rozwińzwiń

Dzieci krótszej nogi Syzyfa

Okładka książki Dzieci krótszej nogi Syzyfa Dariusz Muszer
Okładka książki Dzieci krótszej nogi Syzyfa
Dariusz Muszer Wydawnictwo: FORMA poezja
98 str. 1 godz. 38 min.
Kategoria:
poezja
Wydawnictwo:
FORMA
Data wydania:
2021-01-01
Data 1. wyd. pol.:
2021-01-01
Liczba stron:
98
Czas czytania
1 godz. 38 min.
Język:
polski
ISBN:
9788366759046
Średnia ocen

9,0 9,0 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki City 6. Antologia polskich opowiadań grozy Dariusz Barczewski, Aleksandra Bednarska, Tomasz Ciastoń, Feranos, Michał Górzyna, Krystian Janik, Aleksandra Knap, Beniamin Koffe, Kazimierz Kyrcz jr, Paweł Lach, Krzysztof Maciejewski, Kornel Mikołajczyk, Anna Musiałowicz, Dariusz Muszer, Ksenia Olkusz, Tadeusz Oszubski, Marta Radomska, Marcin Rojek, Anna Szczęsna, Flora Woźnica, Zeter Zelke, Michał Zgajewski
Ocena 8,1
City 6. Antolo... Dariusz Barczewski,...
Okładka książki EleWator. Antologia 2012-2021. Proza Marcin Bałczewski, Andrzej Ballo, Jan Drzeżdżon, Victor Ficnerski, Dominik Flaszyński, Jolanta Jonaszko, Kazimierz Kyrcz jr, Bogusława Latawiec, Joanna Lech, Marek Maj, Miłka O. Malzahn, Dariusz Muszer, Paweł Przywara, Rafał Skonieczny, Grzegorz Strumyk, Łukasz Suskiewicz, Henryk Waniek, Marta Zelwan
Ocena 9,5
EleWator. Anto... Marcin Bałczewski,&...
Okładka książki City 5. Antologia polskich opowiadań grozy Agnieszka Biskup, Radosław Dąbrowski, Agnieszka Graca, Nina Igielska, Jarosław Jakubowski, Krystian Janik, Margota Kott, Jerzy A. Kozłowski, Kazimierz Kyrcz jr, Joanna Łańcucka, Kornel Mikołajczyk, Anna Musiałowicz, Dariusz Muszer, Tadeusz Oszubski, Maja Podolska, Marta Sobiecka, Anna Szczęsna, Katarzyna Szewczyk, Maciej Szymczak, Flora Woźnica, Zeter Zelke, Marek Zychla
Ocena 8,7
City 5. Antolo... Agnieszka Biskup, R...

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
9,0 / 10
2 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
6142
3443

Na półkach:

Twórczość Dariusza Muszera kojarzy mi się z gawędziarstwem, opowiadaniem niezwykłych rzeczy, budowaniem pobudzających wyobraźnię historii, przemawiającej do wrażliwości liryką i z twórczością emigracyjną. Mieszkający w Hanowerze poeta, prozaik i tłumacz ma ciekawy i bogaty dorobek, w którym przeważają wizje człowieka z różnorodnymi wadami i w zderzeniu z trudami życia. Czasami są to wizje przyszłości jak w „Polu Czaszek”, „Homepage Boga” czy „Niebieskim” przybliżającymi obrazy upadku ludzkości i zniszczonej Ziemi, innym razem mamy do czynienia z doświadczaniem teraźniejszości jak w „Człowieku z kowadłem”, „Wolności pachnącej wanilią” i „Dzieciach krótszej nogi Syzyfa” podsuwających obrazy ludzi doświadczonych, krzywdzących się wzajemnie, cierpiących. Także przenoszenie się do przeszłości czy wędrówka do świata baśni nie pozostawia złudzeń: jako gatunek jesteśmy pełni wad. Twórczość Muszera to literacki miks Lema, Orwella, Kafki, Huxley’a, Hessego z wizjonerstwem Ortegii, Einsteina, Turinga. Mimo przybijających obrazów jest to literatura niesamowicie przyjemna, sprawiająca wrażenie lekkiej, jednocześnie bardzo wymagająca i podsuwająca drastyczne obrazy, poruszająca poważne problemy, opowiadająca o ludziach jako istotach naznaczonych chorobami, mankamentami, brzydotą i śmiertelnością. Widzimy jak różnorodni bohaterzy krzywdzą się wzajemnie. Do tego w podsuwane wizje świata, snute historie wplatana jest religijna i kulturowa otoczka. Bohaterzy są mocno osadzeni w społecznościach, w których przyszło im żyć. To determinowanie losu często prowadzi do wyborów ostatecznych. Wszystkie publikacje Dariusza Muszera cechuje zmuszanie czytelników do refleksji nad motywami naszych działań, wyznaczonymi celami, tym, co jesteśmy gotowi zrobić, aby je osiągnąć, wadami uniemożliwiającymi podjąć się wyzwań oraz sprawiającymi, że w otoczce kreowanego wizerunku stajemy się śmieszni jak królowie w tekturowych koronach owiniętych w sreberko po czekoladzie. Pisarz skupia się na człowieku i jego zachowaniach.
I tak jest właśnie w jego wierszach zawartych w tomie „Dzieci krótszej nogi Syzyfa”. Każdy utwór to inna opowieść, inny życiorys zamknięty w kilku zdaniach, obrazach nakreślonych prostymi frazami. Czasami różne osoby spotykają się w wierszach. Z pierwszoplanowej postaci stają się taką występującą w tle. Dostajemy zwyczajną codzienność ludzi, których życie toczy się wokół pracy, a istnienie w określonej formie kończy nagła śmierć, dorastanie czy zdrowienie. Spotkamy się tu z żydowskim krawcem, którego cieszy subtelne dotykanie kobiecych ciał, mężczyzna mieszkający nad rzeką i łowiący ryby, kobiety pragnące bliskości, dzieci doświadczające przemocy, grabarz, dozorcy, stróże, weterani wojenni, kuglarze, studenci, robotnicy, ludzie marzący o rodzicielstwie i tacy, którzy dzieci mają zbyt wiele. Każdy utwór to inna fabuła, kolejny dramat nakreślony niewielką ilością słów dających wyobrażenie o codzienności opisanych postaci czerpiące radość z małych rzeczy. Krawiec Efraim smakuje świat przez materiały: holenderskie sukno, jedwabie, aksamity, gdy za drzwiami wre praca nad kolejnymi zleceniami „A stary Singer tak stukał i stukał/ za solidnymi drzwiami w suterenie/ zagłuszał pojedyncze życie Efraima, krawca/ by nie zdążył chcieć wszystkiego zostawić”. Zobaczymy też reakcję otoczenia „Szybko odsuwały biodra od pokłutych palców/ i zębów śmierdzących porannym czosnkiem”. Przedmioty łączą się tu z ich właścicielami, są integralną częścią współistnienia z ludźmi, więc po śmierci nadal szyją (teraz już tylko powietrze),grają, zwierzęta dalej się mnożą, trwają w postaci, w jakiej zostały powołane do istnienia przez twórców, zarastają chwastami. Otoczenie nie potrzebuje już tych, którzy odeszli.
