Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Ropuszka została porwana z kołyski i zabrana do Magicznej Krainy, gdzie wróżki otoczyły ją opieką i ciepłem, a także nauczyły swoich zwyczajów. Jednak kiedy dorosła, Magiczny Lud poprosił ją o prostą przysługę. Miała wrócić do swojego świata i udzielić błogosławieństwa nowo narodzonemu dziecku. Niestety nie wszystko poszło po myśli Ropuszki. W tym samym miejscu, wieki później, dziewczyna spotyka rycerza, który niebezpiecznie blisko zbliżył się do ciernistego żywopłotu. Mężczyzna słyszał opowieści o tym miejscu i klątwie, którą należy złamać. Nie wie jednak, że tej klątwy strzeże sama Ropuszka.

Co powiecie na retelling Śpiącej Królewny w słodko-gorzkim wydaniu? Na baśniową opowieść, w której księżniczka jest złą postacią, a główna bohaterka wychowywana w Magicznej Krainie potrafi zamienić się w żabę? A do tego wszystkiego historia jest dość krótka i spokojnie można przeczytać ją na jednym posiedzeniu. Jednak dla mnie właśnie ta długość była jedynym minusem, bo cała reszta jest prawdziwym miodem na serce.

„Cierń” to nie tylko fenomenalny i tajemniczy retelling, to także historia o samotności i okrutnym przypadku. Autorka z ogromną czułością pochyliła się nad losami głównej bohaterki, sprawiając, że momentami miałam ochotę ją przytulić. I chociaż Ropuszka jest niezwykle urocza, nie jest postacią idealną - to samo można powiedzieć o rycerzu, Halimie, którego dociekliwość doprowadziła do pewnego zapomnianego miejsca. Do tego wszystkiego autorka stworzyła dość mroczne i okrutne otoczenie. Bo chociaż w opowieści spotykamy księżniczki i wróżki, to daleko im wszystkim do słodkich magicznych istot przedstawianych w podobnych baśniach. Jeśli szukacie czegoś wciągającego na jeden wieczór - „Cierń” będzie idealną propozycją!

Ropuszka została porwana z kołyski i zabrana do Magicznej Krainy, gdzie wróżki otoczyły ją opieką i ciepłem, a także nauczyły swoich zwyczajów. Jednak kiedy dorosła, Magiczny Lud poprosił ją o prostą przysługę. Miała wrócić do swojego świata i udzielić błogosławieństwa nowo narodzonemu dziecku. Niestety nie wszystko poszło po myśli Ropuszki. W tym samym miejscu, wieki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Simon Sax jest prawdziwym geniuszem. Opracowany przez niego algorytm mógłby całkowicie zrewolucjonizować jakikolwiek rynek, a gdy w końcu go sprzeda, stanie się miliarderem. Niestety jego zdolności towarzyskie nie idą w parze z geniuszem, przez co od zawsze miał problemy z nawiązywaniem znajomości. W przypływie emocji wchodzi na jeden z portali randkowych dla bogatych Amerykanów poszukujących żony w krajach bałtyckich. Właśnie tam poznaje Irinę, w której zakochuje się niemal od razu. Nie wie jednak, że kobieta skrywa mroczny sekret, a on właśnie wkroczył do niebezpiecznego świata, w którym ucierpieć mogą jego bliscy.

Nie wiem co takiego mają w sobie książki Juan’a Gomez-Jurado, ale czyta mi się je błyskawicznie - nawet jeśli akcja nie pędzi szybko, a właśnie tak było to w przypadku „Blizny”. Tutaj autor przede wszystkim skupił się na ukazaniu sylwetek bohaterów, ich tragicznej przeszłości i momentach, które miały ogromny wpływ na charaktery Simona oraz Iriny. Stworzył niezwykle interesujące osobowości, napędzane całkowicie różnymi emocjami: chęcią zemsty, nienawiścią, bezradnością, samotnością czy troską o bliskich. W „Bliźnie” przenosimy się z hiszpańskich klimatów wprost do amerykańskiej rzeczywistości, ale dostajemy również namiastkę tragicznych oraz brutalnych wydarzeń z ojczyzny Iriny, a także wspomnień wojennych jednego z drugoplanowych bohaterów. Do tego dochodzą mafijne porachunki, czy hand3l żywym towarem - autor naprawdę wie, jak wywołać emocje u czytelnika. Porównując prequel do całej serii, zabrakło mi jednak tego typowego humoru i samych wątków kryminalnych - jednak wciąż bawiłam się bardzo dobrze!

Simon Sax jest prawdziwym geniuszem. Opracowany przez niego algorytm mógłby całkowicie zrewolucjonizować jakikolwiek rynek, a gdy w końcu go sprzeda, stanie się miliarderem. Niestety jego zdolności towarzyskie nie idą w parze z geniuszem, przez co od zawsze miał problemy z nawiązywaniem znajomości. W przypływie emocji wchodzi na jeden z portali randkowych dla bogatych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Chociaż Ava należy do magicznego gatunku elfów, została wychowana przez adopcyjną matkę w ludzkim świecie. Obecnie pracuje jako barmanka i ma chłopaka, z którym planuje przyszłość. Jednak kiedy w dniu swoich 26 urodzin przyłapuje go na zdradzie, zrozpaczona udaje się z przyjaciółką do baru. Tam dowiaduje się, że został ogłoszony tradycyjny turniej na żonę króla elfów, Torina. Kiedy mężczyzna niespodziewanie pojawia się w barze, aby osobiście zaprosić Avę do udziału w nim, rozgoryczona kobieta obraża króla elfów i organizowane przez niego krwawe zawody. Nikt natomiast nie wie, że na Torina została rzucona pewna klątwa, przez którą woli ożenić się z kobietą, w której nigdy się nie zakocha. Ava wydaje się do tego idealna, dlatego proponuje jej pewien układ.

