-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Biblioteczka
2021-06-13
2021-06-13
Autorzy niezmiennie w formie! Dojrzałe emocje, prawdziwe relacje. Godne zakończenie serii! Książka przepełniająca nadzieją czytelników wciąż szukających prawdziwej miłości. Duet Liszewska Kornacki uwielbiam i polecam, jak żelki Haribo (kto czytał, ten wie!)
Czekam na kolejną powieść!!!
Autorzy niezmiennie w formie! Dojrzałe emocje, prawdziwe relacje. Godne zakończenie serii! Książka przepełniająca nadzieją czytelników wciąż szukających prawdziwej miłości. Duet Liszewska Kornacki uwielbiam i polecam, jak żelki Haribo (kto czytał, ten wie!)
Czekam na kolejną powieść!!!
2020-01-17
2019-11-01
Pozwólcie moi drodzy, że opowiem Wam dzisiaj o książce dla mnie szczególnej; powieści, do której współtworzenia zaprosili mnie autorzy, dając mi szansę na pomoc przy kreacji jednej z bohaterek na obywatelkę Londynu, a wydawnictwo obdarzyło mnie patronatem medialnym.
Te składowe mogłyby uczynić mnie nieobiektywną, jednak to zwyczajnie jest niemożliwe. Bo powieść, o której mowa, ma charakter uniwersalny, jest dojrzała i ponadczasowa i chwalić ją będę na wszystkich rogach!
Lidia Liszewska i Robert Kornacki na specjalne życzenie czytelników i wydawnictwa jeszcze raz pochylili się ku losom rodziny Kosmy i Matyldy, by tym razem w klimacie bożonarodzeniowym ostatecznie pożegnać się z bohaterami, których pokochały wrażliwe serca Polaków. Lata minęły, bliźniaczki dorosły i teraz wspólnie knują by rodzinę i przyjaciół posadzić przy wspólnym wigilijnym stole.
Za co szczególny ukłon składam autorom? Za to, że udało im się uniknąć świątecznego kiczu i przewidywalności. W ich powieści Boże Narodzenie stanowi jedynie klamrę, jedną ze scen powieści, wprawdzie ważną bo finalną, ale nie stanowi ono clue powieści. I tak książka Lidii i Roberta staje się powieścią całoroczną, gdzie najbliżsi Matyldy mają szansę opowiedzieć o szczególnej łączącej ich z nią więzi, oddać jej swego rodzaju hołd i nauczyć żyć na nowo.
Czytając powieść Lidii i Roberta, każdorazowo doceniam ich kunszt i dojrzałość. Ten duet potrafi pisać o trudnych doświadczeniach, o chorobie, o stracie. Czytając ich powieści, odczuwamy ich doświadczenie życiowe, umiejętność opisywania świata i talent do dotykania ludzkiej duszy.
Kolejny raz pokazali nam dojrzałą, mądrą miłość. Miłość między podziałami i starymi waśniami. Bohaterów jednoczy magia świąt, pamięć o Mayldzie i miłość właśnie.
Zatem kochajmy się moi drodzy!
Autorom podziękujmy za tę wspaniałą parę – Kosmę i Matyldę – którą podarowali literaturze popularnej, i trwajmy w oczekiwaniu na kolejne świetne powieści duetu. Ja osobiście proszę o dorosłe losy Halszki i Różanki, a czwartą powieść serii „Napisz do mnie” polecam z całego serca!
Pozwólcie moi drodzy, że opowiem Wam dzisiaj o książce dla mnie szczególnej; powieści, do której współtworzenia zaprosili mnie autorzy, dając mi szansę na pomoc przy kreacji jednej z bohaterek na obywatelkę Londynu, a wydawnictwo obdarzyło mnie patronatem medialnym.
Te składowe mogłyby uczynić mnie nieobiektywną, jednak to zwyczajnie jest niemożliwe. Bo powieść, o której...
2019-08-06
2019-03-30
Zapraszam Was dzisiaj do mazurskiej głuszy, gdzie po raz kolejny wybieramy się na spotkanie z Kosmą i Matyldą – dwojgiem ludzi, których przypadkiem zgubiony list połączył kiedyś prawdziwym i pełnym emocji uczuciem.
3 kwietnia nakładem wydawnictwa Czwarta Strona do księgarń trafi trzecia i ostatnia część serii Lidii Liszewskiej i Roberta Kornackiego, której części zatytuowane są kolejno: Napisz do mnie, Zaczekaj na mnie i wreszcie premierowa Zostań ze mną.
Dla mnie są to książki wyjątkowe. Autorzy mają niebywały talent dotykania najgłębszych zakamarków mojej duszy. Ich literatura jest bardzo prawdziwa, wręcz surowa. Oni nie bawią się w upiększanie i koloryzowanie rzeczywistości. Opowiadają o życiu jakim ono jest i nie boją się uciec od sztampowo rozumianego happy endu, tak charakterystycznego dla gatunku powieści obyczajowej.
Wspomniana seria to piękna historia dojrzałej miłości, spotkania mężczyzny z przeszłością i kobiety po przejściach. Żadne z nich nie planuje romansu, miłości, nowego domu, wreszcie rodziny, a to wszystko dopada ich z nienacka. I o tym opowiadają dwie pierwsze części, które z serca wam polecam. Gwarantuję wiele wzruszeń.
Tom trzeci zaś, to zwieńczenie historii i bardzo odważne posunięcie ze strony autorów.
Ja znów podczas lektury wypłakałam krokodyle łzy i znów boleśnie uświadomiłam sobie, że życie nigdy nie jest takie, jak byśmy sobie życzyli, czy planowali. Że będzie zarówno słodko, jak i gorzko, z przewagą goryczy niestety, bólu i smutku. Tym bardziej doceniać trzeba te chwile piękne, żyć z całych sił i kochać. A miłość ma przecież wiele odcieni.
