Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Okres jesienno-zimowy to idealny czas, aby zaszyć się pod kocem z gorącą herbatą i książką. Jeszcze lepiej, gdy towarzyszy nam nasz zwierzak domowy. Idealna sytuacja. Szczególnie, gdy czytamy o niezbyt przyjemnych rzeczach. My się relaksujemy, a nasz bohater przeżywa katusze. I gdy zamykamy tę książkę, wracamy do swojego prawie idealnego życia. Zamykając książkę, zamykamy świat, w którym nie dzieje się najlepiej. Świat, z którego problemami nie musimy się zmierzyć osobiście.

„Idealna” Magdy Stachuly to świetny thriller psychologiczny, który nieco przypomina mi bestsellerową „Dziewczynę z pociągu” Pauli Hawkins, a emocje w obydwu powieściach są dominującym atrybutem. Książkę tej debiutującej autorki czyta się szybko i z zapartym tchem. Stachula, jako debiutująca autorka przedstawia nam świetną powieść, której z pewnością i wy staniecie się fanami.

Utwór Stachuly opowiada historię Anity i Adama, pary będącej już w kilkuletnim związku małżeńskim. Jest idealnie, do czasu. Po wieloletnich zmaganiach, para nie może mieć dzieci. Anita, z pozoru perfekcyjna żona i kochanka, z czasem staje się osobą nader wrażliwą na temat dzieci i ma depresję. Kobieta zamyka się w domu i w swoim własnym świecie, do którego nawet mąż nie ma wstępu. Małżeństwo z każdym dniem oddala się od siebie coraz bardziej, aż zaczynają się unikać. Adam rozpoczyna romans z inną kobietą, zaś Anita zaczyna podglądać ludzi poprzez kamery miejskiego monitoringu. Problem zaczyna się wtedy, gdy ktoś kobiecie podrzuca sukienki oraz drogie kosmetyki. Czy ktoś ją śledzi? A może grozi jej niebezpieczeństwo? A może to kobieta jest chora psychicznie?

Akcja tej powieści dzieje się dwutorowo. Z jednej strony mamy Anitę i jej męża, zaś z drugiej autorka przedstawia nam bohatera, Eryka, mieszkańca czeskiej Pragi, którego Anita podgląda na kamerach miejskiego monitoringu. W międzyczasie kobieta dowiaduje się o zdradzie męża i stara się odnaleźć mężczyznę z kamer. Jak zakończy się ta pełna intryg historia? Na pewno niespodziewanie dla czytelnika.

„Idealna” jest to zaskakujący utwór, pełen zawiłych akcji. Nie ma w nim monotonii a powieść jest pełna emocji. Nie ma czasu na nudę. To bardzo mocna lektura, trzymająca w napięciu. Jeśli jesteście zwolennikami wysoko ocenianych thrillerów psychologicznych, książka trafi w wasze serce. Polecam ten fantastyczny thriller!

Okres jesienno-zimowy to idealny czas, aby zaszyć się pod kocem z gorącą herbatą i książką. Jeszcze lepiej, gdy towarzyszy nam nasz zwierzak domowy. Idealna sytuacja. Szczególnie, gdy czytamy o niezbyt przyjemnych rzeczach. My się relaksujemy, a nasz bohater przeżywa katusze. I gdy zamykamy tę książkę, wracamy do swojego prawie idealnego życia. Zamykając książkę, zamykamy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Błąd” Elle Kennedy to kolejna fantastyczna książka z nurtu New Adult. New Adult to powieści dla „młodych dorosłych”, czyli książki, których jeszcze kilka lat temu bardzo mi brakowało. Teraz jestem w swoim żywiole i mogę śmiało powiedzieć, że jest to mój ulubiony gatunek literacki.

John Logan to gwiazda hokeju uniwersyteckiego. Jest najlepszy. W dodatku ten przystojniak może mieć każdą dziewczynę. Ale czy takie życie na dłuższą metę się sprawdzi?

Grace Ivers to studentka pierwszego roku. Jest ładna, naturalna a w dodatku bardzo spokojna i ułożona. Co się dzieje, gdy spotka na swej drodze Johna Logana?

Para ta poznaje się całkowicie przez przypadek. Lubią się, jednak wystarczy jeden błąd, by to wszystko zaprzepaścić. A do pewnych spraw należy po prostu dojrzeć. Czy Grace uda się zrobić z Logana porządnego faceta, trzymającego się jednej kobiety? Johna czego baaardzo trudna i wyboista droga, by naprawić błędy. Czy da radę? Sami ocenicie.

Zanim sięgnęłam po tę powieść, sprawdziłam co nieco w Internecie. Opinie były różne. Stwierdziłam, że warto i nie zawiodłam się. „Błąd” czyta się szybko; jest ciekawie. Momentami śmiesznie, czasami płaczliwie. Ale właśnie o to chodzi. Emocje biorą górę, co się dla mnie najbardziej liczy. W tej książce dostałam to wszystko. Pokazana jest również przemiana głównego bohatera. Ważne jest także , iż nie zawsze to, co widać na zewnątrz jest odzwierciedleniem naszego życia. Przykład Logana, jako idealnej gwiazdy hokeja, który nie ma zbyt ciekawego życia rodzinnego. A tego nikt nie wie. Nikt nie zna jego życia po zajęciach, gdy wraca do domu i spotyka pijanego ojca w kałuży moczu i wymiocin. Ta książka, pomimo iż świetnie się ją czyta, daje sporo do myślenia. Nie jest błahą opowiastką o nastolatkach. Tylko bardzo dobrą literaturą dla ludzi wkraczających w samodzielne życie. Ludzi po dwudziestce. A także i tych starszych. Polecam zdecydowanie!

„Błąd” Elle Kennedy to kolejna fantastyczna książka z nurtu New Adult. New Adult to powieści dla „młodych dorosłych”, czyli książki, których jeszcze kilka lat temu bardzo mi brakowało. Teraz jestem w swoim żywiole i mogę śmiało powiedzieć, że jest to mój ulubiony gatunek literacki.

John Logan to gwiazda hokeju uniwersyteckiego. Jest najlepszy. W dodatku ten przystojniak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Pałacyk za mostem” Haliny Kowalczuk to piękna opowieść osnuta magią i pięknem życia. Jednak na początku nie mogłam się do tej historii przekonać. No bo jak to? Magia, duchy? Jednak po kilku stronach książka mnie tak urzekła, iż nie mogłam się oderwać. Zaiste, warta przeczytania.

Elżbieta Wysocka to kobieta po czterdziestce i po przejściach. Jest lekarzem w Łodzi i kilka miesięcy temu straciła ukochanego męża w wypadku samochodowym. Jest załamana. Cały zapał życia odszedł wraz z jej mężem. Ela postanawia coś zmienić. Aż tu nagle z pewną propozycją przychodzi do niej pan Kotek, oferując pracę lekarza rodzinnego w Ruczaju. Kobieta zapewnione będzie miała również mieszkanie. I to nie byle jakie – będzie mieszkała w przepięknym pałacyku za mostem.

I w tym momencie chciałam odłożyć tę powieść. No bo jak to? W normalnym życiu takie rzeczy nie mają racji bytu. Nic takiego się nie dzieje. Ludzie umierają, giną w wypadkach, ale nic nie przychodzi innym za darmo. Pan Kotek przychodzi niewiadomo skąd i oferuje jej lepiej płatną pracę już z mieszkaniem, gdzie będzie wiodła sielankowe życie, nie martwiąc się o wyżywienie (w książce gotowała pani Matylda). Żyć, nie umierać.

