-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2024-06-11
2024-06-11
2024-06-11
W paru poprzednich tomach serii udało się pozbyć głównych przywódców Stowarzyszenia Potworów. Może to więc oznaczać koniec wojny. Jednakże w tym tomie zostaje wprowadzona kolejna postać na szczycie. Czy na takim etapie serii jest to dobry pomysł?
Superbohaterowie klasy S mają coraz większe trudności w walce z potworami. W tym samym czasie Wichura odkrywa tajemnicę na dnie podziemi Stowarzyszenia Potworów. Z kolei Saitama oraz Promienny Flash ruszają na wyprawę w poszukiwaniu szefa wszystkich potworów.
Podobało mi się, że nareszcie superbohaterowie klasy S zaczęli mieć pewne trudności. Do tej pory zbyt łatwo sobie radzili z przeciwnościami, a tutaj pokazane jest, że potwory stanowią nawet dla nich wyzwanie. Szczególnie w pamięć zapada starcie Cesarzątka z wodnym potworem, a także Czarnolśniącego Superstopa z Garou. Na tym tle zdecydowanie zbyt potężnie wypadają Bang i Bomb.
Odkrycie kolejnej osoby pociągającej za sznurki uważam za niepotrzebne. Jedynie przedłuża to wątek wojny i jest to już trochę męczące. Na dodatek nie stanowi to specjalnego wyzwania dla Wichury. Bardzo efektownie wypada jednak zapowiedź powrotu jednego z potężnych potworów.
Również niepotrzebny jest tu wątek Saitamy. Wynika on z pewnego nieporozumienia i wydaje się prowadzić donikąd.
Na plus moim zdaniem wypada krótki występ Kinga, a także zaskakująco pozytywne podsumowanie informacji o bohaterach klasy S.
Rysunki jak zawsze robią duże wrażenie. Poszczególne starcia są naprawdę spektakularne, a potwory wyglądają pomysłowo. Tym razem zarówno kobiety, jak i mężczyźni są tu rysowani w bardzo seksualny sposób.
Historia dodatkowa tym skupia się na administracji POSS-u i poszukiwaniach osoby nadającej się do nowego projektu. Niestety jest to bardzo nużąca i przegadana historia. Na dodatek puenta jest bardzo drętwa.
Niestety ładne rysunki i nowe wyzwania dla superbohaterów to dla mnie trochę za mało. Dosyć dłużył mi się ten tom.
W paru poprzednich tomach serii udało się pozbyć głównych przywódców Stowarzyszenia Potworów. Może to więc oznaczać koniec wojny. Jednakże w tym tomie zostaje wprowadzona kolejna postać na szczycie. Czy na takim etapie serii jest to dobry pomysł?
Superbohaterowie klasy S mają coraz większe trudności w walce z potworami. W tym samym czasie Wichura odkrywa tajemnicę na dnie...
2024-06-10
V Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów jaki odbył się w Warszawie w 1955 r. był wielkim wydarzeniem. Była to okazja do spotkania się Polaków z mieszkańcami krajów z całego świata. To właśnie to zdarzenie jest tematem komiksu Jacka Świdzińskiego. Czy tytuł zasłużenie dostał Paszport Polityki 2023?
Tom nie ma jednego bohatera. Pokazany jest cały przekrój mieszkańców Warszawy i przybyszów z zagranicy. Przypomina to trochę wiele filmów Barei, które PRL przedstawiały oczami różnych postaci. Tam jednak najczęściej była to krytyka ustroju ukryta pod warstwą komedii. Tutaj z kolei bardziej komediowe elementy jedynie się zdarzają.
Większa część albumu pokazuje dosyć cukierkowy obraz festiwalu. Osoby znające tamte czasy mogą zdawać sobie sprawę, że jest to dosyć nieszczera wizja świta i dostrzegą, że pewne zachowania są jedynie na pokaz. Niestety moim zdaniem autor za bardzo skupił się na tej sztuczności, przez co album szybko staje się nużący.
O wiele ciekawiej robi się kiedy na wierzch wychodzi cały brud i mrok. Pokazane zostaje, że dalej żywe są resentymenty, a nie wszyscy Polacy są przyjaźnie nastawieni do obcokrajowców. Okaże się, że w tle wesołej imprezy dzieją się ludzkie dramaty, niektóre bardzo jawnie przedstawione jak przeszłość pewnej murarki czy inne bardziej subtelne jak chociażby przewijający się gdzieś z boku wątek ojca czekającego na syna.