Trzeci tom zaskoczy wielu. Będą i tacy, którzy niechybnie skrytykują autorów za ryzyko. Pewna jestem też, że ci wrażliwi, którzy już swoje przeżyli, doświadczyli „tego” bólu, jeszcze bardziej docenią piękno tej historii i po skończonej lekturze, będą tęsknić za bohaterami powieści.
Zatem czytajcie i rozmyślajcie, co stało się z Matyldą? Gdzie podziała się ta cudowna, nietuzinkowa i jakże rodzinna kobieta? Czyżby naprawdę postawiła na karierę? A co z Kosmą? Czy naprawdę musi wrócić do starych nawyków i przyzwyczajeń?
Odpowiedź na te pytania na kartach książki. Czytajcie koniecznie!
PS. A Halszka i Różanka skradną wasze serca!
Zapraszam Was dzisiaj do mazurskiej głuszy, gdzie po raz kolejny wybieramy się na spotkanie z Kosmą i Matyldą – dwojgiem ludzi, których przypadkiem zgubiony list połączył kiedyś prawdziwym i pełnym emocji uczuciem.
3 kwietnia nakładem wydawnictwa Czwarta Strona do księgarń trafi trzecia i ostatnia część serii Lidii Liszewskiej i Roberta Kornackiego, której części...
2019-02-23
Meeeh... Spodziewałam się więcej. Około 3/4 książki łatwo przewidzieć zakończenie, a poza tym ludzie w XXIw. używają techniki do namierzania adresatów maili... ;) Za dużo niedoróbek, ale czyta się szybko. Książka do pociągu.
Meeeh... Spodziewałam się więcej. Około 3/4 książki łatwo przewidzieć zakończenie, a poza tym ludzie w XXIw. używają techniki do namierzania adresatów maili... ;) Za dużo niedoróbek, ale czyta się szybko. Książka do pociągu.
Pokaż mimo to2019-02-23
Niech nie zmyli Was okładka!
"Najlepsza przyjaciółka" to thriller w nurcie obyczajowym ;-)
Jeśli podobała Wam się "Ta dziewczyna", śmiało sięgajcie po najnowszą powieść Izabeli Krasińskiej.
Początek historii pozwolił mi myśleć, że oto mam w rękach kolejną, może nieco naiwną powieść dla kobiet przez trzydziestką. Mamy tu parę wijącą swoje miłosne gniazdko, mamy nieco nieśmiałą nową przyjaciółkę głównej bohaterki. Sama słodycz, miód i orzeszki. Ale... ktoś tu zaczyna mieszać.
I pojawia się pytanie, kto jest czarnym charakterem historii? Akcja przyspiesza, intryga się zagęszcza, a Wy sami nie wiecie, kiedy przeczytaliście już trzy czwarte książki. A gdy już wiecie, kto jest tym "złym", czytacie z nadzieją, że historia nie zakończy się tragicznie.
Ale ja nic nie powiem! Spoilerów nie będzie! Powiem Wam tylko, że po tę książkę naprawdę warto sięgnąć! Trzyma w niepewności, trochę drażni, ale w ten każący czytać dalej sposób. A to bardzo lubię! Tak jak zaczęłam czytać po południu, w nocy było po książce, a dzień ów zaliczyłam do udanych :)
Niech nie zmyli Was okładka!
"Najlepsza przyjaciółka" to thriller w nurcie obyczajowym ;-)
Jeśli podobała Wam się "Ta dziewczyna", śmiało sięgajcie po najnowszą powieść Izabeli Krasińskiej.
Początek historii pozwolił mi myśleć, że oto mam w rękach kolejną, może nieco naiwną powieść dla kobiet przez trzydziestką. Mamy tu parę wijącą swoje miłosne gniazdko, mamy nieco...
2018-04-20
Kto czytał „Zapytaj astronautę”? Pewnie już wielu z Was. A kto jeszcze tego nie zrobił, szczerze polecam! Ta książka to zbiór przystępnie podanej wiedzy o kosmosie, którą każdy powinien mieć. To zestaw pytań do Tima Peake, brytyjskiego astronauty, który spędził pól roku w międzynarodowej stacji kosmicznej. Dla niego nie ma głupich pytań; cierpliwie i dowcipnie odpowiada na najbardziej nawet błahe pytania – jak umyć włosy w kosmosie lub udać się do toalety na tak zwaną dwójeczkę, po naprawdę poważne pytania objaśniające prawa fizyki w stanie nieważkości.
Formuła książki jest o tyle ciekawa, że autor odpowiada na pytania zadawane przez internautów, mamy tam pytania dzieci, dorosłych, osób anonimowych i znanych, o ile dobrze pamiętam pojawia się między innymi pytanie od Paula Mc Cartneya.
Ja przy lekturze książki zrobiłam jednak błąd, czytałam ją od deski do deski. A to jest książka, którą trzymać powinniśmy na nocnym stoliku i podczytywać po kawałku, po kilka pytań dla rozrywki. W przeciwnym razie książka może nas zmęczyć nadmiarem informacji, a szkoda by było zmarnować taką perełkę!
Czego mogłoby w książce być więcej? Zdjęć! Tych kilka fotografii zawartych w książce rozbudza nasz apetyty na więcej! Bo jakie my, przeciętni śmiertelnicy, mamy szanse na podróż w kosmos? No prawie żadne – a tak chociaż popatrzymy na ziemię z zewnątrz na fotografiach!
Mój ulubiony fragment książki? Gdy Tim Peake opowiada, jak podczas spaceru kosmicznego spojrzał w dół, a tam pod nogami, daleko, daleko w przestrzeni akurat przelatywała Australia... Jemu zakręciło się w głowie, gdy zdał sobie sprawę z abstrakcji tego doświadczenia – by ulżyć swoim dolegliwościom, poruszał palcami u nóg i pomogło. No przyznajcie, kto by nie chciał spróbować?
Polecam lekturę, by chociaż przez chwilę pomarzyć o podróży w kosmos...
