Eli, Eli
- Kategoria:
- reportaż
- Wydawnictwo:
- Wydawnictwo Literackie
- Data wydania:
- 2021-07-07
- Data 1. wyd. pol.:
- 2013-10-09
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788308074091
- Tagi:
- Filipiny Azja Południowo-Wschodnia Ocean Spokojny Pacyfik reportaż slumsy bieda ubóstwo podróż fotografia nędza wykluczenie Manila
Zapadająca w pamięć opowieść o biedzie, wykluczeniu i nadziei. A także o tym, gdzie leży granica między pełnym empatii patrzeniem a egoistycznym voyeuryzmem. Czy taka granica istnieje?
Onyx to ulica slumsów w Manili, stolicy Filipin; to miejsce niebezpieczne, brudne, głośne i przeludnione. Ludzie żyją tu z dnia na dzień, bo niczego nie mogą być pewni – ani tego, czy jutro będą mieli co jeść, ani tego, czy jutro będą żyć. Nędza jednakowo przygniata tu wszystkich, kobiety i mężczyzn, starców i dzieci, ale Eli, Eli nie poprzestaje na kreśleniu obrazów filipińskiego ubóstwa i portretów tonących w nim ludzi. To także opowieść o mieszkańcach Zachodu – białych turystach odwiedzających slumsy, reporterach dokumentujących biedę, odbiorcach ich książek. O nas.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Slumsy Manili. Filipińskie piekło
„Reportaż nie znosi fantazji. Czy kobiety na fotografii zgodziły się, abyśmy na ich intymność patrzyli? Jak je oglądać, żeby nie podglądać? Jak wymknąć się perwersji bezkarnego patrzenia?”
Reportaż to bardzo wdzięczny, choć zarazem trudny gatunek literacki. Prawdziwy reportaż wstrząsa czytelnikiem, zostawia go z mnóstwem pytań i wątpliwości. Niepokoi, zmusza do refleksji i wyjścia ze strefy komfortu.
Przekonujemy się o tym po raz kolejny, sięgając po książkę Wojciecha Tochmana pod tytułem „Eli, Eli”. Drugie wydanie tego reportażu ukazało się nakładem wydawnictwa Literackiego. Myślę, że autora nie trzeba szerzej przedstawiać. Wojciech Tochman jest jednym z najbardziej uznanych polskich reportażystów. Wiele jego książek weszło już do kanonu literatury reportażowej. Pisarz słynie ze znakomitego stylu i języka.
„Eli, Eli” to kolejny ważny tytuł w jego dorobku. Łączy w sobie niejako dwa wątki. Pierwsza warstwa to opis slumsów Manili, stolicy Filipin. Autor niezwykle realistycznie oddaje ich rzeczywistość. Niewyobrażalne wręcz zagęszczenie ludności. Wszechobecny smród i brud, trudny do wyobrażenia przez ludzi z Europy czy świata Zachodu. To miejsce zdaje się zupełnie zapomniane przez Boga i ludzi – oczywiście oprócz tych, którzy w nim żyją. Czy jednak istotnie można nazwać to życiem? Czy można żyć niemal na ulicy, bez wody, bez elementarnej higieny, bez żadnych zdobyczy cywilizacji – oprócz kradzionego prądu? Slumsy to jeden wielki śmietnik. Na tym śmietniku ludzie starają się jakoś przeżyć – cokolwiek zarobić, zdobyć jakieś pożywienie, przetrwać kolejny dzień. Śmietnikiem tym co dzień płyną „krew, pot i sperma”, jak wprost pisze Tochman. Jego realistyczne opisy budzą wręcz obrzydzenie. Jednak taka jest rzeczywistość tych ludzi.
Manila to dwa światy. Zaledwie kilka ulic dalej jest nowoczesne miasto – szklane, klimatyzowane biurowce, drapacze chmur, galerie z drogimi sklepami. Wszystko to oczywiście niedostępne dla mieszkańców slumsów. Oni często mieszkają na cmentarzu. Tak, właśnie tam, w grobach zmarłych znajdują swój kont do spania. Wszystko to jest wstrząsającym opisem biedy, beznadziei i prawdziwego piekła na ziemi.