Ok., trochę się zraziłam, musiałam więc ponarzekać, ale postanowiłam czytać dalej. Czego zupełnie nie żałuję. Było kilka krytycznych momentów, na które starałam się nie zwracać uwagi. Zaś powieść się obroniła i zyskała całkiem wysoką notę. Dlaczego? Jestem zakochana w dialogach w „Pałacyku…”. Piękne opisy przyrody i życia mieszkańców małej gminy były urzekające. Jednak najbardziej podobały mi się relacje pani doktor z jej sąsiadem, weterynarzem. Kłócili się jak pies z kotem, co w niektórych momentach było nadzwyczaj zabawne. Po czasie wyniknął z tego całkiem sensowny romans, oczywiście z magią w tle. Dobrze, że bohaterka nie musiała używać eliksiru miłości. Wtedy bym odłożyła tę powieść i odesłała z kwitkiem. I chociaż nie lubię aż takiego naciągania na magię, duchy i inne ziółka, to historia Elżbiety, Tomasza i całego Ruczaju bardzo mnie urzekła i zawładnęła moim umysłem i zmysłami. Teraz jestem tego pewna – zakochałam się w tej opowieści i polecam ją z całego serca. To bardzo romantyczna historia, pięknie opisana. Taka czysta i świeża. Polecam zdecydowanie.

„Pałacyk za mostem” Haliny Kowalczuk to piękna opowieść osnuta magią i pięknem życia. Jednak na początku nie mogłam się do tej historii przekonać. No bo jak to? Magia, duchy? Jednak po kilku stronach książka mnie tak urzekła, iż nie mogłam się oderwać. Zaiste, warta przeczytania.

Elżbieta Wysocka to kobieta po czterdziestce i po przejściach. Jest lekarzem w Łodzi i kilka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Szukając szczęścia” to książka, którą poznałam dzięki akcji Book Tour organizowanej przez Cyrysię i Anetę Krasińską. Ach, jak ja uwielbiam takie powieści. Powieści, po których nie spodziewam się niczego, a zaskakują bardzo pozytywnie. Dziękuję za takie książki, po przeczytaniu których czuję się lepszym człowiekiem. Oby więcej takich lektur.

Malwina to matka ciężko chorej Dagmary, u której zdiagnozowano zespół Pierre`a Robina. Dziewczynka dłużej dojrzewa, wykonuje proste czynności z ogromnym wysiłkiem, a w dodatku wychowywana jest przez samotną matkę, która jako jedna z nielicznych bardzo ją kocha pomimo choroby, jaka ją dotknęła.

Malwina nie pracuje, ale za to całymi dniami opiekuje się Dagusią. Mąż ją opuścił, gdy tylko dowiedział się o chorobie. Życie tej kobiety nie jest usłane różami, ale nade wszystko kocha ona swoje dziecko. Życie jej nie szczędzi – ciągle ma pod górkę. Czy Malwinie uda się pokonać problemy i iść z uśmiechem przez życie? Trzymajcie kciuki, by tak było.

„Szukając szczęścia” to przepiękna opowieść o samotnym macierzyństwie, o chorobie genetycznej, a także o odtrąceniu dziecka przez ojca i braku wsparcia z jego strony. Takie powieści bardzo lubię – napisane prostym, lekkim językiem, a zawierające maksimum treści ważnej dla czytelnika zainteresowanego tematem. Jest to utwór, który wiele wniósł do mojego życia.

Aneta Krasińska napisała bardzo mądrą książkę, zarówno dobrą na wylegiwanie się na słońcu w te upalne dni, jak i odpoczynek przy kominku z lampką wina pod kocykiem. Do pociągu również idealna, ale jest jedna uwaga – możecie się zaczytać i przegapić swoją stację. Polecam serdecznie!

http://zaczytanamarta.blogspot.com/2016/07/book-tour-szukajac-szczescia-aneta.html

„Szukając szczęścia” to książka, którą poznałam dzięki akcji Book Tour organizowanej przez Cyrysię i Anetę Krasińską. Ach, jak ja uwielbiam takie powieści. Powieści, po których nie spodziewam się niczego, a zaskakują bardzo pozytywnie. Dziękuję za takie książki, po przeczytaniu których czuję się lepszym człowiekiem. Oby więcej takich lektur.

Malwina to matka ciężko chorej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Book Tour to moja ulubiona akcja książkowa. Kolejny raz wzięłam udział na blogu u Cyrysi we współpracy z Wydawnictwem Papierowy Księżyc. Na „Real” zakręciłam się, jak na mało którą powieść. Wystarczył mi fragment, by stwierdzić, że muszę to przeczytać. Gdy książka trafiła w moje ręce, nie mogłam ukryć entuzjazmu. Jednak czy spełniła moje oczekiwania? Tego dowiecie się poniżej.

Sławny bokser Remington Tate jest niepokonany. Podczas walki zauważa w tłumie Brooke, w której zakochuje się bez tchu. Brooke Dumas to kobieta znajdująca się na zakręcie życiowym: brak pracy, brak wyższych celów, zero perspektyw na przyszłość… Aż nagle przyjaciółka zabiera ją na ring boksowy, podczas którego zwraca uwagę na przystojnego Remmy`ego. W dodatku on… zaproponował jej pracę. Czy można połączyć pracę z pożądaniem? Czy życie z tak trudnym i problematycznym mężczyzną jak Remington Tate jest możliwe? Czy choroba może mieć wpływ na to, co złączy bohaterów? Tego dowiecie się czytając „Real”.

Powieść Katy Evans podobała mi się bardzo, jednak momentami czułam głębokie znużenie. Miałam zbyt wygórowane oczekiwania względem tej książki. Ale to właśnie dzięki „Realowi” poznałam znaczenie hasła: choroba dwubiegunowa, jak i wielu innych, pożytecznych rzeczy. Lubię, gdy lektura uczy mnie czegoś nowego. A dlaczego nie jestem w pełni usatysfakcjonowana? Myślę, że zabrakło w niej emocji, tej iskierki, tego czegoś… Czyli tego, co najbardziej cenię sobie w lekturze.

Jednak uważam, iż „Real” to fajna książka, spodoba się wam. :) Polecam.

http://zaczytanamarta.blogspot.com/2016/06/book-tour-real-katy-evans.html

Book Tour to moja ulubiona akcja książkowa. Kolejny raz wzięłam udział na blogu u Cyrysi we współpracy z Wydawnictwem Papierowy Księżyc. Na „Real” zakręciłam się, jak na mało którą powieść. Wystarczył mi fragment, by stwierdzić, że muszę to przeczytać. Gdy książka trafiła w moje ręce, nie mogłam ukryć entuzjazmu. Jednak czy spełniła moje oczekiwania? Tego dowiecie się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Po raz kolejny wzięłam udział w akcji Book Tour, organizowanym przez Cyrysię i Wydawnictwo Akurat. Jak za każdym razem, książka była cudowna. Teraz w moje ręce trafiła powieść Gail McHugh “Amber”. Książka nie tylko trafiła w moje ręce, ona skradła również moje serce. Historia opisywana w utworze pochłonęła mnie na długie godziny. Zawładnęła moim umysłem, emocjami i powodowała drżenie ciała. Kocham takie powieści. “Amber” to lektura, której szukałam bardzo długo. Wpasowała się w mój gust literacki, rysując rumieńce na twarzy. A o to chyba chodzi w dobrym erotyku.

Tak, bo “Amber” to erotyk pełną parą. Dawno tak dobrze się nie bawiłam podczas czytania tego typu literatury. W końcu ją doceniłam. I przepadłam. A moja miłość do “Amber” zaczęła się już od pierwszych stron tekstu. Jest idealnie – wręcz tak, jak uwielbiam. Jestem zachwycona. Od czasu premiery nie mogłam nie ulec pokusie, by tej książki nie przeczytać. Aż tu nagle Book Tour na blogu recenzenckim u Cyrysi. Jednak to nie wszystko, kupiłam także swój egzemplarz. Musiałam, musiałam,musiałam. I mam nadzieję, że jeszcze nie raz do niej wrócę.