Rysunki Jacka świdzińskiego są bardzo specyficzne. Kreska jest bardzo prosta i nie ma tu zbyt wielu szczegółów. Niektóre postacie nie mają nawet twarzy. Niektóre strony składają się jedynie z kilku niewielkich pojedynczych kadrów, co ma zapewne imitować zdjęcia z imprezy. Podobało mi się, że czasami kreska stawała się bardziej szczegółowa i wyolbrzymiała cechy niektórych postaci albo nagle sprawiała, że bohaterowie wyglądali realistycznie.
Niestety nie trafił do mnie ten komiks. Duże wrażenie wywarła na mnie jego mroczna część, która była bardzo poruszająca. Gdyby jednak dać trochę mniej zamierzonej sztuczności, to byłby to w moich oczach lepszy tytuł.
V Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów jaki odbył się w Warszawie w 1955 r. był wielkim wydarzeniem. Była to okazja do spotkania się Polaków z mieszkańcami krajów z całego świata. To właśnie to zdarzenie jest tematem komiksu Jacka Świdzińskiego. Czy tytuł zasłużenie dostał Paszport Polityki 2023?
Tom nie ma jednego bohatera. Pokazany jest cały przekrój mieszkańców...
2024-06-06
2024-06-06
Pierwszy tom historii sugerował typową komedię romantyczną. Liczyłem jednakże, że być może całość pójdzie w innym kierunku. Czy drugi tom to jakaś zmiana kierunku?
Paprika nawiązuję intymne relacje z Dillem, aby być lepiej przygotowana na związek z Za’atarem. Jednakże bohaterka zaczyna coś czuć do Dilla. Na dodatek część współpracowników dowiaduje się o ich relacji.
Poprzedni tomu pokazywał pewne tajemnice i liczyłem, że tutaj zostaną one rozwinięte w interesującą stroną. Okazały się one jednak czerwonymi śledziami i tak naprawdę nie ma tutaj specjalnie żadnego zwrotu akcji.
Liczyłem, że większa rola rodziców obojga bohaterów będzie tutaj istotna. Rzeczywiście, stanowią oni pewien motor napędowy dla fabuły i wpływają na decyzje Papriki. Szkoda jednak, że nie wrócił tutaj ojciec Papriki, żeby odnieść się do ujawnienia jego tajemnicy w poprzednim tomie.
Niestety na tym tle dosyć źle wypadają główni bohaterowie. Zachowują się bardzo naiwnie. Przez to szybko zrobili się dla mnie irytujący.
Podobnie jak ostatnio na plus wypadają rysunki. Można przymknąć oko na wszystkie niedokładności, jeśli zwróci się uwagę jak umiejętnie styl jest dostosowany do nastroju poszczególnych scen.
Niestety w dalszym ciągu jest to tylko komedia romantyczna z rozbudowanymi scenami erotycznymi. Jeśli ktoś nie lubi tego gatunku, to nie jest to pozycja dla niego. Moim zdaniem jednak warto czytać dla rysunków.
Pierwszy tom historii sugerował typową komedię romantyczną. Liczyłem jednakże, że być może całość pójdzie w innym kierunku. Czy drugi tom to jakaś zmiana kierunku?
Paprika nawiązuję intymne relacje z Dillem, aby być lepiej przygotowana na związek z Za’atarem. Jednakże bohaterka zaczyna coś czuć do Dilla. Na dodatek część współpracowników dowiaduje się o ich...
2024-06-05
Mirka Andolfo znana jest ze swojej współpracy z DC Comics przy komiksach o Harley Quinn czy Wonder Woman. W Polsce ukazało się też parę jej autorskich tytułów. Parę lat temu dosyć rozczarowała mnie jej seria „Wbrew naturze”. Czy warto więc dać szansę serii „Sweet Paprika”?
Akcja dzieje się w fikcyjnym świecie zamieszkałym przez anioły i diabły. Tytułowa Paprika to diablica zajmująca ważne stanowisko w wielkiej firmie. Całe jej życie zajmuje praca i nie ma czasu na życie towarzyskie. Postanawia jednak to wreszcie zmienić.
Zarys fabuły bardzo przypomina typową komedię romantyczną. W trakcie lektury okazuje się, że odhaczane są tutaj najbardziej wyświechtane klisze, które czasami bawią, a czasami irytują. Podobnie jest z przerysowanymi bohaterami, których większości nie da się brać na poważnie.