Po przeczytaniu kilku pierwszych rozdziałów „Szronu” w głowie miałam jedno pytanie: czy ja właśnie czytam pewnego rodzaju retelling Kopciuszka? Wiecie – osamotniona główna bohaterka zostaje wzięta pod uwagę jako kandydatka na żonę króla elfów. Ze względu na swój niechlujny wygląd oraz pochodzenie, raczej nikt jej w tym nie kibicuje. Co więcej, kiedy dostaje się do Zaczarowanej Krainy, udaje się do elfki, która wyczarowuje na niej piękną suknię. No coś w tym musi być! Przynajmniej na samym początku, bo później rozpoczyna się krwawy turniej, z którego nie wszystkie uczestniczki wyjdą żywe, a same elfy pokazują swoje okrutne oblicze. Chociaż w tym przypadku treść nie zaskoczyła mnie niczym nowym, autorka i tak sprawiła, że zaangażowałam się w 100%. Samo połączenie krwawego turnieju i elfów sprawiło, że została kupiona. Do tego ciekawi bohaterowie, lekka forma, fajny humor i szybka akcja. Warto jeszcze wspomnieć, że w „Szronie” elfy ujawniły się światu ludzkiemu, a sam turniej jest transmitowany przez telewizję, przez co wchodzimy tu w lekkie urban fatnasy. I chociaż samo zakończenie było dla mnie przewidywalne, to i tak sprawiło, że najchętniej sięgnęłabym po kolejny tom już teraz.

Chociaż Ava należy do magicznego gatunku elfów, została wychowana przez adopcyjną matkę w ludzkim świecie. Obecnie pracuje jako barmanka i ma chłopaka, z którym planuje przyszłość. Jednak kiedy w dniu swoich 26 urodzin przyłapuje go na zdradzie, zrozpaczona udaje się z przyjaciółką do baru. Tam dowiaduje się, że został ogłoszony tradycyjny turniej na żonę króla elfów,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po miesiącach ciągłego poczucia wypalenia i zmęczenia, Yeong-ju postanowiła postawić wszystko na jedną kartę. Rzuciła stabilną pracę, rozwiodła się z mężem i… otworzyła kameralną księgarnię na obrzeżach Seulu. Chociaż nowy początek był dla niej strasznie trudny, z czasem zaczęła angażować się w organizowanie coraz większej ilości wydarzeń i promocji. Otoczona nowymi przyjaciółmi i książkami, w końcu zaczęła czuć się jak u siebie.

Główna bohaterka stworzyła bezpieczną przystań dla klientów pośród czterech ścian swojej księgarni. Hwang Bo-reum zrobiła samo to przy pomocy słów przelanych na papier, mających niemal terapeutyczną moc. Nigdy nie przypuszczałabym, że porwie mnie książka z niemal zerową akcją. Tutaj nie zmierzamy od punktu A do B, a jedynie jesteśmy świadkami wydarzeń w księgarni – niektórym wydawać się to może nudne, ale uwierzcie, że nigdzie indziej nie znajdziecie takiego ukojenia. Wszystko to za sprawą ciekawego przekroju bohaterów, z którymi utożsamić się może wielu czytelników. Niektórzy są wypaleni zawodowo, inni stoją przed ciężkimi wyborami, jeszcze inni dopiero poszukują swojej ścieżki życiowej, a kolejnych trapią trudy życia codziennego. W rzeczywistości to opowieść o zwykłych bohaterach i zwykłym życiu, ale jednocześnie to powieść zachęcająca nas do celebrowania tej codzienności. „Witajcie w księgarni Hyunam-Dong” to otulająca niczym kocyk, dająca chwilę wytchnienia lektura, która była dla mnie też ciekawym spotkaniem z inną kulturą. Ale takim miłym spotkaniem, które pozostawiło we mnie myśl: chciałabym, żeby u nas była przestrzeń na powstawanie tak przytulnych i bezpiecznych miejsc, jak księgarnia Hyunam-Dong.

Po miesiącach ciągłego poczucia wypalenia i zmęczenia, Yeong-ju postanowiła postawić wszystko na jedną kartę. Rzuciła stabilną pracę, rozwiodła się z mężem i… otworzyła kameralną księgarnię na obrzeżach Seulu. Chociaż nowy początek był dla niej strasznie trudny, z czasem zaczęła angażować się w organizowanie coraz większej ilości wydarzeń i promocji. Otoczona nowymi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od momentu, w którym Julia Padavano dostrzegła Williama, wiedziała, że zostanie on jej mężem. Energiczna, pełna życia i ambitna kobieta sprawiła, że w życiu chłopaka w końcu zapaliło się światło. Wraz z Julią pojawiają się także jej trzy nierozłączne siostry: Sylvie, Cecelia i Emaline. Dla chłopaka, który wychowywał się w cieniu rodzinnej tragedii, rodzina Padavano wydaje się wypełniona miłością i szczęściem. Jednak jego przeszłość nie daje o sobie zapomnieć, czego rezultatem jest rozłam w rodzinie.

Ann Napolitano zaprosiła mnie w objęcia pewnej rodziny i zapoznała z ich historią na przestrzeni lat, a nawet pokoleń. Pomimo barwnej okładki, sama opowieść skupia się bardziej na wszelkich odcieniach szarości życia, emocjach i melancholii. Autorka stworzyła cztery całkowicie różne od siebie siostry Padavano, które dorastały w chaotycznej i głośnej rodzinie, a następnie splotła ich losy z pewnym młodym mężczyzną naznaczonym rodzinną tragedią. Z biegiem stron każda postać ukazuje swój charakter, aby udowodnić, że nikt nie jest tak naprawdę dobry albo zły, szczęśliwy albo smutny. Pomiędzy tym wszystkim istnieje coś więcej, co najpierw nawiedza umysł, a następnie skłania do działania. I przede wszystkim pokazuje, jak wydarzenia z przeszłości mają wpływ na teraźniejszość. Ann Napolitano wspaniale balansuje tu pomiędzy smutkiem, samotnością a miłością i szczęściem, oddając w ręce powieść napisaną w niezwykle emocjonujący, ale i prosty sposób. „Witaj, piękna” to powolna powieść o uczuciach, lojalności, rodzinie, siostrzeństwie, miłości, wszelkich małych drobnostkach, a także wzlotach i upadkach. To powieść skłaniająca do przemyśleń, która w subtelny sposób wyciska łzy i zostawia na sercu małą ryskę.

