-
Artykuły
Plenerowa kawiarnia i czytelnia wydawnictwa W.A.B. i Lubaszki przy Centrum Nauki KopernikLubimyCzytać2 -
Artykuły
W świecie miłości i marzeń – Zuzanna Kulik i jej „Mała Charlie”LubimyCzytać1 -
Artykuły
Zaczytane wakacje, czyli książki na lato w promocyjnych cenachLubimyCzytać2 -
Artykuły
Ma 62 lata, jest bezdomnym rzymianinem, pochodzi z Polski i właśnie podbija włoską scenę literackąAnna Sierant6
Biblioteczka
2019-12-29
2019-10-27
2019-08-07
2019-06-25
2019-05-21
2018
2019
2019-10-10
2019-09-23
Vicki DeVine – główna bohaterka powieści – prowadzi mały pensjonat dla turystów w okolicach, które nie cieszą się zbyt dobrą sławą. W Sprężynowie dzieją się rożne rzeczy, głównie za sprawą Innych, czyli wampirów, zmiennokształtnych i podobnych im, niecodziennych stworzeń. Vicki zostaje wplątana w śledztwo dotyczące morderstwa, które jak się później okazuje ma z nią bezpośredni związek. Całość opiewa mgła tajemnicy, a w tle czai się niebezpieczeństwo.
To było moje pierwsze spotkanie z Anne Bishop i mówiąc krótko: zakochałam się w jej twórczości. Autorka ma już na swoim koncie stosunkowo wiele książek, więc nie wiem, jak mogłam jej wcześniej nie znać, no ale stało się! Dziwne, że akurat to nazwisko zawsze omijałam w księgarniach i bibliotekach. Dobrze, że w końcu coś mnie do niej przekonało. Lepiej późno niż wcale.
Już dawno nie czytałam książki, takiej jak ta. Lektur od których w zasadzie zaczęła się moja bezgraniczna miłość do fantasy. Jako początek mojej historii w takim klimacie jest chyba seria o Wiktorii Biankowskiej Katarzyny Bereniki Miszczuk oraz Czysta Krew autorstwa Charlaine Harris. Kto czytał, ten wie. Nutka tajemnicy i potężna dawka humoru to połączenie doskonałe. Uwielbiam właśnie takie książki, dzięki którym mogę totalnie zagłębić się w lekturze. Mieć zagadkę do rozwiązania, odciąć się od realnego świata i dodatkowo mieć powód do niekontrolowanych wybuchów śmiechu. Tak. Zdecydowanie jest to najlepszy misz-masz literacki.
W książce nie podobało mi się jedno – to, że się skończyła. Na szczęście pozostaje mi jeszcze pięć zaległych części, więc mam co robić w wolnym czasie. Cieszę się, że będę miała okazję poznać bliżej świat Innych, choć i w tej części wszystko zostało świetnie przedstawione. Nie zauważyłam żadnych niedociągnięć, dostałam dokładnie to, czego oczekiwałam (łącznie ze zwrotami akcji).
Było bardzo miło powrócić do świata, jaki zapamiętałam z wcześniejszych wypraw do książek fantasy. „Jezioro Ciszy” gwarantuje relaks i dobrą zabawę, czego na pewno każdy z nas potrzebuje. Zachęcam bardzo serdecznie do przeczytania tej książki, jak i zapewne wszystkich pozostałych dzieł autorki.
___________________________________________
Na bardziej szczegółową recenzję i dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2019/10/79-jezioro-ciszy-anne-bishop.html
Vicki DeVine – główna bohaterka powieści – prowadzi mały pensjonat dla turystów w okolicach, które nie cieszą się zbyt dobrą sławą. W Sprężynowie dzieją się rożne rzeczy, głównie za sprawą Innych, czyli wampirów, zmiennokształtnych i podobnych im, niecodziennych stworzeń. Vicki zostaje wplątana w śledztwo dotyczące morderstwa, które jak się później okazuje ma z nią...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-09-04
„Bitwa o nonsens. Wędrówka” to w połowie jeden wielki BEZSENS.
Zacznę od głównej bohaterki. Cóż to była za irytująca łajza (uznajcie to, za łagodne określenie). Jeśli dobrze pamiętam, dziewczyna miała mieć 17 lat. Więc wyobraźcie sobie, że zachowywała się jak głupia (nie zwyczajna, tylko głupia) trzynastolatka. Na całe nieszczęście osobiście znam taki okaz, a to jedynie sprawiało, że nie znosiłam tej dziewczyny jeszcze bardziej. Charlene, bo tak nasze zacne dziewczę ma na imię, została przez jedną z recenzentek książki nazwana chorągiewką, która obraca się tak, jak wiatr zawieje. Niezwykle trafne porównanie!
Oczywiście, jak to zwykle bywa, pokrzywdzona przez los nastolatka trafia do świata, w którym ma odegrać ważną rolę. Charlene trafia do swego rodzaju innego wymiaru, gdzie zostaje przypisana jej niezwykle ważna rola Kapłanki.
Ogólnie rzecz ujmując świat przedstawiony jest skonstruowany w nielogiczny sposób. Mam wrażenie, że autorka dopasowywała możliwości bohaterów do biegu wydarzeń. Gdy tylko zaszła potrzeba, bohaterowie nagle wykazywali się niesamowitymi zdolnościami, o których wcześniej nie mieliśmy pojęcia.
