Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Frankl traktuje o sprawach tak fundamentalnych w sposób tak wysoce wiarygodny, że ma się wrażenie, jakby już przez samą lekturę tego dzieła obcowało się z istotą człowieczeństwa; ludzkiego istnienia.

Nie unikanie bólu, lecz walka o to, o co walczyć warto. W parze z wolnością - odpowiedzialność; za wybory, za czyny, za reakcje na każdą sytuację. Twórcza praca, doświadczanie natury, kultury i drugiego człowieka jako źródeł doznawania piękna, dobra i prawdy; miłości. I wreszcie - nadawanie sensu cierpieniu. Głęboki, elementarny humanizm. To kwestie, które poruszyły mnie najbardziej i które odzwierciedlają moje własne poczucie sensu istnienia - ta subiektywna zgodność z pewnością rzutuje na moje odczucie wartościowości tej książki.

Tym niemniej, jeśli miałabym osobiście stworzyć kanon literatury, z którą powinien zapoznać się każdy, byłaby to chyba pierwsza pozycja. Jest w niej poruszone to, co dotyczy każdego człowieka, czego każdy człowiek szuka i co każdy człowiek ma w swoim zasięgu.

Gorąco polecam.

Frankl traktuje o sprawach tak fundamentalnych w sposób tak wysoce wiarygodny, że ma się wrażenie, jakby już przez samą lekturę tego dzieła obcowało się z istotą człowieczeństwa; ludzkiego istnienia.

Nie unikanie bólu, lecz walka o to, o co walczyć warto. W parze z wolnością - odpowiedzialność; za wybory, za czyny, za reakcje na każdą sytuację. Twórcza praca, doświadczanie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Erudycja Elif Shafak, a tym bardziej sposób jej wykorzystania, przyprawia mnie o czysty zachwyt. Mimo niepodważalnego ogromu jej wiedzy kulturowej, nie serwuje jej w formie nadętych popisów czy nawet dłuższych, autonomicznych dygresji. Zamiast tego sukcesywnie i w małych dawkach przemyca ją wraz z daniem głównym, czyniąc z niej jedynie (i aż!) esencjonalną przyprawę, nośnik smaku, niemalże halucynogenny proszek, w którym ta sama strawa dostarcza nowych wrażeń, odkrywczych perspektyw jej doświadczania. Mało tego! Już całkowicie rozbraja mnie kontrastowe, uroczo groteskowe wykorzystanie tych intelektualnych narzędzi do obrazowania treści zupełnie zwyczajnych, tworzenie przestrzeni paradoksów, dynamicznych i komicznie zaskakujących zmian punktów widzenia, głębi nanizanej na nić ironii, dystansu, szerokiego pola widzenia ludzkich spraw.

A ludzkie sprawy są tu bliskie i tak znane naszemu zbiorowemu doświadczeniu, pomimo różnorodności swoich jednostkowych oblicz.
O czym opowiada "Araf"?
Każdy jest samotny inaczej; i to jest dla nas wszystkich wspólne.

Erudycja Elif Shafak, a tym bardziej sposób jej wykorzystania, przyprawia mnie o czysty zachwyt. Mimo niepodważalnego ogromu jej wiedzy kulturowej, nie serwuje jej w formie nadętych popisów czy nawet dłuższych, autonomicznych dygresji. Zamiast tego sukcesywnie i w małych dawkach przemyca ją wraz z daniem głównym, czyniąc z niej jedynie (i aż!) esencjonalną przyprawę, nośnik...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Na poboczu Ameryk. Pieszo z Panamy do Kanady Ola Synowiec, Arkadiusz Winiatorski
Ocena 7,8
Na poboczu Ame... Ola Synowiec, Arkad...

Na półkach:

Wspaniała - łączy rzeczowość i bogactwo merytoryczne reportażu z literackim kunsztem (w niektórych sformułowaniach można się zmysłowo rozsmakować) oraz włóczęgowskim duchem, który niezmiennie inspiruje.

Jedyne, czego - jako piechur - mogłabym chcieć więcej, to szczegóły natury praktycznej, dotyczące prozaicznych aspektów codzienności w drodze. Ich brak lub ogólnikowość jestem jednak w stanie autorom wybaczyć - wszak profil poradniczy nie jest niezbędnym składnikiem ani udanego reportażu, ani zapisu sytuacji egzystencjalnej współczesnych nomadów.

Zdecydowanie polecam!

Wspaniała - łączy rzeczowość i bogactwo merytoryczne reportażu z literackim kunsztem (w niektórych sformułowaniach można się zmysłowo rozsmakować) oraz włóczęgowskim duchem, który niezmiennie inspiruje.

Jedyne, czego - jako piechur - mogłabym chcieć więcej, to szczegóły natury praktycznej, dotyczące prozaicznych aspektów codzienności w drodze. Ich brak lub ogólnikowość...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

[...] diabeł i jego świta wtargnęli w moje życie niczym w codzienność mieszkańców Moskwy – niespodziewanie, wszechogarniająco, wywracając porządek świata do góry nogami i przyprawiając o obsesję.

[...]

Świat Bułhakowa jest wieczny. Ten świat to pozorna antynomia dobra i zła, która jednak staje się synergią tak budującą świat zewnętrzny, jak i znajdującą swoją mikroreprezentację w świecie wewnętrznym. W tej wersji każdy z nas, ze swoimi dylematami i rozterkami, nosi w sobie historię ludzkości.

Choć to jedna z najbardziej skomplikowanych historii, z jakimi czytelnikowi może przyjść się mierzyć, system wartości, w którym jest osadzona, zdaje się najprostszym i najbardziej dostępnym naszemu ludzkiemu doświadczeniu. Opowiadając o różnych wymiarach zniewolenia, Bułhakow opiewa wolność; prowadząc nas przez zgliszcza ludzkich namiętności, prezentuje miłość.