Jednak reportaż podejmuje także drugi temat. Wojciech Tochman niejako rozlicza siebie i innych z ich zachowania. Czy można usprawiedliwić bogatych turystów, odwiedzających owe dzielnice biedy? Robiących sobie zdjęcia z głodnymi dziećmi, z ludźmi cierpiącymi na rzadkie choroby, fotografujących groby zamieszkane przez żywych? Autor podejmuje także wątek reporterów i fotografów. Czy mają prawo wkraczać w intymny świat tych ludzi? Jak to robić, aby ich nie urazić, aby nie traktować ich jak okazów w zoo? Granica jest bardzo cienka i trudna do uchwycenia.
Sporo w książce jest krytyki Kościoła. Czy jednak jest ona obiektywna? Czy wystarczy wyrugować katolicką moralność, aby znikły choroby, przeludnienie i nędza? Być może są to chwytliwe hasła, niestety powierzchowne i zwyczajnie nieprawdziwe.
Osobiście zabrakło mi w tym reportażu pewnego podsumowania. Jak sam autor zapatruje się na sprawy, o których pisze? Czy można w ogóle tym ludziom jakoś pomóc? Sam jestem co do tego mocno sceptyczny. Po lekturze takich tekstów po raz kolejny nabieram przekonania, że istnieją co najmniej dwa różne światy, które w żaden sposób nie są w stanie siebie zrozumieć. Z drugiej strony, czy mamy czuć wyrzuty sumienia, gdy codziennie jemy na śniadanie więcej kalorii, niż mieszkańcy slumsów przez cały dzień? Nawet gdybyśmy z tego zrezygnowali i tak nie będziemy w stanie im pomóc.
Wydaje się wręcz, że oprócz władz Filipin nikt nie jest w stanie tego uczynić. Te zaś zwyczajnie są tym niezainteresowane. Wszystko to smutne i głęboko niesprawiedliwe, ale niestety tak właśnie wygląda rzeczywistość. „Eli, Eli” to zapadający w pamięć reportaż. Wojciech Tochman świetnie oddał rzeczywistość slumsów Manili. Pytanie, czy można ją zmienić pozostaje retoryczne.
Wojciech Sobański
Oceny
Książka na półkach
- 1 607
- 1 452
- 283
- 44
- 37
- 37
- 31
- 21
- 16
- 16
OPINIE i DYSKUSJE
"Eli, Eli" - z hebrajskiego Boże mój, Boże mój... bardzo trafny tytuł. Reportaż o "najgorszym miejscu na świecie": Manili (wg Google'a),stolicy Filipin, gdzie ludzie żyją a raczej egzystują w slumsach, na cmentarzach w takiej biedzie i beznadziei, że aż boli. Także o burdelach i turystyce seksualnej "białasów".
A po drugiej stronie ulicy bogate Filipiny, centra finansowe, drapacze chmur, hotele...
Treść jest wyważona, nieprzegadana, każdy rozdział koncentruje się wokół jednego, przejmującego zdjęcia Grzegorza Wełnickiego.
Ważny reportaż, choć ja po nim nie polubiłam Filipin za głupotę władz i nic nierobienie z dysproporcją społeczeństwa, brakiem edukacji i mnóstwem problemów.
"Eli, Eli" - z hebrajskiego Boże mój, Boże mój... bardzo trafny tytuł. Reportaż o "najgorszym miejscu na świecie": Manili (wg Google'a),stolicy Filipin, gdzie ludzie żyją a raczej egzystują w slumsach, na cmentarzach w takiej biedzie i beznadziei, że aż boli. Także o burdelach i turystyce seksualnej "białasów".
więcej Pokaż mimo toA po drugiej stronie ulicy bogate Filipiny, centra finansowe,...
Po prostu trzeba przeczytać, ale nie polecam ludziom o słabej konstrukcji psychicznej. Mocny, choć bardzo krótki reportaż o biedzie i przemocy na Filipinach, dodatkowo opisujący kulisy pracy reportera i fotografa. Wydanie bez fotografii. Ale prawdę mówiąc, nie wiem, czy chciałabym je oglądać. W książce autor wymienia nazwisko południowoafrykańskiego fotografa Cartera, który dostał Pulitzera za zdjęcie dziewczynki i sępa. Od ponad 20 lat mam to zdjęcie w swoim kuferku z pamiątkami, w tym czasie wyjęłam je do obejrzenia może cztery, może pięć razy, na więcej nie mam odwagi. I w tym wypadku wystarcza treść, aby wstrząsnąć człowiekiem, obrazy nie są już potrzebne.
