Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Naprawdę chciałbym uwierzyć, że Żeromski jest mistrzem groteski. Niestety, nie mam podstaw by tak myśleć. Chyba że autor "Przedwiośnia wyprowadził nas wszystkich w pole.

Sam pomysł na książkę wydaje się naprawdę dobry. Opowieść o człowieku dorastającym w toksycznej rodzinie, do życia którego z buciorami wpycha się historia. Niestety, Żeromski popełnił dwa ogromne błędy. Pierwszym jest nadmiar wszystkiego. Emigracja, wykorzenienie, wojna, rewolucja, tułaczka, kolejna wojna, romans, a do tego jeszcze obraz społeczeństwa. Dobra książka, która poruszałaby te tematy, musiałaby mieć przynajmniej tysiąc stron. Jak wiemy, "Przedwiośnie" tylu nie ma.

Kolejny błąd, który w zasadzie wynika z pierwszego, to powierzchowność. Spójrzmy chociażby na aspekt psychologiczny. Dzieciństwo i młodość Baryki Żeromski potraktował po macoszemu. Jego rodzice są ukazani w książce bardzo pozytywnie, chociaż - nie ukrywam - nie są całkowicie wyidealizowani. Nie zmienia to jednak faktu, że jego rodzina jest absolutnie toksyczna. Ojciec jest żelaznym dyktatorem, który ukrywa się za fasadą uśmiechu. Matka to wykluczona z życia kobieta, która nie potrafi wziąć odpowiedzialności za życie rodziny i zrzuca ją na dorastającego syna. Nic dziwnego, że Baryka, zaczął "spędzać całe dnia na łobuzerii". Żeromski ukazał go jednak jako wyrodnego syna i właściwie obarczył go winą za jej śmierć!

Żeromski upraszcza jednak nie tylko postać Baryki, ale w zasadzie cały świat przedstawiony. Wydaje się on papierowy, w dodatku zbudowany z papierowych postaci, które muszą odegrać jakąś rolę i zachować się w konkretny sposób, w papierowym świecie, namalowanym przez kiczowatego malarza specjalizującego się w jeleniach na rykowisku.

Gdyby to było chociaż napisane dobrym językiem! Niestety, ten aspekt utworu także nie zachwyca. Są dobre fragmenty - to prawda. Jest ich jednak zdecydowanie zbyt mało.

Cała powieść napisana jest stylem nieznośnie ironicznym, a takie przynajmniej sprawia wrażenie. Nie ważne, w jakiej sytuacji - wszystko jest ironiczne. Często Żeromski silił się także na humor, ten jednak także nie jest najwyższych lotów. Czasem robi się nawet groteskowo. Weźmy na przykład to zdanie: "Na szczęście konie stanęły i, bestialsko obojętne na los swych owsodawców, poczęły szczypać poprzez wędzidła smaczne przydrożne szczawie". Naprawdę nie wiem, czy miało to być wstawka humorystyczna, czy przykład złego stylu. W tym wypadku można Żeromskiego wytłumaczyć, ale co zrobić z opisem ciała martwej Ormianki? Opis ten jest przeraźliwie groteskowy i zamiast mnie zachwycić poetyckością, zirytował mnie do granic możliwości. Ale może to tylko mój problem.

Oczywiście rozumiem, że "Przedwiośnie" to ważny utwór. Chociażby z powodu wywołanego przez siebie rozgłosu wydaje się warta uwagi. Jestem jednak zdania, że powieść Żeromskiego nie zasługuje na miano arcydzieła. Niestety, "Przedwiośnie" nie przeszło pozytywnie próby czasu i właściwie już się zdezaktualizowało.

Naprawdę chciałbym uwierzyć, że Żeromski jest mistrzem groteski. Niestety, nie mam podstaw by tak myśleć. Chyba że autor "Przedwiośnia wyprowadził nas wszystkich w pole.

Sam pomysł na książkę wydaje się naprawdę dobry. Opowieść o człowieku dorastającym w toksycznej rodzinie, do życia którego z buciorami wpycha się historia. Niestety, Żeromski popełnił dwa ogromne błędy....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pinokia można interpretować na dwa sposoby.
Najbardziej popularna jest ta, która wydaje się nam oczywista, gdy czytamy tę książkę w podstawówce. Wtedy książka ta jest powiastką dydaktyczną, która opowiada o dorastaniu i dojrzewaniu.
Inaczej jednak sprawa przedstawia się, kiedy książkę tę przeczytam zaznajamiając się wcześniej z podstawami psychoanalizy i właśnie tę metodę wykorzystać do postawienia hipotezy interpretacyjnej. Wtedy świat "Pinokia" okazuje się niezwykle drastyczny - jest to walka z ciągłym poczuciem poczuciem winy, które jest zaszczepiane w małym chłopcu przez matkę-kochankę (Wróżka pełni obie te role). Pinokio jest wtedy bohaterem tragicznym, przygniatanym przez superego (Pinokio jako normalny chłopiec jest właśnie odzwierciedleniem superego). Na korzyść tej interpretacji sprzyja fakt, że Carlo Collodi zmagał się przez całe życie z depresją.
Krótko mówiąc, "Pinokio" okazuje się opowieścią dwuwymiarową - jest to prosta opowiastka dla dzieci, posiadająca drugie, widoczne jedynie dla starszych czytelników, dno. Być może właśnie dlatego książka ta zasługuje na szczególną uwagę.

