Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Słodko-gorzka baśń o wielkim świecie popkultury początku lat 90. Kompozycyjnie za dużo Nirvany, nawet jeśli to zespół kultowy i ważny dla tego okresu. Z kolei za walor należy uznać płynny sposób prowadzenia narracji, dzięki czemu odbiorca przepada jak w treści dobranocki. Dodatkowo, mam wrażenie, że Anna Gacek powinna napisać książkę o historii mody. Tych fragmentów słuchało się najlepiej, być może dlatego, że są jedynym, a potrzebnym, oddechem od gawędziarstwa o rocku i grunge'u.

Słodko-gorzka baśń o wielkim świecie popkultury początku lat 90. Kompozycyjnie za dużo Nirvany, nawet jeśli to zespół kultowy i ważny dla tego okresu. Z kolei za walor należy uznać płynny sposób prowadzenia narracji, dzięki czemu odbiorca przepada jak w treści dobranocki. Dodatkowo, mam wrażenie, że Anna Gacek powinna napisać książkę o historii mody. Tych fragmentów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To jest książka o ojcu, matce i zmarłej siostrze. O ile walor stanowi uprawiany obiektywizm literacki, o tyle sam zbiór nie wzbudził we mnie głębszych emocji. Może być więc tak, że Ernaux ze mną nie rezonuje.

Tym bardziej, że zbliżenie z autorką następuje dopiero w ostatniej partii – w liście do siostry, która przeżyła narodziny i śmierć, zanim autorce przyszło mierzyć się ze światem. Ernaux bez zbędnych łez i biadolenia wprowadza siebie i siostrę w analizę porównawczą. Czytelnik lawiruje więc między życiem/nieżyciem, utrapieniem/uśmiechem oraz wspomnieniem/reakcją.

Pozostałe teksty (ten o ojcu, ten o matce) są nadal tekstami napisanymi sprawnie, z chwytami na "przepracowaną głowę i niedotyczące mnie problemy". Tyle że utwory nie zostają w pamięci. Może z wyjątkiem szpitalnych scen z matką w tle. W dodatku synteza niekiedy wymyka się spod kontroli. W efekcie czytelnik otrzymuje zbędne peryferie wspomnieniowe zamiast centralnego odniesienia do problemu.

Czekam na zbiór "Ciała"

To jest książka o ojcu, matce i zmarłej siostrze. O ile walor stanowi uprawiany obiektywizm literacki, o tyle sam zbiór nie wzbudził we mnie głębszych emocji. Może być więc tak, że Ernaux ze mną nie rezonuje.

Tym bardziej, że zbliżenie z autorką następuje dopiero w ostatniej partii – w liście do siostry, która przeżyła narodziny i śmierć, zanim autorce przyszło mierzyć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Paradoksalnie – opisy zabiegów chirurgicznych były najciekawsze! Sama figura trójkąta miłosnego niezbyt porywająca, konwencja detektywistyczna działała jedynie momentami. Największym problemem jest jednak główny bohater – Widmar. Egocentryk, skupiony na sobie, babraniu się w swoich reminiscencjach (typowe dla reprezentacji prozy psychologicznej lat 30.). Na plus podkreślony indyferentyzm moralny (scena serii zabiegów i czekającego Widmara – bardzo dobra). No cóż, Choromański nie wytrzymuje tempa w tej wiwisekcji umysłu zazdrośnika. Czytelnik też przestaje wytrzymywać, bo ile można czytać o tym samym. Pozostaje współczuć Goldowi – chłop miał przerąbane xd

Paradoksalnie – opisy zabiegów chirurgicznych były najciekawsze! Sama figura trójkąta miłosnego niezbyt porywająca, konwencja detektywistyczna działała jedynie momentami. Największym problemem jest jednak główny bohater – Widmar. Egocentryk, skupiony na sobie, babraniu się w swoich reminiscencjach (typowe dla reprezentacji prozy psychologicznej lat 30.). Na plus podkreślony...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dużo tu polityki. Po czasie za dużo. O ile pierwsza część z pazurkiem (bieganina Pierre'a oraz nieuchwytna Jeanette), o tyle dalej pazurki się tępią w starciu z hasłami bolszewizmu, rewolucji czy socjalizmu. Jak coś to Jasieński był pierwszy, ale to Camus jest tym od dżumy :(

Dużo tu polityki. Po czasie za dużo. O ile pierwsza część z pazurkiem (bieganina Pierre'a oraz nieuchwytna Jeanette), o tyle dalej pazurki się tępią w starciu z hasłami bolszewizmu, rewolucji czy socjalizmu. Jak coś to Jasieński był pierwszy, ale to Camus jest tym od dżumy :(

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jak żyć po przeczytaniu tak doskonałej powieści? Chyba można tylko milczeć i myśleć. Znalazłem w niej wiarę, przestawiłem akcenty w widzeniu społeczeństwa. W skrócie – Witkacy mnie powalił, potłukł mój mindset, a potem wlał w niego tsunami świeżości. Tę książkę trzeba przeczytać. O niej się nie zapomina, choć w ogóle chciałoby się, żeby się nie kończyła – ten orgiastyczny dance na pograniczu cielesności i transcendencji, a do tego wszechwładne KOKO z bezsilną niedźwiedzicą. Najlepsza powieść, jaką czytałem w życiu. Polecam, xoxo!

