-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2018-10-16
Mia Sheridan to kobieta, która nieraz mnie zachwycała i zaskakiwała. Uwielbiam jej twórczość, choć oczywiście pewne powieści bardziej od innych. Sięgając po Bez lęku wiedziałam, że będzie dobrze, ale to, co ostatecznie otrzymałam sprawiło, że w tej chwili aż trudno mi się oddycha.
Trzeba powiedzieć jedno: nie ma takich książek. NIE MA. A jeśli są to ja nigdy na taką nie trafiłam. Ta opowieść jest doskonała. Wzruszająca i tak cholernie nieprzewidywalna, że aż brakuje mi słów. W niej nic nie jest oczywiste. Jest szalona, zawiła i tak boleśnie piękna, że zapiera dech w piersiach. Może nie zachwyca od pierwszych stron, ale kiedy już się ją odłoży na półkę aż kręci się w głowie od nadmiaru wrażeń i emocji.
Mia stworzyła historię, w której jedynym pewnym elementem jest miłość pomiędzy bohaterami. Jasna, czysta, zmysłowa, czasem młodzieńcza, innym razem ogromnie dojrzała. Stała, niezachwiana niczym betonowy mur. Pełna sprzeczności, a jednocześnie tak bardzo oczywista. Identycznie, jak sami bohaterowie. Uwielbiam tę parę całym moim sercem. Za ich niewinność, niepewność i cudowne dusze. Tak bardzo pokiereszowane i samotne.
Holden i Lily wydają się bardzo od siebie różni, ale kiedy tylko poznajemy ich bliżej, okazuje się, że są tak podobni, że zlewają się w jedną całość. Oboje są zagubieni, przerażająco smutni i spragnieni tego, by ktoś ich w końcu dostrzegł. Żeby choć jedna osoba zobaczyła, kim są naprawdę, kto kryje się za fasadą sławnego sportowca i dziewczyny z lasu, która ma tylko matkę. Każde z nich walczy z innymi demonami, ale obie walki są równie trudne i porażające.
Bardzo ciężko jest mi ubrać w słowa własne emocje, ponieważ wydaje mi się, że żadne z nich nie będą w stanie oddać głębi, jaką niesie za sobą ta opowieść. Niezwykle rzadko trafiam na książki, które potrafią wywrzeć na mnie tak piorunujące wrażenie i doprowadzić mnie do takiej konsternacji. Odkąd skończyłam czytać, cały czas czuję, jak mój mózg próbuje poradzić sobie ze wszystkimi znakami zapytania, z każdym elementem, z jakiego składała się ta historia. Nie wiem, co mam myśleć i co ze sobą zrobić. Nie mam pojęcia, jak mam teraz wrócić do czytania banalnych romansów ze schematycznymi bohaterami i przewidywalną fabułą. Nie potrafię zliczyć, ile razy podczas czytania byłam w takim szoku, że musiałam po kilka razy analizować pewne fragmenty, by uwierzyć, że to się działo naprawdę. Czasami czułam się tak zamroczona, jakby ktoś uderzył mnie w głowę, a wszystko przez to, że Mia Sheridan i ta powieść to coś zachwycającego.
Nie chcę niczego spojlerować, dlatego nie będę dłużej się rozpisywać. Powiem tylko, że historia Nocnej Lilii i Skauta powala na kolana i sprawia, że ciężko jest ponownie stanąć na nogi. Ta powieść to perła. Czysta perfekcja. Coś, co sprawia, że po jej przeczytaniu nic już nie jest takie samo.
Powiedzieć o niej, że jest oryginalna, to jak nie powiedzieć nic.
Powiedzieć, że jest wspaniała, to niedopowiedzenie stulecia.
Nie dajcie się jednak zwieść tytułowi. Wydawnictwo bowiem ogromnie nas oszukało, bo ta książka jest pełna lęku. Jest nim wręcz przepełniona, a tym, o co lękam się w tej chwili najbardziej, jest moje własne serce.
Mia Sheridan to kobieta, która nieraz mnie zachwycała i zaskakiwała. Uwielbiam jej twórczość, choć oczywiście pewne powieści bardziej od innych. Sięgając po Bez lęku wiedziałam, że będzie dobrze, ale to, co ostatecznie otrzymałam sprawiło, że w tej chwili aż trudno mi się oddycha.
Trzeba powiedzieć jedno: nie ma takich książek. NIE MA. A jeśli są to ja nigdy na taką nie...
2018-02-15
2020-09
2022-02-14
Jeeeny, jaki to był powiew świeżości w lawinie badziewia, jakie jest w tej chwili wydawane. Naprawdę nie zliczę ile razy śmiałam się w głos i kręciłam głową z rozbawieniem. Bardzo potrzebowałam takiej historii i takich bohaterów.
A najbardziej chyba podobał mi się fakt, że to Szymon był tym, który cierpiał z miłości i odrzucenia. W końcu jakiś wrażliwy, normalny, porządny facet, a nie jakiś mafiozo. Ogromnie cenię fakt, że traktował Felicję z takim szacunkiem i uwielbieniem, mimo, że nie miał łatwo. A ich ciągłe przepychanki? KOCHAM ❤️
Agata Czykierda-Grabowska jest mistrzynią w pisaniu powieści NA i ta powieść jest tego najlepszym przykładem!
POLECAM!
Jeeeny, jaki to był powiew świeżości w lawinie badziewia, jakie jest w tej chwili wydawane. Naprawdę nie zliczę ile razy śmiałam się w głos i kręciłam głową z rozbawieniem. Bardzo potrzebowałam takiej historii i takich bohaterów.
A najbardziej chyba podobał mi się fakt, że to Szymon był tym, który cierpiał z miłości i odrzucenia. W końcu jakiś wrażliwy, normalny, porządny...
Z trylogią tą było u mnie tak, że bardzo wiele o niej słyszałam, ale nigdy nie miałam parcia, żeby po nią sięgnąć, ponieważ często zdarza się, że książki, które są bardzo wychwalane przez innych, po prostu do mnie nie trafiają. Nie czytałam żadnej recenzji ani nawet do końca nie orientowałam się w kwestii tego, o czym dokładnie jest ta książka. Z góry założyłam jednak, że jest to ciężki kawałek chleba pod względem tematycznym. Nadszedł jednak dzień, w którym sięgnęłam po to dzieło i okazało się, że moja wyobraźnia spłatała mi figla, bo książka jest czymś zupełnie innym niż się spodziewałam. Teraz kiedy mam za sobą już wszystkie trzy części uważam, że przeczytanie tej trylogii było jedną z najlepszych decyzji jakie kiedykolwiek podjęłam.
W "Igrzyskach śmierci" akcja toczy się szybko i choć początek jest całkiem zwyczajny, nie sposób oderwać się od tej historii. Już po pierwszych stronach czułam, że powieść jest napisana w sposób taki, który trafi do mojego wnętrza i dokładnie tak było.