Jest też coś, czego chyba nikt nie zauważył, a co bez przerwy mnie mierziło w tej książce. Wątek miłosny. Oczywiście, Charlene zakochuje się w pierwszym lepszym, przystojnym chłopaku i, co równie oczywiste on też pała do niej uczuciem. Axel ma zaledwie (jeśli dobrze pamiętam) 300 lat, w sposób naturalny dla książek tego gatunku przystojniak się nie starzeje, ani fizycznie, ani psychicznie. Teraz analiza: on, przystojny trzystulatek i ona śliczniutka siedemnastka z trzynastolatką wewnątrz. Czy to tylko dla mnie brzmi jak podejrzenie? Przecież to zionie pedofilią!
Przejdę może teraz na moment do bardziej pozytywnej części. Autorka naprawdę mnie zaskoczyła w kilku momentach. Dla przykładu: w chwili śmierci jednej z bohaterek (więcej nie zdradzę, żeby uniknąć spoilerów) oraz pod koniec książki szpecąc twarz naszego przystojniaczka (nie jest to istotna informacja, więc nie alarmuję). Te i kilka innych zwrotów akcji sprawiło, że uwierzyłam w zdolności pisarskie Agaty Wilk. Naprawdę.
Akcja jest okropnie rozwleczona. Na ponad 600 stronach zawartych jest zbyt mało ważnych wydarzeń. Wszystko porusza się jak muchy w smole. W dodatku wiadomość o siedmiu częściach zaskoczyła mnie niezmiernie, bo co jeszcze autorka może chcieć upchnąć w kolejnych tomach (podejrzewam równie grubych i równie rozwlekłych), skoro tutaj już akcja stoi w miejscu? W dodatku nie wiemy dokąd zmierzamy. Nie ma żadnego konsensusu, celu, a nawet jakiegoś motta dla równolatków psychologicznych bohaterki. Do czego to wszystko dąży?1
Czułam się wypompowana w trakcie lektury. Byłam niepocieszona po lekturze. A teraz potrzebuję kolejnej części, bo nie mogę żyć w nieświadomości, po co to wszystko było?!
___________________________________________
Na bardziej szczegółową recenzję i dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2019/10/78-bitwa-o-nonsens-agata-wilk.html
„Bitwa o nonsens. Wędrówka” to w połowie jeden wielki BEZSENS.
Zacznę od głównej bohaterki. Cóż to była za irytująca łajza (uznajcie to, za łagodne określenie). Jeśli dobrze pamiętam, dziewczyna miała mieć 17 lat. Więc wyobraźcie sobie, że zachowywała się jak głupia (nie zwyczajna, tylko głupia) trzynastolatka. Na całe nieszczęście osobiście znam taki okaz, a to jedynie...
2019-07-17
Czy muzyka może być lekiem na otaczającą nas rzeczywistość? Jak najbardziej. Może być również magnesem, który przyciąga do siebie ludzi z pozoru różniących się od siebie. A może być także punktem wyjścia do napisania powieści (nie do końca) autobiograficznej.
Bogusław Chrabota był mi znany do tej pory wyłącznie ze swoich dokonań dziennikarsko-publicystycznych, dlatego byłem nieco zaskoczony widząc znajome nazwisko na okładce pozycji z gatunku literatury popularnej. Jak mówi sam autor, nie jest to typowa powieść autobiograficzna. Część wątków została jednak zaczerpnięta z jego życia.
Jak zwykle – postaram się zebrać tu przede wszystkim moje subiektywne odczucia i garść luźnych spostrzeżeń.
Czterech przyjaciół, których losy przeplatają się na różnych etapach życia. Miłość do muzyki, bunt przeciwko zastanej rzeczywistości wyrażany na różne sposoby. I gitara marki Defil, będąca świadkiem tych wszystkich wydarzeń.
Opisywana książka budzi we mnie pewne osobiste emocje. Podobnie bowiem jak w przypadku głównego bohatera, gitara stanowi istotny element mojego życia. Dlatego też wielokrotnie w trakcie lektury uśmiechałem się pod nosem do własnych wspomnień – nastoletnich (rzecz jasna niespełnionych) marzeń o podboju świata i zostaniu gwiazdą rocka. Gitara stanowi dla głównego bohatera przepustkę do innego, lepszego świata. Wraz z przyjaciółmi próbuje założyć własny zespół, pomimo licznych przeciwności losu. Z kart powieści bije przede wszystkim nostalgia i tęsknota za młodością. Autor próbuje unieśmiertelnić swoich przyjaciół z dzieciństwa, a także krakowską Nową Hutę, gdzie przyszło mu dorastać. Kreśli przy tym zdecydowanie krytyczny obraz ponurej i siermiężnej PRL-owskiej rzeczywistości. Nie szczędzi mocnych słów pod adresem generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka oraz innych komunistycznych dygnitarzy. Mniej więcej w połowie powieści muzyka zaczyna częściowo ustępować miejsca polityce. Główny bohater dorasta i poprzez działalność opozycyjną próbuje zmienić otaczający go świat, lecz w dalszej części da się też wyczuć jego rozczarowanie rozwojem wydarzeń w kraju po 1989 roku. W drugiej części książki przez fabułę przewijają się również czołowe postacie opozycji demokratycznej, m.in. Lech Wałęsa i Adam Michnik, a także wielu innych działaczy.
W trakcie lektury trudno się oprzeć wrażeniu, że pisał ją dziennikarz i publicysta zajmujący się na co dzień polityką. Osoba mniej zorientowana w najnowszej historii Polski, a zwłaszcza w okresie przemian ustrojowych może mieć kłopot ze zrozumieniem kontekstu wydarzeń i docenieniu w pełni historii, którą przedstawia Chrabota.