Kto czytał „Zapytaj astronautę”? Pewnie już wielu z Was. A kto jeszcze tego nie zrobił, szczerze polecam! Ta książka to zbiór przystępnie podanej wiedzy o kosmosie, którą każdy powinien mieć. To zestaw pytań do Tima Peake, brytyjskiego astronauty, który spędził pól roku w międzynarodowej stacji kosmicznej. Dla niego nie ma głupich pytań; cierpliwie i dowcipnie odpowiada na...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-05-20
„Cała w fiołkach” to polska odpowiedź na Bridget Jones. To książka, przy której naprawdę można się uśmiechnąć i odpocząć. To przyjemna, lekka lektura na słoneczne popołudnie na łonie natury. Mamy tu opowieść o rodzinie, przyjaźni i odkrywaniu miłości na całe życie, a wszystko to ubrane w zabawne i zgrabne opakowanie.
Spotykamy tu Agatę, fotografkę z Bydgoszczy – nieco roztrzepaną, kochliwą, trochę pogubioną dziewczynę po trzydziestce. Dziewczyna ma grupę niezastąpionych przyjaciół, żadne choć powierzchownie bogate życie uczuciowe i potłuchone życie rodzinne. I tak nasza bohaterka trafia najpierw do wątpliwej jakości wróżki, a następnie na psychoterapię. I tak zaczyna się jej życiowa przygoda z pewnym wilgotnookim mężczyzną w roli głównej, mamą , macoszką i tatą, przybranymi siostrą i bratem w tle.
Co w tej książce bawi najbardziej? Język! Rażona piorunem w przeszłości przyjaciółka Iga z niesamowitym urokiem myli frazy i powiedzonka.
Czego bohaterom książki zazdroszczę? Wygranej w Lotto. Jak się okazuje – można wygrać fortunę i nie zwariować, a pieniądze używać, by czynić dobro! Tego mi chyba w życiu brakuje ;) Milionów na koncie... hahaha!
Czego w książce mi zabrakło? Jakby za szybko się skończyła. Historia na 400 stron rozwiązała się ledno na 5. Najsłodsza część książki, a taka krótka?! Składam sprzeciw. Poza tym, nie dowiedziałam się co z Igą – uwaga spoiler – chciałabym wiedzieć, czy ma córcię, czy synka, i jak jej biznes?! A może będzie druga część? Dalsze losy naszej wesołej ekipy? Pani Agnieszko Olejnik – prosimy.
A może by tak serial TV? Naprawdę czytając tę książkę wyobrażałam sobie, któ mógłby zagrać główne role. Ale może niekoniecznie serial TVN – bo te traktują o nieco odrealnionych ludziach, tonących w luksusach i robiących cudowne kariery zawodowe , a we „Fiołkach” spotykamy ludzi takich jak my – i to jest najsilniesza strona tej książki.
Z przyjemnością polecam!
„Cała w fiołkach” to polska odpowiedź na Bridget Jones. To książka, przy której naprawdę można się uśmiechnąć i odpocząć. To przyjemna, lekka lektura na słoneczne popołudnie na łonie natury. Mamy tu opowieść o rodzinie, przyjaźni i odkrywaniu miłości na całe życie, a wszystko to ubrane w zabawne i zgrabne opakowanie.
Spotykamy tu Agatę, fotografkę z Bydgoszczy – nieco...
2018-04-15
Opowiem Wam dziś o książce, do której podchodziłam trochę jak pies do jeża. Dlaczego? A bo moim zdaniem, nie każdy bloger musi pisać książki, a dziś o książce blogera będzie właśnie.
W połowie kwietnia swoją premierę miała książka Olgi Kuczyńskiej „Życie stewardesy”, która ukazała się nakładem – uwaga – National Geographic, a to zobowiązuje.
Od razu przyznaję, że od jakiegoś czasu Olgę i jej poczynania w internecie obserwuję i podczytuję, stąd w ogóle zainteresowanie jej książką. Czy wszystko na jej profilach społecznościowych mi się podoba – skłamałabym, gdybym powiedziała, że tak, bo jej osobiste, duchowe opowieści mnie po prostu drażnią. No trudno, jeszcze się taki nie urodził, co by mu każdy dogodził.
Uwielbiam jednak jej opowieści traktujące stricte o pracy stewardesy i o jej przygodach z podróży. Bo ja po prostu uwielbiam latać, lotniska mnie ekscytują, turbulencje wzbudzją dreszczyk emocji, a lot w kabinie pilota, gdyby to było możliwe, byłby jednym z najpiękniejszych doświadczeń w życiu.
Zatem, w ten sam dzień, gdy książka do mnie dotarła, a było to jeszcze przed oficjalną premierą (tu przepraszam za spóźnioną recenzję), ochoczo zabrałam się za lekturę. I tak, jak do książki usiadłam, tak na drugi dzień ją skończyłam, bo czyta się ją bardzo dobrze i bardzo szybko. To trochę taki pamiętnik, zapis tego, jak marzenie o byciu stewardesą się rodziło i jak zostało zrealizowane. Dobra lektura, dla tych, którzy chcieliby poznać pracę załogi pokładowej od podszewki oraz realia panujące w tanich liniach lotniczych. To lektura dla tych, którzy marzą o Dalekim Wschodzie, bo Olga mieszkała i pracowała w Omanie. To naprawdę przykład przyjemnej książki na weekend w dodatku okraszonej naprawdę dobrymi zdjęciami autorstwa Olgi. Zatem może to dobry pomysł na ciepły majówkowy wieczór?
Co uważam za nieco słabszą stronę tej książki? Tak, jak już wcześniej wspomniałam... prywatne, duchowe zwierzenia Autorki. One moim zdaniem są w tej książce zupełnie niepotrzebne, nic do niej nie wnoszą. To jest książka o życiu stewardesy, a nie Olgi, więc chciałabym, żeby przede wszystkim było tu o stronie zawodowej, a nie prywatnej. To nie jest beletrystyka, to jest National Geographic.