Główna bohaterka, czyli szesnastoletnie Katnis Everdeen jest jedną z tych żeńskich postaci, które nie należą do grona tzw. "ciepłych kluch". Ostatnimi czasy jest wręcz epidemia takich bohaterów, a raczej bohaterek, więc z ogromną przyjemnością czytało mi się historię dziewczyny, która jest niezwykle silna (zarówno fizycznie jak i psychicznie), niezależna i ambitna. Uwielbiam jej upór i wolę walki. Bardzo miło jest przeczytać dla odmiany o dziewczynie, która życie swoje i swojej rodziny zawdzięcza tylko sobie. Od niemalże pierwszej strony pokochałam też to, że jest osobą twardo stąpającą po ziemi.
Zdaję sobie sprawę z tego (bo tysiąc razy spotkałam się już z czymś takim), że wiele osób może pomyśleć sobie teraz "przecież była zmuszona do tego, aby żyć w taki sposób, ponieważ mieszkała w warunkach, które nie pozostawiały jej wyboru". Czy taka opinia jest jednak prawdziwa? Wydaje mi się, że nie, bo Katniss wyraźnie wyróżnia się na tle innych mieszkańców, którzy przecież żyli w identycznych warunkach.
Kolejnym bohaterem, który skradł moje serce jest oczywiście Peeta Mellark. Jestem tą postacią wprost oczarowana. Na początku wydawał mi się trochę słaby i "fajtłapowaty", ale szybko zmieniłam zdanie. Jego bezinteresowność, błyskotliwość i poczucie humoru to główne cechy za które go pokochałam, ale mogłabym wymienić ich jeszcze co najmniej milion. :)
Wielkie serce i pogoda ducha sprawiają, że jest to prawdopodobnie moja ulubiona postać wszech czasów, a są to naprawdę wielkie słowa w moich ustach.
Jednym z wątków powieści jest romans tej dwójki i tutaj pragnę zaznaczyć, że bardzo podobał mi się ten pomysł. Według mnie autorka zrobiła tu kawał dobrej roboty. Nie jest to banalne love story, które w zadziwiająco ekspresowym tempie przeradza się z zauroczenia w głębokie uczucie. Uważam, że jest to świetnie poprowadzony wątek i za to olbrzymie pokłony w stronę pani Collins.
Bardzo dużym plusem jest tutaj dla mnie bijący po oczach kontrast bohaterów. Nie chcę pisać za dużo na ten temat, żeby nie zdradzać zbyt wiele, bo uważam, że o tym trzeba po prostu przeczytać. Dodam, więc tylko tyle, że nie wyobrażam sobie lepszego kandydata na potencjalnego partnera, bo Peetę charakteryzuje wszystko to, co osoba taka mieć powinna.
Och, zapomniałam wspomnieć o Gailu - najlepszym przyjacielu Katniss, który odgrywa tutaj także sporą rolę, bo jak powszechnie wiadomo, trójkąty miłosne są bardzo modne ostatnimi czasy. No więc mamy Gaila, który zna naszą bohaterkę jak chyba nikt inny i jest w niej oczywiście skrycie zakochany, ale ta akurat sprawa kompletnie mnie nie zainteresowała, ponieważ między tą dwójka nie ma absolutnie żadnej chemii. Wszystkie emocje, które odczuwałam przy jakichkolwiek scenach Katniss i Peety nigdy nie miały miejsca kiedy chodziło o Gaila.
Chciałabym jednak w tym momencie odnieść się do jednej rzeczy, czyli do ekranizacji powieści, bo tak bardzo jak pokochałam Peetę w książce, tak w filmie o wiele bardziej kibicowałam Gailowi. Jaka jest tego przyczyna? Otóż według mnie Josh Hutcherson ani odrobinę nie przypominał Peety, który zawładnął moim sercem i nie do końca odzwierciedlił osobowość i czar tkwiący w chłopaku. Liam Hemsworth natomiast nadawał się idealnie do swojej roli i stąd ta sprzeczność.
Nie ma to dla mnie jednak większego znaczenia, bo jestem największą na świecie fanką książki, nie filmu, który moim skromnym zdaniem nie oddaje nawet w połowie uroku powieści. Dlatego też cieszę się, że w pierwszej kolejności wzięłam się za czytanie, a dopiero później za oglądanie, bo gdyby było odwrotnie to książka pewnie nadal znajdowałaby się w gronie tych, z których czytaniem się ociągam.
Oprócz wątku romantycznego mamy tutaj do czynienia z tytułowymi igrzyskami, co jet oczywiście tematem przewodnim powieści i chyba od niego powinnam zacząć jednakże w świetne mojego uwielbienia i zafascynowania Mellarkiem jest to chyba wybryk wybaczalny ;)
Igrzyska są opisane bardzo szczegółowo i o dziwo autentycznie za co kolejne brawa w stronę autorki. Brutalnie przedstawione wydarzenia i zabiegi jakich użyła Suzanne Collins w swojej książce zadziwiały i nieraz zdarzało się, że czytałam je z otwartą buzią, nie mogą wyjść z podziwu. Setki razy byłam tak zaskoczona biegiem wydarzeń, że całkowicie odcinałam się od rzeczywistości.
Mimo krwawej jatki i walki o przetrwanie na arenie, które z całą pewnością mogą przytłoczyć ogromem tragedii mającej miejsce, wszystko wydaje się być przedstawione w granicach rozsądku i dobrego smaku, za co kolejne wyrazy uznania dla autorki.
Sam styl pisania jest bardzo prosty i z całą pewnością można powiedzieć, że trafia do szerokiego grona odbiorców. W swej prostocie jest jednak doskonały i naprawdę kiedy już zacznie się czytać, nie można przestać. Za to kolejny duży plus.
Pisząc o plusach, chciałabym też wspomnieć o okładce, która na pierwszy rzut oka nie jest jakoś wybitnie zachęcająca, ale gwarantuję, że po przeczytaniu nabiera nowego znaczenia także nie należy się tym kierować.
"Igrzyska śmierci" czytałam już jakiś czas temu, więc trudno mi jest odtworzyć w głowie wszystkie myśli jakie miałam na temat książki. Preferuje pisanie recenzji "na gorąco", jednak w tym przypadku musiałam poczekać.
W każdym razie zachęcam absolutnie WSZYSTKICH do zmierzenia się z lekturą tej powieści. Jest to doskonała odskocznia od istot nadprzyrodzonych, a sama historia zmusza czytelnika do refleksji i przemyśleń na całą gamę tematów. Dodatkowo zapewniam, że całość czyta się łatwo, lekko i przyjemnie. Sama przeczytałam trylogię w niespełna 3 dni. Bardzo żałuję, że nie mam jej w swojej biblioteczce, ponieważ prawdopodobnie byłabym w stanie czytać ją w każdym stanie i o każdej porze dnia i nocy także gorąco namawiam do kupna trylogii, nie do wypożyczenia.
Z całego serca polecam!
