rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Ci Japończycy... Że wszystkiego zrobią sztukę :) Człowiek idzie do parku czy lasu na spacer i od razu mu lepiej. Nie wie dokładnie dlaczego ani co wpływa na pozytywne odczucia, ale jest mu dobrze i to mu wystarcza do szczęścia. I tu się pojawia "Shinrin-yoku", czyli po naszemu "kąpiel leśna" i krok po kroku odsłania magiczną, uzdrawiającą moc przyrody.
Książka cudownie inna, napisana przystępnym językiem, która każdego utwierdzi w przekonaniu, jak bardzo potrzebny jest kontakt z przyrodą i jaką moc ma zwykły spacer po parku.

Ci Japończycy... Że wszystkiego zrobią sztukę :) Człowiek idzie do parku czy lasu na spacer i od razu mu lepiej. Nie wie dokładnie dlaczego ani co wpływa na pozytywne odczucia, ale jest mu dobrze i to mu wystarcza do szczęścia. I tu się pojawia "Shinrin-yoku", czyli po naszemu "kąpiel leśna" i krok po kroku odsłania magiczną, uzdrawiającą moc przyrody.
Książka cudownie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka powinna być lekturą obowiązkową dla wszystkich nastolatek i kobiet ( a także mężczyzn) z uwagi na bardzo dobre podejście psychologiczne do problemu uprzedmiatawiania kobiet w przestrzeni społecznej oraz oceniania ich przez pryzmat piękna i urody.

Żeby jednak nie było tak słodko, to warto wspomnieć, że książka jest miejscami tendencyjna lub niekonsekwentna w ocenie, np akceptowalnego stopnia poświęconego czasu i pieniędzy na dbanie o swoją zewnętrzną powłokę. Kładę to na karb amerykańskiego podejścia do pisania poradników, gdzie zawsze można się wycofać lub zmienić sens wypowiedzi.

Ogólnie książka wychodzi na plus, jest poruszone mnóstwo wątków, o których przeciętna kobieta może sobie nie zdawać sprawy ( a powinna) i sposoby walki z dominacją kultu urody i młodości nad pięknem wewnętrznym.

Ta książka powinna być lekturą obowiązkową dla wszystkich nastolatek i kobiet ( a także mężczyzn) z uwagi na bardzo dobre podejście psychologiczne do problemu uprzedmiatawiania kobiet w przestrzeni społecznej oraz oceniania ich przez pryzmat piękna i urody.

Żeby jednak nie było tak słodko, to warto wspomnieć, że książka jest miejscami tendencyjna lub niekonsekwentna w...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Najszczęśliwsze dzieci na świecie czyli wychowanie po holendersku Rina Mae Acosta, Michele Hutchison
Ocena 6,7
Najszczęśliwsz... Rina Mae Acosta, Mi...

Na półkach:

Bardzo interesujące spojrzenie na wychowanie i edukację młodych Holendrów.
Na początku nie sądziłam, że będę mieć jakieś głębsze przemyślenia względem kolejnej książki z cyklu: "Dlaczego ktoś tam ma fajniej niż my i co zrobić, żeby u nas też tak było", ale pozytywny ślad w głowie jednak pozostał.
Jak sobie przypomnę swoją edukację szkolną, a zwłaszcza elitarne liceum, do którego poszłam, a potem porównam do tej holenderskiej utopii, to chce mi się wyć z bezsilności.
Bo nawet jak zamknę bardzo mocno oczy i ze wszystkich sił spróbuję wyobrazić sobie to, co przeczytałam, w polskiej szkole, od podstawówki aż do liceum, to wiem, że to może być wyłącznie marzenie ściętej głowy.
Można zarzucać, że Holandia to mały kraj, więc wszystko łatwiej wdrożyć w życie, np lepiej rowerem, bo auto za duże i w ogóle niepotrzebne. Albo to, że są skromni i gospodarni, więc tak samo wychowują dzieci.
Ale to na pewno nie jest wszystko.
Książka jest bardzo inspirująca i przeznaczona nie tylko dla rodziców, bo spojrzenie jest tam kierowane na społeczeństwo jako takie i ich podejście do życia na co dzień, a nie wyłącznie na dzieci.

