Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Ig: patidoludzi

Znacie „Szeptem”? Jeśli nie… to nadeszła pora, by Wam je przedstawić.

Co byście powiedzieli, gdybym zaproponowała Wam nostalgiczną podróż do 2010 roku? Do czasów, gdy w wydawanych książkach królował gatunek paranormal romance, gdzie trup ścielił się gęsto, ale nikt nie pozostawał w trumnie zbyt długo, a nastolatki zakochiwały się w 500-letnich wampirach/wilkołakach/demonach/aniołach zamiast współczesnych „ciemnookich fae”?

Spodziewam się, że część osób na taką propozycję czytelniczej podróży w czasie zareagowałaby… sceptycznie. Sama nie byłam pewna, jak wiele dobrych wspomnień z tamtego okresu mogłabym odtworzyć z równie dobrym skutkiem po latach. Postanowiłam jednak spróbować, dać szanse nostalgii i sięgnęłam po „Szeptem”. Moja ocena? Na pewno różna od tego, co powiedziałaby o tej książce nastoletnia ja.

„Szeptem” to klasyczny przykład romansu „nie z tego świata”. Poznajemy 16-letnią Norę, która zostaje zmuszona do szkolnej współpracy z przystojnym nieznajomym, który niedawno dołączył do grona uczniów jej szkoły. Patch jest nie tylko wyjątkowo atrakcyjny, ale przede wszystkim tajemniczy i zdaje się, że razem z nim w życiu Nory pojawia się coraz więcej niebezpieczeństw. Dziewczyny to jednak nie zniechęca - wręcz przeciwnie, tylko podsyca jej ciekawość.

I… tu na chwilę przerwę, bo muszę przyznać - bardzo ciężko było mi ocenić tę książkę po latach. Jest w niej sporo tego, co kiedyś było uznawane za „standard” w romansach, a teraz się tego unika. Jakie minusy rzuciły mi się w oczy?

Przede wszystkim to, że główna bohaterka nie jest kowalem własnego losu, wręcz przeciwnie - leci dokładnie tam, gdzie zawieje wiatr, a raczej gdzie zaprowadzi ją męski bohater. Bezgranicznie mu ufa, nawet gdy sama w myślach stwierdza, że nie powinna. Zachowuje się jak ta typiara w horrorach, która zamiast uciekać z nawiedzonego domu, postanawia sprawdzić dziwne odgłosy dochodzące z piwnicy i zapomina zabezpieczyć drzwi przed zamknięciem. Frustrujące, prawda?

Mam też wrażenie, że sam romans między Patchem i Norą pojawił się jakby znikąd. To ten przypadek motywu enemies to lovers, w którym bohaterowie zaczynają od nienawiści i nagle jest scena, w której się całują - pomijając jakiekolwiek budowanie napięcia w relacji czy etap dostrzegania dobrych cech tej drugiej strony (innych niż: on jest bardzo przystojny)

Samo to, jak napisana jest historia, daje odczuć, że jest to starsza pozycja - zwłaszcza dialogi trochę się zestarzały. Mogłabym narzekać też na to, że w pewnym momencie historia robi się bardzo zawiła, a liczba zwrotów akcji i mnogość złych bohaterów, którzy czyhają na życie naszej protagonistki, sprawia, że gubimy gdzieś w tym wszystkim logikę...

Ale kurcze, ciężko jest mi ocenić na mniej niż 3,5 (a serce podpowiada, by podciągnąć do 4) gwiazdki. Bawiłam się wyśmienicie, ponownie przypominając sobie historię Patcha i Nory. Połknęłam tę książkę błyskawicznie. Nie każda pozycja musi być super ambitna, nie w każdej budowa relacji czy świata musi być na najwyższym poziomie - tutaj najważniejszy był dla mnie klimat i dobra rozrywka.

Może to sentyment, którego nie mogę pozbyć się z głowy. A może to, że wyrosłam wiekowo z docelowej grupy odbiorców - i dlatego staram się raczej brać pod uwagę, co podobałoby się 16-letniej mnie. A podejrzewam, że nastoletnia ja wciąż zachwycałaby się tą książką.

Ig: patidoludzi

Znacie „Szeptem”? Jeśli nie… to nadeszła pora, by Wam je przedstawić.