Ocena: 10/10
recenzja na blogu http://heaven-for-readers.blogspot.com/
Z trylogią tą było u mnie tak, że bardzo wiele o niej słyszałam, ale nigdy nie miałam parcia, żeby po nią sięgnąć, ponieważ często zdarza się, że książki, które są bardzo wychwalane przez innych, po prostu do mnie nie trafiają. Nie czytałam żadnej recenzji ani nawet do końca nie orientowałam się w kwestii tego, o czym dokładnie jest ta książka. Z góry założyłam jednak, że...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Nigdy nie wstydziłam się przyznać ani do tego, że czytałam "Zmierzch", ani tym bardziej do tego, że mi się podobał. Uwielbiam styl Stephenie Meyer i zawsze jestem nim oczarowana, więc z wielką przyjemnością sięgnęłam po kolejne dzieło tej autorki. "Intruz" to książka, która zdobywa bardzo dużo pozytywnych opinii, tym większa, więc była moja ochota na zapoznanie się z lekturą tej powieści. Kiedy dowiedziałam się, że jest to dystopia, byłam już pewna, że zrobię wszystko, aby jak najszybciej znalazła się ona w moich rękach. Dziś, w dniu w którym przeczytałam ostatnią stronę wiem, że nie znajdę w swojej głowie słów, które choć w połowie oddałyby mój zachwyt nad tą pozycją literacką.
Bliżej nieokreślona przyszłość. Świat zostaje najechany przez obcy gatunek, który zasiedla się w ludzkim ciele i przejmuje nad nim kontrolę. Tak przynajmniej powinno być, jednak kiedy do ciała Melanie zostaje wszczepiona dusza Wagabundy, okazuje się, że jedno ciało jest w stanie pomieścić jednocześnie dwie dusze. Obie chcą decydować o wspólnym ciele i obie chcą nadal żyć. Dochodzi między nimi do wewnętrznego konfliktu, jednak silne wspomnienia Melanie sprawiają, że w Wagabundzie coś się zmienia i sprawia, że wyznaczają sobie jeden wspólny cel - znalezienie ukochanych osób. Jak potoczą się ich losy? Czy odnajdą upragnione szczęście i zaczną ze sobą współpracować? Czy ostatnim niezasiedlonym ludziom na Ziemi uda się przeżyć?
Kiedy przeczytałam w internecie, że "Intruz" jest pierwszą powieścią autorki przeznaczoną dla dorosłych, byłam trochę zaniepokojona. Nie wiedziałam bowiem czego się po niej spodziewać. Przejrzałam kilka recenzji, usłyszałam kilka opinii i postanowiłam po raz kolejny zaufać tej autorce. Bardzo dobrze zrobiłam, ponieważ ani trochę mnie nie zawiodła. Świat przedstawiony w książce jest wykreowany FANTASTYCZNIE. Dawno nie miałam okazji czytać tak doskonale przemyślanej historii. Wszystko zgadza się od początku do końca. Akcja jest zrównoważona, podawana czytelnikowi na tacy stopniowo, nie za szybko, ale też nie zbyt wolno. Niby na początku nie dzieje się wiele, ale jednocześnie nie mamy czasu na nudę. Po prostu idealnie :)
Bohaterowie są tak różnorodni, barwni i wspaniale dobrani, że nie sposób ich nie pokochać. Nie ma tutaj chyba ani jednej postaci, która choć trochę przypominałaby znienawidzonych przez wielu: Bellę i Edwarda. W "Intruzie" każdy bohater ma swoje miejsce, własną kreację i niepowtarzalny charakter.
Sam pomysł pani Meyer na fabułę jest tak niemożliwe doskonały, że gdybym miała okazję ją spotkać, padłabym przed nią na kolana z zachwytu.
Również opisy są niebywale szczegółowe, precyzyjne i co więcej ciekawe. Często zdarza się, że autor za bardzo skupia się na tej części książki, przez co traci ona na wartości. W tej powieści zdecydowanie tak nie było.
W książce nie brak również ciekawych dialogów, a momentami nawet odrobiny humoru, jednakże tym, co sprawiło, że zakochałam się w tej powieści jest głębokie, przepiękne przesłanie. Wagabunda jest tak czystą, dobrą i nieskazitelną postacią, że każdy z nas powinien się czegoś od niej nauczyć. Muszę jednak przyznać, że z początku odniosłam wrażenie, że jest ona trochę przerysowana i wyidealizowana, ale z upływem stron przekonałam się, że byłam w ogromnym błędzie.
W pozycji tej znajdziemy także wątek miłosny, ale nie taki na miarę "Zmierzchu". Odnajdziemy tu miłość, która jest tak piękna, że chwilami aż bolało mnie serce. Wszelkie uczucia i emocje opisane przez autorkę były namacalne i każde z nich odczuwałam jak własne. Jest to rzecz niebywała...
Jeśli miała bym wskazać minusy powieści, to zaliczyłabym do nich pierwsze 50 stron, ponieważ trochę ciężko było mi przez nie przebrnąć. W końcowym rozrachunku nie ma to jednak dla mnie znaczenia i nie zmienia to mojej oceny.
"Intruz" to powieść wzruszająca, pouczająca i magiczna. Przepiękna w całej okazałości.
Myślę, że mało jest osób, które jeszcze nie zmierzyły się z lekturą tej powieści, ale ci, którzy tego nie zrobili, muszą uczynić to jak najprędzej, ponieważ nie można przejść obojętnie obok tak fenomenalnego dzieła.
Polecam gorąco! :)
recenzja opublikowana na: http://heaven-for-readers.blogspot.com/2013/07/intruz-stephenie-meyer.html
Nigdy nie wstydziłam się przyznać ani do tego, że czytałam "Zmierzch", ani tym bardziej do tego, że mi się podobał. Uwielbiam styl Stephenie Meyer i zawsze jestem nim oczarowana, więc z wielką przyjemnością sięgnęłam po kolejne dzieło tej autorki. "Intruz" to książka, która zdobywa bardzo dużo pozytywnych opinii, tym większa, więc była moja ochota na zapoznanie się z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-03-29
Jak powietrze to historia dwójki młodych ludzi, żyjących w skrajnie odmiennych od siebie światach. Oliwia pochodzi z dobrego domu, w którym nigdy nie brakowało ciepła ani rodzinnej atmosfery. Tak przynajmniej myśli Dominik, w którego życiu zawsze brakowało wszystkiego. Chłopak sam wychowuje młodsze rodzeństwo, mieszka w obskurnej kamienicy i dziewczyna taka, jak Oliwia, jest dla niego abstrakcją. Przeznaczenie stawia ich jednak na jednej drodze, przecina ich ścieżki i niejednokrotnie szydzi z nich, próbując im udowodnić, że to spotkanie nie może doprowadzić do niczego dobrego.
Hasło reklamowe książki brzmi: Zwykła dziewczyna, zwykły chłopak, niezwykła miłość i jest to dla mnie najlepsze podsumowanie tego, co w niej znajdziecie. Oliwia i Dominik są postaciami, w które wierzy się każdą komórką ciała i kocha całym sercem. To mieszanina każdego z nas, ukryta w duszach tych bohaterów. Jestem pewna, że każdy czytelnik znajdzie w nich własne cechy charakteru, ponieważ są oni odzwierciedleniem zwyczajnych, młodych, zagubionych w świecie osób.
