Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Święta w Port Moody Małgorzata Falkowska, Ewelina Nawara
Ocena 6,9
Święta w Port ... Małgorzata Falkowsk...

Na półkach:

Stara miłość nie rdzewieje? :)
"Święta w Port Moody" to miła, klimatyczna powieść na zimowy czas. Wadę posiada jedną - niesamowicie szybko się ją czyta.
Historia Abigail i Logana zdecydowanie wpisuje się w klimat świątecznych filmów Netlixa, chociaż sama jest książką. Niemniej czytając ją miałam wrażenie, jakbym była w Port Moody i oglądała wszystkie wydarzenia z bliska.
Na pochwałę zachowuje dziadek, który skradł moje serduszko. Uwielbiam jego relację z wnuczką, a tekst, jakim "przywitał" jej absztyfikanta jest moim ulubionym <3
Wraz z posuwaniem się do przodu fabuły główna bohaterka przestała mnie irytować, co na początku mocno odczuwałam. Na uznanie za to zasługuje morał, jaki autorki zawarły w swoim kolejnym dziele. Jednak jak on brzmi musicie dowiedzieć się sami ;)

Stara miłość nie rdzewieje? :)
"Święta w Port Moody" to miła, klimatyczna powieść na zimowy czas. Wadę posiada jedną - niesamowicie szybko się ją czyta.
Historia Abigail i Logana zdecydowanie wpisuje się w klimat świątecznych filmów Netlixa, chociaż sama jest książką. Niemniej czytając ją miałam wrażenie, jakbym była w Port Moody i oglądała wszystkie wydarzenia z bliska....

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Niedoskonały Małgorzata Falkowska, Ewelina Nawara
Ocena 7,3
Niedoskonały Małgorzata Falkowsk...

Na półkach:

Traumatyczne zakończenie pierwszej części („Nieosiągalny”) nie pozostawiło złudzeń, że będzie kontynuacja historii dziejącej się przede wszystkim w królestwie Martagon. Po kilku miesiącach duet Nawara&Falkowska powrócił z powieścią „Niedoskonały”.

Simon po przejęciu na siebie ataku skierowanego na Olimpię ma poparzoną rękę i szyję kwasem. Zamyka się kompletnie na świat, nic go nie cieszy, przestaje dbać o siebie. Pogłębia się w depresji, na co nie może już patrzeć Manson – jego współpracownik i przyjaciel. Ma jednak plan, który ma dużą szansę, by wypalić.

Majka zostaje na dłużej w Martagonie. Póki co nie ma zamiaru wracać do Polski tym bardziej, że staje przed nią misja ratowania pewnego pokiereszowanego przez los mężczyzny…

Simon i Majka są dwoma ognistymi żywiołami. Wzajemnie sobie dogryzają i w gruncie rzeczy bardzo to lubią. Przecież w głębi serca Majka jest ogromnie wdzięczna mężczyźnie za uratowanie życia przyjaciółki. Niewiele myśląc przystaje na pomysł Mansona i rusza do akcji czując, że może się w ten sposób odwdzięczyć bohaterowi. Simon nie jest jednak zachwycony obecnością dziewczyny. Drażni go i przynosi początkowo odwrotny skutek do zamierzonego. Podświadomie jednak mężczyzna wie, że Majka ma rację i postanawia powoli wracać do dawnego życia. Ciało i mięśnie nie przypominają jednak tych sprzed wypadku. Jeszcze wiele wody w martagońskiej rzece musi upłynąć nim wszystko powróci do normy.

Jednak jak to mówią „nie ma tego złego…”. Dramatyczne w skutkach wydarzenie daje początek głębokiemu uczuciu, do którego jednak żadne z bohaterów się nie przyznaje. Dają za to początek relacji „just friends, just sex”, która mimo teoretycznie prostych zasad wiele skomplikuje…

Pewnego dnia Majka otrzymuje telefon z Polski, który zmusza ją do powrotu do kraju. Przynosi on niespodziewane wieści, które dużo namieszają w życiu bohaterów. Dziewczyna rzuca wszystko bez słowa wyjeżdżając, a niepoinformowany o niczym Simon jest pewien, że Majka uciekła od niego…

Czy tych dwoje dojdzie w końcu do porozumienia, by móc cieszyć się rosnącym między nimi uczuciem? Czy to, co los dla nich przygotował umocni ich w swoich postanowieniach, czy może przewróci życie do góry nogami? Jedno jest pewne – czeka ich egzamin na wielu płaszczyznach. Przede wszystkim ten z życia.

Co jednak słychać u Olimpii i Willa? Małżonkowie cieszą się sobą i planują powiększenie rodziny. W końcu na Willu ciąży odpowiedzialność spłodzenia następcy tronu. Niestety z nich też los postanawia zakpić sprowadzając nad królestwo czarne chmury, a mnie osobiście doprowadzając do wściekłości i rozpaczy.

Jak na wieści zareagują Ola i Will? Czy Simonowi i Majce również pisane jest „i żyli długo i szczęśliwie”, jak to w bajkach bywa?

Pierwsza część to romans, do którego wzdychamy i czytamy z wypiekami na twarzy. Szczerze kibicujemy bohaterom i tak samo jest w przypadku „Niedokonałego”. Jednak w tym przypadku dochodzi kilka innych emocji, takich jak szok, niedowierzanie, opad szczęki, a w moim przypadku wściekłość i…łzy. Bardzo utożsamiłam się z bohaterami, zaprzyjaźniłam i poczułam, że znamy się od dawna. I gdy już oczekiwałam happy endu, motylków i serduszek autorki zrzuciły taką bombę, że się na nie szczerze obraziłam. Zrobiło mi się tak przykro, że rozpłakałam się z niemocy. Chciałam wyrwać kilka kartek i napisać własne zakończenie, co jednak nie było możliwe. Wiedziałam, że nie mogę pomóc bohaterom, mimo że tak bardzo bym chciała. Każdy z nich jest dobrym człowiekiem, a spotkało ich zło. Jak widać nawet mając bogactwa i królestwo nie można mieć wszystkiego…

To, że tak przeżywałam powieść jest dla niej najlepszą rekomendacją o czym same autorki dobrze wiedzą. Ja naprawdę byłam na nie wściekła, co może potwierdzić mój osobisty mąż. Jednak po kilku głębszych wdechach negatywne emocje opuściły moje ciało pozostawiając nadzieję, że w kolejnej części będzie już tylko lepiej.

Jedno jest pewne – z tą pozycją nie można się nudzić, a sama lektura wciąga bez reszty. Szykujcie się na nieprzespaną noc!

Serdeczności, Magdalena

Traumatyczne zakończenie pierwszej części („Nieosiągalny”) nie pozostawiło złudzeń, że będzie kontynuacja historii dziejącej się przede wszystkim w królestwie Martagon. Po kilku miesiącach duet Nawara&Falkowska powrócił z powieścią „Niedoskonały”.

Simon po przejęciu na siebie ataku skierowanego na Olimpię ma poparzoną rękę i szyję kwasem. Zamyka się kompletnie na świat,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ana marzy o normalnym życiu, jakie mają jej rówieśniczki. Niestety, udaje się jej to osiągnąć jedynie przez rok – jako córka szefa mafii musi podporządkować się gangsterskim zasadom. Kobieta zostaje zmuszona do powrotu, gdzie czeka na nią… zaaranżowane małżeństwo.

Vincenzo również pochodzi z mafijnej rodziny. Przed laty odmówił zaaranżowanego małżeństwa z córką pewnego wpływowego mężczyzny. Jednak czy przeszłość się o niego w końcu upomni? Czy jest droga ucieczki przed decyzjami, które już ktoś podjął za niego?

Główni bohaterowie po latach znowu spotykają się na swojej drodze. Czy z tego spotkania może wyniknąć coś korzystnego?

Z pozoru dwa przeciwieństwa – on nieustępliwy, niewiarygodnie męski, nie znający słowa „nie” i ona – pewna siebie, waleczna i dążąca do wyznaczonego sobie celu. Ana – nie potrafiąca odnaleźć się w mafijnej rzeczywistości, chcąca żyć po swojemu i Enzo – nieodgadniony mężczyzna.

Po latach spotykają się przypadkiem, ale nie zwiastuje to niczego pozytywnego – główna bohaterka odrzuca końskie zaloty Enza i znika z jego pola widzenia. Na szczęście niebawem spotykają się na balu, gdzie mężczyzna niemal od razu prosi o rękę Any. Myślicie, że to już koniec? Otóż nie. To dopiero początek!

Czy z małżeństwa zawieranego tylko dla korzyści majątkowych może wyniknąć coś pozytywnego? Czy tak, jak mówią – uczucia same kiedyś przyjdą? Czy w mafii może istnieć happy end?

Tematyki mafijnej na księgarskich półkach jest mnóstwo. Ciężko wśród nich znaleźć perełki, które wciągną czytelnika i przede wszystkim będą napisane w ciekawy sposób. Mnie na szczęście się udało – otrzymałam powieść, która została przeze mnie pochłonięta w jeden wieczór.

„Jesteś moją zgubą” to powieść, w której przeznaczenie gra pierwsze skrzypce. Czy można jednak przed nim uciec? Czy należy mu się po prostu poddać i czekać na rozwój sytuacji? Sandra Biel stworzyła bohaterkę, jakiej w książkach mi brakuje – silną i dążącą do realizacji swoich celów. Co jednak, gdy miłość stanie na jej drodze?

Jeśli szukacie powieści, która Was wciągnie po to, by na końcu rzucić na kolana, to polecam tę pozycję z czystym sercem. A mi nie pozostaje nic innego, jak mieć nadzieję na to, by kontynuacja się szybko pojawiła.

Ana marzy o normalnym życiu, jakie mają jej rówieśniczki. Niestety, udaje się jej to osiągnąć jedynie przez rok – jako córka szefa mafii musi podporządkować się gangsterskim zasadom. Kobieta zostaje zmuszona do powrotu, gdzie czeka na nią… zaaranżowane małżeństwo.

Vincenzo również pochodzi z mafijnej rodziny. Przed laty odmówił zaaranżowanego małżeństwa z córką pewnego...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki W rytmie miłości Justyna Leśniewicz, Ewelina Nawara
Ocena 7,5
W rytmie miłości Justyna Leśniewicz,...

Na półkach:

Ta część poświęcona jest tym razem Adrianowi i Gwen, których relacja jest lekko mówiąc – skomplikowana. On szaleje za swoją dziewczyną, nie wyobraża sobie życia bez niej, a Gwen po cichu wzdycha do głównego bohatera.