W zwyczajne obrazy pojawiają się przebłyski wizji katastrofy („Mróz zajął się swoją żoną dopiero o świcie/ I nieśli powietrze w nabrzmiałych piersiach”),opowieści o namiętności, dzięki której dwie całkowicie różne osoby wiążą się ze sobą. Bohaterzy mają bardzo różnorodną śmierć: jedni przeżyli długie życie nim zatrzymało im się serce, inni wiele lat doświadczyli samotności i bycia innym nim rzeka wypluła ich ciało. Nie brakuje też samobójców tańczących wokół lampy lub kupujących sznur „w sam raz/ by utrzymał trzydzieści kilogramów/ i nie pękł”. A tuż obok dramat kobiety, która straciła dzieci i grabarz oswojony ze śmiercią „uklepuje kolejny brzuch na ziemi/ A wcale się przy tym nie śmieje”.
Wielu bohaterów wierszy to osoby w pewien sposób naznaczone chorobami, biedą, bezdomnością, przygotowaniem do pogrzebów. Postacie, z którymi się spotkamy mają chore wątroby, tarczyce, krótsze nogi, ciała naznaczone siniakami, szwankujący mózg uniemożliwiający odróżnianie prawdy od wyobraźni i dostosowanie się do życia społecznego. Szczególne miejsce mają tu problemy neurologiczne, którym poświęcono dodatkowo osobną część zatytułowaną „Cudowny świat zepsutych mrówek” pozwalający nam na śledzenie życia szpitalnego pełnego ludzi z różnymi nawykami i zachowaniami. Z perspektywy poszczególnych mieszkańców oddziału psychiatrycznego obserwujemy zmiany pór roku, święta, radość z kontaktu z naturą, próby ucieczek, zagubienie w zwyczajnym świecie i w czasie odwiedzin bliskich, śnienie, śmierć członków rodziny, spacery, próby dogadania z innymi mieszkańcami oddziału, zauważanie paradoksów innego traktowania pacjentów z sąsiednich oddziałów. Zepsute mrówki są tu niczym mieszkańcy platońskiej jaskini: nie mogą dostrzec prawdziwego świata, w którym funkcjonują uprzedzenia. Szczególnie wyraźne jest to, kiedy następuje zderzenie religii z chorobą, gdy samobójczynię odwiedza kapłan: „Nie myśl już więcej o tym tak/ obrażasz samobójstwem nie mnie nie siebie/ nie bliskich lecz najwyższego/ bo tylko on dał i on może zabrać”. Strofowanie, mówienie o grzechu i konieczności modlitwy kończy się samobójstwem „Butelką po pepsi coli/ postrzępiła w klozecie żyły”.
„Dzieci krótszej nogi Syzyfa” to też przebłyski radości. Mamy je w „Cudownym swiecie zepsutych mrówek”, które potrafią cieszyć się drobiazgami i w części zatytułowanej „Przypadki małej Kingi”. Wchodzimy w obszar doświadczania rodzicielstwa, rozłąki, miłości, obserwowania ważnych wydarzeń w życiu dziecka, które z uwagą przygląda się otoczeniu, dziwi mu się, zachwyca, bawi, marzy, jest częścią społeczności, z którą wchodzi w interakcje i która ją wychowuje przekazując prawdy życiowe i daje wzorce. Urzeka mnie tu łączenie zachwytu nad przyrodą i budowania pierwszych doświadczeń dziecka: „Na lipie liście zwijają się/ niczym język w rulon/ i gwiżdżą na grabie/ że jutro trzeba będzie rozpocząć czesanie/ Podwórko nie może być ciągle w gruzach” a dalej: „Mała Kinga w nowym skafandrze/ przygląda się temu wszystkiemu/ i jeszcze nic jej się nie przypomina”. W doświadczanie codzienności, poszerzanie wiedzy o świecie, wchodzenie w kulturę wplata nawiązanie do życiorysów znanych osób i dzieł, porusza problem idealizacji biografii. Życie dziecka naznaczone jest zmianami pór roku i kolekcjonowaniem pierwszych wrażeń.