Ps. Uwielbiam to, w jaki sposób autorka nawiązuje do klasycznych powieści! Samo to, że w „Witaj, piękna” poznajemy 4 siostry, jest niejako nawiązaniem do „Małych kobietek”, do których porównywały się bohaterki, aby pokazać swoje uczucia danego dnia.

Od momentu, w którym Julia Padavano dostrzegła Williama, wiedziała, że zostanie on jej mężem. Energiczna, pełna życia i ambitna kobieta sprawiła, że w życiu chłopaka w końcu zapaliło się światło. Wraz z Julią pojawiają się także jej trzy nierozłączne siostry: Sylvie, Cecelia i Emaline. Dla chłopaka, który wychowywał się w cieniu rodzinnej tragedii, rodzina Padavano wydaje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Chaol Westfall i Nesryn Faliq wyruszają w podróż do starożytnego i urokliwego miasta Antica. Były kapitan Gwardii Królewskiej pragnie odzyskać sprawność nóg i zwraca się o pomoc do słynnych uzdrowicielek z Torre Cesme. Czy Yrene, pełna niechęci do Adarlanu, zdoła przezwyciężyć swoje uprzedzenia i nawiązać z Chaolem silną więź, zdolną mu pomóc? Jednak to tylko część ambitnego planu. Na tronie Antica zasiada potężny kagan, a sojusz z nim może odwrócić losy wojny, która wisiała nad Erileą. Chaos i Nesryn będą musieli pokazać się nie tylko od strony dzielnych wojowników, ale i sprytnych dyplomatów, gotowych na poświęcenia.

Chyba tylko Sarah J. Maas potrafi sprawić, że 850 stron praktycznie czytam na jednym wdechu. Tym bardziej, że jedną z głównych postaci „Wieży Świtu” jest Chaol, - bohater, którego nie darzę zbyt dużą sympatią. Ponadto, „Imperium burz” skończyło się w taki sposób, że najchętniej nie odrywałabym się od głównej akcji i od razu sięgała po „Królestwo popiołów”. Jednak w tym tomie wychodzi na jaw tak wiele informacji, a autorka tłumaczy tak wiele szczegółów mających wpływ na dalszy ciąg akcji, że jestem pełna podziwu. Wycieczka na kontynent w którym panują całkowicie inne zwyczaje, wierzenia i przekonania, była idealnym oddechem od natłoku emocji i wydarzeń z poprzedniego tomu. To taki idealnie wyważony, lekko odświeżający, ale i niezbędny element do poznania reszty, który pozwala nacieszyć się twórczością autorki w nowym środowisku.

Chaol Westfall i Nesryn Faliq wyruszają w podróż do starożytnego i urokliwego miasta Antica. Były kapitan Gwardii Królewskiej pragnie odzyskać sprawność nóg i zwraca się o pomoc do słynnych uzdrowicielek z Torre Cesme. Czy Yrene, pełna niechęci do Adarlanu, zdoła przezwyciężyć swoje uprzedzenia i nawiązać z Chaolem silną więź, zdolną mu pomóc? Jednak to tylko część...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dla Aelin Galathynius droga do tronu dopiero się rozpoczyna. Młoda królowa staje przed wyzwaniem zbudowania potężnej armii zdolnej pokonać coraz bardziej niebezpiecznego Erawana. Armia wiedźm, valgów i innych istot nieugięcie stawia czoło ognistej mocy dziedziczki Terrasenu. Chociaż Aelin ma przy sobie lojalnych przyjaciół i Rowana, to nadszedł czas, aby poszukać sojuszników. Kto odpowie na wezwanie królowej Terrasenu i zabójczyni Adarlanu? Tylko największe poświęcenie może odwrócić losy wojny.

Po skończeniu „Imperium Burz” w głowie miałam tylko jedno słowo - WOW! Kocham tę serię, dosłownie. Nie spodziewałam się, że jeszcze jakieś książki fantasy będą w stanie wzbudzić we mnie emocje podobne do tych towarzyszących czytaniu Dworów, Okrutnego Księcia, czy Porwanej Pieśniarki. Chociaż sam początek sprawiał wrażenie, jakby ten tom miał być kolejnym przejściowym, bez mocno angażującej akcji, to jednak ostatnie 200 stron jest takim rollercoasterem, że do tej pory nie mogę wyjść z podziwu. Autorka kreując bohaterów zrobiła naprawdę kawał dobrej roboty, a ich intrygi zadziwiały mnie na każdym kroku. To już jest też ten moment, w którym na dobre zżyłam się ze wszystkimi postaciami i dosłownie boje się ostatniego tomu. „Imperium burz” głównie opiera się na podróży, sile bohaterów oraz ich intrygach. Nie zabrakło też emocjonalnych momentów i wzruszających scen. Po prostu uwielbiam!

Dla Aelin Galathynius droga do tronu dopiero się rozpoczyna. Młoda królowa staje przed wyzwaniem zbudowania potężnej armii zdolnej pokonać coraz bardziej niebezpiecznego Erawana. Armia wiedźm, valgów i innych istot nieugięcie stawia czoło ognistej mocy dziedziczki Terrasenu. Chociaż Aelin ma przy sobie lojalnych przyjaciół i Rowana, to nadszedł czas, aby poszukać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tajemnicza, niebieskowłosa Karou została wychowana wśród różnokształtnych chimer, dlatego nie waha się korzystać z magii, aby zaspokajać swoje kaprysy. Szkołę artystyczną na co dzień łączy z dziwnymi zadaniami, które zleca jej opiekun - m.in. zbiera zęby, czy podróżuje przez portale w odległe zakątki Ziemi, aby uczestniczyć w licytacjach. W rzeczywistości nie wie praktycznie nic na temat swojej przeszłości oraz magii rządzącej jej światem, a ta ma swoją cenę. Wszystko zaczyna się rozjaśniać, kiedy na jej drodze staje serafin Akiva. Szkoda jednak, że to właśnie ten anioł stoi także za zniknięciem jej bliskich.