Pinokia można interpretować na dwa sposoby.
Najbardziej popularna jest ta, która wydaje się nam oczywista, gdy czytamy tę książkę w podstawówce. Wtedy książka ta jest powiastką dydaktyczną, która opowiada o dorastaniu i dojrzewaniu.
Inaczej jednak sprawa przedstawia się, kiedy książkę tę przeczytam zaznajamiając się wcześniej z podstawami psychoanalizy i właśnie tę metodę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zacznijmy od plusów - jest to bardzo dobrze napisana książka. Zabawna i absurdalna - trupy wstają z grobów i wcale nie są agresywne, ale raczej nieporadne (na przykład gubią kończyny). Całość jest w sumie zabawna.
I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie zasada decorum, która przez pana Ostachowicza została brutalnie zgwałcona. Jak można mówić o Holokauście, tej wielkiej tragedii, w sposób tak lekki, w konwencji komedii. Być może taki był właśnie cel - przełamanie tabu. Jak dla mnie jest to jednak książka dość prymitywna, zwłaszcza finalna bitwa o Arkadię. I jeszcze do tego ta konstrukcja szwarccharakterów i koncepcja diabła, który dla mnie trochę przypomina tę postać z kreskówki: http://pl.wikipedia.org/wiki/Czerwony_(posta%C4%87). To tego ta koncepcja ze złem wynikającym z opętania. Książka ta byłaby doskonałą lekturą na weekend, gdyby nie fakt, że gdzieś w tle cały czas - obok gejowskiego seksu i głównego bohatera tchórza - przewijają się ofiary warszawskiego getta. Czytanie o nich w żadnym razie nie jest śmieszne. Przynajmniej, nie powinno być.

Zacznijmy od plusów - jest to bardzo dobrze napisana książka. Zabawna i absurdalna - trupy wstają z grobów i wcale nie są agresywne, ale raczej nieporadne (na przykład gubią kończyny). Całość jest w sumie zabawna.
I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie zasada decorum, która przez pana Ostachowicza została brutalnie zgwałcona. Jak można mówić o Holokauście, tej wielkiej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka początkowo wydaje się idiotyczna - w końcu nastolatek stojący na czele bandy nie wcale nie wydaje się przekonujący. W sumie jest to jednak największy minus tej książki. Najpierw zdawało mi się, że będzie to przeciętne, delikatnie idiotyczne, fantasy. Nie jest. Zwłaszcza, kiedy okazuje się, że to w sumie nie jest fantasy.

Ta książka początkowo wydaje się idiotyczna - w końcu nastolatek stojący na czele bandy nie wcale nie wydaje się przekonujący. W sumie jest to jednak największy minus tej książki. Najpierw zdawało mi się, że będzie to przeciętne, delikatnie idiotyczne, fantasy. Nie jest. Zwłaszcza, kiedy okazuje się, że to w sumie nie jest fantasy.

Pokaż mimo to


Na półkach:

"Spawnie, szybko" - to na pewno. Ale czy bez celu? Na pierwszy rzut oka - tak. Rachityczna fabuła - nie, zdecydowanie nie. Fabuła jest wystarczająco rozbudowana jak na długość tej książki. Jedno jest pewne - czcionka jest na pewno ZBYT duża, ale mniejsza oto. Za tą wielką czcionką kryje się bowiem parę historii i to - niestety - dość tragicznych. Zacznijmy od tej najprostszej. Zacznijmy od tego, co widać najlepiej - "Kochanie, zabiłam nasze koty" to satyryczna odpowiedź, na pytanie dokąd zmierza nasza cywilizacja (wiem, to brzmi patetycznie). Dla mnie jednak ważniejsza jest inna historia - historia przyjaźni, która rozpada się przez głupotę. Poza tym jest jeszcze jedna kwestia - jest to też opowieść o trudach tworzenia i, koniec końców, być może jest to pokrętna autobiografia, albo odwrotnie - wielka fantasmagoria.

To chyba najbardziej nieskładna recenzja, jaką kiedykolwiek napisałem.