Proste teksty oddziałują na wyobraźnię budującą świat bogaty w różnorodnych bohaterów, sekwencje zdarzeń. Stajemy się obserwatorami małej społeczności. Raz udajemy się na prowincję lub obrzeża miasta, innym razem do szpitala, do teatru, a nawet na uniwersytet, aby tam przyjrzeć się relacjom protestujących studentów, ich nastawienia do wydarzeń, zderzenia idei z oczekiwaniami społeczeństwa, zacieśnianiu więzi, nieporozumieniom, komunistycznej szaroburości i doświadczaniu ubóstwa: „Nie mogłem ci powiedzieć/ że nie mam już trzydziestu złotych/ żeby również dla siebie kupić/ ten cholerny strajkowy obiad”. Bieda wywołuje frustracje i złość, które szybko zastępuje poczucie bezsensu, kiedy strajk zostaje zawieszony.
To poczucie zawodu w pewien sposób towarzyszy wszystkim bohaterom. Prędzej czy później pojawia się w życiu, jego rutynie, zwyczajności życia toczącego się między trudem pracy, dbaniem o bliskich i pilnowaniem, aby więcej się nie rozmnażać. W codziennym życiu nie ma miejsca na nic wzniosłego. Każda nasza czynność oblepia nas zapachami, zmusza do odmierzania czasu, w którym istotna jest cykliczność zamknięta w tygodnie, miesiące i lata pracy. Bliskość jest tu zasugerowana określonymi czynnościami: „Mąż próbuje nie zrobić jej siódmej córki”, „skrzypiały ich skrócone oddechy”, „rozdaje wszystkim/ dojrzałość miękkiego brzucha i grube kolana”, „wargami szuka śladów pięciominutowego męża”, „Pierwszy raz dotknęli się w pokoju/przy ulicy Paderewskiego 16/4”, „Na czwartym roku historii/ zrobili sobie dziecko/ właściwie on jej zrobił, mówiła”. Miłość zawsze zmienia się w prozę, w której ludzie skupieni są na sobie, codziennych wyzwaniach, zmaganiu się z życiem, tęsknotą za odpoczynkiem. Wiersze są tu niczym kolejne klatki filmu, w którym zobaczymy ludzi przepływających przez suterenę pełną bel materiałów, gwarne miasto, w którym od kilku lat uśmiechnięta kobieta pcha wózek z laką. W oddali rzeka i cmentarz z kolejnymi kopcami ziemi. Nie zabraknie też kolei i starszej pani wzdychającej nad szklanką parującej herbaty i czekającej na złączenie z mężem. Może siedzi w restauracji, w której z okien widać podstarzałą kelnerkę. Mamy tu molestowanie, gwałty, znęcanie się, biedę, choroby, dzieciństwo naznaczone siniakami, dorosłość z wizją bezdomności lub konieczności trudnej pracy, by po niej znaleźć bliskich, którzy głęboko oddychali czadem. Bohaterzy wierszy Dariusza Muszera nie mają nic wspólnego z wypielęgnowanymi wizerunkami gwiazd instagrama czy innych mediów. Tu króluje zwyczajność, pospolitość, poczucie porażki, cierpienie i bezsilność. I gdzieś pośród tego wciśnięty cykl wierszy pokazujących nam dzieciństwo małej Kingi, dziecka beztroskiego, ciekawego, traktowanego na równi z dorosłymi (poważnie) i jednocześnie otoczonego opieką jak kołderką. Bohaterka jest postacią radosną i naiwną, ale już naznaczaną tresurą społeczną: za grzeczność ma głaskaną główkę, dostaje gumę do żucia. Umiejętność dostrzegania korelacji między zachowaniami, a tym, co ją spotyka sprawia, że potrafi dostosować swoje zachowanie do oczekiwań społeczeństwa, by pewnie po latach dołączyć do pozostałych mrówek umęczonych pracą, szarzyzną, wymogami otoczenia, chorobami.
Jest to zbiór poruszający. Dla mnie szczególnie ważny ze względu na okładkę, na której znajduje się reprodukcja pracy mojej córki.

