-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać445 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2024-05-17
2024-02-07
Jeśli coś nie jest w stanie zainteresować mnie przez godzinę, a nawet trzy - bo na tyle dałem szansę tej książce - to raczej nie będzie w stanie przyciągnąć mojej uwagi też dalej. Najwyraźniej klasyka mnie pokonała.
Wszystkie postaci, a jest ich nie mało, to patyczaki z ksywkami. Żadna nie zapada w pamięć. O bitwach, które według mnie w tego typu literaturze są bardzo ważne, wiadomo tyle, że poprostu się odbyły. Nie pomaga też lektor, który jakoś tak całkiem beznamiętnie czyta tekst.
Porzucam zatem Czarną Kompanię bez żalu, może znajdę lepszych kompanów, w innych światach.
Jeśli coś nie jest w stanie zainteresować mnie przez godzinę, a nawet trzy - bo na tyle dałem szansę tej książce - to raczej nie będzie w stanie przyciągnąć mojej uwagi też dalej. Najwyraźniej klasyka mnie pokonała.
Wszystkie postaci, a jest ich nie mało, to patyczaki z ksywkami. Żadna nie zapada w pamięć. O bitwach, które według mnie w tego typu literaturze są bardzo...
2024-01-08
Nie mam szczęścia do lektur w tym roku. Kolejna książka, na którą szkoda czasu. Bohterowie zachowują się jakby byli upośledzeni umysłowo i nie ogarniali świata.
Bardzo dawno nie czytałem już książek Charlotte Link, kiedyś je sobie ceniłem. A tu nagle taka zmiana?
Nie mam szczęścia do lektur w tym roku. Kolejna książka, na którą szkoda czasu. Bohterowie zachowują się jakby byli upośledzeni umysłowo i nie ogarniali świata.
Bardzo dawno nie czytałem już książek Charlotte Link, kiedyś je sobie ceniłem. A tu nagle taka zmiana?
2023-12-07
Moje pojmowanie literatury nie jest w stanie sprostać temu „dziełu”. Byłem w stanie przeczytać tylko kilkanaście stron i niestety, poddałem się.
Kiedyś pisałem, że być może nadejdzie taki czas, że autorzy aby sprostać inteligencji swoich czytelników, będą musieli pisać książki emotkami. Myślę, że Cyryl Sone jest na bardzo dobrej drodze do tego. Język, którym się posługuje uwłacza czytającemu.
Zatem nie chce mi się czytać o chlaniu, ruchaniu, zaliczaniu lasek czy tam świnek. W opisie wydawcy zapowiadano, że dostaję wyśmienity kryminał, a dostałem… sam nie wiem, jak to nazwać.
Widocznie jestem już zbyt starym dziadem aby zrozumieć tego typu literaturę.
Moje pojmowanie literatury nie jest w stanie sprostać temu „dziełu”. Byłem w stanie przeczytać tylko kilkanaście stron i niestety, poddałem się.
Kiedyś pisałem, że być może nadejdzie taki czas, że autorzy aby sprostać inteligencji swoich czytelników, będą musieli pisać książki emotkami. Myślę, że Cyryl Sone jest na bardzo dobrej drodze do tego. Język, którym się posługuje...
2023-10-10
Tych bredni nie da się czytać! Gdybym napisał, że to poziom średnio rozwiniętej ameby, mógłbym obrazić amebę.
Miałem ambitny plan doczytać te bzdury do końca, jednak "inteligencja" wspaniałej (oczywiście latynoskiej) funkcjonariuszki FBI oraz współpracujących z nią kolegów mnie poraziła.
Doszedłem zatem do wniosku, że szkoda się męczyć, jest tyle wartościowych książek, a miejsce chłamu jest na śmietniku.
Tych bredni nie da się czytać! Gdybym napisał, że to poziom średnio rozwiniętej ameby, mógłbym obrazić amebę.
Miałem ambitny plan doczytać te bzdury do końca, jednak "inteligencja" wspaniałej (oczywiście latynoskiej) funkcjonariuszki FBI oraz współpracujących z nią kolegów mnie poraziła.
Doszedłem zatem do wniosku, że szkoda się męczyć, jest tyle wartościowych książek,...