Pewnie nie jedną recenzję tej powieści już czytaliście, dlatego nie będę skupiała się na treści, a głównie na emocjach, które tu górowały. Ogólny zarys wygląda tak: dziewczyna wyjeżdża na studia i przez zbiegi okoliczności poznaje dwóch mężczyzn. Obydwoje kradną jej serce, w obydwóch się zakochuje. Mamy tu do czynienia z trójkątem miłosnym. A spotykam się z tym po raz pierwszy w literaturze. A może wy znacie podobne książkowe historie? Bardzo chętnie zagłębię się w temat.

“Amber” to przede wszystkim świetny erotyk z wątkiem kryminalnym w drugiej części utworu. Zupełnie nie tego się spodziewałam. Liczyłam raczej na jakieś zwykłe New Adult, które równie baaaardzo uwielbiam. Jednak tu dostałam coś więcej. Coś, z czego jestem zadowolona.

Czy mogę powieść Gail McHugh dodać do listy książek ulubionych, ukochanych, uwielbianych? Z całą pewnością tak. Mówię TAK erotykom i daję im szansę. Czyżby zmienił się mój gust literacki? Wcześniej pasjonowały mnie obyczajówki i romance, które nadal bardzo lubię, ale moje serce skradły erotyki. To one powodują, że utwór wyjątkowo emocjonalnie na mnie wpływa. Czyżbym się uwrażliwiła? A może to sztuka pisania autorki? Nie wiem, ale baardzoo chcę poznać resztę pozycji literackich tej autorki, jak i inne świetne erotyki czy powieści z nurtu New Adult. Polecacie coś szczególnego? Ja wam z całego serca polecam “Amber” Gail Mchugh.

http://zaczytanamarta.blogspot.com/2016/04/book-tour-amber-gail-mchugh0.html

Po raz kolejny wzięłam udział w akcji Book Tour, organizowanym przez Cyrysię i Wydawnictwo Akurat. Jak za każdym razem, książka była cudowna. Teraz w moje ręce trafiła powieść Gail McHugh “Amber”. Książka nie tylko trafiła w moje ręce, ona skradła również moje serce. Historia opisywana w utworze pochłonęła mnie na długie godziny. Zawładnęła moim umysłem, emocjami i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W moje ręce wpadła książka Schmitta „Małe zbrodnie małżeńskie”. Byłam podekscytowana opiniami znajomych i blogerów, a zarazem zrozpaczona ilością stron. Zaledwie 96... Pomyślałam sobie, że to kolejne opowiadanie, które nie nasyci mojego czytelniczego apetytu. Ale pochwały znajomych były nieprzejednane. Postanowiłam sama sprawdzić czy Schmittowi uda się mnie przekonać.

Bohaterami „Małych zbrodni małżeńskich” są Lisa i Gilles. Ten ostatni właśnie stracił pamięć. Nie pamięta zupełnie nic. A przynajmniej tak twierdzi. Z biegiem czasu okazuje się, że obydwoje kłamią i mają coś na sumieniu. Jak to w małżeństwie bywa, bywają złe i dobre chwile. Ale czy warto walczyć o związek, w którym nie ma miłości? A może jest, jednak schowana pod kurzem obojętności i została zepchnięta na drugi plan?

Z każdą kartą książki dowiadujemy się coraz to ciekawszych rzeczy. Schmitt potrafi budować napięcie. Pomimo tego, iż w połowie domyśliłam się jaki będzie finał tej historii, to czytało mi się świetnie. To prawda, że autor potrafi w dość krótkim utworze zawrzeć dużo treści. Zrobił to ciekawie i ze wspaniałymi aforyzmami. Czego chcieć więcej?

Opowiadanie Schmita nie sprawiło, że będę się teraz zachwycać tą formą pisarstwa. Jednak... spodobało mi się. Nadal wolę bardziej rozbudowaną fabułę; wielowątkową powieść. Ale Schmitt czymś mnie urzekł; ujął mnie swoją wrażliwością i spojrzeniem na świat. To opowiadanie mogę podsumować jednym zdaniem: duża treść w małej formie. I chyba każdy się ze mną zgodzi. Teraz z przyjemnością sięgnę po kolejne utwory Schmitta. A może dam również szansę opowiadaniom innych autorów? Jestem nastawiona pozytywnie, więc czemu nie... :)


http://zaczytanamarta.blogspot.com/2016/04/mae-zbrodnie-mazenskie-eric-emmanuel.html

W moje ręce wpadła książka Schmitta „Małe zbrodnie małżeńskie”. Byłam podekscytowana opiniami znajomych i blogerów, a zarazem zrozpaczona ilością stron. Zaledwie 96... Pomyślałam sobie, że to kolejne opowiadanie, które nie nasyci mojego czytelniczego apetytu. Ale pochwały znajomych były nieprzejednane. Postanowiłam sama sprawdzić czy Schmittowi uda się mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Dotyk ciemności” trafił w moje ręce zupełnie przypadkiem. Co prawda, od dawna widziałam pochlebne opinie na temat tej książki. Jednak stwierdziłam, że to nie dla mnie. Broniłam się przed nią, ale i mnie dopadło.Czytałam z wypiekami na twarzy – nawet nie wiecie jakich mi to dostarczyło emocji. A muszę przyznać, że czytałam tę powieść nawet w pracy. Było ciężko, lecz po prostu nie mogłam się oderwać. O matko! Ile w tej książce jest emocji. Nadal jestem pod ogromnym wrażeniem. A teraz co nieco o treści.

Caleb to łowca niewolnic. Jego chęć zemsty jest silniejsza od moralności. W tym celu szuka idealnej dziewczyny. I znalazł piękną, wymarzoną Amelię. Nie spodziewa się tylko, do czego może go to doprowadzić. Bo, czy można zakochać się w niewolnicy, która przez niego cierpi; którą więzi? Otóż... można. Caleb i jego wybranka niebawem się o tym przekonają, ponieważ przed przeznaczeniem nie da się uciec.

Emocje towarzyszące mi podczas lektury „Dotyku...” były obezwładniające. Czytałam zachłannie i bez opamiętania. Byłam zachwycona. Z jednej strony chciałam skończyć „Dotyk...” jak najszybciej, zaś z drugiej pragnęłam się nim delektować. Całe szczęście, że są kolejne tomy. Inaczej nie wiem, jak bym wytrzymała.

Muszę przyznać, że nie jest to dobra lektura dla każdego. Polecam dla osób przede wszystkim pełnoletnich i o mocnych nerwach, bo emocje grają tu główną rolę. Jednak warto dać tej książce szansę, nawet jeśli uważacie, że nie jest dla was odpowiednia. Strach przed lekturą może być silny, lecz chęć poznania dalszego ciągu treści wygra. Zatem jeśli macie ochotę na naprawdę dobrą literaturę erotyczną, to sięgajcie bez obaw po „Dotyk ciemności”. Polecam tę gorącą lekturę na chłodne wieczory. Bezkompromisowo!

“Caleb był moim ciemiężcą I pocieszycielem; twórcą ciemności I światła. Nie przejmowałam się tym, że może w każdej chwili mnie skrzywdzić, w tamtym momencie potrzebowałam po prostu, żeby ktoś mnie przytulił, był dla mnie miły i powiedział dokładnie te słowa: Wszystko będzie dobrze.”


