-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać282
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
-
ArtykułyOficjalnie: „Władca Pierścieni” powraca. I to z Peterem JacksonemKonrad Wrzesiński10
Biblioteczka
2016-05-21
2016-05-21
Wszyscy narzekają, a ja właśnie wolę taką wersję Nesbo. Szybko, sprawnie, krwawo, na temat i bez pitolenia o Szopenie. Nie mogłem się oderwać i po raz kolejny wychodzi mi, że książki bez Harry'ego są lepsze. Mam nadzieję, że w przyszłości autor planuje więcej takich "ekspresówek", niż tylko ta i jej sequel, bo wychodzi mu to naprawdę dobrze.
Wszyscy narzekają, a ja właśnie wolę taką wersję Nesbo. Szybko, sprawnie, krwawo, na temat i bez pitolenia o Szopenie. Nie mogłem się oderwać i po raz kolejny wychodzi mi, że książki bez Harry'ego są lepsze. Mam nadzieję, że w przyszłości autor planuje więcej takich "ekspresówek", niż tylko ta i jej sequel, bo wychodzi mu to naprawdę dobrze.
Pokaż mimo to2016-05-21
Typowy Harlan. Jak zwykle znika jakaś młoda siksa (tym razem nawet dwie), jak zwykle jej szukają i jak zwykle rozwiązanie okazuje się tak naplątane, że już dzień później nie potrafiłbym go opowiedzieć. ALE jednocześnie jak zwykle dużo się dzieje, jak zwykle z lubością pochłaniam każdą kolejną stronę, jak zwykle spisuję sobie na komórce teksty Wina i Myrona i jak zwykle nie mogę się doczekać, żeby przeczytać kolejną powieść tego autora :D
Typowy Harlan. Jak zwykle znika jakaś młoda siksa (tym razem nawet dwie), jak zwykle jej szukają i jak zwykle rozwiązanie okazuje się tak naplątane, że już dzień później nie potrafiłbym go opowiedzieć. ALE jednocześnie jak zwykle dużo się dzieje, jak zwykle z lubością pochłaniam każdą kolejną stronę, jak zwykle spisuję sobie na komórce teksty Wina i Myrona i jak zwykle nie...
więcej mniej Pokaż mimo toO ja pierdykam, co za koszmar. Serio taka wysoka ocena? Ludzie - pozwólcie, że się z czegoś zwierzę. Przeczytałem w życiu KILKASET kryminałów i bez względu na to, jak źle by nie było, jeszcze nigdy nie odłożyłem książki przed końcem. Ta prawdopodobnie będzie miała zaszczyt być pierwszą, więc gratulacje, pani Larsson. Męczę się z tym łącznie już prawie rok, bo rzadko kiedy potrafię się zmusić, żeby to tknąć i zawsze wygrywa pokusa poczytania czegoś innego. Zostało mi jeszcze jakieś 30%, ale nie wiem, czy kiedykolwiek się przemogę, bo jak pomyślę, że miałbym do tego wrócić, to aż mnie mdli. W słowniku pod hasłem "nuda" powinno znajdować się zdjęcie okładki tego arcydzieła. Te wszystkie retrospekcje o Inie Watrang i jej otoczeniu czyta mi się, jak streszczenia odcinków "Klanu", a wstawki z przemyśleń dwóch głównych bohaterek usypiają lepiej, niż najwymyślniejsza kołysanka. Na dodatek, nic nie posuwa się do przodu, a większość stron już za mną. Nawet jeśli to kiedyś skończę, to pani Larsson ma absolutnego bana na moim regale. Jak czytam niektóre komentarze sugerujące, że "to najlepsza książka o Rebece", to zgroza mnie ogarnia na myśl, jak wyglądają inne.