Pewnym urozmaiceniem jest tu wprowadzenie elementów fantastycznych. Jednakże nie odgrywają one specjalnie istotnej roli w fabule. Jedynie parę razy jest wspominane, że Paprika stara się uciec od stereotypowego wizerunku grzesznej diablicy. Tak naprawdę są to jedynie dekoracje, których zamiana na bardziej realne niewiele by zmieniła.
Przy okazji „Wbrew naturze” trochę przeszkadzały mi niestaranne rysunki. Tutaj jednakże wszelkie deformacje i wyolbrzymienia pewnych cech bohaterów mają swoje uzasadnienie. W ten sposób podkreślane są emocje postaci, a także różne komediowe elementy bardziej wybrzmiewają.
W odróżnienie od „Wbrew naturze” tytuł ten nie ma wielkich ambicji. Jest to bardzo lekka komedia romantyczna ze wszystkimi zaletami i wadami tego gatunku. Być może jednak kolejne tomy zaserwują jakąś zmianę tonu.
Mirka Andolfo znana jest ze swojej współpracy z DC Comics przy komiksach o Harley Quinn czy Wonder Woman. W Polsce ukazało się też parę jej autorskich tytułów. Parę lat temu dosyć rozczarowała mnie jej seria „Wbrew naturze”. Czy warto więc dać szansę serii „Sweet Paprika”?
Akcja dzieje się w fikcyjnym świecie zamieszkałym przez anioły i diabły. Tytułowa Paprika to diablica...
2024-06-02
2024-06-02
W tej serii zazwyczaj chwaliłem historie podzielone na parę części. W tomie piętnastym to właśnie dwie kilkuczęściowe historie zajmują większość tomu. Czy przez to ten tom przypadł mi do gustu?
Tom rozpoczyna się dwuczęściową historią „Grupa przestępcza Ojejka”. W tej opowieści osadzonej poza główną linią fabularną Pamelka i Aralka są złodziejkami, a Jasio Groch i Picio są policjantami usiłującymi ich powstrzymać. Jest to bardzo obiecujący pomysł, ale niestety formuła szybko się wyczerpuje i końcówka była dla mnie męcząca.
Druga opowieść czyli ”Jadwiga, królowa kuchni” to typowa krótka historia o nowym wynalazku doktora Spadkowskiego. Tym razem jest to robogosposia, która ma pomagać doktorowi. Jest tu naprawdę zabawnie i mam nadzieję, że ten wątek będzie kiedyś kontynuowany. Podobało mi się, że nawet autor jest świadomy, że wygląd Jadzi to tak naprawdę autoplagiat.
Tom zamyka czteroczęściowa historia „Grand Prix Pingwinówka”, w której to sam autor organizuje wielki wyścig dla bohaterów serii. Jest to opowieść w stylu serialu animowanego „Zwariowane wyścigi” czyli bohaterowie muszą wykazać się pomysłowością, aby prześcignąć konkurenta i część zawodników przegrywa w absurdalny sposób. Trochę rozczarowało mnie zakończenie, które stanowi dosyć tani dowcip.
W ramach dodatków pojawiają się rankingi popularności postaci i wynalazków. Opisy poszczególnych elementów są bardzo skrótowe i czasami ich zapis jest dosyć niewygodny do czytania. Nie podobało mi się też, że pojawiają się tu elementy, które będą dopiero w następnych tomach.
Tym razem odbiłem się tylko od pierwszej opowieści. Dwie kolejne już mnie rozbawiły, chociaż zakończenie nie do końca dało radę.
W tej serii zazwyczaj chwaliłem historie podzielone na parę części. W tomie piętnastym to właśnie dwie kilkuczęściowe historie zajmują większość tomu. Czy przez to ten tom przypadł mi do gustu?
Tom rozpoczyna się dwuczęściową historią „Grupa przestępcza Ojejka”. W tej opowieści osadzonej poza główną linią fabularną Pamelka i Aralka są złodziejkami, a Jasio Groch i Picio są...
2024-05-31
Pojęcie „Final Girl” odnosi się do postaci żeńskich, którym jako jedynym w horrorach typu slasher udaje się przeżyć masakrę z rąk mordercy do końca filmu. W kinie ten motyw był już opracowywany w takich filmach jak „Dom w głębi lasu” czy „Dziewczyny śmierci”. W wersji literackiej tym tematem postanowił zająć się Gary Hendrix
Lynette Tarkington jest jedną z kobiet biorących udział w spotkaniach grupy wsparcia dla Ostatnich Ocalałych – kobiet, które przetrwały starcia z seryjnymi mordercami. Od pewnego czasu kolejne członkinie grupy zaczynają spotykać różne nieszczęścia. Lynette podejrzewa, że ktoś wziął sobie za cel Ostatnie Ocalałe.
