Po dobrym debiucie Eve Chase ("Tajemnica Black Rabbit Hall") sięgnęłam po jej kolejną powieść i "The Vanishing of Audrey Wilde" (niem. „Die Schwestern von Applecote Manor“) jest równie dobra, jeśli nie lepsza.
Książka zaczyna się mocnym prologiem: 1959 rok, świt w angielskiej posiadłości, cztery nastoletnie siostry próbują pozbyć się ciała mężczyzny, którego jedna z nich właśnie zabiła. Kim jest ofiara? Która siostra go zabiła? Dlaczego?
Autorka snuje swoją opowieść na dwóch płaszczyznach czasowych (1959 i 50 lat później). Początkowo łączy je jedynie miejsce akcji, czyli posiadłość
Applecote Manor.
Poznajemy losy czterech sióstr Wilde, spędzających gorące lato 1959 roku u stryja i ciotki, których córka Audrey pięć lat wcześniej zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach.
Eve Chase ma talent do plastycznych opisów, ukazania emocji, powiązań i relacji między siostrami oraz nieutulonej żałoby ich ciotki, która wciąż nie może pogodzić się z utratą córki wyczekując jej powrotu. Tę część opowieści poznajemy z perspektywy piętnastoletniej Margot - młodszej z sióstr.
Drugi wątek powieści to współczesne losy rodziny, która przeprowadza się z Londynu na wieś, żeby "zacząć od nowa": mąż z nastoletnią, sprawiającą problemy wychowawcze córką z pierwszego małżeństwa, druga żona i ich wspólna mała córeczka - a do tego widmo pierwszej, idealnej żony, która zginęła tragicznie. Brzmi trochę jak współczesna wersja "Rebeki" Daphne du Maurier, tylko zamaiast Manderley mamy Applecote Manor, a zamiast demonicznej pani Danvers - nastoletnią Bellę utrudniającą życie macochy i wyładującą swoje frustracje na malutkiej, niewinnej Romy. Atmosfera się zagęszcza, nastają chłodne jesienno-zimowe dni w domostwie na uboczu, kryjącym swoje mroczne tajemnice...
Wątek współczesny uważam za słabszy, także pod względem realności sytuacji, a główna bohaterka Jessie jawi się jako dosyć niezaradna, naiwna i niedojrzała kobieta.
Autorka spokojnie mogłaby te dwa wątki oddzielić i umieścić w dwóch powieściach, bo oprócz szeroko rozumianych więzi siostrzanych oraz rodziny będącej na krawędzi pozostają autonomicznymi historiami. Dopiero zakończenie je niejako łączy i uwypukla pewne rzeczy dając im mocniejszy wydźwięk.
Samo zakończenie jest bardzo dobre, bo następuje nieoczekiwany twist (a nawet dwa),więc czytelnik powinien być usatysfakcjonowany rozwojem wypadków.
Powieść polecam tym, którym podobała się "Tajemnica Black Rabbit Hall" oraz lubią powieści Kate Morton, Katherine Webb.

Po dobrym debiucie Eve Chase ("Tajemnica Black Rabbit Hall") sięgnęłam po jej kolejną powieść i "The Vanishing of Audrey Wilde" (niem. „Die Schwestern von Applecote Manor“) jest równie dobra, jeśli nie lepsza.
Książka zaczyna się mocnym prologiem: 1959 rok, świt w angielskiej posiadłości, cztery nastoletnie siostry próbują pozbyć się ciała mężczyzny, którego jedna z nich...