Wyżej opisane wątki polityczno-historyczne nie zdominowały jednak całości w negatywny sposób. Najważniejsze w całej opowieści pozostają bowiem losy alter ego Bogusława Chraboty i jego przyjaciół – Tomka, Stasia i Marka.
Książkę „połknąłem” błyskawicznie – życiorysy bohaterów ukazane na tle kluczowych dla Polski wydarzeń wciągnęły mnie naprawdę mocno. Momentami książkę czytało się niemal jak dobry reportaż, a odbiór byłby zapewne jeszcze lepszy, gdybym lekturę dodatkowo umilił sobie słuchaniem wykonawców z tamtego okresu. Z czystym sumieniem mogę polecić „Gitarę i inne demony młodości” czytelnikom zainteresowanym współczesną historią Polski, spełnionym i niespełnionym gwiazdom rocka, a także nieco dojrzalszym osobom, pamiętającym czasy PRL. Z pewnością nie będziecie rozczarowani lekturą.
Czy muzyka może być lekiem na otaczającą nas rzeczywistość? Jak najbardziej. Może być również magnesem, który przyciąga do siebie ludzi z pozoru różniących się od siebie. A może być także punktem wyjścia do napisania powieści (nie do końca) autobiograficznej.
Bogusław Chrabota był mi znany do tej pory wyłącznie ze swoich dokonań dziennikarsko-publicystycznych, dlatego...
2019-07-08
Rok 2036. Cztery jednostki Sztucznej Inteligencji wymykają się spod kontroli wojska i postanawiają zostać ludźmi. Przypadkowo SI trafiają do cyberpunka – największego pechowca w dziejach ludzkości. Postanawia on pomóc w planach nowo przybyłych współlokatorów. Jego życie od tego momentu staje się jeszcze większą farsą.
To moje pierwsze spotkanie z twórczością Stepana Wartanowa, ale niezwykle udane. Książka bawiła mnie do łez! Farsa goni farsę, poganianą przez komizm sytuacyjny. A wszystko przez wspomnianego wyżej cyberpunka, którego życie jest istną katastrofą. Oczywiście tylko dla niego, ponieważ my dzięki temu otrzymujemy ogromną dawkę rozrywki. Dziwnym sposobem Bob zawsze znajduje się w epicentrum przykrych wydarzeń. Sam twierdzi, że los go nienawidzi - nie radzi sobie w życiu prywatnym, a jego gospodarstwo wciąż odwiedzają niespotykane wcześniej, nadzwyczajne kataklizmy. Nutkę humoru zapewnia też wątek kryminalny, który dotyczy handlu narkotykami. Przestępców można porównać do pary złodziejaszków z kultowego już filmu „Kevin sam w domu”, więc kolejna doza śmiechu gwarantowana.
Humor jest wspaniałą otoczką dla treści jaką przekazuje książka. Pod grubą powłoką, powieść ukrywa piękne i głębokie przemyślenia. Przemyca ważne wartości, które, gdyby je wyjąć i umieścić w osobnej książce, byłyby doskonałymi odpowiedziami na pytania natury egzystencjalnej. Wszystko, co ważne, zostało ujęte w naukach przekazywanych Sztucznej Inteligencji o byciu człowiekiem. „SI” bawi więc i uczy.
Szata graficzna okładki nie zachwyca, chociaż biorę poprawkę na to, że gatunek sci-fi jest specyficzny pod względem oprawy. Według mnie rysunek samochodu i robota gryzie się z bardzo realistyczną twarzą mężczyzny. Choć oczywiście doceniam fakt, że przedstawiona scena ma ścisły związek z fabułą powieści, to nie jest to sztuka na wysokim poziomie (przynajmniej według mnie).
„SI” zdecydowanie należy do pozycji, które warto znać. Połączenie strony fikcyjnej z realiami naszego świata udało się autorowi doskonale i można było to odebrać jako rzecz naturalną. Świat jaki został przedstawiony w książce prawdopodobnie będzie istniał za kilka lat naprawdę. Świetnie się bawiłam podczas czytania i serdecznie polecam Wam dzieło Stepana Wartanowa.
___________________________________________
Na bardziej szczegółową recenzję i dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2019/07/74-si-stepan-wartanow.html
Rok 2036. Cztery jednostki Sztucznej Inteligencji wymykają się spod kontroli wojska i postanawiają zostać ludźmi. Przypadkowo SI trafiają do cyberpunka – największego pechowca w dziejach ludzkości. Postanawia on pomóc w planach nowo przybyłych współlokatorów. Jego życie od tego momentu staje się jeszcze większą farsą.
To moje pierwsze spotkanie z twórczością Stepana...
2019-06-07
Rory Fallon – główny bohater – pasjonuje się starodawnymi mapami i wciąż dąży do zdobycia jak największej wiedzy na temat kartografii. Pewnego dnia odsłuchuje dosyć osobliwą wiadomość od dawnego znajomego dom Joao. Rory wpada w wir portugalskich intryg, za którymi kryje się zaginiony skarb templariuszy oraz słynna mapa Padrao Real, która może zmienić bieg historii i granice współczesnych państw.
Przyznam szczerze, że opis książki wydawał mi się bardziej fascynujący, niż jest ona w istocie. Długo zajęło mi wciągnięcie się w lekturę, ponieważ początkowo akcja przeskakuje pomiędzy bohaterami. W dodatku ciężko ich rozróżniać – nie dzieje się z nimi nic na tyle charakterystycznego, żeby zapamiętać kto jest kim, a postaci jest stosunkowo wiele. Autor od razu rzuca nas na głęboką wodę, jeśli chodzi o ilość informacji do przyswojenia.