"Spawnie, szybko" - to na pewno. Ale czy bez celu? Na pierwszy rzut oka - tak. Rachityczna fabuła - nie, zdecydowanie nie. Fabuła jest wystarczająco rozbudowana jak na długość tej książki. Jedno jest pewne - czcionka jest na pewno ZBYT duża, ale mniejsza oto. Za tą wielką czcionką kryje się bowiem parę historii i to - niestety - dość tragicznych. Zacznijmy od tej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Jestem kibolem" to nie jest książka nowa, zdążyła już zyskać sobie grono fanów (co prawdopodobnie spowodowane jest tym, że większość fanpage'ów poświęconych kibicowaniu ją reklamuje). Profil książki polubiło bez mała 8 tysięcy osób.

Powiedzmy sobie szczerze, bez ogródek - TA KSIĄŻKA JEST NAPRAWDĘ SŁABA. Dlaczego?

1. Język tej książki jest tragiczny. Pomińmy już nawet masę wulgaryzmów i prostackiego słownictwa, bo - powiedzmy - budowało jakiś tam klimat. To by się dało jeszcze znieść. Ale te rwane zdania! Czasem miałem wrażenie, jakby autor nie wiedział, do czego służą przecinki i na czym polegają zdania wielokrotnie złożone. Do tego te wszystkie porównania (przykład: "było tam ciasno jak w cipce niezepsutej przez świat szesnastolatki") i dowcipy... Czytało się to jak historię stworzoną z wpisów jakiegoś internetowego "hóligana" na jego kibolim blodżu, tyle że bez błędów ortograficznych. Chociaż w sumie to niewielka pociecha.

2. Kreacja. Bohaterowie są przerysowani i sztuczni jak postaci z akademii szkolnej. Ich życiem steruje logika autora, której - na marginesie - czasem brak. Weźmy na przykład Obiada - jest on tak skrajnym idiotą, że jego idioctwo powala czytelnika, śmierdzi fałszem bardziej niż dokładnie w książce opisana pociągowa toaleta. Nikt nie popełnia tylu błędów ortograficznych, co wspomniany Obiad, naprawdę.
Poza tym autor sprytnie manipuluje fabułą. Chodzi mi głównie o scenę rodzinnej imprezy - wszyscy jej bohaterowie, z wyjątkiem głównego, są skrajnymi ignorantami i uważają, że "Mateusz" jest jakimś starotestamentalnym prorokiem. Litości...

Tak naprawdę książka ta daje się przeczytać bez serii facepalmów jedynie przez kilka rozdziałów, w których główny bohater ma pewne wątpliwości co do siebie. Reszta to syf, na który szkoda czasu.

Jeśli miałbym jednak wskazać jakieś plusy tej książki, to fakt, że w ogóle powstała, jest to bowiem bardzo ważny społecznie temat. Szkoda tylko, że napisana jest w taki sposób i, summa summarum, utrwala niepozytywny obraz kibica, zamiast go przełamywać.

Wydaje mi się, że jest to po prostu książka od kibola dla kiboli i nikt spoza tego kręgu nie powinien się do niej dotykać, o czym zresztą świadczy opinia mojego kolegi, będącego członkiem ruchu kibicowskiego i jednocześnie dość inteligentną "poczwarą". Podobno mu się się podobała. I nawet się śmiał. Do rozpuku...

Pora umierać.

"Jestem kibolem" to nie jest książka nowa, zdążyła już zyskać sobie grono fanów (co prawdopodobnie spowodowane jest tym, że większość fanpage'ów poświęconych kibicowaniu ją reklamuje). Profil książki polubiło bez mała 8 tysięcy osób.

Powiedzmy sobie szczerze, bez ogródek - TA KSIĄŻKA JEST NAPRAWDĘ SŁABA. Dlaczego?

1. Język tej książki jest tragiczny. Pomińmy już nawet...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Trzeba przeczytać, najlepiej zapoznawszy się wcześniej z poematem Różewicza "Spadanie". Temat ten sam. Oba utwory - genialne. (O ile ktoś lubi teatr absurdu).

Trzeba przeczytać, najlepiej zapoznawszy się wcześniej z poematem Różewicza "Spadanie". Temat ten sam. Oba utwory - genialne. (O ile ktoś lubi teatr absurdu).

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Absurd - oto jak w jednym słowie streścić dramaty Gombrowicza. Nie byłaby to jednak recenzja pełna i właściwa. Nie jest to bowiem absurd bezsensowny, taki absurd dla absurdu. Owszem, nie jest łatwo przez niego przebrnąć. Jednak pod warstwą pozornego bezsensu ukryte są bardzo głębokie prawdy (jakkolwiek patetycznie i infantylnie by to nie brzmiało). Wszystko jest to są bowiem opowieści o Formie - i o przegranej z nią walce. "Iwona, księżniczka Burgunda" to przecież opowieść o sile oddziaływań międzyludzkich, o tym jak kreujemy siebie nawzajem i jak my jesteśmy kreowani. "Ślub" to opowieść zarówno o dramacie wojny, jak i o przegranej walce z Formą. "Operetka" jest to zaś opowieść o tym jak kształtują nas role społeczne, ale i jest to zapis powojennego dramatu.

