-
ArtykułyCzytamy w weekend. 20 września 2024LubimyCzytać286
-
Artykuły„Niektórzy chcą postępować właściwie, a inni nie” – rozmowa z autorką powieści „Prawda czy wyzwanie”BarbaraDorosz2
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Śnieżka musi umrzeć“ Nele NeuhausLubimyCzytać16
-
ArtykułyKonkurs: Wygraj bilety na film „Rzeczy niezbędne” z Katarzyną Warnke i Dagmarą DomińczykLubimyCzytać5
Biblioteczka
2016-12-21
2016-12-21
No i to już oficjalne...jestem jasnowidzem! Tak jak przypuszczałam, część poświęcona Glorii, najbardziej tajemniczemu ze smocząt przeznaczenia, okazała się najbardziej zaskakująca i zagadkowa. Teraz przebić to może już tylko tajemnica związana z Nocoskrzydłymi, które przypominają mi jakąś tajną organizację rządową, o której nikt nic nie wie. Ale po kolei!
Smoczęta Pokoju trafiają do świata Deszczoskrzydłych, o których nikt nie ma najlepszego zdania. Plemię ma opinię skrajnie leniwego i wręcz głupiego. Gloria ma wreszcie okazję do tego, aby poznać o sobie prawdę i zweryfikować osądy, z którymi dotychczas musiała się mierzyć. Smoczęta dowiadują się sporo ciekawych rzeczy o plemieniu przyjaciółki a także wcielają się w role prywatnych detektywów, którzy muszą rozwikłać zagadkę śmierci i zaginięć smoków przebywających w lesie deszczowym. Czy to sprawka Deszczoskrzydłych? Czy ich ignorancja dla spraw świata i lenistwo to tylko gra pozorów? A może to jakiś potwór o nieznanej naturze zabija w tak okrutny sposób? Kim tak właściwie jest Gloria i jakie jest jej prawdziwe przeznaczenie? Oj! Jak wiele pytań! ;)
"Ukryte królestwo" z pewnością nie zawodzi. Najbardziej cieszy mnie to, że Gloria okazała się bardzo dzielną, bystrą i silną smoczycą, która swoją inteligencją przebija pozostałe smoczęta. Jej historia, póki co, jest według mnie najciekawsza i rozbudza najsilniejszy apetyt na dalszą lekturę o losach smocząt. Podoba mi się również to, że historia pozornie dla dzieci, okazuje się z czasem czymś w rodzaju studium psychologicznego różnych typów charakterów, jakie reprezentują sobą Smoczęta Pokoju. To cykl z całą pewnością warty przeczytania nie tylko przez młodzież, ale i dorosłych! Z niecierpliwością będę czekać na kolejne losy moich skrzydlatych przyjaciół ;) POLECAM WSZYSTKIM!
No i to już oficjalne...jestem jasnowidzem! Tak jak przypuszczałam, część poświęcona Glorii, najbardziej tajemniczemu ze smocząt przeznaczenia, okazała się najbardziej zaskakująca i zagadkowa. Teraz przebić to może już tylko tajemnica związana z Nocoskrzydłymi, które przypominają mi jakąś tajną organizację rządową, o której nikt nic nie wie. Ale po kolei!
Smoczęta Pokoju...
2016-05-12
Kiedy rodzimy się w danej kulturze i religii, uczy się nas obrządków i zasad tradycyjnych, przypisanych naszemu małemu światu. Jeżeli rodzimy się jako katolicy, uczymy się dekalogu i historii Jezusa. Jeżeli rodzimy się jako muzułmanie, poznajemy życiorys Mahometa i nakazy Allaha. Jeżeli rodzimy się jako żydzi, uczymy się bojaźni bożej i pokory. Można tak wymieniać nieskończenie więcej, ale to nie byłoby sednem, do którego zmierzam. Otóż chodzi mi o to, że nikt z nas nie uczy się rozumienia innych światów, niż nasz własny. Nie uczy się w żydowskim domu religii katolickiej i na odwrót. Nie dążymy do poznania siebie nawzajem, nie widzimy takiej potrzeby. Każdy uważa, że ma jedyną słuszność. To błąd, za który płacimy od początku naszego istnienia. Nie myślimy o tych, którzy rodzą się na pograniczu kultur, na styku dwóch religii. Nie obchodzi nas rozdarcie tych, którzy mają swoje korzenie w dwóch lub więcej religiach. Nie podejrzewamy nawet, jak ciężko jest takim ludziom znaleźć swoje własne JA, swoją wiarę i cel. "Sztukmistrz z Lublina" otwiera oczy na historie takich rozdartych "mieszańców" religijnych i kulturowych.
Tytułowy sztukmistrz to Jasza Mazur, Żyd zajmujący się sztuczkami kuglarskimi i występami gimnastycznymi. Jasza ma żonę Esterę i całą rzeszę kochanek. Ma również umysł otwarty na naukę i ciekawość dziecka. Mężczyzna pomimo wychowania w tradycyjnym domu religijnych Żydów, czuje się zagubiony w kwestiach wiary. Targają nim wątpliwości odnośnie istnienia Boga. Jego wewnętrzny konflikt narasta w momencie, kiedy jedna z jego kochanek żąda od niego, aby przeszedł na katolicyzm. Zakochany Jasza beztrosko przystaje na ten pomysł, ale w decydującym momencie waha się. Cały czas zastanawia się, która religia ma rację, jaka ścieżka jest właściwa i czym tak na prawdę jest Bóg? Od decyzji do decyzji Jasza trafia nad przepaść, z której nie ma już ratunku. Ze zwinnością linoskoczka balansuje nad linią graniczną pomiędzy zbawieniem a utratą swojej duszy. Jedynie instynkt może mu podpowiedzieć, który krok może się okazać tym zgubnym.