Co byście powiedzieli, gdybym zaproponowała Wam nostalgiczną podróż do 2010 roku? Do czasów, gdy w wydawanych książkach królował gatunek paranormal romance, gdzie trup ścielił się gęsto, ale nikt nie pozostawał w trumnie zbyt długo, a nastolatki zakochiwały się w 500-letnich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

tt: patidoludzi

Oczywiście, że nie powinno się oceniać książki po okładce - ale często właśnie to robimy. Wystarczy jedno spojrzenie i już możemy domyślić się, co chciałaby zaoferować nam dana książka. Miałam więc konkretne oczekiwania przed przeczytaniem „Wszyscy byliśmy za młodzi”. I teraz mogę śmiało was zapewnić, że jeśli więc szukacie pozycji, która roztrzaska wasze serca na drobne kawałki, opowie o dojrzewaniu i jego trudach, o próbach odnalezienia siebie w niełatwej rzeczywistości, to właśnie ją znaleźliście. Możecie zaufać temu pierwszemu wrażeniu po spojrzeniu na okładkę i tytuł. Bo „Wszyscy jesteśmy za młodzi” okazało się dla mnie niezawodne w swojej kategorii: smutna książka o nastolatkach.

Książka przedstawia historię szóstki bohaterów: Chase’a, Chloe, Simona, Alison, Ivy i Josha i jest podzielona na różne perspektywy, dzięki czemu dokładnie możemy przyjrzeć się temu, co dzieje się w głowie każdego bohatera. A zwykle dzieje się dużo, mamy bowiem do czynienia z nastolatkami, którzy właśnie kończą ostatnią klasę szkoły średniej i szykują się do pójścia na studia. Sama wizja tej wielkiej zmiany jest dla każdego z nich wyzwaniem. Gdy jednak w grę wchodzą także sprawy uczuciowe, trudne relacje z rodzicami, autoagresja, problemy psychiczne i trudność w zaakceptowaniu własnej tożsamości - dostajemy mieszankę wybuchową. A to tylko początek tego, z czym będą musieli się zmierzyć. Bo na najtrudniejsze wydarzenie w książce, którego oczywiście nie zamierzam spojlerować, wszyscy byli… po prostu zbyt młodzi.

Mocno trafił do mnie zwrot akcji, który przygotowała dla swoich bohaterów (i czytelników) autorka. I jak zwykle nie płaczę na książkach (ani na filmach, jestem raczej mało wylewna), tak tutaj w kącikach oczu zakręciło się kilka łez.

Podobał mi się także język powieści. Przez tę książkę po prostu się płynęło, mimo że do najkrótszych nie należy. Nie wiem, jak wyglądała pierwsza wersja publikowana na Wattpadzie, ale domyślam się, że przeszła mocną redakcję (zwłaszcza że autorka zaczynała ją pisać jako szesnastolatka). Nie jest to jednak ani trochę minus, a bardziej plus - wielu książkom, które początkowo były publikowane w sieci, można zarzucać, że nie powinny być drukowane na papierze ze względu na masę błędów. Tutaj próba wygłaszania takich twierdzeń byłaby bezpodstawna. Historia jest po prostu świetnie napisana. A niektóre zdania i akapity zapadną mi w pamięć na długo.

Nie obyło się jednak bez drobnych minusów. Moim głównym zarzutem jest zbyt duża liczba bohaterów, zarówno tych głównych, jak i bardziej drugoplanowych. W mojej opinii cała historia Ivy, a więc także związanego z nią Yatesa mogłaby nie istnieć, zostać wykasowana bez dużych szkód w fabule. Do końca zastanawiałam się, jaką większą rolę Ivy odegra w całym zamieszaniu i chociaż faktycznie jej los pod koniec przeplatał się z innymi bohaterami, to myślę, że jej miejsce w tych momentach mógłby zająć ktokolwiek inny. Tym samym książka mogłaby być spokojnie o 150 stron krótsza.

Najbardziej natomiast przemówiła do mnie historia Chase’a i cieszę się, że ze wszystkich bohaterów, to właśnie on jest najlepiej napisany, a jego losy opowiedziane bardzo szczegółowo.

Kolejnym minusem mogłoby być zakończenie. Autorka zostawia czytelników z pytaniami i wieloma niedopowiedzeniami na temat tego, co dalej spotka bohaterów. Wydaje mi się jednak, że otwarte i niekoniecznie szczęśliwe zakończenie było tu najlepszym rozwiązaniem. Więc choć może nie jestem największą fanką tego rozwiązania, nie zamierzam mocno się czepiać.