Niestety nie dość, że książka przez dłuższy czas nie mogła mnie wciągnąć, to jeszcze naprawdę interesująca zaczęła być dopiero około 250 strony. Co gorsze, pod koniec również opuściło mnie zainteresowanie działaniami bohaterów. Przede wszystkim w powieści dużo jest historii i ważnych faktów. Naprawdę chylę czoła przed autorem za znajomość tylu zagadnień, które wiernie opisywał w swoim dziele. Wiem też, że bez tego fabuła byłaby mało wiarygodna i być może mniej wymagająca. Jednak mnie to nie przekonało tak do końca.
Podobała mi się jeszcze jedna, niespotykana na co dzień kwestia. Autor pokusił się o opisywanie przeżyć nie tylko głównej części postaci, ale także zobaczyliśmy, co w duszy gra drugoplanowemu najemnemu zbirowi. Nie dość, że jest to poboczna postać, to w dodatku nie jest on prowodyrem przedsięwzięć. W taki sposób mogliśmy mieć kilka wglądów na aktualny stan rzeczy.
Mimo, że książka nie zadowoliła mnie w pełni, wiem że jeśli spotkam kolejną powieść tego autora, to na pewno zechcę ją przeczytać. Nie uważam, że książka jest zła, ale trochę się przy niej męczyłam. „Atlantycka konspiracja” z pewnością dotrze w większym stopniu do osób, które interesują się historią, kartografią albo legendarnymi zaginionymi skarbami.
___________________________________________
Na bardziej szczegółową recenzję i dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2019/06/72-atlantycka-konspiracja-maciej.html
Rory Fallon – główny bohater – pasjonuje się starodawnymi mapami i wciąż dąży do zdobycia jak największej wiedzy na temat kartografii. Pewnego dnia odsłuchuje dosyć osobliwą wiadomość od dawnego znajomego dom Joao. Rory wpada w wir portugalskich intryg, za którymi kryje się zaginiony skarb templariuszy oraz słynna mapa Padrao Real, która może zmienić bieg historii i granice...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-06-11
„Nazywają mnie śmierć” to książka, która zdecydowanie porusza. Odrobinę straszna, lekko szokująca, ale też pełna emocji – i tych dobrych, i tych złych. Przesycona uczuciami powieść o płatnym zabójcy z Brazylii – Julio Santanie – z pewnością na długo zapadnie mi w pamięć.
Książka prowadzi nas od samych początków „kariery” Julia, czyli od momentu pierwszego zabójstwa popełnionego w wieku 17 lat. Wszystkie opisy są niezwykle realistyczne - osoby o słabych nerwach mogą mieć problem z przebrnięciem przez zakamarki duszy zabójcy, który po pierwszym zleceniu jest zrozpaczony. Solennie obiecuje sobie i Bogu, że już nigdy więcej tego nie powtórzy. Jednak los prowadzi go w zupełnie inną stronę.
Niezwykłe jest to, że opisywana historia mężczyzny jest prawdziwa. Nie ma wymyślonych dat, czy pseudonimów. Długo nie mogło to do mnie dotrzeć i nadal nie wiem, czy na pewno do końca dociera. Książka pokazuje nam losy młodego chłopca - widzimy jak dorasta, doświadcza nowych przeżyć, poznaje żonę i po niemal każdym zabójstwie próbuje skończyć ze swoim zawodem.
Nie jest łatwo być płatnym zabójcą. Ciągłe ukrywanie się, problemy rodzinne oraz ciążące wyrzuty sumienia i świadomość popełnionych grzechów, mimo odmawianej za każdym razem modlitwy. Autor bardzo zręcznie ukazał nam całe brzemię, które każdego dnia niesie na swoich plecach Julio. W ciągu 35 lat pracy został złapany na gorącym uczynku tylko raz i „ma nadzieję, że nigdy więcej mu się to nie przytrafi”.
Nie wiem, co wpływa na moją ocenę. Być może tylko to, że temat wiąże się z moim wykształceniem? W tej chwili jestem jednak pewna, że ocena bierze się raczej z ogromu przeżytych emocji. Książka mogłaby mieć lepszą, mniej oklepaną okładkę – to fakt. Ale czy to ma znaczenie w stosunku do przekazanej historii? Na pewno nie. Polecam serdecznie „Nazywają mnie śmierć” wszystkim. Książka pozwala spojrzeć na świat z innej perspektywy, poznać płatnego zabójcę, który może być zarazem cudownym mężem i kochającym ojcem.
___________________________________________
Na bardziej szczegółową recenzję i dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2019/06/71-nazywaja-mnie-smierc-klester.html
„Nazywają mnie śmierć” to książka, która zdecydowanie porusza. Odrobinę straszna, lekko szokująca, ale też pełna emocji – i tych dobrych, i tych złych. Przesycona uczuciami powieść o płatnym zabójcy z Brazylii – Julio Santanie – z pewnością na długo zapadnie mi w pamięć.
Książka prowadzi nas od samych początków „kariery” Julia, czyli od momentu pierwszego zabójstwa...
2019-04-29
Artur Owczarski z zamiłowania jest podróżnikiem. Po tym jak zwiedził Europę, Afrykę i część Azji, jego myśli pofrunęły w stronę Ameryki. „Droga 66. Droga Matka” pozwala nam odbyć razem z autorem tę niezwykłą podróż. Skusiłam się na tę książkę, ponieważ, jak autor sam kilka razy przytacza, Route 66 jest marzeniem wielu ludzi. Tak jest i ze mną. Droga Matka jest jednym z moich sennych marzeń.