Rozpacz przybiera na sile, gdy dziewczyna dowiaduje się, że Adrian planuje porzucić dotychczasowe życie i przeprowadzić się do Polski, gdzie na stałe mieszka jego ukochana. Gwen próbuje odciągnąć od niego myśli pisząc powieść, ale niestety – przynosi to marny skutek. Na horyzoncie pojawia się jednak iskierka nadziei o imieniu Zach, który oczekuje czegoś więcej niż błahego koleżeństwa. Czy ryzyko, jakie podejmie w tej sprawie główna bohaterka będzie opłacalne? Czy ta relacja ma szanse na zakończenie z happy endem?

Z pewnością takich szans nie ma jednak związek Adriana i Oli, która – jak się okazuje – nauczyła się żyć bez swojego chłopaka, co nie było dla niej żadnym wyzwaniem. Świat mężczyzny zamienia się w ruinę i gdy myśli, że już nic pozytywnego go nie spotka w życiu, los daje mu promyk nadziei na coś, co może sprawić, że w końcu będzie szczęśliwy. Pytanie tylko, czy mężczyzna zauważy tę szansę i odpowiednio ją wykorzysta…

Miło było powrócić do przyjaciół z Nottingham ponownie. Dziewczyny stworzyły powieść, w której czuć więzi, jakie łączą dobrze wykreowanych bohaterów, którzy mają cechy każdego z nas. A co najważniejsze – mimo krótkich rozdziałów akcja idzie wartko i niesamowicie wciąga! Książka nie daje się odłożyć na bok, czytelnik ciągle sobie obiecuje „jeszcze tylko jedna strona” i tak zostaje do samego końca 🙂

Adi jest mężczyzną, którego chce się wręcz przytulić i pocieszyć, mówiąc, że wszystko będzie w porządku. Mimo, że jest silną osobowością, to z automatu czytelnikowi jest go żal, przykre doświadczenia, które go spotykają nie są tymi, na jakie po prostu zasłużył. Natomiast Gwen, jak to kobieta – cierpi w samotności, ma problemy z wyrażeniem swoich uczuć. Zabrakło mi w niej stanowczości, charakteru lwicy, który by pchał ją do walki o ukochanego, a nie „zabijania klina klinem”. Jednak wtedy ta powieść nie miałaby sensu i z pewnością nie skończyłaby się tak samo.

Zespół, który jest jak rodzina, muzyka, która wzbudza szeroki wachlarz emocji, a to wszystko okraszone dużą dawką uczuć w tym miłości o jakiej niejedna kobieta marzy. Ewelina z Justyna odkryły idealny przepis na powieść, która porwie czytelnika bez reszty i pozostawi niedosyt. „W rytmie miłości” to historia o tym, że marzenia się spełniają, a los czasami dorzuca nam od siebie gratis, który potrafi być nie tylko wyzwaniem, ale przede wszystkim sposobem na scementowanie tego, co niedawno wykiełkowało… Polecam i czekam na więcej!

Ta część poświęcona jest tym razem Adrianowi i Gwen, których relacja jest lekko mówiąc – skomplikowana. On szaleje za swoją dziewczyną, nie wyobraża sobie życia bez niej, a Gwen po cichu wzdycha do głównego bohatera.

Rozpacz przybiera na sile, gdy dziewczyna dowiaduje się, że Adrian planuje porzucić dotychczasowe życie i przeprowadzić się do Polski, gdzie na stałe mieszka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Żoną miałam być, miał być ślub i wesele też…” – śpiewała kiedyś Monika Brodka. Tutaj ślubu zdecydowanie nie będzie!

Piękna biała suknia, makijaż, fryzura i ten blask, jaki towarzyszy każdej Pannie Młodej pryska w jednej chwili. Zuza na kilka godzin przed jedną z najważniejszych ceremonii w życiu otrzymuje od narzeczonego smsa, w którym ten informuje ją, że ślubu nie będzie. Możemy sobie jedynie wyobrazić, jaka rozpacz ogarnęła naszą bohaterkę. Tyle straconego czasu, pieniędzy i nerwów, a przede wszystkim uczucie, które w tym momencie przeobraża się z miłości w czystą nienawiść. Poczucie bezsilności i wracające jak bumerang pytanie „dlaczego” nie pomagają Zuzannie w zrozumieniu, co tak naprawdę się stało. Tym bardziej, że do tej pory widziała swój związek w różowych barwach, a narzeczonego stawiała na piedestale wychwalając go pod niebiosa.

Na szczęście z odsieczą nadciągają przyjaciele i mama, którzy nie pozwalają się totalnie załamać dziewczynie. Niestety, nie wszystkie słowa otuchy przynoszą taki skutek, jakiego można było się spodziewać. Na jaw wychodzi prawda, jaką jest fakt, że najbliżsi wcale nie przepadali za niedoszłym Panem Młodym, który robił na nich negatywne wrażenie. Zuzanna zaczyna zauważać jego wady, które do tej pory były przyćmione przez uczucie, jakie do niego żywiła. Niestety, to jednak nie do końca niweluje jej poczucie beznadziejności i wstydu przed zaproszonymi gośćmi.

Basia i Dominika – przyjaciółki porzuconej narzeczonej – stają na rzęsach, by poprawić Zuzie humor i otworzyć jej oczy na nowe, albo nawet i stare sprawy, których zaślepiona do tej pory nie zauważała. Czy jednak będzie potrafiła inaczej spojrzeć na Filipa – swojego najlepszego przyjaciela, który zawsze był tuż obok niej, a teraz daje z siebie wszystko, by pomóc bohaterce odbudować świat na nowo?

Gdy Zuzanna powoli wychodzi na prostą i podnosi się po – jakby nie patrzeć – stracie, los rzuca jej pod nogi kolejne wyzwanie. Okazuje się, że Kamil zostawił po sobie pewną pamiątkę, która już zawsze będzie o nim przypominała dziewczynie. W trudnych czasach, jakie ponownie nastały w jej życiu ukojenie znajduje w ramionach Filipa, który w każdej sytuacji staje za nią murem i najchętniej otoczyłby ją parasolem ochronnym. Niestety, życie nie jest bajką, a przed Zuzanną staje zadanie, które powinno dostarczyć mnóstwo radości, ale w efekcie będzie się wiązało z ogromnym strachem i bólem…

Czy koniec jednego, to początek drugiego? Jak długo trzeba czekać na to, by się odkochać i zapomnieć?

Magdalena Krauze w każdej ze swoich powieści przemyca trudny temat i mądrości życiowe. Nie inaczej jest tym razem. Autorka zabrała nas w świat dziewczyny, którą w zasadzie mogła być każda z nas w następstwie niewłaściwych wyborów. Jest to słodko-gorzka opowieść o życiu i losie, który nie dla każdego bywa łaskawy. Na szczęście z każdej sytuacji jest wyjście, a po każdej burzy wychodzi słońce. Czy jednak w tym przypadku właśnie tak będzie? A może autorka zrzuciła na końcu bombę, która wywoła w czytelniku chęć rzucenia powieścią o ścianę?

Magda stworzyła realnych bohaterów, których przedstawiła w bardzo ciekawy sposób nadając każdemu z nich inne cechy, które pozwalają na utożsamienie się czytelnika z nimi. Okrasiła swoją powieść śmiechem, ale również łzami, które pojawiają się niespodziewanie i udzielają się czytającemu.

Podobno jest tutaj fikcja literacka, ale w ogóle nie da się tego odczuć. „Porzucona narzeczona” to historia niezwykle realna, która mogła się wydarzyć w mieszkaniu obok. Jest przepełniona emocjami, pokazuje wartość prawdziwej przyjaźni oraz… różne odcienie miłości. Jedno jest pewne – po przeczytaniu jej będziecie chcieli więcej…

„Żoną miałam być, miał być ślub i wesele też…” – śpiewała kiedyś Monika Brodka. Tutaj ślubu zdecydowanie nie będzie!

Piękna biała suknia, makijaż, fryzura i ten blask, jaki towarzyszy każdej Pannie Młodej pryska w jednej chwili. Zuza na kilka godzin przed jedną z najważniejszych ceremonii w życiu otrzymuje od narzeczonego smsa, w którym ten informuje ją, że ślubu nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy też tak macie, że słysząc słowo mafia drżycie na samą myśl o tym, co autor mógł wymyśleć? Rynek książki zalały mafijne romanse pisane schematycznie według wzoru – „on bogaty, ona biedna zostaje przez niego porwana, on ją przetrzymuje siłą, a ona bum! Zakochuje się bez pamięci, bla bla bla”. W morzu tego typu powieści ciężko znaleźć perełki zasługujące na uwagę czytelnika. Na szczęście mnie się udało.

Igor Sokołow to jeden z dwóch synów ukraińskiego multimilionera – Leonida Sokołowa, który ma powiązanie z rosyjskim rządem. Nie jest tajemnicą fakt, że stoi na czele zorganizowanej grupy przestępczej. Matkę swoich synów – Nadię poznał na raucie u jednego z bardzo wpływowych ludzi i mało eleganckim sposobem znalazł się w jego rodzinie. Początkowe zainteresowanie młodziutką kobietą przemieniło się w uczucie, dzięki któremu na świecie pojawił się właśnie Igor i Borys.

Niestety, ojciec od najmłodszych lat pragnął zrobić ze swoich synów prawdziwych mężczyzn. Był dumny z Borysa, który podzielał jego zainteresowania i wydawać by się mogło, że pomimo niewielu lat są w nim zalążki męstwa rozumianego w gangsterski sposób. Natomiast jeśli chodzi o Igora, cóż… To dziecko w oczach Leonida było nieudacznikiem od pierwszych dni życia. Zamknięty w sobie pięciolatek, chorowity i trzymający się spódnicy matki nie rokował na dobrego mafioza.

Pewnego dnia ojciec robi im test na męstwo, który mną osobiście bardzo wstrząsnął. W efekcie Nadia zabiera swojego młodszego syna ze sobą i wyprowadza się na Lazurowe Wybrzeże, gdzie wydawać by się mogło prowadzą spokojne życie.

Do czasu…

Igor wyrasta na zdolnego i oczytanego mężczyznę. Łaknie wiedzy i chętnie po nią sięga. Poznaje kobietę swojego życia i wiąże się z nią węzłem małżeńskim. Sielanka trwa w najlepsze, niestety jednak nie wiecznie.

Pewnego pięknego dnia nieopodal posesji zostaje znalezione ciało Nadii. Jej śmierć wstrząsa wszystkimi, a najbardziej Igorem, który po jej stracie zaczyna wariować. Spokój, jaki był do tej pory na Lazurowym Wybrzeżu zostaje zmącony i nie zanosi się na powrót do normalności. Jest bowiem ktoś, kto nienawidzi tej rodziny, a zwłaszcza Leonida i jedyne czego pragnie, to wyrównać rachunki. Oko za oko, ząb za ząb, śmierć za śmierć…

Po przedpremierowym przeczytaniu tej powieści długo nie mogłam się otrząsnąć. Już na pierwszych stronach zostałam poczęstowana przez autorkę bombą, dzięki której moja szczęka uderzyła z impetem o podłogę. Wraz z kolejnymi zdaniami napięcie stale wzrastało i byłam wciągana w rodzinę Sokołowa coraz bardziej.

