Bieszczady w PRL-u. Część 3
Trzecia, najnowsza i zarazem ostatnia część niezwykle popularnych reportaży o Bieszczadach autorstwa Krzysztofa Potaczały. Zbiór ilustrowanych opowieści spiętych klamrą czasu lat 70., 80., a nawet sięgającą niekiedy nieco poza peerelowską rzeczywistość.
Historie, których próżno szukać w powszechnie znanej literaturze, pokazujące ludzi i wydarzenia, bez których Bieszczady byłyby uboższe. Przywołane z zakamarków ludzkiej pamięci i pożółkłych już nieco kart historii opowieści o kwaterze Klanu Kowbojów i Trampów spod Baligrodu, o "kolczastej" granicy strzeżonej sierpem i młotem, o skazanych z więziennych Oddziałów Zewnętrznych, o żołnierskim trudzie budowania wąskotorowej kolejki, o samotnych wędrówkach żubra Pulpita czy o przystanku Rainbow Family w Tworylnem pozwolą zobaczyć Bieszczady, jakich już nie ma – pachnące dzikością i wolnością.
"Bieszczady w PRL-u 3" to dwanaście soczystych, przyprawionych szczyptą humoru reportaży o prawdziwym, bieszczadzkim życiu.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Podróż w Bieszczady, których już nie ma
Pokój i spokój po II wojnie światowej zapanował w Bieszczadach później niż w innych częściach kraju. Na początku lat 50. XX wieku ta kraina była dzika, pusta i wyludniona. Zniszczyły ją bandy UPA, odmieniła Akcja Wisła. Na szczęście życie w ten rejon zaczęło szybko powracać. Podjęto decyzję o budowie dróg, mostów, elektryfikacji, odtworzeniu ludzkich osad. W Bieszczady zaczęli przyjeżdżać ludzie z całej Polski. Do pracy z woli własnej i z przymusu jak więźniowie, w poszukiwaniu przygód i swego miejsca na ziemi. Wracali też niektórzy wysiedleni. W te tereny kierowano do pracy żołnierzy i studentów. W Bieszczadach wypoczywali harcerze i młodzież, powoli powstawała infrastruktura turystyczna, wytyczano szlaki a chętnych do spędzenia tu wakacji czy urlopu było coraz więcej. Rozwijała się gospodarka leśna i rolna. Przez kilka dekad Bieszczady odradzały się, by wraz z przemianami ustrojowymi znów zmienić swoje oblicze. Dziś Bieszczad w odsłonie „jak za komuny” już nie ma. Polski Dziki Zachód znów się zmienił, ale przeszłość zapisała się w ludziach. Dziś wielu wspomina te dawne czasy z nostalgią i łezką w oku. Klimat komunistycznych Bieszczad idealnie zapisał się w reportażach Krzysztofa Potaczały. Drukarnie opuściła trzecia i niestety ostatnia książka zawierająca kilkanaście reportaży z tamtych lat wydana w cyklu „Bieszczady w PRL-u”. Lektura równie ciekawa jak jej poprzedniczki, zabierająca w świat, którego już nie ma, wspominająca ludzi i miejsca, osobliwości Bieszczad, które bezpowrotnie odeszły do lamusa.
Dwanaście reportaży pokazuje krainę Biesów i Czadów z lat 60., 70. ale i z lat 90. kiedy nagle wszystko zaczęło się zmieniać, znikać, ewoluować. Upadek systemu bowiem okazał się w tym rejonie wyjątkowo wyrazisty i przeszedł niczym rewolucja. Zniknęły bowiem prawie wszystkie zakłady pracy, zlikwidowano je bądź same upadły. Ludzie przestali dobrze zarabiać, stracili miejsca pracy, a w mediach zaczęto zbiórki darów dla biednych bieszczadzkich dzieci. A wydawało się, że W PRL-u było tam ubogo!
Ta książka, jak i cały cykl, jest bezcenna i zawiera historie, które przeszły już do przeszłości. Zapisały się jedynie w pamięci osób, które były ich naocznymi świadkami. Wyciągnięte na światło dzienne, opisane po latach stanowią pamiątkę tamtego czasu, który był mimo wszystko dla Bieszczad szczęśliwy i łaskawy. Nierozsądnie, niezgodnie z ekonomią, bezmyślnie ale jednak te tereny zagospodarowano. Pewnie i trochę zniszczono, ale i trafiło tu wielu miłośników dziewiczości, wolności oraz tych, którzy lubią życie blisko natury daleko od miejskiego zgiełku. O czym mówią reportaże z tego tomu?