Dalej odniosłam wrażenie, jakby książka nie miała zakończenia, jakby nagle się urywała. Może będzie kolejny tom? Tym razem o powrocie z Omanu do Polski i pracy dla LOT-u, bo tym teraz zajmuje się Autorka.
Wreszcie od strony wydawniczej, książka z jednej strony jest wydana na kredowym papierze, ale jest w miękkiej okładce. Jakość papieru wołałaby chociaż o okładkę zintegrowaną. Albo z punktu widzenia wygody czytelnika, może lepszy byłby zwykły papier i zwykła okładka – byłoby lekko, wciąż ładnie i przyznaję bardzo przyjemnie dla oka - plus za grafikę.
Książka ma u mnie bardzo duży plus. I jak się okazuje blogerzy mogą pisać dobre książki. Czekam kolejnej części.
Recenzja opublikowana na moim blogu: londyneczkaczyta.blogspot.co.uk
Opowiem Wam dziś o książce, do której podchodziłam trochę jak pies do jeża. Dlaczego? A bo moim zdaniem, nie każdy bloger musi pisać książki, a dziś o książce blogera będzie właśnie.
W połowie kwietnia swoją premierę miała książka Olgi Kuczyńskiej „Życie stewardesy”, która ukazała się nakładem – uwaga – National Geographic, a to zobowiązuje.
Od razu przyznaję, że od...
2018-03-25
Dzisiaj premiera „Mediatorki” Ewy Zdunek. A cóż to za książka? Otóż ciekawa pod jednym względem – to świetne studium przypadków narodu polskiego i tego, jak „pięknie” nieelegancko rozwiązujemy nasze problemy. Cudnie się czytało o Polakach szarpiących się o dzieci, spadki, władzę, czy dorobek życia. Aż szkoda, że Autorka książki nie poprzestała na zbiorze anegdot z życia mediatora sądowego, bo takowy moim zdaniem czytałoby się wyśmienicie. A tak w książce znajdujemy zestaw anegdot, a raczej najdziwniejszych przypadków z życia mediatorów sądowych, które to w nieprawdopodobny wręcz sposób wszystkie stały się udziałem głównej bohaterki. Aż dziw, że udało się jej podźwignąć tak trudne sprawy samej borykając się z problemami psychicznymi.
I właśnie, moim skromnym zdaniem, wątek głównej bohaterki bardziej tu przeszkadzał niż pomagał - był tak nieprawdopodobny. Jakoś ciężko mi sobie wyobrazić, żeby ktoś tak słaby psychicznie, jak nasza bohaterka mógł pracować jako mediator sądowy.
Czy książkę polecam? Na pewno można ją przeczytać w czasie podróży pociągiem, czy w czasie wieczoru pod kocykiem, gdy chcemy się zrelaksować. Nie znajdziemy tu porywającej, pochłaniającej bez reszty historii. Rozerwiemy się, uśmiechniemy się, zobaczymy rodaków w nieco krzywym zwierciadle. Czy w główną historię książki uwierzymy? Pewnie nie... Tym bardziej, że książka nie ma zakończenia. Niby ów brak ma zachęcać i zapowiadać następny tom, ale czy chcę na niego czekać? Znacznie bardziej wolałabym publicystyczny zestaw opowieści z życia mediatora.
Wydawnictwu gratuluję bardzo przyjemnej akcji promującej książkę przedpremierowo oraz naprawdę zachęcającej, wiosennej okładki.
Dzisiaj premiera „Mediatorki” Ewy Zdunek. A cóż to za książka? Otóż ciekawa pod jednym względem – to świetne studium przypadków narodu polskiego i tego, jak „pięknie” nieelegancko rozwiązujemy nasze problemy. Cudnie się czytało o Polakach szarpiących się o dzieci, spadki, władzę, czy dorobek życia. Aż szkoda, że Autorka książki nie poprzestała na zbiorze anegdot z życia...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-03-20
Recenzja Nielegalnego będzie krótka. To świetna, acz bardzo smutna lektura. Wiem, że owo stwierdzenie wywołać może burzę, bo jak można tak mówić o książce naprawdę zabawnego i inteligentnego komika, jakim jest Trevor Noah. O książce, która pełna jest zabawnych anegdot i wszem i wobec opisywana jest jako książka wywołująca salwy śmiechu. Bo to wszystko prawda. Jednak to, co zdominowało moją percepcję tej książki, to ignorancja wobec historii najnowszej. Bo co my, zwykli szarzy obywatele Europy, mimo że dobrze wykształceni i niby światli wiemy o Apartheidzie?! Czego na ten temat nauczono nas w szkołach? Otóż niczego! Znamy pojęcie, wiemy o Mandeli i wiemy, że nas to nie dotyczy. A na południu Afryki, w czasach nam współczesnych działy się rzeczy nie mieszczące się nam w głowach. Czytając historię Trevora musiałam sobie non stop przypominać, że hej, ale ten facet jest młodszy ode mnie, że to nie jest historia o końcu czasów niewolnictwa u USA, to rzecz o świecie współczesnym, o tu i teraz!
To czego ten chłopak doświadczył, mogłoby go złamać, mógł się stoczyć, skończyć w kryminale. On jednak z cudownym poczuciem humoru odmienił swoje życie. Dziś robi karierę i bawi miliony. Może właśnie ten bagaż doświadczeń pozwola mu na tak zdystansowany i inteligentny dowcip na scenie i tak lekkie pióro w czasie pisania książki. Chłopak przystępnie mówi o sprawach poważnych, okrutnych i ciężkich. Mamy tu mimo wszystko zabawną opowieść o okrucieństwie Apartheidu.
Przyznam szczerze, że z natury nie lubię „standupowców”, a Trevora i lubię i szanuję. Stając po stronie szeroko dostępnych recenzji, muszę przyznać również, że książka przepełniona jest zabawnymi anegdotami i można z nich się naprawdę uśmiać. Jednak całościowo ujęta książka zmusza do znacznie głębszej refleksji i za to tę pozycję bardzo cenię i bardzo ją polecam. Bo Nielegalny to książka, którą trzeba przeczytać, przemyśleć i zrozumieć!
