rozwińzwiń

Ciulandia

Okładka książki Ciulandia Henryk Waniek
Okładka książki Ciulandia
Henryk Waniek Wydawnictwo: Silesia Progress literatura piękna
144 str. 2 godz. 24 min.
Kategoria:
literatura piękna
Wydawnictwo:
Silesia Progress
Data wydania:
2022-03-01
Data 1. wyd. pol.:
2022-03-01
Liczba stron:
144
Czas czytania
2 godz. 24 min.
Język:
polski
ISBN:
9788365558480
Tagi:
Górny Śląsk groteska XX wiek Henryk Waniek
Średnia ocen

6,9 6,9 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,9 / 10
17 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
123
122

Na półkach:

Do przeczytania tej książki namówił mnie kolega. Fajna - mówił - nie zawiedziesz się. I faktycznie nie zawiodłem się. Opowieść prowadzi nas po krainie, która jest alegorią polskiego Śląska. Niestety książka nie jest dla wszystkich, trzeba choć troszeczkę orientować się w historii Górnego Śląska w XX w. Można nawet rzec iż jest to książka obrazoburcza, obalająca wiele autorytetów. Widać po tej pozycji jak zmienia się perspektywa na historię Górnego Śląska oraz sama świadomość odrębności tego regionu.

Do przeczytania tej książki namówił mnie kolega. Fajna - mówił - nie zawiedziesz się. I faktycznie nie zawiodłem się. Opowieść prowadzi nas po krainie, która jest alegorią polskiego Śląska. Niestety książka nie jest dla wszystkich, trzeba choć troszeczkę orientować się w historii Górnego Śląska w XX w. Można nawet rzec iż jest to książka obrazoburcza, obalająca wiele...

więcej Pokaż mimo to

avatar
507
321

Na półkach:

„Ciulandia” Henryka Wańka to metaforyczne dzieje Górnego Śląska, które bez znajomości jego historii – od najstarszej, po współczesną – czytać nie należy. I nie tej historii poprawnej, czysto podręcznikowej, ale niepisanej i opowiadanej przez jego mieszkańców, bo: "Historyk to gość, który szwenda się po piwnicach, po strychach, grzebie w śmietnikach albo w ludzkiej pamięci. Spędza czas wśród szpargałów i wydusza z nich wszystko, co trzeba".

„Ciulandia” Henryka Wańka to metaforyczne dzieje Górnego Śląska, które bez znajomości jego historii – od najstarszej, po współczesną – czytać nie należy. I nie tej historii poprawnej, czysto podręcznikowej, ale niepisanej i opowiadanej przez jego mieszkańców, bo: "Historyk to gość, który szwenda się po piwnicach, po strychach, grzebie w śmietnikach albo w ludzkiej pamięci....

więcej Pokaż mimo to

avatar
1159
1135

Na półkach: ,

Mój ulubiony Henryk Waniek napisał kolejną intrygującą rzecz: fikcyjno-prawdziwy zarys historii Śląska, którego od zawsze jest piewcą, przewrotnie ukryty w formie ironicznej, na poły fantastycznej pseudokroniki Ciulandii”, z której jednak wyziera całkiem realistyczny, smutny obraz losów „tej ziemi” i jej ludzi. Nigdy, może z wyjątkiem Średniowiecza od czasów śląskich Piastów do rządów czeskich w 14. wieku , nie byli oni - i wciąż nie są - „u siebie na swoim”. Od stuleci inni bowiem uważają, że to”ich” ziemia i „ich” ludzie, odmawiając im przynależnej podmiotowości.

Jeśli chodzi o iście kolonialny stosunek do Śląska, to dla Autora Polska nie odróżnia się niczym od Niemiec. W imię prawa Śląska do odrębności bezceremonialnie, acz nie bez racji, ostrym piórem kreśli obraz Ciulandii (od „Tu-land”, a nie od „ciula”!) - faktycznym tajnym państwie śląskim, które istniało niezależnie od rządów niemieckich czy polskich: „Nasze państwo, którego patrioci nie paradują w błazeńskich mundurach i nie gadają bzdur z poważnymi minami, jest nie do pokonania, Bo z nikim i o nic nie będzie się bić. Ani mu w głowie wywijanie szabelką”.