Miłośnicy horroru mogą być zadowoleni znajdując w książce wiele nawiązań do filmów grozy. Zarówno w bohaterkach, jak i ich przeciwnikach można rozpoznać filmowe postacie. Przy czym jednak dochodzi tutaj do pewnej dekonstrukcji – część wydarzeń pozbawionych zostaje elementów fantastycznych, a spektakularne dzieła morderców okazują się dosyć przyziemne.
Dodatkowym smaczkiem jest to, że w świecie przedstawionym też funkcjonują serie filmowych slasherów. Są one oparte na autentycznych przeżyciach Ostatnich Ocalałych. Czasami pojawia się też opisy losów kolejnych odsłon filmowych serii, które idą w równie absurdalną stronę jak ich odpowiedniki w naszym świecie.
Poruszany tu problem przemocy wobec nie jest specjalnie oryginalny. Jednakże w dalszym ciągu warto zwracać uwagę na to, że w zbyt wielu dziełach kultury krzywda dzieje się głównie kobietom, nawet jeśli tak jak tutaj są one Ostatnimi Ocalałymi czyli bohaterkami, które wyszły zwycięsko ze starcia z mordercą.
Samo rozwiązanie fabuły trochę mnie rozczarowało. Widać tutaj silne inspirację serią „Krzyk” i tamtą dekonstrukcją zasad gatunku. Tutaj jednak wypada to trochę niezgrabnie i bez polotu.
Jeśli ktoś jest miłośnikiem horroru, to może się dobrze bawić szukając różnych nawiązań. Dla pozostałych czytelników może to być przede wszystkim smutna historia o losie kobiet we współczesnym świecie.
Pojęcie „Final Girl” odnosi się do postaci żeńskich, którym jako jedynym w horrorach typu slasher udaje się przeżyć masakrę z rąk mordercy do końca filmu. W kinie ten motyw był już opracowywany w takich filmach jak „Dom w głębi lasu” czy „Dziewczyny śmierci”. W wersji literackiej tym tematem postanowił zająć się Gary Hendrix
Lynette Tarkington jest jedną z kobiet biorących...
2024-05-30
Przy okazji poprzedniego tomu chwaliłem jedną bardziej oryginalną opowieść. W tomie czternastym są już dwie historie osadzone poza główną linią fabularną. Czy wpłyną one pozytywnie na ostateczną ocenę tomu?
Tom otwiera "Tuptusiowy Pingwinówek". Głównym wątkiem jest tu pościg za Aralką. Gag polega na tym, że liczba ścigających coraz bardziej zwiększa się. Niestety dowcip szybko robi się męczący, a puenta jest oczywista.
Następna opowieść czyli "Prehisteryjka" przedstawia prehistoryczne wersje bohaterów. Jest tu dużo humoru w stylu Flintstonów łącznie z pomysłowymi prehistorycznymi odpowiednikami współczesnych elementów. Wyszło bardzo zabawnie. Historia ta też jest dokładnej narysowane iż reszta tomu.
Druga alternatywna wersja to "Mjuzikal p.t. "Kapciuszek”" czyli Kopciuszek z postaciami z "Dr. Slumpa". Początkowo bawi dosyć nieoczekiwane obsadzenie ról. Jednakże historia kończy się w momencie, w którym robi się najciekawiej, na co nawet bohaterowie zwracają uwagę. Uważam też, że niepotrzebne są tu wstawki muzyczne - nie ma tu żadnej istniejącej melodii, przez co czytelnik czyta jedynie wierszyk. Niewykorzystany potencjał.
Z kolei "Dziab dziab chu chu" to kolejna niema opowieść w serii. Tutaj głównym motywem jest obsesja Aralki na punkcie przebijania kulistych przedmiotów patyczkami. Historyjka za pierwszym razem była dla mnie bardzo chaotyczna, ale za drugim razem doceniłem ją pomimo pewnej prostoty. Prawdopodobnie gdyby były w niej normalne dialogi, to szybko stałaby się irytująca.
Dwuczęściowa opowieść "Wielka Zawierucha" przywodzi na myśl film "Fantastyczna podróż" z 1966 r. Bohaterowie muszą zmniejszyć się do miniaturowych rozmiarów, aby wejść do wnętrza ciała panny Zawieruchy i uratować jej życie. Gra toczy się o zaskakująco dużą stawkę jak na tę serię. Szkoda więc, że nie udaje się zbyt długo utrzymać dramatyzmu i całość szybko zamienia się w typowy festiwal gagów. Dosyć irytujący był też dla mnie rosyjski żargon lekarza.