Recenzja Nielegalnego będzie krótka. To świetna, acz bardzo smutna lektura. Wiem, że owo stwierdzenie wywołać może burzę, bo jak można tak mówić o książce naprawdę zabawnego i inteligentnego komika, jakim jest Trevor Noah. O książce, która pełna jest zabawnych anegdot i wszem i wobec opisywana jest jako książka wywołująca salwy śmiechu. Bo to wszystko prawda. Jednak to, co...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-03-16
Zakończywszy lekturę „A gdyby tak” powiem krótko - człowiekowi, który pisze opisy na tył okładki, należy się solidna premia, bo ma talent! Tak mnie omatał, tak mnie omamił! Czekałam kawałka porządnej literatury kobiecej z dojrzałymi bohaterami z bagażem doświadczeń, których to po latach dogania ich własna przeszłość. A co dostałam? Wakacyjne, tudzież pociągowe czytadełko, przy lekturze którego aż trudno uwierzyć, że główna bohaterka i jej przyjaciółki są po czterdziestce... Wiem, to pewnie mój problem! Może jestem wewnętrznie stara, ale ileż to razy podczas lektury przewracałam z niedowierzaniem oczami śledząc tok myślenia i zachowania bohaterki.
Z drugiej strony, to absolutnie nie jest tak, że ja tę książkę totalnie skreślam. Ona mnie po prostu zawiodła, bo czego innego oczekiwałam. Jestem zaś więcej niż przekonana, że znajdzie sporo odbiorców, a nawet wielbicielek. Jest boski mężczyzna z bujną przeszłością, śliczna eteryczna dziewczyna z ranami z przeszłości, jej przyjaciółki rodem z amerykańskiego serialu i nawet sporo harlequinowego sexu. Gdybym złapała tę książkę będąc na wakacjach pod palmami, to pewnie bym się zdrowo ubawiła, a tak jednak do mnie nie trafiła. Nie ten czas, nie to miejsce.
Jest w tej książce coś jeszcze, czego zupełnie nie rozumiem. Jakby smutna nowelka wklejona na koniec książki o patologicznej przeszłości jednej z przyjaciólek i okrutnym akcie przemocy, którego nieszczęśliwie doświadcza i nadzwyczaj lekko się zeń otrząsa. Jaki ów wątek ma wpływ na historię głównych bohater i po co w książce się znalazł, nie wiem do teraz?!
Plus za okładkę. Optymistyczna, wiosenna. Wiadomo, że będzie dziewczyńsko. I raz jeszcze brawa dla streszczacza! Masz człowiecze talent! Mistrz marketingu :)
Czy książkę polecam? Jak chcesz się lekko pobawić lub właśnie jedziesz na wakacje i potrzebujesz się „odmóżdżyć”- czytaj śmiało!
A ja, przyznam - jestem ciekawa poprzednich książek Autorki, tym bardziej, że są podobno zupełnie różne od omawianej :)
Zakończywszy lekturę „A gdyby tak” powiem krótko - człowiekowi, który pisze opisy na tył okładki, należy się solidna premia, bo ma talent! Tak mnie omatał, tak mnie omamił! Czekałam kawałka porządnej literatury kobiecej z dojrzałymi bohaterami z bagażem doświadczeń, których to po latach dogania ich własna przeszłość. A co dostałam? Wakacyjne, tudzież pociągowe czytadełko,...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-03-10
Dawno żadna książka nie obudziła we mnie tylu emocji! Od radości do smutku, nadziei i bólu, po cudnie ukazaną niepodważalną konieczność wiary w marzenia.
„Napisz do mnie” to naprawdę udany debiut literacki duetu Lidii Liszewskiej i Roberta Kornackiego. To napisana wartkim językiem, powieść o dwojgu już dojrzałych ludzi, których drogi życia splatają się przez nieco przypadkiem napisany i zagubiony, a następnie odnaleziony list. I tak dwoje nieznajomych zaczyna ze sobą z pełną fascynacją korespondować. Gdzieś pod skórą oboje przeczuwają, że gdy pewnego dnia się spotkają, będzie to coś ważnego i być może na całe życie. Kto zna to uczucie? Kto z Was drodzy moi czuł ten dreszcz na plecach i radość odkrywania nowo poznanej osoby tylko przez słowo pisane – ja z uśmiechem na ustach, a czasem i łezką wzruszenia podczytywałam listy bohaterów wspominając początki historii z własnego życia. Bo chyba właśnie te historie, w których możemy dostrzec samych siebie jak w zwierciadle, najbardziej zapadają nam w duszę. Czasem nas utulą, czasem nas zadrasną, ale nigdy nie pozostaniemy wobec nich obojętni.
I właśnie wobec tej książki mam takie przeczucie, że jest to powieść, w której każdy, kto już pewien bagaż doświadczeń ma, znajdzie fragment siebie. I jeśli tylko szuka lektury, która go wzruszy nie w sposób naiwnie romantyczny, tylko właśnie prawdziwy, życiowy, to po tę książkę powinien sięgnąć.
Mam świadomość, że moja opowieść o tej książce może się zdawać nieco chaotyczna i emocjonalna. To pewnie i racja! Właśnie ją odłożyłam i w tajemnicy Wam się przyznam, że ostatnie strony przepłakałam. To się żadko zdarza, bo ja jestem bardzo krytycznym czytelnikiem! Więc tak skrajne emocje trzeba próbować szybko przelewać na papier, co niniejszym czynię.
Słowo zachęty do lektury tej książki napisał Janusz Leon Wiśniewski:
Poruszająca, współczesna opowieść o poszukiwaniu prawdziwej miłości. I o tym, że nasze losy to często wynik przypadku. Znakomita lektura.