Bardzo interesujące spojrzenie na wychowanie i edukację młodych Holendrów.
Na początku nie sądziłam, że będę mieć jakieś głębsze przemyślenia względem kolejnej książki z cyklu: "Dlaczego ktoś tam ma fajniej niż my i co zrobić, żeby u nas też tak było", ale pozytywny ślad w głowie jednak pozostał.
Jak sobie przypomnę swoją edukację szkolną, a zwłaszcza elitarne liceum, do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Do "Historii pszczół" przyciągnął mnie najpierw tytuł, niepasujący do niczego i dość intrygujący, jak na książkę, która zdążyła już zdobyć uznanie na świecie, zanim pojawiła się w Polsce.
Zdanie zmieniłam, gdy tylko wzięłam do ręki tą wyjątkową książkę. Trzy różne historie ludzi, w różnym miejscu, w różnym czasie, splatają się ze sobą z powodu maleńkich owadów, nie dostrzeganych na co dzień.
Co oczywiste, najbardziej apokaliptyczna jest wizja przyszłości przedstawiona w Chinach, ze szczegółami obrazująca koszmar życia w świecie, w którym brakuje wszystkiego.
Jednak to nie mroki bez pszczół najbardziej mnie przekonały do lektury.
Tym, czym ta książka różni się od innych tego rodzaju jest warstwa emocjonalna opisana niemal namacalnie, i która sprawia, że wspólnie z bohaterami przeżywamy ich tragedię. To nie jest tylko "Historia pszczół". To jest także albo zwłaszcza historia zwykłych ludzi, ich dramatu, który rozpoczął się na długo zanim zaczęły masowo wymierać pszczoły.

Do "Historii pszczół" przyciągnął mnie najpierw tytuł, niepasujący do niczego i dość intrygujący, jak na książkę, która zdążyła już zdobyć uznanie na świecie, zanim pojawiła się w Polsce.
Zdanie zmieniłam, gdy tylko wzięłam do ręki tą wyjątkową książkę. Trzy różne historie ludzi, w różnym miejscu, w różnym czasie, splatają się ze sobą z powodu maleńkich owadów, nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejna ciekawa pozycja w repertuarze Springera, choć tytuł trochę "droczy" się z czytelnikiem, bo samych zachwytów to tam nie ma:)
Widać za to na pewno, że włożył w książkę mnóstwo pracy i energii, i mimo że interesuję się tematem architektury w moim mieście, to dwie pozycje mnie zaskoczyły.
Ciekawym elementem książki jest również dodatkowa literatura na końcu kilku rozdziałów oraz tzw. lekkie tło historyczne tłumaczące czasy, w których powstawały przedstawione obiekty.
Jak ktoś się już wkręcił w Springera, to " Księgę zachwytów" połknie na raz :)

Kolejna ciekawa pozycja w repertuarze Springera, choć tytuł trochę "droczy" się z czytelnikiem, bo samych zachwytów to tam nie ma:)
Widać za to na pewno, że włożył w książkę mnóstwo pracy i energii, i mimo że interesuję się tematem architektury w moim mieście, to dwie pozycje mnie zaskoczyły.
Ciekawym elementem książki jest również dodatkowa literatura na końcu kilku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Błękit" jest świetnym przykładem jak czytelnik sięga po kolejną powieść pisarki, która zabłysnęła poprzednią pozycją i ma nadzieję na jeszcze jedną orgię słowa pisanego.
Po genialnej "Historii pszczół" śliniłam się i czekałam na drugą książkę Mai Lunde i z przykrością stwierdzam, że się przeliczyłam z oczekiwaniami. Owszem, "Błękit" wciąga jak prąd wodny i czyta się go raz dwa, bez przysypiania; jest koszmarny, dystopijny obraz przyszłości, ludzka chciwość i kompletny brak wyobraźni, ale... czegoś mi zabrakło.
Jak dla mnie za dużo było wątku uczuciowego, a za mało faktów związanych z wodą wplecionych zgrabnie w fabułę. Z kolei sama akcja rozgrywa się w dwóch tylko państwach europejskich,a o paru innych jesteśmy pobieżnie informowani i to też jakoś mnie nie przekonało, bo co jak co, ale problem z wodą jest globalny i chyba tak to powinno się przedstawiać?
Reasumując- książka dobra, do własnoręcznego przeczytania i zaopiniowania, ale jak dla mnie zdecydowanym numerem 1 pozostaje "Historia pszczół".