“-Jak się nazywasz?
-Kotek – wyszeptałam słabo.
-A ja? - Poczułam jak się spina
-Pan”

http://zaczytanamarta.blogspot.com/2016/03/dotyk-ciemnosci-cj-roberts.html

„Dotyk ciemności” trafił w moje ręce zupełnie przypadkiem. Co prawda, od dawna widziałam pochlebne opinie na temat tej książki. Jednak stwierdziłam, że to nie dla mnie. Broniłam się przed nią, ale i mnie dopadło.Czytałam z wypiekami na twarzy – nawet nie wiecie jakich mi to dostarczyło emocji. A muszę przyznać, że czytałam tę powieść nawet w pracy. Było ciężko, lecz po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie przepadam za debiutami, ale za to uwielbiam czytać polskie autorki. Joanna Szarańska i jej "I że ci nie odpuszczę" nie były mi znane. A ja nie lubię kupować kota w worku. Jednak... Coś do sięgnięcia po ten utwór mnie skłoniło. Opinie blogerów? Liczne rekomendacje? Wysokie oceny? Ciekawa tematyka? Wszystko to złożyło się do tego, bym zapragnęła powieść przeczytać. A to wszystko dzięki Autorce, Przeglądowi Czytelniczemu i akcji Book Tour. Jakie było moje zdziwienie, gdy książka tak szybko dotarła, a trzeba przyznać, iż nie byłam pierwsza w kolejce. Nadal miałam obawy, że powieść Szarańskiej mi się nie spodoba. Ale zaczęłam czytać i przepadłam! Nie wiem, kiedy minęła mi podróż pociągiem (prawie przegapiłam stacje, ale na szczęście akurat kończyłam rozdział). A więc sami widzicie, że czas przy tej książce płynie nieubłaganie.

Kalina Radecka to dwudziestosiedmioletnia kobieta, którą poznajemy w przeddzień jej ślubu. Jak się pewnie domyślacie po tytule, do owego ślubu nie doszło. Niewierny eks narzeczony zrobił dziecko eks przyjaciółce Kaliny. Tylko ona wie, jak to jest się znaleźć w takiej sytuacji (no może oprócz mnie). Jednym słowem: Kalina w malinach.

Zraniona kobieta wykorzystuje voucher do spa jako prezent ślubny i przyjeżdża do Kamionki. Na miejscu znajduje dworek i miłe towarzystwo. Jednak o żadnym spa nie ma mowy. Kalina trafia na wieś, gdzie doi się kozy i zażywa natłuszczających kąpieli w mleku. Właścicielka owego dworku nie ma pojęcia, że kobieta przyjechała na wczasy. Wszyscy wzięli Kalinę za artystkę, która ma za zadanie odmalować stary fresk. Nie spodziewa się tego, iż w tym urokliwym miejscu pozna miłość swojego życia oraz spotka swojego prawie męża oraz byłą przyjaciółkę z zaokrąglonym brzuchem. A jakby tego było mało, to nikt nie okaże się tym, za kogo się uważał. W fabułę utworu wkradnie się także zagadka kryminalna. Kim okaże się złoczyńca?

„I że ci nie odpuszczę” Joanny Szarańskiej to zabawna powieść opisująca losy zwariowanej kobiety, która jest w jakiś sposób podobna do każdej z nas - łatwo się z nią utożsamić. I tak jak wspomniałam wcześniej, jest to powieść komediowo-kryminalna, z naciskiem na komedię. Czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Przy tej książce zapomnicie o Bożym świecie. Relaks macie zapewniony. A przy okazji spędzicie czas w towarzystwie zwariowanej Kaliny i poznacie jej perypetie.

Muszę szczerze wyznać, iż nie spodziewałam się aż takiego kunsztu literackiego ze strony debiutantki. Jedynie mogę przyklasnąć autorce i czekać na kolejne utwory. Bo rzeczywiście jest na co czekać. Na koniec dodam, że to wielobarwna powieść na wspaniałe popołudnie i miły wieczór. Polecam!

http://zaczytanamarta.blogspot.com/2016/03/i-ze-ci-nie-odpuszcze-joanna-szaranska.html

Nie przepadam za debiutami, ale za to uwielbiam czytać polskie autorki. Joanna Szarańska i jej "I że ci nie odpuszczę" nie były mi znane. A ja nie lubię kupować kota w worku. Jednak... Coś do sięgnięcia po ten utwór mnie skłoniło. Opinie blogerów? Liczne rekomendacje? Wysokie oceny? Ciekawa tematyka? Wszystko to złożyło się do tego, bym zapragnęła powieść przeczytać. A to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Co byś zrobiła, gdybyś wygrała siedemnaście milionów Euro? Ja sobie nawet nie mogę wyobrazić takiej kwoty. Znając mnie, wykupiłabym całą księgarnie, tak na dobry początek.  Ale poważnie... Co ty byś zrobiła? Ciężko to wszystko sobie przyswoić.

Z takimi dylematami borykają się bohaterki książki „Wiedziałam, że tak będzie!” Kasi Pisarskiej. Laura i Weronika to dwie samotne kobiety, której niemal od zawsze są przyjaciółkami. Jedna z nich, będąc na wycieczce we Włoszech, puszcza Lotka i wygrywa. Obie kobiety prowadzą skromne życie. Nauczycielska pensja nie jest zbyt wystarczająca. Stary Saab pewnie będzie musiał służyć już do końca życia. W dodatku mściwy i zdradliwy były mąż zatruwający życie Weroniki. Coś wam to mówi? Fabuła tej książki przypomina życie naszych sióstr, koleżanek, sąsiadek. Aż tu nagle… wygrywasz siedemnaście milionów euro. I twoje życie diametralnie się zmienia. I to nie tylko za sprawą pieniędzy!

Podczas podróży do Włoch po wygraną, kobiety mają wiele przygód. Większość akcji dzieje się właściwie w tym państwie. Jest ono opisane w taki sposób, iż czuję, jakbym już tam była wraz z bohaterkami. I to była świetna przygoda, bo i bohaterki fajne, i styl pisarki niczego sobie. Jednym słowem – ideał na takie pochmurne wieczory. „Wiedziałam, że tak będzie” to taka książka, która jest dobra na wszystko – i na smutek, i na niepogodę, i na relaks. A w dodatku pełna przygód wyprawa zamienia się w romans, który rozpoczyna dość komiczna sytuacja, gdy Laura i Weronika lądują autem w wodzie. Samochód zepsuty, a one muszą pędzić po zagubiony kupon. I jeszcze ten stres: czy uda im się odzyskać kupon? Czy pieniądze na nie czekają? W końcu czas na odebranie takiej nagrody to dziewięćdziesiąt dni. A kiedy kobieta puściła ten kupon? Ojej, czas na odebranie pieniędzy przemija jutro. A kim okaże się Alessandro? Lepiej same przeczytajcie!

Na pierwszy rzut oka, mogłoby się wydawać, iż fabuła tej powieści jest błaha. Ale wręcz przeciwnie – w tej książce tyle się dzieje! W dodatku napisana jest sprawnym i lekkim językiem. Bo to zabawna książka, która wręcz czyta się sama, w zastraszającym tempie. Jest w niej wszystko, czego potrzebowałam w ostatnich dniach – czyli przede wszystkim sald śmiechu. Oj tak, ubawicie się przy tej powieści. A to wszystko na tle malowniczych Włoch. Czuć smak pysznego, włoskiego jedzenia. Aż chce się tam być. A zresztą sami przeczytajcie! Spodoba się wam. A ja polecam. 

http://zaczytanamarta.blogspot.com/2016/02/wiedziaam-ze-tak-bedzie-kasia-pisarska.html

Co byś zrobiła, gdybyś wygrała siedemnaście milionów Euro? Ja sobie nawet nie mogę wyobrazić takiej kwoty. Znając mnie, wykupiłabym całą księgarnie, tak na dobry początek.  Ale poważnie... Co ty byś zrobiła? Ciężko to wszystko sobie przyswoić.

Z takimi dylematami borykają się bohaterki książki „Wiedziałam, że tak będzie!” Kasi Pisarskiej. Laura i Weronika to dwie samotne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kac książkowy to u mnie rzadkość. Często tuż po lekturze zapominam o treści książki, ale powieści Agnieszki Lingas-Łoniewskiej zostają ze mną na długo po zakończeniu.