Jest więc drugie dno. Zaś z językowego punktu widzenia, jest to także świetna lektura - tekst jest naturalny, ale i abstrakcyjny i wcale nie aż tak męczący, jak by się mogło zdawać.

Zakochałem się w tym zbiorze i - gdyby nie był wypożyczony z biblioteki - postawiłbym go na zaszczytnym miejscu obok "Kartoteki" Różewicza, oba dzieła są bowiem równie wspaniałe (mimo że - o ile się nie mylę - Różewicz Gombrowicza nie lubił. A Gombrowicz nie lubił nikogo).

Absurd - oto jak w jednym słowie streścić dramaty Gombrowicza. Nie byłaby to jednak recenzja pełna i właściwa. Nie jest to bowiem absurd bezsensowny, taki absurd dla absurdu. Owszem, nie jest łatwo przez niego przebrnąć. Jednak pod warstwą pozornego bezsensu ukryte są bardzo głębokie prawdy (jakkolwiek patetycznie i infantylnie by to nie brzmiało). Wszystko jest to są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czuję się nieco dziwnie czytając wcześniejsze opinie. Wszyscy wydają się być "Idiotą" zachwycenie. Mnie tymczasem książka ta nie poruszyła. Nie chodzi bynajmniej o styl - przez większość książki przeszedłem bez problemu. Ogólnie rzecz biorąc czyta się ją łatwo, mimo znikomej fabuły. Oczekiwałem jednak od Dostojewskiego - nazywanego w końcu "mistrzem powieści psychologicznej" - czegoś więcej. Wydaje mi się, że psychika wszystkich postaci była wybitnie nieskomplikowane i pewien sposób schematyczne, mocno przerysowane. Kupują tę książkę liczyłem, że fabuła będzie trochę inna, a życie rzuci Myszkinowi jakieś kłody pod nogi. Zbyt dużo zbiegów okoliczności przepełnia tę książkę i to odejmuje jej realizmu. Biedny tytułowy Idiota zamiast stać się naprawdę znienawidzonym i odrzuconym za swoje dobro, doczekał się jedynie problemów sercowych. Moim zdaniem fabuła jest po prostu banalna. I tyle.
Poza tym w tłumaczenie Justyny Gładyś wkradło się sporo błędów interpunkcyjnych, chociaż bez jej posłowia moje odczucia po zakończeniu lektury byłyby dużo gorsze.

Czuję się nieco dziwnie czytając wcześniejsze opinie. Wszyscy wydają się być "Idiotą" zachwycenie. Mnie tymczasem książka ta nie poruszyła. Nie chodzi bynajmniej o styl - przez większość książki przeszedłem bez problemu. Ogólnie rzecz biorąc czyta się ją łatwo, mimo znikomej fabuły. Oczekiwałem jednak od Dostojewskiego - nazywanego w końcu "mistrzem powieści...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mniej więcej w połowie lektury "Stu lat samotności" zdałem sobie sprawę, że rzeczy przez nią opisywane powinny mnie obrzydzać. A jednak tego nie robiły. Ogólnie rzecz biorąc opowieść miała formę gawędy człowieka, którego nic nie dziwi - od kazirodztwa po wniebowzięcie. Trzeba przyznać, że realizm tej książki rzeczywiście jest "magiczny", i to zarówno w kwestii stylu, jak i wydarzeń. Pojawiają się zarzuty, że książka ta nie ma głównego bohatera, dla mnie jednak była nim Urszula - dopóki była w stanie zawiadywać domem, wszystko układało się dobrze. Być może rzeczywiście prawdą jest, że forma "Stu lat samotności" przypomina nieco telenowelę, ale książka ta przekazuje jakąś uniwersalną, lecz niebanalną!, prawdę, ukrytą gdzieś głęboko między kartkami, ledwie wyczuwalną, a jednak niezaprzeczalną. Samotność nie jest ukazana w sposób dramatyczny - przez całą lekturę udaje nam się ją jednak wyczuć. Dlatego - mimo wszystko - jest to powieść o samotności i w pewien sposób o małości ludzkiej egzystencji.
Aż żal odkładać tę książkę na półkę...