Po I wojnie światowej „każdy miał chętkę wziąć ją sobie na własność, podczas gdy ona miała należeć tylko do siebie”. W takim kontekście nie dziwota, że równie mocno do Autora dostaje się i endeckiemu Korfantemu (występującemu tu pod zasłużonym mianem Szulera),i jego zaprzysięgłemu wrogowi piłsudczykowi Grażyńskiemu (słusznie zwanego Hersztem, niesławnemu wojewodzie śląskiemu za sanacji).

”Im obu marzyło się tu własne królestwo. Za Grażyńskim przemawiało jednak to, że sprzymierzył się z pewnym sprytnym gizdem, niegdyś znanym z napadów na pociągi i banki, który wygrał konkurs na największe w Europie brwi i wąsy. W nagrodę został kierownikiem kraju, o którym wszędzie mówiło się, że jest sezonowy” – wyzłośliwia się Waniek. I dokłada na odlew: „Nazywał się bodaj Piusucki, czy jakoś podobnie; ten co później umarł na lues”. „A tu jednak była Ciulandia, a nie jakieś najjaśniejsze Nic, które uważa się za Coś”- poprawia jeszcze sierpowym.

A jak rządził Herszt? „Gdzie tylko spotkał kogoś, komu łatwiej było mówić po niemiecku, tak długo go dręczył, aż nieborak żałował, że się w ogóle urodził. Również jeśli gdzieś trafił na nazwisko Bismarcka, natychmiast je kazał przekreślić i zastąpić słowem Kopciuszko, Kim był ten Kopciuszko, nikt w Ciulandii nie miał pojęcia”.

„W końcu Herszt wsadził Szulera do wiezienia”. A „Herszt”? ”2 września 1939 r. limuzyną odjeżdżał na zawsze chuligan Grażyński, aż się kurzydło (Kurzydło było nazwiskiem rodowym wojewody – przyp. mój),a jechał tak prędko, że zatrzymał się aż w Londynie. Tam po znajomości został pomocnikiem krawca” – nie spuszcza z tonu Autor.

Równie bezceremonialnie rysuje obraz Śląska rządzonego przez Herszta, zwłaszcza w czasie Wielkiego Kryzysu. Z sarkazmem stwarza Międzynarodowe Stowarzyszenie Biedaszybów. ”Narobiło niezłe zamieszanie na światowym rynku węgła. Fachowcom od górnictwa powodzenie tego przedsięwzięcia nie mogło pomieścić się w głowie. Jak za dotknięciem różdżki, biedaszyby pojawiły się wszędzie. (…) Jedna za drugą zamykano wielkie kopalnie, a biedaszyby rozkwitały w najlepsze jako wzór gospodarności i powodzenia. Każdy był tam równocześnie dyrektorem, sztygarem, hajerem i dostawcą, który w czasie urlopowym jeździł sobie do Wisły albo do Biarritz”.

A w PRL? „Ciulandia taka już stała się tajna, ze dało się ja tylko podglądać przez dziurkę od klucza. Podobno wszystkim teraz rządzili robotnicy, o ile stali na nogach. Ale Ciulandia miała to wszystko w rzyci”.

Ta pozycja to także wielka obrona śląskiego języka , a raczej języków czy choć dialektów. „Mowy nasze byłyby podobne trochę do polskiego, gdyby polski nie był aż tak ruski. Inne języki Ciulandii przypominają trochę niemiecki, a trochę czeski. Jeszcze inne narzecza prawie całkiem zaginęły za sprawa nieprzyjaznych nam sił” (np. dialekt wilamowski).

Choć w dużej mierze żółcią z naddatkiem bezlitosnej ironii ta rzecz była pisana (w czym przypomina niezapomnianego „Cholonka” – najlepszą, bezlitosną książkę o Śląsku),to nie jest to wszak krytyka niezasłużona. Domyślam się tylko, że niestety o tej książeczce nie będzie tak głośno, jak na to zasługuje, także dzięki swej formie.

Wciąż wolimy z perspektywy Warszawy udawać, że Ślązaków po prostu nie ma. A tymczasem to dziś największa w Polsce mniejszość - nieważne czy „aż” narodowa lub etniczna, czy „tylko” świadomościowa. Ważne, że w ostatnim spisie powszechnym przynależność do niej zadeklarowało ponad 800 tys. obywateli.