O kreowanych na wzór kowbojskich ranczach, w których wypasem bydła zajmowali się młodzi ochotnicy, o wypadach do tzw. Bieszczadzkiego Worka i nielegalnych polowaniach na jego terenie, o świadomym igraniu z czujnością radzieckich służ chroniących granicę, o budowie dróg przez wojsko i pracy więźniów w półotwartych zakładach karnych, a wreszcie o zwierzętach związanych ze schroniskiem Chatka Puchatka i zlocie Rainbow Family w Tworylnem oraz o towarzyskim żubrze noszącym imię Pulpit.
Z tekstów bije klimat tamtego okresu. Czuć ten wiatr co hula beztrosko na połoninach, czuć radość z obcowania z przepiękną naturą, ale i słychać odgłos niemogących się wygrzebać z błota pojazdów mechanicznych, rozlega się muczenie stad krów, brzmią też w uszach bębny uczestników zlotu Tęczowych Rodzin. Całą książkę od przysłowiowej deski do deski przeczytałam z ogromnym zaciekawieniem i rumieńcami na policzkach. Odkrywałam to, co uleciało z czasem, patrzyłam na krainę, którą świetnie znam i bardzo kocham z innej perspektywy. Bo choć minęło w sumie niewiele lat to Bieszczady zmieniły się diametralnie. Reportaże pokazują prawdziwe życie w dzikich ostępach, przedstawiają ciekawych ludzi, którzy tu zawitali. W te Bieszczady już nikt nie pojedzie, bo ich nie ma. Wspaniale, że Autor w swoich tekstach ocalił je od zapomnienia i pokazał młodemu pokoleniu. A starszym czytelnikom pozwolił na wspomnienia i sentymentalną podróż.
Bernardeta Łagodzic-Mielnik
Książka na półkach
- 75
- 69
- 31
- 5
- 2
- 2
- 2
- 1
- 1
- 1
OPINIE i DYSKUSJE
Kolejny, trzeci już tom reportaży o zasiedlaniu opuszczonych terenów w Bieszczadach. Po akcji "Wisła" tereny te opustoszały, zdziczały. Wielkie przestrzenie dzikiej przyrody, piękne lasy pełne zwierząt, rozległe połoniny zaczęły przyciągać entuzjastów przygód. W Bieszczadach byli i kowboje pasący bydło, i górale z Podhala ze swoimi owcami. Pracowali tu żołnierze i więźniowie z tzw. Oddziałów Zewnętrznych. Na połoninie w Chatce Puchatka rozpoczął swe urzędowanie słynny Lutek. Były tam też zwierzęta. I konie, i osiołek, i nawet lama! A w Tworylnem zorganizowali swój zlot hippisi.
O wszystkim tym pisze autor. Oraz o podróżach żubra Pulpita, który dwukrotnie uciekł z rezerwatu. A także o problemach ludzi po upadku państwowych zakładów.
Polecam.
Reportaże są ciekawe. Pełno w nich zabawnych anegdotek.
Kolejny, trzeci już tom reportaży o zasiedlaniu opuszczonych terenów w Bieszczadach. Po akcji "Wisła" tereny te opustoszały, zdziczały. Wielkie przestrzenie dzikiej przyrody, piękne lasy pełne zwierząt, rozległe połoniny zaczęły przyciągać entuzjastów przygód. W Bieszczadach byli i kowboje pasący bydło, i górale z Podhala ze swoimi owcami. Pracowali tu żołnierze i ...
więcej Pokaż mimo toJeden wieczór.
Panie Krzysztofie, dlaczego ostatnia?
Jeden wieczór.
Pokaż mimo toPanie Krzysztofie, dlaczego ostatnia?
Chciałoby się jeszcze...
A czas mija, gasi ślady.
Nic to, czas planować kolejny wypad w Bieszczady. Odświeżyć widok na Tworylne, spojrzeć znowu na Sianki, wyśledzić zanikające dymy wypalaczy węgla, dać się wychłostać wichrowi na połoninach. Iść, chłonąć, by zapragnąć powrócić przy niesprzyjającej pogodzie do lektury bieszczadzkich opowieści.
Mogę powtórzyć za Harasymowiczem:
...Zawsze kiedy tam wracam
Biorą klony mnie za wnuka
Zawsze kiedy tam wracam
Siedzę na ławce z księżycem
I szumią brzóz kropidła
Dalekie miasta są niczym...
Krzysztof Potaczała też potrafi trącić strunę liryki.
Chciałoby się jeszcze...
więcej Pokaż mimo toA czas mija, gasi ślady.