Z okazji premiery książki „Jesteś moja dzikusko” (i właściwie po raz pierwszy) wzięłam udział w akcji Book Tour zorganizowanej przez Cyrysię i Agnieszkę Lingas-Łoniewską. I to było najlepsze, co mogłam zrobić. A muszę przyznać, że nie byłam pewna tej książki. Dziwny tytuł, dziwna okładka. Stwierdziłam, że to nie dla mnie. Jakże się myliłam! Zakochałam się w tej powieści. Z każdą stroną byłam coraz bardziej oddana jej bohaterom. Dobra rada: nie oceniajcie książki po okładce, bo ominą was wyśmienite perełki.

Tony Tolland, uczeń maturalnej klasy, pięścią i strachem rozwiązuje wszelkie problemy. Większość uczniów boi się tego aroganckiego złośnika, a dziewczyny tylko wodzą za nim wzrokiem, jednak żadna nie ma odwagi się odezwać. Tony ma partnerkę, ale nie traktuje tego związku poważnie. On niczego nie traktuje poważnie. To wszystko ulega zmianie, gdy w jego domu pojawia się córka przyjaciółki jego matki, Natalia, którą spotkała straszna tragedia – zmarła jej matka, a dziewczyna została na tym świecie sama. Anthony nie jest zadowolony z intruza w domu. Nie chce brać odpowiedzialności za Natalię. Jednak jego serce łagodnieje z każdym dniem; Antek i Nata przekonają się, że nie warto walczyć z uczuciem, przed którym nie są w stanie uciec.

Emocje towarzyszące mi podczas lektury Dzikuski (jak pieszczotliwie nazywam tę powieść) są wręcz nie do opisania. Mam wrażenie, iż nie jestem w stanie oddać uczuć towarzyszących mi podczas czytania. Jak wspomniałam wcześniej, nie miałam żadnych oczekiwań względem tej lektury. Ale jedno jest pewne: nigdy nie zawiodłam się na twórczości Agnieszki Ligas–Łoniewskiej Ona jedyna potrafi oddać w powieści to, czego ja tak zaciekle szukam. Pani Agnieszka kolejny raz skradła moje serce, a ja w pełni je jej zawierzyłam. Faktem jest, że w tym, jak i w poprzednim roku, znalazłam kilka świetnych perełek książkowych, ale Dzikuska jest numerem jeden!

Miłośników książek autorki nie muszę chyba namawiać do czytania, zaś fanatykom dobrej literatury polskiej mogę powiedzieć tylko tyle: takich emocji - od płaczu, przez zdumienie, po śmiech - nie miałam bardzo dawno. A czas płynął mi nieubłaganie. Miałam wrażenie, że książka czyta się sama. Jedynie, co mogę obiecać to to, że będzie to twoja niezapomniana książkowa przygoda. Ja z całego serca polecam. Bo to najlepsza książka ever.

Kac książkowy to u mnie rzadkość. Często tuż po lekturze zapominam o treści książki, ale powieści Agnieszki Lingas-Łoniewskiej zostają ze mną na długo po zakończeniu.

Z okazji premiery książki „Jesteś moja dzikusko” (i właściwie po raz pierwszy) wzięłam udział w akcji Book Tour zorganizowanej przez Cyrysię i Agnieszkę Lingas-Łoniewską. I to było najlepsze, co mogłam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dziś przychodzę do was z recenzją książki Anny Grzyb „Życie z drugiej ręki”. Czy mówi wam coś to nazwisko? Otóż Anna Grzyb to nasza blogowa koleżanka (PISANINKA), która zachwyciła mnie swoją odwagą i pokazała, że warto spełniać marzenia. Pisaninka napisała i wydała książkę, na co wielu z nas brakuje motywacji. Jednak Ania to przede wszystkim autorka bardzo poczytnego bloga. No cóż tu ukrywać… Jest popularna w blogosferze, a to się ceni.

Gdy zebrałam te wszystkie fakty w całość, w moje ręce trafiła jej debiutancka powieść. Długo wyczekiwana. I wobec której miałam duże oczekiwania. Pierwszym rozdziałem byłam niemal zachwycona, lecz z czasem historia zaczęła mnie przytłaczać, a bohaterka denerwować. W rezultacie byłam zirytowana. Mój uśmiech schodził z twarzy z każdą przewróconą kartką.

Główną bohaterką „Życia z drugiej ręki” jest Anita – matka, żona, osoba wiecznie niezadowolona z życia, która w bibliotece poznaje swoją bratnią duszę – Joannę. Wraz z rozwojem ich przyjaźni, rozwija się ona sama. Zaczyna prowadzić własny biznes - kobiety otwierają sklep z używaną odzieżą. Secound-hand o nazwie „Z drugiej ręki”. I to już koniec fabuły.

Bohaterce przez całą powieść towarzyszyły rozterki o bezsensie życia z TYM MĘŻEM, chęcią rozwiedzenia się z nim oraz próbą odcięcia się od stereotypu kury domowej. Ech, jak ja nie lubię takich książek. Może dlatego powieść nie spełniła moich oczekiwań? Irytowało mnie ciągłe określanie męża – Ten Mąż (zdawać by się mogło, że najbliższej osoby pod słońcem). Jednak w moim odczuciu był to dla bohaterki obcy człowiek, bezosobowa i bezbarwna postać. Co prawda, na ostatnich stronicach książki, odzyskuje on imię. I wtedy wszystko zaczyna nabierać kolorów, a nasza bohaterka Anita, zaczyna postrzegać swoje życie w zupełnie innych barwach.

Powieść czyta się szybko, jest krótka a w dodatku napisana lekkim językiem. Ale mimo wszystko bohaterka irytowała mnie, jako czytelnika, co w efekcie obniża ocenę książki. W „Życiu z drugiej ręki” nie znalazłam tego, czego szukam w książkach. Jednak były sytuacje godne uwagi. Jedną z nich była wizyta w bibliotece, gdzie Joanna I Anita (które jeszcze się wtedy nie znały), zapragnęły wypożyczyć tę sama powieść. I zaczęły ją sobie wyrywać. A ja wyobraziłam sobie tę sytuację i minę owej bibliotekarki. Ach, gdyby cała powieść była taka zabawna jak ten fragment, powieść z pewnością zyskałaby wyższe noty.

Na koniec powiem wam, że w moim odczuciu „Życie z drugiej ręki” Anny Grzyb to chłodna opowieść pozbawiona emocji. Emocji, które tak bardzo cenię w dobrej literaturze. Nie było tej iskierki, tego czegoś. Utwór polecam zainteresowanym. A mi pozostaje czekać na kolejne książki autorki. Liczę na to, że warsztat literacki i doświadczenie nie pójdą na marne. Czekam na coś lepszego. A póki co „Życiu z drugiej ręki” mówię NIE.

Dziś przychodzę do was z recenzją książki Anny Grzyb „Życie z drugiej ręki”. Czy mówi wam coś to nazwisko? Otóż Anna Grzyb to nasza blogowa koleżanka (PISANINKA), która zachwyciła mnie swoją odwagą i pokazała, że warto spełniać marzenia. Pisaninka napisała i wydała książkę, na co wielu z nas brakuje motywacji. Jednak Ania to przede wszystkim autorka bardzo poczytnego bloga....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Słuchaj, Krystyna… chciałam opowiedzieć Ci o książce, którą ostatnio przeczytałam. No tą o tych Poniatowskich.

Wiecie co jest najlepsze na smutki? Magdalena WITKIEWICZ i jej książka „Moralność pani Piontek”. Dawno tak się nie uśmiałam! Gdy tylko zaczęłam czytać – przepadłam. A nim zdążyłam się odwrócić, książka była już przeczytana. „Moralność” to komedia pomyłek. Pokazuje jak brak rozmowy i porozumienia może wpłynąć na nasze decyzje, a w rezultacie na życie.