To one zajmują w tym systemie miejsce nadrzędne – wolność i miłość, a panem jednego i drugiego uczyniony został człowiek. Czy to nowa wersja Biblii wymierzona przeciw ateistycznemu Związkowi Radzieckiemu sprzed wieku? Czy to wzmocnienie herezji, odarcie Boga z cech boskich, szatana z szatańskich, usytuowanie człowieka w roli jednego i drugiego? Może to próba integracji wszelkiej myśli o naturze dobra i zła, boskiej i ludzkiej, sakralnej i świeckiej, dawnej i współczesnej, w skali makro i mikro, w świecie realnym i jego fantasmagorycznych odmianach? Próba rozstrzygnięcia problemu teodycei, skupionego wokół tego, na jakich metafizycznych podstawach opiera się współistnienie dobra i zła? Wielu teologów i filozofów łamie sobie nad tym głowę w poważnych traktatach. Bułhakow oddalił się pięć kroków i ze zbawiennego dystansu, siłą groteski, unaocznił to, że człowiek sam sobie jest piekłem, czyśćcem i niebem, a nade wszystko jest nim dla drugiego człowieka.

***

Cały tekst: https://statekglupcow.pl/2020/11/29/goszczac-wolanda-i-jego-swite-bulhakow-mistrz-i-malgorzata/
https://www.facebook.com/statekglupcow/photos/a.183694448755449/1099562820501936

[...] diabeł i jego świta wtargnęli w moje życie niczym w codzienność mieszkańców Moskwy – niespodziewanie, wszechogarniająco, wywracając porządek świata do góry nogami i przyprawiając o obsesję.

[...]

Świat Bułhakowa jest wieczny. Ten świat to pozorna antynomia dobra i zła, która jednak staje się synergią tak budującą świat zewnętrzny, jak i znajdującą swoją...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Utkana na delikatnych niciach efemerycznej sieci ludzkich losów powieść o rozdrożach, wyborach, szansach i utratach, błądzeniu i przemijaniu. Także o relacjach międzyludzkich o podłożu równie nieuchwytnym jak sam los; o różnych ich odcieniach.

Utwór uderzający w struny wrażliwości i pobudzający zmysł obserwatorski do aktywnej pracy. Człowiek zaczyna czujniej się rozglądać po mijanych ścieżkach - tak tych dosłownych, jak i metaforycznych.

Ciekawie odmalowany warszawski Grochów - można poczuć specyficzną atmosferę dzielnicy.

Lektura prozy Małeckiego to czysta przyjemność.

Utkana na delikatnych niciach efemerycznej sieci ludzkich losów powieść o rozdrożach, wyborach, szansach i utratach, błądzeniu i przemijaniu. Także o relacjach międzyludzkich o podłożu równie nieuchwytnym jak sam los; o różnych ich odcieniach.

Utwór uderzający w struny wrażliwości i pobudzający zmysł obserwatorski do aktywnej pracy. Człowiek zaczyna czujniej się rozglądać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powieść Bineta to twór wysoce nowatorski, ujął on bowiem filozofię literatury i języka w ramy kryminału. Koncentruje się wokół śmierci Rolanda Barthes’a, jednego z najważniejszych francuskich teoretyków literackich, czy raczej teoretyków semiologii – nauki o znakach. Trzeba przyznać, że popis intelektualny Binet dał olśniewający, i to bynajmniej nie poprzez szafowanie skomplikowanymi teoriami w sposób encyklopedyczny, lecz poprzez erudycyjne żonglowanie nimi w formie błyskotliwych, dynamicznych, nierzadko ironicznych i zawsze mocno zakorzenionych we współczesnej wizji świata spostrzeżeń. Postawił semiologię, wraz z ogniem i atomem, w szeregu wynalazków o dwóch cechach wspólnych: są one równie doniosłe i dostarczają początkowo równie wiele kłopotu z rozgryzieniem, jak i do czego ich używać.[1] Cała fabuła zmierza właściwie do odpowiedzi na wywiedzione z tego porównania pytanie:

"W jaki sposób zrodzona z językoznawstwa semiologia, która omal nie stała się poronionym płodem przeznaczonym do badania języków […], zdołała w końcu zamienić się w bombę neutronową?"

***

Zapraszam do przeczytania związanego z tą powieścią artykułu o motywie głosu:
https://statekglupcow.pl/2019/11/17/konrad-barthes-obywatel-jones-czyli-wariacja-wieloglosowa/

Powieść Bineta to twór wysoce nowatorski, ujął on bowiem filozofię literatury i języka w ramy kryminału. Koncentruje się wokół śmierci Rolanda Barthes’a, jednego z najważniejszych francuskich teoretyków literackich, czy raczej teoretyków semiologii – nauki o znakach. Trzeba przyznać, że popis intelektualny Binet dał olśniewający, i to bynajmniej nie poprzez szafowanie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kuczok w doskonałej formie! Tym razem prezentuje zbiór esejów filmowych, w których tytułowe projekcje zdają się być tylko pretekstem do snucia myśli różnorakich i uprawiania gimnastyki językowej na poziomie wysokiej ekwilibrystyki, ze sprawnością intelektualną, lingwistyczną i artystyczną w jednym. To, o czym autor pisze, przestaje być istotne, podczas gdy niemal każde zdanie jest tak kunsztowne, że ma się ochotę czytać je trzy razy. Czeluście jego kulturalnego umysłu same w sobie są tak ciekawe, że podążanie za dynamicznym nurtem nie zawsze oczywistych skojarzeń, jakie wywołuje w nim dana projekcja, naprawdę potrafi zafascynować bardziej niż sam wykwit kinematografii. Fakt, że sięga głównie po klasykę kina, a przynajmniej niektórych jego gatunków, stanowi tylko dodatkowy smaczek - bo część filmów się zna (dzięki czemu swój własny nurt skojarzeń można do tej rzeki dołączyć), po część chce się sięgnąć... a w wielu przypadkach nie ma żadnego znaczenia, o jaki film chodzi, bo popisy erudycji Kuczoka są już w pełni satysfakcjonujące.