Podsumowując: bardzo dobra książka (choć nie idealna), którą polecam szczególnie tym, którzy szukają historii o nastolatkach z problemami lub psychologicznego wyciskacza łez na niepogodne wieczory.

tt: patidoludzi

Oczywiście, że nie powinno się oceniać książki po okładce - ale często właśnie to robimy. Wystarczy jedno spojrzenie i już możemy domyślić się, co chciałaby zaoferować nam dana książka. Miałam więc konkretne oczekiwania przed przeczytaniem „Wszyscy byliśmy za młodzi”. I teraz mogę śmiało was zapewnić, że jeśli więc szukacie pozycji, która roztrzaska wasze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Memory Almost Gone" to mocno przeze mnie wyczekiwane zakończenie historii Amelii i Jonatana. Po przeczytaniu pierwszej części tej dylogii "Memory Almost Full" czułam mocny niedosyt. Brakowało mi rozwiązania niektórych spraw, domknięcia wątków i dokładniejszego zagłębienia się w psychikę bohaterów po tak trudnych przeżyciach. Czy otrzymałam to w drugiej części?
Tak! To i znacznie więcej.

Ciężko pisać o "Memory Almost Gone" w taki sposób, by nie spojlerować zbyt dużo. Zwłaszcza że autorka mocno bawi się formą i bez zawahania sprawdza, jak wiele plot twistów, zagadek i anagramów można zmieścić w tak krótkiej książce.

Nie chcę zdradzać zbyt dużo, więc napiszę tylko o moich odczuciach. "Memory Almost Gone" podobało mi się nawet bardziej niż pierwsza część. Mamy więcej konfliktów, bohaterowie stają się nam bardziej bliscy i bardziej ludzcy, mimo paranormalnych okoliczności. Podobają mi się nowe postacie, które zostały wprowadzone w tym drugim tomie, by mocniej namieszać w relacji głównych bohaterów.

Zakończenie zdecydowanie nie rozczarowuje! Można wylać kilka łez smutku i wzruszenia, można się pośmiać z poczucia humoru Julii Biel, można szybko zatęsknić i pomyśleć sobie "kurcze, szkoda, że to już koniec".

Mogłabym się przyczepić tylko do tego, że książka jest tak krótka - mam wrażenie, że gdyby była dłuższa, gdyby wątki były bardziej rozbudowane, dużo byśmy zyskali. Przez ten niedosyt zostawiam ocenę 4/5 gwiazdki.

"Memory Almost Gone" to mocno przeze mnie wyczekiwane zakończenie historii Amelii i Jonatana. Po przeczytaniu pierwszej części tej dylogii "Memory Almost Full" czułam mocny niedosyt. Brakowało mi rozwiązania niektórych spraw, domknięcia wątków i dokładniejszego zagłębienia się w psychikę bohaterów po tak trudnych przeżyciach. Czy otrzymałam to w drugiej części?
Tak! To i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Ulubiona książka z całej serii!

Ulubiona książka z całej serii!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wciągająca, z baśniowym klimatem i wielowymiarowymi bohaterami. Jeśli lubicie retellingi popularnych bajek - to ta książka przypadnie wam do gustu. Drobny minus za lekkie zgrzyty stylistyczne (przynajmniej mi coś tutaj nie zawsze grało) i za to, że książka była trochę za krótka. Gdyby była dłuższa, bardziej zależałoby mi na losie bohaterów i emocji byłoby jeszcze więcej.

Wciągająca, z baśniowym klimatem i wielowymiarowymi bohaterami. Jeśli lubicie retellingi popularnych bajek - to ta książka przypadnie wam do gustu. Drobny minus za lekkie zgrzyty stylistyczne (przynajmniej mi coś tutaj nie zawsze grało) i za to, że książka była trochę za krótka. Gdyby była dłuższa, bardziej zależałoby mi na losie bohaterów i emocji byłoby jeszcze więcej.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Po zakończeniu czytania tej książki przez chwilę gapiłam się prosto w ścianę z myślą... co tu się właśnie stało?

"Memory Almost Full" to moje pierwsze spotkanie z Julią Biel i nie ukrywam, że początkowo wcale nie polubiłam się ze stylem pisania tej autorki. Odrzucały mnie niektóre humorystyczne wstawki i odniesienia do nastoletniego slangu, jakie przewijały się w dialogach. Nie uważam, by była to źle napisana książka, ale zdecydowanie inaczej niż to, do czego przywykłam. Już po paru stronach złapałam jednak dobry rytm i mogłam skupić się na samej historii.

A ta z kolei była nie tylko wartka i płynna, ale momentami rozpędzała się do niesamowitych prędkości. Jedno jest pewne - przy tej lekturze nie da się nudzić. Z każdym kolejnym rozdziałem autorka zaskakuje nas tym, co przygotowała dla bohaterów. Gdy sen miesza się z jawą, wydaje się, że wszystko może się zdarzyć.