2023-06-05
2023-05-04
2023-03-10
Przeczytałem 25% książki i w żaden sposób nie mogę się doszukać podowu, dla którego miałbym kontynuować tę lekturę.
Przeczytałem 25% książki i w żaden sposób nie mogę się doszukać podowu, dla którego miałbym kontynuować tę lekturę.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-02-21
Zapowiadało się ciekawie i naglę skręciło w "krainę absurdu". Nie spodziewałem się takich głupot po Fredriku Backmanie. Dotrwałem do połowy...
Zapowiadało się ciekawie i naglę skręciło w "krainę absurdu". Nie spodziewałem się takich głupot po Fredriku Backmanie. Dotrwałem do połowy...
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-12-07
Komuś się kategorie pomyliły. W prawdzie nie dałem rady dotrwać do końca tej opowiastki dla młodzieży, ale z thrillerem to nie miało nic wspólnego.
Komuś się kategorie pomyliły. W prawdzie nie dałem rady dotrwać do końca tej opowiastki dla młodzieży, ale z thrillerem to nie miało nic wspólnego.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-10-27
2022-09-30
2022-08-24
Książka napisana stylem na poziomie ameby lub pantofelka. Poddałem się po 1/3.
Książka napisana stylem na poziomie ameby lub pantofelka. Poddałem się po 1/3.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-01-27
Niestety, nie dałem radę ukończyć tej książki - szkoda po prostu na to czasu. Dobrnąłem do połowy i w tym czasie wynudziłem się tak okropnie, że dalsze czytanie nie ma raczej sensu. I tak dawałem jej szansę i wmawiałem sobie, że coś się w końcu musi zmienić w tej fabule. I nawet jeśli bywały momenty, które zaczynały interesować, to nuda, którą przeładowana jest ta książka, potrafi przebić się przez wszystko.
Jestem zawiedziony, bo poprzednia książka autorki podobała mi się. Tutaj niestety dostałem opowieść o amerykańskich nastolatkach, trochę poprzetykaną ważnymi problemami.
Niestety, nie dałem radę ukończyć tej książki - szkoda po prostu na to czasu. Dobrnąłem do połowy i w tym czasie wynudziłem się tak okropnie, że dalsze czytanie nie ma raczej sensu. I tak dawałem jej szansę i wmawiałem sobie, że coś się w końcu musi zmienić w tej fabule. I nawet jeśli bywały momenty, które zaczynały interesować, to nuda, którą przeładowana jest ta książka,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-07-03
2018-07-03
Mając w pamięci emitowany przed laty serial ’Allo ’Allo! oraz bohaterki powieści Tajemnice zamku, przestałem się dziwić dlaczego francuski ruch oporu był wielokrotnie tematem kpin.
Czytałem już wiele pozycji z tak zwanej literatury kobiecej, ale widząc brednie jakie stworzyła Lucinda Riley cały czas przecierałem oczy ze zdumienia.
W prawdzie nie dałem rady skończyć tego "dzieła" ale ta część, którą zdążyłem przeczytać, wystarczyła abym mógł wyrobić sobie zdanie o infantylności samych bohaterek jak i całej fabuły.
Być może książka ta przeznaczona jest dla naiwnych dwunastoletnich panienek (o ile takowe jeszcze istnieją) ?
Rzadko zdarza mi się zostawić niedoczytana książkę, ale cóż poradzić skoro myśli w trakcie lektury odlatują w zupełnie innym kierunku, niżeli akcja książki? Nie męczyć się i zostawić.
Mając w pamięci emitowany przed laty serial ’Allo ’Allo! oraz bohaterki powieści Tajemnice zamku, przestałem się dziwić dlaczego francuski ruch oporu był wielokrotnie tematem kpin.
Czytałem już wiele pozycji z tak zwanej literatury kobiecej, ale widząc brednie jakie stworzyła Lucinda Riley cały czas przecierałem oczy ze zdumienia.
W prawdzie nie dałem rady skończyć tego...