I to wszystko prawda. I mam jakieś nieodparte wrażenie, że wybór osoby pisarza nie był przypadkowy – przecież to on debiutował powieścią o miłości korespondencyjnej. I pomimo mojej ogromnej sympatii do JLW - bardziej do jego osoby, niż literatury, którą mimo wszystko podczytuję – powiem Wam, że „Napisz do mnie”w moim mniemaniu wygrywa ów pojedynek o głowę.
Gooorąco polecam!
Dawno żadna książka nie obudziła we mnie tylu emocji! Od radości do smutku, nadziei i bólu, po cudnie ukazaną niepodważalną konieczność wiary w marzenia.
„Napisz do mnie” to naprawdę udany debiut literacki duetu Lidii Liszewskiej i Roberta Kornackiego. To napisana wartkim językiem, powieść o dwojgu już dojrzałych ludzi, których drogi życia splatają się przez nieco...
2017-11-10
Recenzję tej książki mogłabym zakończyć po pierwszym zdaniu – co ja się naśmiałam! Bo tak właśnie było! Codziennie rano przez jakieś 3 dni, od 7:00 do 8:00 rano, w pociągu linii Picadilly Line, ludzie patrzyli na mnie trochę jak na wariatkę, która bladym świtem cieszy się jak głupek do książki. Ale kiedy ja się nie mogłam ogarnąć. Przygoda z tą książką to było trochę, jak przeglądanie się w krzywym zwierciadle, bo myśle, że każdy trzydziestokilkulatek, który nie bierze życia zbyt serio znajdzie w tej książce kawałek siebie!
A mowa o „Krystyno, nie denerwuj matki” Michaliny Grzesiak z wiele mówiącym podtytułem – Jaki kraj takie Hygge... Czy trzeba Wam czegoś więcej żeby sięgnąć po tę książkę?! Na okładce modelowa rodzina 2 + 2 nad polskim morzem (tylko parawanu brak), w tle kopulujące pieski, wewnątrz cudne ilustracje, zakładka z wydalającym pieskiem i dowcip rodem z Janina Daily. Czy ktoś się orientuje, czy obie Panie się znają, tzn. Janina Bąk i Michalina Grzesiak – w moim odczuciu duchowe bliźniczki!
Ale do rzeczy. „Krystyno...” to niby zwyczajna opowieść o powszednim życiu wspólnie dojrzewającej pary. On i ona znają się od dziecka, w czasach studenckich gdzieś ich drogi się rozchodzą, by znów w dorosłym życiu miały się połączyć. Pachnie romansem? Nic bardziej mylnego! Oni strzelają sobie bobasa – na początek Krystynę. Żyją na walizkach, z kredytami, w wynajętych mieszkaniach, w różnych krańcach Polsk,i z budżetem dziennym 7 zł na rodzinę. Szarość życia codziennego. I ta codzienność mogłaby ich złamać. Mogliby się rozstać milion razy – bo milion razy się wkurzają, kłócą, zawodzą, ale oni trwają, bo się zwyczajnie kochają. I kochają się wcale nie romantycznie, tylko tak normalnie, życiowo – wśród bluzgów, brudnych pieluch i zapchanych toalet.
Bo kto nigdy nie pierdział przy swoim partnerze, ten nie był w prawdziwym związku ;) Karolina Coelho
I to nie fabuła najbardziej porywa w tej książce, bo wręcz identyczne historie każdy z nas może znaleźć w swoim domu, a język! Poczucia humoru i dystansu – tego uczmy się Kochani od Michaliny Grzesiak, a będzie nam się żyło jakby trochę lżej. Serdecznie polecam! Lektura obowiązkowa!!!
londyneczkaczyta.blogspot.co.uk
Recenzję tej książki mogłabym zakończyć po pierwszym zdaniu – co ja się naśmiałam! Bo tak właśnie było! Codziennie rano przez jakieś 3 dni, od 7:00 do 8:00 rano, w pociągu linii Picadilly Line, ludzie patrzyli na mnie trochę jak na wariatkę, która bladym świtem cieszy się jak głupek do książki. Ale kiedy ja się nie mogłam ogarnąć. Przygoda z tą książką to było trochę, jak...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-11-02
londyneczkaczyta.blogsot.co.uk
Zupełnie na początku miesiąca, (zatem książka powinna zostać zaliczona do październikowych raczej, niż listopadowych) skończyłam czytać debiutancką książkę Maxa Czornyja „Grzech”.
Jako że niedawno byłam w Polsce, w czasie jednego z obowiązkowych spacerów po księgarni, wpadła mi w oko naprawdę ciekawa okładka - czarna, matowa, tytuł uszlachetniony w kolorze biało-czerwonym – no rzuca się w oczy i wygląda zacnie. Nazwisko autora nie powiedziało mi nic. Jak się okazało to debiut, więc nic dziwnego, choć przyznać trzeba, że wydawnictwo zadbało o intrygujące foto pisarza – przystojny chłopina! Tytuł Grzech, pod nim cytat z Biblii, z tyłu zapowiedź kryminału z podtekstem religijnym... obudziła się we mnie dusza już wprawdzie chyba emerytowanego teologa. Ciekawość wzięła górę i książka powędrowała do koszyczka.
Kiedy zabrałam się za czytanie, przyznam na początku zapowidało się nieźle. Wprawdzie był deszczowy wieczór, ja byłam sama w domu, w mieszkaniu zapalona była tylko lampka nocna, a nastrój książki powodował, że każde skrzypnięcie przyprawiało mnie o szybsze bicie serca. Poznajemy pisarza, którego żona została porwana w tajemniczych okolicznościach. Rozpoczyna się śledztwo. Jest bystry komisarz i jakaś taka „niepolska” jednostka policji. Okazuje się, że porwana nie jest pierwszą zaginioną, a że komisarz ma dorosłą, atrakcyjną córkę, której wątek wciąż przwija się w książce, nie trzeba być Sherlockiem, żeby się domyślić, kto będzie ostatnią ofiarą przestępcy. I nie, nie jest to spoiler – tylko drobna uszczypliwość względem autora ;).