Książka ma około 230 stron. Niewiele, w szczególności, że ponad połowa z nich jest wypełniona zdjęciami z podróży. Tekstu jest mało, ale w tym przypadku biorę to za plus, bo mogę przeżywać tę piękną podróż nie tylko w wyobraźni, ale i wzrokowo odkrywać nowe miejsca.
Podobało mi się, że na początku każdego rozdziału mamy opisane szczegóły drogi, którą pokonujemy. Trasa, dystans, stan USA i mapa z zaznaczonym odcinkiem – wszystko, żebyśmy mogli sobie to łatwiej wyobrazić. Ogólnie w książce znajdziemy całe mnóstwo ciekawostek. Nie tylko o historii i powstaniu tej drogi, ale też ciekawe anegdotki na temat odwiedzanych przez autora miejsc.
Niestety, z przykrością muszę stwierdzić, że zdjęcia i ciekawostki są najsilniejszą stroną tej książki. Miałam wrażenie, że treść napisana została w pośpiechu, chaotycznie. Zdarzało się, że mieliśmy powtórzone niektóre dygresje w dwóch rozdziałach z rzędu. Przeszkadzała mi też składnia zdań. Nie jestem pewna, czy to wina autora i jego specyficznego stylu, czy może korekty? Nie jestem nawet pewna, czy ta składnia była niepoprawna, czy po prostu inna, ale coś mi w niej nie leżało i zdecydowanie przeszkadzało w lekturze. Niestety za to daję ogromny minus…
Podróż Drogą 66 jest na pewno spełnieniem marzeń niejednego człowieka. Jednak, sądząc po tej lekturze, lepiej wspomnienia zatrzymać dla siebie i bliskich, bo nie każdego mogą zainteresować w równym stopniu jak nas. Książka jest chyba debiutem autora, więc należy mu się szacunek za wytrwałość. Chętnie przeczytałabym reportaże z innych jego podróży, na przykład po Azji. W tej pozycji brakowało mi opisów tradycji, kultury (na wschodzie to wszystko widać gołym okiem, więc może byłoby mu łatwiej), zatrzymania się w tej drodze choć na moment.
___________________________________________
Na bardziej szczegółową recenzję i dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2019/06/68-droga-66-droga-matka-o-historii.html
Artur Owczarski z zamiłowania jest podróżnikiem. Po tym jak zwiedził Europę, Afrykę i część Azji, jego myśli pofrunęły w stronę Ameryki. „Droga 66. Droga Matka” pozwala nam odbyć razem z autorem tę niezwykłą podróż. Skusiłam się na tę książkę, ponieważ, jak autor sam kilka razy przytacza, Route 66 jest marzeniem wielu ludzi. Tak jest i ze mną. Droga Matka jest jednym z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-05-16
„Warcross” – książka, którą zainteresowałam się ze względu na okładkę. Później przeczytałam opis i mimo, że książka jest młodzieżowym science fiction, zdecydowałam że jeśli tylko będę miała taką okazję, to po nią sięgnę. I chwilę później dostałam propozycję od Wydawnictwa, nie zastanawiałam się nawet przez moment.
Emika Chen jest młodą dziewczyną, która dokonała kilku ważnych (niekoniecznie złych) wyborów w swoim życiu. Jest znakomitą hakerką, a przez problemy finansowe stała się Łowcą Nagród. Wyłapuje innych hakerów i przemytników, którzy działają w wirtualnym świecie Warcrossa i oddaje ich w ręce policji. Jednak kiedy problemy z pieniędzmi zaczynają ją przerastać, decyduje się na odważną kradzież „dodatku” do gry podczas mistrzostw świata w Warcrossie. Zupełnie przypadkiem odkrywa swoją twarz przed wszystkimi użytkownikami. Następnego dnia otrzymuje wiadomość od samego twórcy gry – Hideo Tanaki, z propozycją pracy dla niego. Od tego momentu całe jej życie zmienia się diametralnie.
Zacznę może od okładki. W Internecie spotkałam się z licznymi opiniami, że Wydawnictwo zniszczyło okładkę, że oryginał był lepszy, że nie pasuje do tematyki. Zupełnie się z tym nie zgadzam. Okładka „Warcrossa” jest genialna. Dziewczyna, której włosy przechodzą w wirtualne miasto, jaskrawe kolory, a przede wszystkim okulary, które są „drzwiami” do gry oraz barwy, które przywodzą na myśl Japonię – a to właśnie tam rozgrywa się akcja książki. Po okładce można od razu poznać, że jest to powieść dla młodzieży, jednak widać też, że nie jest to błaha opowieść dla nastolatek. Twórca okładki zadbał o maleńkie, nieuchwytne niuanse, aby oddać całą treść na tej jednej grafice.
Niestety muszę ponarzekać na literówki, które występowały wręcz nagminne. Zresztą nie tylko one. Ludzkie pojęcie przechodziły powtarzane dwa razy słowa lub całkowity brak niektórych wyrazów. Czytelnik musi się kilka razy zastanowić, co autor miał na myśli. Nie zawsze zgubione słowo było oczywiste, a zły wybór mógł całkowicie zmieniać sens zdania.
Jeśli chodzi o świat przedstawiony, nie mam żadnych zastrzeżeń. Bywały chwile, że nie mogłam pojąć, czy główna bohaterka porusza się w rzeczywistości, czy w grze, a może w obu płaszczyznach na raz? Ale była to tylko kwestia przyzwyczajenia się do treści i w dalszej części nie miałam z tym żadnego problemu. Bohaterowie zostali stworzeni z dopracowanymi wszystkimi szczegółami. Nie są płascy, o dziwo nie irytują i odbieram ich bardzo pozytywnie. Główna bohaterka nie jest denerwująca, jak to się często zdarza. Wątek miłosny również w niczym mi nie przeszkadzał, bo był jedynie poboczną historią, zresztą można było dzięki temu układać sobie w głowie kilka różnych scenariuszy, więc w tym wypadku romans wychodzi na plus.
