaki musiała znieść Melania, jak bardzo wpłynęło to wszystko na jej poczucie wartości. To niesamowita wędrówka w głąb ludzkiej psychiki, jej sklejenia, zobrazowania różnych oblicz uczucia, które potrafi złączyć pokolenia – miłości. To kolejna powieść autorki, która mnie urzekła, potrafi malować słowami, wzbudzać emocje i powodować na twarzy wypieki.

„Schody do lata” to drugi tom Przystani śpiących wiatrów autorstwa Magdaleny Kordel. Nie tak dawno zaznajomiłam się z twórczością autorki i poznałam historię Stelli, najstarszej z sióstr, bohaterkę rodzinnej sagi, której akcja się toczy w miłej okolicy. Życie pisze różne scenariusze, nie zawsze jest łatwo, czasami tkwimy w czymś, co nie jest dla nas dobre, nie udaje nam się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Wiosna cudów” to pierwszy tom cyklu Przystań śpiących wiatrów i zarazem moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki. Wiem, może to dziwnie zabrzmieć, że ktoś jeszcze nie czytał żadnej powieści Magdaleny Kordel, ale właśnie tak ze mną było. Nie zastanawiałam się zbyt długo, kiedy otrzymałam propozycję, aby to zmienić, bo dlaczego nie miałabym poszerzyć swoich czytelniczych horyzontów? Wyszłam naprzeciw rodzinnej sagi, którą charakteryzują ciepłe uczucia i problemy, z którymi będą się mierzyły bohaterki. Ta książka będzie przedstawiała dzieje najstarszej siostry, która jest samodzielną kobietą, po przeczytaniu tajemniczego opisu fabuły książki przysiadłam na fotel i zaczęłam czytać. Byłam ciekawa czy książki autorki mi się spodobają.
Główną bohaterką książki autorstwa Magdaleny Kordel pod tytułem „Wiosna cudów” jest Stella jest silną kobietą i samotną matką. Ma bardzo bystrego synka Franka, zamieszkuje w bardzo urokliwej miejscowości Kotkowie. Jak to zazwyczaj bywa w takich mieścinach wszyscy się znają i bardzo wiele o sobie wiedzą. Stella kocha miejsca, które posiadają duszę, tam czuje się dobrze i odzyskuje spokój. Takim właśnie miejscem jest pewien piękny pałacyk, o którym marzy, jednak nie wierzy w to, że mogłaby być jego właścicielką. Życie kobiety zaczyna się komplikować, bankructwo wisi w powietrzu. Zostaje bez pracy, ma na głowie kredyty do spłacenia, nie ma pieniędzy na wkład w hotel, o którym marzy, zawiodła się na przyjaciółce, a teraz jeszcze będzie musiała przyzna c się do porażki rodzeństwu, co z pewnością nie będzie dla niej łatwe. Jak sobie z tym wszystkim poradzi? Nie ma, co rozpaczać, trzeba chwytać byka za rogi, czy nieoczekiwane spotkanie wpłynie pozytywnie na Stellę?
„Wiosna cudów” to niesamowita książka, która sprawiła, że zaangażowałam się w życie sióstr, bardzo kibicowałam Stelli mając nadzieję, że te przykre chwile bardzo szybko okażą się jedynie przykrym wspomnieniem, do którego czasem powróci doceniając, jak sobie z tym poradziła. Magdalena Kordel w swojej książce porusza wiele ważnych tematów, jak relacje z rodzeństwem, samotne wychowywanie dzieci, problem przemocy wobec osób starszych. Autorka potrafi gdzieś w tym wszystkim znaleźć umiar, chwilę spokoju, która ukoi czytelnika i bohaterów książki. Ta powieść jest bardzo intrygująca, jak już się wgryzłam w pierwsze rozdziały to, jedyne, co mogłam to iść dalej i dalej, aż ocknęłam się przy ostatniej kropce. „Wiosna cudów” jest niezwykle delikatną pod względem narracji powieścią, taką przyjemną, pomimo ciemnych chmur zbierających się nad bohaterką. Autorka ukazała, jak przyjaciele potrafią pomagać, ale także prowadzić swoją własną grę przepełnioną fałszem. Powieść bardzo mi się spodobała i z pewnością sięgnę po kolejny tom.