Postać Jaszy nie wzbudziła we mnie sympatii. Częściowo współczułam mu tego strasznego rozdarcia i niepewności religijnej, ale jednak przeważyła niechęć do jego romansów i wyjątkowo słabej woli. Jego rozkapryszenie jest raczej cechą typową dla małych dzieci, a nie czterdziestoletniego mężczyzny, który musi myśleć o swoim i żony utrzymaniu. Jego popęd i apetyt na wciąż nowe przygody wręcz mnie zadziwiły. Choć kwestia wewnętrznego dialogu, usiłowania podjęcia decyzji odnośnie swojej religii są w całej historii najważniejsze, to mnie gryzło bardziej pytanie, czy Jasza zostanie w jakiś sposób ukarany za krzywdy, które wyrządził swoim kobietom i jak się potoczą losy tychże. Całość czyta się bardzo gładko, przygody Jaszy wciągają czytelnika w świat, którego już dzisiaj nie ma. Możemy podejrzeć, jak w XIX wieku żyli w Polsce Żydzi i jak rozwijała się infrastruktura. "Sztukmistrz..." to obraz naszej kultury i życia nie zniszczonych jeszcze przez wojny. Lektura jest z całą pewnością pouczająca i ciekawa. Polecam zdecydowanie!
Kiedy rodzimy się w danej kulturze i religii, uczy się nas obrządków i zasad tradycyjnych, przypisanych naszemu małemu światu. Jeżeli rodzimy się jako katolicy, uczymy się dekalogu i historii Jezusa. Jeżeli rodzimy się jako muzułmanie, poznajemy życiorys Mahometa i nakazy Allaha. Jeżeli rodzimy się jako żydzi, uczymy się bojaźni bożej i pokory. Można tak wymieniać...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-05-11
Jak prawie każdy najmocniej marzę o podróżach. Chciałabym zobaczyć prawie cały świat, zanim zastanie mnie starość, tak abym mogła sobie powiedzieć, że nie zmarnowałam swojego życia stojąc w jednym miejscu. Niestety nie stać mnie póki co na zwiedzanie, ale na całe szczęście świat literatury umożliwia mi chociaż szczątkowe poznanie najbardziej odległych krain. Świat wyobraźni jest dla mnie - i myślę że nie tylko dla mnie - prawdziwym wybawieniem od codziennej szarości. Bywają jednak takie książki, przy lekturze których określenie "podróży w wyobraźni" nie jest wystarczające. Bywają książki, dzięki którym smaki i zapachy opisywanych w nich widoków, potraw i ludzi są tak namacalne, jak dotyk własnej dłoni na okładce ściskanego tomu.Taką książką jest z całą pewnością "Miasto dżinów. Rok w Delhi".
Autor pozycji zabiera nas w niezwykłą podróż do Indii, jakich nie poznamy z żadnej innej książki, ani tym bardziej z filmów dokumentalnych. William Dalrymple spędził w tym niesamowitym kraju sześć lat, w ciągu których badał jego historię, architekturę, kulturę i religię. Wynikiem tej niezwykłej podróży jest książka, która zadziwi z pewnością każdego. To obraz Indii brudnych i gwarnych, radosnych i pogrążonych w nędzy. To kraj pełen sprzeczności, które zaplatają się w ścisłą sieć zależności, w której nie można wyciąć ani jednego ogniwa bez niszczenia obrazu całości. Razem z autorem odkrywamy świat wielowarstwowy, wielokulturowy i chaotyczny, ale przy tym wszystkim niezwykle spójny. Książka zabiera nas tam, gdzie mało komu udało się dotrzeć, nawet podczas fizycznych wędrówek po brzegach Gangesu.
Cóż mogę powiedzieć o tej książce? Czytałam ją bardzo długo, ponieważ jej złożoność i bogactwo treści zmuszały mnie do powolnego jej "smakowania". Był to proces bardzo przyjemny, poruszający moje najgłębsze pokłady wyobraźni. Chwilami czułam się naprawdę tak, jakbym sama mogła chodzić po uliczkach Starego Miasta i wdychać aromaty przypraw, rozgrzanych ludzi i ulic, brudu i potraw. Pozycja jest niezwykła i wyjątkowo wartościowa, jeżeli by ją porównać do znanych mi książek o Indiach. Temat książki jest wyczerpany do cna, nie pozostaje żadnych niedomówień i pytań bez odpowiedzi. Poznajemy Indie w całości, od A do Z, każdą ich warstwę i aspekt. Krótko mówiąc, autor odwalił kawał dobrej i ciężkiej roboty po to,abyśmy mogli siedząc we własnych domach, na ulubionych kanapach i fotelach, zwiedzić świat. Polecam gorąco!