Kuczok w doskonałej formie! Tym razem prezentuje zbiór esejów filmowych, w których tytułowe projekcje zdają się być tylko pretekstem do snucia myśli różnorakich i uprawiania gimnastyki językowej na poziomie wysokiej ekwilibrystyki, ze sprawnością intelektualną, lingwistyczną i artystyczną w jednym. To, o czym autor pisze, przestaje być istotne, podczas gdy niemal każde...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Psychoanalityczna powieść, fabuła w typowy dla Murakamiego sposób zawieszona na niciach międzyludzkich zależności. Bohater o umyśle zbudowanym z nakładanych z czasem warstw, które sam musi kolejno odkrywać, by po latach tego archiwizowania tajemnic móc w końcu odnaleźć się pośród dusznych i przytłaczających stert zaniedbanych doświadczeń. Sterty te zbudowane przez ludzi, odkopywane po to, by zrobić pośród nich miejsce dla ludzi.

Oczywiście, że polecam. Wszak to Murakami.

Psychoanalityczna powieść, fabuła w typowy dla Murakamiego sposób zawieszona na niciach międzyludzkich zależności. Bohater o umyśle zbudowanym z nakładanych z czasem warstw, które sam musi kolejno odkrywać, by po latach tego archiwizowania tajemnic móc w końcu odnaleźć się pośród dusznych i przytłaczających stert zaniedbanych doświadczeń. Sterty te zbudowane przez ludzi,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

[...]

Droga Marka Kamińskiego wyróżniała się tym, że – w przeciwieństwie, dajmy na to, do średniowiecznych ascetów czy nawet współczesnych włóczykijów szukających ukojenia w samotności – on zorganizował sobie na swoją wyprawę reżysera i operatora kamery zarazem, by stworzył z niej dokument filmowy. Jako postać już znana i dość rozpoznawalna, wygłaszał wykłady w mijanych miejscowościach, brał udział w wielu spotkaniach z ludźmi, którzy czekali właśnie na niego. Początkowo imponowało mi przedsięwzięcie, którego się podjął – cztery tysiące kilometrów w sto dni to niebagatelne wyzwanie dla ciała i ducha. Ujęła mnie również metaforyka biegunów rozumu i wiary, którą przyjął. Jednak z biegiem lektury nacisk kładziony na tę drugą stał się nieco zbyt wyrazisty, a w dodatku… Przyznam, że gdy mnie samej przyszło stanąć na jakubowym szlaku, porzuciłam relację Kamińskiego przed trzema ostatnimi rozdziałami. Gdy zaś wróciłam do nich bogatsza o własne doświadczenia, książka zaczęła mnie irytować. Zdobywca biegunów zdawał się niemal zupełnie bagatelizować to, co podczas wędrówki skupiało moją uwagę, poświęcając swoją aspektowi stricte religijnemu, historycznemu oraz doświadczeniom natury pragmatycznej, które odstawały od moich własnych. Jednak cóż, takie już jest Camino – każdemu oferuje inną wersję siebie.

To, co dla mnie stanowi kwintesencję jakubowego szlaku, odnalazłam w ostatnim rozdziale. Cóż, nie dziwota, skoro tylko ten jeden ze wszystkich jedenastu autor poświęcił Hiszpanii, podczas gdy moja droga biegła wyłącznie przez nią. Swoją drogą, tej dysproporcji wybaczyć mu nie mogę. Odrobina Rosji (Obwód Kaliningradzki), Polska, Niemcy, Francja, Hiszpania – tak przebiegała jego trasa. Hiszpania jest tu w dodatku najbardziej kluczowa, gdyż jest stolicą tej pielgrzymki, przyczyną i celem, i to właśnie szlaki tego kraju przemierza miażdżąca większość jakubowych wędrowców. A tu jeden rozdzialik z jedenastu. Dlatego miałam wrażenie, że Kamiński pomija to, co najistotniejsze. Choć może mówiłabym inaczej, gdybym i ja przemierzyła tę samą drogę, co on.

[...]

***

Serdecznie zachęcam do przeczytania całego artykułu:

https://statekglupcow.pl/2019/08/16/od-bieguna-do-bieguna-marek-kaminski/

[...]

Droga Marka Kamińskiego wyróżniała się tym, że – w przeciwieństwie, dajmy na to, do średniowiecznych ascetów czy nawet współczesnych włóczykijów szukających ukojenia w samotności – on zorganizował sobie na swoją wyprawę reżysera i operatora kamery zarazem, by stworzył z niej dokument filmowy. Jako postać już znana i dość rozpoznawalna, wygłaszał wykłady w mijanych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powrócił Duet Zezowaty. 35 lat po powołaniu do życia tegoż bohatera o naturze dwoistej (niczym duet) i błędnej (niczym wzrok zezem dotknięty) Jarosław Borszewicz znów dał mu prawo głosu. Po raz pierwszy postać ta kroczyła przez duszne stronice powieści poetyckiej "Mroki", po raz drugi – krokiem zwiewnym i lekkim przedreptała przez "Pomroki". Duet, jak to Duet, dwa oblicza mieć musi. O ile więc za pierwszym razem dał się nam poznać jako fanatyk tematu śmierci, umierania, samobójstwa i generalny reprezentant postawy fatalistycznej, o tyle na drugie spotkanie z czytelnikami przybył jako postać świeżo natchnięta duchem życia. Jakby właśnie wyszedł z odwyku. Śmiercioholik wrócił, by ogłosić światu, że ostatecznie:

"Wszędzie dobrze, ale w życiu najlepiej."