Wokół wznowienia tej serii w bookmediach zrobił się straszny szum, dlatego sięgając po „Córkę dymu i kości” spodziewałam się fajerwerków. Niestety, fajerwerków nie było, ale nie było też ogromnego rozczarowania. Nie mogę odmówić autorce tego, że stworzyła świat oraz system magiczny, z którym do tej pory się nie spotkałam. Diabelskie tatuaże, spełnianie życzeń, tajemnica związana z zębami, czy kilkusetletnia wojna pomiędzy serafinami a chimerami. I to jest właśnie coś idealnego dla osób, które chcą odetchnąć od takiej typowo schematycznej fantastyki. Szkoda tylko, że wszystko to zostało zepchnięte na dalszy plan, podczas gdy główną rolę odgrywała tu relacja głównych bohaterów. A ona była dla mnie mało angażująca i … bardzo szybka. W pewnym momencie akcja całkowicie zniknęła, a sam główny plot twist nie był dla mnie jakimś wielkim szokiem. Gdyby nie on, mogłabym wręcz nazwać Akivę jakimś przerażającym stalkerem. „Córka dymu i kości” jest idealną pozycją na początki z fantastyką, a w szczególności dla osób, które w literaturze cenią piękny, wręcz baśniowy język.

Tajemnicza, niebieskowłosa Karou została wychowana wśród różnokształtnych chimer, dlatego nie waha się korzystać z magii, aby zaspokajać swoje kaprysy. Szkołę artystyczną na co dzień łączy z dziwnymi zadaniami, które zleca jej opiekun - m.in. zbiera zęby, czy podróżuje przez portale w odległe zakątki Ziemi, aby uczestniczyć w licytacjach. W rzeczywistości nie wie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tym razem cofamy się do przeszłości Viv oraz jej początków kariery płatnej z@bójczyni w drużynie Kruków. Niestety - orczyca zostaje ranna podczas bitwy z armią potężnej nekromantki. Wbrew swojej woli trafia na rekonwalescencję do nadmorskiego miasteczka Mruk, gdzie dzieje się naprawdę niewiele. Jest przekonana, że wynudzi się za wszystkie czasy, jednak okazuje się, że miasteczko ma jej do zaoferowania coś więcej. A przede wszystkim niesamowite relacje z niektórymi mieszkańcami.

„Księgarnie & Kościopył” przedstawia nam bardzo dobrze znany schemat z „Legendy & Latte”. Nie dzieje się tam wiele, ale wciąż jest bardzo przytulnie i ciepło. Na pierwszy plan wychodzą tu codzienne sprawy bohaterów i piękne, nieoczekiwanie relacje. W przeciwieństwie do pierwszego tomu, gdzie ze stron poczuć można było zapach cynamonek, tutaj główną rolę odgrywają książki i próba uratowania podupadającej księgarni. Tak! Jesteśmy świadkami przeistaczania się orczycy w prawdziwą książkarę. Czy można przeczytać coś bardziej uroczego?! Przyznam jednak, że czułam się, jakbym czytała po raz drugi to samo, z małą zmianą rekwizytów. Nawet otoczenie i bohaterowie wydawali mi się bardzo podobni. To samo mogę powiedzieć o wątku, w którym dostajemy więcej akcji i który został rozwiązany w ekspresowymi tempie - a tutaj liczyłam na nieco więcej. Wciąż jednak uważam, że „Księgarnie & Kościopył” to idealna lektura dla osób szukających przyjemnego oddechu od nieco cięższych książek.

Tym razem cofamy się do przeszłości Viv oraz jej początków kariery płatnej z@bójczyni w drużynie Kruków. Niestety - orczyca zostaje ranna podczas bitwy z armią potężnej nekromantki. Wbrew swojej woli trafia na rekonwalescencję do nadmorskiego miasteczka Mruk, gdzie dzieje się naprawdę niewiele. Jest przekonana, że wynudzi się za wszystkie czasy, jednak okazuje się, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powracamy do Weeping Hollow - małego miasteczka odciętego od świata zewnętrznego, w którym toczy się wewnętrzna walka między dwoma kowenami. Chociaż wydarzenia mają miejsce bezpośrednio po „Zgasłych duszach”, to tutaj poznajemy historię całkowicie innych głównych bohaterów.

Adorę od lat przepełnia złość, rozpacz i tęsknota. Codzienną siłę odnajduje w planowaniu zemsty na mężczyźnie, który klątwą sprawił, że jej matka zapadła w śpiączkę. Pewnego dnia staje się coś, co całkowicie zmienia bieg jej życia - odnajduje mężczyznę wyrzuconego przez fale na brzeg. Stone jest zaginionym, piątym element Zgasłych Dusz, którego przeszłość naznaczona jest ogromnym cierpieniem i odrzuceniem. Adora i Stone już od pierwszego spotkania wiedzą, że czeka ich niebezpieczna i namiętna przeprawa. Do tego wszystkiego, w miasteczku grasują m0rd3rcze Cienie, a sama Agora wpadła w sidła aranżowanego małżeństwa. Jaką cenę para będzie musiała zapłacić za zakazane uczucia?

„Wyspa Kości” to opowieść o zakazanej miłości, która nie miała prawa się wydarzyć. To także opowieść o dwóch zagubionych duszach, które odnalazły się bez względu na przeciwności losu. Tutaj jest zdecydowanie mroczniej, brutalniej i bardziej wstrząsająco niż w pierwszym tomie. Autorka stworzyła nietuzinkowych bohaterów, których dusze naznaczone są ogromem cierpienia i złości na otaczający świat. Połączyła ich pełną namiętności, ale i zakazaną relacją, zmuszając do ukrywania się przed mieszkańcami miasteczka. A samo Weeping Hollow, mimo przełamania klątwy Zgasłych Dusz, wciąż jest dziwaczne, a może nawet bardziej chaotyczne i przerażające. W rzeczywistości tu nic nie jest czarno-białe, zaczynając od moralności bohaterów, kończąc na działaniach kowenu i samym miasteczku. Zadziwiająco przyjemne okazało się połączenie wydarzeń teraźniejszych z tymi przeszłymi oraz tymi z poprzedniego tomu. Dzięki temu „Wyspa kości” okazała się cudownym dopełnieniem historii.