A ja – warszawiak z dziada pradziada – trzymam z nimi! Bo dziś liczą się Małe Ojczyzny a nie te wielkie, Mazowsze niestety z niej żadne – jako najnudniejszy, najmniej barwny, wręcz pozbawiony właściwości region Polski. Choć jako jedno z ostatnich wcielone do Korony, to potem już nie miało za bardzo poczucia takiej odrębności jak Ślonsko. Także dlatego braciom Ślązakom zazdroszczę ich Ciulandii...

Mój ulubiony Henryk Waniek napisał kolejną intrygującą rzecz: fikcyjno-prawdziwy zarys historii Śląska, którego od zawsze jest piewcą, przewrotnie ukryty w formie ironicznej, na poły fantastycznej pseudokroniki Ciulandii”, z której jednak wyziera całkiem realistyczny, smutny obraz losów „tej ziemi” i jej ludzi. Nigdy, może z wyjątkiem Średniowiecza od czasów śląskich...

więcej Pokaż mimo to

avatar
6020
3370

Na półkach:

Henryk Waniek jest jednym z tych twórców, obok których nie przechodzę obojętnie. Surrealizm w jego dziełach oraz widoczne inspirowanie się historią, filozofią, religioznawstwem i literaturą oraz doświadczeniami z życia przyprawionymi ironią i humorem sprawiają, że jego dzieła są niezwykłe i pozwalają na spojrzenie na wiele wydarzeń z boku, z innej niż zwykle perspektywy pozwalającej na obalenie wielu mitów, obdzierającej z przybranych masek. Jest on też autorem dwóch książek, którym miałam okazję patronować. Po „Pitagorasie na trawie”, „Martwej naturze z niczym”, „Wyprzedaży duchów” i „Sprawie Hermesa” czytanych jeszcze na studiach z wielką przyjemnością dzięki Wydawnictwu Forma sięgnęłam po „Notatnik i modlitewnik drogowy” (I i II) oraz „Miasto niebieskich tramwajów”. Za każdym razem odkładając jego książki czuję niedosyt i czekam na kolejne, które wpadną w moje ręce. To właśnie sprawiło, że nie mogłam przejść obojętnie obok „Ciulandii”, dzieła tak niepozornemu pod względem rozmiarów, że pochłonęłam je w jeden wieczór i odłożyłam do opisania. I właśnie to sprawiło, że przeleżała miesiąc pod stosem innych „do opisania”, bo nie rzucała mi się w oczy. Aż w końcu przyszedł ten czas, że trafiłam na książkę tak grubą, że ten stosik powoli zmniejszył się i w końcu dotarłam do książki, I tu pojawił się problem, bo o ile rozmiary są małe to nasycenie odwołaniami, bogactwo akcji jest niesamowicie duże. Henryk Waniek jest erudytą z niesamowitą swobodą bawiącym się z czytelnikiem w ukrywanie wątków. W procesie hermeneutycznym to od czytelnika zależy, ile tych tropów znajdzie, co odkryje, ile zrozumie, jak bardzo ten niedługi tekst będzie rozbudowany o dodatkowe światy, które są tu tylko sygnalizowane, ubrane w surrealistyczną szatę.
Sam tytuł „Ciulandia” odnoszący się do słowa „ciul” przysparzającego wiele problemów związanych z odczytaniem i zrozumieniem go. Wokół niego z jednej strony krąży przekonanie, że jest to wulgarne określenie mężczyzny, a z drugiej upatruje się w nim określenia męskich narządów płciowych. To zderza się z wyjaśnieniami Ślązaków, którzy w ciulu widzą osobę gapowatą, zwariowaną, ofermę. I to znaczenie najlepiej odzwierciedla sposób użycia owego słowa w książce Henryka Wańka. Ciulandia jest tu krajem tajemniczym, o którego istnieniu wiedzę tylko jego obywatele i władcy, a tymi mogą zostać największe ciule, czyli najbardziej niepozorni i najwięksi nieudacznicy. A wszystko przez to, żeby samo jego istnienie nie wyszło na jaw, bo nie ma nic gorszego dla tajnej narodowości niż jej ujawnienie.
Henryk Waniek zabiera nas w świat znanych nam realiów zmieszanych z fantastycznymi, oderwanymi od życia. Mamy tu zadziwiająco zorganizowane społeczeństwo, którego fenomen polega na ukrywaniu się, niezwykle zorganizowanej konspiracji i do tego działaniu w taki sposób, żeby historia była przekazywana z okolenia na pokolenie. Zwłaszcza, że jest, co utrwalać, bo nietypowi władcy Ciulandii to postacie nietuzinkowe, będące kwintesencją zbioru wszelkich wad polityków, ale zmuszonych do utrzymania tajności swojego istnienia.
Gdzie owa niezwykła kraina się znajduje? Gdzieś pomiędzy Polską, Czechami i Niemcami. I to właśnie sprawia, że jej obywatele przechodzą z rąk do rąk oficjalnych państw, są niczym odbijane piłeczki, które z jednej strony dbają o swoje istnienie przez ukrywanie się, a z drugiej nie mogą wiele zdziałać, żeby nie być jeszcze bardziej dyskryminowanymi. Ich życie toczy się wokół picia i tracenia majątków oraz podejmowania głupich decyzji, a wszystko to widzimy na tle jeszcze głupszych wydarzeń będących wynikiem rozporządzeń oficjalnie istniejących krajów. To sprawia, że na swoich zachowaniach wychodzą całkiem nieźle. Z perspektywy Ciulandii śledzimy zmiany zachodzące w XX wieku. A działo się wtedy wiele ważnych, zadziwiających i smutnych rzeczy. Wchodzimy tu do zdumiewającej, ale zarazem wyraźnej przestrzeni mającej swoją kulturę i osadzonej historycznie, zależnej od wydarzeń na świecie i jednocześnie odzwierciedlającej zmiany zachodzące na świecie.