Wiarygodny?

Któż inny mógłby być bardziej wiarygodny od człowieka, który rozważył już chyba wszystkie możliwe warianty samobójstwa, by dojść do wniosku, że każde z nich stwarza zbyt wiele problemów? Kto mógłby przekonać do życia skuteczniej niż ten, który o śmierć egzystencjalną ocierał się każdego dnia, negując kolejne sposoby na nadanie codzienności jakiegokolwiek sensu? Właśnie ten, który przerobił już wszystkie mroki, powrócił z otchłani, by wypróbować inną opcję, skoro żadna z dekadenckich nie sprawdziła się zbyt dobrze:

"Spróbuję przez tydzień żyć pięknie,
A jeżeli mi się to piękne życie nie spodoba,
To przecież zawsze mogę wrócić do bylejakości…"

(...)

***

Zapraszam serdecznie na Statek Głupców!
https://www.facebook.com/statekglupcow/posts/705502686574620?notif_id=1561612917362896&notif_t=page_post_reaction
https://statekglupcow.pl/2019/06/26/zamienic-smierc-na-zycie-borszewicz-pomroki/

Powrócił Duet Zezowaty. 35 lat po powołaniu do życia tegoż bohatera o naturze dwoistej (niczym duet) i błędnej (niczym wzrok zezem dotknięty) Jarosław Borszewicz znów dał mu prawo głosu. Po raz pierwszy postać ta kroczyła przez duszne stronice powieści poetyckiej "Mroki", po raz drugi – krokiem zwiewnym i lekkim przedreptała przez "Pomroki". Duet, jak to Duet, dwa oblicza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dość innowacyjne spojrzenie na wpływ ruchu na funkcjonowanie człowieka, akcentuje bowiem nie tyle efekty stricte fizyczne, co intelektualne. Krótko mówiąc, autor przekonuje, że im więcej się ruszamy, tym jesteśmy mądrzejsi. W kolejnych rozdziałach przedstawione są relacje między dobrą kondycją a odpornością na stres, koncentracją, kreatywnością, pamięcią, czytaniem ze zrozumieniem, ogólnym rozwojem intelektualnym i zapobieganiem starzeniu się. Jedna z podstawowych tez autora brzmi: "Ruch odmładza nasz mózg".

Ciekawe, motywujące i na pewno ważne w świadomym życiu.

Na minus zapisuję tendencje poradnikowe (zamiast stricte popularnonaukowych) i idące za nimi powtarzanie tego samego na dziesiątki różnych sposobów. Jednak z esencją autorskiej myśli warto się zapoznać.

Dość innowacyjne spojrzenie na wpływ ruchu na funkcjonowanie człowieka, akcentuje bowiem nie tyle efekty stricte fizyczne, co intelektualne. Krótko mówiąc, autor przekonuje, że im więcej się ruszamy, tym jesteśmy mądrzejsi. W kolejnych rozdziałach przedstawione są relacje między dobrą kondycją a odpornością na stres, koncentracją, kreatywnością, pamięcią, czytaniem ze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

(...)

"A gdyby tak zmienić coś w swoim życiu? A gdyby tak zmienić wszystko, przewrócić poukładany świat do góry nogami? Nie iść na żadne kompromisy. Rzucić pracę, sprzedać, co tylko da się sprzedać i nie przejmować się zbytnio tym, co będzie za rok czy dwa. Uwolnić się od tej rutyny i przewidywalności, od tego schematu, kredytów, kariery, rachunków. Doskonale wiedziałam, jak to zrobić, musiałam jeszcze tylko przekonać Tomasza. (…) – Powinniśmy wyjechać w podróż dookoła świata. (…) niespełna rok po naszej rozmowie o podróży stanęliśmy na Lotnisku im. Fryderyka Chopina w Warszawie z biletem w jedną stronę do Newark, NY, USA."

Trudno okiełznać myślą człowieka XXI wieku wizję zrobienia kroku w tak niepewną przyszłość, gdy na co dzień kroczy się po pozorach gruntu pewnego, o jasno wytyczonych ścieżkach. Mówi się, że żyjemy w świecie pełnym wyzwań… A który świat taki nie był? Świat prehistorycznych koczowników? Świat średniowiecznych rycerzy i bestialskich krucjat? Świat renesansowych odkryć rewidujących ludzkie pojęcie o Ziemi i kosmosie? Świat XIX-wiecznej rewolucji przemysłowej? I wreszcie – świat dwóch wojen światowych?! Który z nich nie był pełen wyzwań, lecz zapewniał rutynę, bezpieczeństwo, pewność jutra? Ludzkość zawsze była w ruchu, w tym czy innym sensie. Z takim atawizmem we krwi, z taką historią ludzkości, której geny nosimy każdego dnia życiowymi ścieżkami, nic dziwnego, że przynajmniej jedna strona naszej natury szuka schematów, które dają oparcie – chociaż względne poczucie bezpieczeństwa, znajomość własnej sytuacji i minimalizację niespodzianek; przynajmniej tych na skalę wywrotową. Nic też dziwnego, że druga strona naszej natury nie potrafi na tej względnej stabilizacji poprzestać. Ruch towarzyszył nam przez miliony lat, uzależniał… Gdy próbujemy go odstawić, niektórych z nas dopada delirium.