Nic to, czas planować kolejny wypad w Bieszczady. Odświeżyć widok na Tworylne, spojrzeć znowu na Sianki, wyśledzić zanikające dymy wypalaczy węgla, dać się wychłostać wichrowi na połoninach. Iść, chłonąć, by zapragnąć powrócić przy niesprzyjającej pogodzie do lektury bieszczadzkich opowieści.
Mogę powtórzyć za...
Pamiętam swój pierwszy wyjazd w Bieszczady. Była połowa sierpnia, a nocne niebo przecinały spadające gwiazdy. Maksimum roju Perseidów, jednego z najbardziej regularnych rojów meteorów, którego orbita krzyżuje się każdego roku z ziemską. Niesamowity spektakl, którego postanowiliśmy doświadczyć w jednym z najciemniejszych miejsc w Polsce, gdzie Wszechświat wydaje się być na wyciągnięcie ręki, porażając swoją bliskością. Niebo usiane było milionem gwiazd. Wpatrywałam się w nie z zachwytem i myślałam sobie, że właśnie dla takich chwil żyję. Schowałam sobie ją głęboko w głowie. Zaglądam często w zakamarki swojego umysłu i znajduję w nich widoki, które są wciąż żywe i ciepłą falą wlewają się w moje serce, wywołując ten specyficzny rodzaj tęsknoty, który boli a jednocześnie ociera się o perwersyjne poczucie spełnienia.
Gdybym na Połoninie Wetlińskiej znalazła się w latach 70-tych ubiegłego wieku, obok rozłożonego pod Chatką Puchatka namiotu pewnie pasłby się uwiązany do trzydziestometrowej liny koń. Skubałby obojętnie trawę, od czasu do czasu odpędzając ogonem natrętne muchy, a świat by dla niego nie istniał. W momencie, w którym zaczęlibyśmy robić kanapki, przerodziłby się jednak w ognistego rumaka, zerwał linę, wpadł galopem w biwak i stratował wszystko, co byłoby pod kopytami. Następnie pożarłby chleb ze smalcem czy z konserwą, pomidory i jabłka oraz wszystko inne, co by tam leżało, walnął na pobojowisku wielką kupę i wolnym krokiem odszedł na pastwisko.
Koń, o którym mowa, nazywał się Erat i faktycznie mieszkał na połoninie, pomagając ówczesnym gospodarzom radzić sobie z trudami życia w bieszczadzkiej dziczy. Nie był jednak jedynym zwierzęciem, które żyło opodal schroniska. Przez zwierzyniec na połoninie przewinął się również, poprzednik Erata, koń Karo, który pozwalał stawać na swoim grzbiecie, osioł Gapa, który pewnego dnia capnął turystkę za pierś i za nic w świecie nie chciał puścić oraz lama Iwan, która zaprzyjaźniła się z kozą Beksą, osłaniając ją swoim ciałem od nieprzyjemnych podmuchów śmigłowca Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
To tylko jedna z dwunastu historii przewijających się przez kartki „Bieszczadów w PRL-u”. Książka autorstwa Krzysztofa Potaczały jest zbiorem ilustrowanych opowieści, których nie sposób znaleźć w standardowych przewodnikach po Bieszczadach. Dzielą się nimi ludzie, którzy pamiętają jeszcze czasy raczkującej turystyki górskiej, kiedy na górskie ścieżki wkraczali pierwsi ludzie spragnieni bliskiego kontaktu z naturą.
Bieszczady jako góry dzikie i trudno dostępne (zwłaszcza w czasach PRL-u, kiedy o asfaltowych drogach można było tylko pomarzyć) obrosły mitem krainy magicznej, niezwykłej i posiadającej ten specyficzny klimat, który powoduje, że kiedy człowiek trafi tam raz, ma ochotę wracać już zawsze. Mi się ten mit podoba, kupuję go, bo sama za Bieszczadami tęsknię, ale jednocześnie mam świadomość tego, że Bieszczady na przestrzeni tych kilkudziesięciu lat zmieniły się, a wraz z nimi specyfika górskich wędrówek, o czym świadczą choćby budowane właśnie schody prowadzące na Tarnicę. I kiedy na to patrzę, myślę sobie, że bardzo nie chciałabym w Bieszczadach kolejnego Giewontu. Że bardziej przemawia do mnie ten PRL, w którym choć żyło się ciężej, to może bardziej prawdziwie. Że gdybym mogła, to z chęcią cofnęłabym się w czasie, by na własne oczy zobaczyć Kwaterę Klanu Kowbojów i Trampów spod Baligrodu, więzienne oddziały Oddziałów Zewnętrznych czy przystanek Rainbow Family w Tworylnem.