Ogromne wyrazy uznania kieruję w stronę autorki, która stworzyła realną powieść o mafii i jej ciemnych stronach. „W imię zemsty” czyta się z zaangażowaniem i ogromną ciekawością „co będzie dalej”. Sami bohaterowie są stworzeni w sposób niepowtarzalny, każdy z nich jest innym człowiekiem ze swoimi dobrymi, ale też tymi złymi stronami. Intrygi, jakie pojawiają się w historii są skonstruowane ciekawie i nieprzewidywalnie – wierzcie mi, nawet jeśli myślicie, że wiecie kto stoi za całym złem, jakie spotkało Igora, to w 99% się mylicie 😉

To najlepsza powieść, w której mafia gra główną rolę, jaką miałam przyjemność kiedykolwiek przeczytać. Pochłania bez reszty już od pierwszych stron i do samego końca trzyma w napięciu. Jestem pewna, że historia Igora Sokołowa i jego rodziny na długo zapadnie Wam w pamięć. Czekam na więcej!

Czy też tak macie, że słysząc słowo mafia drżycie na samą myśl o tym, co autor mógł wymyśleć? Rynek książki zalały mafijne romanse pisane schematycznie według wzoru – „on bogaty, ona biedna zostaje przez niego porwana, on ją przetrzymuje siłą, a ona bum! Zakochuje się bez pamięci, bla bla bla”. W morzu tego typu powieści ciężko znaleźć perełki zasługujące na uwagę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czasami mam wrażenie, że Małgorzata Lisińska ma swego rodzaju rozdwojenie jaźni. Pisze nie tylko powieści, w których fantastyka gra główną rolę, ale świetnie sprawdza się również w literaturze obyczajowej z mocną domieszką romansu. Osobiście znałam autorkę do tej pory właśnie z tej drugiej strony. Czy fantastyka w jej wykonaniu przypadła mi do gustu?

„Bilans O’Briana” to pierwszy tom cyklu „Terranie”. Książka podzielona jest na cztery części, z której każda przybliża nas coraz bardziej do przełomowego dnia w życiu bohaterów.

Główny bohater – Henry – marzy o zaludnieniu nowo odkrytej planety – Terry, mając jednocześnie nad nią władzę zupełną. Kieruje się życiową odwagą, ale niestety, w pojedynkę niewiele może zdziałać z czego na szczęście doskonale zdaje sobie sprawę. Poszukuje więc grupę śmiałków, którzy wyruszą razem z nim na podbój nowego.

W rezultacie znajduje sześcioro naukowców, którzy są tak samo ambitni, jak on i marzą o zrobieniu w swoim życiu czegoś dla potomności i z pewnością – dla sławy i chwały. Jednak taka wyprawa wymaga nie tylko ogromnej wiedzy i odwagi, ale mnóstwa badań, eksperymentów i… siły, którą tylko pozornie mają w sobie mężczyźni.

Jakie przeciwności losu staną na drodze cechującej się niewyobrażalną odwagą drużyny? Czy polecą na Terrę w niezmienionym składzie? Czy lot w ogóle dojdzie do skutku?

Jestem bardzo miło zaskoczona pomysłem, na jaki wpadła i zrealizowała autorka. Tym bardziej, że powieść nie jest stricte cała z gatunku fantastyki, raczej ma po prostu taki wątek. Biorąc pod uwagę całość mamy powieść obyczajową, która została powiększona o wątek, który w przyszłości ma duże szanse na realizację. Bo kto wie, co wydarzy się za X lat? 😉

Bałam się, że przy takiej ilości głównych bohaterów ich losy będą dla mnie niezrozumiałe, lub autorka pogubi się we wszystkim i może nie skupi na wszystkich jednakowo. Nic bardziej mylnego! Losy każdego opisane są z należytą starannością, a emocje, jakie nam towarzyszą przy lekturze są wiarygodne i szczere. Bardzo szybko wsiąkłam w ten świat i kibicowałam drużynie, mimo, że nie wszystkich lubiłam. W rzeczywistości byli to zwykli ludzie mający swoje przekonania, zalety i wady. Owszem, cechowali się ogromną inteligencją, ale nie różnili się niczym od nas. Mieli swoje rodziny, pasje, przeszłość i marzenia.

Reasumując – zostałam bardzo mile zaskoczona wciągającą historią pełną emocji, która nie dawała się odłożyć do przeczytania „na później”.

Czasami mam wrażenie, że Małgorzata Lisińska ma swego rodzaju rozdwojenie jaźni. Pisze nie tylko powieści, w których fantastyka gra główną rolę, ale świetnie sprawdza się również w literaturze obyczajowej z mocną domieszką romansu. Osobiście znałam autorkę do tej pory właśnie z tej drugiej strony. Czy fantastyka w jej wykonaniu przypadła mi do gustu?

„Bilans O’Briana” to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

My kobiety lubimy być dobrze zorganizowane i otaczać się pięknymi rzeczami. Całe życie poszukujemy idealnego notatnika lub planera, w którym mogłybyśmy zapisywać wszystkie swoje spostrzeżenia, spotkania i inne ważne rzeczy. Niestety, często takie poszukiwania kończą się fiaskiem i nawet najlepszemu notesowi zawsze czegoś brakuje. Co więc zrobić w takiej sytuacji?

Najlepiej założyć swój własny bullet journal (w skrócie nazywanym BuJo). Czym on tak właściwie jest? To notatnik, który początkowo ma zupełnie puste strony, które sami zapełniamy nie tylko notatkami ale również pięknymi ozdobnikami, rysunkami, taśmami i staramy się, by zawierał jak najwięcej przydatnych nam informacji.

Sama autorka „Bullet journal. 101 pomysłów na zaplanowanie stron” przyznaje, że bardzo długo szukała poradnika, jak prowadzić BuJo i w końcu sama taki zrobiła. Potwierdzam! Helen zawarła wszystko, co tylko może być przydatne do stworzenia od podstaw takiego planera. W jej książce znajdziemy również porady dotyczące tego, o czym pisać, jak rozplanować poszczególne zagadnienia i przede wszystkim podzieliła się z nami lifehackami dotyczącymi tworzenia ciekawych wzorów.

Chcesz wprowadzić zmiany w swoje życie? A może masz listę marzeń i problem stanowi ich realizacja? W tym podręczniku znajdziesz wszystko to, co ułatwi Ci dotarcie do postawionych sobie celów. A przy okazji rozładujesz stres całego dnia wyżywając się na kartkach i tworząc na nich artystyczne piękno. Nie od dziś przecież wiadomo, że kolorowanki nawet wśród dorosłych działają kojąco 🙂

Jakie role może pełnić Bullet Journal? Z pewnością może być formą pięknego pamiętnika pod różną postacią, nie koniecznie tradycyjną. Jest idealnym miejscem do zbierania wspomnień chociażby z podróży – chętnie pomieści zdjęcia czy bilety wstępu z miejsc, które odwiedzamy.

Jedno jest pewne – w jego tworzeniu ogranicza nas tylko własna wyobraźnia. A Helen Colebrook stworzyła książkę, która pozwoli nam się pozbyć właśnie tych ograniczeń i nakieruje nas na rozwiązania, które będą cieszyły nasze oko 🙂

My kobiety lubimy być dobrze zorganizowane i otaczać się pięknymi rzeczami. Całe życie poszukujemy idealnego notatnika lub planera, w którym mogłybyśmy zapisywać wszystkie swoje spostrzeżenia, spotkania i inne ważne rzeczy. Niestety, często takie poszukiwania kończą się fiaskiem i nawet najlepszemu notesowi zawsze czegoś brakuje. Co więc zrobić w takiej sytuacji?

Najlepiej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ile razy mówiłaś o sobie, że jesteś zimną suką, chociaż w rzeczywistości wcale tak nie było? Jesteś przecież dobrą kobietą i nie wyrządzasz innym krzywdy. Udajesz, że krzywdzące słowa innych nie robią na Tobie wrażenia, ale później cicho płaczesz w poduszkę. Przybierasz obojętny lub zimny wyraz twarzy, by inni wiedzieli, że lepiej z Tobą nie zadzierać. Brzmi znajomo?

Malwina jest właśnie pozornie taką zimną suką. Jest twardą kobietą i dąży do postawionych sobie celów. W realizacji tych zadań nie cofnie się przed niczym. Jest nieugięta i twarda. Jej pewność siebie widać w każdym geście i czuć ją w sposobie mówienia. Mężczyzn traktuje przedmiotowo i zmienia ich, jak rękawiczki. Stanowisko prezesa firmy wymaga od niej cech, które posiada wydawać by się mogło od urodzenia. Jest przedsiębiorcza, a karierę stawia niezwykle wysoko w swoim życiu.

Świat, jaki sobie wykreowała jest w dwóch barwach – czerni i bieli. Nie ma żadnych kolorów, niczego pomiędzy. Żyje systemem „zero-jedynkowym”, nie lubi owijania w bawełnę. Wszystkie sprawy stawia jasno. Twardo stąpa po ziemi i nie pozwala się oszukiwać. Do czasu…

…do czasu, w którym jej poukładany i zrównoważony świat nie zaczyna się sypać jak domek z kart. W jej życie wkracza z impetem dawno niewidziany ojciec, który pewną wiadomością namiesza w życiu Malwiny tak, jak nikt przedtem. Sytuacji nie ułatwia z pewnością kobiecie pojawienie się dwóch przystojnych mężczyzn, będących swoimi przeciwieństwami.

Adam wzbudza w Malwinie uczucia, o jakich istnieniu sama zainteresowana nie wiedziała. Przystojny i mający w sobie to „coś” biznesman jest dla niej szansą na poznanie życia, jakie istnieje poza pracą. Czy jednak kobieta, która do tej pory nie myślała o związkach i rodzinie zmieni dla niego swój dotychczasowy los?

Jakby tego było mało, na jej drodze staje informatyk – Sebastian, który zostaje zatrudniony w jej firmie. Na próżno jednak szukać w nim idealnego pracownika – zachowuje się zupełnie inaczej, jakby się tego od niego oczekiwało. Zwłaszcza jeśli chodzi o kontakty z piękną, ale niedostępną panią prezes, która nie ma pojęcia, jaki cel na swojej liście ma jej nowy podwładny.

Jak bardzo ci mężczyźni namieszają w życiu Malwiny? Czy grozi jej niebezpieczeństwo?