Ostatnia historia czyli "Czy jam jest silny jak wół?" to kolejne starcie Aralki z nową postacią. Tym razem jest to małomówny samuraj. Doceniam, że przynajmniej tym razem nie ośmieszono go zupełnie.
W ramach dodatków w tomie zamieszczony jest quiz na temat serii. Pytanie są pogrupowane według poziomu trudności. Niektóre są rzeczywiście bardzo szczegółowe.
Podobnie jak ostatni tym razem też najlepszym elementem jest historia osadzona poza główną linią fabularną. Na szczęście jest też trochę mniej powtarzalności niż ostatnio, więc stąd też ocena o jeden punkt wyższa.
Przy okazji poprzedniego tomu chwaliłem jedną bardziej oryginalną opowieść. W tomie czternastym są już dwie historie osadzone poza główną linią fabularną. Czy wpłyną one pozytywnie na ostateczną ocenę tomu?
Tom otwiera "Tuptusiowy Pingwinówek". Głównym wątkiem jest tu pościg za Aralką. Gag polega na tym, że liczba ścigających coraz bardziej zwiększa się. Niestety dowcip...
2024-05-26
2024-05-27
2024-05-23
2024-05-20
2024-05-22
Często poszczególne historie w serii „Dr. Slump” mają całkiem niezły pomysł wyjściowy, ale brakuje sensownego rozwinięcia. Czy tom 13 też cierpi na tę przypadłość?
Tom otwiera historia „Diablica wcielona całkiem zakręcona”, w której debiutuje postać starszej siostry Diabełka. Najlepiej w tej opowieści wypada pewien niesmaczny dowcip, który jest jednak szokująco zabawny. Nowa bohaterka jest tutaj pretekstem do zawstydzenia doktora Spadkowskiego, co prowadzi do niezbyt pomysłowej puenty.
Bardziej oryginalna jest opowieść „Ło rany ni mo papiru” czyli osadzona poza główną linią fabularną historia o tym jak wieśniak Jerzy przypominający doktora Spadkowskiego udaje się na misję zakupu papieru toaletowego. Historia przypomina parodię baśni, co podkreślone jest przez narrację ciągnącą się cały czas. Fabuła nie jest zbyt oryginalna, ale różni się od innych opowieści z serii. Rysunki są tu bardziej dopracowane niż w reszcie tomu. Chyba najlepsza historia w tomie.
W „Wujek Kopiujek” powraca klasyczny motyw nowego wynalazku doktora Spadkowskiego. Tym razem doktor usiłuje znaleźć sposób, żeby się dosłownie rozdwoić. Niestety jest to bardzo schematyczna historia, która szybko nudzi.
Równie schematyczny okazuje się „Zasysacz ‘82”. Tym razem jest to motyw starcia Aralki z nową postacią. Jeśli ktoś pamięta pierwszą historię o Kwaskomanie, to jest to bardzo podobna opowieść, tyle że tym razem mniej pomysłowa.
Motyw nowych wynalazków zostaje też wykorzystany w „Jeśtem Juleciek”. Głównym wątkiem jest tu eliksir odmładzający, który doktor Spadkowski testuje na sobie. Jest tu trochę bardziej oryginalnie niż w innej historii z tego tomu, ale niestety bardzo interesujący pomysł nie zostaje w pełni wykorzystany.
Bardzo obiecująca była dwuczęściowa „Największa siema końca świata”, w której to bohaterowie muszą się zmierzyć z przybyszami z kosmosu. Zostaje tutaj zastosowany kontrast graficznym – przybysze z kosmosu są narysowani w realistyczny sposób, podczas kiedy wszystkie inne postacie są bardzo karykaturalne. Niestety pod względem fabularnym jest bardzo schematycznie.
Tom cierpi na wszystkie dotychczasowe bolączki tej serii. Jedynie „Ło rany ni mo papiru” jest trochę ciekawsze. Jeśli komuś nie przeszkadza schematyczność, to można się zapoznać.
Często poszczególne historie w serii „Dr. Slump” mają całkiem niezły pomysł wyjściowy, ale brakuje sensownego rozwinięcia. Czy tom 13 też cierpi na tę przypadłość?