Jeśli zamierzacie przeczytać tę książkę, to muszę ostrzec Was przed pewnym niebezpieczeństwem. Zakończenie Was ZMIAŻDŻY. Tydzień zajęło mi pozbieranie się po tym finale na tyle, żebym w ogóle była w stanie cokolwiek napisać. Czytałam cały ostatni rozdział ze łzami w oczach – a to nieczęsto się zdarza. Później została już tylko pustka w sercu. Jeśli macie słabe nerwy, to przygotujcie się na bardzo mocny cios.
Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejną część cyklu. Po takim zakończeniu chcę więcej! Chociaż niektóre obroty spraw dało się przewidzieć, to raczej był to pozytywny element, ponieważ czekało się na to z niecierpliwością. Polecam Wam bardzo serdecznie tę książkę. Po przeczytaniu jej już nic nie będzie takie samo.
___________________________________________
Na bardziej szczegółową recenzję i dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2019/05/66-warcross-marie-lu.html
„Warcross” – książka, którą zainteresowałam się ze względu na okładkę. Później przeczytałam opis i mimo, że książka jest młodzieżowym science fiction, zdecydowałam że jeśli tylko będę miała taką okazję, to po nią sięgnę. I chwilę później dostałam propozycję od Wydawnictwa, nie zastanawiałam się nawet przez moment.
Emika Chen jest młodą dziewczyną, która dokonała kilku...
2019-04-16
Które dziecko nie skusi się po sięgnięcie po coś słodkiego, nawet w księgarni, czy bibliotece? Lavie Tidhar napisał pierwszą w swoim życiu książkę dla dzieci, w dodatku jest to kryminał, a jak wiadomo pisarz znany jest raczej w kategorii fantasy.
Istnieje miejsce na ziemi, gdzie jedzenie, sprzedawanie i posiadanie słodyczy jest surowo zabronione. W tych ciężkich czasach na podwórkach i placach zabaw rozkwita rynek przemytników. Trzy największe gangi: Herbatniki, Gofry i Cukiereczki walczą ze sobą, a w sam środek sporu zostaje wciągnięta Nelle Faulkner – dwunastoletnia pani detektyw. Ojciec Chrzestny największej bandy przemytników – Eddie de Mentol – zjawia się u Nelle i proponuje jej nie lada sprawę do rozwiązania. Niedługo okazuje się, że rozwojem sytuacji interesują się także dorośli. Dwunastolatka nie wie jeszcze, w jakie tarapaty się wpakowała.
Akcja toczy się wartko, młody czytelnik zdecydowanie się nie zniechęci, ani nie znudzi. Szczerze mówiąc, chętnie przeczytałabym kryminał w takim stylu, w wersji dla dorosłych. Zupełnie nie przeszkadzało mi to, że powieść osadzona jest w dziecięcym świecie, ani „cukierkowe” tło.
Na samym końcu egzemplarza znajduje się charakterystyka postaci. Kilka podstawowych informacji o głównych postaciach napisanych w humorystyczny sposób nie zdradza za dużo, żeby czytelnik mógł sam poznać postacie, nawet jeśli zajrzy na koniec przed rozpoczęciem przygody z książką.
Mogę wymienić tylko jeden minus: w moim egzemplarzu, w kilku miejscach wystąpił jakiś błąd druku. Litery były źle wydrukowane, nie całkiem odbite, ale nie aż na tyle, żebym nie mogła rozszyfrować całości. Spokojnie można uznać to za maleńką rysę na całokształcie.
„Słodycze” to książka idealna dla dzieci, którym chcemy przedstawić świat detektywistyczny w najlepszy możliwy sposób. Jest zagadka, są intrygi, mafia, wartka akcja i idealnie wyważona porcja humoru. Naprawdę uważam, że jest to bardzo ciekawy kryminał i idealnie sprawdzi się jako lektura dla dzieci w wieku około 6-8 lat. Być może dzięki tej powieści pociechy zapałają dożywotnią miłością do tego gatunku.
___________________________________________
Na bardziej szczegółową recenzję i dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2019/05/64-sodycze-lavie-tidhar.html
Które dziecko nie skusi się po sięgnięcie po coś słodkiego, nawet w księgarni, czy bibliotece? Lavie Tidhar napisał pierwszą w swoim życiu książkę dla dzieci, w dodatku jest to kryminał, a jak wiadomo pisarz znany jest raczej w kategorii fantasy.
Istnieje miejsce na ziemi, gdzie jedzenie, sprzedawanie i posiadanie słodyczy jest surowo zabronione. W tych ciężkich czasach na...
2019-04-24
Toskania, Włochy… Oczami wyobraźni od razu widzimy słońce, zieleń i pola pełne winorośli. Niestety nie tym razem. „Oczy Meduzy” zabierają nas w sam środek siarczystych mrozów w małej mieścinie, jaką jest Montesecco.
Montesecco liczy zaledwie 25 mieszkańców. Każdy o innym charakterze: znajdzie się tu bajkopisarz, chora na Alzheimera staruszka, małżeństwo wiszące na włosku i siedemnastoletni chłopak, który sprowadza na tę zapomnianą przez resztę świata wioskę nieszczęście. Minh kilka lat temu był ofiarą porwania. Złe doświadczenia siedzą w nim tak głęboko, że przeprowadza atak terrorystyczny na Malavoglię – słynnego prokuratora. Zaraz potem barykaduje się w swoim biurze z czterem zakładnikami i stawia niebotyczne żądania. A przynajmniej taką teorię wysnuwa policja. Mieszkańcy wierzą jednak w niewinność chłopca i czynią wszystko, żeby go uratować.