"Błękit" jest świetnym przykładem jak czytelnik sięga po kolejną powieść pisarki, która zabłysnęła poprzednią pozycją i ma nadzieję na jeszcze jedną orgię słowa pisanego.
Po genialnej "Historii pszczół" śliniłam się i czekałam na drugą książkę Mai Lunde i z przykrością stwierdzam, że się przeliczyłam z oczekiwaniami. Owszem, "Błękit" wciąga jak prąd wodny i czyta się go...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Pamiętam Cię" to bodaj jedyna powieść w dorobku Yrsy Sigurðardóttir, która nie jest związana z przygodami prawniczki Thory, a stanowi całkowicie odrębną historię. Jest jednocześnie najbardziej przerażającym horrorem jaki napisała i przez który nie mogłam zasnąć w nocy. A to zazwyczaj zdarza mi się po filmach, a nie po książkach.
Nie będę oryginalna jeśli powiem, że opuszczona wioska zimą, na odległym krańcu północnej Islandii jest bardziej niż odpowiednim miejscem akcji na horror i robi tak niesamowity klimat, że od razu dostajemy gęsiej skórki.
Właściwie to ta wioska mogłaby być głównym bohaterem i by starczyło za fabułę :)
A tak na poważnie to jak się doda do tego wszystkiego jeszcze historię zaginionego chłopca, jego ojca, który bada tajemnicze napisy na budynku przedszkola to dostajemy gęstą, surową i bezsprzecznie ciężką mieszankę, która długo nas nie zostawi w spokoju.
Nie jest to żadne arcydzieło, ale zdecydowanie polecam. Jeden z najlepszych horrorów, jakie czytałam do tej pory.

"Pamiętam Cię" to bodaj jedyna powieść w dorobku Yrsy Sigurðardóttir, która nie jest związana z przygodami prawniczki Thory, a stanowi całkowicie odrębną historię. Jest jednocześnie najbardziej przerażającym horrorem jaki napisała i przez który nie mogłam zasnąć w nocy. A to zazwyczaj zdarza mi się po filmach, a nie po książkach.
Nie będę oryginalna jeśli powiem, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jeśli jesteś intro i próbujesz zrozumieć samego siebie- przeczytaj tą książkę.
Jeśli jesteś w związku z intro i nie potrafisz czasem (lub często) zrozumieć jej/jego zachowania, ta książka jest dla Ciebie.
Jeśli podejrzewasz u siebie takowe "schorzenie" i potrzebujesz potwierdzenia-ta książka jest dla Ciebie.
A jeśli lubisz wiedzieć, dlaczego niektórzy od urodzenia są jacyś dziwni i chcesz naukowego potwierdzenia, to też jest książka dla Ciebie.
:)

Jeśli jesteś intro i próbujesz zrozumieć samego siebie- przeczytaj tą książkę.
Jeśli jesteś w związku z intro i nie potrafisz czasem (lub często) zrozumieć jej/jego zachowania, ta książka jest dla Ciebie.
Jeśli podejrzewasz u siebie takowe "schorzenie" i potrzebujesz potwierdzenia-ta książka jest dla Ciebie.
A jeśli lubisz wiedzieć, dlaczego niektórzy od urodzenia są jacyś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zazwyczaj nie czytam biografii, bo mnie zwyczajnie nudzą. Trochę jak taki podręcznik historii tylko że niby ktoś znany to ma być ciekawiej.
A tu jakoś gdzieś przypadkiem wpadła mi w ręce biografia sióstr Skłodowskich. "To ona miała siostrę?"- moja pierwsza myśl była właśnie taka. Aż mi się głupio zrobiło, że nie wiem takiej rzeczy, bo ponoć też była nietuzinkowa. No i zaczęłam czytać.
Cóż mogę powiedzieć...Nie wiem, czy to zasługa autorki, tłumaczki książki czy po prostu tego, że Skłodowskie miały tak ciekawe życie, że mogłyby nim obdarzyć z pięć innych osób, ale "Uczone siostry" czyta się rewelacyjnie i człowiek aż się przyłapuje na tym, ile kiedyś kobiety miały samozaparcia i wiary w to, że da się zrobić niemożliwe.