Po prostu trzeba przeczytać, ale nie polecam ludziom o słabej konstrukcji psychicznej. Mocny, choć bardzo krótki reportaż o biedzie i przemocy na Filipinach, dodatkowo opisujący kulisy pracy reportera i fotografa. Wydanie bez fotografii. Ale prawdę mówiąc, nie wiem, czy chciałabym je oglądać. W książce autor wymienia nazwisko południowoafrykańskiego fotografa Cartera,...
więcej Pokaż mimo toJako fanka Wojciehc Tochmana, musze dac 10. Nie da sie przejsc obojetnie wobec takiej ksiazki
Jako fanka Wojciehc Tochmana, musze dac 10. Nie da sie przejsc obojetnie wobec takiej ksiazki
Pokaż mimo toNazwisko autora niech będzie jedyną recenzją tej książki.
Nazwisko autora niech będzie jedyną recenzją tej książki.
Pokaż mimo toNawet nie wiem, od czego zacząć. Tochman wrzuca mnie w świat, który jest nieprawdopodobny a jednak realny. Bieda w Filipinach materializuje się na cmentarzach, gdzie żywi śpią na grobach zmarłych. Prawie nigdy nie wychodzą poza swoje getto, nie odwiedzają lekarzy, żyją dopóki nie zasłabną. Potem zrozpaczona rodzina (jeśli w ogóle jakaś jest) kołuje klepaki na białą trumnę z okienkiem, która stoi przed "domem" tydzień a bliscy czuwają i czasem spoglądają na zastygłą twarz. Nie ma tam marzeń, idei, zaangażowania, jest nieustanna próba przetrwania.
A co robi tam Tochman? Przyjechał z przyjacielem (?),znanym fotografem. Przygląda się jego pracy, rozmawia z bohaterami zdjęć i rozlicza bezlitośnie reporterskie rzemiosło, bezczelną ludzką ciekawość, która wpada na pomysły organizowania bieda-wycieczek po slumsach. Potem wszyscy zarabiają na niesamowitych zdjęciach, książkach. Uznani twórcy wspinają się na piedestał sławy po owrzodzonych plecach swoich bohaterów. Tych ostatnich raczej mało kto spamięta.
Tochman ewidentnie się zagotował w tym reportażu. Ilość wykrzykników, bluzgów i kolokwializmów jest znaczna. Przyznaję, że nieco mi to przeszkadza, ponieważ emocjonalność autora niejako narzuca mi sposób odczuwania tego reportażu, a ja wolę sama mielić myśli.
Mimo tego mankamentu, "Eli Eli" to stara, dobra szkoła reportażu: warsztat, wiedza, empatia. Tochman robi samobiczowanie, niczym Filipińczycy podczas Wielkanocy.
Przy każdej kolejnej podróży do krajów rozwijających się, zastanowię się po wielokroć, zanim odpalę aparat.
Nawet nie wiem, od czego zacząć. Tochman wrzuca mnie w świat, który jest nieprawdopodobny a jednak realny. Bieda w Filipinach materializuje się na cmentarzach, gdzie żywi śpią na grobach zmarłych. Prawie nigdy nie wychodzą poza swoje getto, nie odwiedzają lekarzy, żyją dopóki nie zasłabną. Potem zrozpaczona rodzina (jeśli w ogóle jakaś jest) kołuje klepaki na białą trumnę z...
więcej Pokaż mimo toTo jest w zasadzie traktat z 2013 roku, który pokazuje z bliska pracę reportera i jego dylematy etyczno-moralne. Z jednej strony dokumentuje a z drugiej nie może w żaden sposób pomóc czy ingerować. Autor pokazuje prawdziwe oblicze reportażu oraz dawkę info o Filipinach.