„Wiosna cudów” to pierwszy tom cyklu Przystań śpiących wiatrów i zarazem moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki. Wiem, może to dziwnie zabrzmieć, że ktoś jeszcze nie czytał żadnej powieści Magdaleny Kordel, ale właśnie tak ze mną było. Nie zastanawiałam się zbyt długo, kiedy otrzymałam propozycję, aby to zmienić, bo dlaczego nie miałabym poszerzyć swoich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Black Bird Academy. Zabij mrok” to pierwszy tom cyklu autorstwa Stelli Tack, który mocno mnie zaintrygował. Świat egzorcystów oferuje złożone postacie i niezmiennie ekscytuje demonami, walkami i intrygami, które chciałam za wszelką cenę rozwikłać. Przepiękna okładka, kusiła mnie od pierwszego wejrzenia, aż zacierałam dłonie, kiedy znalazła się w moich dłoniach. Czułam ekscytację, chciałam poznać bohaterów, sprawdzić, czy podejdę do książki w sposób emocjonalny. Opis wydawcy sprawił, że chciałam poznać bohaterów, byłam ciekawa zarówno głównej bohaterki, ale także demona, który zapragnął ją dla siebie. Czy lubicie taką tematykę? Zauważyłam, że ostatnio sięgam znacznie częściej po książki, które mają w sobie paranormalne motywy fantastyczne niż gangsterskie.
Główną bohaterką książki autorstwa Stelli Tack pod tytułem „Black Bird Academy. Zabij mrok” jest Leaf Young, dziewczyna, która dokonuje błędnych wyborów, których konsekwencje zmieniają jej życie bezpowrotnie. Przez chęć zapomnienia kelnerka wpada w zasadzkę demona o imieniu Lore, ten upatrzył ją sobie chcąc przejąć jej ciało. Dziewczyna budzi się w miejscu, którego nie rozpoznaje, zupełnie, jakby znajdowała się w lochu, przetrzymywana przez ludzi, których nie zna. Czy jest bezpieczna? Egzorcyści z Black Bird Academy odkrywają, że Leaf wciąż żyje i potrafi kontrolować jej ciało. Zaintrygowani tą niezwykłością dają jej wybór, zostanie wolna, jeśli zostanie w akademii i będzie uczyć się, jak być egzorcystką. Zatwardziały egzorcysta Falco nie zamierza dać się oszukać demonowi, jest niezwykle profesjonalny w swoim fachu. Jest zafascynowany dziewczyną i jej zdolnościami, żadnemu człowiekowi nie udało się zapanować nad swym ciałem po opętaniu. Został wytypowany na jej partnera i przewodnika. Leaf nie jest jednak sama, podstępny demon nie ma zamiaru odpuścić, kto wygra w tej potyczce? Czy dziewczyna przetrwa w tak niebezpiecznym świecie? Co jeśli jej silna wola zacznie słabnąć?
„Black Bird Academy. Zabij mrok” to powieść, która mnie pochłonęła, im dalej i głębiej jej sięgałam, tym trudniej było mi się od niej oderwać. Muszę wspomnieć, że niezwykle przydatnym elementem książki stał się dla mnie wyciąg z podręcznika Black Bird Academy znajdujący się z tyłu książki, w który mogłam znaleźć typy nie tylko egzorcystów, ale także demonów. Ta akademia była dla mnie idealnie rozrysowanym miejscem akcji, ze swoją estetyczną, nieco mroczną scenerią. Dodajcie do tego demony, duchy i wampiry, a także wiele artefaktów, po prostu cudo. Leaf musiała wiele znieść, kiedy jej jedynym „sojusznikiem” był demon, który chciał ją zabić i opętać. To wyjątkowo mroczna i podstępna istota, więc jak może mu zaufać, Lore pragnie, aby kobieta pozwoliła mu przejąć kontrolę. Leaf walczy o przetrwanie, a to niebezpieczne stworzenie czai się tuż pod powierzchnią skóry, stając się coraz silniejsze i bardziej demoniczne. W „Black Bird Academy. Zabij mrok” Stelli Tack udało się stworzyć historię o nowatorskim podejściu. Myślę, że dynamika pomiędzy Leafem, Lore oraz Falco jest absolutnie genialna. Dialogi są zabawne, nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Styl pisania autorki jest fantastyczny, pomimo brutalnych scen i mrocznej atmosfery, wciąż udaje się jej wprowadzić lekkość.

