-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2020-04-23
2020-04-12
Naprawdę nie wiem, co myśleć o tej książce.
Z jednej strony nie wiem, czy w ogóle powinna być traktowana jako część Kronik Wardstone, ponieważ nie wnosi praktycznie nic do fabuły. Grimalkin wspomina tylko niejasno o przyszłości Toma. Poza tym może być traktowana jako zwykłe opowiadanie utworzone w tym samym uniwersum.
Jednak jako samodzielne dzieło też nie jest najlepsza. Wiem, że książki te są targetowane do widowni młodszej niż ja, więc nie mogę oceniać ich z czystym sumieniem. Jeżeli jednak zignorujemy docelowych czytelników, powiedziałabym, że autor chyba nie zdawał sobie sprawy z tego jak dobry miał materiał i jak słabo go wykorzystał.
Niektórzy zarzucają Wijcowi rozdwojenie jaźni, wieczną wewnętrzną szamotaninę. Ja jednak uważam to za dobry trop. Z jednej strony obawia się tego, że stanie się łagodny, z drugiej czuje się dziwnie źle traktując Nessę. A do tego dochodzi typowy dla jego gatunku odruch, żeby wyssać dziewczynie krew. Opis snu Wijca najlepiej to ukazuje, szczególnie końcówka.
All I'm saying is, gdyby Delaney pisał do starszej widowni i nieco rozwinął swój pomysł, powstałaby być może całkiem dobra i z pewnością tragiczna historia miłosna.
Naprawdę nie wiem, co myśleć o tej książce.
Z jednej strony nie wiem, czy w ogóle powinna być traktowana jako część Kronik Wardstone, ponieważ nie wnosi praktycznie nic do fabuły. Grimalkin wspomina tylko niejasno o przyszłości Toma. Poza tym może być traktowana jako zwykłe opowiadanie utworzone w tym samym uniwersum.
Jednak jako samodzielne dzieło też nie jest najlepsza....
2020-03-29
Nie zachwyciła mnie tak jak "Złodziejka książek". Nie da się jednak zaprzeczyć, że ma coś w sobie i potrafi sprawić, że czuje się gulę w gardle. Świetnie przedstawiona relacja miedzy braćmi - bez przesadnej cukrzycy, ale i tak wiemy ile dla siebie znaczą.
Styl leciutki i przyjemny, co nie zmienia faktu, że książka zawiera tyle matafor, porównań i symboli, ze mogłaby być zmorą wszystkich nie-humanów, gdyby postanowiono włączyć ją do podstawy programowej.
Nie zachwyciła mnie tak jak "Złodziejka książek". Nie da się jednak zaprzeczyć, że ma coś w sobie i potrafi sprawić, że czuje się gulę w gardle. Świetnie przedstawiona relacja miedzy braćmi - bez przesadnej cukrzycy, ale i tak wiemy ile dla siebie znaczą.
Styl leciutki i przyjemny, co nie zmienia faktu, że książka zawiera tyle matafor, porównań i symboli, ze mogłaby być...
2020-03-15
2020-03-13
2020-03-07
2020-03-04
2020-02-20
Cóż by tu powiedzieć. Czytałam tę książkę ponad 4 tygodnie, więc to chyba o czymś świadczy.
Autor nie opisuje działań wojennych samych w sobie, tylko ... no właśnie, sama nie wiem, co on dokładnie opisuje. Tekst jest tak poplątany, że trudno się połapać. Jeden rozdział jest o obozie w Omarskiej, jednocześnie dowiadujemy się jak obecnie żyje się niegdyś tam przebywającym ludziom, następny rozdział jest o procesie (już po wojnie) jednego ze zbrodniarzy, kolejny opowiada o Oświęcimiu i tak w kółko, jakby ktoś w wydawnictwie uznał, że kolejne rozdziały nie muszą pasować do siebie tematycznie. Jednocześnie autor wiele mówi o sobie i swoich odczuciach, co sprawia, że czasami reportaż wydaje się tak naprawdę pamiętnikiem.
Książkę mogę tak naprawdę polecić tylko ludziom o bardzo małej, wręcz zerowej wiedzy o tej wojnie. Dla każdego innego to strata czasu.
Cóż by tu powiedzieć. Czytałam tę książkę ponad 4 tygodnie, więc to chyba o czymś świadczy.
Autor nie opisuje działań wojennych samych w sobie, tylko ... no właśnie, sama nie wiem, co on dokładnie opisuje. Tekst jest tak poplątany, że trudno się połapać. Jeden rozdział jest o obozie w Omarskiej, jednocześnie dowiadujemy się jak obecnie żyje się niegdyś tam przebywającym...