Gertruda Poniatowska de domo Piontek miała już wszystko zaplanowane. Ślub z TYM Poniatowskim, ich IDEALNY syn i bogata, królewska przyszłość. Ale czy da się tak wszystko zaplanować? Augustyn jest ginekologiem, ma trzydzieści pięć lat i nadal mieszka z rodzicami. W końcu ma dość swojej matki i nadchodzi dzień przeprowadzki. Jednak następuje pomyłka… Miał mieszkać sam, a mieszkanie już zostało komuś wynajęte. To moment, by przedstawić Wam Anulę, zwaną przez panią Poniatowską, lafiryndą. Co zrobi mamusia, by „odzyskać” swego syna? Jak dalej potoczą się losy państwa Poniatowskich? Czy Augustyn znajdzie miłość swojego życia?

Dawno nie czytałam tak śmiesznej książki, w dodatku świetnie napisanej. „Moralność…” czyta się szybko i wyśmienicie. To balsam dla duszy mola książkowego. Majstersztyk! Nawet chwili nie zastanawiajcie się, czy czytać tę powieść. Po prostu przeczytajcie i już. Nikt z Was się nie zawiedzie. Historia z psem, zabawia w ciotki: „słuchaj, Krystyna…” i zabawa w pogrzeb. Dzięki temu płakałam ze śmiechu podczas lektury! A prozę Witkiewicz uwielbiam, mimo że ‘Moralność pani Piontek” jest zupełnie inna od pozostałych książek, które czytałam, ale i tak mam ochotę przeczytać wszystko, co wyszło spod pióra tej autorki. A powieść polecam, jest GENIALNA!

http://zaczytanamarta.blogspot.com/2015/07/moralnosc-pani-piontek-magdalena.html

Słuchaj, Krystyna… chciałam opowiedzieć Ci o książce, którą ostatnio przeczytałam. No tą o tych Poniatowskich.

Wiecie co jest najlepsze na smutki? Magdalena WITKIEWICZ i jej książka „Moralność pani Piontek”. Dawno tak się nie uśmiałam! Gdy tylko zaczęłam czytać – przepadłam. A nim zdążyłam się odwrócić, książka była już przeczytana. „Moralność” to komedia pomyłek. Pokazuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dziś, w ten chłodniejszy, poniedziałkowy dzień, przedstawiam Wam książkę Wandy Majer-Pietraszak. „Kwitnący krzew tamaryszku” to obszerne tomisko, z którym spędziłam dużo czasu. Z początku było ciężko, akcja ciągnęła się wolnym tempem… Ale w połowie już cierpiałam, że moje spotkanie z bohaterami książki niedługo dobiegnie końca. Bo to jak spotkanie ze starymi przyjaciółmi. Na początku nie wiadomo o co ze sobą rozmawiać, a później… ciężko się rozstać.

Po spotkaniu zorganizowanym dla przyjaciół sprzed laty, Maria, niżej nazywana Myszką, wraca do domu, gdzie mąż oświadcza jej, że odchodzi. Odchodzi do innej, młodszej, ładniejszej. Zakochał się. Kobieta wyjeżdża i odnajduje swoje miejsce w domku krewnych na wsi. Dołącza do niej przyjaciółka sprzed lat, Barbara, pielęgniarka, której głównym zajęciem powinno być zajmowanie się wnukiem. Przynajmniej tak uważa jej egoistyczny syn. Do kobiet dołącza także Iwona, której szczęście również jest nie po drodze, a największym marzeniem jest podróż do Afryki. Jest jeszcze Jaśka, mieszkająca za granicą. Ale o niej autorka milczy. Wiemy jedynie, że jest lesbijką i wzięła z inną kobietą ślub w Danii.

Czy dla kobiet zaświeci jeszcze słońce? Czy do zdradzonej Myszki uśmiechnie się jeszcze los? Los potrafi być zawrotny, a czasem i rozstanie ma swoje pozytywne strony, przynajmniej dla tej bohaterki. W ostateczności Piotr ginie w wypadku. Więc i o niego Bóg się upomniał, karząc go najsroższą karą. Marysia może w końcu odetchnąć, wrócić do pasji z młodości, rozwijać się i… myśleć o dziecku. A kawalerów kilku też by się znalazło. Czy kobiecie uda się otworzyć serce na miłość?

Ciężko było mi się rozstać z bohaterami tej książki, mimo że akcja płynęła swoim powolnym tempem. Nie polecam tej książki na zatłoczoną plaże; ja nic nie rozumiałam z czytania. Czytajcie ją w ciszy i w spokoju, relaksując się. Jeżeli chodzi o minusy, czasami dobijały mnie „wykwintne dialogi”, które doprowadzały mnie do szału. Były sztuczne. Ale w ostateczności polecam ten utwór, bo „Kwitnący krzew tamaryszku” to powieść, która utwierdza nas w przekonaniu, że po każdej burzy wychodzi słońce, a po każdej zimie nadchodzi wiosna. Trzymam się tej myśli jak brzytwy i szukam więcej takich książek, ponieważ zmusza mnie do tego moja obecna sytuacja życiowo – związkowa. A Myszce, głównej bohaterce, kibicowałam z całego serca. Sama chciałabym być taka silna jak ona. A Wy czytaliście? Macie swój egzemplarz na półce? Podzielcie się ze mną swoją opinią… ;-)

http://zaczytanamarta.blogspot.com/2015/07/kwitnacy-krzew-tamaryszku-wanda-majer.html

Dziś, w ten chłodniejszy, poniedziałkowy dzień, przedstawiam Wam książkę Wandy Majer-Pietraszak. „Kwitnący krzew tamaryszku” to obszerne tomisko, z którym spędziłam dużo czasu. Z początku było ciężko, akcja ciągnęła się wolnym tempem… Ale w połowie już cierpiałam, że moje spotkanie z bohaterami książki niedługo dobiegnie końca. Bo to jak spotkanie ze starymi przyjaciółmi....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Z prozą Agnieszki Olejnik nie miałam dotąd do czynienia. Nie czytałam jej żadnej książki; wiedziałam jedynie, że napisała również „Dziewczynę z porcelany”, która czeka w kolejce do przeczytania, wśród rosnącej sterty książek. Ale teraz opowiem wam o fantastycznej książce.

„Dante na tropie” to książka, której okładka idealnie nawiązuje do treści. Trzydziestokilkuletnia Anna Drozd, bibliotekarka o powieściopisarskich ambicjach, jest poniekąd świadkiem zbrodni. Jej ukochany pies Dante odnalazł ludzki palec. Gdy kobieta idzie z tym na policję, okazuje się, że niedaleko znaleziono ciało jednego z mieszkańców Solca. Sprawą zajmie się komisarz Wiktor Gryka. Niezwykle przystojny policjant, który zwrócił uwagę na samotną kobietę. Czy zbrodnia połączy tę dwójkę? Czy jednak ich podzieli?

Gdy sprawa nabiera rozpędu, przyjaźń między bibliotekarką a policjantem nabiera tempa. Anna myśli, że Wiktor ma żonę i za każdym razem go odpycha. Ile zniesie taki mężczyzna? W dodatku nie wie o co tej kobiecie chodzi. Zachęca go, później sama się oddala. Wszystko wyjaśni się, gdy mężczyzna przeczyta książkę Anny. Jednak czy na miłość nie będzie już za późno?

W tej powieści podejrzanym może być każdy, a zeznań Anny Drozd nikt nie bierze na poważnie. W ostatecznym rozrachunku jednak jesteśmy zdziwieni tym, kto dokonał morderstw. To niewiarygodne. Podejrzewałam samego policjanta i przyjaciółkę bohaterki, ale się myliłam. Pierwszy raz od bardzo dawna nie odkryłam zbrodniarza i dlatego książka Agnieszki Olejnik zyskała u mnie ogromny plus. W dodatku została napisana pięknym, prostym językiem. Dzięki temu utwór po prostu się pochłania.