Jak prawie każdy najmocniej marzę o podróżach. Chciałabym zobaczyć prawie cały świat, zanim zastanie mnie starość, tak abym mogła sobie powiedzieć, że nie zmarnowałam swojego życia stojąc w jednym miejscu. Niestety nie stać mnie póki co na zwiedzanie, ale na całe szczęście świat literatury umożliwia mi chociaż szczątkowe poznanie najbardziej odległych krain. Świat wyobraźni...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-03-12
Wyobraźmy sobie połączenie krainy Westeros z "Gry o tron", Geralda z Rivii z "Wiedźmina" i "Opowieści z Narnii". Czerwony Rycerz jest młody, ale już sporo przeżył. Jego przeszłość spowija kilka tajemnic, które poznajemy w miarę upływu historii. Nasz bohater ma kompanię, na którą składają się dziwki, mordercy i rzezimieszki z różnych stron świata. Ich pracą jest zabijanie mieszkańców Dziczy, którzy zapuszczają się w świat ludzi i zwierząt udomowionych po to, aby nieść im śmierć i zgubę. To niekończąca się wojna pomiędzy cywilizacją a dzikim światem, którego człowiek nie rozumie i którego się boi. Całą historię osadzono w realiach zbliżonych do Średniowiecza, ale spiski, polityka i pragnienia są ponadczasowe, obecne również dzisiaj. Powieść napisano z rozmachem, wątków i postaci jest tyle, że bez ryzyka można stwierdzić, że główny bohater nie jest wcale taki "główny" ;) Konstrukcja poszczególnych bohaterów jest bardzo plastyczna, wszystkie osobowości są realne i absolutnie nie można im zarzucić płycizny czy papierowej osobowości. Opisy śmierci są drastyczne, ale niezbędne dla fabuły i nie przesadzone. Wulgaryzmy pojawiają się tylko wtedy, kiedy to konieczne, nie "ranią ucha" nadmierną liczebnością. O samej historii musiałabym powiedzieć wiele, aby była jasna dla kogoś, kto dopiero zamierza zapoznać się z lekturą, ale obawiam się, że zdradziłabym tym samym za dużo i popsułabym przyjemność z czytania ;) Tak więc zdradzę tylko tyle: Tajemniczy stwór zabija mieszkańców małej społeczności wiejskiej. Opiekująca się wspomnianymi terenami siostra przełożona z pobliskiego klasztoru postanawia wezwać pomoc ostateczną: Czerwonego Rycerza i jego bandę najemników. Pozornie łatwe zlecenie zamienia się w koszmar spisków, zdrad i cienia wojny pomiędzy Dziczą a światem ludzi. Polecam gorliwie wszystkim fanom dobrej fantastyki, "Gry o Tron", "Wiedźmina" i "Opowieści z Narnii". A ja będę trzymać kciuki, żeby ktoś w Hollywood wpadł na pomysł ekranizacji, bo to byłby hit wszechczasów!
Wyobraźmy sobie połączenie krainy Westeros z "Gry o tron", Geralda z Rivii z "Wiedźmina" i "Opowieści z Narnii". Czerwony Rycerz jest młody, ale już sporo przeżył. Jego przeszłość spowija kilka tajemnic, które poznajemy w miarę upływu historii. Nasz bohater ma kompanię, na którą składają się dziwki, mordercy i rzezimieszki z różnych stron świata. Ich pracą jest zabijanie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-02-20
Kiedy sięgnęłam po "Skrzydła ognia" pomyślałam - sądząc po okładce - że to przyjemna książka dla dzieci. Stwierdziłam, że z przyjemnością przeczytam coś lekkiego i przygodowego na poziomie dziesięciolatka, bo to miła odmiana po ciężkich lekturach minionych miesięcy. O jakże się pomyliłam! Książka ma może infantylną okładkę - oczywiście bardzo ładną, ale zdecydowanie dziecinną - ale jej zawartość bynajmniej nie pasuje do oprawy! Historia jest miejscami naprawdę brutalna i pełna grozy. Opisy polityki smoków, ich chęci do zabijania, śmierci na arenie królowej Czerwień mogą wywoływać koszmary u co wrażliwszych czytelników w grupie wiekowej 8-12 lat. Dla mnie osobiście lektura okazała się bardzo pozytywną niespodzianką. Rzadko mi się zdarza trafić na przykład, gdzie słaba okładka skrywa fantastyczną treść. Zazwyczaj wydawcy pod płaszczykiem wydumanych opinii recenzentów i bogatej okładki sprzedają nam bubla. Tutaj na pewno tak nie jest. Książkę polecam gorąco młodzieży i osobom nieco starszym;) Doskonale nadaje się na wspólne czytanie z pociechą i na spokojny, samotny wieczór przy herbacie.
Kiedy sięgnęłam po "Skrzydła ognia" pomyślałam - sądząc po okładce - że to przyjemna książka dla dzieci. Stwierdziłam, że z przyjemnością przeczytam coś lekkiego i przygodowego na poziomie dziesięciolatka, bo to miła odmiana po ciężkich lekturach minionych miesięcy. O jakże się pomyliłam! Książka ma może infantylną okładkę - oczywiście bardzo ładną, ale zdecydowanie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-01-06
Opowiadania Gaimana mają w sobie coś takiego, co wywołuje na naszej skórze mimowolny dreszcz. Zaczynamy mieć nieodpartą ochotę, aby obejrzeć się przez ramię i zerknąć pod łóżko, aby sprawdzić czy na pewno jesteśmy sami. Co więcej, pod wpływem gaimanowskiej wyobraźni, patrzymy z podejrzliwością nawet na znajome dotychczas twarze i miejsca, doszukując się w nich oznak inności, magii, albo i nawet niebezpieczeństwa. To sztuka opanowana przez Gaimana do perfekcji: umiejętność wywołania strachu przed tym, co niby oswojone i dobrze znane. Za każdym razem staram się opisać sedno tego talentu, ale gdzieś mi ono umyka. Dzisiaj mogę chyba śmiało stwierdzić, że sekret ten leży w zdolności do wplatania jednego, cieniutkiego i czasami urywanego nagle wątku nierzeczywistego w historię prawdziwą, twardo stąpającą po realnym świecie. Tak właśnie pisze Gaiman. Najpierw nakreśla opowieść podobną do naszego codziennego życia, a później powoli odkrywa jej drugie, bardzo mroczne dno. Prawdziwa uczta dla czytelnika! "Rzeczy ulotne" zawierają również kilka poematów, które są dość zgrabne, ale nie tak świetne jak same opowiadania. No może za wyjątkiem tego pod tytułem: "Dzień, w którym przybyły spodki", który baaardzo przypadł mi do gustu. Reasumując, książkę polecam bardzo, choć kilka opowiadań można znaleźć we wcześniejszych publikacjach. Gaiman to pisarz, po którego ZAWSZE warto sięgnąć :)