Zazwyczaj nie czytam biografii, bo mnie zwyczajnie nudzą. Trochę jak taki podręcznik historii tylko że niby ktoś znany to ma być ciekawiej.
A tu jakoś gdzieś przypadkiem wpadła mi w ręce biografia sióstr Skłodowskich. "To ona miała siostrę?"- moja pierwsza myśl była właśnie taka. Aż mi się głupio zrobiło, że nie wiem takiej rzeczy, bo ponoć też była nietuzinkowa. No i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie ma co się oszukiwać- jest to książka dłuuuga i normalnie byłabym zachwycona, że tyle czytania, że tylu ciekawych rzeczy się dowiem, a tu... było ciężko. Naprawdę. Miałam wrażenie, że czytam lekturę szkolną i ciągle przewracam strony z opisami natury, żeby dojść do sedna i wreszcie dowiedzieć się, jak to było z tym wegetarianizmem.
No i jak przebrnie się przez rozwleczone opisy historyczne, które moim zdaniem niczego nie wnoszą do całości, to jest dużo lepiej. Dopiero wtedy odkryłam, jaki kawał roboty odwalił autor przygotowując się do pisania tej książki.
Reasumując, nie warto zrażać się po pierwszych rozdziałach i dać szansę, bo im dalej w las tym bardziej "akcja" się rozkręca i ilość informacji, jakie autor przekazuje jest ogromna.

Nie ma co się oszukiwać- jest to książka dłuuuga i normalnie byłabym zachwycona, że tyle czytania, że tylu ciekawych rzeczy się dowiem, a tu... było ciężko. Naprawdę. Miałam wrażenie, że czytam lekturę szkolną i ciągle przewracam strony z opisami natury, żeby dojść do sedna i wreszcie dowiedzieć się, jak to było z tym wegetarianizmem.
No i jak przebrnie się przez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Muszę to przyznać szczerze i otwarcie- jestem fanką twórczości Joanne Harris. Po "Czekoladzie" i jej następczyniach- "Rubinowych czółenkach" i "Brzoskwiniach dla ojca proboszcza" (przeczytanych w oryginale, bo tak nie mogłam się doczekać przekładu!) czułam taki niedosyt, że zaczęłam szukać kolejnych powieści, które mogłabym wciągnąć przez nos niczym wytrawny narkoman. I tak w moje ręce wpadła książka "Dżentelmeni i gracze".
Owi "Dżentelmeni i gracze" to nauczyciele i uczniowie prywatnej szkoły dla chłopców w bliżej nieznanym mieście w Anglii.
Choć sam tytuł z początku nie mówi wiele o tym, co nas czeka, to w trakcie rozwoju akcji widzimy liczne nawiązania do swoistej gry, którą prowadzi główny narrator i bohater powieści. Gry podzielonej na dwie partie- jedną rozegraną w przeszłości i drugą, którą chce doprowadzić do końca teraz.
Jak w każdej grze, tak w tej musi być przeciwnik, którym jest starzejący się łacinnik tuż przed emeryturą. To z jego ust dowiadujemy się o sytuacji w szkole, o jej tajemnicach, uczniach i całej tej otoczce funkcjonowania placówek prywatnych, do której zwykły śmiertelnik nie ma dostępu, bo niby jak?