„Dante na tropie” to powieść kryminalno-obyczajowa z wątkiem romansowym. Czyli coś, co po prostu uwielbiam. W takiej książce mam wszystko, co sprawia, że relaksuję się pry lekturze. A odciągnąć się od niej ciężko. Dlatego czytałam ją w pracy, schowana w kącie, by nikt nie widział. To było silniejsze ode mnie! Powieść Agnieszki Olejnik niemiłosiernie wciąga. A ja już nie mogę doczekać się, jak potoczy się moja przygoda z pozostałymi książkami autorki.


http://zaczytanamarta.blogspot.com/2015/07/dante-na-tropie-agnieszka-olejni.html

Z prozą Agnieszki Olejnik nie miałam dotąd do czynienia. Nie czytałam jej żadnej książki; wiedziałam jedynie, że napisała również „Dziewczynę z porcelany”, która czeka w kolejce do przeczytania, wśród rosnącej sterty książek. Ale teraz opowiem wam o fantastycznej książce.

„Dante na tropie” to książka, której okładka idealnie nawiązuje do treści. Trzydziestokilkuletnia Anna...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Zdarza Wam się pokochać bohaterów jakiejś książki całym sercem? Ja tak miałam w przypadku Kate Brooks oraz Drew Ewansa, czyli bohaterów serii Tangled. Miałam przyjemność zapoznać się z drugą częścią zwariowanych wydarzeń łączących tę parę i, muszę to powiedzieć, chyba jeszcze nigdy nie trafiłam na tak dobre powieści. Wspaniałe książki, wyśmienite, wymarzone, ukochane, ulubione. Mogę tak długo wymieniać, a i tak mojego zachwytu nie da się wyrazić słowami.

W „Zakręconych” poznajemy przeszłość Kate, okazuje się, iż nie była ona zawsze grzeczną i pewną siebie kobietą. Bardzo się z nią zżyłam, ale momentami brakowało mi Drew. Gdy w epilogu przemówił, zaskoczona aż się popłakałam ze szczęścia. Tłumaczę sobie, że to tylko książka. Ale to na nic. Kocham „Zaplątanych” i „Zakręconych” i jest to miłość od pierwszego wejrzenia. Znacie ten stan? Jeżeli nie, to sięgnijcie po tę serie – jest wspaniała.

W drugim tomie Tangled, opowiadaczem jest Kate. Polubiłam ją jeszcze bardziej. Jednak zawiodłam się, Kate i Drew się rozstali. I to z jakiego powodu... Byłam na nich zła. Za to, że nie potrafili się porozumieć, że poróżniło ich takie nieporozumienie. No bo jak to? Kate jest w ciąży a ON nie chce tego dziecka? Przecież tak ją kocha. W dodatku wynajął sobie striptizerkę a ONA, biedaczka na to patrzy. Co za drań! Tak sobie wtedy pomyślałam. Ale tak uwielbiam Ewansa i czułam, że jest coś nie tak. Ufałam, iż nie zrobi nic głupiego. I się nie zawiodłam na nim.

Jeżeli ciągle zastanawiacie się nad kupnem tej serii, nie wahajcie się, bierzcie ją w ciemno. Jest znakomita na wakacje, urlop czy wolny weekend, lecz musicie pamiętać, że później żadna książka nie będzie taka sama, nie znajdziecie nic lepszego. Jeśli ktoś w najbliższym czasie zapyta mnie, jaka jest moja ulubiona książka, z pewnością powieści Emmy Chase umieszczę w czołówce, uhonoruje je pierwszym miejscem. Po prostu MUSICIE to przeczytać, bo warto.

http://zaczytanamarta.blogspot.com/2015/07/zakreceni-emma-chase.html

Zdarza Wam się pokochać bohaterów jakiejś książki całym sercem? Ja tak miałam w przypadku Kate Brooks oraz Drew Ewansa, czyli bohaterów serii Tangled. Miałam przyjemność zapoznać się z drugą częścią zwariowanych wydarzeń łączących tę parę i, muszę to powiedzieć, chyba jeszcze nigdy nie trafiłam na tak dobre powieści. Wspaniałe książki, wyśmienite, wymarzone, ukochane,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Warszawskie Targi Książki odbyły się w połowie maja. Zwiedziona wieloma przedpremierowymi zapowiedziami książek, musiałam się tam wybrać. I trafiłam na kilka perełek, które, ze względu na wyczerpującą sesję, musiały troszeczkę poczekać. Ale udało się, przeczytałam i jestem szczęśliwa, że wracam do czytelniczego świata.

Pierwszą moją zdobyczą była „Francuska opowieść” Krystyny Mirek, którą sprzedała mi Natasza Socha, o czym dowiedziałam się dopiero w domu. :D Niby proponowała mi „Maminsynka”, ale mam już tę powieść na swojej półce, więc się nie zgodziłam. Wracając do tematu, „Francuska opowieść” spodobała mi się, lecz nie obyło się bez minusów.

Pamiętacie Beatę ze „Szczęścia all inclusive”? „Francuska opowieść” jest jej kontynuacją. Beata zostawiła Kacpra i związała się z dojrzałym Jakubem. Kojarzycie Oliwię? Ona również odnajdzie swoje szczęście. Tym razem akcja dzieje się we Francji pachnącej winem. Jakub wyjeżdża tam do pracy w winiarni, Beata na wakacje, Kacper z Oliwią na dziennikarskie śledztwo. Na miejscu poznajemy hrabiego – właściciela winiarni, Aleksa oraz Marie. Losy wszystkich bohaterów zmieniają swój bieg, niektórzy zmienią stan cywilny, a inni po prostu odnajdą miłość. Zawirowana historia, która dzieje się na południu Francji, kraju, który zawsze chciałam odwiedzić.

Francja kojarzy mi się z romantycznym wypadem; z klimatem i malowniczymi widokami. Nie odnalazłam tego w książce Krystyny Mirek. Była opowieść miłosna, i to nie jedna!, dziejąca się we Francji, ale dla mnie równie dobrze mogła to być Polska. Nie odnalazłam tam tego klimatu, który wręcz pragnęłam poznać. Dodatkowo pojawiały się liczne błędy, literówki, które utrudniały czytanie. Nie wiem, jak tak cenione wydawnictwo, mogło pozwolić sobie na taki błąd. A korekta była robiona, sprawdziłam, jednak nikt nie podpisał się pod nią własnym nazwiskiem.

Jednak nie skupiajmy się na samych minusach. „Francuska opowieść” to naprawdę barwna historia. Wspaniale było wrócić do perypetii Beaty, Jakuba, Kacpra i Oliwii. To tak, jakbym wybrała się na spotkanie ze znajomymi z wakacji. Poznałam ich dalsze losy, mimo że nie spodziewałam się żadnej kontynuacji. I było warto. A wy, jeśli jeszcze nie czytaliście „Szczęścia…”, polecam byście przeczytali ją podczas słonecznego urlopu, a dopiero później opowieść z Francją w tle. To naprawdę dobra literatura kobieca, godna współczesnego czytelnika. Polecam.

http://zaczytanamarta.blogspot.com/2015/06/francuska-opowiesc-krystyna-mirek.html

Warszawskie Targi Książki odbyły się w połowie maja. Zwiedziona wieloma przedpremierowymi zapowiedziami książek, musiałam się tam wybrać. I trafiłam na kilka perełek, które, ze względu na wyczerpującą sesję, musiały troszeczkę poczekać. Ale udało się, przeczytałam i jestem szczęśliwa, że wracam do czytelniczego świata.

Pierwszą moją zdobyczą była „Francuska opowieść”...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wielkimi krokami zbliża się sesja egzaminacyjna, i z tego powodu coraz mniej mnie w blogosferze. Mało też czytam, starając się każdą chwilę poświęcić na naukę. A że to ostatni rok, presja jest jeszcze większa. Udało mi się jednak przeczytać krótkie opowiadanie, a raczej: 82 stronicowy wstęp do innej książki, której premiera niebawem. Mówię tu o „Drobnych kłamstwach” Heather Gudenkauf. Autorki nie znałam wcześniej, ale nasze spotkanie literackie było całkiem udane. Mimo iż jestem przeciwniczką krótkiej formy, ten wstęp reprezentuje się bardzo ciekawie.