2020-02-14
2020-02
2020-02
2019-12-30
Przeczytałam, żeby sprawdzić jak bardzo różni się od serialu. No i trochę się różni. Zawsze warto przeczytać podstawę, na której była oparta ekranizacja. Kilka rzeczy nie zmieściło się w serialu, które w pewnym stopniu poszerzają naszą wiedzę o świecie przedstawionym. Widzimy też jaki był pierwotny zamysł autora na daną postać czy wątek.
Przeczytałam, żeby sprawdzić jak bardzo różni się od serialu. No i trochę się różni. Zawsze warto przeczytać podstawę, na której była oparta ekranizacja. Kilka rzeczy nie zmieściło się w serialu, które w pewnym stopniu poszerzają naszą wiedzę o świecie przedstawionym. Widzimy też jaki był pierwotny zamysł autora na daną postać czy wątek.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-12-21
Ojeju, od czego by zacząć?
Nie przepadam za narratorem pierwszoosobowym, a właśnie tak napisana jest ta książka. Jakby tego było mało, główny bohater, a zatem również narrator, jest do bólu sarkastyczny. W książkach z narratorem trzecioosobowym nie byłoby to dużym problemem, dla niektórych byłaby to może nawet zaleta, ale akurat w tym przypadku sprawia to, że cała historia jest napisana z sarkazmem, i to nawet nie najlepszym. Wplatane w to żarty na poziomie podstawówki (na przykład słowo "zadek" jako element nazwy krzesła) tylko to wszystko pogarszają.
Owi bogowie Asgardu, z którymi co kilka stron spotyka się nasz główny bohater zachowują się niekiedy jak licealiści, a już na pewno tak mówią.
Podczas podróży do innych światów widzimy, że wszystkie do bólu przypominają Midgard (świat ludzi). Krasnoludy mają czołgi, w Asgardzie jest rzutnik, lodowe olbrzymy wysyłają sobie SMS-y.
Autor najwyraźniej silił się na humor na zasadzie "Niech to będzie tak absurdalne, że aż śmieszne". Tyle że to nie jest śmieszne. Po prostu absurdalne i kompletnie zabija klimat fantasy.
Do tego fabuła przypomina grę komputerową i to taką nie najlepszą. Na zasadzie "Aby otrzymać przedmiot X musisz pojechać do miejsca Y, przechytrzyć postać Z i przywieźć mi przedmiot V".
Książkę po trosze ratują dwie postacie - Blitz i Hearth, a właściwie chemia między nimi, sugerująca, że jednak mogą być kimś więcej niż przyjaciółmi. Dlatego jeżeli miałabym czytać następne tomy, to tylko sceny, w których ta dwójka ma jakieś interakcje. Jednak nawet najlepszy ship nie jest w stanie sam ciągnąć całej powieści, a co dopiero serii.
Ojeju, od czego by zacząć?
Nie przepadam za narratorem pierwszoosobowym, a właśnie tak napisana jest ta książka. Jakby tego było mało, główny bohater, a zatem również narrator, jest do bólu sarkastyczny. W książkach z narratorem trzecioosobowym nie byłoby to dużym problemem, dla niektórych byłaby to może nawet zaleta, ale akurat w tym przypadku sprawia to, że cała historia...
2019-12
Książka sama w sobie nie jest zła, ale, jak zawsze, świadomość, że musisz się skupić na tekście, zapamiętywać najdrobniejsze szczegóły, bo może pojawi się to na sprawdzianie, odbiera niemal całą przyjemność czytania.
Książka sama w sobie nie jest zła, ale, jak zawsze, świadomość, że musisz się skupić na tekście, zapamiętywać najdrobniejsze szczegóły, bo może pojawi się to na sprawdzianie, odbiera niemal całą przyjemność czytania.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-12-12
2019-11-01
Opinia dotyczy całej duologii, zawiera spoilery do obu tomów.
Wszyscy mówią, że Bardugo bardzo dojrzała pisarsko od swojej pierwszej powieści - Cień i Kość. To prawda. Od całkiem typowej trylogii o Alinie i Zmroczu przeszła do książki, jakich mało w fantasy - Szóstki Wron (oraz jej kontynuacji - Królestwa Kanciarzy). I wychodzi na to, że zmęczona tym wysiłkiem, postanowiła napisać coś, co o wiele bardziej sprawdziło by się jako fanfik na AO3.
Zacznijmy po kolei.
Postęp technologiczny, jaki dokonał, i dalej się dokonuje, w świecie przedstawionym zabija jego unikalny klimat. Łodzie podwodne, myśliwce, maski gazowe, rakiety - my to wszystko znamy z otaczającego nas świata. Zdaję sobie sprawę, że w Ravce niemal stale toczy się wojna, co oznacza, że stale szuka się nowych technologii, jednak te technologie są zbyt nowoczesne, zbyt zbliżone do naszych, aby pasowały do Grishaverse.