Giną kolejne kobiety. Policja odnajduje kolejne zmasakrowane ciała. Brakuje klucza do rozwiązania zagadki. Poszlaki wskazują na podłoże satanistyczne – i ten satanizm właśnie jest bardzo powierzchownie ujęty, taka typowa popkultura. Jakby zabrakło porządnego researchu. I w tym wszystkim zastanawia ten cytat biblijny na okładce i zapowiedź kryminału o podłożu religijnym – jakoś tego akurat w tej książce nie znalazłam. Spodziewałam się, że to może będzie opowieść o jakimś zdewociałym mordercy, który w imię Boże morduje kobiety nieżądne, czy coś... A satanizm bez podstaw, tak trochę jakby dla zabawy, muszę przyznać, nawet mnie zawiódł.
Wreszcie, muszę powiedzieć o jeszcze jednej kwestii. Odniosłam wrażenie, że autor w czasie pisania powieści zmienił jej koncepcję, ale zamiast zacząć pisanie od nowa, trochę jakby na siłę pousuwał głównych bohaterów – jak dokładnie, przekonajcie się sami podczas lektury. Bo może nieco przekornie, ale do lektury tej książki Was zachęcam – chociażby po to, aby się zgodzić lub nie z moimi uwagami ;).
Na koniec powiem Wam, że zupełnie przypadkiem miałam okazję zamienić słów kilka z Panem Maxem na Instagramie, gdzie uczestniczyłam w dyskusji na temat Jego książki pod postem ruderecenzuje – był zasmucony faktem, że niezbyt mi się Jego książka podobała i wyraził nadzieję, że kolejna będzie już bardziej w moim guście. Czy się na nią skuszę? Zapewne tak. Teraz powiem szczerze, nawet czuję się zobowiązana;) Trzymam kciuki za Pana Maxa i wydawnictwo Filia, a by dalej wydawało tak przyjemne dla oka i dłoni książki.
londyneczkaczyta.blogspot.co.uk
londyneczkaczyta.blogsot.co.uk
Zupełnie na początku miesiąca, (zatem książka powinna zostać zaliczona do październikowych raczej, niż listopadowych) skończyłam czytać debiutancką książkę Maxa Czornyja „Grzech”.
Jako że niedawno byłam w Polsce, w czasie jednego z obowiązkowych spacerów po księgarni, wpadła mi w oko naprawdę ciekawa okładka - czarna, matowa, tytuł...
2017-10-23
To będzie bardzo krótka recenzja. Mogłabym napisać jedno zdanie: O mój Boże... I na tym zakończyć. Dawno lekturą żadnej książki tak bardzo się nie umęczyłam, jak tym razem.
Za sprawą portalu czytampierwszy.pl w moje ręce wpadło wydanie finalne „Śladów” Jakuba Małeckiego. Opis książki nieco tajemniczy, zapowiadał nastrój realizmu magicznego. Sam autor również zbierał dotychczas pozytywne recenzje. Chyba nie widziałam złej opinii na temat jego „Dygotu”, książki dzięki której przedarł się do szerokiej świadomości czytelniczej w Polsce. I tak pozytywnie i optymistycznie nastawiona na kawałek dobrej literatury zabrałam się za „Ślady”. I miało być tak pięknie... Przeczytałam 10 stron i zasnęłam. Wróciłam do początku i czytałam dalej ale wciąż jakby było o niczym, znowu zasnęłam. Do czytania rano w metrze ta książka z pewnością się nie nadawała. Ale dałam jej jeszcze szansę. I nic! Wielkie nic! To najbardziej depresyjna i denerwująca książka o niczym! Jest to zbiór opowiadań bez głębi. Niby losy bohaterów mają się ze sobą przeplatać, ale koniec końców wygląda to tak, jakby wszyscy dziwacy i popaprańcy tego świata byli ze sobą spokrewnieni. Mamy tu grono niezdiagnozowanych autystyków z dziwnym pędem ku śmierci. Tak naprawdę każdy rozdział (i tu przepraszam za spoiler) śmiercią się kończy! Serio?! No ileż można czytać o śmierci? Czy autor pisząc tę książkę był pogrążony w głębokiej depresji? Bo czytając, normalnie miałam ochotę mu pomóc... Także Panie Jakubie, jakby co, służę pomocą!
Podsumowując, jeśli jest Ci za wesoło w życiu, masz ochotę się zdołować, doznać takiego uczucia jakby ci ktoś dłubał palcem w ranie, to śmiało bierz się za tę książkę! Mnie ta książka skutecznie zniechęciła do innych „dzieł” tego samego autora, już nie chcę czytać ani „Rdzy”, ani wspomnianego wcześniej „Dygotu”, chyba że umiecie wpłynąć na moją decyzję??? Czekam.
To będzie bardzo krótka recenzja. Mogłabym napisać jedno zdanie: O mój Boże... I na tym zakończyć. Dawno lekturą żadnej książki tak bardzo się nie umęczyłam, jak tym razem.
Za sprawą portalu czytampierwszy.pl w moje ręce wpadło wydanie finalne „Śladów” Jakuba Małeckiego. Opis książki nieco tajemniczy, zapowiadał nastrój realizmu magicznego. Sam autor również zbierał...
2017-10-17
Książka, o której zamierzam napisać dziś kilka słów to pozycja, którą owszem czyta się łatwo, ale w odbiorze łatwa na pewno nie jest. Jest to książka, po której przeczytaniu chciałam nabrać odrobinę dystansu. Najpierw chciałam zebrać myśli, żeby móc ją w miarę obiektywnie zrecenzować. Jednak wciąż wątpię, czy uda mi się jako taki obiektywizm zachować... A mowa będzie o zbiorze anonimowych, krótkich rozmów z polskimi lekarzami zebranych przez Pawła Reszkę w książce pt. „Mali bogowie”.