Ellen Moore to pracownik społeczny. Zostaje wezwana na miejsce zbrodni do parku pod pomnik Leto. Zamordowana została młoda matka, a przy jej ciele znaleziono śpiącego chłopca. Czy ta sprawa ma coś wspólnego z morderstwem dokonanym trzynaście lat temu pod tym samym pomnikiem?

„Drobne kłamstwa” czyta się miło, a zbrodnia dodaje napięcia tej książce. Przeczytałam ją baaardzo szybko i czas z nią spędzony nie uważam za stracony. Już nie mogę się doczekać „Małych cudów” tej autorki, których premiera niebawem. A darmowego e-booka „Drobnych kłamstw” możecie pobrać na stronie Virtualo, Zdecydowanie polecam wszystkim miłośnikom kryminału, jak i tym, którzy lubią powieści Jodi Picoult.

http://zaczytanamarta.blogspot.com/2015/06/drobne-kamstwa-heather-gudenkauf.html

Wielkimi krokami zbliża się sesja egzaminacyjna, i z tego powodu coraz mniej mnie w blogosferze. Mało też czytam, starając się każdą chwilę poświęcić na naukę. A że to ostatni rok, presja jest jeszcze większa. Udało mi się jednak przeczytać krótkie opowiadanie, a raczej: 82 stronicowy wstęp do innej książki, której premiera niebawem. Mówię tu o „Drobnych kłamstwach” Heather...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nakładem wydawnictwa Dobra Literatura pojawiła się fenomenalna książka Katarzyny Michalik-Jaworskiej „Blizny”. Tytuł adekwatny do treści. Było smutno, momentami pojawiały się łzy, ale warto poznać tę historię. Odniosłam wrażenie, iż był to dokument kobiety, która poprzez swoje blizny z dzieciństwa i problemy dnia dzisiejszego, została alkoholiczką.

Mira miała ciężkie życie. Trudne dzieciństwo, krzywdzących ludzi wokół siebie, alkohol, przemoc. To wszystko zaznaczyło swoje piętno na dorosłym życiu kobiety. Matka opuściła ją dla NIEGO. Ojczyma, który robił wszystko, by zniszczyć jej życie. Widziała ona śmierć swojego ojca, który powiesił się w piwnicy. Sama zaczęła pić, gdy opuścił ją mąż. Co to jest lampka wina wieczorem? Niby nic, ale to doprowadziło kobietę do zguby. To właśnie te przyjemności sprawiły, iż zepsuła sobie życie i straciła godność. Terapia i rozdrapywanie ran zdały się na nic.

„Blizny” to dokument z życia alkoholika. Bardzo smutny dokument. Często narzekamy na swoje życie, nie zdając sobie sprawy z tego, że inni naprawdę mają gorzej. Są zniszczeni na starcie i tylko od nich zależy, jak to życie potoczy się dalej. Mirze udało się wygrać z alkoholem. Jednak jej brat stracił przez to życie. Śmierć się o niego upomniała w najmniej odpowiednim momencie. Smutne to wszystko… Cała książka taka jest, ale warto. Wywołuje wiele skrajnych emocji. Powieść wstrząsa czytelnikiem, jak mało która. Nie wiem, czy historia opisana przez Katarzynę Michalik-Jaworską zdarzyła się naprawdę, chociaż jej końcowa notka świadczy o tym, iż te historie miały miejsce w życiu jakiegoś alkoholika. Ale czy są prawdziwe, czy ubarwione? Chciałabym powiedzieć, iż jest to historia oparta na faktach, bo takie ma się wrażenie podczas czytania. Jeśli lubicie takie historie, bierzcie tę książkę w ciemno. Jest to również powieść dla tych, którzy lubią „mocne” propozycje literackie. Ta taka właśnie jest. Wstrząsa czytelnikiem i zostaje w głowie na długo.


http://zaczytanamarta.blogspot.com/2015/05/blizny-katarzyna-michalik-jaworska.html

Nakładem wydawnictwa Dobra Literatura pojawiła się fenomenalna książka Katarzyny Michalik-Jaworskiej „Blizny”. Tytuł adekwatny do treści. Było smutno, momentami pojawiały się łzy, ale warto poznać tę historię. Odniosłam wrażenie, iż był to dokument kobiety, która poprzez swoje blizny z dzieciństwa i problemy dnia dzisiejszego, została alkoholiczką.

Mira miała ciężkie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Miałam to szczęście i jeszcze przed premierą udało mi się przeczytać najnowszą książkę Colleen Hoover, czyli królową New Adult, której książki pokochałam bezgranicznie. Tym razem miałam przyjemność zrecenzować „Maybe someday”. Czy królowa spełniła moje oczekiwania? I tak, i nie. O plusach i minusach tej powieści opowiem Wam za chwile. Teraz co nieco o treści.

Sydney studiuje i ma nadzieję na samodzielne życie bez pomocy rodziców. Ma również kochanego faceta i mieszka z najlepszą przyjaciółką. Pewnego dnia dziewczyna wychodzi na balkon, by posłuchać tajemniczego mężczyznę, który każdego wieczoru gra na gitarze. Gdy on zauważa, że ona go obserwuje, piszę na kartce swój numer telefonu z prośbą o kontakt. Nieznajomym mężczyzną okazuje się być Ridge, współtwórca zespołu muzycznego. Zauważył, iż Sydney nuci słowa do jego nowych utworów, a on ma właśnie niemoc twórczą. Gdy nawiązują kontakt, dziewczyna wysyła mu swój tekst, a on zamierza go wykorzystać. Wszystko zaczyna nabierać barw, aż tu nagle Syd dowiaduje się, że jej ukochany ma romans z przyjaciółką. I nie ma się gdzie podziać. Do domu nie wróci, a na samodzielne mieszkanie jej nie stać. Ridge zaprasza ją do siebie; ma wolny pokój. Sydney nie ma wyboru, zgadza się. Para zaczyna się w sobie zakochiwać. Jest tylko jeden problem: Ridge ma dziewczynę…

„Maybe someday” to świetna książka, poruszająca trudne tematy. Okazuje się, iż Ridge jest głuchy. Porozumiewa się za pomocą SMS-ów. Jak to się stało, iż gra w zespole i tworzy muzykę? Nauka, nauka, nauka. Powieść napisana jest lekkim piórem i czyta się ją naprawdę szybko. Inspiruje i jest dowodem na to, iż lepsze jutro kiedyś nadejdzie. Nadejdzie prawdziwa miłość i wytrwa wszystkie złe chwile. Do książki została specjalnie nagrana muzyka przez Graffina Patersona. Polecam jednocześnie czytać i słuchać. Świetna powieść, jeszcze lepsze muzyka. Czy znalazłam jakieś minusy? Oczywiście. Denerwował mnie Rigde, główny bohater. Wkurzał mnie, bo nie mógł się zdecydować na jedną z dziewczyn. Lawirował między Meggie a Sydney i twierdził, że kocha je jednocześnie. Ten minus zaczął mi doskwierać pod koniec powieści. Przez to nieco obniżam ocenę tej książce, która mimo wszystko jest naprawdę dobra i warto ją przeczytać. Polecam.


http://zaczytanamarta.blogspot.com/2015/05/maybe-someday-colleen-hoover.html

Miałam to szczęście i jeszcze przed premierą udało mi się przeczytać najnowszą książkę Colleen Hoover, czyli królową New Adult, której książki pokochałam bezgranicznie. Tym razem miałam przyjemność zrecenzować „Maybe someday”. Czy królowa spełniła moje oczekiwania? I tak, i nie. O plusach i minusach tej powieści opowiem Wam za chwile. Teraz co nieco o treści.

Sydney...

więcej Pokaż mimo to