Przyznam szczerze, że byłam przekonana, że w moje ręce trafił erotyk lub mocny romans. Jak ja się myliłam! Owszem, jest to romans, ale z wątkiem kryminalnym, a takie połączenia KOCHAM! Autorka stworzyła powieść, która wciąga od pierwszych stron, a jej bohaterowie różnią się od siebie i pokazują zupełnie różne style bycia. I tak w obsadzie „Zimnej S” znajdziemy osoby twardo stąpające po ziemi, jak i takie, które rozczulają nas swoim charakterem i stylem. Sama Malwina – główna bohaterka – nie jest taka, jak można było się z pozoru tego spodziewać. Co więcej, jest taką osobą, do której z czasem zaczynamy odczuwać sympatię i szczerze jej kibicujemy w dalszych losach. Jednak by nie było tak kolorowo, to Justyna Chrobak zapewnia nam dawkę dreszczyku i scen mrożących krew w żyłach…

Jeśli więc szukasz pasjonującej lektury na wieczór, która Cię wciągnie i nie pozwoli tak szybko zasnąć – sięgnij po „Zimną S”. Jestem pewna, że nie będziesz zawiedziona tak, jak ja nie byłam.

A już 16.06.2021 na rynku pojawi się kontynuacja, która zapowiada się bardzo obiecująco!

Ocena 9/10

Za możliwość przeczytania powieści dziękuję autorce – Justynie Chrobak

PS. Trzymam kciuki za zbliżającą się premierę!

Serdeczności, Magdalena

Ile razy mówiłaś o sobie, że jesteś zimną suką, chociaż w rzeczywistości wcale tak nie było? Jesteś przecież dobrą kobietą i nie wyrządzasz innym krzywdy. Udajesz, że krzywdzące słowa innych nie robią na Tobie wrażenia, ale później cicho płaczesz w poduszkę. Przybierasz obojętny lub zimny wyraz twarzy, by inni wiedzieli, że lepiej z Tobą nie zadzierać. Brzmi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Patrycja ponownie próbuje posklejać na nowo swój świat. Chcąc zostawić za sobą przeszłość i Maxa decyduje się przyjąć zaproszenie do udziału w programie telewizyjnym Master Cook i wylatuje do Ameryki. Marzy o zawrotnej karierze kulinarnej, chciałaby też w przyszłości wydać książkę i utrzeć nosa wszystkim tym, którzy do tej pory w nią wątpili. Niestety, myślami ciągle błądzi w okolice Maxa, o którym choć bardzo chce, to nie potrafi zapomnieć. Niemniej widać w niej sporą zmianę – nie jest już tą naiwną dziewczynką, jaką była kiedyś. Teraz to silna kobieta, która narzuca sobie cele i skrupulatnie dąży do ich realizacji.

A Max? Cóż, zostaje w Australii, ale też tęskni za Patrycją, która była dla niego całym światem. Rzuca się w wir pracy mając nadzieję, że ból w sercu niebawem zelżeje, a głowę zaczną zaprzątać inne myśli. Zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo zranił i wręcz poniżył swoją ukochaną, ale wie też, że nic nie cofnie czasu, by wymazać z życiorysu niechlubne wydarzenia…

Na szczęście Max postanawia zawalczyć o miłość swojego życia i nie cofnie się przed niczym, by ten cel osiągnąć. Planuje jeszcze raz, na nowo rozkochać w sobie Patrycję. Tylko czy z pozoru ten prosty plan wypali? Czy dziewczyna, ot tak, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zapomni o krzywdzie, jaką wyrządził jej mężczyzna? Czy będzie potrafiła mu wybaczyć i zacząć od nowa?

Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że Alexa Lavenda stworzyła bardzo przyzwoitą kontynuację swojej debiutanckiej powieści. Pokuszę się wręcz o stwierdzenie, że „Amerykański sen” jest ciekawszą historią, niż „Żar Australii” – oczywiście nie umniejszając pierwszej części. Często słyszy się o „klątwie drugiego tomu”, na szczęście w tym przypadku ona nie zadziałała.

Sami bohaterowie przeszli nie małą metamorfozę, która mnie ujęła. Patrycja stała się kobietą, która w nosie ma siedzenie cicho w kącie i marzenia. Postawiła w stu procentach na samorealizację, zakłada sobie cele i dąży do nich. Jest coraz bardziej pewna siebie i nie ma zamiaru naiwnie wierzyć we wszystko, co ktoś jej mówi lub obiecuje. Ale czy będzie potrafiła zaufać jeszcze raz?

A samo zakończenie? Wbija w fotel i sprawia, że czytelnik zaczyna ogryzać paznokcie ze stresu czekając na to, co wydarzyło się dalej. Mam tylko nadzieję, że sama autorka nie będzie kazała nam zbyt długo czekać na to, co dalej stanie się z Patrycją… A wierzcie mi – nie było to romantycznie zakończenie, raczej gorzkie i niezwykle sensacyjne…

Patrycja ponownie próbuje posklejać na nowo swój świat. Chcąc zostawić za sobą przeszłość i Maxa decyduje się przyjąć zaproszenie do udziału w programie telewizyjnym Master Cook i wylatuje do Ameryki. Marzy o zawrotnej karierze kulinarnej, chciałaby też w przyszłości wydać książkę i utrzeć nosa wszystkim tym, którzy do tej pory w nią wątpili. Niestety, myślami ciągle błądzi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Władcy ciemności”, to zdecydowanie najbardziej pomieszana gatunkowo powieść, jaką dane mi było kiedykolwiek czytać. Dlaczego?

Akcja dzieje się w XIX wieku, kiedy to kobiety nie mają w zasadzie żadnych praw, a światem rządzą przede wszystkim mężczyźni. Główną bohaterką jest Eilis Ormond – młoda panna z bardzo dobrego domu, która nie może się pogodzić z tym, że ojciec wraz z ciotką ułożyli jej plan na życie. Wyraźnie sprzeciwia się ich decyzji, co do zostania przykładną panią domu i żoną dla Edwarda Caslera. Początkowo nie zdaje sobie sprawy, jakie konsekwencje będzie musiała ponieść z tego tytułu…

Panna Eilis od zawsze chciała się kształcić stawiając przede wszystkim na samorozwój. Dusza romantyczki nie pozwoliła jej na małżeństwo z rozsądku, które nie miałoby nic wspólnego z wzajemną miłością. Nawet tak dobra partia, jaką wydaje się być Edward nie jest w stanie zmienić jej nastawienia do sytuacji, a w konsekwencji zdania, którego zaciekle broni.

Czy pobyt w zakonie zmusi ją zamążpójścia? A może przekona do tego, że małżeństwo w gruncie rzeczy nie jest zamknięciem w złotej klatce, a początkiem wspaniałej przygody i naturalną koleją rzeczy?

W zakonie Sióstr Dominikanek Eilis trafia pod skrzydła siostry Ross, która wprowadza ją w panujące tutaj zasady. Dziewczyna z czasem wciąga się w atmosferę miejsca i z zainteresowaniem bierze udział w zajęciach oferowanych przez zakon. Najchętniej bywa na wykładach prowadzonych przez Gabriela Montana, który ma bardzo ciekawe spojrzenie na świat i oprócz zaznajamiania kobiet z Pismem Świętym nie stroni też od wykładania teorii Markiza de Sade…

Wkrótce między Eilis a tajemniczym Gabrielem wybucha pełen namiętności i pożądania romans, burzący zakon w posadach. Nikt z nich początkowo jednak nawet nie podejrzewał, do jakich konsekwencji doprowadzą ich zdrożne czyny…

„Władców ciemności” uważam za bardzo dobry, chociaż specyficzny debiut. Główna bohaterka jest bardzo ciekawą postacią, która niestety trafiła na życie w nieodpowiednich dla niej czasach. Jest odważna i nie ma problemów z wyrażaniem swojego zdania, które może się spotkać z dezaprobatą innych ludzi. Cechuje ją determinacja w dążeniu do postawionych sobie celów, ale jest przy tym uprzejma i wzbudza sympatię.

Na uwagę zasługuje też przede wszystkim zakazany romans w zakonie, czyli miejscu pełnym świętości, które powinno być czyste w każdym tego słowa znaczeniu. Wsiąkłam w tę historię tak bardzo, że słyszałam wręcz kroki na korytarzach i odczuwałam realny strach, że zaraz ktoś przyłapie na gorącym uczynku dwójkę kochanków.

Przejdźmy teraz do nuty tajemnicy, a więc do Edwarda. Czułam pod skórą, że jest z nim coś nie tak, że coś ukrywa, ale nie miałam pojęcia co. Autorka idealnie stopniowała napięcie pozwalając czytelnikowi na użycie wyobraźni i wejście w powieść jeszcze bardziej. Jestem ciekawa, czy ta postać trafi w wasze serca, czy może ją znienawidzicie… 🙂

Nie potrafię zaszufladkować powieści do konkretnego gatunku, ale nie uważam tego za wadę, czy coś złego. Znajdziemy tu nie tylko elementy historyczne i religijne, ale również sensacyjne, trochę fantastyczne i przede wszystkim – romansowe. I to takie, że nierzadko sięgniemy po wodę, bo zaschnie nam z wrażenia w gardle.

Czy polecam? Jak najbardziej. Każdy znajdzie tu coś specjalnego dla siebie, ale jednocześnie wszyscy biorący do ręki tę lekturę otrzymają wciągającą historię, która nie pozwoli odłożyć się na półkę.

„Władcy ciemności”, to zdecydowanie najbardziej pomieszana gatunkowo powieść, jaką dane mi było kiedykolwiek czytać. Dlaczego?

Akcja dzieje się w XIX wieku, kiedy to kobiety nie mają w zasadzie żadnych praw, a światem rządzą przede wszystkim mężczyźni. Główną bohaterką jest Eilis Ormond – młoda panna z bardzo dobrego domu, która nie może się pogodzić z tym, że ojciec wraz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od pewnego czasu ciężko o książkę, która by mnie rozbawiła – zwłaszcza jeśli chodzi o komedie kryminalne. Miewam nawet wrażenie, że wszyscy robią mi żarty mówiąc, że pewna pozycja ich rozbawiła do łez. Gdy ja po nią sięgam niestety nierzadko okazuje się, że nie znalazłam w niej żadnego powodu do uśmiechu.

O Zofii Wilkońskiej można wiele powiedzieć. Część czytelników kocha ją miłością ogromną, a druga część jej nie znosi. A ja? Ja jestem gdzieś pomiędzy. Ale do sedna.

„Konkurenci się pani pozbyli” to czwarta część przygód rezolutnej Zośki, która wychodzi z więzienia i ląduje w jedynym, jakby się mogło wydawać miejscu, czyli w sejmie. Początkowo zostaje wciągnięta na listę wyborczą Polskiej Partii Emerytów, jednak niestety nie zostaje wybrana do parlamentu. Jakież jest jej zdziwienie, gdy okazuje się, że jednak zasiądzie na ławie zajmując miejsce konkurenta, który zginął w niewyjaśnionych do końca okolicznościach.