2017-05-05
Bardzo cenię sobie powieści, które opowiadają o mrocznym okresie polskiego socjalizmu. Mocno przeżywam historie związane z działaniem Służby Bezpieczeństwa i wpływem jej praktyk na umęczone społeczeństwo. Ucieszyłem się zatem, odkrywając niechcący debiutancką powieść Waldemara Halickiego pt. SB-k na drabinie „Błędnego Koła”. Okładkowy blurb zachęcił mnie jeszcze bardziej, obiecując wielowątkową powieść o dynamicznej akcji, związanej z tajemnicami Dolnego Śląska. Do takich książek od razu świecą mi się oczy. Może trochę zastanawiać niska cena e-booka, jednak są przecież autorzy, którzy swoje debiuty oferują za darmo. Tak więc nie zastanawiam się zbyt długo, nabywam i rychło zabieram się za czytanie.
Autor rozpoczyna swoją historię dość leniwie, zapoznając czytelnika z jej głównym bohaterem, porucznikiem Walterem - pracownikiem SB. Poznajemy go w chwili porannego kaca i zamroczenia alkoholowego po całonocnej libacji, spędzonej w mieszkaniu nowo poznanej kobiety. Już na sam początek Waldemar Halicki umieszcza na swoich stronach wiele przemyśleń pana porucznika Waltera, które związane są z wieloma aspektami jego życia i spowalniają akcję, której właściwie nie ma. Tłumaczę sobie zatem, że to dopiero początek i autor musi się rozkręcić. Przekładam strony coraz bardziej zadziwiony coraz częściej pojawiającą się umiejętnością „zawieszania się” głównego bohatera, która potrafi zadziwić także jego rozmówców. Porucznik Walter nawet w trakcie dialogu posiadł umiejętność rozmyślania przez kilka stron, co doprowadza niekiedy jego rozmówców do zdziwienia. Zatem nie tylko ja jestem zaskoczony jego przemyślankami.
W pewnym momencie zaczynam porównywać porucznika Waltera do bohaterów romantycznych i ich rozważań egzystencjalnych. Dochodzę jednak do wniosku, że problemy dajmy na to księdza Robaka to pikuś przy tych, które autor umieszcza w głowie swojego głównego bohatera. Zaczyna brakować mi cierpliwości i stosuję tani chwyt przebiegania wzrokiem zbędnego moim zdaniem tekstu. Nie dane jednak jest mi doświadczyć tej obiecanej dynamicznej akcji, bo mojej zawziętości w przedzieraniu się przez tekst, wystarcza mi na jakieś 25% powieści. Wywalam ją w końcu z czytnika i rozmyślam nad tym, czy jest czego żałować? Może zbyt szybko się poddałem? Może kiedyś się dowiem, jeśli gdziekolwiek spotkam jakąś obiektywną recenzję. Ja , na chwilę obecną się poddaję i nie zamierzam się męczyć z porucznikiem Walterem. Jest tyle książek do przeczytania, na tę szkoda raczej czasu.
Bardzo cenię sobie powieści, które opowiadają o mrocznym okresie polskiego socjalizmu. Mocno przeżywam historie związane z działaniem Służby Bezpieczeństwa i wpływem jej praktyk na umęczone społeczeństwo. Ucieszyłem się zatem, odkrywając niechcący debiutancką powieść Waldemara Halickiego pt. SB-k na drabinie „Błędnego Koła”. Okładkowy blurb zachęcił mnie jeszcze bardziej,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-11-06
Wiele razy wydawało mi się, że w mojej czytelniczej duszy drzemią nieograniczone pokłady cierpliwości. Powtórzę się pewnie już któryś raz z kolei, twierdząc, że autor musi się mocno postarać, aby tę moją cierpliwość wystawić na próbę. Ciężko przychodzi mi porzucenie niedoczytanej książki, zawsze mam nadzieję, że po przewróceniu kolejnej strony będzie lepiej.
W przypadku powieści „Dom tajemnic” autorstwa Lorenty Martn D. niestety moja cierpliwość przeszła bardzo ciężką próbę i wstyd się przyznać, ale moja chęć przedzierania się przez tekst powieści całkowicie zanikła. Choć bardzo się starałem i co jakiś czas rzucałem się do internetu, aby przeczytać wyłącznie pochlebne opinie dotyczące tej książki, to i tak poległem. Pomimo tego, że wspomniane recenzje obiecywały, że w końcu fabuła odmieni się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i będzie w stanie mnie zainteresować, to odłożyłem książkę na półkę i byłem zadowolony z tej decyzji. Samozaparcia wystarczyło mi na niewiele ponad 100 stron.