Jak zaczęła się bezczelna mistyfikacja w grze i jak się skończy dowiedzą się Ci, którzy lubią dobrą prozę :)

Historia i jej zakończenie jest naprawdę zaskakujące. Nie pamiętam też, kiedy ostatni raz czytałam tak dobrze napisane, inteligentnie zabawne, genialne wewnętrzne monologi dwóch głównych bohaterów.
Wiem na pewno, że nawet znając zakończenie i tak wrócę za jakiś czas to tej powieści choćby dla tak dobrego pióra autorki.

Muszę to przyznać szczerze i otwarcie- jestem fanką twórczości Joanne Harris. Po "Czekoladzie" i jej następczyniach- "Rubinowych czółenkach" i "Brzoskwiniach dla ojca proboszcza" (przeczytanych w oryginale, bo tak nie mogłam się doczekać przekładu!) czułam taki niedosyt, że zaczęłam szukać kolejnych powieści, które mogłabym wciągnąć przez nos niczym wytrawny narkoman. I tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Prochy" poleciła mi moja Mama, a właściwie streściła mi fabułę, opowiadając o nastoletnich kanibalach, gdzieś w USA, grasujących w poszukiwaniu ofiar. Początkowo byłam dość sceptycznie nastawiona (duży eufemizm) i nie robiłam sobie wielkich nadziei względem dalszej zawartości powieści. Ale potem stwierdziłam, że co mi tam i jak będzie taka sobie, to przestanę czytać i na tym się skończy.
No i się okazało, że "Prochy" wciągnęły mnie od pierwszego rozdziału, mimo że nie jestem nastolatką a tematy związane ze zjawiskami paranormalnymi nieszczególnie mnie ciekawią.
Bohaterką jest 17-letnia Alex, która ma nieoperacyjnego guza mózgu. Jest z tym fantem sama, bo rodzice zginęli w wypadku, a rodzeństwa nie ma. W lesie, do którego przyjeżdżała jako dziecko, chce przemyśleć swoje życie a raczej jego koniec. I tu można by było zakończyć, bo wszystko co dzieje się dalej, jest tak cudownie nierealne, że aż chce się wiedzieć, co stanie się dalej. Nastoletni kanibale, brak łączności ze światem, brak prądu i internetu- cała ta Apokalipsa spowodowana tajemniczym elektrouderzeniem jest tak inna od wszystkiego, co do tej pory czytałam, że koniec końców przeczytałam książkę do samego końca. Można się czepiać dialogów i niektórych wątków, ale to ostatecznie powieść dedykowana nastolatkom i takie to już piękno tego stylu. Mimo to "Prochy" spodobały mi się tak bardzo, że nie dość, że zdążyłam wciągnąć je dwa razy, to jeszcze zniecierpliwiona brakiem polskiego przekładu drugiej części ( tak, tak, jest druga a nawet i trzecia część cyklu) zdobyłam się na heroiczny wysiłek i wzięłam się za wersję angielską. Mam nadzieję, że ten argument przekonał wszystkich, że nie taka zła ta nastolatkowa powieść :)