Jak żyć po przeczytaniu tak doskonałej powieści? Chyba można tylko milczeć i myśleć. Znalazłem w niej wiarę, przestawiłem akcenty w widzeniu społeczeństwa. W skrócie – Witkacy mnie powalił, potłukł mój mindset, a potem wlał w niego tsunami świeżości. Tę książkę trzeba przeczytać. O niej się nie zapomina, choć w ogóle chciałoby się, żeby się nie kończyła – ten orgiastyczny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sam nie wiem – współczuć Róży czy gromić ją? Kuncewiczowa przedstawia nam bohaterkę niełatwą, szargającą nerwami otoczenia oraz czytelnika. Autorka wpuszcza nas do świata kobiety skrzywdzonej i krzywdzącej. Miksowana jest tu psychika bohaterki i narratora wiedzącego o niej więcej niż ona sama. Mimo piętrzonych nadziei, zawodzi finał. W stosunku do całej historii ma on w sobie za dużo z tkliwości, a za mało z wiarygodności.

Sam nie wiem – współczuć Róży czy gromić ją? Kuncewiczowa przedstawia nam bohaterkę niełatwą, szargającą nerwami otoczenia oraz czytelnika. Autorka wpuszcza nas do świata kobiety skrzywdzonej i krzywdzącej. Miksowana jest tu psychika bohaterki i narratora wiedzącego o niej więcej niż ona sama. Mimo piętrzonych nadziei, zawodzi finał. W stosunku do całej historii ma on w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Antygona z Nowego Jorku. Tym razem w łachmanach, w bliżej nieokreślonym obłędzie, ale nadal Antygona, w której tli się resztka człowieczeństwa. Lektura sprawna. Czytelnik odbija się o absurd, pada na absurd, a na finał... absurd. Troje bohaterów (Antygona, Sasza i Pchełka) trwają, bo mają swoje własne iluzje. Co więcej, ta nowojorska noc do innych jest niepodobna – soczewka wyostrza się na bezdomność (homlesy zyskują biografie). Problem wiekowy, choć wciąż aktualny, mimo zachwytów nad rozwojem świata. A, coś jeszcze, dobra gra z antycznym decorum, bo tym razem wulgarność staje się kategorią estetyczną . Nie mam jednak poczucia, że w głowie zahuczy mi jeszcze od tej lektury. To tyle, hihi.

Antygona z Nowego Jorku. Tym razem w łachmanach, w bliżej nieokreślonym obłędzie, ale nadal Antygona, w której tli się resztka człowieczeństwa. Lektura sprawna. Czytelnik odbija się o absurd, pada na absurd, a na finał... absurd. Troje bohaterów (Antygona, Sasza i Pchełka) trwają, bo mają swoje własne iluzje. Co więcej, ta nowojorska noc do innych jest niepodobna – soczewka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sama książka nie wywołuje większych emocji. Intrygi grubymi nićmi szyte, choć dobrze, oj bardzo dobrze było poznać taki Gdańsk i Gdynię.

Sama książka nie wywołuje większych emocji. Intrygi grubymi nićmi szyte, choć dobrze, oj bardzo dobrze było poznać taki Gdańsk i Gdynię.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Piękna opowieść, która pożądanie owija w sutannę. Historia, która cielesność wzmaga klasztornymi murami. Dla mnie mistrzowsko poprowadzona metafora. Iwaszkiewicz żongluje motywem opętania, a my tłumaczymy sobie istnienie zła - tak jak robimy to na co dzień. Myślę o niej, i o tym, aby szeptać: „Uczyń mnie świętą".

Piękna opowieść, która pożądanie owija w sutannę. Historia, która cielesność wzmaga klasztornymi murami. Dla mnie mistrzowsko poprowadzona metafora. Iwaszkiewicz żongluje motywem opętania, a my tłumaczymy sobie istnienie zła - tak jak robimy to na co dzień. Myślę o niej, i o tym, aby szeptać: „Uczyń mnie świętą".

Pokaż mimo to


Na półkach:

Proste to. Ładne to. W wielu momentach organiczne to. Ale czy zostające na dłużej? We mnie nie.