Powracamy do Weeping Hollow - małego miasteczka odciętego od świata zewnętrznego, w którym toczy się wewnętrzna walka między dwoma kowenami. Chociaż wydarzenia mają miejsce bezpośrednio po „Zgasłych duszach”, to tutaj poznajemy historię całkowicie innych głównych bohaterów.

Adorę od lat przepełnia złość, rozpacz i tęsknota. Codzienną siłę odnajduje w planowaniu zemsty na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po felernym rejsie, Audrey Rose i Thomas w końcu docierają do Ameryki. Chociaż z początku mają głowy zajęte całkowicie czymś innym, (a przede wszystkim sobą nawzajem) to szybko okazuje się, że w Nowym Jorku grasuje m0rd3rca. Młoda kobieta jest przekonana, że człowiek ten przybył razem z nimi na statku i właśnie wyruszył w dalszą podróż. Właśnie tak lądują w Chicago - stolicy swobody i ryzyka, gdzie od niedawna g!nie wiele kobiet. Czy tym razem Audrey Rose i Thomas złapią niezwykle sprytnego i okrutnego z@bójcę, a może sami staną się jego celem?

„Trwalsza niż życie, trwalsza niż śmierć. Moja miłość do ciebie jest wieczna.”

Dalej nie wiem, czy po przeczytaniu „Jak ująć diabła” jestem bardziej szczęśliwa, że w końcu poznałam zakończenie, czy smutna, że ta wspaniała i nieco brut@lna przygoda już za mną. Wiem za to, że w pierwszej części tego tomu, na pierwszy plan wychodzi relacja Audrey Rose i Thomasa. Chociaż ten duet z pewnością mogę zaliczyć to moich ulubionych książkowych par, to z niecierpliwością czekałam na wątek kryminalny. Ale gdy w końcu się go doczekałam, nie mogłam wyjść z podziwu, w jaki sposób autorka go pociągnęła. Mogę powiedzieć jedynie - WOW! Emocje, plot twisty, brut@lność, mroczne tajemnice - na taki finał czekałam.

Po felernym rejsie, Audrey Rose i Thomas w końcu docierają do Ameryki. Chociaż z początku mają głowy zajęte całkowicie czymś innym, (a przede wszystkim sobą nawzajem) to szybko okazuje się, że w Nowym Jorku grasuje m0rd3rca. Młoda kobieta jest przekonana, że człowiek ten przybył razem z nimi na statku i właśnie wyruszył w dalszą podróż. Właśnie tak lądują w Chicago -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W 1929 roku doszło do brut@lnego m0rd3rstwa, które po latach zostało sprowadzone do rodzinnej rymowanki. Oskarżona wtedy została jedyna osoba, która przeżyła rodzinną m@s@krę - Lenora Hope, jednak ostatecznie policja nie udowodniła jej winy.

Jest rok 1983. Do rozpadającej się posiadłości przybywa opiekunka - Kit McDeere. Kobieta ma zaopiekować się Lenorą po tym, jak poprzednia pielęgniarka bez słowa zniknęła w środku nocy. 71-letnia staruszka na skutek serii udarów straciła mowę i zdolności poruszania się. Pewnej nocy Lenora lewą ręką wystukuje na maszynie zdanie „Chcę opowiedzieć ci wszystko”. Właśnie tak Kit powoli poznaje wydarzenia, które 50 lat wcześniej nawiedziły rodzinną posiadłość.

„Tylko ona została” przypomina mi te najlepsze thrillery, do których uwielbiam powracać. Ma w sobie wszystko to, co kocham w powieściach z tego gatunku: mroczny, duszny klimat, starą rezydencję, rodzinne tajemnice i zawiłe zagadki. W tym przypadku autor dodatkowo stworzył niespodziewany duet dwóch bohaterek z własnymi tajemnicami, sprawiając, że dzięki ich zawiłej przeszłości nie nudziłam się ani przez chwilę. Riley Sager kojarzy mi się z absurdalnymi rozwiązaniami oraz luźnym podejściem do gatunku i właśnie za to go podziwiam. Tym razem nie było inaczej - dostałam garść ogromnych plot twistów, przy których dosłownie nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Wiele osób może zachęcić fakt, że jest to książka w klimacie przybliżonym do „Za zamkniętymi drzwiami”. Mi nie pozostało nic innego, jak z niecierpliwością czekać na kolejną jego książkę!

W 1929 roku doszło do brut@lnego m0rd3rstwa, które po latach zostało sprowadzone do rodzinnej rymowanki. Oskarżona wtedy została jedyna osoba, która przeżyła rodzinną m@s@krę - Lenora Hope, jednak ostatecznie policja nie udowodniła jej winy.

Jest rok 1983. Do rozpadającej się posiadłości przybywa opiekunka - Kit McDeere. Kobieta ma zaopiekować się Lenorą po tym, jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na prośbę chorego dziadka, Fallon Grimaldi powraca do rodzinnego miasteczka. W sumie jest to też jej pierwsza wizyta w Weeping Hollow, które wygląda, jakby było całkowicie odcięte od świata - i jest w tym ziarenko prawdy. Co więcej, w miasteczku władzę sprawuje zgromadzenie starszyzny, a dwa koweny toczą ze sobą odwieczną walkę. Do tej pory Fallon uważała opowieści o Weeping Hollow za lekko naciągane, ale teraz zrobi wszystko, aby poznać prawdę o swoim pochodzeniu oraz przodkach. Jednak nie jest to takie proste, kiedy na jej drodze staje tajemniczy Julian, na którym ciąży klątwa przekazywana z pokolenia na pokolenie. Do tego w miasteczku zaczyna dochodzić do tajemniczych morderstw, a samo życie Fallon może być w niebezpieczeństwie.