Czy więc tak naprawdę można dziwić się ruchom zmierzającym do uwolnienia się od stacjonarnego trybu życia? Można nie dowierzać logistyce – uwikłanie w stosunki pracy, stosunki rodzinno-matrymonialne, zobowiązania finansowe, terminowe, kontraktowe i wiele innych rodzajów uwikłań czynią takie ruchy jeszcze bardziej niewyobrażalnymi. Do tego ta niepewność jutra i zakwestionowanie posiadania czegokolwiek, choćby małego kawałka podłogi, w świecie, w którym standardem jest mierzenie osiągnięć życiowych słowem „mam” – mam mieszkanie, samochód, nowego laptopa, telefon na abonament, zmywarkę, a może i już nawet samosprzątający odkurzacz; umowę na czas nieokreślony (jeśli kto farciarz!), szansę na awans/podwyżkę, ludzi pod sobą, obowiązki i przywileje, wykształcenie, doświadczenie zawodowe, osiągnięcia, zaufanie szefa… Wszystko to składa się na dwie opcje postrzegania ludzi, którzy rzeczywiście rzucają wszystko i ruszają przed siebie z biletem w jedną stronę – można nazwać ich szalonymi albo podziwiać. Względnie jedno i drugie jednocześnie.

Podróż Magdy i Tomasza dookoła świata trwała 1405 dni (to blisko 4 lata!) i zaowocowała książką "Pirania na kolację". Są w niej opisane liczne przygody włóczęgów tanim kosztem, sypiających u przypadkowych ludzi, pod namiotem lub w starym samochodzie, przemierzających odległości a to w owym wehikule, a to na rozpadającym się motorze, a to na rowerach. Mamy tu egzotyczne miejsca, mniej i bardziej życzliwych ludzi, potrawy, których nie wypada nie zjeść i – przede wszystkim – wszelkie trudy i zachwyty zdeterminowanych wędrowców. Walory krajoznawcze (a nawet światoznawcze!) przyznaję książce dość wysokie; motywacyjne również. Jeśli jednak ktoś myśli o podróży w kategoriach doskonalenia duchowego i takiego charakteru wędrowania poszukuje, niewiele znajdzie tu refleksji ogólnoludzkich prowokowanych niecodziennymi doświadczeniami. Aż chciałoby się powtórzyć za Stachurą:

"Swoją ciekawość trzeba umieć doskonalić. Jeden jedzie na Majorkę, drugi do Grudziądza, ale nie znaczy to, że swoją ciekawość i ciekawość świata bardziej udoskonali ten pierwszy. (…) gdziekolwiek by się nie pojechało, spotyka się tam, gdzie się dotarło, przede wszystkim to, co się ze sobą przywiozło. Jeżeli przywiozło się niewiele – tako niewiele się w drugim końcu świata spotyka. I nic tu nie pomoże." (Edward Stachura, "Wszystko jest poezja. Opowieść-rzeka")

Nie chcę tu, bynajmniej, ujmować autorce książki wewnętrznego bogactwa. Po prostu nie ono stało się przedmiotem tego dzieła. Uczciwie można je nazwać reportażem, na pewno nie przejawia ono jednak tendencji eseistycznych (co niektórym reportażom jednak się zdarza). Z drugiej strony, z ilu tomów musiałby się składać zapis niespełna czteroletniej tułaczki dookoła świata, gdyby miała ona być tylko pretekstem do snucia rozważań ogólnych?

(...)

***

Serdecznie zapraszam:
https://www.facebook.com/statekglupcow/posts/651274341997455

(...)

"A gdyby tak zmienić coś w swoim życiu? A gdyby tak zmienić wszystko, przewrócić poukładany świat do góry nogami? Nie iść na żadne kompromisy. Rzucić pracę, sprzedać, co tylko da się sprzedać i nie przejmować się zbytnio tym, co będzie za rok czy dwa. Uwolnić się od tej rutyny i przewidywalności, od tego schematu, kredytów, kariery, rachunków. Doskonale wiedziałam,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Doprawdy trudno przyjąć jedną określoną perspektywę, mówiąc o Dalim. Pewnie, że najłatwiej byłoby nazwać go szaleńcem, totalnym popaprańcem z chorobliwą manią wielkości i niekontrolowanymi wybuchami agresji wobec Bogu ducha winnemu otoczeniu – ot tak, dla zwrócenia uwagi lub też przełamania kolejnej normy i okraszonej satysfakcją konstatacji, że ot znowu nie doprowadziło to do zawalenia się świata. A jedynie do jego odkształcenia, chwilowego wgniecenia, pociągającego za sobą w najlepszym razie sznur reakcji otoczenia. I znów coś się dzieje.

Chwilami może dziwić, że z całą mnogością schorzeń, manii, neuroz i fobii, jaką mogłaby Salvadorowi z powodzeniem przypisać myśl psychiatryczna, nie spędził on większości życia w szpitalu dla obłąkanych. A jednak zamiast tego…

"Wszyscy, szczególnie w Ameryce, pragną poznać tajemnicę mojego sukcesu. Zawdzięczam go metodzie, której nazwa brzmi: >>metoda paranoiczno-krytyczna<<. Opracowałem ją dobre trzydzieści lat temu i stosuję z powodzeniem, chociaż dziś jeszcze nie wiem, na czym ona polega."

***

Cały tekst:
https://www.facebook.com/statekglupcow/posts/633466427111580?notif_id=1550835116487639

Serdecznie zapraszam!