Opowiadania Gaimana mają w sobie coś takiego, co wywołuje na naszej skórze mimowolny dreszcz. Zaczynamy mieć nieodpartą ochotę, aby obejrzeć się przez ramię i zerknąć pod łóżko, aby sprawdzić czy na pewno jesteśmy sami. Co więcej, pod wpływem gaimanowskiej wyobraźni, patrzymy z podejrzliwością nawet na znajome dotychczas twarze i miejsca, doszukując się w nich oznak...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-01-01
"Uczta Lodu i Ognia" to jedna z najbardziej oryginalnych książek kucharskich, jakie było mi dane oglądać i czytać. Już sama jej okładka robi wrażenie. Jej dopracowanie do najmniejszego szczegółu uświadamia nam, ile pracy w jej stworzenie musiały włożyć autorki. Nie bez znaczenia jest tutaj też to, że książka otrzymała błogosławieństwo samego R. R. Martin'a. Książka jest świetnie skomponowana, podzielona na sześć głównych działów, które kolejno poświęcono kuchni z dalekiej północy, gdzie stoi wielki Mur, kuchni z Winterfell, kuchni Południa (ach te bezowe łabędzie!), kuchni z Królewskiej Przystani (kremu ze ślimaków raczej bym nie tknęła, no ale co kto lubi), kuchni z Dorne i wreszcie kuchni zza Wąskiego Morza, gdzie pichcili dzicy Dothrakowie. Całość tworzy spójną historię kulinarnego rozwoju świata Westeros. Dodatkowo książka jest obficie zilustrowana fotografiami potraw, które wystylizowano na modłę średniowieczną. Książka jest nie tylko praktyczna ale i kolekcjonerska. Jeżeli ktoś ma życzenie, to może z nią gotować, albo upchnąć na półkę chwały razem z figurkami, książkami z sagi i innymi kolekcjonerskimi pierdołami dla fanatyków Gry o Tron. Przepisy zostały okraszone cytatami z serii Martin'a oraz przystosowane do naszej współczesnej kuchni. Składniki nieosiągalne, wymarłe lub pod ochroną zostały zastąpione najwierniejszymi odpowiednikami. Autorki postarały się również, aby każdy przepis - czy na zwykły napój, czy też na pieczoną dziczyznę - był łopatologicznie jasny i zrozumiały.
Ogólnie większość przepisów da się odtworzyć w naszych polskich warunkach, choć są i takie, których raczej nie da rady przyrządzić, bo zaskrońcem grzechotnika nie zastąpisz, a ślimaków w puszce nigdy nie spotkałam. No ale te pojedyncze specjały mogą dla mnie nawet pozostać jedynie w formie papierowej. Dania są naprawdę smaczne i nawet ja, z moimi mizernymi umiejętnościami, dałam radę je odtworzyć -mniej więcej... . Polecam serdecznie wszystkim pożeraczom literackich pyszności!
"Uczta Lodu i Ognia" to jedna z najbardziej oryginalnych książek kucharskich, jakie było mi dane oglądać i czytać. Już sama jej okładka robi wrażenie. Jej dopracowanie do najmniejszego szczegółu uświadamia nam, ile pracy w jej stworzenie musiały włożyć autorki. Nie bez znaczenia jest tutaj też to, że książka otrzymała błogosławieństwo samego R. R. Martin'a. Książka jest...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-08-16
Jeśli napiszę, że książka jest o bieganiu, to pewnie zabrzmi to dosyć trywialnie, ale tak właśnie jest. Być może laik pomyśli: "cóż można napisać o bieganiu? przecież ta (wydawać by się mogło) prosta dyscyplina sportu nie wymaga specjalistycznej wiedzy". Zapewniam Was jednak, że wraz z otwarciem drzwi do świata biegowego, zaczniecie poszukiwać odpowiedzi na mnożące się pytania.
"Biegiem przez życie" to kompleksowe podejście do tematu biegania, począwszy od pierwszego założenia butów biegowych po biegowy "raj", czyli maraton. Tak w jednym zdaniu ująłbym zawartość tego almanachu. W 17 rozdziałach, z których składa się książka, znajdziemy m in. wiedzę na temat odpowiedniego ubioru, odżywiania, środków treningowych, kontuzji, planów treningowych, suplementacji, odnowy biologicznej itd. Każdy z tych tematów potraktowany został przez autora w sposób profesjonalny. Zaletą książki jest przystępny język, jakim posługuje się autor. Moim ulubionym rozdziałem jest "Takie jest życie", gdzie autor przedstawia możliwości i przemiany w organizmie człowieka w poszczególnych dekadach życia.
Dla kogo jest ta książka? moim zdaniem szczególnie dla początkujących biegaczy i tych, którzy chcieliby zacząć, ale jeszcze nie postawili tego pierwszego kroku. Choć zaawansowani biegacze też znajdą coś dla siebie.
Na którymś portalu w komentarzu do książki przeczytałem, że kogoś drażnił potoczny język autora i wplatane historie. Osobiście uważam to za zaletę, dzięki której książka nie jest tylko suchym poradnikiem, ale niesie ze sobą pewien ładunek emocji.