Ale ile reguł można bezpiecznie złamać?

Tutaj następuje największy zgrzyt. Bo nawet od fantastyki wymaga się trochę logiki i wyjaśnień. A po lekturze "Memory Almost Full" czytelnik zostaje z większą liczbą pytań i nierozwiązanych kwestii niż odpowiedzi. Rozumiem, że autorka chciała zachęcić odbiorców do sięgnięcia po kolejną część - i udało jej się, bo sama to zrobię, aby poznać dalsze losy bohaterów - ale obawiam się, że nawet po zakończeniu serii nie doczekamy się domknięcia i wyjaśnienia wszystkich wątków.

Podsumowując: bardzo ciekawa historia, wciągająca od pierwszych stron z barwnymi bohaterami i największymi plot twistami, jakie można sobie wyobrazić. Idealna niewymagająca lektura na chillowy wieczór. Jednak raczej dla młodzieży, a nie fanów rozbudowanej fantastyki, bo tym będzie brakowało trochę wyjaśnień i bardziej dopracowanej budowy świata "magicznego".

Po zakończeniu czytania tej książki przez chwilę gapiłam się prosto w ścianę z myślą... co tu się właśnie stało?

"Memory Almost Full" to moje pierwsze spotkanie z Julią Biel i nie ukrywam, że początkowo wcale nie polubiłam się ze stylem pisania tej autorki. Odrzucały mnie niektóre humorystyczne wstawki i odniesienia do nastoletniego slangu, jakie przewijały się w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Macie czasem tak, że boicie odezwać się do obcej osoby? A może stresowaliście się kiedyś zadzwonić do kogoś, kogo nie znacie? A co gdyby każda wasza interakcja z ludźmi wywoływała u was niesamowity stres, przerażenie, i powodowała ataki paniki? Tego właśnie doświadcza Maddie - bohaterka powieści „Zabiję cię” Vquiet. Walczyć z tym problemem pomaga głównej bohaterce jej znajomy Tim, z którym rozmawia przez internet.

Rzadko już sięgam po takie typowo obyczajowe młodzieżówki, ale tu czułam, że tematyka może być mi bliska. Sama jako nastolatka miałam podobne problemy do tych, z którymi zmaga się Maddie. Dlatego, gdy dostałam książkę od wydawnictwa i zobaczyłam tę piękną okładkę, byłam bardzo pozytywnie nastawiona.

Czy mi się podobało? Tak, ale nie bez „ale”. Autorka ma ciekawy, barwny styl, historia jest wciągająca, a głównych bohaterów nie da się nie lubić - zwłaszcza Tima, który jest idealnym wzorem cierpliwego, wyrozumiałego i wspierającego przyjaciela.

Było jednak kilka problemów - mieszanie kultury amerykańskiej z polską, czasami dziwne wypowiedzi bohaterów, którzy brzmią, jakby czytali informacje z Wikipedii (nie uwierzę, że przeciętny 18-latek ma tak rozległą wiedzę medyczną), rozwlekanie wątków, które nie dodawały wiele do fabuły, a także mało barwni bohaterowie drugoplanowi. To wszystko sprawiało, że ciężko mi było dokończyć lekturę, mimo że byłam szczerze przejęta losami bohaterów.

Dlatego książka dostaje ode mnie tylko 3 gwiazdki, bo mimo dużego potencjału, jestem jednak trochę wymagającym czytelnikiem - nawet gdy mowa o książkach młodzieżowych czy YA.

@patidoludzi

Macie czasem tak, że boicie odezwać się do obcej osoby? A może stresowaliście się kiedyś zadzwonić do kogoś, kogo nie znacie? A co gdyby każda wasza interakcja z ludźmi wywoływała u was niesamowity stres, przerażenie, i powodowała ataki paniki? Tego właśnie doświadcza Maddie - bohaterka powieści „Zabiję cię” Vquiet. Walczyć z tym problemem pomaga głównej bohaterce jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Orkan. Depresja” to książka, której początkowo nie byłam pewna. Ciężko jest pisać o depresji tak, aby oddać uczucia i emocje chorującej osoby. Zwykle jest albo zbyt podręcznikowo, albo zbyt płytko. Książki Ewy Nowak znam jednak nie od wczoraj. Wiem, że ta autorka, jak niewielu, potrafi przelać na papier to, czego faktycznie się doświadcza. Właśnie dlatego postanowiłam sięgnąć po najnowszą powieść.