Cała wioska oblężona jest przez antyterrorystów i dziennikarzy. W samym centrum miejscowości ważą się losy co najmniej pięciorga ludzi, a co robi autor? Pisze o bzdurach. Nie można nawet nazwać tego wątkami pobocznymi, bo zupełnie nie ma związku pomiędzy niektórymi rzeczami a akcją właściwą. Gdyby nie to, cała książka mogłaby zmieścić się w jednym, może dwóch rozdziałach.W powieści nie jest budowane żadne napięcie. Akcja jakoś leci dzień po dniu, ale nie ma to większego znaczenia. Nie dzieje się nic poza tym, że mieszkańcy chodzą od domu do domu.
Sam finał „Oczu Meduzy” jest najlepszą częścią kryminału. Mamy apogeum wszystkich „wąteczków” i nareszcie cokolwiek się dzieje. Jednak wszystko można było od początku przewidzieć. A nawet nie tyle przewidzieć, co dosłownie przeczytać we wcześniejszych rozdziałach. Bernhard Jaumann wszystko napisał na kartach powieści, nie pozostawiając czytelnikowi żadnego pola do popisu.
Oczywiście jak w większości książek tego typu, postacie niezwiązane ze służbami są najlepszymi detektywami. Nie miałabym nic do tego, gdyby nie fakt, że mieszkańcy wpadali na banalne pomysły, o których policja MUSIAŁA już wcześniej myśleć. Jeśli nie – to znaczy, że we Włoszech służby bezpieczeństwa są do niczego.
Daję tej książce trochę wyższą ocenę niż zasługuje, ponieważ gdyby nie wątki „o niczym”, mogłoby to być fajne opowiadanie. Poza tym bardzo szybko się ją czyta ze względu na małą ilość tekstu na stronie. Jeżeli szukacie kryminału z krwi i kości, to trafiliście pod zły adres, ale jako thriller polityczny lektura nawet daje radę.
___________________________________________
Na bardziej szczegółową recenzję i dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2019/05/63-oczy-meduzy-bernhard-jaumann.html
Toskania, Włochy… Oczami wyobraźni od razu widzimy słońce, zieleń i pola pełne winorośli. Niestety nie tym razem. „Oczy Meduzy” zabierają nas w sam środek siarczystych mrozów w małej mieścinie, jaką jest Montesecco.
Montesecco liczy zaledwie 25 mieszkańców. Każdy o innym charakterze: znajdzie się tu bajkopisarz, chora na Alzheimera staruszka, małżeństwo wiszące na włosku i...
2019-04-18
W dziesiąte urodziny u dzieci zaczynają pojawiać się nadnaturalne zdolności. Nadludzka siła, czytanie w myślach, geniusz matematyczny, fotograficzna pamięć, czy władza nad elektrycznością. Od tego czasu nastolatkowie wyłapywani są przez służby państwowe i przewożone do obozów, w których według oficjalnej wersji mają zostać zrehabilitowani. W rzeczywistości osoby niebezpieczne znikają bezpowrotnie, a reszta zmuszana jest do przymusowej pracy. Ruby zostaje przypisana do grupy Zielonych – nieszkodliwych, jednak tylko ona wie, że tak naprawdę jest niebezpieczną Pomarańczową i tylko utrzymanie tego w sekrecie pozwoli jej przeżyć.
Świat przedstawiony w książce jest mroczny i przerażający. Puste ulice, zdezelowane i opuszczone samochody na stacjach benzynowych, nigdzie nie słychać śmiechu dzieci… Dziwiło mnie, że rodzice wierzą rządowi w cudowny obóz, który leczy dzieci z tej niezwykłej przypadłości. Po wielu latach nadal pozwalają na to, żeby ich pociechy spędzały tam najlepsze lata swojego życia, nawet jeśli myślą, że jest tam pięknie i uroczo. Żaden dorosły nie próbuje kontaktować się z potomkami. Być może przeszkadza im w tym rząd, ale to nadal brzmi podejrzanie. Nie wszczął się żaden bunt, mimo że zdarzali się uciekinierzy, którzy dotarli do swoich dawnych domów i mogli opowiedzieć swoje historie rodzinom.
Podobało mi się w jaki sposób Alexandra Bracken stworzyła bohaterów. Każdy jest jak najbardziej sobą, nic nie umknęło autorce, więc obraz każdego jest pełen. Jako jeden z nielicznych wyjątków, nawet wątek miłosny w niczym mi nie przeszkadza. Może nie jestem nim zachwycona, bo i bez tego by się obeszło, ale jest zupełnie nienachalny. Nie dało się uniknąć związku 16 – letniej dziewczyny, podczas gdy pierwszy raz ma okazję w ogóle rozmawiać z płcią przeciwną. Hormony zmusiłyby ją do kontaktu nawet z największym brzydalem na planecie. Poza tym nie należy zapominać, że jest to książka młodzieżowa, więc taki wątek musi mieć miejsce, a w danych okolicznościach naturalnym jest, że człowiek szuka bliskości, partnera, oparcia w trudnych czasach.
Bieg wydarzeń nie pozostawia niczego do życzenia. Akcja toczy się równomiernym rytmem – nie za szybko, nie za wolno. Nic nie rozprasza naszej uwagi. Mamy idealnie wyważoną porcję narracji do zaistniałych sytuacji. Chociaż takich książek mam za sobą całe mnóstwo i spokojnie mogłam przewidzieć co stanie się w danym miejscu, to i tak bardzo dobrze się bawiłam przy tej lekturze.