Biegiem przez życie polecam i czekam na dodruk książki Maraton
Jeśli napiszę, że książka jest o bieganiu, to pewnie zabrzmi to dosyć trywialnie, ale tak właśnie jest. Być może laik pomyśli: "cóż można napisać o bieganiu? przecież ta (wydawać by się mogło) prosta dyscyplina sportu nie wymaga specjalistycznej wiedzy". Zapewniam Was jednak, że wraz z otwarciem drzwi do świata biegowego, zaczniecie poszukiwać odpowiedzi na mnożące się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-10-14
"Lekcje Madame Chic" to poradnik niezwykły i wartościowy. Stosowanie się do jego zasad nie jest prostym zadaniem, ale jeżeli uda nam się wprowadzić w nasze życie chociaż jedną z nich, to poczujemy jak nasza pierś nadyma się z dumy i samozadowolenia. Bycie chic jest fantastycznym uczuciem, którym emanujemy i zarażamy wszystkich wokół. Etykietka prawdziwej damy nada nam rysu szlachetności, a nie zadufania i pustego nadęcia! Warto się postarać i zmienić swoje życie, ponieważ dzięki temu jego smak stanie się dla nas czymś więcej, niż odklepywaniem tych samych czynności bez końca. Polecam tą pozycję wszystkim, bez wyjątków. Jej język jest równie przyjemny, co treści które są za jego pomocą przekazywane. Autorka pisze o swoim życiu i doświadczeniach bez cienia przechwałek czy wywyższania się - pokazuje nam, że jest takim samym człowiekiem, o takich samych słabościach i przyzwyczajeniach co my. Historia, którą opowiada nam autorka, daje nam poczucie jakbyśmy zaglądali komuś do mieszkania przez dziurkę od klucza, obserwując po cichu jego przyzwyczajenia i życie. Dla polskich czytelników jest to ogromny atut, ponieważ możemy bezkarnie "podpatrzeć, jak to się robi we Francji" ;)
"Lekcje Madame Chic" to poradnik niezwykły i wartościowy. Stosowanie się do jego zasad nie jest prostym zadaniem, ale jeżeli uda nam się wprowadzić w nasze życie chociaż jedną z nich, to poczujemy jak nasza pierś nadyma się z dumy i samozadowolenia. Bycie chic jest fantastycznym uczuciem, którym emanujemy i zarażamy wszystkich wokół. Etykietka prawdziwej damy nada nam rysu...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-10-14
Jim Butcher potrafi swoją prozą dokonać czegoś bardzo trudnego: otóż jego opowieści o przygodach lumpowatego detektywo-maga (cóż za połączenie!) potrafią wywołać w głowie czytelnika prawdziwy film akcji, który powoduje (no przynajmniej u mnie) nieodpartą chęć podjadania popcornu i popijania coli. Historia pana Dresdena wciąga nas już od pierwszych stron i powoduje w naszych umysłach powstanie permanentnego stanu napięcia i ekscytacji. Nie jest dla mnie istotne to, że normalny człowiek nie byłby w stanie przeżyć nawet połowy tego, co autor serwuje swojemu bohaterowi. To nic! To nieważne! To się nie liczy! Najcudowniejszym elementem powieści jest dla mnie niezwykle ironiczne i ostre jak brzytwa poczucie czarnego humoru głównego bohatera. Jego riposty i wyczucie groteskowego charakteru niektórych sytuacji sprawiają, że z jeszcze większym entuzjazmem podchodzę do lektury jego przygód. Z niecierpliwością będę czekać na kolejne części z cyklu "Akta Dresdena", ponieważ moje zainteresowanie dalszymi losami bohatera coraz bardziej mnie zżera. Zachęcam wszystkich do lektury!
Jim Butcher potrafi swoją prozą dokonać czegoś bardzo trudnego: otóż jego opowieści o przygodach lumpowatego detektywo-maga (cóż za połączenie!) potrafią wywołać w głowie czytelnika prawdziwy film akcji, który powoduje (no przynajmniej u mnie) nieodpartą chęć podjadania popcornu i popijania coli. Historia pana Dresdena wciąga nas już od pierwszych stron i powoduje w naszych...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-10-13
Seria Uczta wyobraźni to niewiarygodna wprost gratka dla wszystkich fanów wysokiej klasy literatury fantasy, zmuszającej czytelnika do wysiłku intelektualnego. Książki z tej serii należy czytać z uwagą i skupieniem, tak aby delektować się każdą stroną, każdym kolejnym rozdziałem i każdą opowieścią, jaką one ze sobą niosą. Sięgając po kolejną z tej serii pozycję byłam pewna, że jej lektura nie tylko "ukradnie" mi wiele dni i godzin z życia, ale i w zamian zabierze mnie tam, gdzie tylko wyobraźnia może nas zabrać. "Modlitewnik Amerykański. Luizjański Blues. Viator" to trzy mikro-powieści, z których każda zabierze nas w zupełnie inny świat.
We wszystkich trzech powieściach surrealizm, magia i fantastyka tworzą ciasny węzeł z rzeczywistością i realizmem. Piękny język, bogate opisy i niepowtarzalny nastrój sprawiają, że lektura wciąga nas niezauważenie, a naszkicowane przez autora postacie stają się naszymi towarzyszami nawet w chwilach, kiedy nie poświęcamy się lekturze. Autor zabiera nas w podróż po niewielkich, amerykańskich miasteczkach, zadymionych barach i dziwacznych spelunach, w których nadal króluje muzyka z szaf grających. Książka z całą pewnością zasługuje na miano "uczty". Jednak w miarę jedzenia apetyt rośnie, więc czekam na kolejne pozycje z tej serii :)
Seria Uczta wyobraźni to niewiarygodna wprost gratka dla wszystkich fanów wysokiej klasy literatury fantasy, zmuszającej czytelnika do wysiłku intelektualnego. Książki z tej serii należy czytać z uwagą i skupieniem, tak aby delektować się każdą stroną, każdym kolejnym rozdziałem i każdą opowieścią, jaką one ze sobą niosą. Sięgając po kolejną z tej serii pozycję byłam pewna,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-08-09