Twórczość Dariusza Muszera kojarzy mi się z gawędziarstwem, opowiadaniem niezwykłych rzeczy, budowaniem pobudzających wyobraźnię historii, przemawiającej do wrażliwości liryką i z twórczością emigracyjną. Mieszkający w Hanowerze poeta, prozaik i tłumacz ma ciekawy i bogaty dorobek, w którym przeważają wizje człowieka z różnorodnymi wadami i w zderzeniu z trudami życia....

więcej Pokaż mimo to

avatar
509
509

Na półkach:

Wiersze Dariusza Muszera to całe historie zamknięte w kilku mocnych frazach. Poezja odmienna od tej, do której przywykłam, chwytającej ledwie przebłysk chwili w locie i uwieczniającej go czarnym drukiem na śnieżnej bieli kartki.

Z każdego zapisu Dariusza Muszera możemy rozwinąć fabułę, pojedynczy dramat, a nawet epicką opowieść, jak ta z półwiecznego życia krawca Efraima, który smakował świat poprzez szlachetne materie, holenderskie sukno, zapewne też lejące się, mieniące światłem jedwabie i miękkie aksamity. One dodawały jego życiu kolorytu i pozwalały odwrócić myśli „od pokłutych palców i zębów śmierdzących porannym czosnkiem.” Zadziwia łączność z naturą starego grajka, który dźwiękami akordeonu obwieszcza nadejście burzy, zawsze wyczuwając ją nieco wcześniej, gdy już zdążył napatrzeć się na „liście zielonych lip (…) te maje, te czerwce i lipce”, by powrócić do własnych lęków, skazujących go na cztery klaustrofobicznie zamknięte ściany pokoju. Tak jak on rozmawia z wiatrem i deszczem, tak grabarz Johann „uklepuje kolejny brzuch na ziemi/ A wcale się przy tym nie śmieje” wspominając czas swej młodości „przed milionową ucieczką

Nasza wyobraźnia przywołuje całe sekwencje zdarzeń. Miga nam przed oczami nie całkiem przytomny uśmiech matki, która po stracie nowonarodzonych bliźniąt sama karmi się własnym mlekiem i nie ogarnia rozumem swojej rozpaczy. Patrzymy na wdowę po kolejarzu, czekającą nad parującą szklanką herbaty, aż wreszcie skończy się jej samotność i spocznie na miejscu, które zapobiegliwie wykupiła obok męża – „Pomnik solidny: marmur, krzyż, anioł.” A także na natapirowaną na zamierzchłą modłę kelnerkę, przezroczystą w swej bylejakości, „grubą, wzniosłą, zapartą kamieniem wątroby”.

Tylko czemu ten świat taki smutny, brzydki, tragicznie nieudany i brutalny? Gwałt, znęcanie się, dzieciństwo spod znaku siniaków i pasa, bezżenna samotność panny Franciszki… Bohaterowie to ludzie przegrani w starciu z życiem, bezbronni, skrzywdzeni, lecz niosący tę krzywdę w zrezygnowanym milczeniu. Kalecy, samotni, starzy lub też zbyt młodzi, by uodpornić się na ciosy. Zawiedziona miłość nie przestaje boleć, życie nie daje szans na bohaterstwo, w swej szarzyźnie każe ludziom grzęznąć i usychać, a niedziela nie różni się niczym od środy. Mamy więc rzeczywistość zgrzebną i takich też w niej ludzi – „garbaty od niepamiętnych czasów”, „ze słońcem w tłustych włosach związanym chustką/waciakiem, fartuchem na spódnicy, na spodniach.” Patrzą na nas „przez rozbitą w kuchennym oknie szybę”, jedzą „ziemniaki z kwaśnym mlekiem”, gdy „deszcz zmywał zimę z ziemi, zatykał kratki ściekowe/ulica gotowała się do zarośnięcia mleczem i ostrą trawą.” Co w tym poetyckiego? Ot, codzienność, proza, nie poezja, do tego ani trochę nie podniosła. Gdzie paleta barw? Wyciągnięto z niej tylko wszystkie odcienie szarości, które rozmazuje w dodatku deszcz, a może to jednak łzy…

Cykl wierszy obrazujących dzieciństwo małej Kingi chwyta za serce. Bo to też nasze dzieciństwo, powszednie, kiedy to jeszcze mamy złudzenia, choć z czasem coraz mniejsze, gdy wierzymy „w mycie zębów i Dobranocki”, ale też uczymy się już korelacji między spolegliwością, a nagrodą. Nie mamy wspomnień, te jeszcze przed nami, dopiero zaczynamy je gromadzić i nie wiemy, że kraina po drugiej stronie lustra może przerażać.

Żyjemy więc niczym w mrowisku, pędząc do swoich zadań jak nakręceni, w amoku obowiązków nie mając czasu na życie. Zdarza się, oj nierzadko, że nasz doskonale naoliwiony, wyćwiczony od dzieciństwa, nakręcany pieczołowicie przez tych, co wiedzą lepiej, mechanizm się psuje i trafiamy tam, gdzie wszystkie zepsute mrówki z naszego mrowiska. Takim też „odpadom” poświęcił autor cały cykl, do bólu prawdziwy, o ludziach pokonanych, zmęczonych, oddanych do recyklingu, którzy jeszcze tylko czasami mają siłę „podkopać się pod siatką”, by przypomnieć sobie, jak mocno grzeje słońce i wiatr muska włosy.