Szesnastoletni Borys Orkan cierpi na depresję. Początkowo jednak wszystko wygląda… normalnie. Powiem więcej – wydaje się, że chłopak jest po prostu niemiły, arogancki i zazdrosny. Przez pierwsze strony mnie to wkurzało, a później biłam się w pierś. Tak trudno czasem odróżnić złość od smutku. Tak łatwo ocenić, że ktoś jest złośliwy, gdy tak naprawdę wewnętrznie cierpi.

Czytaj dalej na: http://www.patidoludzi.pl/2020/04/orkan-depresja.html

„Orkan. Depresja” to książka, której początkowo nie byłam pewna. Ciężko jest pisać o depresji tak, aby oddać uczucia i emocje chorującej osoby. Zwykle jest albo zbyt podręcznikowo, albo zbyt płytko. Książki Ewy Nowak znam jednak nie od wczoraj. Wiem, że ta autorka, jak niewielu, potrafi przelać na papier to, czego faktycznie się doświadcza. Właśnie dlatego postanowiłam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nie polecam tej książki tym, którzy nie potrafią dyskutować o poglądach i poddawać w wątpliwość własne widzenie świata. Autor nie boi się pisać o tym, o czym niektórzy woleliby nie wiedzieć. Nie wywyższa człowieka nad innymi istotami, które żyją lub żyły kiedyś na ziemi. Nie boi się obnażać tragedii, które nie były dziełem żadnych gorszych od nas potworów. To wszystko zrobił człowiek.

„Rodzaj ludzki nie jest sforą wilków, które jakimś trafem weszły w posiadanie czołgów i bomb atomowych. Jest stadem owiec, które na skutek osobliwego ewolucyjnego przypadku nauczyły się wytwarzać czołgi i bomby atomowe i ich używać. Uzbrojone owce są daleko bardziej niebezpieczne niż uzbrojone wilki”

Polecam tę książkę wszystkim tym, których poglądy kłócą się z poglądami autora. Gdy jesteś wierzący, odrzucasz teorię ewolucji, a ludzi uznajesz za istoty wyjątkowe. Polecam ją wszystkim, których lekcje historii nużyły, bo były prowadzone w mało interesujący sposób. Także tym, którzy myślą, że wiedza historyczna nie przydaje się w życiu. Myślę, że jeśli poznacie Harariego, dużo w waszym postrzeganiu świata może się zmienić.

Ostatecznie zachęcam do czytania ludzi, którzy po prostu lubią wiedzę. Książka jest zarówno łatwa, jak i trudna w odbiorze. Napisana tak prostym językiem, że przez 500 stron można przepłynąć w 2 dni i bardzo się nie spocić. Jednocześnie ja ją czytałam prawie miesiąc, próbując dogłębnie zrozumieć i zapamiętać każde przesłanie.

Reszta recenzji: http://www.patidoludzi.pl/2019/03/sapiens-od-zwierzat-do-bogow.html

Nie polecam tej książki tym, którzy nie potrafią dyskutować o poglądach i poddawać w wątpliwość własne widzenie świata. Autor nie boi się pisać o tym, o czym niektórzy woleliby nie wiedzieć. Nie wywyższa człowieka nad innymi istotami, które żyją lub żyły kiedyś na ziemi. Nie boi się obnażać tragedii, które nie były dziełem żadnych gorszych od nas potworów. To wszystko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jestem kociarą. I to taką zawziętą. Nigdy nie miałam własnego psa, a niebezpieczne incydenty z udziałem psów tylko bardziej mnie zniechęciły: gdy byłam mała pewien nieduży zwierzak z tego gatunku ugryzł mnie w nogę. Tragiczne przeżycie dla kilkulatki.
Ale wiecie co? Suczka Lucy i jej szczeniaki mnie zauroczyły. Rozkochały w sobie bez granic. A przecież to tylko „bohaterowie” powieści.
W. Bruce Cameron jest znany w Polsce ze swojej książki „Był sobie pies”, która w styczniu bieżącego roku doczekała się ekranizacji. Tamta opowieść jest prowadzona z perspektywy zwierzęcia – psa, który po śmierci odradza się w nowym ciele. W każdym kolejnym wcieleniu szuka on sensu swojego psiego życia. Osobiście tej książki nie przeczytałam, ale obejrzałam film i przede wszystkim mogę powiedzieć, że mocno łapie za serce.
Książki i filmy w których umiera wierny, czworonożny przyjaciel człowieka, są jednymi z najbardziej tragicznych. Z drugiej strony jednak „Był sobie pies” wprowadza czytelnika/widza w pozytywny nastrój, zwłaszcza po finałowej scenie. Mówi o szczęściu spowodowanym małymi rzeczami, miłości i oddaniu. Zdecydowanie jest to dzieło, które warto w jakiś sposób poznać.
Ale nie o tym dziele Bruce’a Camerona zamierzałam dzisiaj mówić, a o jego najnowszej książce – także dotyczącej psa. I to nie jednego! Dorosłej suni i całego pół tuzina szczeniaków!
„Psiego najlepszego” to powieść prowadzona w całkowicie innej narracji. Tym razem głównym bohaterem i narratorem historii jest człowiek – mężczyzna o imieniu Josh. Co musicie na początku o nim wiedzieć – mieszka sam, zostawiła go dziewczyna, a w dzieciństwie nie posiadał żadnego zwierzątka.
Na pierwszych stronach książki, naszego bohatera spotyka niecodzienne wydarzenie – sąsiad powierza mu swojego psa, bo sam wylatuje w pośpiechu do innego kraju. Joshowi nie udaje się odmówić znajomemu, a gdy ten znika z jego podwórka, chłopak uświadamia sobie, że suczka jest… w zaawansowanej ciąży.
Jak w takim przypadku ma postąpić osoba, która w życiu nie miała do czynienia z psem?