Tom otwiera historia „Diablica wcielona całkiem zakręcona”, w której debiutuje postać starszej siostry Diabełka. Najlepiej w tej opowieści wypada pewien niesmaczny dowcip, który jest jednak szokująco zabawny....
2024-05-20
Poprzedni tom zostawił otwartym wątek niebezpiecznego złoczyńcy o pseudonimie "Wilk". Okładka tomu dziesiątego sugeruje kontynuację tego motywu. Czy udaje się w satysfakcjonujący sposób zamknąć ten wątek?
Małe miasteczko w południowozachodniej części USA zostaje zmiecione z powierzchni ziemi w wyniku ataku terrorystycznego. Stoi za tym "Wilk", który planuje kolejne podobne ataki. Do sprawy zostaje zaangażowany Alex Cross.
Początkowo byłem pod dużym wrażeniem "Wilka". Powiększyła się skala jego działań, a także angażuje jednego z dawnych przeciwników Alexa Crossa do pomocy. Podobnie jak ostatnio z łatwością wodzi policję za nos. Niestety w pewnym momencie ciągłe odkrywanie fałszywych tożsamości "Wilka" robi się nużące. Odniosłem też wrażenie, że autor nie miał tak naprawdę pomysłu na to jak poradzić sobie z tak potężnym przeciwnikiem i dlatego zakończył całość w bardzo banalny i niesatysfakcjonujący sposób.
Zaskakująco bez emocji zostaje też przedstawione prywatne życie Alexa Crossa. Spory potencjał miały rzadkie spotkania bohatera ze swoim najnowszym synem, ale jest tych scen za mało, żeby wywarły na czytelniku większe wrażenie.
Niestety tom ten jest dosyć rozczarowujący. Był pomysł na zarys fabuły, ale zabrakło go na zakończenie. Nie znam jednak fabuły dalszych tomów, więc może koniec wątku „Wilka” to tylko zmyłka.
Poprzedni tom zostawił otwartym wątek niebezpiecznego złoczyńcy o pseudonimie "Wilk". Okładka tomu dziesiątego sugeruje kontynuację tego motywu. Czy udaje się w satysfakcjonujący sposób zamknąć ten wątek?
Małe miasteczko w południowozachodniej części USA zostaje zmiecione z powierzchni ziemi w wyniku ataku terrorystycznego. Stoi za tym "Wilk", który planuje kolejne...
2024-05-19
Początek kolejnego starcia z Sinister Six okazał się dosyć prostą historią. Jednakże postanowiono rozciągnąć tę opowieść na kolejne numery. Czy rzeczywiście jest tu tyle materiału, żeby zapełnić drugi polski zeszyt?
Spider-Man zostaje mocno poturbowany w wyniku walki z Sinister Six. Dostaje jednak cybernetyczne ulepszenia, które mają mu pomóc w dojściu do zdrowia, a z pomocą przychodzi Deathlock. W tym samym czasie Sinister Six planują wyprawę do innego wymiaru w celu kradzieży broni.
Dużo obiecywałem sobie po podróżach wymiarowych. Tutaj jednak nie zostaje pokazane zbyt wiele innego wymiaru i równie dobrze mógłby to być zwykły magazyn z bronią. Sama broń to też nie jest specjalnie nic ciekawego – są to głównie wielkie karabiny i zbroje upodabniające złoczyńców do stereotypowych postaci z komiksów superbohaterskich z lat 90.
Podobnie jak w poprzednim numerze jest tu zaskakująco dużo występów gościnnych. Solo odgrywa jednak mniejszą rolę niż się spodziewałem, ale istotny jest Deathlock, który aktywnie pomaga Pająkowi. Niestety w drugiej połowie tomu wciśnięto aż za dużo postaci z szerszego uniwersum Marvela, chociaż doceniam, że wykorzystano tak niszowego bohatera jak Sleepwalker. Miłym zaskoczeniem był też nowy członek Sinister Six stanowiący nawiązanie do jednego z klasycznych numerów serii „The Amazing Spider-Man”.
Niestety gorzej niż ostatnio wypadają wątki obyczajowe. Główny problem zostaje rozwiązany w banalny sposób, przez co wcześniejszy spór małżonków wydaje się nieważny. Za to ostatnia strona jest bardzo sympatyczna.
Podobnie jak ostatnio za rysunki odpowiada Erik Larsen. Są to jedne z jego lepszych prac. Radzi sobie zarówno ze spektakularnymi scenami akcji, jak i w spokojnych momentach.