Kherguudowie byli jednym wielkim zaskoczeniem. Zdaję sobie sprawę, że ludzie szukają nowych broni, że jurda parem dała griszom nowe możliwości, ale to wszystko wyglądało raczej jakby Bardugo rzucała kośćmi i coklowiek z nich wypadnie, trafia do książki.
Brnąc dalej w niszczenie świata przedstawionego, nagle okazuje się, że ludzie powracają z martwych. Że istnieją święci. Że grisza może zmienić się w zwierzę (i to nie byle jakie, ale w smoka). Ten plot twist sprawił, że aż odłożyłam książkę, tak mocny był to cios. Poczułam się oszukana, to nie jest fantasy jakie spodziewałam się przeczytać, kierując się wiedzą z poprzednich 5 tomów Grishaverse.
Bardugo sprowadza Zmrocza tak narawdę bez większego powodu. Jego czyny nie wpływają zbyt mocno na fabułę, a jest to postać, która powinna wprowadzić kompletny zamęt. Cała jego historia sprowadza się do powrotu i wiecznych tortur, ponieważ w ten sposób zapełnia wyrwę w tworzywie świata. Zaznaczmy, że nie była to dziura w fabule, którą Bardugo musiała czymś zapchać. Autorka stworzyła kompletnie nowy problem specjalnie dla Zmrocza. Czyżby była to kolejna próba pogodzenia się ze swoim toksycznym związkiem (Zaznaczę tylko, że bardzo mi przykro, że ją to spotkało i mam nadzieję, że kiedyś znajdzie pociechę, jednak z perspektywy czytelnika takie zabiegi na postaciach są po prostu śmieszne.)
Bardugo zabija Davida. Po prostu. Ot tak. Tak jak w Cieniu i Kości zabiła Ivana, Fedyora czy Harshawa, aby pokazać że to nie są żarty, że postacie cierpią i giną w okrutnej wojnie. Jednak nijak nie popycha to fabuły do przodu, nie prowokuje określonych problemów czy określonych reakcji bohaterów.
Większość głównych postaci mówi bardzo podobnie. Nikołaj, Zoya, Genya, Tamar i Toyla posługują się sarkazmem niemal cały czas, pierwsza trójka również nie omieszka przy każdej okazji przechwalać się swoją wspaniałością. Gdyby chodziło o jedną czy dwie postaci, wtedy wiedziałabym, że chodzi tu o zabiego psychologiczny, że jest to pogłębienie charakteru, ale w tym przypadku daje to raczej makabryczny efekt. Autorka pewnie myślała, że ciągłe docinki sprawią, że czytelnik będzie płakał ze śmiechu, ja jednak po prostu płakałam.
Końcówka, Zoya zostaje królową. CZEMU? Kompletnie nie widzę jej w tej roli i nie sądzę, że to dobre rozwiązanie dla jej story arcu.
Bohaterowie z Szóstki Wron zostali dodani do duologii chyba tylko po to, żeby dodać książce kilku rozdziałów (oprócz Niny, której historia była najbardziej fascynująca ze wszystkich). I choć miło było ich znowu spotkać, wydawało się to kompletnie niepotrzebne, jak poboczny quest w grze wideo.
Zabieg z mniejszością etniczną, jaką są w Ravce Sulijczycy niestety zbyt dobrze się nie powiódł. Było to na mój gust zbyt randomowe i powierzchowne, jakby autorka dopiero w ostatniej chwili zdała sobie sprawę, że może powinna to dodać do książki.
Jedyne za co zawsze jestem wdzięczna Bardugo, to jej ukazanie społeczności LGBT+. Zawsze uwielbiałam jej książki za to z jaką otwartością i kompletnym brakiem wstydu je pisze, jak żadna z postaci nie ma nigdy rozterek tak typowych dla podobnych historii, poniewaź w Grishaverse niebycie cishet jest czymś normalnym. Nie ukrywam, jest to bardzo odświeżający zabieg.
Podsumowując, Bardugo napisała fanfik. Napisała fanfik i zdała sobie sprawę z tego, że może na nim zarobić. Nie będę jej tego bronić, odnisła sukces, niech z tego korzysta. Jednak tym właśnie pozostanie dla mnie duologia Nikolaia - tylko fanfikiem, a nie stałym, kanonicznym elementem Grishaverse.
Opinia dotyczy całej duologii, zawiera spoilery do obu tomów.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toWszyscy mówią, że Bardugo bardzo dojrzała pisarsko od swojej pierwszej powieści - Cień i Kość. To prawda. Od całkiem typowej trylogii o Alinie i Zmroczu przeszła do książki, jakich mało w fantasy - Szóstki Wron (oraz jej kontynuacji - Królestwa Kanciarzy). I wychodzi na to, że zmęczona tym wysiłkiem, postanowiła...