„Black Bird Academy. Zabij mrok” to pierwszy tom cyklu autorstwa Stelli Tack, który mocno mnie zaintrygował. Świat egzorcystów oferuje złożone postacie i niezmiennie ekscytuje demonami, walkami i intrygami, które chciałam za wszelką cenę rozwikłać. Przepiękna okładka, kusiła mnie od pierwszego wejrzenia, aż zacierałam dłonie, kiedy znalazła się w moich dłoniach. Czułam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„The paper dolls” to książka, która mnie zaciekawiła, ostatnio chętnie sięgam po historie, w których mamy motyw szkoły, akademii i zmian, które zachodzą gwałtownie w życiu młodych ludzi. Lubię czasem poczuć się, jakbym była częścią takiej opowieści. Twórczość Natalii Grzegrzółki była dla mnie tajemnicą, jedną z tych słodkich, które chciałoby się szybko odkryć. Okładka jest piękna, przyciąga wzrok, a tajemniczy internat znajdujący się pośrodku niczego budzi podejrzenia i ciekawość. Czasami nie ma się wyjścia i trzeba wziąć na swoje barki sytuację, która nie jest dla nas komfortowa. Pieniądze to nie wszystko, za nic nie zastąpią miłości i poszanowania drugiego człowieka, jednak dla bohaterki są codziennością, zupełnie jak obojętność ojca i nienawiść matki. Jak sobie z tym radzić? Czy warto roztrząsać i zabiegać o uwagę ludzi, którzy nas nie dostrzegają w pełni?
Główną bohaterką książki autorstwa Natalii Grzegrzółki pod tytułem „The paper dolls” jest Charmaine Wallace, dziewczyna wychowała się w pełnym domu, gdzie były pieniądze. Nie zawsze ich posiadanie wiąże się ze szczęściem. Matka, dawniej modelka obwinia ją o przymus zakończenia kariery, a także opuszczenie przez ukochanego. Ojciec nie interesował się nią, właściwie jej brat był tym wyczekiwanym dzieckiem w ich domu, który zbierał całą atencję. Dziewczyna została odesłana do szkoły z internatem - Mulberry Heights. Nie jest to zwyczajna placówka, znajduje się w leśnej głuszy, a do miejskich zabudowań jest dość daleko. Przypomina to miejsce, do którego zsyła się tych niechcianych i porzuconych, sprawiających problemy, czy tak jest faktycznie? Zmiana otoczenia zawsze jest trudna, zwłaszcza, kiedy rok szkolny zdążył się zacząć. Czy Charmaine zdoła się odnaleźć w takim miejscu? Czy znajdzie tam przyjaciół? Jej uwagę przykuwa ktoś, kogo inni wydają się obawiać, a już na pewno unikać. Larue zdaje się mieć sporą listę wykroczeń, ile z nich to zwykłe plotki? Co takiego jest w tym chłopaku, że przyciąga ją do siebie? Dlaczego ojciec chłopaka zjawia się tutaj tak często? Czy jest to człowiek, którego należy się wystrzegać?
„The paper dolls” to książka, która daje do myślenia. To niesamowite, jak potrafimy być obojętni na krzywdę innych, jednostek, które same nie są w stanie się ochroni. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona twórczością Natalii Grzegrzółki, jest odważną autorką, która nie bała się poruszać trudnych tematów, ani ukazać tego, jak często są zmiatane pod dywan. Nie spodziewałam się tutaj, że tak młodzi ludzie mogą doświadczać takich traumatycznych wydarzeń. Mogłoby się wydawać, że czeka nas przyjemna, lekka książka o dorastaniu i tego typu problemach, jednak to nie prawda. Mamy tutaj mroczny klimat, przyjaźnie, toksyczne relacje, zaginięcie ucznia, wiele tajemnic, które trzeba odkryć. Nie bez przyczyny mawia się o tym, że za błędy rodziców odpowiadają dzieci. „The paper dolls” to debiutancka książka Natalii Grzegrzółki, do tego jest mroczna, bolesna, a czasami wręcz w brutalny sposób opisuje świat bogatych, dorastających jednostek, które muszą sobie radzić z presją, bez zainteresowania dorosłych. Czasami zastanawiałam się, czy dorosłym naprawdę dzieci, nastolatkowe mogą tak przeszkadzać, że pozbywają się ich zsyłając w takie miejsce, jak Mulberry Heights. Ta historia ukazuje, jak wiele jest współczesnych problemów, jak trudno jest się im przeciwstawić.