Na łamach stron klubowych przedstawiona jest finałowa odsłona trylogii nieskończoności czyli „Infinity Crusade”. Miło, że po latach ten tytuł został wydany przez Egmont.
Niestety nie jest specjalnie pomysłowa czy oryginalna historia. Jest to głównie jedna wielka nawalanka, która w pewnym momencie może męczyć. Warto głównie przeczytać dla rysunków.
Początek kolejnego starcia z Sinister Six okazał się dosyć prostą historią. Jednakże postanowiono rozciągnąć tę opowieść na kolejne numery. Czy rzeczywiście jest tu tyle materiału, żeby zapełnić drugi polski zeszyt?
Spider-Man zostaje mocno poturbowany w wyniku walki z Sinister Six. Dostaje jednak cybernetyczne ulepszenia, które mają mu pomóc w dojściu do zdrowia, a z...
2024-05-19
Okładka tego tomu stanowi drugą połowę okładki poprzedniego albumu. Sugeruje to, że ten tom będzie stanowił zamknięcie pewnego etapu. Czy rzeczywiście tak jest?
Luffy w końcu dociera do pałacu królewskiego i wdaje się w walkę z Sir Crocodile. W tym samym czasie Miss All Sunday zmusza króla Alabasty do zaprowadzenia jej do „poneglyphu” wskazującego miejsce ukrycia „plutona”.
Mam bardzo mieszane uczucia co do zachowania Sir Crocodile’a w tym tomie. Jego walki zarówno z Luffym, jak z i inną postacią w tym tomie są bardzo spektakularne i pomysłowe, a on sam jest bardzo sprytny. Jednakże jednocześnie zachowuje się bardzo naiwnie w stosunku do swoich największych przeciwników i zdradza im swój plan, co łatwo może doprowadzić do jego upadku – jest to dosyć tani i oklepany zabieg scenariuszowy.
W tym tomie ujawniono więcej informacji na temat Miss All Sunday. Okazuje się, że jest to bardziej rozbudowana i niejednoznaczna postać niż można było sądzić. Zastanawiam się, w jaką stronę zostanie rozwinięty jej wątek.
Dosyć chaotyczny był wątek pozostałych bohaterów. Przekrzykują się i szarpią, a ostatecznie niewiele z tego wynika. Dosyć dziwny zagraniem było też wprowadzenie na tym etapie nowych przeciwników.
Rysunki są bardzo nierówne. Podobała mi się epickość pewnych starć. Niestety nie udaje się uniknąć pewnego chaosu i czasami ciężko zorientować się co się dzieje na danych kadrach.
Ten tom rozwija też poboczną historię „Podwodny spacer Hachyka” opowiadaną na stronach tytułowych poszczególnych rozdziałów. Opowieść dobitnie przypomina, że Hachyk mimo wszystko jest łotrem i gotowy jest poświęcić innych dla własnych korzyści. Być może jednak w kolejnym tomie dojdzie do pewnej zmiany postawy tego bohatera.
Wbrew pozorom ten tom nie kończy starcia Sir Crocodilem i urywa się w kluczowym momencie. Uważam, że trochę niepotrzebnie przeciągany jest wątek, który można już spokojnie zamknąć.
Okładka tego tomu stanowi drugą połowę okładki poprzedniego albumu. Sugeruje to, że ten tom będzie stanowił zamknięcie pewnego etapu. Czy rzeczywiście tak jest?
Luffy w końcu dociera do pałacu królewskiego i wdaje się w walkę z Sir Crocodile. W tym samym czasie Miss All Sunday zmusza króla Alabasty do zaprowadzenia jej do „poneglyphu” wskazującego miejsce ukrycia...
2024-05-18
Na łamach komiksów TM-Semic Spider-Man miał poprzednio do czynienia z Sinister Six w numerze 1/93. Tam jednak było to trochę oszustwo i tak naprawdę pierwsze skrzypce grał doktor Octopus. Jak wypada powrót tego zespołu?
Dawni członkowie Sinister Six chcą zemścić się na doktorze Octopusie za to, że ten ich oszukał. Doktor Octopus jest jednak przygotowany na odwet swoich dawnych towarzyszy i postanawia to wykorzystać na własną korzyść. Pomiędzy złoczyńców trafia Spider-man.
Fabuła nie jest specjalnie skomplikowana – jedni złoczyńcy chcą pobić drugich, a pomiędzy nich trafia superbohater. W pewnym momencie dochodzi do pewnego zwrotu akcji, który jednak zamiast komplikować akcję bardzo ją upraszcza. Na dodatek nowy plan złoczyńców jest o wiele bardziej banalny niż to co było chociażby w numerze 1/93.