Zofia Wilkońska, jak na szwarną emerytkę przystało ma bardzo obszernie rozbudowany program zakładający dominację kraju przez nikogo innego, jak emerytów. „Polska dla starców” staje się hasłem, jakie coraz więcej ludzi zaczyna mieć na ustach. Czy jednak ta przygoda okaże się sukcesem? Czy faktycznie starszym ludziom zacznie się w końcu żyć lepiej?

Cóż, nie do końca… W kraju niebawem zaczyna dochodzić do zamieszek, które wszczynają… sami emeryci. Jak widać – nie da się wszystkim dogodzić. Jak więc pójdzie Zofii zmiana dotychczasowej Polski na – oczywiście – lepszą? Czy zagrzeje dłużej na ciepłej posadce czy może znowu wpadnie w tarapaty?

Zośka jest kobietą mocno specyficzną, wkurza i irytuje, ale też bawi czytelnika. Jak to kobieta – bywa pełna przeciwności i jest nieprzewidywalna. A do tego ma w sobie coś, co przyciąga kłopoty. Momentami było mnie jej szkoda, ale przecież to fikcja literacka i z pewnością celowy zabieg autora.

Uwaga! Śmiałam się! Czasami był to raczej śmiech przez łzy, bo opisana w książce sytuacja polityczna jest „z życia wzięta”, a czasami zdrowa radość płynąca z historii. Nie mogło również zabraknąć trupa, jak na komedię kryminalną przystało, którego zagadkowe pojawienie się będzie próbowała wyjaśnić Zofia. Wszak doświadczenie z denatami jakieś posiada 😉

Od pewnego czasu ciężko o książkę, która by mnie rozbawiła – zwłaszcza jeśli chodzi o komedie kryminalne. Miewam nawet wrażenie, że wszyscy robią mi żarty mówiąc, że pewna pozycja ich rozbawiła do łez. Gdy ja po nią sięgam niestety nierzadko okazuje się, że nie znalazłam w niej żadnego powodu do uśmiechu.

O Zofii Wilkońskiej można wiele powiedzieć. Część czytelników kocha...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Kaprys gangstera” przyciąga wzrok już samą okładką i zapewne tematyką, jaka w ostatnim czasie zyskała na popularności. Ale czy zatrzymuje czytelnika treścią? Czy Katarzyna Mak stworzyła historię nietuzinkową, po której ma się ochotę na więcej i więcej?

Elena Mokrzycka jest kobietą z przeszłością i po przejściach. Zajmuje stanowisko asystentki prokuratora i jest w szczęśliwym związku z Tomaszem, z którym planuje wyjazd na zasłużone wakacje. Niestety, plany te krzyżuje spotkanie służbowe szefa z ważnym klientem, którym ma się zająć nasza bohaterka. Elena nie chce jednak, by jej mężczyzna był pokrzywdzonym przez całą tę sytuację i namawia go do samodzielnego wyjazdu obiecując, że dołączy do niego jak tylko upora się z poleceniem szefa.

Nikt nawet by się nie spodziewał, że próba wydobycia Dolores – prawdziwej przyjaciółki – z kłopotów, tak bardzo namiesza w życiu Eleny, która przez chęć pomocy sama wpada w tarapaty. Na szczęście z odsieczą nadciąga Marcello, który robi na dziewczynie tak duże wrażenie, że tej urywa się film, mimo niewielkiej ilości wypitego alkoholu…

Nazajutrz Elena budzi się co prawda we własnym łóżku, ale z luką w pamięci. Nawet widok poznanego w lokalu mężczyzny w niczym jej nie pomaga – wręcz przeciwnie. Dziewczyna jest przekonana, że zdradziła swojego narzeczonego, a sam Marcello nie zamierza wyprowadzić jej z błędu. Niebawem okazuje się, że tajemniczy mężczyzna jest ważnym klientem, przez którego Elena nie mogła wyjechać na upragniony urlop…

Czy muszę Wam mówić, jak wściekła na całą sytuację jest Elena? Od pewnego czasu nic nie idzie po jej myśli, a życie całkowicie się jej komplikuje. Na szczęście niebawem los się do niej uśmiecha i może dołączyć do swojego mężczyzny. Radość niestety nie trwa zbyt długo, gdyż…

…kobieta staje się świadkiem wydarzenia, które na długo zostanie w jej pamięci. Była przekonana, że Tomek jest w trakcie próby zespołu, ale rzeczywistość jest z goła inna. Na miejscu owszem, znajduje go, ale w niezbyt typowej sytuacji, jak dla zajętego faceta. Najwyraźniej brak Eleny działa na jego korzyść, bo wspaniale się bawi na orgii wśród zapachu alkoholu i dragów.

W zasadzie nie wiadomo, co bardziej wstrząsnęło kobietą – fakt, że ukochany zapewniał ją, że przestał ćpać, a zastała go pod ewidentnym wpływem narkotyków, czy to, że obracał dwie panienki na raz w towarzystwie swojego kumpla, który również nie próżnował.

Zrozpaczona wybiega z budynku próbując przetrawić to, czego świadkiem była przed chwilą i niemalże od razu wpada w objęcia Włocha. TEGO Włocha… Brzmi jakby znajomo?

Marcello Castello jakby spada jej z nieba i sprawia, że kobieta czuje się bezpieczna i nabiera odwagi do rozmowy z Tomkiem, który wybiegł za nią z nadzieją, że wszystko jej wytłumaczy. Niestety, Elena nawet nie chce słuchać jego tłumaczeń. Po chwili dochodzi do dramatycznego wydarzenia, a niezwykle męski Włoch porywa Elenę…

Jakie zamiary ma Marcello w stosunku do Eleny? Traktuje dziewczynę poważnie, czy uprawia pewnego rodzaju grę?

Cóż. Do tej powieści mam mocno mieszane uczucia. Czytało się ją w porządku, strony mijały szybko, ale… No właśnie, mam kilka ALE.

Główna bohaterka to typowa szara myszka, ale ma przebojową przyjaciółkę i faceta kretyna. Już tutaj zaświeciła mi się lampka, bo to jednak schemat znany mi z innych powieści. Pominę fakt, że głównym bohaterem jest boss włoskiej mafii, z czym do czynienia też już miałam kilkukrotnie. Ale już samo imię – Marcello, powinno nam się skojarzyć z innym, osławionym gangsterem – Massimo. Dalej wcale nie jest lepiej. „Kaprys gangstera” jest bardzo fabułą podobny do „365 dni”. Za bardzo! Czytając miałam wrażenie, że autorka fabułę zerżnęła z Blanki Lipińskiej dla niepoznaki zmieniając kilka wydarzeń lub dodając swoje. Sam fakt porwania Eleny przez Włocha do jego kraju mocno daje nam do zrozumienia, że gdzieś już o tym czytaliśmy.

Plus jest jednak taki, że już pod koniec otrzymujemy coś nowego, coś co można nazwać nowym, ale nie mam pewności, że w jakiejś powieści tego nie było (niestety nie sposób jest przeczytać wszystkie mafijne powieści na rynku). Te wydarzenia budzą w czytelniku ciekawość i chęć przeczytania drugiej części, na którą czekam i żywię nadzieję, że się nie zawiodę. Aczkolwiek w „Kaprysie” mamy też zazdrosną kobietę, która nie cofnie się przed niczym…

Czy polecam? Cóż, nie jest to powieść, która porwie czytelnika od pierwszych stron i nie pozwoli zasnąć – chyba, że jest to osoba, która nie miała wcześniej zupełnie styczności z taką tematyką. Z pewnością drugi raz nie przeczytam tej książki, bo nie zafascynowała mnie na tyle. Z chęcią przeczytam kolejną część, ale raczej z ciekawości niż z niecierpliwości, że nie wiem, co wydarzyło się dalej. Żywię jednak nadzieję, że autorka w kontynuacji się rozkręci, bo jakiś potencjał jest 😉

„Kaprys gangstera” przyciąga wzrok już samą okładką i zapewne tematyką, jaka w ostatnim czasie zyskała na popularności. Ale czy zatrzymuje czytelnika treścią? Czy Katarzyna Mak stworzyła historię nietuzinkową, po której ma się ochotę na więcej i więcej?

Elena Mokrzycka jest kobietą z przeszłością i po przejściach. Zajmuje stanowisko asystentki prokuratora i jest w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Colleen Hoover jest klasą samą w sobie. Wzrusza czytelniczki na całym świecie i miota ich emocjami na prawo i lewo. Nie wiem, jak Wy, ale ja właśnie tego potrzebuję i tego oczekuję od książki. Jak było tym razem?

„Layla” to najnowsza powieść autorki wydana nakładem wydawnictwa Otwarte. Już sama okładka daje nam wiele do myślenia i zmusza do zastanowienia się nad tym z jakim właściwie gatunkiem mamy do czynienia. Czy będzie to kolejny romans, czy może coś mocniejszego?

Wesele to zawsze dobry sposób na poznanie nowych ludzi, a nierzadko również miłości. Nie inaczej jest w przypadku Layli, która właśnie na takim przyjęciu organizowanym przez swoją siostrę i jej świeżo poślubionego małżonka poznaje Leedsa. Między tym dwojgiem ludzi zawiązuje się nić porozumienia, która bardzo szybko przeradza się w pełen pasji związek. Młodzi nie potrafią bez siebie normalnie funkcjonować. Stają się dla siebie wszystkim, widzą świat w różowych barwach, a ich miłość wręcz kipi z kart powieści.

Niestety, nic nie może wiecznie trwać – nie inaczej jest w tym przypadku. Szczęście tych dwojga burzy psychofanka Leedsa, który gra w pewnym zespole, a nie od dziś wiadomo, że tacy artyści bywają łakomym kąskiem. Layla zostaje przez nią zaatakowana, a szczęście dwojga zakochanych w sobie ludzi zaczyna wisieć na włosku…

Ledds widzi, że między nimi zaczęło się psuć. Postanawia zabrać ukochaną w miejsce, gdzie się poznali, by wróciły wspomnienia, a ogień uczuć wybuchł na nowo. Niestety, w pensjonacie, w którym się zatrzymują zaczynają się dziać dziwne, często mrożące krew w żyłach rzeczy…

Czy Layli i Leddsowi uda się odbudować to, co skrzętnie budowali przed obróceniem wszystkiego w pył? Czy wszystko może wrócić do normy, gdy jedno z nich po tych wszystkich wydarzeniach nie będzie już takie, jak kiedyś?

Do tej pory Colleen Hoover w zupełności kojarzyła mi się z poruszającymi romansami. Jednak to, co dostałam przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

Bohaterowi są wykreowani w bardzo ciekawy sposób. Co więcej – według mnie większą uwagę autorka skupiła nie na tym bohaterze, na którym powinna. Layla, którą dotknęła większa tragedia jest potraktowana odrobinę po macoszemu, a większość uwagi pani Hoover przelała na Leddsa, który w mojej opinii momentami za bardzo się użala nad sobą i nad całą sytuacją.