„W Paryżu dzieci nie grymaszą” to nietypowy poradnik/zaradnik. Nie znajdziecie tutaj suchych informacji odnośnie temperatury podawanych obiadków i sposobów zawijania dziecka w pieluchę w rekordowym tempie, na jednym kolanie i w środku lasu. Nic tutaj nie jest wypunktowane i nic nie jest przedstawiane jak jakiś schizofreniczny sen żony ze Stephford. Książka została ewidentnie napisana z myślą o normalnych ludziach, którzy czasami mają po prostu ochotę wejść do szafy i nie wychodzić z niej dopóki ich dzieci nie pójdą na swoje. Język jest lekki i „miękki” w odbiorze, a przy niektórych fragmentach naprawdę można popłakać się ze śmiechu, albo pokiwać ze zrozumieniem głową. Techniki wychowawcze przedstawione przez autorkę mogą zaskakiwać, ale na chłopski rozum są jak najbardziej sensowne. Podoba mi się niekonwencjonalny styl, jakim operuje autorka – praktycznie nie czułam, że czytam coś na kształt poradnika, ale raczej wciągającą historię rodziny,jakich wiele. Książkę polecam zdecydowanie wszystkim tym, których może przerastać perspektywa macierzyństwa lub tacierzyństwa. A ja? A ja nikomu nie oddam mojego egzemplarza,bo z całą pewnością jeszcze mi się w życiu przyda :)
„W Paryżu dzieci nie grymaszą” to nietypowy poradnik/zaradnik. Nie znajdziecie tutaj suchych informacji odnośnie temperatury podawanych obiadków i sposobów zawijania dziecka w pieluchę w rekordowym tempie, na jednym kolanie i w środku lasu. Nic tutaj nie jest wypunktowane i nic nie jest przedstawiane jak jakiś schizofreniczny sen żony ze Stephford. Książka została...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-08-09
Czytanie westernu to dla mnie zupełna nowość, dlatego tym bardziej się cieszę, że przygodę z gatunkiem zaczęłam od tej właśnie pozycji. Eli i Charlie są jak dwa spojrzenia na konwencję: Charlie to tradycyjne ujęcie tematu, ale Eli łamie wszystkie reguły – jest skrzywionym obrazem Clinta Estwooda, czymś w rodzaju prześmiewczej wersji kasowego hitu. Największą sympatią obdarzyłam co prawda nieszczęsnego Baryłkę, ale muszę przyznać że sami bracia Sisters również mnie zaintrygowali. Trzymałam nawet kciuki za Eli'ego, kiedy starał się wytrwać w diecie. Książka zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie, ale przypuszczam że zagorzali fani śmiertelnie poważnych spojrzeń pana Clinta poczują się urażeni tak trywialnym podejściem do tematu życia kowboja. Niemniej polecam serdecznie wszystkim, jako wyborną lekturę na leniwe, gorące popołudnia w hamaku. Jako kompletny laik muszę stwierdzić, że Dziki Zachód może być jednak pociągający ;)
Czytanie westernu to dla mnie zupełna nowość, dlatego tym bardziej się cieszę, że przygodę z gatunkiem zaczęłam od tej właśnie pozycji. Eli i Charlie są jak dwa spojrzenia na konwencję: Charlie to tradycyjne ujęcie tematu, ale Eli łamie wszystkie reguły – jest skrzywionym obrazem Clinta Estwooda, czymś w rodzaju prześmiewczej wersji kasowego hitu. Największą sympatią...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-08-06
Jeśli ktoś znajdzie w sobie na tyle siły i zainteresowania moją osobą, może łatwo się doszukać pewnych nudnych faktów z mojego prywatnego życia. Jednym z nich jest informacja o ukończonym przeze mnie kierunku studiów. Jako rasowa polonistka mam swoje małe zboczenia, dzięki którym mam pewność, że pomimo braku praktycznych aspektów, moja decyzja o wyborze kierunku była jak najbardziej słuszna...no właściwie to jedyna właściwa. No więc teraz klepię biedę i notorycznie poszukuję pracy, ale za to mam ogromną, śmieciową wiedzę o rzeczach, które interesują tylko mnie i może jeszcze paru innych "polonistycznych" oszołomów. Jednym z moich tzw. koników jest historia XX-lecia Międzywojennego w Polsce i korzenie, z których wynikało szaleństwo tej epoki. W większości pewnie się nad tym nie zastanawialiście (byłabym zszokowana, gdyby było w tej materii inaczej), ale ja wiem, że Polscy artyści i szaleńcy ze świadka krakowskiego bardzo mocno wzorowali się na tym, co miało miejsce...w Niemczech! a dokładniej to w Berlinie! Przecież Niemcy to dla Nas, Polaków, "kolebka zła" i nienawiści, które rozpanoszyły się po świecie jak wysypka na tyłku! A tu zonk... bo to właśnie Niemcy imponowali nam swoją kozacką odwagą i rozwiązłością, wyzwolonym duchem artystycznym i unowocześnioną moralnością, którą cechowało wyjątkowe rozprężenie. Jakaż więc była moja radość, kiedy odkryłam, że na ten jakże wdzięczny temat powstał przepiękny album, zapchany dosłownie całą masą anegdot, historii i miejskich legend z dawnego, dosłownie dzikiego Berlina.
Oto opowieść o Berlinie w zawrotnym rytmie fokstrota i rewiowych popisów. Autorka prowadzi przez szalone lata dwudzieste XX wieku i pokazuje miasto w różnych odsłonach. W tętniącym życiem w dzień i w nocy Berlinie spotykamy geniuszy nauki, literatury i sztuki, gwiazdy filmu – od Marleny Dietrich, Leni Riefenstahl i Fritza Langa, przez Bertolta Brechta i Ottona Dixa, po Alberta Einsteina, a także najwybitniejszych polityków, muzyków i sportowców. Pozycja wciąga niesamowicie, przyprawiając nas od czasu do czasu o wypieki na twarzy. Autorka wykonała kawał dobrej i żmudnej roboty, odnajdując całą masę niezwykłych informacji dotyczących życia Berlińczyków w czasach przedwojennych. Album jest pięknie ilustrowany, zrobiony "na bogato", z fantazją jakiej można pozazdrościć :) Polecam serdecznie wszystkim miłośnikom historii w wydaniu szalonym, bez akademickiego zanudzania suchymi faktami!