„Bez tej konspiracji dawno byśmy zostali udręczeni przez bezdusznych sąsiadów. Nasze istnienie było im solą w oku. A przy tym nie mieli pojęcia, że na ziemi, której właścicielami się czuli, istnieje w najlepsze coś jeszcze drugiego. Coś takiego, co jest rzeczywiście, ale nie chce rzucać się w oczy. Ludność, terytorium, stosunki społeczne i gospodarcze tego kraju były ściśle tajne, podobnie jak wszystko, czym tak żywo interesują się obce wywiady”.
Sam narrator też jest postacią zadziwiającą, bo stracił oficjalną posadę nauczyciela, kiedy wymsknęło mu się, że Lwów jest tak samo radziecki jak Szczecin polski. Możemy się domyślać, że zmiana jego miejsca zatrudnienia, pozbycia się oficjalnego źródła dochodu miała miejsce jeszcze w czasach istnienia ZSRR. Właśnie ta utrata pracy przyczyniła się do zatrudnienia go w ITHC, czyli Instytucie Tajnej Historii Ciulandii (cóż za sugestywna nazwa) i właśnie z perspektywy historyka, który zgromadził, uporządkował dane możemy wejść z zadziwiające losy kraju, który przez wieki urywał swoje istnienie.
„Dzięki temu, że potrafiliśmy się dobrze ukryć, żadna obca armia, a tym bardziej tajne służby, nie były w stanie nam szkodzić. Nie istnieliśmy na żadnej mapie. Nie znali naszych granic, na których nam zresztą wcale nie zależało. I tak jest nadal, pomimo że nasza ziemia od najdawniejszych czasów była rozwleczona na co najmniej kilka państw, tytułującymi się legalnymi. A niechże się tytułują. Nam to nie przeszkadza, dopokąd jesteśmy u siebie. W Ciulandii”.
Niby ukryty, a jednak istniejący, namacalny, z całym bagażem historii oraz bogactwem kultury, którą wypada uwiecznić dla potomnych, bo nawet tajne (w może zwłaszcza one) pastwa muszą mieć swoją historię przeplataną z tą oficjalną i będącą wynikiem odmiennej perspektywy. To sprawia, że Waniek nie zabiera nas na spacer po metropoliach, ale przydrożnych karczmach, ciuladzkich wioskach, w których dzieje się więcej niż w Opolu czy Katowicach, które z perspektywy ciula są nudne. Do tego o społeczeństwie i państwie decydują nie bogacze, ale ludzie pozornie wypluci poza margines społeczny. Władcy używają kamuflażu bezdomności. I ich świta jest utajniona, ministrów niewielu, żeby nie rozbudowywać struktury.. Do tego ograniczona biurokracja dająca większe pole do popisu zwykłym ludziom i pozwalająca na większą inicjatywę.
Chronologicznie opowiedziana historia sprawia wrażenie ułożonych liniowo fresków zabierających nas w różne miejsca i czasy. Widzimy pierwszych władców, pierwotną nazwę, zmienianie jej, konspirację, a wszystko to na tle śląska przechodzącego z rąk do rąk, rozdartego między różne kraje, które przez pryzmat tajnej Ciulandii wydają się bardziej abstrakcyjne niż istniejące potajemnie państwo oderwane od sezonowych mód politycznych, uwielbień partyjnych i dzięki temu wolne, niedające się skrępować przez totalitaryzmy i ubrać w mundury obcych państw i jednocześnie potrafiące wyciągnąć dla siebie jak najwięcej z rozgrywek oficjalnie istniejących krajów.
„Ciulandia” to książka udowadniająca, że Henryk Waniek świetnie zna historię regionu i pięknie, z humorem potrafi patrzeć na zmiany zachodzące na świecie, pokazuje wszystko w krzywym zwierciadle, w którym te rozgrywki mocarstw niewiele znaczą, są infantylną grą ludzi żądnych poklasku. Mieszkańcy tej krainy wydają się być ślepi na zmiany, skupieni na sobie i swoich dążeniach, żyjących po swojemu wbrew dążeniu socjalizmu (piłsudczyzmu/sanatyzmu i hitleryzmu) i komunizmu oraz posługujący się specyficznym językiem pozwalającym na konspirację prowadzącą do wolności i nieograniczania do żadnej przestrzeni. Władcy tego państwa przypominają nieco Hermesa, będącego greckim bogiem, który nie lubił ograniczeń i patronował też złodziejom: nie poddają się utartym skojarzeniom, wychodzą poza schematy przywódców oficjalnie istniejących państw. Wchodzimy tu w świat dekoracji Polski, Niemiec i Czech i pod nimi kryje się sekretna monarchia z całym bagażem przepisów budowania państwa idealnego, posiadającego niezawodną gospodarkę. Wszystko pokazane żartobliwie, pozwalające na obnażenie paradoksalnych rozporządzeń. I wszystko z perspektywy historyka, który zebrał dzieje monarchii tajnego państwa i ma za zadanie odtajnienie jego istnienia.
Mamy tu ironiczne komentarze do wydarzeń politycznych, ale są też pięknie pokazane przemiany społeczne. Wszystko to w formie opowieści pełnej metafor i surrealistycznych obrazów historii Ciulandii. Opowieść o kolejnych władcach przypomina akcję ni to powieści sensacyjnej, ni kryminału, może wszystko jest otoczką do prowincjonalnej zbrodni, intryg, utajniania ważnych spraw.