Mniej więcej w połowie lektury "Stu lat samotności" zdałem sobie sprawę, że rzeczy przez nią opisywane powinny mnie obrzydzać. A jednak tego nie robiły. Ogólnie rzecz biorąc opowieść miała formę gawędy człowieka, którego nic nie dziwi - od kazirodztwa po wniebowzięcie. Trzeba przyznać, że realizm tej książki rzeczywiście jest "magiczny", i to zarówno w kwestii stylu, jak i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Nowy wspaniały świat" jest jedną z najbardziej znanych antyutopii. Autorowi udało się wykreować dopracowany świat i, co zabawne, podczas lektury nie odczuwa się, że książka pisana była przed II Wojną Światową (wydano ją na początku lat trzydziestych). Zastanawiam się jednak na czym polega jej antyutopijny charakter. Oczywiście dla nas, żyjących w czasach, gdy kultura ma jeszcze jakieś znaczenie, a związki wciąż istnieją, wizja "nowego wspaniałego świata" jest okrutna i upiorna. A jednak ludzie żyjący w tym świecie są szczęśliwi, nie zdając sobie sprawy z tego, że żyjąc jak zwierzęta powinni być nieszczęśliwi. Postać Johna chyba miała wzbudzać sympatię, mnie tymczasem denerwowała. To jednak materiał na dłuższy esej, nie na recenzję książki. Zdecydowanie warto przeczytać. I przemyśleć.

"Nowy wspaniały świat" jest jedną z najbardziej znanych antyutopii. Autorowi udało się wykreować dopracowany świat i, co zabawne, podczas lektury nie odczuwa się, że książka pisana była przed II Wojną Światową (wydano ją na początku lat trzydziestych). Zastanawiam się jednak na czym polega jej antyutopijny charakter. Oczywiście dla nas, żyjących w czasach, gdy kultura ma...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Good omens Neil Gaiman, Terry Pratchett
Ocena 6,8
Good omens Neil Gaiman, Terry ...

Na półkach:

Bardzo ciężko jest mi ocenić tę książkę, ponieważ porwałem się z motyką na słońce i przeczytałem ją w oryginale. Cóż, nie było to dobre posunięcie, ponieważ styl Pratchetta charakteryzuje się masą gier słów i przeróżnych żartów językowych, które komuś nie znającego języka angielskiego na poziomie naprawdę zaawansowanym mogą sprawić trudności. Najwięcej problemów sprawiły mi fragmenty przepowiedni Agnes, bo te były napisane "specyficznym" angielskim (być może staroangielskim, ale wydaje mi się, że raczej na taki stylizowanym). Możliwe więc, że uciekło mi to, co najbardziej zabawne i stąd nie mogę w żaden sposób wydać wiarygodnej oceny.

Bardzo ciężko jest mi ocenić tę książkę, ponieważ porwałem się z motyką na słońce i przeczytałem ją w oryginale. Cóż, nie było to dobre posunięcie, ponieważ styl Pratchetta charakteryzuje się masą gier słów i przeróżnych żartów językowych, które komuś nie znającego języka angielskiego na poziomie naprawdę zaawansowanym mogą sprawić trudności. Najwięcej problemów sprawiły mi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"W kraju niewiernych" jest interesującym zbiorem opowiadań. Mocną stroną wszystkich opowiadań jest złożoność i "pełność" stworzonych w każdym opowiadaniu światów. Ogólnie rzecz biorąc wszystkie opowieści trzymają poziom i nie ma takiej, o której można powiedzieć, że jest słabe. Oczywiści trafiły się i gorsze opowiadania - do nich zaliczam "Muchobójcę", "Katedrę" i "Medjugorje". O ile jednak pierwsze dwa posiadają w pełni wykreowany świat i ciekawy świat, o tyle "Medjugorje" jest po prostu słabe - ani fabuła nie jest porywająca, ani tym bardziej miejsce akcji. Jest to też pierwsza książka Dukaja, w której odniosłem wrażenie przeintelektualizowanego bełkotu - jakby autor chciał specjalnie zakłopotać czytelnika i wywołać w ten sposób podziw, działający na zasadzie "on zna mądre słowa, a ja nie". Być może jednak to po prostu kwestia mojego przewrażliwienia.

Podsumowując, jest to książka, którą naprawdę warto przeczytać, mimo że nie jest on idealna. Na pewno każdy fan fantastyki znajdzie w tym zbiorze coś dla siebie.

"W kraju niewiernych" jest interesującym zbiorem opowiadań. Mocną stroną wszystkich opowiadań jest złożoność i "pełność" stworzonych w każdym opowiadaniu światów. Ogólnie rzecz biorąc wszystkie opowieści trzymają poziom i nie ma takiej, o której można powiedzieć, że jest słabe. Oczywiści trafiły się i gorsze opowiadania - do nich zaliczam "Muchobójcę", "Katedrę" i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powiedzmy sobie szczerze - zawiodłem się na tej książce. Fragmenty recenzji umieszczone na okładce głosiły, jakoby była to zachwycająca, mądra i do tego wspaniale napisana powieść.

Zacznijmy więc od języka, który miał być bardzo dobry. Być może jest to wina tłumacza, ale - oczywiście moim zdaniem - styl jest drętwy i wynaturzony. Czytając ją miałem większe poczucie "obcości" języka niż chociażby podczas lektury "Krzyżaków" Sienkiewicza. Za to dialogi były na dobrym poziomie i pasowały do postaci, każdą dało się odróżnić po stylu wypowiedzi, a to się chwali.