Jeśli ktoś znajdzie w sobie na tyle siły i zainteresowania moją osobą, może łatwo się doszukać pewnych nudnych faktów z mojego prywatnego życia. Jednym z nich jest informacja o ukończonym przeze mnie kierunku studiów. Jako rasowa polonistka mam swoje małe zboczenia, dzięki którym mam pewność, że pomimo braku praktycznych aspektów, moja decyzja o wyborze kierunku była jak...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-05-26
Lubię książki z półki "psychologia dla tłumu", ponieważ traktują one zazwyczaj o rzeczach, które interesują przeciętnego zjadacza chleba, ale robią to w taki sposób, że nie tracą na swojej atrakcyjności (ileż to razy sięgałam po książkę, która poza interesującym tytułem, nie miała w sobie już nic innego, co powstrzymałoby mnie przed zaśnięciem?). "Dlaczego zdradzamy?..." to pozycja jak najbardziej godna uwagi. Autorka pisze o niewierności w taki sposób, że nie odczuwa się w jej dziele potępienia czy też nawet obrzydzenia do jej bohaterów. Pozycja zmusza jednak do zastanowienia się, co tak na prawdę pcha nas do cudzego łóżka i dlaczego zdradzamy coraz częściej? Co powoduje, że mamy coraz większy apetyt na przygody seksualne i ten dziwaczny dreszczyk emocji, kiedy jak gdyby nigdy nic, wracamy do małżeńskiej alkowy? Po lekturze odniosłam wrażenie, że wraz z ogólnym rozwojem człowieka, rozwinęła się w nas również nasza moralność - a raczej jej granice. Nie jesteśmy już tak bardzo restrykcyjni, jeżeli chodzi o to "co wypada, a co nie". Książka jest dodatkowo opatrzona kilkoma tabelkami i wyliczeniami, dzięki którym nabiera ona rysu naukowego, a teorie autorki otrzymują podporę z suchych faktów i danych. Nie ma tego jednak zbyt wiele, więc spokojnie! to nie lektura akademicka tylko porządna robota merytoryczna ;) Reasumując: książkę polecam zdecydowanie, bo zmusza do poważnych przemyśleń i analizy własnych potrzeb i zachowań!
Lubię książki z półki "psychologia dla tłumu", ponieważ traktują one zazwyczaj o rzeczach, które interesują przeciętnego zjadacza chleba, ale robią to w taki sposób, że nie tracą na swojej atrakcyjności (ileż to razy sięgałam po książkę, która poza interesującym tytułem, nie miała w sobie już nic innego, co powstrzymałoby mnie przed zaśnięciem?). "Dlaczego zdradzamy?..." to...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-05-16
Książka zaskoczyła mnie swoją myślą przewodnią, a mianowicie: "Co byś zrobił, gdybyś się dowiedział, że osoba z którą chcesz spędzić życie przyniesie ci całą masę cierpienia?". Troszkę trudna sprawa, prawda? Autor powieści podszedł do sprawy w bardzo fajny sposób, dzięki czemu stworzył coś, czego jeszcze nigdy nie spotkałam w literaturze. Może za mało czytałam, a może Evan Mandery to geniusz? Opowieść jest dość nostalgiczna jak dla mnie, ale czyta się gładko i przyjemnie. Historia jako taka mocno mnie zaintrygowała i byłam szczerze zaciekawiona jej finałem. Jest tutaj sporo satyry, ale i sentymentalizmu, tak więc powieść powinna się spodobać zarówno tym doświadczonym, jak i naiwnym kobietkom w każdym wieku. Polecam z całą pewnością ale uprzedzam, że ta niezniszczalna miłość do Q to czysty surrealizm ;)
Książka zaskoczyła mnie swoją myślą przewodnią, a mianowicie: "Co byś zrobił, gdybyś się dowiedział, że osoba z którą chcesz spędzić życie przyniesie ci całą masę cierpienia?". Troszkę trudna sprawa, prawda? Autor powieści podszedł do sprawy w bardzo fajny sposób, dzięki czemu stworzył coś, czego jeszcze nigdy nie spotkałam w literaturze. Może za mało czytałam, a może Evan...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-05-16
Cóż mogę Wam powiedzieć? Niby to romans, ale jednak nie romans. Dla mnie największa wartość zaczerpnięta z tej powieści to smaki i zapachy, doskonałe opisy realiów życia na farmie i szczera prawda o trudnościach, z jakimi borykają się ci, którzy postanawiają się utrzymywać z pracy własnych rąk - DOSŁOWNIE! Książka jest niebanalna i bardzo ciepła, zaprawiona odrobiną słodyczy i sporą dawką cierpkiej prawdy. Obserwowanie katorgi, na jaką zdecydowała się główna bohaterka w chwili związania swoich losów z losami Marka powodowało u mnie chwilami napady serdecznego śmiechu. Rozbrajała mnie początkowa naiwność dziewczyny i cieszyła jej determinacja. Niestety książka źle wpłynęła na moją figurę, ponieważ nieustannie musiałam coś podjadać, żeby nie zacząć przeżuwać stron z opisami tylu pyszności! Polecam serdecznie i jednocześnie zalecam, żeby zaopatrzyć się w jakieś lekkie "podgryzacze" ;)
Cóż mogę Wam powiedzieć? Niby to romans, ale jednak nie romans. Dla mnie największa wartość zaczerpnięta z tej powieści to smaki i zapachy, doskonałe opisy realiów życia na farmie i szczera prawda o trudnościach, z jakimi borykają się ci, którzy postanawiają się utrzymywać z pracy własnych rąk - DOSŁOWNIE! Książka jest niebanalna i bardzo ciepła, zaprawiona odrobiną...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-04-26