Henryk Waniek jest jednym z tych twórców, obok których nie przechodzę obojętnie. Surrealizm w jego dziełach oraz widoczne inspirowanie się historią, filozofią, religioznawstwem i literaturą oraz doświadczeniami z życia przyprawionymi ironią i humorem sprawiają, że jego dzieła są niezwykłe i pozwalają na spojrzenie na wiele wydarzeń z boku, z innej niż zwykle perspektywy...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1067
179

Na półkach: , , ,

Trudna pozycja w kontekście zawartych w niej alegorii. Zgadzam się z poprzednim komentarzem że nie należy czytać bez dobrej znajomości historii Śląska.

Trudna pozycja w kontekście zawartych w niej alegorii. Zgadzam się z poprzednim komentarzem że nie należy czytać bez dobrej znajomości historii Śląska.

Pokaż mimo to

avatar
456
376

Na półkach: , , ,

Wysłuchałam tego audiobooka w znakomitej interpretacji Mirosława Neinerta. To fantastyczna alegoria historii Śląska w dwudziestym wieku, trzeba znać i rozumieć tę prawdziwą historię, żeby docenić kunszt autora.

Wysłuchałam tego audiobooka w znakomitej interpretacji Mirosława Neinerta. To fantastyczna alegoria historii Śląska w dwudziestym wieku, trzeba znać i rozumieć tę prawdziwą historię, żeby docenić kunszt autora.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    20
  • Chcę przeczytać
    12
  • 2023
    2
  • Posiadam
    2
  • Literatura polska
    1
  • Przeczytane 2022
    1
  • Fabuła
    1
  • Grudzień 2022 R.
    1
  • 01-5L4-5K13
    1
  • Zakładki
    1

Cytaty

Więcej
Henryk Waniek Ciulandia Zobacz więcej
Henryk Waniek Ciulandia Zobacz więcej
Henryk Waniek Ciulandia Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także