Pełna recenzja na: https://patidoludzi.blogspot.com/2017/11/swieta-ze-szczeniakami-psiego.html

Jestem kociarą. I to taką zawziętą. Nigdy nie miałam własnego psa, a niebezpieczne incydenty z udziałem psów tylko bardziej mnie zniechęciły: gdy byłam mała pewien nieduży zwierzak z tego gatunku ugryzł mnie w nogę. Tragiczne przeżycie dla kilkulatki.
Ale wiecie co? Suczka Lucy i jej szczeniaki mnie zauroczyły. Rozkochały w sobie bez granic. A przecież to tylko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Imigracja jest w XXI wieku dosyć gorącym tematem. Wzbudza wiele kontrowersji, kojarzona jest zdecydowanie negatywnie. Duża ilość osób wciąż łączy (nie do końca słusznie) temat terroryzmu w Europie z przybyłymi do niej imigrantami. Posądza się ich również o kradzieże, gwałty, życie na koszt prawdziwych obywateli danego kraju.
A co, gdybyś poznał opowieść z drugiej strony?
Irene Dalila Mwathi to młoda kobieta z Kenii. W swym ojczystym kraju doświadczyła wielkiego okrucieństwa. Jej rodzina została zamordowana przez gang, a gdy trafiła pod opiekę wuja, ten traktował ją jak niewolnicę, znęcając się nad nią zarówno psychicznie jak i fizycznie.
Gdy na horyzoncie pojawia się szansa ucieczki do Wielkiej Brytanii, Dalila decyduje się na nią bez chwili wahania. Jednak Londyn okazuje się nie być tak przyjaznym miejscem, jak się spodziewała
Nie lubię ujawniać wielu szczegółów w recenzji książki. Podzielę się jednak z wami moją osobistą opinią. „Dalila” to powieść, którą w dzisiejszych czasach zdecydowanie należy przeczytać, z wielu powodów.
Na sam początek to, że jest napisana bardzo przyjemnym, lekkim językiem, dzięki czemu nie czuje się upływania kolejnych godzin. Przez tę książkę się płynie, strona po stronie. Mimo że jest dosyć długa, można ją przeczytać w zawrotnym tempie – autor co i rusz nas zaskakuje, przez co lektura nie ma prawa się znudzić.
Zaskakuje także ilość szczegółów i dokładność, z jaką zostały opisane procedury ubiegania się o azyl w Wielkiej Brytanii. Mam wrażenie, że nikt z nas nie ma bladego pojęcia, jak to wygląda od zaplecza. Ja nie wiedziałam i naprawdę cieszę się, że tę nową wiedzę zdobyłam.
Autor wskazał pewien bardzo istotny aspekt – biurokracja i wszelkie procedury nie dość, że są skomplikowane, to na dodatek wymierzone jak najbardziej przeciw imigrantom. Urzędnicy traktują ich brutalnie, poniżają i wzbudzają w nich strach. I choć to normalne, że duży napływ obcokrajowców może nie być czymś, co podoba się mieszkańcom danego kraju, to należy pamiętać, że po drugiej stronie jest człowiek. Istota, której zwyczajnie należy się szacunek i zrozumienie jej problemu.
Pisarz celowo przedstawił historię imigrantki, której kibicujemy. Do samego końca nie wiemy, co się z nią stanie i czy będzie mogła ostatecznie poczuć się bezpieczna. Ta niewiedza trzyma nas w ciągłym napięciu. Sytuacje, których dziewczyna jest świadkiem, przerażają nas i smucą. Zaczynamy zastanawiać się, jak sami postąpilibyśmy na jej miejscu.
Co, gdyby nas tak potraktowano? Czy dalibyśmy sobie radę w świecie, który miał być azylem, a okazał się kolejnym niebezpieczeństwem? Czy sami aby na pewno nie zachowujemy się jak Ci „podli urzędnicy”, spoglądając na osoby innego wyznania czy koloru skóry z lekką obawą, podejrzliwością, rezerwą?
„Dalila” mnie wzruszyła, czego się początkowo nie spodziewałam. Zakończenie mnie złamało, a cała historia pozostanie ze mną na długo.
Komu polecam tę książkę? Myślę, że każdemu – w końcu tak jak wspomniałam we wstępie, jest to bliski naszemu życiu temat. Nieważne w jakich gatunkach literackich gustujecie – sama nie jestem ogromną fanką powieści obyczajowych, a jednak ta mnie wciągnęła i dała sporo do myślenia.