Doprawdy trudno przyjąć jedną określoną perspektywę, mówiąc o Dalim. Pewnie, że najłatwiej byłoby nazwać go szaleńcem, totalnym popaprańcem z chorobliwą manią wielkości i niekontrolowanymi wybuchami agresji wobec Bogu ducha winnemu otoczeniu – ot tak, dla zwrócenia uwagi lub też przełamania kolejnej normy i okraszonej satysfakcją konstatacji, że ot znowu nie doprowadziło to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zdawać by się mogło, że nie starczy ni greki, ni łaciny, by opisać skalę narcystycznego usposobienia Salvadora Dalego. Egocentryk, egoista, egotyk… Egofiksant, egowertyk i ponad wszystko – niezmierzony egofil.

Czego by jednak nie mówić, jego autopasji zawdzięczamy niewątpliwie to, że wystarczyło mu uczynić przedmiotem literatury jego samego, by urosła ona do rangi co najmniej intrygującej.


"Moje sekretne życie" oferuje nam pełną zwrotów akcji i nieodmiennie zaskakujących spostrzeżeń podróż po umyśle tyleż szalonym, co i genialnym. Wyprawa ta równoznaczna jest jednak ze skokiem na głęboką wodę, gdyż aby nadążyć za Salvadorem oprowadzającym nas po własnym szaleństwie, trzeba zgodzić się na skrajny subiektywizm jego wizji, bez żadnych kompromisów. Inaczej utknie się po drodze, gdzieś między pozycją cenzora i terapeuty, nie dając sobie szansy na podążenie zawiłymi meandrami surrealistycznej świadomości. A czyż nie po to sięga się po książki Salvadora?

(...)

***

Cały tekst:
https://www.facebook.com/statekglupcow/posts/633466427111580?notif_id=1550835116487639

Serdecznie zapraszam!

Zdawać by się mogło, że nie starczy ni greki, ni łaciny, by opisać skalę narcystycznego usposobienia Salvadora Dalego. Egocentryk, egoista, egotyk… Egofiksant, egowertyk i ponad wszystko – niezmierzony egofil.

Czego by jednak nie mówić, jego autopasji zawdzięczamy niewątpliwie to, że wystarczyło mu uczynić przedmiotem literatury jego samego, by urosła ona do rangi co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta historia jest już tak znana, że powiem tylko jedno.

Nigdy nie czytam książek PO obejrzeniu ich ekranizacji. Zrobiłam wyjątek. I nic! Kadry z filmu wcale nie stawały mi przed oczami, zastępując twory własnej wyobraźni. Fabuła nie nudziła mnie ani przez moment, choć z grubsza znałam jej istotniejsze punkty. Żadna z mych obaw się nie sprawdziła. Opowieść Łukasza Grassa okazała się tak niezależnym dziełem, wspartym wszystkim, co najlepsze w słowie "literackie", że uprzednie (trzykrotne nawet!) obejrzenie filmu nie odebrało mi ani jednego smaczku przy spożywaniu tej strawy.

Warto przeczytać. Historia doprawdy niewiarygodna, a i sposób jej podania wzmagający przeżycia.

Dla każdego, kto wątpi, że się da.

Ta historia jest już tak znana, że powiem tylko jedno.

Nigdy nie czytam książek PO obejrzeniu ich ekranizacji. Zrobiłam wyjątek. I nic! Kadry z filmu wcale nie stawały mi przed oczami, zastępując twory własnej wyobraźni. Fabuła nie nudziła mnie ani przez moment, choć z grubsza znałam jej istotniejsze punkty. Żadna z mych obaw się nie sprawdziła. Opowieść Łukasza Grassa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Haruki Murakami, znany z zabiegów odbiegających od normy racjonalności, przejawiający poetyczne nastawienie do świata, między wierszami którego zwykł wskazywać nam trudne do ujęcia w ramy słów imponderabilia, pewnego razu pokusił się o zrzucenie – wydawałoby się – zrośniętego z nim już płaszcza realizmu magicznego, na rzecz przeprowadzenia porządków we własnych myślach i wątkach autobiograficznych. Tak powstało dziełko "O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu".

Jak może skończyć się zdarcie z siebie własnej skóry? Ciała pisarza jasno zaklasyfikowanego, znanego z narracji tyleż niezwykłej, co i w mistrzowski sposób prowadzącej po różnorodności sytuacji i refleksji, których chwilowe (i pozorne!) braki spójności bynajmniej nie nużą, a wprost przeciwnie – intrygują i wprowadzają w drżący stan oczekiwania na odkrycie, w którą stronę odchyli się ta wielowymiarowa narracja, to swoiste panoptikum spostrzeżeń. Jak może skończyć się to wyjście z ciała? Ano tak, że odnajduje się wtedy kwintesencję siebie, tkankę własnego ja.

"Najpierw był bieg, a dopiero po nim towarzyszący mu byt, którym przypadkowo byłem ja. Biegnę, więc jestem."

No więc Haruki Murakami odnalazł tę tkankę. Co jednak z czytelnikiem? Czego może oczekiwać ten drugi, siegąjąc po ów niewielki pamiętnik, jakim postanowił podzielić się z nim japoński autor? Na pewno nie tego, co zwykle. Zamiast szukania alternatywnych sensów skrywanych gdzieś na rewersie rzeczywistości, którą znamy (czyli zamiast gry z konwencją realizmu magicznego), mamy tu opowieść o twardej codzienności i rutynie. Zamiast skakania z wątku na wątek, z sytuacji na sytuację, z refleksji na refleksję, dostajemy zapis mozolności przedsięwzięć długodystansowych, stojących w jaskrawej opozycji z typowymi dla pisarstwa Murakamiego fragmentarycznością i wielorakością. Czy to źle? Niekoniecznie. Jednak na pewno trzeba odrobinę przeprogramować oczekiwania.