Skoro już jesteśmy przy postaciach, warto wspomnieć, że ich kreacja jest dobra, chociaż wydaje mi się, że odrobinę przekłamana. Bo oto mamy klasztor, w którym mieszka garstka zakonnic, z czego znaczna część ma jakiś mroczny sekret i/lub jest chora psychicznie. I ogólnie wszyscy przedstawiciele Kościoła są hipokrytami. I tylko tylko jeden duchowny jest dobrego serca, ale za to jest brzydki i nieśmiały. Cóż za stereotypowe myślenie!

Mimo to, powieść Panosa Karnezisa jest warta przeczytania, o ile podchodzi się do niej z odpowiednim krytycyzmem. Inaczej nabiera wydźwięku skrajnie antyklerykalnego, zamiast być studium szaleństwa, a taki był chyba zamysł autora.

Powiedzmy sobie szczerze - zawiodłem się na tej książce. Fragmenty recenzji umieszczone na okładce głosiły, jakoby była to zachwycająca, mądra i do tego wspaniale napisana powieść.

Zacznijmy więc od języka, który miał być bardzo dobry. Być może jest to wina tłumacza, ale - oczywiście moim zdaniem - styl jest drętwy i wynaturzony. Czytając ją miałem większe poczucie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W końcu, po ponad sześciu miesiącach, udało mi się dobrnąć do końca tej książki. Czytanie jej - to była istna męczarnia! Nuda i banał wylawają się z niej litrami. Historia jest prosta i powiem szczerze, że ani razu pani Canavan mnie nie zaskoczyła. Niby były tam jakieś zwroty akcji, ale nie ma co ukrywać, że były dość oczywiste.
Bohaterowie często zachowywali się sztucznie. Chociażby Sonea - jej syn zaginął na pustyni w Sachace (jakby nie patrzeć kraju mało przyjemnym), a ona martwi się tylko troszeczkę i do tego ma siłę żeby gonić za dziką. Ach, cóż za bohaterska postawa! Szkoda, że taka nieżyciowa.
Jednak to nie fabuła jest najgorszą częścią tej książki, a styl autorki. Jest on taki, hm, "dziecinny". Wszystko jest ugrzecznione, postaci są miłe, sympatyczne i - niestety - jałowe. Do tego myśli typu "Wiedzieliśy, czego się spodziewać. Niewiele to pomaga. W dodatku wydaje mi się to nieco nieuprzejme. Pan domu nie wychodzi witać gości. Wita ich dopiero w środku". Przepraszam, ale nikt nigdy nie myśli w taki sposób.
Wydaje mi się, że "Misja Ambasadora" jest najgorszą książką pani Canavan, którą czytałem. I z całą pewnością - ostatnią. Nie polecam jej nikomy, chyba że ktoś jest psychofanem tej australijskiej pisarki.

W końcu, po ponad sześciu miesiącach, udało mi się dobrnąć do końca tej książki. Czytanie jej - to była istna męczarnia! Nuda i banał wylawają się z niej litrami. Historia jest prosta i powiem szczerze, że ani razu pani Canavan mnie nie zaskoczyła. Niby były tam jakieś zwroty akcji, ale nie ma co ukrywać, że były dość oczywiste.
Bohaterowie często zachowywali się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powiedzmy sobie szczerze - od tej książki oczekiwałem więcej. Pierwsze opowiadanie mnie uwiodło, drugie już nie, trzecie zaczęło denerwować. Potem było jeszcze gorzej. Zacznijmy od wymienienia tego, co w tym zbiorze opowiadań podobało mi się najmniej. Po pierwsze - prawie każda postać była pracownikiem biurowym, przedstawicielem handlowym czy kimś w tym stylu, zawsze z podobnym światopoglądem. Moim zdaniem za dużo wulgaryzmów i tego typu zabegów. A opisy znęcania się nad zwierzętami były okrutnie odrażające, a ja zacząłem zastanawiać się nad zdrowiem psychicznym autora.
Teoretycznie wszystkie opowiadania były ze sobą powiązane. W praktyce wyszło to trochę dziwnie...
Ogólnie rzecz biorąc, książkę warto przeczytać, ale wymagającego czytelnika może nie zadowolić.