Mimo, że powieść w zamyśle miała być literaturą dla młodzieży jestem pewna, że niejednemu dorosłemu przypadnie do gustu. Fabuła jest poprowadzona w niezwykle wciągający sposób, który zmusza czytelnika do sięgania ciągle po nowy rozdział. Owianie nutą tajemnicy i dziwnych zjawisk paranoramalnych tej historii w moim odczuciu jest strzałem w dziesiątkę. Podczas lektury niejednokrotnie miałam na sobie dreszczyk emocji i czułam, jakbym w nią wsiąkała całą sobą.

Po tak dobrej powieści nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejne powieści autorki.

Colleen Hoover jest klasą samą w sobie. Wzrusza czytelniczki na całym świecie i miota ich emocjami na prawo i lewo. Nie wiem, jak Wy, ale ja właśnie tego potrzebuję i tego oczekuję od książki. Jak było tym razem?

„Layla” to najnowsza powieść autorki wydana nakładem wydawnictwa Otwarte. Już sama okładka daje nam wiele do myślenia i zmusza do zastanowienia się nad tym z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Pieśń słowika” to trzeci tom z cyklu „Daję ci wieczność” autorstwa Agaty Suchockiej, wydany nakładem wydawnictwa Videograf. Czego jednak możemy się spodziewać po tajemniczej okładce przedstawiającej kobietę w krwistej sukni ze skrzydłami?

Autorka zabiera nas do przeszłości stanowiącej Wiedeń w czasach II Wojny Światowej. Już sam ten fakt ciekawi, bo nie często mamy okazję czytać o tym, co zaszło akurat tam w czasach bitew i walki o życie. Na pogorzeliskach spotykamy Arapaggio, osławionego malarza, który jest na skraju samobójstwa po stracie miłości swojego życia. Pozornie silny, w środku rozpadł się na milion kawałków i nie widzi sensu na dalszą, samotną egzystencję.

Bohater nie potrafi odnaleźć się w nowej rzeczywistości, która zdecydowanie go przerasta. Widok palonych miejsc, huk broni i ludzkie ciała porzucone na ulicach z pewnością nie budzą w nim optymizmu ani chęci do życia. Z sytuacji, która wydawać by się mogło jest bez wyjścia ratuje go nieskazitelnej urody kurtyzana – Józefina, która jest żądna zemsty na niemieckich oficerach, którzy pozbawili ją najbliższych.

Początkowo Arapaggio nie jest nią w żaden sposób zainteresowany, co jednak szybko ulega zmianie. W chwili niemocy i zagrożenia pokazuje mężczyźnie, że potrafi sobie radzić w wielu niebezpiecznych sytuacjach. Postanawia ją uczynić swoją kochanicą i… królową nocy. Nie spotkało się to jednak z aprobatą Józefiny, która nie była pozytywnie nastawiona do pomysłu. Jednak w momencie przekroczenia ciemności wszystko się zmieniło.

Józefina za punkt honoru obejmuje pomoc malarzowi i dojście do prawdy, którą mężczyzna skrzętnie ukrywa. Czy kobieta dowie się, co tak naprawdę stało się w jego życiu? Czy będzie mogła mu pomóc? Tym bardziej, że dom Arapaggia wygląda jak świątynia na cześć osoby, którą utracił.

Autorka czasy II Wojny Światowej przeplata wraz z wcześniejszymi czasami, w których możemy poznać tajemnicę skrywaną przez głównego bohatera. Czasami, w których narodziło się namiętne uczucie między Arapaggiem, a pewnym zdolnym śpiewakiem operowym…

Agata Suchocka podjęła się trudnej tematyki, która nadal – mimo ciągłej zmiany czasów – należy do tematów tabu. Przedstawiła nie tylko jednak miłość między parą mężczyzn, ale przedstawiła również czasy baroku, w których by mężczyzna pięknie śpiewał pozbawiano go męskości. Kastraci zachwycali wszystkich pięknem swoich głosów i wprawiali ich nierzadko w osłupienie, ale przede wszystkim wewnętrznie przechodzili prawdziwe katorgi, popadali w choroby psychiczne i po prostu trwali, bo niczego innego nie byli w stanie robić.

Przy „Pieśni słowika” po raz pierwszy spotkałam się z twórczością Agaty Suchockiej i jestem bardzo z tego zadowolona. Podziwiam autorkę za stworzenie historii na przestrzeni dziejów, w której w niczym się nie pogubiła, a sam tekst stworzyła tak, by ciekawił i zachęcał do przekładania kolejnych stron. Potrafiła obudzić we mnie wyobraźnię i bez problemu przeniosłam się do pogrążonego w wojnie Wiednia, w którym nigdy nawet nie była czy do czasów wcześniejszych. Niemalże słyszałam w głowie śpiew „słowika” będąc w książkowej operze i cierpiałam razem z głównym bohaterem po jego stracie. Czy można wymagać od powieści czegoś więcej niż emocji?

„Pieśń słowika” to trzeci tom z cyklu „Daję ci wieczność” autorstwa Agaty Suchockiej, wydany nakładem wydawnictwa Videograf. Czego jednak możemy się spodziewać po tajemniczej okładce przedstawiającej kobietę w krwistej sukni ze skrzydłami?

Autorka zabiera nas do przeszłości stanowiącej Wiedeń w czasach II Wojny Światowej. Już sam ten fakt ciekawi, bo nie często mamy okazję...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Ocean uczuć” to pierwszy tom otwierający cykl pod tym samym tytułem. Jego lektura, to moje pierwsze spotkanie z autorką, ale nie ma w tym nic dziwnego – w końcu jest to debiut. Czy będę miło wspominała chwile spędzone z tą powieścią?

W chwili, gdy poznajemy Annę jest ona w bardzo ciężkim momencie swojego życia. Zapada na ciężką chorobę, ale niestety nikt nie potrafi jej poprawnie zdiagnozować. Kolejni lekarze rozkładają ręce i bardziej zgadują, co jej jest niż faktycznie wiedzą. Aktualnie pomimo choroby kobieta uznaje się za szczęśliwą żonę i mamę czwórki wspaniałych dzieci. Jednak jest w niej coś, co sprawia jej realny ból. Wspomnienia.

Strata ojca była dla niej bardzo przykrym wydarzeniem, które zapoczątkowało coraz gorsze jej losy. Trafiła pod opiekę dziadka, który nie stronił od alkoholu i miał z nim realny problem, oraz babki, której metody wychowawcze były dalekie od ciepłych i rodzinnych. Musiało być wszystko tak, jak ona tego chciała, uważała się za najlepszą i wiedzącą wszystko lepiej. Zmusiła nawet matkę Anny do zrzeknięcia się praw do niej, oddając pełne prawo do decydowania o losach dziewczynki dziadkom. Życie dziecka stało się niezwykle dalekie od tego, jakie powinno być. Nie obfitowało w beztroskie dzieciństwo, nie było w nim ciepła ani zrozumienia, a dom nie był miejscem, do którego chciała wracać i nie czuła się w nim bezpieczna. Miejsce, w którym powinna czuć się najlepiej na świecie było pełne przekleństw, śmierdziało alkoholem i moczem i na próżno było szukać w nim miłości innej, niż ta do wódki.

Nikt nie uprzedzał Anny przed złem tego świata. Zanim na swojej drodze spotkała miłość swojego życia kilka razy została skrzywdzona i wykorzystana. Słońce zaświeciło się dla niej w momencie, gdy już porzuciła wszelakie nadzieje na lepszy los.

Życie Anny było niezwykle smutne i przykre. Pełne bólu i strachu, ale również tęsknoty – przede wszystkim za matką i rodzinnym ciepłem. Sama powieść jest przepełniona emocjami i melancholijna. „Ocean uczuć” jest książką trudną i smutną, ale napisaną niezwykle przystępnym językiem. Zmusza do zwolnienia w codziennym biegu i zastanowienia się nad tym, co jest w życiu najważniejsze.

Głównym atutem powieści jest to, że budzi emocje. Od totalnej złości na dziadków Ani, przez ogromną chęć przytulenia tej małej dziewczynki i przekazania jej chociażby namiastki normalności i ciepła, jakiego pragnęła najbardziej na świecie, kończąc na pokładach nadziei, by nie okazało się, że w dorosłym życiu Anna również zostanie wystawiona na ogromne cierpienie przez nowotwór.

Z niecierpliwością czekam na kolejne tomy i dalsze losy Anny wierząc, że autorka przygotowała dla niej w końcu długie i szczęśliwe życie.

„Ocean uczuć” to pierwszy tom otwierający cykl pod tym samym tytułem. Jego lektura, to moje pierwsze spotkanie z autorką, ale nie ma w tym nic dziwnego – w końcu jest to debiut. Czy będę miło wspominała chwile spędzone z tą powieścią?

W chwili, gdy poznajemy Annę jest ona w bardzo ciężkim momencie swojego życia. Zapada na ciężką chorobę, ale niestety nikt nie potrafi jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Katarzyny Nowakowskiej z pewnością nie trzeba Państwu przedstawiać. To nikt inny, jak słynna królowa dramatów – K.N.Haner. Pod swoim prawdziwym nazwiskiem właśnie wydała drugą powieść. Czas na „Zagrywkę”!

Główna bohaterka – Abigail Jefferson, to seksowna i twarda prezeska klubu koszykarskiego New York Hunters. Wierząc opisowi wygląda, jak Scarlett Johansson i dobrze wie, jak działa na mężczyzn. Nie daje w żaden sposób sobą pomiatać, a jej cięty język zranił już niejednego rosłego mężczyznę. Nie oszukujmy się – wygląd ma ogromne znaczenie w jej życiu, dzięki niemu łatwiej osiąga postawione sobie cele odnosząc sukces. Praca z samymi mężczyznami wymaga od niej określenia zasad, wśród których główną jest zakaz jakichkolwiek zbliżeń. Nie od dziś wiadomo, że seks potrafi komplikować pracownicze relacje… Udaje jej się wytrwać w swoim postanowieniu, jednak jest to nie lada wyczyn – przystojni mężczyźni działają na nią, jak płachta na byka i budzą same gorące emocje.

Drogę do sukcesu wydeptała sobie sama ciężką pracą. Posiada apartament na Manhattanie i jest specjalistką w negocjowaniu wielomilionowych transferów zawodników NBA. Bezczelna i bezkompromisowa. Koszykarzy z drużyny traktuje, jak braci, jednak do czasu…

Pewnego dnia do drużyny dołącza jej młodzieńcza miłość, Jacob Huntsman, który nie poznaje swojej sympatii sprzed lat. Świadczy to o tym, że nasza bohaterka drastycznie się zmieniła, ale z pewnością na lepsze. Postanawia skorzystać z okazji i nie mówić mu, że mieli okazję już kiedyś ze sobą obcować. Czy to jednak dobre wyjście z sytuacji? Czy może kobieta sprowadzi tym na siebie komplikacje?