O ja pierdykam, co za koszmar. Serio taka wysoka ocena? Ludzie - pozwólcie, że się z czegoś zwierzę. Przeczytałem w życiu KILKASET kryminałów i bez względu na to, jak źle by nie było, jeszcze nigdy nie odłożyłem książki przed końcem. Ta prawdopodobnie będzie miała zaszczyt być pierwszą, więc gratulacje, pani Larsson. Męczę się z tym łącznie już prawie rok, bo rzadko kiedy...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-05-21
To moja pierwsza przygoda z Miłoszewskim (oczywiście swoim pięknym zwyczajem zaczynam cykl od dupy strony), ale wyszło zacnie. Mimo, iż pierwsza połowa powieści była dość leniwa pod względem akcji, sprawę nadrabiał świetny humor autora. Później, wszystko przyspieszyło i zrobiło się ciekawiej. Zakończenie to inna broszka - moim zdaniem, żadne jego właściwe wytłumaczenie po prostu nie istnieje i autor specjalnie tak wszystko skomponował, żeby nikt nie wiedział, o co chodzi. Powód? Marketing. Zauważcie, że dzięki temu o książce się pisze, ludzie zastanawiają się na forach, o co tak naprawdę chodzi i nikt nie ma żadnego mądrego pomysłu. Sam Szacki to taki trochę Grumpy Cat, którego z początku nie polubiłem, jednak z czasem zyskiwał w moich oczach, do tego stopnia, że na końcu obawiałem się już o niego, czy nie dostanie kulki. Za to Falkowi życzyłem widowiskowego rozpuszczenia w Krecie.
To moja pierwsza przygoda z Miłoszewskim (oczywiście swoim pięknym zwyczajem zaczynam cykl od dupy strony), ale wyszło zacnie. Mimo, iż pierwsza połowa powieści była dość leniwa pod względem akcji, sprawę nadrabiał świetny humor autora. Później, wszystko przyspieszyło i zrobiło się ciekawiej. Zakończenie to inna broszka - moim zdaniem, żadne jego właściwe wytłumaczenie po...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-09-29
Jako nastolatek zachwycałem się Agathą. Potem zrobiłem sobie przerwę i "Czarna Kawa" jest pierwszym od lat kryminałem jej autorstwa, który przeczytałem. Delikatnie mówiąc, nie podobała mi się i nie wiem teraz, czy to kwestia tego, że w międzyczasie poznałem inne style powieściopisarzy kryminalnych i dostrzegłem, że "istnieje życie poza Christie", czy tego, że "Czarna kawa" jest względnie słaba.
Do rzeczy. Postacie wyjątkowo naiwne i przerysowane. Najbardziej zażenowały mnie scenki z Karoliną i Barbarą. Pierwsza z nich w każdej (!) swojej wypowiedzi musiała podkreślić, jak bardzo jest "wiktoriańska", a druga analogicznie jak bardzo jest wyzwolona i buntownicza. Żadnej większej głębi w tych charakterach i wydaje się, jakby stworzył je 12-latek.
Reakcje bohaterów (zwłaszcza Lucii) nienaturalnie emocjonalne i zmienne, ludzie się tak nie zachowują.
Motyw morderstwa oczywisty i wyjątkowo niewyrafinowany (co dziwi przy Christie), a sprawca jest chyba najnudniejszą postacią w powieści.
Jako nastolatek zachwycałem się Agathą. Potem zrobiłem sobie przerwę i "Czarna Kawa" jest pierwszym od lat kryminałem jej autorstwa, który przeczytałem. Delikatnie mówiąc, nie podobała mi się i nie wiem teraz, czy to kwestia tego, że w międzyczasie poznałem inne style powieściopisarzy kryminalnych i dostrzegłem, że "istnieje życie poza Christie", czy tego, że "Czarna...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-09-29
2015-09-29
2015-09-29
2015-09-29
2015-09-29
2015-09-29
Na pewno to kwestia gustu, ale dla mnie powieść była trochę zbyt rozmemłana, za mało dynamiczna akcja. No i te "magiczne" opisy sił natury. Nie. Jednak nie. Momentami miałem wrażenie, że autor trochę się upalił.
Na pewno to kwestia gustu, ale dla mnie powieść była trochę zbyt rozmemłana, za mało dynamiczna akcja. No i te "magiczne" opisy sił natury. Nie. Jednak nie. Momentami miałem wrażenie, że autor trochę się upalił.
Pokaż mimo to2015-09-29
Na początku wielkie bum (dosłownie i w przenośni), potem wielka nuda. Akcja jakoś tam się toczyła, ale może gdyby wyciąć rozterki życiowe Malin (czyli 80% powieści), uznałbym to za normalne, nienużące tempo. Na duży minus notuję momenty tej jej "komunikacji" ze zmarłymi dziewczynkami. W końcu zacząłem to pomijać, bo było bezsensowne i nie wnosiło nic nowego. Nawiasem mówiąc, kolorowa okładeczka wydawnictwa Rebis sprawiała, że wstydziłem się wychodzić z tą książką z domu.
