X-Men. Punkty zwrotne – Masakra mutantów Louise Simonson 6,7
Kolejny zbiorczy tom z X-Menami to porcja klasyki. Opowieść z czasów największej świetności cyklu, kiedy pisał go Claremont. I świetna to rzecz, nie dla każdego jednak i o tym też trzeba pamiętać, bo tekstu tu dużo, akcji mniej, treści więcej i więcej oldschoolowego podejścia.
„X-men. Punkty zwrotne. Masakra mutantów”.
Głęboko pod Manhattanem mieszkają tajemniczy Morlokowie – mutanci, którzy wybrali życie z dala od ludzi i swoich krewniaków z powierzchni. Ktoś jednak pragnie ich śmierci, i to tak bardzo, że wynajmuje zawodowych zabójców, by zeszli do kanałów i zmasakrowali ich niewinnych mieszkańców. Wkrótce w podziemnym labiryncie dochodzi do straszliwej rzezi i nawet X-Men, którzy śpieszą Morlokom na ratunek, mogą okazać się bezsilni wobec okrucieństwa morderców… a potem wobec wspomnienia masakry, które będzie ich nawiedzać przez kolejne tygodnie. Czy kiedykolwiek podniosą się po tym, co ujrzą w mrocznych tunelach pod Manhattanem?
Ten tytuł w dzisiejszych czasach czytać może się ciężko. Bo tekstu dużo, dużo wyjaśniania i tłumaczenia, jeszcze więcej dialogów, za to mało akcji jako takiej. Nie że brak tu wątków czy fabuł, po prostu wszystko jest bardziej opowiadane, niż pokazywane, nie ma takiej dynamiki. I nie każdemu będzie to odpowiadać. Ale dla mnie jest to świetne.
Każdy za to doceni rysunki i wydanie. Grafiki są świetne, klasyczne, miłe dla oka. Wydanie znakomite i pięknie wyglądające na półce. Jakość jak najwyższa, zabawa dobra, ale pod warunkiem, że lubicie klasykę.