Mogłabym co prawda nieco pełniej streścić Wam powieść, ale po co? To by tylko pozbawiło Was przyjemności, jaką jest odkrywanie kolejnych wątków i tajemnic, które z taką elegancją i pieczołowitością zostały stworzone. Książka czyta się początkowo dość opornie, może nawet zniechęcić co mniej wytrwałych, ale zapewniam, że warto się "przemęczyć" przez ten żmudny początek, żeby móc się wgryźć w "smakowite kąski" ukryte nieco później. Styl przypomina mi powieści Karola Dickensa i innych wybitnych XIX-wiecznych autorów. Gdybym musiała opisać tą powieść jednym słowem, użyłabym przymiotnika "elegancka". Estetyka jest wyjątkowa - cudownie łączy w sobie klasykę z nowoczesnym fantasy. Zaiste, prawdziwa to uczta wyobraźni i stylu. Czuję się literacko dopieszczona...ba! może nawet i zupełnie ROZpieszczona, bo w stosunku do następnej powieści fantasy, po którą sięgnę, już teraz mam bardzo wysokie oczekiwania - chociaż wątpię, czy może być jeszcze lepiej ;)
Mogłabym co prawda nieco pełniej streścić Wam powieść, ale po co? To by tylko pozbawiło Was przyjemności, jaką jest odkrywanie kolejnych wątków i tajemnic, które z taką elegancją i pieczołowitością zostały stworzone. Książka czyta się początkowo dość opornie, może nawet zniechęcić co mniej wytrwałych, ale zapewniam, że warto się "przemęczyć" przez ten żmudny początek, żeby...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-04-09
Książka jest wyjątkowa, bo zawiera w sobie tyle smaków i zapachów dobrego pieczywa, że bez towarzystwa jakiejkolwiek przekąski nie byłam w stanie jej przebrnąć. Pod koniec niemal każdego rozdziału znajdziecie przepis na pieczywo, o którym była mowa wcześniej. Książka pochwala zwyczaj samodzielnego wyrobu wszelkich pyszności cukierniczych i chleba, co jest dla mnie ukłonem w stronę zapomnianych już tradycji. Ale pomijając walory kulinarne, muszę stwierdzić że książka bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. To piękna historia pięciu pokoleń kobiet, które są tak bardzo różne, że nie raz mają poważne problemy z dogadaniem się ze sobą. Pozornie jest to więc historia miłosna, ale tak naprawdę chodzi tutaj o receptę na miłość w ogóle, między bliskimi sobie ludźmi. Uczucie między Ramoną i Jonah'em jest raczej wątkiem pobocznym, znaczącym znacznie mniej niż uczucie Ramony do jej córki i matki. Książka jest niebanalna i bardzo przyjemna. Polecam na leniwe popołudnie przy kawie i chrupiącym croissantcie ;)
Książka jest wyjątkowa, bo zawiera w sobie tyle smaków i zapachów dobrego pieczywa, że bez towarzystwa jakiejkolwiek przekąski nie byłam w stanie jej przebrnąć. Pod koniec niemal każdego rozdziału znajdziecie przepis na pieczywo, o którym była mowa wcześniej. Książka pochwala zwyczaj samodzielnego wyrobu wszelkich pyszności cukierniczych i chleba, co jest dla mnie ukłonem w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Czerwony Rycerz ponownie wkracza do akcji! Jego usługi są potrzebne w dalekim kraju, gdzie tajemniczy spisek doprowadził do uprowadzenia samego cesarza! Tylko młody rycerz wraz ze swoją drużyną zabijaków może go ocalić i zaprowadzić porządek w cesarstwie. Zdrada czai się tutaj na każdym kroku, wszyscy są podejrzani i nie wiadomo, kto jest przyjacielem a kto wrogiem, a kto tylko udaje jednego albo drugiego? Ach, ile się tutaj dzieje... .
Po drugą część Czerwonego Rycerza sięgnęłam będąc już n prawdziwym głodzie literackim. Z ogromną przyjemnością wspominałam moje pierwsze spotkanie z Czerwonym Rycerzem i byłam pewna, że nasza druga "randka" również się uda. Książka okazała się wspaniała, chociaż nie wiem na ile to wrażenie było związane z jej rzeczywistym geniuszem a na ile z moim głodem. Historia opisana przez pana Camerona jest z całą pewnością mocno złożona i naszpikowana wątkami, które momentami odciągają nas od głównego nurtu historii, ale kojarzy mi się to ze stylem Wiesława Myśliwskiego, który swoje książki buduje na zasadzie nawarstwiających się dygresji. To trudny w odbiorze styl, ale z pewnością wart naszego skupienia. Tom nawiązuje również całkiem sporo do wątków, które miały swój początek w pierwszej części, dlatego też warto zacząć lekturę niedługo po zakończeniu jej lektury, tak aby zachować w głowie pozyskane informacje i połączyć je ze sobą. Nie ukrywam, że książka może niektórych zawieść, z powodu znacznego spowolnienia akcji, ale trzeba podkreślić, że skoro całościowo historia doczeka się kolejnej odsłony, to nie może ona przecież tak pędzić przez cały czas!
Na książkę długo czekałam, a jeszcze dłużej czytałam, z powodu braku czasu na lekturę. Przez to moja "więź" z Czerwonym Rycerzem jest tak jakby "ciągła" i niekwestionowanie przyjemna ;) Moja wyobraźnia wciąż krąży wokół bitew i spisków połączonych z głównym bohaterem cyklu. Polecam lekturę wszystkim fanom fantasy, ale uprzedzam że nie należy ona do najlżejszych. Trzeba się na niej skupić, ale warto!
Czerwony Rycerz ponownie wkracza do akcji! Jego usługi są potrzebne w dalekim kraju, gdzie tajemniczy spisek doprowadził do uprowadzenia samego cesarza! Tylko młody rycerz wraz ze swoją drużyną zabijaków może go ocalić i zaprowadzić porządek w cesarstwie. Zdrada czai się tutaj na każdym kroku, wszyscy są podejrzani i nie wiadomo, kto jest przyjacielem a kto wrogiem, a kto...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to