Wielkimi krokami zbliża się czas wyjazdu na wakacje całej drużyny łącznie z Abigail, która snuje plany złamania swoich żelaznych zasad i zbliżenia się do Jacoba. Czy kolejny z jej planów ma szansę na powodzenie? Czy będziemy świadkami gorącego romansu w Meksyku? Przeszłość powraca z impetem wkraczając w ułożone życie bohaterów…

„Zagrywka” jest historią kobiety, której życie w młodości nie było usłane różami, a przepełnione niezwykłym cierpieniem. Mając dosyć smutnego losu rzuciła się w wir pracy wspinając się po szczeblach kariery i zmieniając diametralnie nie tylko siebie, ale i całe swoje życie podwyższając jego standard i zapewniając sobie luksus.

Nie mogę powiedzieć, że powieści brakuje emocji, bo jest ich naprawdę dużo! Tak samo, jak wydarzeń, których mamy lekki natłok, ale liczę na to, że kontynuacja rozwinie kilka poruszonych wątków. Momentami poczułam pod powieką łzę wzruszenia, co rzadko mi się zdarza, a tym bardziej przy powieściach. Napisana prostym językiem sprawia, że czyta się ją szybko i przyjemnie. I co najważniejsze – według mnie niesie ze sobą przekaz. Pokazuje, że kobiety nie są z porcelany, którą łatwo można potłuc, ale są bardzo silne i znoszą wiele przeciwności losu i ciosów zadawanych nierzadko przez najbliższych.

Polecam powieść kobietom, które potrzebują wieczornych uniesień i zapewnienia, że potrafią bardzo dużo w życiu znieść.

Katarzyny Nowakowskiej z pewnością nie trzeba Państwu przedstawiać. To nikt inny, jak słynna królowa dramatów – K.N.Haner. Pod swoim prawdziwym nazwiskiem właśnie wydała drugą powieść. Czas na „Zagrywkę”!

Główna bohaterka – Abigail Jefferson, to seksowna i twarda prezeska klubu koszykarskiego New York Hunters. Wierząc opisowi wygląda, jak Scarlett Johansson i dobrze wie,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Nieosiągalny Małgorzata Falkowska, Ewelina Nawara
Ocena 6,8
Nieosiągalny Małgorzata Falkowsk...

Na półkach: ,

Za oknem mocno niesprzyjająca aura, która zmusza wręcz do odkręcenia bardziej grzejnika i zakopania się w dużym ciepłym kocu? Gorąca herbatka również nie pomaga w rozgrzaniu się? Z pomocą więc przychodzi najgorętszy duet 2021 roku, który swoją premierową powieść wraz z Wydawnictwem MUZA wysyła w świat już 3.02.2021!

Czy jeden wieczór kawalersko-panieński potrafi zmienić całe życie?

Olimpia jest młodą studentką dorabiającą sobie w toruńskim hotelu Copernicus na stanowisku kelnerki. Jej życie nie jest usłane różami. Bardzo wcześnie straciła mamę, która była dla niej całym światem, a aktualnie opiekę nad nią sprawuje zaborczy ojciec, który kładzie wręcz za mocny nacisk na edukację dziewczyny wierząc, że bez wykształcenia nasza bohaterka niczego w życiu nie osiągnie. W zasadzie powiedzenie o nim, że jest zaborczy jest ogromnym niedopowiedzeniem. To prawdziwy tyran, który nie cofnie się przed niczym i znęca się nad córką nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie.

Tego dnia miała mieć wolne, ale los pokrzyżował jej plany. Musiała zastąpić w pracy Majkę – przyjaciółkę, której chłopak miał wypadek. Oli – bo nasza bohaterka szczerze nie znosi swojego imienia i woli, gdy ludzie zwracają się do niej zdrobnieniem – ze zrozumieniem przystaje na prośbę i udaje się do hotelu, by obsługiwać gości na zaplanowanym bankiecie. Niestety, razem z nią na zmianie jest znienawidzony synek szefa – Hubert, który twierdzi, że żadna mu się nie może oprzeć i sam nachalnie uderza do Oli. Dziewczyna jasno daje mu do zrozumienia, by trzymał ręce z daleka od niej, lecz to go jeszcze bardziej rozjusza…

William to potomek rodziny królewskiej. W przyszłości ma zostać następcą tronu królestwa Martagon. Ma przyklejoną łatkę kobieciarza, ale umówmy się – która kobieta oparłaby się przystojnemu księciu? Rzeczonego dnia jest gościem na wieczorze przedślubnym kuzyna, który niebawem ma zostać mężem pięknej Polki. Jest świadkiem ostrej wymiany zdań pomiędzy Oli a jej adoratorem. Niewiele myśląc postanawia przybyć dziewczynie z odsieczą. Wdzięczna zgadza się na spacer po Toruniu i bycie przewodnikiem Willa nie wiedząc kim tak naprawdę jest mężczyzna.

Początkowo Will ma grzeszne plany wobec Olimpii, jednak dziewczyna zaciekawia ją swoją osobą. Całkiem miły wieczór jednak nagle się kończy jej ucieczką…

Czy tych dwoje będzie miało szansę jeszcze się spotkać?

Theresa za punkt honoru obrała sobie znalezienie jedynemu synowi godnej kobiety, która mogłaby zostać w przyszłości jego żoną. Tym bardziej, że zbliża się ślub w rodzinie, na którym Will pod żadnym pozorem nie może pojawić się sam. Niestety, kolejna „randka w ciemno” zaaranżowana przez matkę kończy się totalną klapą. Mężczyzna postanawia wziąć sprawy w swoje ręce – odnaleźć i zaprosić do Martagonu dziewczynę, która zawróciła mu w głowie podczas pobytu w Polsce…

Oli po otrzymaniu tajemniczej przesyłki waha się, czy skorzystać z zaproszenia do obcego kraju, o istnieniu którego nie miała pojęcia mimo, że leży on w Europie. Za namową Majki i w sekrecie przed ojcem pakuje jednak swoją walizkę i wyrusza w podróż życia. Nie zdaje sobie jednak sprawy z konsekwencji, jakie przyniesie ta decyzja.

Ojciec – tyran bardzo szybko zauważa brak córki, zaczyna do niej wydzwaniać i jej grozić. Niezrażona jednak ma zamiar dobrze się bawić w towarzystwie przystojnego Willa, który i jej nie jest obojętny. Czas spędzony w królestwie chce przeznaczyć na odpoczynek od szarej rzeczywistości i poznaniu bliżej mężczyzny, dzięki któremu znajduje się właśnie w tym przepięknym miejscu.

Sielanka tych dwojga i wspólne dni przepełnione namiętnością jednak nie trwają wiecznie. Oli postanawia wrócić do domu ze łzami w oczach i sercem wypełnionym żalem, że musi zakończyć tę bajkę. Bajkę, w której ona jest tylko kopciuszkiem, a happy end nie ma prawa się zdarzyć… Gdyby jednak wiedziała, jakie konsekwencje ją dopadną pozostałaby w utopii i nie myślała nawet o powrocie do rodzimego kraju.

Ledwo żywą w tragicznym stanie kobietę ratuje książę. I byłoby to wielce romantyczne, gdyby nie tragedia, jaka kryje się za zdarzeniem. Jednakże koniec czegoś staje się jednocześnie początkiem czegoś nowego. I tak jest również w tym przypadku – bajka, o jakiej możemy czytać tylko w książkach ma szansę się ziścić.

Ahh! Co to jest za duet! Co to jest za powieść! Małgorzata Falkowska z Eweliną Nawarą to mieszanka iście wybuchowa! To, co dziewczyny wspólnie zrobiły to nie tylko kawał niezłej roboty, ale przede wszystkim historia, jakiej na rynku jeszcze nie ma – i za to należą im się brawa!

Zewsząd wylewają się powieści o mafii, seksie, seksie i mafii i tak ciągle. Ileż można? Co to za bum? Tym bardziej, że są to książki bez researchu, ot puszczone wodze fantazji. Na okładce w ciemnej tonacji goła klata, jakich pełno. Żadna niczym się nie odróżnia, a ja jako czytelnik nawet nie mam ochoty po taką sięgać – być może jest to już „przejedzenie” tematem. Potrzebowałam powiewu świeżości, czegoś, czego dotąd nie czytałam. Czegoś co mnie porwie bez reszty i sprawi, że pokonam niemoc czytelniczą. I oto z odsieczą przybyła Gosia z Eweliną! I moja prywatna sympatia do dziewczyn nie ma tutaj znaczenia, bo współczesna historia kopciuszka zawładnęła moim serduchem i zyskała w nim szczególne miejsce. Dlaczego?

Bohaterowie są oryginalni. Każdy z nich ma w sobie cechy, które nie są wzięte z kosmosu. Są normalnymi ludźmi, takimi jak my, mimo pochodzenia czy statusu społecznego. Są pomocni i serdeczni, mają przyziemne problemy i dają się lubić. Oczywiście oprócz czarnego charakteru w postaci ojca Oli, do którego czytelnik zaczyna wręcz pałać nienawiścią. I to taką szczerą. Wzbudza emocje, oczywiście same negatywne, przyprawia o palpitacje serca, ale co trzeba przyznać – bez niego być może ta historia nie miałaby takiego zakończenia.

Autorki twierdzą, że to powieść dla niegrzecznych księżniczek. Nie zgodzę się z tym stwierdzeniem. Dla grzecznych księżniczek też jest idealna. Niech czytają i się uczą, jak dodać pikanterii w życiu. Wierzcie mi – ta książka sprawi, że ciśnienie Wam skoczy i będziecie musieli się schładzać! Śmiem twierdzić, że zadziała lepiej niż viagra tudzież hiszpańska mucha – libido po niej skacze jak szalone! A to wszystko dzięki zmysłowym opisom autorek, które działają na wyobraźnię i są poprowadzone w bardzo przystępny sposób. Nie szukajcie tu jednak erotyka! To romans w najczystszej postaci, gdzie seks jest rzeczą ludzką, nie jest przedstawiony w zwierzęcy sposób, a czytelnik chciałby się znaleźć na miejscu bohatera. Jest to opowieść o przemianie i miłości, która jest na tyle silna, by stawić czoło światu i wszelakim przeciwnościom. Uwaga, wciąga! Lepiej więc na czytanie poświęcić dzień wolny od pracy, albo…wziąć urlop na żądanie. Zaręczam, że warto!