„The paper dolls” to książka, która mnie zaciekawiła, ostatnio chętnie sięgam po historie, w których mamy motyw szkoły, akademii i zmian, które zachodzą gwałtownie w życiu młodych ludzi. Lubię czasem poczuć się, jakbym była częścią takiej opowieści. Twórczość Natalii Grzegrzółki była dla mnie tajemnicą, jedną z tych słodkich, które chciałoby się szybko odkryć. Okładka jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„K-shock Korea inaczej” to Książa autorstwa Ewy Białas – Bomby, jakiś czas temu pojawiła się na instagramie i za sprawą recenzji sprawiła, że bardzo chciałam ją przeczytać. Zawsze interesowałam się kulturą, a także kosmetykami, zwłaszcza, że słyszałam o nich wiele dobrego Książka Ewy Białas – Bomby przedstawia w sobie to wszystko, czego nie znajdziemy w innych publikacjach. Czego możemy się spodziewać? Wszystkiego! Od kuchni, która jest nie tylko pikantna, ale perfekcyjnie prezentuje się na talerzu, co ukazuje, że ważne jest „jedzenie” oczami. To ono nas nastraja, nasza wyobraźnia pracuje, a kubki smakowe chcą pracować i dostarczać nam niesamowitego smaku. Nie miałam pojęcia, że w Korei ludzie posługują się metalowymi pałeczkami nazywanymi jeotgarak. W pozostałych częściach Azji można spotkać pałeczki drewniane i bambusowe. Nie martwcie się, ryż i płynne dania w Korei możemy zajadać za pomocą łyżki. Autorka przedstawiła w książce wiele ciekawostek, widać, że zgłębiła tematykę, a także pisze z pasją nie raz zaskakując nas własnymi przemyśleniami. Z przyjemnością oddawałam się wzmiankom historycznym, geograficznym, czy też gospodarczym. Na Półwyspie Koreańskim panują mroźne zimy, warunki te nie sprzyjając uprawie warzyw, owoców, dlatego też wynaleziono sposób, który przedłużał spożycie tych produktów nie tracąc przy tym odżywczych właściwości. Przetwory i kiszonki do dziś cieszą podniebienia, tak samo jak koreański trunek soju.
„K-shock Korea inaczej” nie jest zwykłym przewodnikiem, pomimo, że dowiadujemy się z tej publikacji wielu przydatnych rzeczy. Dla Koreańczyków dbanie o skórę jest swojego rodzaju rytuałem, a nie przykrym obowiązkiem, czy czymś, co robimy w biegu. Pielęgnacja zaczyna się od środka, o czym często zapominamy, autorka pokazała, że ważnym aspektem życia jest spożywanie antyoksydacyjnych herbat, a także ochrony przed promieniowaniem uv. Dobre oczyszczanie i nawilżanie potrafi działać cuda. Ewa Białas- Bomba bardzo mi zaimponowała, w swojej książce „K-shock Korea inaczej” przygotowała dla nas potężny zastrzyk wiedzy, ciekawostek, a także przyjemności płynnej z każdej przeczytanej strony. Co jeszcze znajduje się w książce? Nie mogłoby zabraknąć k-popu, k-dram, historii sportu, sposobu ubioru, czy relacji międzyludzkich. Nie będę Wam odbierać przyjemności z czytania i zgłębiania tych nowinek samodzielnie, uważam, że warto zapoznać się z publikacją. „K-shock Korea inaczej” to podróż w cudowne miejsce u boku niesamowitej osoby, która przekazuje całą wiedzę od podszewki w głąb Korei.

„K-shock Korea inaczej” to Książa autorstwa Ewy Białas – Bomby, jakiś czas temu pojawiła się na instagramie i za sprawą recenzji sprawiła, że bardzo chciałam ją przeczytać. Zawsze interesowałam się kulturą, a także kosmetykami, zwłaszcza, że słyszałam o nich wiele dobrego Książka Ewy Białas – Bomby przedstawia w sobie to wszystko, czego nie znajdziemy w innych publikacjach....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Myślę, ze nie ma miłośnika fantastyki, który nie znałby książki Joanny Karyś pod tytułem „Smocze kryształy. Krwawe przeznaczenie”, a przynajmniej żeby nie kojarzył tak pięknej okładki. Wiem, że wielu z na jest wzrokowcami, dlatego książki kojarzy po grafice znajdującej się na okładce, co mogę powiedzieć publikacja została wydana niezwykle estetycznie. Jestem taką trochę okładkową sroczką, dlatego też wiedziałam, że muszę poznać twórczość autorki i zwiedzić wykreowany świat. Jego zarys jest intrygujący, nie opiera się wyłącznie na smokach, mamy tutaj mitologię i magię. Czy można chcieć czegoś więcej? W historii mamy spore grono bohaterów, co sprawia, że każdy będzie miał możliwość obdarzenia kogoś sympatią. W pierwszym tomie książki poznajemy zarys tego, co nas zapewne czeka w kolejnych tomach, wyobraźcie sobie, że każdy smok ma swój kryształ, połączyć z człowiekiem tworząc specyficzną więź, kto z nas o takiej nie marzy?
