Do dziś władze Ząbkowic Śląskich muszą zgrzytać zębami, że po 1945 r. taką właśnie nazwę nadano niemieckiemu Frankensteinowi. I właśnie o to słynny miłośnik Śląska, malarz i pisarz Henryk Waniek ma – jakby w imieniu włodarzy tego miasta u stóp Karkonoszy – pretensje do tych, którzy nadawali nazwy na Ziemiach Odzyskanych…

I ma rację. Bogiem a prawdą, sama dawna nazwa miasteczka Frankenstein byłaby dziś wystarczającą dlań reklamą. Przecież to tam doszło do słynnego wydarzenia - kilku ludzi w XVII wieku wykopywało trupy w niecnych celach – za co w nie byle jakiej męce katowskiej śmierć ponieśli.

To właśnie na tej kanwie Mary Wollstonecraft Shelley napisała „Frankensteina” w 1816 r. - w słynnym „lecie bez słońca” po wybuchu wulkanu Tambora w Indonezji (największym w pisanej historii ludzkości - takiej malej ówczesnej katastrofy klimatycznej).

Waniek nie może przeboleć durnego często nazewnictwa na Śląsku po II wojnie. Frankenstein był wszak nim od początku w 1220 r. (a pamiętajmy, że te lata to pierwsze prawdziwe, czyli prawnym sensie, osadnictwo miejskie na polskich ziemiach),od czasu, gdy przybyli tam migranci z Zachodu – tak, tak był taki czas…..

A po 1945 r. nazwy zmieniano tam, jak pisze Autor, „z całą mocą prawdy wyssanej z palca”. Pyta, czy coś stało na przeszkodzie nazwać to miasto Franksztynem (na podobieństwo Olsztyn-Allenstein) czy nawet Fraknensztajnem. „Błąd nie do naprawienia. Ząbkowice, w dodatku Śląskie – żeby nie było wątpliwości” – podsumowuje Waniek.

Z równą właściwą sobie pasją i erudycją pisze on w tej zachwycającej książeczce także i o innych ciekawych śląskich lokalizacjach. Choćby o wspaniałych Wambierzychach ze swą bazyliką, w miniaturze z Jerozolimy przeniesioną.

Bo i to jedna z najciekawszych polskich dzielnic pod względem historyczno-kulturowym. Zamków i pałaców więcej tu niż gdzie indziej, choć w takim stanie, na jaki widocznie w naszych oczach zasługuje „germańskie dziedzictwo”. A tak narzekamy, że na Ukrainie marnieją dawne nasze pałace, dwory i kościoły, co zresztą na własne oczy widziałem. Skoro jednak jako naród mamy mentalność Kalego….

Do dziś władze Ząbkowic Śląskich muszą zgrzytać zębami, że po 1945 r. taką właśnie nazwę nadano niemieckiemu Frankensteinowi. I właśnie o to słynny miłośnik Śląska, malarz i pisarz Henryk Waniek ma – jakby w imieniu włodarzy tego miasta u stóp Karkonoszy – pretensje do tych, którzy nadawali nazwy na Ziemiach Odzyskanych…

I ma rację. Bogiem a prawdą, sama dawna nazwa...