Powiedzmy sobie szczerze - od tej książki oczekiwałem więcej. Pierwsze opowiadanie mnie uwiodło, drugie już nie, trzecie zaczęło denerwować. Potem było jeszcze gorzej. Zacznijmy od wymienienia tego, co w tym zbiorze opowiadań podobało mi się najmniej. Po pierwsze - prawie każda postać była pracownikiem biurowym, przedstawicielem handlowym czy kimś w tym stylu, zawsze z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Świat Zofii" jest jedną z lektur szkolnych w gimnazjum. Moim zdaniem - jedną z gorszych. Zacznijmy od tego, co najbardziej tragiczne w tej powieści - tj. warsztacie literackim.
Otóż niestety pan Gaarder pisać książek nie umie i nie powinienen za taki projekt się brać. Dialogi to drewno w czystej postaci. Kwestie Zofii typu: "Zaniemówiłam" czy "No teraz mnie przekonałeś" albo "Domagam się przykładu!", są naturalne niczym silikonowe implanty. Opisów nie ma prawie wcale. Ogólnie cała powieść zdaje się być - pod względem warsztatu - tworem dziecka z podstawówki.
Towarzyszyło mi przez to wrażenie, że pan autor miał na celu przekazać nam pewną wiedzę, a jako że dzieci esejów nie czytają, wymyślił, że napisze powieść. Niestety pierwotny zamiar cały czas był niepokojąco widoczny. Lama przebrana za słonia dalej jest lamą.
Sama fabuła jest za to pozytywnym zaskoczeniem i nie spodziewałem się, że cała hisoria skończy się w taki sposób. Mamy więc element zaskoczenia. Za to sam moment przerwania fabuły jest bardzo słabo wyważony. Odpłyneli sobie łódeczką na pełne morze, ot i całe zakończenie.
Podsumowując, Świat Zofii jest książką mało wymagającą, ale warto ją przeczytać dla zawartej w niej wiedzy. Jest jednak jej za dużo jak na lekturę i ciężko zapamiętać całą historię filozofii w jeden tydzień.

"Świat Zofii" jest jedną z lektur szkolnych w gimnazjum. Moim zdaniem - jedną z gorszych. Zacznijmy od tego, co najbardziej tragiczne w tej powieści - tj. warsztacie literackim.
Otóż niestety pan Gaarder pisać książek nie umie i nie powinienen za taki projekt się brać. Dialogi to drewno w czystej postaci. Kwestie Zofii typu: "Zaniemówiłam" czy "No teraz mnie przekonałeś"...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jest to druga książka Jacka Dukaja, którą przeczytało się, po "Perfekcyjnej Niedoskonałości". Początkowo myślało się, że "Lód" to prawdziwe arcydzieło, ale im bardziej się zagłębiało się w lekturze, tym Prawda o tej książce wydawała się coraz mocniej widoczna. Otóż "Lód" arcydziełem nie jest. Jest za to bardzo dobrą książką. Zacznie się od złych stron, potem przejdzie się do dobrych.

W nocie wydawniczej czytało się, że Benedykt Gierosławski jest "niepoprawnym hazardzistą". Oczywiście, jako każdy prawdziwy hazardzista przez większość czasu grał w karty na pieniądze. Prawda czy Fałsz? Kłamstwo. Prawda jest taka, że pan Benedykt wziął udział w partyjce gier karcianych zaledwie dwu-, może trzykrotnie. Główny bohater częściej nawet zabije - to bowiem zrobił, zdaje się, pięciokrotnie (ale się może mylić się) To minus pierwszy.
Drugi jest taki, że gaspadin Jerosławski zdaje się być nieśmiertelnym - ani silne draby, ani marcynowcy, ani husarze, ani trupojady, ani lute nawet ubić go nie mogą. Główny bohater jest zbyt mądry, aby mieć AŻ takie szczęście.
Trzeci minus jest następujący - Postaci często zachowują się nie jak normalni ludzie, ale jak klienci szpitala psychiatrycznego. Zwłaszcza Wienedikt Filipowicz Gierosławski, ale także panna Jelena, Ziejcow czy Szembuch. Wyolbrzymienia są dobre, ale w takiej liczbie jak w "Lodzie" stają się mocno denerwujące i nieżyciowe.

Teraz czas na plusy.
Zacznie się od stylu. Jest wspaniały, chociaż na początku trudny. Ktoś napisał, że autor uprawia "onanizm językowy". To nieprawda. Onanizm językowy uprawia pan Mickiewicz w "Panu Tadeuszu", w "Lodzie" zaś opisy były takie, o jakich marzyłoby się, żeby były w każdej książce. To znaczy - w sam raz. Nie za długie, nie za krótkie. Perfekcyjne.
Monologi wcale nie były męczące. Wręcz przeciwnie - pozwalały bardziej zagłębić się w fabułę, świat przedstawiony i umysły bohaterów.
Trzeci plus jest taki, że pan Jacek Dukaj stworzył świat, który jest prawdziwym arcydziełem wyobraźnie. Pokochało się Lód, logikę dwuwartościową i "Historję". Dlatego też zakończenie wcale mi się nie podoba. Ostatnia "część" była smutna i dziwnie postapokaliptyczna. Efekt zamierzony, ale wolałbym, gdyby Lód nie odpuścił. Byłoby bardziej optymistycznie. Ale przecież nie chodzi o to, żeby czytelnikowi było wesoło.
Nie wspomniało się jeszcze o języku przepełnionym archaizmami i kalkami z rosyjskiego. To musiało być naprawdę trudne - czego jednak nie widać.
No i czwarty plus - "Lód" porusza. Zwroty jak chociażby "zamarzło" na pewno wejdą do mojego słownika.