Już od pierwszych stron czułam się, jakbym wspólnie z Fallon wjechała do miasteczka Weeping Hollow i została wciągnięta przez otaczający je klimat. Chociaż sam wykreowany świat jest lekko zagmatwany i posiada wiele szczegółów, to dla mnie było to coś całkowicie świeżego i fascynującego. Walczące ze sobą koweny, pogańska magia, klątwa, a to wszystko w otoczeniu miasteczka w stylu Halloween 24/7, 365 dni w roku. Sam wątek romantyczny toczył się głównie wokół motywu zakazanej miłości, a jednocześnie był bardzo szybki i pełen sprzeczności. Ale jakie to było dobre! Dosłownie czekałam na każde kolejne spotkanie Fallon i Juliana, których autorka połączyła niezwykle mocnym uczuciem, a jednocześnie stworzyła z nich całkowite przeciwieństwa. Chociaż czasami czułam vibe starej fantastyki i zdaję sobie sprawę, że książka ma wady, to czuję, że jest taka moja w 100%. Bo pomimo tych 600 stron, z ogromnym zainteresowaniem chłonęłam każdy kolejny rozdział, nie mogąc rozstać się z bohaterami.

Na prośbę chorego dziadka, Fallon Grimaldi powraca do rodzinnego miasteczka. W sumie jest to też jej pierwsza wizyta w Weeping Hollow, które wygląda, jakby było całkowicie odcięte od świata - i jest w tym ziarenko prawdy. Co więcej, w miasteczku władzę sprawuje zgromadzenie starszyzny, a dwa koweny toczą ze sobą odwieczną walkę. Do tej pory Fallon uważała opowieści o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W samym środku luksusowego osiedla dla emerytów, w każdy czwartek spotyka się tajemnicza i dość ekscentryczna grupa przyjaciół. Seniorzy w ramach Czwartkowego Klubu Zbrodni wspólnie starają się rozwikłać nierozwiązane do tej pory sprawy kryminalne. Tak właśnie trafiają na niewyjaśnione m0rd3rstwo młodej dziennikarki. To idealna okazja, aby poznać i zaangażować w sprawę znanego i uroczego Mike’a Waghorna - gwiazdora lokalnych wiadomości. W między czasie Elizabeth dostaje dość dziwne sms-y od nieznanego numeru, w których można wyczuć nutkę groźby. Dokąd tym razem doprowadzi wścibstwo emerytów?

Nie wiem jakim cudem, ale Richard Osman za sprawą osobliwej grupy seniorów sprawia, że mój czas przy jego książkach płynie ekspresowo. Za każdym razem bawię się równie świetnie, ale i nierzadko wzruszam. Bo musicie wiedzieć, że przemyślenia bohaterów, chociaż bardzo przyziemne, czasami potrafią zostać w głowie na dłużej. Z racji tego, że jest to już 3 tom serii, zdążyłam się z nimi zżyć i poznać na tyle, aby wiedzieć, czego mniej więcej mogę się po nich spodziewać. I w tym przypadku wcale się nie zawiodłam! Na horyzoncie pojawiło się również kilka nowych bohaterów, wątków i relacji, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że w Cooper Chase nigdy nie będzie nudno. Lekki język, czarny brytyjski humor i kryminalne zagadki - czego chcieć więcej?

W samym środku luksusowego osiedla dla emerytów, w każdy czwartek spotyka się tajemnicza i dość ekscentryczna grupa przyjaciół. Seniorzy w ramach Czwartkowego Klubu Zbrodni wspólnie starają się rozwikłać nierozwiązane do tej pory sprawy kryminalne. Tak właśnie trafiają na niewyjaśnione m0rd3rstwo młodej dziennikarki. To idealna okazja, aby poznać i zaangażować w sprawę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Molly i Andrew zbudowali niezwykłą przyjaźń, której tradycją jest coroczne spotkanie na lotnisku w Chicago i wspólny lot do Irlandii. To już dziesięć lat i dziesięć wspólnych lotów, które rozpoczęły się od dość niezręcznego pierwszego spotkania. Jednak teraz każda podróż mija im pod znakiem rozmów, plotek i nadrabiania zaległości. Niestety w dziesiątą rocznicę ich spotkania nad Atlantykiem szaleje burza śnieżna, a lot zostaje odwołany. Molly wie, że dla Andrew święta z rodziną są najważniejszą rzeczą w roku, dlatego robi to, co zrobiłaby każda przyjaciółka - obiecuje, że dostarczy go do rodzinnego domu.

Autorka stworzyła wspaniały duet całkowicie różnych od siebie bohaterów, połączyła ich przyjaźnią i w subtelny sposób zaczęła przenosić tę więź na inny poziom. A wszystko to w iście świątecznym otoczeniu jemioły, śniegu, świątecznych ozdób i tradycji, a także kiczowatych sweterków. Jednak musicie wiedzieć, że ten świąteczny klimat wychodzi głównie od Andrew, dla którego jest to jedna z najpiękniejszych chwil w roku. Przyjaciele mają odmienne podejście nie tylko do Świąt Bożego Narodzenia, ale i bardziej codziennych spraw. Podczas gdy Andrew żyje chwilą, cieszy się małymi drobnostkami, a na co dzień zajmuje się fotografią, tak Molly twardo stąpa po ziemi, a swoje życie poświęca pracy. Jednak „Kierunek miłość” to opowieść nie tylko o dwójce przyjaciół próbujących dotrzeć do domu na święta. To także opowieść o bliskości, rodzinnych relacjach i wewnętrznych przemianach.

Jeśli mielibyście przeczytać w tym roku tylko jedną świąteczną książkę, proszę - niech będzie to „Kierunek miłość”! Gwarantuję dużo uroczych momentów, ciepłych chwil i wspaniałego humoru. Nie zliczę tego, czy podczas czytania częściej uśmiechałam się sama do siebie, czy powstrzymywałam łzy wzruszenia.