Główną bohaterką książki autorstwa Joanny Karyś pod tytułem „Smocze kryształy. Krwawe przeznaczenie” jest Arysa Rayillon, księżniczka, która niegdyś marzyła jedynie o tym, aby zostać teyidregiem, aby to zrealizować powinna znaleźć i połączyć się z smokiem. Czasami łatwiej jest coś pomyśleć niż realizować, na wszystko powinien być odpowiedni czas i miejsce. Młoda i silna kobieta byłą zmuszona mierzyć się z wieloma wyzwaniami, a one sprawiają, że dojrzewa i staje się godna naśladowania. Od tych wydarzeń minęło sporo czasu, obecnie Arysa wraz z Calypso opuściły włości królowej Elathy, co wiąże się z kolejnymi wyzwaniami. Czy odnajdą w sobie wytrwałość, aby przetrwać w nieznanym otoczeniu? U księcia Lorana sytuacja nie wydaje się lepsza, pomimo tego, że ma okazję poznać świat znajdujący się poza pałacowymi murami próbuje dojść do jakiś wniosków, poukładać w głowie to, że został z kimś powiązany. Chce odnaleźć księżniczkę Arysę i uczynić odpowiedzialną za Verros. Czy mu się to powiedzie? Jakie niebezpieczeństwa czekają na bohaterów?
„Smocze kryształy. Krwawe przeznaczenie” autorstwa Joanny Karyś to niezwykle ciekawa książka, pod względem narracyjnym nastawiona jest na budowanie napięcia i podtrzymywanie dynamiki. Byłam zaskoczona tym, jak fabuła i jej wykonanie sprawią, że nie będę mogła się oderwać od lektury. Autorka potrafi rozbudzić moją ciekawość i umiejętnie ją podsycać. Nie potrafiłam nie zerkać w kierunku książki, kiedy byłam zmuszona wykonywać prace domowe. Moje myśli wędrowały wokoło powieści czekając na moment, kiedy będę mogła powrócić do Verros i smoków. Księcia Lorcana nie łatwo jest darzyć sympatią, jednak zaskarbił sobie moje względy, pomimo tej arogancji, poczucia wyższości, samolubności, w końcu był monarchą, gdzieś tam było to wpisane w jego postać. Myślę, że kreował się na takiego, jakim chciał go widzieć jego świat, a w środku miał znacznie więcej do zaoferowania. „Smocze kryształy. Krwawe przeznaczenie” to powieść, która sprawiła, że jeszcze mocniej pokochałam świat Joanny Karyś, z chęcią bywałabym w nim znacznie częściej, w końcu sama chciałabym zbierać te kryształy, może i ze mną jakiś smok chciałby nawiązać więź? Jestem zaintrygowana tym, co przygotowała dla nas autorka, zwłaszcza, że potrafiła nieco namieszać, zaczynam więc wypatrywać kolejnego tomu.

Myślę, ze nie ma miłośnika fantastyki, który nie znałby książki Joanny Karyś pod tytułem „Smocze kryształy. Krwawe przeznaczenie”, a przynajmniej żeby nie kojarzył tak pięknej okładki. Wiem, że wielu z na jest wzrokowcami, dlatego książki kojarzy po grafice znajdującej się na okładce, co mogę powiedzieć publikacja została wydana niezwykle estetycznie. Jestem taką trochę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Iron flame. Żelazny płomień” to druga część cyklu Empireum, na którą czekałam i trzymałam kciuki by jak najszybciej znalazła się u nas. Paczka promocyjna, którą otrzymałam była przepiękna, w smoczym kubku pijąc kawę zastanawiam się, jak wytrwać w oczekiwaniu na kolejny tom. Jestem przekonana, że nie tylko ja pragnie poznać kolejne wydarzenia, autorka nie ma litości dla swoich czytelników. Rozpoczęła się rewolucja, a właściwie trwała, jednak otworzyła swoje sekrety przed nami. Dla bohaterki rozpoczyna się drugi rok zajęć, jest bardziej świadoma tego, co tak naprawdę się dzieje wokół niej, z czym naprawdę musi się mierzyć. Rebecca Yarros jednak na tym nie poprzestała, dostarczyła mi więcej pytań niż odpowiedzi. Nie miałam wybory, dosiadłam swojego smoka i wyruszyłam u boku bohaterów w podróż, z której nie chciałam wracać do rzeczywistości.