Najciekawszym zabiegiem autora wydaje mi się tu zestawienie biegania i pisania powieści, jako dwóch oblicz jednego długotrwałego procesu, jakim jest konsekwentne i systematyczne dążenie do dalekosiężnego celu. Pisarz traktuje bieganie jako działanie służące samodoskonaleniu, nauce wytrwałości i – przede wszystkim – transformowaniu doświadczeń w konstruktywne produkty myślowe.

(...)

****************************

Cały artykuł:

https://statekglupcow.pl/2019/01/14/biegne-wiec-jestem-haruki-murakami-z-drugiej-strony-lustra/

Serdecznie zapraszam!

Haruki Murakami, znany z zabiegów odbiegających od normy racjonalności, przejawiający poetyczne nastawienie do świata, między wierszami którego zwykł wskazywać nam trudne do ujęcia w ramy słów imponderabilia, pewnego razu pokusił się o zrzucenie – wydawałoby się – zrośniętego z nim już płaszcza realizmu magicznego, na rzecz przeprowadzenia porządków we własnych myślach i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Sentyment do opisywanych lat przełomu mileniów jest głównym kołem ratunkowym dla czytelnika tej książki. A książka, niestety, kół ratunkowych potrzebuje. Odnoszę wrażenie, że poza odtwarzaniem obrazów, które skutecznie przeniosły mnie w czasy, w których - podobnie jak główna bohaterka - dorastałam, autorka nie zaoferowała tu niczego, co mogłoby przykuć uwagę. Ani pod względem treści, ani formy. Ot, zlepek myśli przeciętnej nastolatki, dotyczących równie przeciętnych tematów. A szkoda, bo pomysł opisania świata milenijnych przemian oczami człowieka dopiero wkraczającego w ten świat był ciekawy. Niestety, nie da się długo ujechać na samym pomyśle czy na rozbudzaniu sentymentów. Oczekiwałam więcej.

Sentyment do opisywanych lat przełomu mileniów jest głównym kołem ratunkowym dla czytelnika tej książki. A książka, niestety, kół ratunkowych potrzebuje. Odnoszę wrażenie, że poza odtwarzaniem obrazów, które skutecznie przeniosły mnie w czasy, w których - podobnie jak główna bohaterka - dorastałam, autorka nie zaoferowała tu niczego, co mogłoby przykuć uwagę. Ani pod...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ildefonso Falcones jawi mi się jako mistrz spajania w pojedynczych bohaterach dwóch biegunów pojęć antagonistycznych. Najpierw przeczytałam "Bosonogą królową" - tam postać głównej bohaterki łączyła w sobie tożsamość murzyńskiej niewolnicy z wolnością kultury cygańskiej, która ją wchłonęła. Tu, w "Ręce Fatimy", niejaki Hernando został usadowiony pośrodku XVI-wiecznego konfliktu mniejszości muzułmańskiej z hiszpańskimi chrześcijanami, sam będąc synem zgwałconej przez chrześcijańskiego księdza muzułmanki.

Z góry wiadomo, że historia tak rozdartego pomiędzy swymi dwiema tożsamościami młodzieńca, w dodatku w czasach intensywnego i niezwykle krwawego konfliktu pomiędzy związanymi z nimi społecznościami, musi być burzliwa. I taka jest właśnie - jest sztormem przechodzącym przez ludzkie życie, miotającym go we wzlotach i upadkach, o wiele bardziej skrajnie i jaskrawo niż w przypadku przeciętnego śmiertelnika. Sądzę, że można tu nawet mówić o przejaskrawieniu owych uniesień ku niebiosom i spotkań z dnem i czarnym mułem; jednak czyż nie właśnie z intensywnością wrażeń kojarzy się kultura hiszpańska? A może ma to stanowić swoistą przypowieść o tym, że raz na wozie, raz pod wozem, z całym inwentarzem doznań towarzyszących.

Jest to również powieść o miłości - mimo że tytułowa ręka Fatimy oznacza muzułmański talizman, to sama Fatima stanowi również imię wybranki głównego bohatera, do której zapłonął uczuciem szczerym i porywczym. Równie porywcze jednak są losy kraju w czasach, w których przyszło im żyć. Gdy Hernando zostaje zmuszony do wyrzeczenia się swojej wiary na rzecz chrześcijaństwa (ludność, która stała się ofiarą tegoż przymusu zwie się moryskami), robi wszystko, by połączyć dwie potężne religie i kultury. Pragnąc należeć do obu, na każdym kroku jest odrzucany przez każdą z nich. To trochę jak "Cudzoziemka w raju kobiet" w wydaniu Kasi Nosowskiej:

"Za mądra dla głupich,
a dla mądrych zbyt głupia.
Zbyt ładna dla brzydkich,
a dla ładnych za brzydka.
Za gruba dla chudych,
a dla grubych za chuda.
(...)
Za łatwa dla trudnych,
a dla łatwych za trudna.
Zbyt czysta dla brudnych,
a dla czystych za brudna.
Zbyt szczecińska dla Warszawy,
a dla Szczecina zbyt warszawska."

Ambicje Hernanda można nazwać szeroko zakrojonym ekumenizmem; może to jedynie sposób na integrację własnej tożsamości. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że Falcones (ponownie!) z pełną premedytacją i nadzwyczaj sprawnie przeplata makrowymiar zagadnienia (walkę kultur i religii) z jego mikrowymiarem (walkę skrajności w obrębie jednego człowieka). Wielki ukłon czynię ku niemu, za tę indywidualizację problemów globalnych i globalizację indywidualnych.