Molly i Andrew zbudowali niezwykłą przyjaźń, której tradycją jest coroczne spotkanie na lotnisku w Chicago i wspólny lot do Irlandii. To już dziesięć lat i dziesięć wspólnych lotów, które rozpoczęły się od dość niezręcznego pierwszego spotkania. Jednak teraz każda podróż mija im pod znakiem rozmów, plotek i nadrabiania zaległości. Niestety w dziesiątą rocznicę ich spotkania...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wielkimi krokami zbliża się zakończenie pewnej historii, która spędza sen z powiek naszym bohaterom od lat. Czy w końcu uda im się dotrzeć do grobu mitycznego Glendowera? Czy czający się za nimi mrok pochłonie świat, jaki do tej pory znali? Przyjaciele nie kryją swojego przerażenia, ale chcą doprowadzić sprawę do końca. A może nawet inaczej - nie mają wyjścia.

Totalnie nie spodziewałam się takiego zakończenia. Myślałam, że w końcu dostanę to, na co czekałam od pierwszego tomu, ale moje marzenia (tak jak i głównych bohaterów) zostały dosłownie zmiażdżone. Doskonale wiem, jaki autorka miała cel i szanuję to, bo bardzo rzadko można zauważyć taki zabieg w fantastyce. Jednak poczułam się lekko rozczarowana. Równie rozczarowujące okazało się to, że niektóre wątki nie doczekały się swojego zakończenia - tak jakby sama autorka zapomniała, że je rozpoczęła. Ale żeby nie było, że ja tu o samych negatywnych emocjach - bo cała seria posiada wiele pozytywnych aspektów. Niezwykle realnych bohaterów, dziwnych relacji i eterycznego klimatu. Kruczy cykl skupia się na dziwnej, niewytłumaczonej magii, ale jednocześnie jest bardzo ludzki. Udowadnia, że nic nie jest czarno-białe, że wszystkie relacje przechodzą trudne momenty oraz że niektóre marzenia mogą pozostać jedynie w sferze marzeń.

Wielkimi krokami zbliża się zakończenie pewnej historii, która spędza sen z powiek naszym bohaterom od lat. Czy w końcu uda im się dotrzeć do grobu mitycznego Glendowera? Czy czający się za nimi mrok pochłonie świat, jaki do tej pory znali? Przyjaciele nie kryją swojego przerażenia, ale chcą doprowadzić sprawę do końca. A może nawet inaczej - nie mają wyjścia.

Totalnie nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Blue Sargent od zawsze słyszała, że pocałunkiem z@b!je miłość swojego życia. Ta klątwa staje się prawdziwym ciężarem, kiedy poznaje kruczych chłopców. Jednak to właśnie dzięki nim czuje, że w końcu odnajduje swoje miejsce na ziemi i wie, że może na nich polegać nawet w najtrudniejszych momentach życia. A ten moment właśnie nadszedł. Chociaż Ronan i Adam pogłębiają wiedzę na temat swoich zdolności, a Gansey próbuje skleić wszystko w jedność, to priorytetem staje się dla nich odnalezienie Maury. Do tego wszystkiego muszą zachować ostrożność, bo w mieście pojawiła się dziwna, niebezpieczna para, a w pewnej jaskini śpi coś, czego nikt nie powinien obudzić.

Za każdym razem, kiedy próbuję jakoś określić tę serię, przychodzi mi na myśl tylko jedno słowo - eteryczna. Naprawdę ciężko inaczej wyjaśnić wszystko to, co dzieje się na kartach Króla Kruków. Z jednej strony właśnie ta lekkość i dziwność mnie czaruje, ale z drugiej strony lekko rozczarowuje. Kiedy już zaczynam się wkręcać, oczekując jakiegoś rozwoju akcji, następuje ogromny spadek, podczas którego towarzyszymy bohaterom w… niczym szczególnym. Po początkowym zachwycie i myśli „O! Ten tom chyba będzie moim ulubionym!”, ostatecznie uświadomił mnie on tylko w jednym - ja tu żadnej wyjątkowej (a może bardziej racjonalnej) akcji nie dostanę. Autorka w dużej mierze skupia się na rozwoju relacji bohaterów, stworzeniu garści niewyjaśnionych zjawisk i ubraniu tego wszystkiego w senny klimat. I to jest fajne, ale nie na tyle, żeby seria trafiła do moich ulubieńców.

Blue Sargent od zawsze słyszała, że pocałunkiem z@b!je miłość swojego życia. Ta klątwa staje się prawdziwym ciężarem, kiedy poznaje kruczych chłopców. Jednak to właśnie dzięki nim czuje, że w końcu odnajduje swoje miejsce na ziemi i wie, że może na nich polegać nawet w najtrudniejszych momentach życia. A ten moment właśnie nadszedł. Chociaż Ronan i Adam pogłębiają wiedzę na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Miasteczko Gold Coast na Long Island, elitarna szkoła, tajne stowarzyszenie i m0rd3rstwo, do którego dochodzi pośród grupy przyjaciół.

W pierwszej klasie liceum najlepsza przyjaciółka Jill - Shaila, została z@m0rd0wana przez swojego chłopaka. Graham przyznał się do zbr0dni i wszystko wróciło do normalności. Teraz Jill jest w czwartej klasie i należy do tajnego, elitarnego stowarzyszenia Graczy. Jego członkowie nie tylko organizują najlepsze imprezy, ale i mają najlepsze oceny, a także dostęp do wielu udogodnień. To miał być najlepszy czas w jej życiu, ale z wielkim hukiem powraca do niej przeszłość - Graham deklaruje swoją niewinność. Jeśli Jill zacznie drążyć i szukać prawdy, cała jej przyszłość może stanąć pod znakiem zapytania.