Ich historia jest naturalna, nieprzesłodzona, autentyczna. Całkowicie odmieniła mnie jako czytelnika i sprawiła, że zastanawiam się, jak to możliwe, że wcześniej żyłam nie znając jej.
Nie jest to jednak wyłącznie love story, ale również powieść poruszająca wiele trudnych tematów. Jej wielowątkowość sprawia, że każda kolejna strona przynosi nową falę ekscytacji. Agata Czykierda - Grabowska za pomocą pięknego języka, przenosi czytelnika w zupełnie inny wymiar, wprowadza w taki stan emocjonalny, w jaki nie wprowadziła mnie dotychczas żadna polska autorka. To New Adult w najczystszej postaci, godne stanięcia obok najlepszych światowych autorek tego gatunku.
Wiem, że wiele osób przekreśla z góry to, co powstało na rodzimym podwórku i nawet, jeśli książka posiada zachęcający blurb i świetną reklamę, może zostać skreślona, bo na okładce widnieje polskie nazwisko, a akcja osadzona jest w Warszawie. Chciałabym, żeby to się zmieniło, ponieważ przez takie zachowanie wielu z Was być może nigdy nie sięgnie po dzieło, które swoim poziomem jest w stanie dorównać twórczości Colleen Hoover lub Mii Sherdian.
Mówi się, że na naszym rynku wydawniczym bardzo trudno się wybić, tym bardziej wydając debiutanckie powieści na własny koszt. Agata Czykierda - Grabowska jest przykładem tego, że sukces jest możliwy i że redaktorzy największych wydawnictw nie są ślepi i w zalewie nowości są w stanie wyłapać te najbardziej wartościowe. Ta książka zasługuje na sukces. Tak samo, jak jej autorka, która na każdym kroku udowadnia mi, że piękno tkwi w szczególe oraz że urocza, eteryczna i niezwykła historia może zmieść z powierzchni ziemi wszystkie bestsellery naszpikowane seksem.
Ja zdecydowanie wybieram delikatność i autentyczność. A Ty?
[http://mowa-ksiazek.blogspot.com]
Jak powietrze to historia dwójki młodych ludzi, żyjących w skrajnie odmiennych od siebie światach. Oliwia pochodzi z dobrego domu, w którym nigdy nie brakowało ciepła ani rodzinnej atmosfery. Tak przynajmniej myśli Dominik, w którego życiu zawsze brakowało wszystkiego. Chłopak sam wychowuje młodsze rodzeństwo, mieszka w obskurnej kamienicy i dziewczyna taka, jak Oliwia,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
" - Na brzegu Kamy znalazłem prawdziwą miłość.
- Ja znalazłam ją na Sałtykowa-Szczerdina, kiedy siedziałam na ławce, jedząc lody.
- Nieprawda. Nawet mnie nie szukałaś. To ja znalazłem Ciebie.
Zapadło długie milczenie.
- Naprawdę mnie szukałeś?
- Całe życie."
"Jeździec miedziany" to pierwszy tom trylogii napisanej przez Paullinę Simons. Realia tej powieści osadzone są w Związku Radzieckim podczas II Wojny Światowej. Opowieść ta kryje w sobie jednak o wiele więcej niż surowy, przerażający obraz wojny i odniesienie do wątków historycznych. Kryje się w niej bowiem piękna i niezwykle wzruszająca historia miłosna.
Jest rok 1941, 17-letnia Tatiana Mietanowa wraz z rodziną słucha radiowego komunikatu rządowego, który ogłasza najazd Niemców na Związek Radziecki. W obawie o swój dalszy byt, rodzice wysyłają Tanię do sklepu, aby udała się po zakupy, które zapewnią im przetrwanie zbliżającej się wojny. To właśnie wtedy dziewczyna poznaje młodego oficera Armii Czerwonej Aleksandra Biełowa. Od pierwszej chwili rodzi się między nimi uczucie, lecz los całkowicie im nie sprzyja, ponieważ okazuje się, że starsza siostra Tatiany - Dasza, jest zakochana akurat w tym mężczyźnie. Czy uczucia dwojga młodych ludzi okażą się wystarczająco silne, aby przezwyciężyć wszystkie przeciwności losu? Czy znajdą sposób na to, żeby być razem?
Na samym początku zaznaczę, że historia zawsze była moją piętą Achillesa. W szkole miałam z tym przedmiotem dość duży problem, ponieważ nie było siły, która pomogłaby mi przyswoić jakiekolwiek historyczne fakty. Nic więc dziwnego, że książki z wątkiem historycznym omijałam szerokim łukiem.
Jakiś czas temu moja kuzynka poleciła mi tę pozycję i stwierdziłam, że spróbuję się przełamać i chociaż początki były trudne to w tym momencie nie mogę sobie nawet przypomnieć dlaczego.
Paullina Simons, autorka ksiązki urodziła się w Leningradzie, ale już w wieku 10 lat wraz z rodziną wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych. Pewne jest to, że wydarzeń opisanych w swojej książce nie przeżyła na własnej skórze. Przypuszczam, że opowiedzieli jej to rodzice i dziadkowie. Czy były to historie, które pozwoliły jej napisać autentyczną książkę o miłości i okrutnych warunkach systemu totalitarnego? Spore grono osób mówi, że nie, ponieważ wiele wydarzeń opisanych w powieści nie mogło mieć rzekomo miejsca. Według mnie natomiast wiedza autorki musiała być wystarczająco obszerna, ponieważ dla mnie - zupełnego laika historycznego, wszystko to, co napisała, było do bólu prawdziwe.
"Jeździec Miedziany" to przede wszystkim przerażający obraz wojny. Dotychczas nie zdawałam sobie nawet sprawy jak ciężkie było życie w tamtych czasach. Na każdym kroku brud, głód, przemoc i rodząca się w człowieku obojętność na życie drugiego człowieka. Według mnie autorka doskonale poradziła sobie z opisem tego, jak wojna niszczyła wszystko na swojej drodze - całe miasta, miasteczka i wsie, jednak tym co wojna zniszczyła doszczętnie, była zdecydowanie ludzka psychika. Z każdą przeczytaną stroną czułam ten ból, strach i gniew ludzi mieszkających w Leningradzie i choć ja odczuwałam to wszystko do ostatniego napisanego zdania, to bohaterowie z czasem stawali się coraz bardziej egoistyczni i obojętni na krzywdę bliźniego. Liczyło się wyłącznie to, aby przetrwać i nie dać się zabić.
Wielokrotnie byłam przytłoczona opisanym w książce brakiem człowieczeństwa i życiem w bestialskich wręcz warunkach, ale wątek miłosny, który jest tu doskonale wpleciony w fabułę sprawiał, że czułam w sercu nadzieję. Nadzieję na to, że miłość może pomóc przetrwać wszystko.
,Prosiłeś mnie o słowo? Oto ono: NADZIEJA.”
Dawno już nie czytałam tak pięknej historii miłosnej. Tatiana i Aleksander to cudowna para i nie sposób ich nie pokochać. Co prawda problemów na drodze do bycia razem jest mnóstwo, właściwie jedna przeszkoda goni drugą, ale nie zniechęciło mnie to nawet przez moment. Wręcz przeciwnie - sprawiło to, że jeszcze mocniej zaciskałam kciuki i czekałam na dalszy bieg wydarzeń.