Proste to. Ładne to. W wielu momentach organiczne to. Ale czy zostające na dłużej? We mnie nie.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytało się bardzo dobrze. Polecam każdemu, kto złakniony motywu zagłady wiedzionej przez jednostkę. Poza tym, historia według Andrzejewskiego to historia "źle widziana" - sprytniejsza i soczystsza niż opowieść, którą pozornie wiemy, jak czytać.

Czytało się bardzo dobrze. Polecam każdemu, kto złakniony motywu zagłady wiedzionej przez jednostkę. Poza tym, historia według Andrzejewskiego to historia "źle widziana" - sprytniejsza i soczystsza niż opowieść, którą pozornie wiemy, jak czytać.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Poruszająca historia odmienności i miłości w świecie, który nie myśli o akceptacji. Czytelnik wie, że tytułowy Vivek umrze. Nie wie jednak w jaki sposób. Na drodze do poznania prawdy Akwaeke niekiedy nie wytrzymuje narzuconego sobie tempa. Nie znajduje odpowiednich słów wyrażających ból i kruchość w dialogach. Autorka upycha motywy, przez co prymarne tematy słabną w odbiorze. Co innego monologi - to jej specjalność. To one malowały mi Nigerię, to one opowiedziały tę historię obrazami. To one zostaną, i nie opuszczą.

Poruszająca historia odmienności i miłości w świecie, który nie myśli o akceptacji. Czytelnik wie, że tytułowy Vivek umrze. Nie wie jednak w jaki sposób. Na drodze do poznania prawdy Akwaeke niekiedy nie wytrzymuje narzuconego sobie tempa. Nie znajduje odpowiednich słów wyrażających ból i kruchość w dialogach. Autorka upycha motywy, przez co prymarne tematy słabną w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo mizerne wiersze. Jeśli już są jakieś metafory, to oscylują pomiędzy tandetnymi a zbyt płaskimi. Atwood nie umie pisać poezji. Słowa nie przeszywają, a porównania nie poruszają. Pojawiło się kilka utworów rodem ze sloganów, billboardów - aktualnych, nie powiem, ale nadal to za mało, aby czekać na wiersze, które i tak przyszły późno...

Bardzo mizerne wiersze. Jeśli już są jakieś metafory, to oscylują pomiędzy tandetnymi a zbyt płaskimi. Atwood nie umie pisać poezji. Słowa nie przeszywają, a porównania nie poruszają. Pojawiło się kilka utworów rodem ze sloganów, billboardów - aktualnych, nie powiem, ale nadal to za mało, aby czekać na wiersze, które i tak przyszły późno...

Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka z ciekawym pomysłem na dwutorową narrację, ale na tym pomysły się kończą. Znów wieś, znów jej mitologizowanie, a wątki w szpitalu nieciekawe. Ktoś powie - inspiracje prozą Conrada... A ja odpowiem - owszem, były, znudziły. Czytało się obojętnie, a finał nie zaproponuje nic, czego nie dałoby się wywnioskować po trzydziestu stronach...

Książka z ciekawym pomysłem na dwutorową narrację, ale na tym pomysły się kończą. Znów wieś, znów jej mitologizowanie, a wątki w szpitalu nieciekawe. Ktoś powie - inspiracje prozą Conrada... A ja odpowiem - owszem, były, znudziły. Czytało się obojętnie, a finał nie zaproponuje nic, czego nie dałoby się wywnioskować po trzydziestu stronach...

Pokaż mimo to


Na półkach:

Podobała mi się bardziej niż pierwsza. Znowu ważny i dobry aspekt edukacyjny w kontekście psychoseksualności, coming outu i homofobii. Niekiedy kuleje język i czujne ucho autorki - niektóre dialogi oraz reakcje wydają się absurdalne, a nawet dziwaczne.

Podobała mi się bardziej niż pierwsza. Znowu ważny i dobry aspekt edukacyjny w kontekście psychoseksualności, coming outu i homofobii. Niekiedy kuleje język i czujne ucho autorki - niektóre dialogi oraz reakcje wydają się absurdalne, a nawet dziwaczne.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Plus za aspekt edukacyjny i dobrze określonego odbiorcę.

Plus za aspekt edukacyjny i dobrze określonego odbiorcę.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wnikliwa praca reporterska, którą należy docenić. Reportaż ma jednak to do siebie, że jest gatunkiem literackim (z elementami pochodnych: publicystyki, faktu). Tu literackości zabrakło. Miejscami bardzo monotonny i zawiły (dobrym pomysłem okazał się słownik postaci na początku książki). Cel uzyskany - mentalność polskiej wsi w latach 70. została zobrazowana na tyle porażająco, że czytelnik zastanawia się, jak mogło dojść do takiej zbrodni, jak ludzie skłonni byli do chłodnej kalkulacji - krowa czy szacunek do pomordowanych. Sprawa szali sprawiedliwości zamknięta w trudno przyswajalną formę, a sama historia to samograj.