"Prochy" poleciła mi moja Mama, a właściwie streściła mi fabułę, opowiadając o nastoletnich kanibalach, gdzieś w USA, grasujących w poszukiwaniu ofiar. Początkowo byłam dość sceptycznie nastawiona (duży eufemizm) i nie robiłam sobie wielkich nadziei względem dalszej zawartości powieści. Ale potem stwierdziłam, że co mi tam i jak będzie taka sobie, to przestanę czytać i na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Adam Wajrak jest ostatnimi czasy dość rozpoznawalny jako jeden z obrońców Puszczy Białowieskiej i jego popularność w mediach z pewnością przekłada się na wzrost zainteresowania jego publikacjami, w tym książką "Wilki".
Ja sama sięgnęłam po nią dużo wcześniej, jeszcze zanim Wajrak stał się ekocelebrytą i decyzji nie żałuję. Dlaczego? Przede wszystkim jest pięknie wydana- zdjęcie na okładce wymiata i od razu przykuwa uwagę. Na wewnętrznej okładce jest mapa Polski wraz z parkami narodowymi i legendą, gdzie obecnie jest najwięcej wilków, a gdzie pojawiają się od niedawna. W trakcie lektury parokrotnie wracałam do tej mapki i patrzyłam jak wygląda stan liczebności w poszczególnych regionach. W końcu nawet papier, z którego zrobiona jest książka, jest przyjemny w dotyku i zachęca do zwykłej, czystej przyjemności obcowania z książką :)
Ok, tyle jeśli chodzi o warstwę fizyczną. A wnętrze? Jeszcze ciekawsze: Adam Wajrak odkrywa przed nami świat, w którym żyje na co dzień. Świat Puszczy i jej mieszkańców, dwu- i czteronożnych. Ludzi, którzy mieszkają obok wilków od urodzenia i którzy nie mają wobec nich żadnych uprzedzeń. Historie wilków na przestrzeni wieków na terenach polskich i zabobonny, niczym nieuzasadniony strach przed tymi zwierzętami, który mógł się skończyć całkowitym wyginięciem tego gatunku.
Wajrak niczym rasowy reportażysta opowiada różne historie, z których część ma dobre a część takie sobie zakończenie(dla wilków rzecz jasna).
Z tego powodu książka ma słodko-gorzki smak i nie pozostawia czytelnika obojętnym.
Dowiedziałam się wielu interesujących faktów na temat życia wilków, ich wciąż ciężkiej sytuacji czy to w Polsce czy w krajach ościennych i mogę z czystym sumieniem polecić tą pozycję.

Adam Wajrak jest ostatnimi czasy dość rozpoznawalny jako jeden z obrońców Puszczy Białowieskiej i jego popularność w mediach z pewnością przekłada się na wzrost zainteresowania jego publikacjami, w tym książką "Wilki".
Ja sama sięgnęłam po nią dużo wcześniej, jeszcze zanim Wajrak stał się ekocelebrytą i decyzji nie żałuję. Dlaczego? Przede wszystkim jest pięknie wydana-...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dużo rzadziej w moje ręce wpada kryminał, którego akcja rozgrywa się nie gdzieś w mrocznym, zimnym zakątku Skandynawii czy Kanady, ale w upalnej,spalonej słońcem Australii.
Zupełnie inaczej też czyta się kryminał, który z góry epatuje nie chłodem tylko stojącym, rozgrzanym powietrzem.
Wiązałam duże nadzieje właśnie z tym upałem, który sprawia, że ludzie wariują, a do głowy zaczynają przychodzić różne, dziwne pomysły i cała ta gęsta atmosfera robi się na tyle klimatyczna, że zaczynasz z wypiekami przewracać kolejne strony, ale się przeliczyłam :/
Jest to całkiem porządne czytadło, ale żadna to klasa A kryminałów.
Wyjaśnienie poszczególnych wątków jest nie tyle zaskakujące tylko dziwne, takie trochę nie wiadomo skąd. Może takie to miało być, ale mnie to nie przekonało.

Dużo rzadziej w moje ręce wpada kryminał, którego akcja rozgrywa się nie gdzieś w mrocznym, zimnym zakątku Skandynawii czy Kanady, ale w upalnej,spalonej słońcem Australii.
Zupełnie inaczej też czyta się kryminał, który z góry epatuje nie chłodem tylko stojącym, rozgrzanym powietrzem.
Wiązałam duże nadzieje właśnie z tym upałem, który sprawia, że ludzie wariują, a do głowy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Moja ulubiona powieść tej autorki, dwukrotnie już przeczytana.
Bardzo wzruszająca, bardzo amerykańska i bardzo dobra na film. Tyle w temacie :)