___________________________________________
Na bardziej szczegółową recenzję i dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2019/04/62-mroczne-umysy-alexandra-bracken.html
W dziesiąte urodziny u dzieci zaczynają pojawiać się nadnaturalne zdolności. Nadludzka siła, czytanie w myślach, geniusz matematyczny, fotograficzna pamięć, czy władza nad elektrycznością. Od tego czasu nastolatkowie wyłapywani są przez służby państwowe i przewożone do obozów, w których według oficjalnej wersji mają zostać zrehabilitowani. W rzeczywistości osoby...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-01-09
„Baśnie braci Grimm dla dorosłych i młodzieży. Bez cenzury” rozpoczyna mały wstęp. O tym skąd wzięły się baśnie, dlaczego bracia Grimm zaczęli je tworzyć oraz czemu autor – Philip Pullman – zdecydował się wydać tę oto książkę. Mamy też kilka słów o częściach składowych baśni i o tym, czym wyróżniają się spośród tekstów innych autorów. Jest to fajna „wkładka”, ale zupełnie nic nie wnosząca do treści, a tym bardziej do naszego życia, jeśli nie piszemy pracy magisterskiej, albo nie jesteśmy pasjonatami genezy literatury.
Książka przybliża nam 50 baśni - mniej lub bardziej znanych. Kilka z opowiadań czytałam po raz pierwszy w życiu, więc stawiam duży plus za niejaką naukę płynącą z lektury. Zdarzało się, że niektóre z baśni, w oryginale, ciągną się niemiłosiernie, dużo bardziej niż w wydaniu jakie ja znałam od dzieciństwa. Tak było z opowieścią „Rybak i jego żona” – zanim dotarliśmy do finału, zdążyłam znudzić się pięć razy.
Książka niestety, mimo wielu ciekawostek, rozczarowała mnie bardziej niż mogłam się tego spodziewać. Baśnie nie były wcale tak krwawe i okrutne, jak „powinny” być. Poza kilkoma wyjątkami, w których ktoś umierał lub został pozbawiony jakiejś części ciała, nie widziałam żadnego przeciwwskazania, aby tej książki nie czytać dzieciom. Osobiście słyszałam o wielu wersjach niektórych opowiadań, które wydawały mi się bardziej brutalne i właśnie tego się spodziewałam.
Podsumowując – „Baśnie braci Grimm dla dorosłych i młodzieży. Bez cezury” nie są tak zupełnie „bez cenzury”, lub to ja słyszałam zbyt wiele ubarwionych opowieści. Książka jest ciekawa z punktu widzenia powstawania i ewolucji baśni na przestrzeni lat, ale jeśli szukaliście tego co ja, to wydaje się przereklamowana. Niemniej jednak nie żałuję lektury, bo pozwoliła mi poznać kilka nowych światów i bohaterów.
___________________________________________
Na bardziej szczegółową recenzję i dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2019/04/61-basnie-braci-grimm-dla-dorosych-i.html
„Baśnie braci Grimm dla dorosłych i młodzieży. Bez cenzury” rozpoczyna mały wstęp. O tym skąd wzięły się baśnie, dlaczego bracia Grimm zaczęli je tworzyć oraz czemu autor – Philip Pullman – zdecydował się wydać tę oto książkę. Mamy też kilka słów o częściach składowych baśni i o tym, czym wyróżniają się spośród tekstów innych autorów. Jest to fajna „wkładka”, ale zupełnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Przez lasy Dziedzictwa podąża przeklęty bard, który swój „krzyż” może przekazać jedynie poprzez opowieść. Warunkiem jest to, aby słuchacz spał, a opowieść została dokończona. Pewnego dnia w danych lasach pojawia się trójka złodziei. Natrafiają oni na barda, który rozpoczyna opowieść. Czy tym razem klątwa zostanie przekazana? Jaką opowieść przekazuje przeklęty i jaki jest jej finał?
Z pewnością mogę stwierdzić, że Mariusz Walczak miał pomysł na tę książkę. I choć spotkałam się już z podobnymi motywami, to on zrobił to zupełnie inaczej. Można określić, że książka była nieoczywiście oczywista. Sama fabuła może nie trzyma w napięciu jak thriller i nie mrozi krwi w żyłach, jak horror, ale ma w sobie to coś. Ujęła mnie z całą pewnością prostota opowieści połączona z pięknym językiem, jakiego używał autor. Słownictwo jest bardziej wyszukane, niż w większości książek z gatunku, a jednakowo nie męczy, co zasługuje na ogromny plus.
Książka nie jest tylko poprawna, ale zdecydowanie przyjemnie spędza się przy niej czas. Można ją uznać za lekki i krótki przerywnik między cięższą literaturą. „Świt legend” ma w sobie zdecydowany potencjał i serdecznie polecam tę pozycję osobom lubującym się w literaturze fantastycznej. Mimo, że całość może nie wyrywa z butów, to zasługuje na uwagę i solidną ocenę.
Na całość recenzji i dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2020/08/swit-legend-mariusz-walczak.html
Przez lasy Dziedzictwa podąża przeklęty bard, który swój „krzyż” może przekazać jedynie poprzez opowieść. Warunkiem jest to, aby słuchacz spał, a opowieść została dokończona. Pewnego dnia w danych lasach pojawia się trójka złodziei. Natrafiają oni na barda, który rozpoczyna opowieść. Czy tym razem klątwa zostanie przekazana? Jaką opowieść przekazuje przeklęty i jaki jest...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to