I doświadczyć, czym jest „prawdziwe, bieszczadzkie życie”.
Justyna Sekuła / Bookeriada.pl
Pamiętam swój pierwszy wyjazd w Bieszczady. Była połowa sierpnia, a nocne niebo przecinały spadające gwiazdy. Maksimum roju Perseidów, jednego z najbardziej regularnych rojów meteorów, którego orbita krzyżuje się każdego roku z ziemską. Niesamowity spektakl, którego postanowiliśmy doświadczyć w jednym z najciemniejszych miejsc w Polsce, gdzie Wszechświat wydaje się być na...
więcej Pokaż mimo toMamy tu spory kawałek historii, ale głównie takiej, której próżno szukać w podręcznikach. Są to opowieści o zwykłych ludziach, o tym jak im się żyło w tamtych czasach. O tym, jak postęp docierał na tamte tereny, chociaż z pewnym opóźnieniem... Mamy tu sporo ciekawostek z tamtych lat. Zwykłych a jakże niezwykłych historii.
Mnie ta opowieść skłoniła do refleksji. Wyobrażając sobie ówczesne bezdroża, chyba pierwszy raz ciepło pomyślałam o naszych współczesnych dziurawych drogach. Do tego ciężkie warunki socjalne... Myszy i szczury. Przyzwyczailiśmy się do pewnego standardu życia i dlatego niektóre rzeczy aż nie mieszczą się nam w głowie.
"Bieszczady w PRL-u 3" to naprawdę świetnie napisana książka. Ciekawa i pouczająca. Autor umieścił w niej mnóstwo zdjęć, które świetnie uzupełniają tę opowieść, pomagają ją nam lepiej zrozumieć i wyobrazić. Reporterze pana Krzysztofa są bardzo wnikliwe i wciągające. W przypadku tej książki nie potrafię się do niczego przyczepić. Jestem nią w pełni usatysfakcjonowana.
Jedyne czego żałuję, to to, że poznałam tę serię od ostatniej części. Na szczęście poszczególne książki można czytać w dowolnej kolejności, więc nie pozostaje mi nic innego, jak rozejrzeć się za dwoma pierwszymi tomami i zabrać się za ich czytanie.
Serdecznie polecam, bo to prawdziwa perełka!
Całość na:
http://korcimnieczytanie.blogspot.com/2015/06/krzysztof-potaczaa-bieszczady-w-prl-u-3.html
Mamy tu spory kawałek historii, ale głównie takiej, której próżno szukać w podręcznikach. Są to opowieści o zwykłych ludziach, o tym jak im się żyło w tamtych czasach. O tym, jak postęp docierał na tamte tereny, chociaż z pewnym opóźnieniem... Mamy tu sporo ciekawostek z tamtych lat. Zwykłych a jakże niezwykłych historii.
więcej Pokaż mimo toMnie ta opowieść skłoniła do refleksji. Wyobrażając...
http://mojswiat-szelestkart.blogspot.com/2015/06/krzysztof-potaczaa-bieszczady-w-prl-u-3.html
http://mojswiat-szelestkart.blogspot.com/2015/06/krzysztof-potaczaa-bieszczady-w-prl-u-3.html
Pokaż mimo tow sumie zaczęłam od końca,bo od przeczytania ostatniej książki z serii Bieszczady PRL-u. Jestem bardzo zadowolona z tej książki. Dużo ciekawych informacji, które autor tak lekko i trafnie przedstawia. W zasadzie mam apetyt na więcej :-)
w sumie zaczęłam od końca,bo od przeczytania ostatniej książki z serii Bieszczady PRL-u. Jestem bardzo zadowolona z tej książki. Dużo ciekawych informacji, które autor tak lekko i trafnie przedstawia. W zasadzie mam apetyt na więcej :-)
Pokaż mimo toCudo to nie jest, ale miło sobie przypomnieć. Nachodziłem się po Bieszczadach, oj nachodziłem...
Cudo to nie jest, ale miło sobie przypomnieć. Nachodziłem się po Bieszczadach, oj nachodziłem...
Pokaż mimo toKolejna część, kolejne ciekawe historie, ale szkoda, że takie krótkie
Kolejna część, kolejne ciekawe historie, ale szkoda, że takie krótkie
Pokaż mimo toOstatnia część z trylogii.Dobra ale dużo krótsza od części pierwszej.Ciekawe historie transformacji ustrojowej w Bieszczadach.
Ostatnia część z trylogii.Dobra ale dużo krótsza od części pierwszej.Ciekawe historie transformacji ustrojowej w Bieszczadach.
Pokaż mimo to