To jest w zasadzie traktat z 2013 roku, który pokazuje z bliska pracę reportera i jego dylematy etyczno-moralne. Z jednej strony dokumentuje a z drugiej nie może w żaden sposób pomóc czy ingerować. Autor pokazuje prawdziwe oblicze reportażu oraz dawkę info o Filipinach.
Pokaż mimo toCiekawa forma reportażu. Autor buduje swoje historie wokół zdjęć zrobionych przez towarzyszącego mu w podróży fotografa. A że jeden ma dobre oko do obserwacji, a drugi potrafi słuchać, to wychodzi z tego naprawdę fajne połączenie. Same opowieści bardzo ciekawe i poruszające, opowiedziane jak zwykle u Tochmana w niebanalnej formie. Takie książki uświadamiają człowiekowi z naszej części świata, jak mało tak naprawdę wie o biedzie, głodzie, bezdomności.
Ciekawa forma reportażu. Autor buduje swoje historie wokół zdjęć zrobionych przez towarzyszącego mu w podróży fotografa. A że jeden ma dobre oko do obserwacji, a drugi potrafi słuchać, to wychodzi z tego naprawdę fajne połączenie. Same opowieści bardzo ciekawe i poruszające, opowiedziane jak zwykle u Tochmana w niebanalnej formie. Takie książki uświadamiają człowiekowi z...
więcej Pokaż mimo toNa spalonym słońcem piachu z resztkami uschniętej trawy, pośrodku niczego siedzi skulone dziecko. Wygląda jakby za moment miało się przewrócić. Dookoła pustkowie. Nikogo więcej na zdjęciu nie ma. Oprócz… wielkiego sępa. Ptaszysko patrzy na dziecko i czeka…
W 1994 roku to słynne zdjęcie Kevina Cartera nagrodzono Pulitzerem.
Wojciech Tochman przywołuje je na początku reportażu z 2013 roku, pt. „Eli, Eli” i pyta o granice obserwowania ubóstwa.
Tochman pojechał do slumsów Manilii i opisał biedę, samotność, wykluczenie. Spojrzal okiem zachodniego białasa, który jedzie i patrzy… . Nie pomaga, nie przywozi pomocy, nie rozwiązuje problemów. Po prostu – patrzy jak sęp na legendarnym zdjęciu Cartera.
„Eli, Eli” nie czyta się łatwo, a mimo to reportaż wciąga. Trudno nie lubić prozy Tochmana.
Na spalonym słońcem piachu z resztkami uschniętej trawy, pośrodku niczego siedzi skulone dziecko. Wygląda jakby za moment miało się przewrócić. Dookoła pustkowie. Nikogo więcej na zdjęciu nie ma. Oprócz… wielkiego sępa. Ptaszysko patrzy na dziecko i czeka…
więcej Pokaż mimo toW 1994 roku to słynne zdjęcie Kevina Cartera nagrodzono Pulitzerem.
Wojciech Tochman przywołuje je na początku ...
Niezwykle przejmująca i zdecydowanie nie dla ludzi wrażliwych. Tochman w sposób dla siebie właściwy opisuje biedę w slumsach. Gdzie ludzie się rodzą, umierają, kochają, morduja. Gd,ie bezdomność, narkomania, alkoholizm, prostytucja. Gdzie życie warte tyle ile codzienne zakupy, tankowanie do pełna. Ksiazka mocna i na pewno warta przeczytania.
Niezwykle przejmująca i zdecydowanie nie dla ludzi wrażliwych. Tochman w sposób dla siebie właściwy opisuje biedę w slumsach. Gdzie ludzie się rodzą, umierają, kochają, morduja. Gd,ie bezdomność, narkomania, alkoholizm, prostytucja. Gdzie życie warte tyle ile codzienne zakupy, tankowanie do pełna. Ksiazka mocna i na pewno warta przeczytania.
Pokaż mimo toGdy widzę "Tochman" biorę w ciemno. Całość mi się podobała, ale dopiero końcówka dopięła klamrę. Słodko-gorzką.
Gdy widzę "Tochman" biorę w ciemno. Całość mi się podobała, ale dopiero końcówka dopięła klamrę. Słodko-gorzką.
Pokaż mimo to