W tym numerze jest zaskakująco dużo występów gościnnych. Niestety nie wszystkie są potrzebne. Ghost Rider czy Hulk są tu zupełnie zbędni i jedynie spowalniają akcję. Istotny jest tak naprawdę udział Solo i Deathlocka, którzy odgrywają istotne role w następnym numerze.
Pozytywnie zaskoczyły mnie wątki obyczajowe. Pokazane są problemy małżeńskie Parkerów. Peter nie zgadza się z decyzjami zawodowymi swojej żony, chociaż te są istotne dla jej kariery. Mary Jane musi więc stanąć przed trudnym wyborem.
Za rysunki odpowiada tutaj Erik Larsen znany już z komiksów z tej serii. Muszę przyznać, że są to jedne z jego lepszych prac. Rysunki są bardzo dynamiczne, a poszczególne starcia bardzo spektakularne. Udaje mu się też dobrze oddać emocje bohaterów.
Na stronach klubowych poza listami i zapowiedziami kolejnych numerów jest też biografia doktora Octopusa. Jest to bardzo dobry pomysł biorąc pod uwagę istotną rolę tego złoczyńcy w tym numerze.
Ten numer to bardzo typowa historia superbohaterska i jeśli ktoś szuka czegoś więcej, to może się zawieść. Jednakże jeśli komuś wystarczy wartka akcja i niezłe rysunki, to warto się zapoznać.
Na łamach komiksów TM-Semic Spider-Man miał poprzednio do czynienia z Sinister Six w numerze 1/93. Tam jednak było to trochę oszustwo i tak naprawdę pierwsze skrzypce grał doktor Octopus. Jak wypada powrót tego zespołu?
Dawni członkowie Sinister Six chcą zemścić się na doktorze Octopusie za to, że ten ich oszukał. Doktor Octopus jest jednak przygotowany na odwet swoich...
Jak sam tytuł wskazuje, tym razem najistotniejszą rolę w tomie odegra Wichura. Czy w takim razie pozostali bohaterowie będą mieli coś do roboty?
Wichura dowiaduje się, że udało się uratować dzieciaka z siedziby Stowarzyszenia Potworów, więc postanawia wykorzystać w pełni swoją moc. W tym samym czasie bohaterowie na powierzchni ruszają na pomoc cywilom. Z kolei Saitama kontynuuje swoją wyprawę z Flashem.
Moc Wichury jest naprawdę szokująca. Jest to przepotężna postać, która z łatwością może dokonać wielkich zniszczeń. Byłem pod dużym wrażeniem i zacząłem doceniać do jakiego stopnia się hamuje. Bardziej jednak zainteresowała mnie krótka retrospekcja z przeszłości Wichury, która sugeruje coś bardzo niepokojącego.
Również trochę więcej można się dowiedzieć o Czarnolśniącym Superstopie. Zostaje opowiedziana jego geneza i okazuje się, że ma zaskakująco wiele wspólnego z Saitamą, a także z Garou. Przy tym nie jest bez skazy i ma swoje problemy.
Bardzo budujący jest motyw bohaterów na powierzchni. Udaje im się zrozumieć na czym polega prawdziwy heroizm i chociaż na chwilę przestają patrzeć na rankingi.
Nawet wątek Saitamy jest tu trochę mniej męczący niż ostatnio. Bardzo zabawnie wypadają jego interakcje z towarzyszącym mu potworem.
Trochę rozczarowała mnie motywacja antagonistki. Jest dosyć typowa jak na potwora i spodziewałem się czegoś bardziej oryginalnego.
Podobnie jak ostatnio nie mogę się przyczepić do rysunków. Sceny akcji są bardzo dynamiczne i spektakularne. W dalszym ciągu niektórzy mogą uznać, że bohaterki tutaj wyglądają zbyt ponętnie w czasie walki.
Tom jest o wiele lepszy niż poprzedni. Skupia się na akcji i nie wlecze się.
Jak sam tytuł wskazuje, tym razem najistotniejszą rolę w tomie odegra Wichura. Czy w takim razie pozostali bohaterowie będą mieli coś do roboty?
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toWichura dowiaduje się, że udało się uratować dzieciaka z siedziby Stowarzyszenia Potworów, więc postanawia wykorzystać w pełni swoją moc. W tym samym czasie bohaterowie na powierzchni ruszają na pomoc cywilom. Z kolei Saitama...