Książka ma ponad 700 stron, ale zupełnie tego nie czuć. Kiedy już zaczęłam, wpadłam w czarną dziurę. Czytałam przed pracą, po pracy, a nawet w trakcie. Poświęciłam na lekturę tej powieści 3 dni, a kiedy zobaczyłam ostatnią stronę omal się nie rozpłakałam.
Powieść zdawała mi się jednak nieco dłużyć podczas czytania drugiej księgi ("Jeździec Miedziany" podzielony jest na trzy księgi), bo o ile lubię sceny erotyczne w książkach, o tyle tutaj to w moim odczuciu nie zadziałało. Było tego zbyt wiele, zbyt często i zbyt nieporadnie. To właśnie ta księga sprawiła, że oceniłam całość na 9, a nie 10. Lekki minus jest też za zakończenie, którego przyznam szczerze, nie zrozumiałam.
Nie doszukałam się jednak niczego więcej co mogłoby mnie zniechęcić.
Bohaterowie są tu ciekawie dobrani i dobrze scharakteryzowani, akcja trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej chwili, a styl autorki jest niezwykle plastyczny.
Faktem jest, że dzieło to bywa w niektórych momentach odrobinkę patetyczne i naiwne, ale nie uważam tego za nic złego, bo według mnie jest to lektura, która ma wzruszać czytelnika, a nie uczyć i zmuszać do głębokich refleksji.
Jestem w pełni świadoma tego, że recenzja powinna być dłuższa i może bardziej szczegółowa, ale nie chcę tutaj zdradzać tego, jak toczyły się losy bohaterów, bo o tym trzeba przekonać się na własnej skórze. Nie napisałam również zbyt wiele o samej wojnie, ponieważ z moim całkowitym brakiem znajomości wydarzeń historycznych, nie chciałam strzelić żadnej gafy, chociaż przyznaję, że dzięki tej książce poznałam wiele dotychczas nieznanych mi faktów. Prawda jest taka, że gdyby w podręcznikach szkolnych wiadomości były chociaż w malutkim stopniu opisane w taki sposób jak w "Jeźdzcu Miedzianym", to moje zainteresowanie tym przedmiotem byłoby z pewnością o wiele większe i na pewno mniej kłopotliwe.
Czy polecam? Z czystym sumieniem!
Czy sięgnę po kolejny tom? Przez 715 stron byłam pewna, że nie, bo czułam się usatysfakcjonowana tym co przeczytałam, jednakże po ostatnich kilku stronach zmieniłam zdanie i właśnie za chwilkę zabiorę się za tom drugi.
Czy zamierzam wrócić kiedyś do tomu pierwszego? Z całą pewnością!
Recenzja opublikowana na: http://heaven-for-readers.blogspot.com/
" - Na brzegu Kamy znalazłem prawdziwą miłość.
- Ja znalazłam ją na Sałtykowa-Szczerdina, kiedy siedziałam na ławce, jedząc lody.
- Nieprawda. Nawet mnie nie szukałaś. To ja znalazłem Ciebie.
Zapadło długie milczenie.
- Naprawdę mnie szukałeś?
- Całe życie."
"Jeździec miedziany" to pierwszy tom trylogii napisanej przez Paullinę Simons. Realia tej powieści osadzone są w...
Piękna, delikatna historia o dwóch zagubionych duszach, które próbują odnaleźć drogę do swoich serc.
Polecam!!
Piękna, delikatna historia o dwóch zagubionych duszach, które próbują odnaleźć drogę do swoich serc.
Polecam!!
2017-09-25
W swojej najnowszej książce Agata Czykierda-Grabowska porwała się z motyką na słońce. Postawiła nie tylko na zupełnie nową odsłonę, ale również na bardzo odważny krok, jakim jest wydawanie w self-publishingu, czyli na własną rękę. I udało jej się! Zrobiła coś, co dla wielu pisarzy wydaje się niemożliwe i wyszła z tego obronną ręką dzięki czemu zyskała nowych czytelników i szacunek wielu osób. Wiem ile pracy, wkładu i zaangażowania wymagało od autorki wydanie tej książki, dlatego tym bardziej jestem z niej ogromnie dumna i już samo to sprawia, że powieść jest warta przeczytania.
Oczywiście nie tylko dlatego warto sięgnąć po Pod skórą. Głównym powodem jest to, że historia Ady i Oskara jest niezwykle ciekawa, wciągająca i całkowicie inna od tych, do których autorka nas przyzwyczaiła. Tym razem nie jest to lekka, cukierkowa opowieść o miłości ponad wszelkimi podziałami. Ta opowieść ma w sobie pazur i iskrę, która rozpala zmysły i nie pozwala o sobie zapomnieć. Bohaterowie bardzo różnią się od tych z poprzednich książek Agaty. Oskar nie jest grzecznym i słodkim chłopakiem. Jest niebywale charakterny, uparty i żądny zemsty za krzywdy, które w przeszłości go spotkały. Nie należy jednak do tego typu kreacji, które budzą niechęć i odrazę. W rzeczywistości jest miłym, troskliwym facetem, jednak napędzany swoją złością i skrywanym bólem chce wyciągnąć konsekwencje i dostać swoje zadośćuczynienie. Ada jest postacią, którą uwielbiam. Zadziorna, spontaniczna, czasem lekkomyślna, ale i zdecydowana. Nie dawała sobie w kaszę dmuchać i stawiała na swoim nawet wtedy, gdy nie do końca miała rację. Nigdy nie przyznała się do stawianych przed nią zarzutów i dumnie znosiła odrzucenie przez najlepszego niegdyś przyjaciela. Połączenie tej dwójki było więc mocno wybuchowe, ale i zabawne.
Fabuła Pod skórą także różni się znacznie od poprzednich powieści. Jest dużo bardziej mroczna, tajemnicza i dynamiczna. Wiele się w niej dzieje, wydarzenia z każdą stroną przybierają coraz szybszego tempa, co nie pozwala na nudę. Historia ta zawiera lekki wątek kryminalny, który jest poprowadzony tak dobrze, że daje czytelnikowi pewność, że autorka świetnie sprawdziłaby również w takim gatunku. Na pochwałę zasługują też sceny namiętności i chemia, która pojawiła się między bohaterami już przy pierwszym spotkaniu. Według mnie w książce pojawiła się jedna tak dobrze skonstruowana i opisana scena seksu, że niektóre autorki mogłyby czerpać z niej garściami, by zobaczyć, jak można stworzyć doskonały opis aktu, który nie jest słodki, ale też nie ma w sobie nic wulgarnego czy niesmacznego. To naprawdę wielka sztuka napisać coś takiego w sposób subtelny, ale równocześnie cholernie pobudzający wyobraźnię.