Po czym poznać udany duet? A po tym, że ciężko rozróżnić po stylu pisania, która z dziewczyn jaką część pisała. Ewelina z Gosią zyskują u mnie miano pisarskich bliźniaczek, bo jeszcze nie spotkałam się z niemal identycznym sposobem tworzenia historii i tekstu. „Nieosiągalny” jest dla mnie prawdziwym sztosem i czekam z niecierpliwością na więcej!

Za oknem mocno niesprzyjająca aura, która zmusza wręcz do odkręcenia bardziej grzejnika i zakopania się w dużym ciepłym kocu? Gorąca herbatka również nie pomaga w rozgrzaniu się? Z pomocą więc przychodzi najgorętszy duet 2021 roku, który swoją premierową powieść wraz z Wydawnictwem MUZA wysyła w świat już 3.02.2021!

Czy jeden wieczór kawalersko-panieński potrafi zmienić...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Marcin Brzostowski swoimi książkami zapewnia wieczorną rozrywkę. Bawi, ciekawi i sprawia, że chce się go czytać dalej. Czy jednak przy „Szach-mat! czyli Szafa wychodzi, ja zostaję” również będziemy się tak dobrze bawić? Sprawdźmy to!

Książka nie należy do opasłych tomiszczy, co ewidentnie jest na plus. Możemy połknąć ją w jeden wieczór, nie zarywając przy tym nocy, a co więcej nie narażając się na wory pod oczami kolejnego poranka. Co najwyżej może nam przybyć kilka zmarszczek od śmiechu. Dlaczego?

„Szach-mat!…” to nic innego jak zbiór nie tyle opowiadań, co krótkich historyjek nierzadko wywołujących u mnie salwy śmiechu. Są to przede wszystkim teksty z przesłaniem, z drugim dnem. Można się czasami zdziwić i w myślach wykrzyknąć „cholera, mam tak samo!” lub „o! Faktycznie!”, gdyż autor opisuje zupełnie codzienne sprawy, takie jak stanie nad czyimś grobem i przekomarzanie się z innymi z jakiego powodu denat nie jest z nami już na tym łez padole – nie oszukujmy się, na pogrzebach jest to bardzo częste zjawisko zaczynające się zazwyczaj od słów „A ja to słyszałam, że…” – lawina gdybania bardzo szybko się rozprzestrzenia. Groteskowość wręcz wylewa się z tej kilkudziesięcio stronicowej książki szerokim strumieniem. Autora czasami ponosiła wyobraźnia galopując wręcz w fantastykę, za którą nie przepadam, ale tutaj zupełnie mi ona nie przeszkadzała!

Żeby jednak nie było tak kolorowo i by nie generalizować książki twierdząc, że jest to „tylko” komedia autor poruszył w zręczny sposób motyw samotności, porzucania życiowych celów czy marnowania własnego czasu, który upływa w nieubłagalnie szybkim tempie, co zademonstrował nam idealnie rok 2020. Jestem pewna, że nie jeden z Was myśli „Kurde, kiedy ten rok zleciał? A ja niczego w nim nie osiągnąłem/ nie osiągnęłam…”. Sama tak uważam mimo tego, że w owym roku wiele się wydarzyło mimo panującej pandemii, o dziwo były to w większości pozytywne rzeczy. Ale człowiek jest już tak skonstruowany, że pewnych rzeczy nie zauważa, nie zdaje sobie z nich sprawy i nie docenia. Poczytamy również o miłości oraz jej braku i różnych odcieniach, ale również o różnych odcieniach zdrady.

Ciekawostka z książki: Czy wiecie, że od kiedy Polska jest w Unii Europejskiej nie można w sklepach monopolowych kupić ćwiartki czystej wódki? – mnie to zdziwiło, bo nadal potocznie mówi się „ćwiartka” (mając w myślach 250ml), a tu zaskoczenie – nie ma takiej pojemności, a tym mianem określane są butelki zawierające 200ml owego płynu.

Zaręczam, że w książce poruszonych jest jeszcze więcej kwestii, które właśnie w taki sposób zadziwiają. Historie nie są ze sobą powiązane, ale jeśli dobrze zrozumiałam łączy je jedno – bohaterami są mężczyźni, różni od siebie, ale mający podobne problemy.

W moim odczuciu jest to niezwykle pouczająca komedia, jakich na rynku jest niewiele. Od początku widać, że autor pisał ją z przesłaniem dla czytelnika. Jakim? Na to pytanie musicie sobie odpowiedzieć sami.

Jedno jest pewne – przesłania z tej niewielkiej lektury pozostają w człowieku na długo i się w nim zakorzeniają. Ale to dobrze. Zacznijmy zmieniać swoje życie na lepsze i uczmy się na cudzych błędach, bo własne za dużo nas kosztują. Nawet jeśli są to błędy literackich postaci.

Marcin Brzostowski swoimi książkami zapewnia wieczorną rozrywkę. Bawi, ciekawi i sprawia, że chce się go czytać dalej. Czy jednak przy „Szach-mat! czyli Szafa wychodzi, ja zostaję” również będziemy się tak dobrze bawić? Sprawdźmy to!

Książka nie należy do opasłych tomiszczy, co ewidentnie jest na plus. Możemy połknąć ją w jeden wieczór, nie zarywając przy tym nocy, a co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z pewnością jako małe dzieci, a może nawet i teraz, w dorosłym życiu, pisaliście bądź piszecie listy do tego starszego pana w czerwonym kubraczku, dla którego zdawać by się mogło nie ma rzeczy niemożliwych. Po latach życia w niewiedzy okazywało się, że Mikołajem byli rodzice, a teraz jest to mąż lub ktoś inny z najbliższej rodziny. Nierzadko sami sobie kupujemy jakiś podarunek i jesteśmy szczerze zaskoczeni i szczęśliwi, gdy kurier puka do drzwi, a rękach trzyma pakunek. Najważniejszym w życiu bowiem jest to, by dawać szczęście innym, ale przede wszystkim również sobie.

Maryla Jędrzejewska ma swoim koncie 70 przeżytych lat, ale dopiero teraz czuje, że żyje. Wydawać by się mogło, że ma nudny los, bowiem rzadko opuszcza swoje cztery kąty, a jeśli już to robi, to tylko po to, by kupić jedzenie dla siebie i kota. Nikt się jednak nie spodziewa, co ta przemiła starsza pani knuje wieczorami…

Celem Marylki od pewnego czasu jest… uszczęśliwianie innych. Ale nie na siłę i nie każdego. Ma szczęście, bo współpracuje z nią listonosz, który przechwytuje z poczty listy do Mikołaja i oddaje je kobiecie – Mikołajowi w spódnicy. Kobieta skrupulatnie czyta każdy z nich i odkłada go na odpowiednie miejsce – „do zrealizowania”, „do przemyślenia” oraz „odrzucone”. Dokładnie przygląda się sytuacji rodzinnej dzieci z Miasteczka i marzeniom, o których piszą, a potem podejmuje decyzję. Jak nie trudno się domyśleć – Maryla spełnia te życzenia, które z pozoru dla tych małych duszyczek są nieosiągalne, a dla niej samej do zrealizowania, jak za dotknięciem magicznej różdżki. I przede wszystkim te, które mają szansę zmienić czyjeś życie na lepsze…

Oczywiście są też takie marzenia, które nawet dla naszej bohaterki są nie lada wyzwaniem, ale od czego ma się przyjaciół, którzy otrzymali przed laty nadzieję i najpiękniejsze prezenty od Maryli?

Mikołajową idyllę zaburza list adresowany do Jędrzejewskiej. Koperta jednak nie skrywa wieści od starych znajomych, którzy porozjeżdżali się po świecie, ani rachunku za prąd. Widnieje za to na niej duża pieczęć z napisem „Prokuratura”… Wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że takie pismo oznacza tylko jedno – kłopoty.

I pomyśleć, że tego całego dobra nie byłoby, gdyby nie Pani Gertruda… Ale o tym, jaką miała rolę w tym całym przedsięwzięciu i kim była dowiecie się już z powieści.

Historia Maryli jest pokazywana w dwóch ramach czasowych – aktualnie i X lat temu, kiedy była młodą kobietą. Dzięki temu możemy w przystępny sposób poznać historię, która doprowadziła główną bohaterkę do miejsca, w którym obecnie się znajduje – do roli Mikołaja. A może powinnam napisać – Mikołajki? W życiu młodej Marylki nie było samych wzlotów. Pewnego dnia jej życie wręcz straciło sens, a raczej to ona kazała temu „sensowi” zniknąć ze swojego życia i więcej się w nim nie pojawiać. By nie kusić losu przeprowadziła się do Miasteczka i tutaj stworzyła swoją ostoję spokoju. Nie dane jej było zostać żoną i matką, ale czy kobieta tego żałowała? Wszak nie można powiedzieć, że jej dni były puste. Wręcz odwrotnie – były wypełnione po brzegi dobrem, które zawsze do niej wracało. Przynajmniej do momentu, w którym ktoś „życzliwy” nie złożył na nią donosu do prokuratury…

Biorąc do ręki powieść Magdaleny Witkiewicz mamy wręcz pewność, że spędzimy miło czas w towarzystwie wykreowanych przez nią bohaterów. Nie inaczej było tym razem. Powieść nie tylko cudownie nastroiła mnie na świąteczny czas, ale przede wszystkim pokazała, że spełnianie marzeń nie jest Mount Everestem – wystarczy tylko chcieć to robić i poświęcić odrobinę wolnego czasu. Nigdy nie wiadomo, czyje życie zmienimy tym na lepsze, prawda? A dobro lubi wracać…

Bohaterowie są wykreowani w realny sposób, są ludźmi o zwyczajnych cechach, takimi, których mijamy na ulicy, którzy mieszkają obok nas. Dają się lubić, oprócz jednego czarnego charakteru, który musi być w każdej powieści, bez niego mogłoby zawiać nudą, a tego byśmy z pewnością nie chcieli.

Retrospekcje w powieści sprawiają, że nie jest ona książką tylko na grudniowy czas, ale sprawdzi się również na wiosnę, lato i jesień. Przecież szerzenie dobra i historie z nim w roli głównej nie mają daty ważności, nie są zarezerwowane tylko dla jednej małej części w roku. Jeśli więc, Drogi Czytelniku, lektura jeszcze przed Tobą, to koniecznie po nią sięgnij. Nawet jeśli czytasz te słowa wtedy, gdy za oknami słońce w pełni, a termometr pokazuje 30 stopni.

Z pewnością jako małe dzieci, a może nawet i teraz, w dorosłym życiu, pisaliście bądź piszecie listy do tego starszego pana w czerwonym kubraczku, dla którego zdawać by się mogło nie ma rzeczy niemożliwych. Po latach życia w niewiedzy okazywało się, że Mikołajem byli rodzice, a teraz jest to mąż lub ktoś inny z najbliższej rodziny. Nierzadko sami sobie kupujemy jakiś...

więcej Pokaż mimo to