A że słabość wykazuję nadprzeciętną wobec umiejętności łączenia skrajności, już dumam nad kolejnym dziełem tegoż hiszpańskiego twórcy dzieł tak wielowymiarowych, jak i wielkogabarytowych. Jakąż to antynomię tam wziął na warsztat? Przecież w świecie, jaki znamy, nic nie istnieje bez swojego przeciwieństwa. Możemy jedynie próbować wytyczać jak najbardziej spójny szlak, meandrując pomiędzy biegunami...

Ildefonso Falcones jawi mi się jako mistrz spajania w pojedynczych bohaterach dwóch biegunów pojęć antagonistycznych. Najpierw przeczytałam "Bosonogą królową" - tam postać głównej bohaterki łączyła w sobie tożsamość murzyńskiej niewolnicy z wolnością kultury cygańskiej, która ją wchłonęła. Tu, w "Ręce Fatimy", niejaki Hernando został usadowiony pośrodku XVI-wiecznego...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Bóg i nauka. Moje dwie drogi do jednego celu Giulio Brotti, Michał Heller
Ocena 7,1
Bóg i nauka. M... Giulio Brotti, Mich...

Na półkach:

Nauka i religia w powszechnym postrzeganiu od zawsze były stawiane sobie naprzeciw jako pojęcia antagonistyczne, niemogące współistnieć jako równouprawnione. Zawsze oczekuje się jasnego dookreślenia, czy mowa o koncepcji sprawdzonej za pomocą mikroskopów i badań matematycznych, czy o przedmiocie ludzkich wierzeń, społecznych wyobrażeń, intuicyjnych założeń. Szkiełko i oko lub czucie i wiara – jedno jako przeciwwaga dla drugiego. Tak długo jednak, jak długo ewoluuje myśl humanistyczna, a już tym bardziej od czasów istnienia nauki, zdarzają się i tacy, którzy próbują zszywać tę pozorną antynomię nićmi porozumienia, a nawet uzupełnienia – jakby jedno nie mogło istnieć bez drugiego. Jakby jedno było drugim, lecz przedstawianym za pomocą innej narracji.

(...)

– "Bóg i nauka. Moje dwie drogi do jednego celu" – warto. Dzięki formie wywiadu ta pozycja wydaje się bardziej przystępna dla słabiej przygotowanych, choć i ona pełna jest pojęć z zakresu teologii i kosmologii. Tę drogę pokonuje się jednak, podążając za wyraźnymi śladami tak religijnych, jak i naukowych fascynacji Hellera, a pasje zawsze są na swój sposób piękne.

***

Cały artykuł:
https://www.facebook.com/statekglupcow/posts/579353879189502
https://statekglupcow.pl/2018/11/18/nauka-i-religia-w-jednym-staly-domu-heller-i-inni/
Serdecznie zapraszam!

Nauka i religia w powszechnym postrzeganiu od zawsze były stawiane sobie naprzeciw jako pojęcia antagonistyczne, niemogące współistnieć jako równouprawnione. Zawsze oczekuje się jasnego dookreślenia, czy mowa o koncepcji sprawdzonej za pomocą mikroskopów i badań matematycznych, czy o przedmiocie ludzkich wierzeń, społecznych wyobrażeń, intuicyjnych założeń. Szkiełko i oko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Chaos. By okiełznać ogrom makrozagadnień, pośród których poruszamy się w ciągu swojego mikrożycia, my – ludzie – lubimy porządkować świat. Budujemy mentalne komody, regały i meblościanki, w których mogłyby się pomieścić wszelkie produkty naszego doświadczenia. Otwieramy szuflady, przekładamy wiedzę z półki na półkę… Nierzadko jednak okazuje się, że regał jest źle skonstruowany, przegródki niepoprawnie zaprojektowane, przestrzenie magazynowe niepotrzebnie rozgraniczone. Co robić? Burzyć mebel?

(...)

– "Czy fizyka jest nauką humanistyczną?" – tu Heller prezentuje fizykę i nieodłączną od niej matematykę jako działalność człowieka, swoisty sposób opisu rzeczywistości, ściśle zespojony ze światopoglądem. Również wśród osób praktykujących te dziedziny rozgranicza rzemieślników i artystów. Wyraźne jest tu zacięcie filozoficzno-teoretyczne, co wespół z dość szczegółowymi danymi z zakresu teorii fizycznych czyni tę pozycję niełatwą w odbiorze. Niepozbawiona jest jednak wartościowych informacji, stanowi rzetelną syntezę poglądów humanistycznych i powiązanych z nimi teorii naukowych, a także przedstawia inspirujące kwestie dotyczące samego procesu postrzegania rzeczywistości. Czy fizyka w istocie jest nauką humanistyczną? Już samo istnienie takiego pojęcia, jak omawiany w tejże książce naukowy obraz świata, łączy w sobie jej ścisłość (naukowość) i humanizm (ze stanu nauki w danej epoce wynika bowiem jej światopogląd).

***

Cały artykuł:
https://www.facebook.com/statekglupcow/posts/579353879189502
https://statekglupcow.pl/2018/11/18/nauka-i-religia-w-jednym-staly-domu-heller-i-inni/
Serdecznie zapraszam!

Chaos. By okiełznać ogrom makrozagadnień, pośród których poruszamy się w ciągu swojego mikrożycia, my – ludzie – lubimy porządkować świat. Budujemy mentalne komody, regały i meblościanki, w których mogłyby się pomieścić wszelkie produkty naszego doświadczenia. Otwieramy szuflady, przekładamy wiedzę z półki na półkę… Nierzadko jednak okazuje się, że regał jest źle...

więcej Pokaż mimo to