Jessica Goodman od samego początku czaruje nas wprost filmowym klimatem amerykańskiej szkoły prywatnej. Wprowadza w sam środek elitarnego stowarzyszenia grupy uczniów, za którymi ciągnie się śmierć jednej z ich przyjaciółek. Z jednej strony ukazuje nam Graczy dość stereotypowo - jako popularnych uczniów, którzy rzucają okrutne wyzwania młodszym rocznikom pragnącym dołączyć do ich grona. Z drugiej strony im głębiej poznajemy historię, tym na jaw wychodzi, że autorka stworzyła skomplikowanych bohaterów, którzy za wykreowanymi maskami kryją skomplikowane emocje i marzenia. To także opowieść o trudnych relacjach, manipulacjach i przyjaźniach, ubrana w bardzo tajemniczy, wręcz mglisty klimat. Wątek kryminalny sprawia natomiast, że w tej książce nic nie jest oczywiste, a już najmniej oczywiste są intencje niektórych bohaterów. „They Wish They Were Us” jest wielowarstwowym kryminałem, który zachwyca każdą stroną, każdym motywem i każdym zwrotem akcji.

Miasteczko Gold Coast na Long Island, elitarna szkoła, tajne stowarzyszenie i m0rd3rstwo, do którego dochodzi pośród grupy przyjaciół.

W pierwszej klasie liceum najlepsza przyjaciółka Jill - Shaila, została z@m0rd0wana przez swojego chłopaka. Graham przyznał się do zbr0dni i wszystko wróciło do normalności. Teraz Jill jest w czwartej klasie i należy do tajnego, elitarnego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lo Blacklock jest dziennikarką pracującą dla magazynu podróżniczego. Chociaż właśnie spotkało ją coś strasznego, nie może odpuścić sobie tygodniowego, luksusowego rejsu, na który wyrusza w zastępstwie za swoją szefową. To dla niej ogromna szansa nie tylko ze względu na potencjalne kontakty, ale i wyjście ze strefy komfortu. Początkowo wszystko zapowiada się świetnie: eleganckie kabiny, wystawna kolacja, znani goście. Jednak w nocy budzi ją dziwny dźwięk, jakby ci@ła wypadającego za burtę z kabiny obok. Ale dlaczego nikt nie chce jej w to uwierzyć? I dlaczego wszyscy idą w zaparte, że kabina obok była pusta, chociaż Lo widziała tam kobietę?

Czytanie kryminałów, których akcja zostaje zamknięta w jednej przestrzeni, to całkowicie inny level przyjemności. Klaustrofobiczny klimat, zamknięta grupa podejrzanych i brak możliwości ucieczki - brzmi wciągająco, prawda? Jednak ostatecznego kierunku, który obrała autorka, w ogóle się nie spodziewałam. Akcja zaczęła się mocno, aby następnie zwolnić i zaskoczyć dziwnym zwrotem akcji. Do tego wydaje mi się, że Ruth Ware nie do końca zamknęła wszystkie wątki, a za bardzo skupiła się na rozwleczeniu mniej istotnych szczegółów. Pod uwagę biorę też to, że „Kobieta z kabiny dziesiątej” jest jedną z pierwszych książek autorki i w kryminałach z tamtych czasów głównie odnajdziemy trend tej jednej bohaterki z problemami i uzależnieniami. Wiecie - nie wiemy, czy to wszystko dzieje się naprawdę, czy tylko w jej głowie. A ta książka skupia się właśnie głównie na myślach samej Lo, co momentami jest lekko męczące, a nawet nudzące. Ostatecznie mam bardzo mieszane uczucia i raczej nie będzie to kryminał z mojej topki kryminałów Ruth Ware.

Lo Blacklock jest dziennikarką pracującą dla magazynu podróżniczego. Chociaż właśnie spotkało ją coś strasznego, nie może odpuścić sobie tygodniowego, luksusowego rejsu, na który wyrusza w zastępstwie za swoją szefową. To dla niej ogromna szansa nie tylko ze względu na potencjalne kontakty, ale i wyjście ze strefy komfortu. Początkowo wszystko zapowiada się świetnie:...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cassie Greenberg to urodzona artystka, której właśnie grozi kolejna eksmisja z wynajmowanego mieszkania. Mogłoby się wydawać, że właśnie trafiła na ogłoszenie wręcz stworzone dla siebie. Pokój za 200 dolarów miesięcznie we wspaniałej dzielnicy Chicago? Brzmi trochę podejrzanie, ale przecież musi to sprawdzić! Po kilku dziwnych mailach trafia pod drzwi mieszkania i co najważniejsze - ze spotkania wychodzi żywa. Właśnie tak zostaje współlokatorką Fredericka J. Fitzwilliamia - mężczyzny, który wygląda, jakby teleportował się z dawnej epoki. Co więcej, śpi całymi dniami, a nocami załatwia swoje interesy, jest bardzo dystyngowany i nie za bardzo potrafi obchodzić się ze współczesną technologią. No i jeszcze trzyma worki z krw!ą w lodówce.

Strasznie dawno nie miałam tak mieszanych uczuć, jak podczas czytania tej książki. Uwielbiam postać Fredericka - wręcz komediowo przerysowanego wampira, który obudził się ze stuletniej drzemki i musi wtopić się w dzisiejsze otoczenie, ale średnio mu to wychodzi. Wpisy z jego pamiętników, czy liściki, które zostawiał Cassie, to prawdziwe złoto, a ich dialogi sprawiały, że uśmiechałam się sama do siebie. Natomiast ostatnie 100 stron zabiło we mnie to podekscytowanie, a gwoździem do trumny okazało się absurdalne zakończenie pewnej sprawy. Na początku z przymrużeniem oka patrzyłam też na dość dużą ilość błędów, ale w pewnym momencie musiałam cofać się, żeby sprawdzić, czy czegoś nie zrozumiałam źle. Książka nie jest idealna, ale jest lekka i zabawna, dzięki czemu można spędzić przy niej miło czas.

Cassie Greenberg to urodzona artystka, której właśnie grozi kolejna eksmisja z wynajmowanego mieszkania. Mogłoby się wydawać, że właśnie trafiła na ogłoszenie wręcz stworzone dla siebie. Pokój za 200 dolarów miesięcznie we wspaniałej dzielnicy Chicago? Brzmi trochę podejrzanie, ale przecież musi to sprawdzić! Po kilku dziwnych mailach trafia pod drzwi mieszkania i co...

więcej Pokaż mimo to