Na konkurs związany z "Dalilą" zapraszam na mojego bloga: patidoludzi.blogspot.com :)

Imigracja jest w XXI wieku dosyć gorącym tematem. Wzbudza wiele kontrowersji, kojarzona jest zdecydowanie negatywnie. Duża ilość osób wciąż łączy (nie do końca słusznie) temat terroryzmu w Europie z przybyłymi do niej imigrantami. Posądza się ich również o kradzieże, gwałty, życie na koszt prawdziwych obywateli danego kraju.
A co, gdybyś poznał opowieść z drugiej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Zapraszam do zapoznania się z moją recenzją tej książki na blogu: http://ksiazkowypotwor.blogspot.com/2015/09/recenzja-maybe-someday-colleen-hoover.html

Zapraszam do zapoznania się z moją recenzją tej książki na blogu: http://ksiazkowypotwor.blogspot.com/2015/09/recenzja-maybe-someday-colleen-hoover.html

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Wiecie co? Wcale nie chcecie być dziećmi półkrwi. Uwierzcie mi, jeśli kiedykolwiek zamarzycie o tym, lepiej szybko odepchnijcie od siebie ten pomysł. To wcale nie jest takie łatwe. I z pewnością niezbyt przyjemne. Ale! Czytanie książki o młodym herosie już niebezpieczne nie jest. Chyba, że chodzi o "Złodzieja pioruna" Ricka Riordana. Tutaj lepiej uważajcie, bo może was łatwo pochłonąć bez reszty...

Pełna recenzja: http://ksiazkowypotwor.blogspot.com/2015/07/recenzja-zodziej-pioruna-rick-riordan.html

Wiecie co? Wcale nie chcecie być dziećmi półkrwi. Uwierzcie mi, jeśli kiedykolwiek zamarzycie o tym, lepiej szybko odepchnijcie od siebie ten pomysł. To wcale nie jest takie łatwe. I z pewnością niezbyt przyjemne. Ale! Czytanie książki o młodym herosie już niebezpieczne nie jest. Chyba, że chodzi o "Złodzieja pioruna" Ricka Riordana. Tutaj lepiej uważajcie, bo może was...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

,,Na początku tych dwoje nie przepada za sobą. Jednak coś sprawia, że cały czas wracają do siebie myślami. W końcu jakby znikąd rodzi się znajomość. Przyjaźń. I ostatecznie zakochanie."


Po resztę recenzji odsyłam tutaj:
http://ksiazkowypotwor.blogspot.com/2015/06/recenzja-eleonora-i-park-rainbow-rowell.html

,,Na początku tych dwoje nie przepada za sobą. Jednak coś sprawia, że cały czas wracają do siebie myślami. W końcu jakby znikąd rodzi się znajomość. Przyjaźń. I ostatecznie zakochanie."


Po resztę recenzji odsyłam tutaj:
http://ksiazkowypotwor.blogspot.com/2015/06/recenzja-eleonora-i-park-rainbow-rowell.html

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Czytając książki Johna Greena bez problemu widzimy pewien schemat. Mamy grupę nastolatków, których cechuje jeden przymiotnik... nieprzeciętność. Są oni na wiele sposobów wyjątkowi, nadzwyczajnie inteligentni oraz podchodzą do życia w niezwykły jak na ich wiek, filozoficzny sposób. Colin lubi anagramy. Czy znacie nastolatka, który je lubi?...