Wnikliwa praca reporterska, którą należy docenić. Reportaż ma jednak to do siebie, że jest gatunkiem literackim (z elementami pochodnych: publicystyki, faktu). Tu literackości zabrakło. Miejscami bardzo monotonny i zawiły (dobrym pomysłem okazał się słownik postaci na początku książki). Cel uzyskany - mentalność polskiej wsi w latach 70. została zobrazowana na tyle...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Szare twarze, szare twarze...
Taki mi Masłowska zrobiła kipisz w garze,
że muszę wypić kielona przy wyspie w barze...

Niekwestionowana wirtuozerka, myślicielka codzienności. Rytm. Kształt. Forma. Bohaterowie z tyłu, rozmazani za oknem rozmytym z łez i Cifu.

Dziko mi w bani.

Szare twarze, szare twarze...
Taki mi Masłowska zrobiła kipisz w garze,
że muszę wypić kielona przy wyspie w barze...

Niekwestionowana wirtuozerka, myślicielka codzienności. Rytm. Kształt. Forma. Bohaterowie z tyłu, rozmazani za oknem rozmytym z łez i Cifu.

Dziko mi w bani.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Dziwniejsza historia. Gdyby była ona jedną...

Tytuł książki Ryzińskiego wskazuje, że czytelnik ma poznawać dziwniejszą historię. Problem w tym, że jest ich kilka. O wszystkim, trochę o niczym, nutkę o tamtym, i jeszcze nieco o innym. Odbiorca otrzymuje mnóstwo chaotycznych wycinków z życia bohaterów. Ludzi, wobec których nie rodzi się żadna emocja. Pisarz nie zadbał o logikę tekstu. Wiele fragmentów tego reportażu było zbędne - przypadkowe imiona, nazwiska, miejsca. Wraz z dotarciem do ostatniej strony, wiem o tej historii mniej, niż przed lekturą. To chyba nie powinno działać w ten sposób.

Oprócz chaosu można zauważyć ogromne zmagania z ambicjami stylistycznymi autora. Ktoś wmówił współczesnym pisarzom, że ekonomizacja zdania to zawsze dobry wybór. Owszem, ciekawy, charakterystyczny też dla polskiej szkoły reportażu, ale nie kiedy nie ma się odpowiedniego rzemiosła. Zdania Tochmana? Przeszywają. Zdania Krall? Bolą. Zdania Ryzińskiego? Znaczą w większości zero. Widać, że pisarz chciał podołać atrakcyjnemu stylowi, ale to się po prostu nie udało.

Zdarzają się jednak jasne momenty. Kilka fragmentów chętnie zakreśliłem ołówkiem. Pisarz jednak chyba sam nie wiedział, o czym chce opowiedzieć. Trochę o antysemityzmie, do tego wątek II wojny światowej, dorzućmy homoseksualizm i topografię Warszawy z okresu PRL-u. Całość nie ma charakteru. Nie buduje przywiązania. Nie wzbudza zainteresowania. A historia ma taki potencjał. Czuć jej żar. Tu przysypano ją popiołem. I choć liczyłem, że ten feniks zdąży odrodzić się do końca reportażu, to musiałem przełknąć gorycz rozczarowania.

Problemem książki jest także niejednorodność stylistyczna. Ryziński nie wie, czy woli stosować słownictwo, takie jak „no i git” czy, notabene stronę dalej, eksplikacja… Albo zabawa w uczonego, albo czułe ucho reportażysty. Takie uchybienia dziwią, bowiem publikacja ma dobry research i opracowanie badawcze (pomaga bibliografia na końcu). Szkoda, że autor oraz wydawnictwo nie zadbali o tłumaczenie francuskojęzycznych i niemieckojęzycznych wypowiedzi. Czytelnik nie musi ich znać. Ktoś tu jednak wolał wyjść z założenia, że wszyscy wszystko wiedzą. To nie działa. Ani na początku, ani w środku, ani na końcu tej historii.

Dziwniejsza historia. Gdyby była ona jedną...

Tytuł książki Ryzińskiego wskazuje, że czytelnik ma poznawać dziwniejszą historię. Problem w tym, że jest ich kilka. O wszystkim, trochę o niczym, nutkę o tamtym, i jeszcze nieco o innym. Odbiorca otrzymuje mnóstwo chaotycznych wycinków z życia bohaterów. Ludzi, wobec których nie rodzi się żadna emocja. Pisarz nie zadbał o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zabawna, ale momentami bardzo przesłodzona... Roi się od błędów. Jest w niej jednak coś z nienachalnego "girl power", a to z kolei fajny plus...

Zabawna, ale momentami bardzo przesłodzona... Roi się od błędów. Jest w niej jednak coś z nienachalnego "girl power", a to z kolei fajny plus...

Pokaż mimo to