Agata Czykierda-Grabowska tworząc tę opowieść spisała się na medal. Potrafiła wspiąć się na wyżyny własnych umiejętności i udowodnić, że nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. Napisała powieść w swoim stylu, a jednak tak zupełnie inną niż wszystkie dotychczasowe. Nie mogę jej nazwać słodko-gorzką historią o miłości dwójki przyjaciół, bo zamknęłabym ją w ramach, które kompletnie do niej nie pasują. Ta książka to bardziej coś, z czego można wyciągnąć wiele lekcji. O tym, że nie warto słuchać ludzi, że bezwzględność innych osób potrafi ranić do krwi, że niczego w życiu nie można brać za pewnik oraz że słowa niosą ogromną moc i potrafią wyrządzić krzywdy o wiele większe niż karabin maszynowy. Dlatego, jeśli macie ochotę na New Adult w całkowicie nowej odsłonie, musicie przeczytać Pod skórą. Tym bardziej, że zakończenie po prostu miażdży umysł i pozostawia czytelnika ze szczęką na podłodze.
Ta książka to ukłon autorki w stronę czytelników. Coś, co napisała i wydała dla nas. Wbrew wszelkim trudnościom. Doceńcie więc ten gest i pokażcie, że było warto. Oddajcie jej ten sam ukłon i po prostu przeczytajcie tę książkę. Ze swojej strony mogę Wam obiecać, że nie będziecie żałować!
mowa-ksiazek.blogspot.com
W swojej najnowszej książce Agata Czykierda-Grabowska porwała się z motyką na słońce. Postawiła nie tylko na zupełnie nową odsłonę, ale również na bardzo odważny krok, jakim jest wydawanie w self-publishingu, czyli na własną rękę. I udało jej się! Zrobiła coś, co dla wielu pisarzy wydaje się niemożliwe i wyszła z tego obronną ręką dzięki czemu zyskała nowych czytelników i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-02
Wiele kobiet na pytanie o to, co cenią w mężczyznach, odpowiada, że poczucie humoru.
Ja należę do takich kobiet.
Bardziej od poczucia humoru u mężczyzn, cenię je jednak w książkach, bo trudniej je znaleźć, a już z cudem graniczy znalezienie powieści z tak specyficznym poczuciem humoru, jak moje własne. Ale momencik, przecież właśnie stał się cud! ;)
Życie Hannah i Garetta, to dwie różne bajki. Ona studiuje muzykę, on historię. Ona znana jest tylko w swoim małym gronie znajomych, on króluje w szkolnym rankingu popularności. Ona podkochuje się w chłopaku z drużyny futbolowej, on gustuje w przypadkowo poznanych laskach, które służą mu tylko w jednym celu. Wszystko ich różni, a łączą jednie zajęcia z etyki. To właśnie w ten sposób się poznają i tak właśnie Garett proponuje układ - pomoże dziewczynie zdobyć obiekt jej westchnień, w zamian za pomoc w zaliczeniu testu.
Tylko, czy godząc się na coś takiego, Hannah nie podpisuje paktu z diabłem?
Dotychczas myślałam, że aby książka mogła zachwycać, musi być wzruszająca. Nie wiem, jak mogłam się tak bardzo pomylić. Oto bowiem powieść, która jest absolutnie zachwycająca, wręcz doskonała, a wszystko to za sprawą nietuzinkowego humoru i bohaterów, którzy są po prostu perfekcyjnie wykreowani i dopasowani. Wiem, że wiele razy w recenzjach piszę o tym, że zakochałam się w jakimś bohaterze i w danym momencie jest to prawda, ale Garett? To mój numer jeden ever. To postać, którą pokochałam od pierwszej chwili i z każdą kolejną stroną tylko się w tym umacniałam. Jego niewyparzony język, pewność siebie, cięte riposty i urok osobisty, jaki od niego emanował, tworzyły idealną całość, bohatera kompletnego, któremu nie można zarzucić nic!
Hannah nie pozostawała mu dłużna, nie odstawała na jego tle i to mnie urzekło, ponieważ kiedy w powieści mamy jedną świetną postać, jest to sukces, ale kiedy główni bohaterowie są razem tak genialnym połączeniem, staje się to sukcesem do potęgi.
Uwielbiam relację, jaką stworzyła między bohaterami autorka. Kocham każdą pojedynczą sprzeczkę między nimi, każdą próbę Garetta, ale przede wszystkim ich przyjaźń, która się narodziła. Nie potrafię opisać, jak bardzo się cieszę, że Elle Kennedy nie postanowiła stworzyć jednej z tych superszybkich miłości, w zamian za to ukazując, jak naprawdę wygląda cały "proces twórczy". Wspaniałe jest to, że początkowa niechęć bohaterki do szkolnej gwiazdy nie znika, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, tylko powoli przeradza się w akceptację, zaufanie, przyjaźń i dopiero na koniec w coś więcej.
I choć "Układ" to pozycja podobna do wielu innych, ma w sobie masę niuansów, które stawiają ją na podium naprawdę wysoko.
Nie wiem, czy kiedykolwiek spotkałam się z powieścią, która bawiłaby mnie tak bardzo. Wydaje mi się, że jedyną autorką jaką znam, która potrafi pisać w tak zabawny sposób, jest Agata Czykierda-Grabowska.
To taki specyficzny rodzaj żartów, które nie śmieszą każdego. Rozbrajało mnie to, że bohaterowie potrafili żartować nawet w bardzo poważnych, czy intymnych scenach. Nie było dla nich momentów nieodpowiednich do słownych przepychanek. Było to w moim odczuciu tak proste, niewymuszone i naturalne, że uśmiech po prostu nie schodził mi z ust ani na chwilę.
W "Układzie" brylują nie tylko Garett i Hannah, lecz cała masa różnych postaci drugoplanowych. Przyjaciele chłopaka stworzeni zostali w równie mistrzowskim stylu i tak naprawdę nie znalazłam tu ani jednego słabego ogniwa. Jedynym do czego można się przyczepić, jest zaniedbanie pewnej relacji, od której tak naprawdę wszystko się zaczęło. Nie chcę zbyt dużo zdradzić, więc powiem tylko tyle, że wątek Justina powinien zostać dopieszczony troszkę bardziej :)
Elle Kennedy udało się stworzyć książkę, do której ja z pewnością będę wracać wielokrotnie. To jedna z tych pozycji, które dumnie prezentujesz na swej półce, polecasz wszystkim znajomym, a jeśli ktoś się opiera, stosujesz groźby, byleby tylko zmusić go do przeczytania ;)
Rozpływam się w zachwytach nad "Układem" i polecam go absolutnie każdemu, bez wyjątków, a jeśli komuś się nie spodoba... Niech lepiej mnie o tym nie informuje ;)
[http://mowa-ksiazek.blogspot.com]
Wiele kobiet na pytanie o to, co cenią w mężczyznach, odpowiada, że poczucie humoru.
Ja należę do takich kobiet.
Bardziej od poczucia humoru u mężczyzn, cenię je jednak w książkach, bo trudniej je znaleźć, a już z cudem graniczy znalezienie powieści z tak specyficznym poczuciem humoru, jak moje własne. Ale momencik, przecież właśnie stał się cud! ;)
Życie Hannah i Garetta,...