W trakcie mojego krótkiego spotkania z Loernną Martin D. (choć ono wcale krótkie mi się nie wydawało), doszedłem do wniosku, że nawet gdyby posiadała ona wspaniały pomysł na powieść i tak zaprzepaściłaby go swoim stylem i językiem, którym posłużyła, się pisząc tę książkę. Czytanie tekstu, który wyprodukowała staje się męczarnią już po pierwszych stronach. Odniosłem wrażenie, że zakończyła ona swoją edukację językową we wczesnym stadium nauczania.
Po książce tej oczekiwałem ciekawej fabuły z wieloma tajemnicami w tle. Dostałem banalną opowiastkę z upchniętą w nią na siłę historią Meksyku, i sztucznymi dialogami, na którą naprawdę szkoda czasu.
Wiele razy wydawało mi się, że w mojej czytelniczej duszy drzemią nieograniczone pokłady cierpliwości. Powtórzę się pewnie już któryś raz z kolei, twierdząc, że autor musi się mocno postarać, aby tę moją cierpliwość wystawić na próbę. Ciężko przychodzi mi porzucenie niedoczytanej książki, zawsze mam nadzieję, że po przewróceniu kolejnej strony będzie lepiej.
W przypadku...
2016-06-13
Choć nie udało mi się skończyć tego... (właściwie nie wiem jak mam to nazwać), to stwierdzam, że dawno nie czytałem takich bredni. Autor wykazał się całkowitą ignorancją w kwestiach prawnych. Jeśli ma to być kryminał, thriller, z głównym bohaterem - prawnikiem, to proponuję Panu Bednarkowi, przed napisaniem kolejnej takiej perełki, zaznajomić się z podstawami kodeksów, które prawnik, w tym przypadku adwokat powinien mieć w jednym paluszku.
Brednia goni brednię. Ja podziękuję za taką literaturę i wątpliwą przyjemność obcowania z nią.
Choć nie udało mi się skończyć tego... (właściwie nie wiem jak mam to nazwać), to stwierdzam, że dawno nie czytałem takich bredni. Autor wykazał się całkowitą ignorancją w kwestiach prawnych. Jeśli ma to być kryminał, thriller, z głównym bohaterem - prawnikiem, to proponuję Panu Bednarkowi, przed napisaniem kolejnej takiej perełki, zaznajomić się z podstawami kodeksów,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-08-25
Za powieść autorstwa Wojciecha Dutka zatytułowaną „Kartagińskie ostrze” zabrałem się ze względu na wrażenie jakie zrobiła na mnie wcześniejsza książka tego autora. „Czerń i purpura” już chyba zawsze zostanie w mojej pamięci i cały czas mocno zakorzeniona, będzie wracać swymi tragicznymi i koszmarnymi obrazami.
Zdawałem sobie sprawę, że najnowsza powieść nie zrobi na mnie aż takiego wrażenia, wszak czasy starożytności, w których rozgrywa się akcja książki, nie znajdują się w obszarze moich zainteresowań. Miałem jakieś ogólne wyobrażenie dotyczące tej pozycji, zostało one jednak całkowicie storpedowane kiedy zabrałem się za lekturę i próbowałem wniknąć w świat stworzony na potrzeby powieści. Przyznać muszę, że został on misternie utkany przez Wojciecha Dutkę, widać że autor jest świetnie zorientowany w okresie historycznym, który opisuje i do stworzenia książki drobiazgowo się przygotował.
Jako laik, który okres starożytności pamięta przez mgłę z lekcji historii ze szkoły podstawowej (dawne to były dzieje ta moja szkoła podstawowa), zupełnie nie byłem przygotowany na to, co spotkało mnie na kartach powieści. Książka jawiła mi się jako podręcznik historyczny, na stronach którego autor poupychał swoje postacie, a pomiędzy dziejowe opisy wkleił dialogi wypowiadane przez bohaterów. Momentami musiałem przedzierać się wręcz na siłę przez tekst i siłą woli oraz poprzez szacunek utrzymywałem się w postanowieniu dalszej lektury. W moim przekonaniu, styl jakim posłużył się autor przy konstruowaniu tej powieści, całkowicie dyskwalifikuje ją jako powieść przygodową. Być może wymaga ona ogromnego skupienia i poświęcenia jej maksimum swojej uwagi, lecz mnie na to zabrakło po prostu sił i ochoty. Akcja całkowicie mnie nie zainteresowała i będąc już pod koniec książki, postanowiłem ją porzucić, co zdarza mi się niezwykle rzadko.