O ile poprzednie wiersze są smutkiem, apatią, to zepsute mrówki po prostu krzyczą, nie chcą zamilknąć, jakby w ten sposób chciały wydalić z siebie cały ból świata, który ich przerósł i przestrzec nas przed nim. To już nie życie na krawędzi, a powolne zsuwanie się z niej w nicość, z której wciąż i wciąż podnoszą człowieka „dziarskie” czy „wyniosłe z paskiem na głowie”. Tylko po co? Byśmy mogli jako okazy naprawione powrócić do beznadziejnej rzeczywistości, jak ta z nas, jedna z wielu, która „w prawej ręce zaciska fiolkę z uspokojeniem/w lewej z witaminami”?

Wychodzimy z tej lektury poobijani, ze łzą w oku, a także ze złością i pretensją do autora. Szczególnie mocno poturbowani są ci, którzy czują podobnie, którzy się tu odnaleźli i teraz zostali pozbawieni resztki złudzeń. Atmosfera niemocy, zniechęcenia, ale też wstrętu niemal, przesącza się przez te strofy, spływa i osiada w nas, więc lepiej dawkować sobie lekturę. Autor potrafi oddać klimat na tyle sugestywnie, że musimy uważać, by pod wpływem narastającego spleenu samemu nie zamienić się w zepsutą mrówkę. Podziwiam umiejętność wplatania plastycznych, pełnych wyrazu metafor, niekiedy bliskich turpizmowi, i o dziwo, ten paskudny, udręczony i depresyjny obraz zamiast odpychać, przyciąga nas, być może dlatego, że jest aż tak krańcowy, bliski jakiejś apokaliptycznej wizji, aż piękny w swojej ohydzie, wzniosły w przyziemnych wydzielinach i poetycki w języku zapożyczającym wręcz rynsztokowe wyrażenia. On nas szarpie, burzy spokój, konfrontuje z własnymi wspomnieniami lub też z tymi wyniesionymi z lektur i medialnych zapisów. Wydawałoby się, że w natłoku brutalności, wyzierającej dosłownie zewsząd, nasza wrażliwość stępiała. A tu proszę, Dariusz Muszer ją ożywia, każe jej wybrzmieć. Przecież biogramy podmiotów tej poezji, ich poplątane życiorysy, nie wzięły się znikąd. To nasi sąsiedzi, ludzie mijani na ulicy, wsiadający z nami do tramwaju. Może też my sami, choćby fragmentarycznie. Autor przedstawiając piekło nie daje recepty, ani nawet nadziei na wydostanie się z niego. Czyżby jej nie było?

Brak tu wzniosłości, górnolotności jak na lekarstwo. Króluje codzienność. Nawet wiersze o solidarnościowym zrywie i stanie wojennym, jakieś takie zwyczajne, bez patosu. Roznosimy ulotki, niektórzy biorą, inni zwyzywają, uciekamy, spisują, puszczają wolno, nasze głowy pełne ognia studzi zimowy wiatr. To poezja prawdziwa, gorzka jak życie, być może życie samego autora – nie wiem. Pełna rozczarowań i wyzbyta oczekiwań. W sam raz na przetrwanie. Znakomita, choć dołująca. A teraz już jestem pewna, że muszę koniecznie sprawdzić, czy autor nie zmienił zdania, czy chociaż raz, przypadkiem nie zdołał ogrzać się w promieniu słońca, a ono rozświetliło mu życie na tyle, że dołączył do grona tych szczęśliwszych, spełnionych dzieci dłuższej nogi Syzyfa.
Książkę przeczytałam dzięki portalowi: https://sztukater.pl/

Wiersze Dariusza Muszera to całe historie zamknięte w kilku mocnych frazach. Poezja odmienna od tej, do której przywykłam, chwytającej ledwie przebłysk chwili w locie i uwieczniającej go czarnym drukiem na śnieżnej bieli kartki.

Z każdego zapisu Dariusza Muszera możemy rozwinąć fabułę, pojedynczy dramat, a nawet epicką opowieść, jak ta z półwiecznego życia krawca...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    2

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Dzieci krótszej nogi Syzyfa


Podobne książki

Przeczytaj także