Podsumowując, Lód to książka naprawdę warta przeczytania, mimo że nie jest idealna (pod względem fabularnym)ani króciutka. Na pewno nie polecałoby się jej młodym czytelnikom, raczej starszym, przyzwyczajonym do myślenia. Bo to nie jest czytadło.
Tak jest Prawda o Lodzie.
Zamarzło. (Mimo że jest Lato).

Jest to druga książka Jacka Dukaja, którą przeczytało się, po "Perfekcyjnej Niedoskonałości". Początkowo myślało się, że "Lód" to prawdziwe arcydzieło, ale im bardziej się zagłębiało się w lekturze, tym Prawda o tej książce wydawała się coraz mocniej widoczna. Otóż "Lód" arcydziełem nie jest. Jest za to bardzo dobrą książką. Zacznie się od złych stron, potem przejdzie się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od momentu, kiedy dowiedziałem się o istnieniu tejże książki, zastanawiałem się, na co komu druga wersja. Gdyby oryginałowi coś brakowało... Ale nie - powiem więcej, powieść Daniela Defoe jest bardziej wciągająca. Także bezsens w stanie czystym.

Od momentu, kiedy dowiedziałem się o istnieniu tejże książki, zastanawiałem się, na co komu druga wersja. Gdyby oryginałowi coś brakowało... Ale nie - powiem więcej, powieść Daniela Defoe jest bardziej wciągająca. Także bezsens w stanie czystym.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na początek chciałbym zacytować fragment noty wydawniczej. Oto on: "Tajemnicza księga. Fanatyczny inkwizytor. Zapierająca dech w piersiach gonitwa". Rzeczywiście księga jest, podobnie z inkwizytorem. Problem polega na tym, że gonitwa przygniata raczej swoją schematycznością, niż zapiera dech w piersiach. Zagrożenie - ucieczka - radość - kolejne zagrożenie. Po którymś razie zaczyna się to robić nużące.

Fabuła nie porywa, co więcej, momentami trąci banałem. Więcej nie powiem, bo nie lubię robić spoilerów. Powiem tylko, że zwroty akcji są dwa, może trzy. I to - niestety - nie jakoś szczególnie zaskakujące.
W kwestii bohaterów: Jak zwykle są mamy złe i dobre charaktery. Przeżycia wewnętrzne głównych bohaterów są często tak okrutnie przerysowane i nierealne, że aż ma się chęć odwiedzenia łazienki.
Zaś Johannes przypomina mi Tolkienowskiego Golluma - owładnięty chęcią zdobycia "swojego skarbu" za wszelką cenę, nie powstrzyma się przed zabiciem tego "małego hobbita/szatana". Więcej mówić nie trzeba.

Styl jest współczesny, nad czym ubolewam, bo utrudnia to czytelnikowi wczucie się w świat przedstawiony. O ile w narracji można to jeszcze wybaczyć (nie jest ona bowiem pierwszoosobowa), o tyle postaci powinny porozumiewać się na miarę swoich czasów. Denerwują też ciągłe napomknięcie na temat Laurencjusza Answera (jeśli autor chciał pokazać, że ww. jest jakby "awatarem" Amosa - głównego bohatera - to mu się udało). Poza tym wypatrzyłem gdzieś tam błąd stylistyczny, ale to zapewne kwestia tłumaczenia.

Denerwujący jest też fakt, że fabuła wcale się nie rozwiązuje na końcu książki, ale dopiero się rozkręca. To ździebło deprymujące, bo jeśli drugi tom zawiera tyle bezsensownej akcji, co pierwszy, to myślę, że niewiele osób pozna losy "Księgi Duchów" do końca. Gratuluję, panie Andreasie.

Podsumowując, książka raczej niewarta polecenia, chyba że ktoś jest wielkim fanem bezsensownych fabuł. Zastanawiam się, czy komukolwiek kiedykolwiek uda się nakłonić do fantasy historycznego. Póki co, niestety klapa.

Na początek chciałbym zacytować fragment noty wydawniczej. Oto on: "Tajemnicza księga. Fanatyczny inkwizytor. Zapierająca dech w piersiach gonitwa". Rzeczywiście księga jest, podobnie z inkwizytorem. Problem polega na tym, że gonitwa przygniata raczej swoją schematycznością, niż zapiera dech w piersiach. Zagrożenie - ucieczka - radość - kolejne zagrożenie. Po którymś razie...

więcej Pokaż mimo to