Główną bohaterką książki autorstwa Rebecci Yarros pod tytułem „Iron flame. Żelazny płomień” jest Violet Sorrengail, dziewczyna, która odstawała od innych pod każdym względem. Nie tylko była drobna, bardziej krucha fizycznie, ale niesamowicie inteligentna i błyskotliwa. Miała dobre serce, którym zjednała sobie przyjaciół w miejscu, w którym nie można było nikomu ufać, zwłaszcza, że panowała wśród nich ogromna rywalizacja. W Basgiath’cie śmierć mogła czyhać za każdym rogiem, a przetrwać mogli jedynie najsilniejsi, ona taka była, udowodniła to tym, że związała się z dwoma smokami. Starcie z nowym wice komendantem i chronienie Xaidena nie należy do łatwych, jest jeźdźczynią o żelaznej woli, czy uda się ją złamać? Wieź Tairna i Sgayl wymaga tego, by dziewczyna latała na front, jej relacja z Xaidenem jest burzliwa, zwłaszcza, kiedy pojawia się była jego dziewczyna. Czy uda im się przetrwać kolejny rok? Czy walka, którą toczą jest skazana na klęskę? Ile jeszcze istnień pochłonie?
„Iron flame. Żelazny płomień” to niesamowita książka, która sprawiła, że emocje się we mnie kotłowały. Rozwijająca się budowa świata jest naprawdę fascynująca, bardzo lubię zwiedzać nowe miejsca, poszerzać wiedzę na temat tego, co Rebecca Yarros przedstawiła obecnie. To spostrzeżenie dotyczy także odkrywania nowych informacji na temat historii i polityki tego świata. W drugim tomie moja wiedza o tym, co naprawdę dzieje się na kontynencie jest bardziej złożona, jednak wciąż pozostaje wiele pytań bez odpowiedzi dotyczących przeszłości, mam nadzieję, że w dalszych częściach uda się ją pozyskać. Violet prowadziła wiele wewnętrznych walk, tłumiąc swoje emocje, dystansując się od przyjaciół i biorąc na siebie czasami zbyt dużą odpowiedzialność. To silna i zdeterminowana dziewczyna, która nie zawsze dostrzega, jaka jest odważna. Podjęła kilka wątpliwych decyzji, ale to właśnie sprawia, że jej postać jest dla mnie realistyczna, nikt z nas nie jest bez wad. Stara się, ale czasami to nie wystarczy, Violet nigdy się nie poddaje. Będzie wstawać, niezależnie od tego, ile razy upadnie. Bardzo brakuje mi Liama, jego śmierć odcisnęła Pietno na wszystkich, był świetnym bohaterem i żałowałam, że nie mogłam lepiej go poznać i zobaczyć w akcji. „Iron flame. Żelazny płomień” to książka, która nie tylko skupia się na akcji, ale także na relacjach bohaterów. Nie jestem pewna, czy będę gotowa w najbliższym czasie pożegnać się z Nawarrą, więc cieszę się, że przede mną jeszcze kilka książek, kwestia tego, jak poradzić sobie z oczekiwaniem na kolejne tomy, zwłaszcza, że zakończenie książki wbiło mnie w fotel.

„Iron flame. Żelazny płomień” to druga część cyklu Empireum, na którą czekałam i trzymałam kciuki by jak najszybciej znalazła się u nas. Paczka promocyjna, którą otrzymałam była przepiękna, w smoczym kubku pijąc kawę zastanawiam się, jak wytrwać w oczekiwaniu na kolejny tom. Jestem przekonana, że nie tylko ja pragnie poznać kolejne wydarzenia, autorka nie ma litości dla...

więcej Pokaż mimo to