Moja ulubiona powieść tej autorki, dwukrotnie już przeczytana.
Bardzo wzruszająca, bardzo amerykańska i bardzo dobra na film. Tyle w temacie :)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejna świetna pozycja w repertuarze Filipa Springera. Reportaż o tym, jak to nasza ojczyzna, jak długa i szeroka jest brzydka urbanistycznie i nie tylko.Jak brakuje planów zagospodarowania przestrzennego z prawdziwego zdarzenia, jak w miastach wiesza się płachty z reklamami gdzie popadnie, nie patrząc na walor estetyczny, jak sami ludzie nie widzą często problemu i szpecą przestrzeń wokół siebie tandetą. O modzie na super prywatne, zamknięte na klucz strzeżone osiedla pośrodku niczego.
Cieszę się, że ktoś w końcu napisał na ten temat reportaż i zwrócił uwagę czytelników na to, jak wygląda miejsce, w którym żyjemy.
Książkę przeczytałam jednym tchem i myślę że dla miejskich estetów jest to pozycja obowiązkowa :)

Kolejna świetna pozycja w repertuarze Filipa Springera. Reportaż o tym, jak to nasza ojczyzna, jak długa i szeroka jest brzydka urbanistycznie i nie tylko.Jak brakuje planów zagospodarowania przestrzennego z prawdziwego zdarzenia, jak w miastach wiesza się płachty z reklamami gdzie popadnie, nie patrząc na walor estetyczny, jak sami ludzie nie widzą często problemu i szpecą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rewelacyjny, kompleksowy reportaż o zmaganiach Polaków z problemem mieszkaniowym od czasów II RP aż do czasów współczesnych.
Porażające spojrzenie z każdej strony na temat domu jako miejsca, w którym chcemy czuć się bezpiecznie, chłodno- kalkulacyjne rozmowy z osobami np. z firm deweloperskich oraz historie osób, które za marzenia o własnej ostoi zapłaciły bardzo wysoką cenę.
Pozycja bardzo aktualna, zwłaszcza wśród młodych osób, które szukają lub dopiero będą szukać własnego m.
Osobiście moja ulubiona książka Springera i kiedy tylko mogę, polecam ją znajomym, bo naprawdę warto!

Rewelacyjny, kompleksowy reportaż o zmaganiach Polaków z problemem mieszkaniowym od czasów II RP aż do czasów współczesnych.
Porażające spojrzenie z każdej strony na temat domu jako miejsca, w którym chcemy czuć się bezpiecznie, chłodno- kalkulacyjne rozmowy z osobami np. z firm deweloperskich oraz historie osób, które za marzenia o własnej ostoi zapłaciły bardzo wysoką...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tytuł jest dość mylący, ponieważ jest to książka przede wszystkim o życiu w Korei głównego bohatera, a nie o Koreańczykach. Przynajmniej połowa ( jak nie więcej) traktuje o niuansach wdrożenia nowego modelu samochodu Hyundai- miejsca pracy Franka Ahrensa i o jego przygodach z koreańskim personelem.
Jest trochę miejsca poświęconemu historii Korei, jak i jej delikatnych relacji z północnym sąsiadem, ale próżno szukać wielu kulturowych "smaczków", które są najciekawsze z punktu widzenia czytelnika zainteresowanego tym krajem.
Spodziewałam się zupełnie czego innego i muszę przyznać, że jestem rozczarowana tą pozycją.

Tytuł jest dość mylący, ponieważ jest to książka przede wszystkim o życiu w Korei głównego bohatera, a nie o Koreańczykach. Przynajmniej połowa ( jak nie więcej) traktuje o niuansach wdrożenia nowego modelu samochodu Hyundai- miejsca pracy Franka Ahrensa i o jego przygodach z koreańskim personelem.
Jest trochę miejsca poświęconemu historii Korei, jak i jej delikatnych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ciężka i depresyjna powieść, która sprawia, że łapiesz doła nawet w piękny, słoneczny dzień.

Mimo to polecam, bo jest to ciekawe spojrzenie na realny problem izolacji Islandii jako samotnej wyspy gdzieś na północnym Atlantyku i wynikające z tego faktu konsekwencje.

Ciężka i depresyjna powieść, która sprawia, że łapiesz doła nawet w piękny, słoneczny dzień.

Mimo to polecam, bo jest to ciekawe spojrzenie na realny problem izolacji Islandii jako samotnej wyspy gdzieś na północnym Atlantyku i wynikające z tego faktu konsekwencje.

Pokaż mimo to