Reszta recenzji tutaj: http://ksiazkowypotwor.blogspot.com/2015/05/recenzja-19-razy-katherine-john-green.html

Czytając książki Johna Greena bez problemu widzimy pewien schemat. Mamy grupę nastolatków, których cechuje jeden przymiotnik... nieprzeciętność. Są oni na wiele sposobów wyjątkowi, nadzwyczajnie inteligentni oraz podchodzą do życia w niezwykły jak na ich wiek, filozoficzny sposób. Colin lubi anagramy. Czy znacie nastolatka, który je lubi?...

Reszta recenzji tutaj:...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W ostatnim czasie bardzo często obawiam się sięgać po książki z gatunku antyutopii, romansu na tle fantastyki, science-fiction, paranormalności. Moje obawy są niejako słuszne - przeczytałam zbyt dużo książek z tego gatunku, żeby nie wiedzieć, czego się spodziewać. A oczekiwać po takiej lekturze można (zazwyczaj) niewiele.
W tym przypadku wielkiego zaskoczenia nie było. Ale powieść, jak się okazało, była niezwykle przyjemna i utrzymana na odpowiednim poziomie...

Reszta recenzji tutaj: http://ksiazkowypotwor.blogspot.com/2015/05/recenzja-przez-burze-ognia-veronica.html

W ostatnim czasie bardzo często obawiam się sięgać po książki z gatunku antyutopii, romansu na tle fantastyki, science-fiction, paranormalności. Moje obawy są niejako słuszne - przeczytałam zbyt dużo książek z tego gatunku, żeby nie wiedzieć, czego się spodziewać. A oczekiwać po takiej lekturze można (zazwyczaj) niewiele.
W tym przypadku wielkiego zaskoczenia nie było. Ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Richard Paul Evans- autor, który lubi się powtarzać.
Sięgając po każdą kolejną jego powieść wiemy, czego można się spodziewać.

*Zwykle bogatego bohatera z bardzo dobrym życiem
*Narastających kłopotów
*Tragedii
*Zmiany myślenia głównego bohatera
*Nowej nadziei
*Szczęśliwego zakończenia

Wielu mówi, że kto przeczytał jedną książkę tego autora, tak naprawdę zapoznał się już ze wszystkimi. W tym wypadku...

Zapraszam do zapoznania się z recenzją na blogu: http://ksiazkowypotwor.blogspot.com/2015/05/recenzja-dotknac-nieba-richard-paul.html oraz komentowania :)

Richard Paul Evans- autor, który lubi się powtarzać.
Sięgając po każdą kolejną jego powieść wiemy, czego można się spodziewać.

*Zwykle bogatego bohatera z bardzo dobrym życiem
*Narastających kłopotów
*Tragedii
*Zmiany myślenia głównego bohatera
*Nowej nadziei
*Szczęśliwego zakończenia

Wielu mówi, że kto przeczytał jedną książkę tego autora, tak naprawdę zapoznał się już...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Serdecznie zapraszam do zapoznania się z recenzją na temat książki na blogu:

http://ksiazkowypotwor.blogspot.com/2015/05/recenzja-starter-lissa-price.html

Serdecznie zapraszam do zapoznania się z recenzją na temat książki na blogu:

http://ksiazkowypotwor.blogspot.com/2015/05/recenzja-starter-lissa-price.html

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

http://ksiazkowypotwor.blogspot.com/2015/04/recenzja-sword-art-online-1-aincrad.html

Zapraszam do przeczytania recenzji na temat novelki. :)

http://ksiazkowypotwor.blogspot.com/2015/04/recenzja-sword-art-online-1-aincrad.html

Zapraszam do przeczytania recenzji na temat novelki. :)

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Natka-uczennica drugiej klasy gimnazjum-w dalszym ciągu zapisuje relacje ze swojego zagmatwanego życia w pamiętniku. Bohaterka w pewnym sensie się rozwinęła- w drugiej klasie gimnazjum już prędzej podejmuje samodzielne decyzje, stara się nie radzić nikogo. Podoba mi się to, że się rozwija. :)

Natka-uczennica drugiej klasy gimnazjum-w dalszym ciągu zapisuje relacje ze swojego zagmatwanego życia w pamiętniku. Bohaterka w pewnym sensie się rozwinęła- w drugiej klasie gimnazjum już prędzej podejmuje samodzielne decyzje, stara się nie radzić nikogo. Podoba mi się to, że się rozwija. :)

Pokaż mimo to