2016-01
Mogłabym wymienić tysiące zalet, jakie posiada ta książka: piękny język, doskonały zarys fabularny, subtelność, gracja i niezwykły kunszt autorki... Jednak jeden element wychodzi tu przed szereg i jest nim postać Archera - przepięknie i precyzyjnie nakreślona kreacja bohatera, który jest zupełnie inny niż wszyscy, których dotychczas poznałam. Dzięki tej postaci powieść Sheridan staje się nie tylko autentyczna, ale i niewyobrażalnie wzruszająca.
Oby więcej takich książek!
Mogłabym wymienić tysiące zalet, jakie posiada ta książka: piękny język, doskonały zarys fabularny, subtelność, gracja i niezwykły kunszt autorki... Jednak jeden element wychodzi tu przed szereg i jest nim postać Archera - przepięknie i precyzyjnie nakreślona kreacja bohatera, który jest zupełnie inny niż wszyscy, których dotychczas poznałam. Dzięki tej postaci powieść...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-01
Tym, co uwielbiam w książkach, jest ich różnorodność gatunkowa, która sprawia, że można dowolnie przenosić się do różnych światów, bez obawy, że kolejny okaże się taki sam, jak poprzedni. To też historie, które mają miliony kombinacji i bez większego problemu możemy unikać podobieństw. Przede wszystkim uwielbiam jednak bohaterów literackich, którzy sprawiają, że pragnę ich poznać, obdarzyć sympatią, a ostatecznie pokochać. Jak realną postać.
Archer jest outsiderem, samotnikiem zamkniętym w swojej oddzielonej od świata willi. Przez lata nauczył się tak żyć i nawet zaczął to akceptować, świadomie izolując się od społeczności. Pewnego dnia do miasteczka wprowadza się jednak dziewczyna - Bree, która swoją obecnością zaczyna wypełniać ciszę i pustkę, jaka towarzyszyła Archerowi przez większość życia.
Tylko czy to wystarczy, aby doprowadzić bohaterów do szczęśliwego zakończenia?
Czasami całkowicie niespodziewanie udaje mi się trafić na książkę, która mnie porusza i zachwyca do tego stopnia, że mam ogromny problem z napisaniem recenzji, gdyż wydaje mi się, że żadne słowa nie będą w stanie oddać piękna zawartego w tej konkretnej historii. Tak właśnie jest teraz.
„Bez słów” to powieść, w której głównym wątkiem jest samotność i brak akceptacji. To historia o mężczyźnie, który został odseparowany od ludzi tak bardzo, że musiał nauczyć się akceptować taki stan rzeczy, pozwalając na to, by jego życie wypełniło się ogłuszającą ciszą.
Archer został napiętnowany, odrzucony przez społeczeństwo za coś, na co nie miał najmniejszego wpływu. W jego życiu nie ma absolutnie nikogo, a on sam stał się dla ludzi całkowicie niewidzialny. Do czasu aż spotyka Bree. Wtedy w jego samotnię wkracza najpierw zrozumienie, następnie akceptacja, a finalnie uczucie, którego Archer nigdy nie miał zaznać. I tak zaczyna się jedna z piękniejszych historii miłosnych, jakie miałam okazję czytać.
Powiedzieć, że „Bez słów” jest kolejnym świetnym New Adult, to wielkie niedopowiedzenie. Książki tej nie można bowiem zestawić z kolejną przesiąkniętą schematem pozycją, w której główny bohater jest przystojnym miliarderem, a bohaterka szarą myszką, owładniętą pożądaniem. Powieść Mii Sheridan jest zupełnie inna i choć przypisana jest do nurtu NA, na próżno szukać w niej podobieństw do innych tytułów. Różnica jest przede wszystkim widoczna w tym, że to dzieło aż kipi od mądrości. Postać Bree jest dla mnie przykładem, wzorem do naśladowania, jeśli chodzi o podążanie za określonym systemem wartości. Uważam, że każdy człowiek powinien czasem wziąć przykład z tej dziewczyny.
W moim odczuciu zarówno bohaterowie „Bez słów”, jak i sama fabuła, to jakby zupełnie inna liga i niewiele jest książek, które zasługują na to, by stanąć na półce obok niej.
Mia Sheridan pisze w taki sposób, że jej słowa mogłyby kruszyć lód, rozmiękczać skały. Uwielbiam sposób, w jaki ta historia została napisana, a dzięki pięknemu językowi, wzruszenie towarzyszyło mi nie tylko w momentach, które z założenia miały łamać serce. Chciałabym móc czytać więcej powieści, które zapierałyby mi dech w piersi, jak zrobiła to właśnie ta.
Mogłabym wymienić tysiące zalet, jakie posiada ta książka: cudowny język, doskonały zarys fabularny, subtelność, gracja i niezwykły kunszt autorki... Jednak jeden element wychodzi tu przed szereg i jest nim postać Archera - przepięknie i precyzyjnie nakreślona kreacja bohatera, który jest zupełnie inny niż wszyscy, których dotychczas poznałam. Dzięki tej postaci powieść Sheridan staje się nie tylko autentyczna, ale i poruszająca do żywego.
Zakochałam się. Absolutnie pokochałam tego mężczyznę. Z całą jego nieporadnością, dzikością i nieokiełznaniem. Z jego odrzuceniem tak głębokim, że raniło mi duszę oraz uczuciem, jakim obdarzył Bree. W całości. Bezapelacyjnie.
Myślę, że moja recenzja wyraźnie podpowie Wam, czy warto sięgnąć po ten tytuł. Nawet, jeśli nie potrafię pisać tak pięknie, jak autorka.
Są takie książki, które powinno się chłonąć każdą komórką swojego ciała, w ciszy, w milczeniu, bez zbędnych słów. Oto jedna z nich.
[http://mowa-ksiazek.blogspot.com/]
Tym, co uwielbiam w książkach, jest ich różnorodność gatunkowa, która sprawia, że można dowolnie przenosić się do różnych światów, bez obawy, że kolejny okaże się taki sam, jak poprzedni. To też historie, które mają miliony kombinacji i bez większego problemu możemy unikać podobieństw. Przede wszystkim uwielbiam jednak bohaterów literackich, którzy sprawiają, że pragnę ich...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Przeczytałam w swoim życiu masę książek. Niektóre z nich były słabe, większość przeciętna, ale najmniejszy odsetek stanowiły te naprawdę wyjątkowe.
Co jednak stanowi o niezwykłości danej historii? Czy to poruszana tematyka? A może po prostu styl autora i umiejętność opisywania uczuć i emocji? Co z łamiącymi serce zakończeniami?
Długo nad tym myślałam, ale nie znalazłam jednoznacznej odpowiedzi.
Może sposób na wyjątkową powieść nie istnieje?
Może takie książki powstają bez konkretnej przyczyny?
Znaki zapytania mnożą się w mojej głowie z prędkością światła, ale jednego zakwestionować nie można: Agata Czykierda-Grabowska stworzyła coś niesamowitego. Coś, co pozostanie w moim sercu na zawsze. Coś, co jest absolutnie piękne i nigdy, przenigdy nie pozwolę nikomu wmówić mi, że nie mam racji.