Zbiór jest o tyle ciekawy, że autor dotarł do lekarzy z dużych miast i małych miasteczek, do tych pracujących w wielkich wyspecjalizowanych klinikach, jak i maleńkich ośrodkach zdrowia. Rozmawiał z profesorami, rezydentami, stażystami, studentami medycyny, lekarzami z tak zwanego „powołania” i typowami „prywaciarzami”. Wreszcie autor sam zatrudnił się w szpitalu jako salowy, by poznać system od środka. I tak, całość składa się na gorzki portret polskiego systemu ochrony zdrowia. Chociaż zasadność użycia słowa –ochrona- zdaje się być nieco wątpliwa, jeżeli pod uwagę weźmiemy, jak ów system w Polsce jest skonstruowany...
Lekarze obiektywnie zarabiają mało. Podstawowa pensja to 2200zł... Brać odpowiedzialność za cudze życie za takie pieniądze?! Szaleństwo! Owszem, lekarze mają szansę zwiększyć swój przychód. Biorą dyżur za dyżurem, przyjmują w prywatnych gabinetach, klinikach, przychodniach i gdzie nie tylko. Na ich pracę jest zapotrzebowanie. Czy to dziwne, że chcą zarabiać? Nie! Wykonują naprawdę ciężki i odpowiedzialny zawód i za ich pracę należą im się pieniądze. W całym systemie chore jest tylko to, że niestety w Polsce nie ma ograniczeń czasu pracy lekarzy, bo w szpitalu nie pracuje lekarz, tylko jego firma, a ta może dyżurować 24h na dobę, 7 dni w tygodniu... Tylko, że za tym stoi przemęczony człowiek. Lekarze nie mówią, że jest im źle, że zarabiają mało! Nie! Oni tylko przyznają, że ponoszą za wysoką cenę, pracując stanowczo za dużo... Oni zwyczajnie, po ludzku, chcieliby pracować mniej, a może dzięki temu lepiej - ze świeższą głową i szczęśliwszym sercem. Lekarz też człowiek i czas z rodziną by chciał spędzać, prawda?
Ta refleksja najbardziej mną „zatrzęsła” w czasie lektury. Lekarzy z natury szanuję i doceniam. Chociaż przyznam, że w książce antyprzykładów również nie brakuje. Sporo tu znajdziemy „prywaciarzy”, lekarzy, którzy więcej wspólnego mają wspólnego z biznesem, niż dobrem pacjenta... tacy Rydzykowie polskiej medycyny – o tych warto poczytać o przestrodze.
Dalej, warto poczytać wyznania lekarza rodzinnego - który w osiedlowej przychodni, uwięziony niczym w klatce, boi się wyjść ze swojego gabinetu chociażby do toalety albo zjeść kanapkę - jest zmuszony wysłuchiwać rządań wszechwiedzących pacjentów... Pewnie wielu znas, pacjentów mogłoby się uderzyć w pierś i zastanowić, czy chociaż raz, idiotycznie roszczeniowo się nie zachowało, prawda?...
Książka porusza jeszcze wiele interesujących wątków. To taki swoisty Polaków portret własny, tym razem w medycznej odsłonie. Jeśli tylko nie boisz się krytycznie spojrzeć na otoczenie, to koniecznie tę książkę przeczytaj! Jednak ostrzegam. Może zaboleć.
londyneczkaczyta.blogspot.co.uk
Książka, o której zamierzam napisać dziś kilka słów to pozycja, którą owszem czyta się łatwo, ale w odbiorze łatwa na pewno nie jest. Jest to książka, po której przeczytaniu chciałam nabrać odrobinę dystansu. Najpierw chciałam zebrać myśli, żeby móc ją w miarę obiektywnie zrecenzować. Jednak wciąż wątpię, czy uda mi się jako taki obiektywizm zachować... A mowa będzie o...
więcej mniej Pokaż mimo to
Szanowni Państwo, takiej Magdaleny Witkiewicz jeszcze nie znacie! Autorka sięgnęła po nowy gatunek i mistrzowsko wypłynęła na głębokie wody!
Czytając najnowszą powieść Magdaleny nie mogłam oderwać się od lektury. Autorka, niczym jej bohaterka Salome, prowadzi nas w zaskakujące rewiry i czyni wyobrażalnym, co dotychczas nie mieściło nam się w głowie. W tej powieści widać olbrzymią pasję Autorki, jej szeroką wiedzę i doświadczenie. Z wielką łatwością porusza się w temacie nowych technologii, analiz i manipulacji. Pokazuje czytelnikom, jak nieświadomi jesteśmy życia w Orwellowskiej rzeczywistości, gdzie każdy nasz krok z łatwością można kontrolować i sterować naszymi decyzjami, gdzie codzienność można podglądać przez tytułowy WIZJER. Magdalena sprawia, że włos jeży nam się na głowie, a każdy mail od nieznanego nadawcy wydaje nam się podejrzany. Autorka mistrzowsko zwodzi czytelnika i do ostatniej strony nie pozwala nam przewidzieć zakończenia powieści.
Czy Magdalena Witkiewicz, dotychczas znana, jako mistrzyni szczęśliwych zakończeń i tym razem doprowadzi do happy endu? Autorka żartuje, że w jej powieściach wszystkie trupy idą do nieba. Zatem, czy i tym razem? Polecam lekturę! A tymczasem trwam w nadziei na więcej…
Szanowni Państwo, takiej Magdaleny Witkiewicz jeszcze nie znacie! Autorka sięgnęła po nowy gatunek i mistrzowsko wypłynęła na głębokie wody!
więcej Pokaż mimo toCzytając najnowszą powieść Magdaleny nie mogłam oderwać się od lektury. Autorka, niczym jej bohaterka Salome, prowadzi nas w zaskakujące rewiry i czyni wyobrażalnym, co dotychczas nie mieściło nam się w głowie. W tej powieści widać...