Na początku wielkie bum (dosłownie i w przenośni), potem wielka nuda. Akcja jakoś tam się toczyła, ale może gdyby wyciąć rozterki życiowe Malin (czyli 80% powieści), uznałbym to za normalne, nienużące tempo. Na duży minus notuję momenty tej jej "komunikacji" ze zmarłymi dziewczynkami. W końcu zacząłem to pomijać, bo było bezsensowne i nie wnosiło nic nowego. Nawiasem...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-09-29
Akcja zbyt leniwa. Sto-ileś stron wałkowania charakteru Christiny nie należało do najciekawszych. Na minus główna bohaterka, dla której momentami najdelikatniejszym epitetem, jaki przychodził mi do głowy było "pieprzona hiena". Podobał mi się jednak finał i osoba sprawcy.
Akcja zbyt leniwa. Sto-ileś stron wałkowania charakteru Christiny nie należało do najciekawszych. Na minus główna bohaterka, dla której momentami najdelikatniejszym epitetem, jaki przychodził mi do głowy było "pieprzona hiena". Podobał mi się jednak finał i osoba sprawcy.
Pokaż mimo to2002-09-29
2015-09-29
Katastroficzny klimat na pewno sprawi, że bardziej zapamiętam tę powieść. Ale nie podobał mi się opis akcji. Bohater zbyt wiele rzeczy "ukrywał" przed nami i w sumie przez większość scen nie wiedziałem, gdzie on do cholery lata, co dokładnie chce osiągnąć i w jaki sposób na to się przyczynić do znalezienia żony.
Katastroficzny klimat na pewno sprawi, że bardziej zapamiętam tę powieść. Ale nie podobał mi się opis akcji. Bohater zbyt wiele rzeczy "ukrywał" przed nami i w sumie przez większość scen nie wiedziałem, gdzie on do cholery lata, co dokładnie chce osiągnąć i w jaki sposób na to się przyczynić do znalezienia żony.
Pokaż mimo to2015-09-29
No miód. Perfekcyjnie opisane z perspektywy trzech (a momentami czterech) bohaterów, których losy w pewnym momencie się splatają. Każdy z tych wątków był równie ciekawy i wciągający. Już jestem głodny kolejnych powieści tego pana i nie rozumiem dlaczego nie jest on bardziej znany.
No miód. Perfekcyjnie opisane z perspektywy trzech (a momentami czterech) bohaterów, których losy w pewnym momencie się splatają. Każdy z tych wątków był równie ciekawy i wciągający. Już jestem głodny kolejnych powieści tego pana i nie rozumiem dlaczego nie jest on bardziej znany.
Pokaż mimo to2015-09-29
2015-09-29
2015-09-29
Dam oczko niżej, niż w "Krwi na śniegu", bo tam jednak było bardziej krwawo i wesoło. Tutaj, słowem kluczem było raczej napięcie. Człowiek pozostawał w klimacie poprzedniej części, więc cały czas oczekiwał na katastrofę i na to, że Jonny (czy jak tam miał ten morderca) z dzikim okrzykiem wyskoczy z siekierą zza najbliższego drzewa i zamieni wszystkich w mielonki. Poza tym, powieść była na tyle ekspresowa, że nie znudziła. Tak jak już pisałem pod "Krwią na śniegu", wolę właśnie taką wersję Nesbo. Plusem jest też scena chowania się w truchle renifera, oficjalnie przebiła u mnie scenę z kiblem z "Łowców głów".
Dam oczko niżej, niż w "Krwi na śniegu", bo tam jednak było bardziej krwawo i wesoło. Tutaj, słowem kluczem było raczej napięcie. Człowiek pozostawał w klimacie poprzedniej części, więc cały czas oczekiwał na katastrofę i na to, że Jonny (czy jak tam miał ten morderca) z dzikim okrzykiem wyskoczy z siekierą zza najbliższego drzewa i zamieni wszystkich w mielonki. Poza tym,...
więcej Pokaż mimo to