Kiedy Adam pojawia się w domu nowej rodziny zastępczej, nie ma pojęcia, że jego obecność na zawsze zmieni życie domowników. Jako siedemnastoletnia ofiara przemocy domowej, która przeżyła śmierć własnej matki, nie pozwala się do siebie nikomu zbliżyć i pragnie tylko, by trzymano się od niego z daleka i nie ingerowano w jego życie. Do czasu aż na jego drodze staje dziewczynka o sercu, które czuje zbyt mocno. Tylko ona powoli przebija się przez jego mury. Tylko jej może udać się uwolnić ptaka kryjącego się w ciele chłopca. Tylko przeznaczenie mogło skrzyżować ze sobą ich drogi. Tylko, czy równie łatwo nie może ich także rozdzielić?
Agata Czykierda-Grabowska jest obecnie jedną z najpopularniejszych, o ile nie najpopularniejszą autorką polskich powieści New Adult. Jej twórczość charakteryzuje się tym, że akcja toczy się na naszych ziemiach, a historie przez nią pisane poruszają trudne i bolesne tematy, ale posiadają też w sobie ogromne pokłady nadziei i wrażliwości.
Ta książka nie ma nic wspólnego z poprzednimi w dorobku Agaty.
Jako największa fanka autorki (i mam tu na myśli NAJWIĘKSZĄ fankę), kilkakrotnie dostąpiłam zaszczytu czytania historii w początkowej fazie tworzenia. Wiem, więc czego mogę się spodziewać, jaki pomysł na daną historię ma Agata, a jednak podczas czytania kolejnych rozdziałów jestem zaskoczona tak bardzo, jakbym o pomyśle na książkę nie wiedziała nic.
Jednak to, co działo się ze mną podczas czytania Adama jest nie do opisania. Każdy fragment, który czytałam, uderzał mnie prosto w serce. Nie jest to tylko pusta metafora. Naprawdę czułam się, jak gdyby z pliku pdf co jakiś czas wyskakiwała ręka, które najpierw przebijała się przez moją klatkę piersiową, by ostatecznie złapać moje serce, ścisnąć je, wbić w nie pazury i trzymać przez jakiś czas. I kiedy wydawało mi się, że ucisk ten delikatnie zelżał, ona chwytała ponownie, jeszcze mocniej, silniej... Tak mocno, że wyciskała z moich oczu łzy.
Nie wiem ile razy w życiu zdarzyło mi się przeżywać takie emocje podczas czytania. Z pewnością nie więcej niż kilka. Nie powinno więc dziwić nikogo następujące zdanie: Adam to jedna z najpiękniejszych książek, jakie dane mi było przeczytać. To gejzer emocjonalny. Majstersztyk pod względem połączenia bólu i nadziei. Czytanie tej książki było jednym z najwspanialszych doświadczeń, jakie mnie spotkały.
Odkąd ją skończyłam minęło kilka miesięcy, a nawet w tym momencie, pisząc tę recenzję czuję takie wzruszenie, że ciężko mi nad sobą panować. Poza wzruszeniem czuję również miłość. Ogromną, bezkresną, niewyobrażalną miłość. Do tej historii, bohaterów i samej autorki. Za to, że jest trudna i tak uderzająco prawdziwa. Że nie jest przerysowana, nadmiernie nadmuchana, jak balon, który w końcu pęknie. Zamiast tego ukazuje brudny świat maltretowanych/niekochanych/niedostrzeganych dzieci, które nie potrafią odnaleźć samych siebie, bo nikt nie poświęcił im wystarczająco dużo uwagi, by mogły uwierzyć, że warto. Ta książka to obraz żywcem wyjęty z wielu domów. Stąd moja miłość do Agaty Czykierdy-Grabowskiej, bo nie bała się ruszyć tego parszywego tematu, o którym tak często boimy się mówić. W dodatku zrobiła z tego przepiękną historię miłosną, która opiera się na niewinnym, czystym uczuciu. Nie tylko uczuciu pierwszych zrywów serca, ale również o poczuciu przynależności do drugiej osoby, do miejsca, do świata.
Tytułowy bohater to jedna z najbardziej złożonych i skomplikowanych postaci, jakie było mi dane poznać. To chłopak tajemniczy, zamknięty w sobie i brutalnie pokiereszowany przez życie. Wślizgnął się pod moją skórę przy pierwszej możliwej okazji, zupełnie niepostrzeżenie i zrobił w mojej duszy takie spustoszenie jakby przeszło przez nią tornado. Kocham go miłością prawdziwą i jeśli Wy nie poczujecie tego tak samo mocno, nie zrozumiem, jak to możliwe. Dla mnie jest to taki bohater, którego pamięta się jak swoje pierwsze zauroczenie. To samo można powiedzieć o naszej bezimiennej bohaterce, która była istotą tak dobrą i nieskazitelnie czystą, jakby została zesłana przez Boga, by uratować tego pozbawionego cudzej miłości, obdartego z niewinności i dzieciństwa chłopca. Ich uczucie, wzajemne wsparcie i więź, którą wytworzyli była czymś niemożliwym do pojęcia i ogarnięcia, ponieważ wpływała na każdą część mojego umysłu i sprawiała, że mogłam myśleć tylko o jej niewyobrażalnym uroku.
Kiedy skończyłam czytać Adama trzy miesiące temu byłam pewna, że to najlepsza powieść Agaty Czykierdy-Grabowskiej oraz że złamie ona tysiące serc. Kiedy jednak pisałam tę recenzję dopadło mnie tyle myśli, że dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak olbrzymie piętno odbiła na mnie ta bajeczna opowieść. Jak wielkie wrażenie na mnie wywarła, ile dzięki niej pojęłam, jak bardzo otworzyłam dzięki niej swoje serce. Nie wiem, czy powyższa opinia jest dobra. Nie dbam o to. Wiem natomiast, że jest najbardziej szczera ze wszystkich, jakie kiedykolwiek napisałam. Mam nadzieję, że poczujecie tę szczerość i to, co czułam ja przez ostatnie 40 minut pisania.
Na koniec chciałabym się z Wami podzielić moją jedną myślą. Moim marzeniem. A jest nim to, by ta historia trafiła do jak największej liczby czytelników. Nawet do tych, którzy na co dzień nie czytają takiej literatury. Proszę, dajcie szansę tej powieści. Sprawcie, że ludzie będą o niej mówić i że odniesie sukces. Nie życzę jej sukcesu przez wzgląd na moją znajomość z autorką tylko dlatego, że jest tego cholernie warta.
Bo jest o czymś, bo jest ważna, bo musimy przestać zamykać się na mówienie o takich sprawach. Bo na to zasługuje!
Przeczytałam w swoim życiu masę książek. Niektóre z nich były słabe, większość przeciętna, ale najmniejszy odsetek stanowiły te naprawdę wyjątkowe.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toCo jednak stanowi o niezwykłości danej historii? Czy to poruszana tematyka? A może po prostu styl autora i umiejętność opisywania uczuć i emocji? Co z łamiącymi serce zakończeniami?
Długo nad tym myślałam, ale nie znalazłam...