Uważam, że Wojciech Dutka stworzył powieść dla bardzo wąskiego grona odbiorców, miłośników epoki (fanatyków!). Zdają sobie sprawę, że w dzisiejszych czasach wiele osób nie będzie miało bladego pojęcia czym była Kartagina i podejrzewam, że znaleźliby się nawet tacy, którzy zaczęliby szukać jej na współczesnych mapach.
Za powieść autorstwa Wojciecha Dutka zatytułowaną „Kartagińskie ostrze” zabrałem się ze względu na wrażenie jakie zrobiła na mnie wcześniejsza książka tego autora. „Czerń i purpura” już chyba zawsze zostanie w mojej pamięci i cały czas mocno zakorzeniona, będzie wracać swymi tragicznymi i koszmarnymi obrazami.
Zdawałem sobie sprawę, że najnowsza powieść nie zrobi na mnie...
Będąc już w trakcie lektury Na każdej ulicy (tak gdzieś przy 25% książki) przeczytałem na stronie wydawnictwa, że autor - Marek Stanisławski jest kolarzem amatorem, który długie i samotne treningi kolarskie poświęca na rozważania filozoficzne.
Akurat tak się składa, że kiedyś trenowałem kolarstwo ultra i wiem jak to jest. Człowiek musi sam z sobą rozmawiać aby wytrzymać jazdę na dystansie kilkuset kilometrów. Przychodzą wtedy do głowy różne pomysły i rozkminy. Ja wtedy, miałem swojego bloga i rozpisywałem się w nim o swoich treninagach i wyjazadach. Po co? Sam nie wiem, być może bardziej po to, aby sumować przebyte kilometry, a przy okazji coś tam skrobnąć o danym dniu i moich pomysłach z konkretnego wyjazdu.
Autor postanowił jednak napisać książkę. Po jaką cholerę, też za bardzo nie wiem? Być może, mógłbym się dowiedzieć, gdybym doczytał do końca, ale uwierzecie, nie dało się i nie było o czym czytać.
Najpierw dostałem opowieść o dzieciakach żyjących w latach 80 i 90. Potem autor zręcznie przeszedł do głównego bohatera Michała... i zaczęło się. Dokałdne opisywanie wykonywanych przez bohatera czynności, gdzie poszedł, w którym kierunku, co w tym czasie robił i z kim i oczym rozmawiał. No troszku nudno. Najlepsze było chyba jednak to, kiedy bohater - też sportowiec - będąc na kacu poszedł biegać. Jednak kac okazał się kacem gigantem i chłopina osłabła. Aby nie dać się zabić, usiadł sobie Michałek na ławeczce przy pomniku - grobie żołnierzy radzieckich i rozmyślał, dlaczego to człowiek wywołuje wojny. Rozmyślał, rozmyślał ale chyba do niczego mądrego nie doszedł, bo zwlókł się z ławeczki (przy okazji strasząc odorem gorzały chcącą udzielić mu pomocy dziewczynę) i poszedł do domu.
Z książki można także dowiedzieć się jak dokładnie majstruje się jointa, lub, że "sos" z fifki po haszu, też można palić. Super!
Nie lubię poddawać się przy czytaniu książki, ale tutaj poddałem się po 25%. No bo w sumie co mnie obchodzi, co sobie jakiś tam gość pomyślał, kiedy jechał na rowerze? Przecież ja to wiem, tylko mnie nie przyszło do głowy napisać o tym książki.
Będąc już w trakcie lektury Na każdej ulicy (tak gdzieś przy 25% książki) przeczytałem na stronie wydawnictwa, że autor - Marek Stanisławski jest kolarzem amatorem, który długie i samotne treningi kolarskie poświęca na rozważania filozoficzne.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toAkurat tak się składa, że kiedyś trenowałem kolarstwo ultra i wiem jak to jest. Człowiek musi sam z sobą rozmawiać aby wytrzymać...