Północ i Południe. Teksty o polskiej kulturze i historii Marek Aleksander Cichocki 7,0
W tej interesującej książce Cichocki wyprawia się w przeszłość Polski, by przeanalizować co oznacza dziś polskość, jak jest i może być współczesna polska polityczność i kultura. Historia - nawet ta najdawniejsza - traktowana jest tu jako proces ciągły mający wpływ na naszą codzienność. Sięgając do źródeł naszej państwowości Cichocki stawia tezę, że współczesny orientowanie alternatyw dla Polski na osi kulturowej Wschód-Zachód jest błędem.
Zdaniem Cichockiego cała polska historia to historia ludu Północy, który pod wpływem kultury Południa stał się narodem europejskim. I to źródło, mimo przesunięcia się politycznego, administracyjnego centrum Europy do Brukseli i Berlina, jest w jego ocenie kluczowe. To interesująca perspektywa, oczywista w wymiarze historycznym, ale nie we współczesnym, bo podejmującą polemikę z uświęconą dziś wizją modernizacji w duchu liberalnym, gdzie za wzór dojrzałego społeczeństwa i państwa stawia się oczywiście Niemcy. Cichocki upomina się zaś o nasz własny głos, pokazując choćby odrębne tradycje polityczne porusza bardzo istotny temat indywidualnego rozumienia polityczności przez różne wspólnoty polityczne. Zestawiając dzieje niemieckiej i polskiej państwowości pokazuje, że nie tylko środki, ale i cele były zawsze różne. Poza epizodem wschodniej ekspansji na Kresach Rzeczpospolita nie była zbyt zainteresowana kolonizacją polityczną i kulturową sąsiadów. Bezpieczna własnymi zasobami nie pretendowała nigdy do globalnej mocarstwowości. Historia Niemców jako wspólnoty politycznej to zaś historia woli mocy i ciągłych aspiracji imperialnych. Wiążąca się z tym przemoc i ciągły wysiłek autodyscypliny zaprzęgnięte w służbę przekształcania świata Cichocki określa (za Thomasem Mannem) jako element faustyczny, który do dziś głęboko zakorzeniony, sprawia że Niemcy postrzegają swoje europejskie przywództwo jako nie tylko gospodarczo, ale i moralnie zasadne.
To bardzo interesujące ujęcie, bo pokazujące, że polityczny konflikt w Europie jest nieunikniony. Bowiem jeśli nie posiadamy własnej silnej formy politycznej wspólnoty to skazujemy się na inną silniejszą, którą jednak musimy odrzucić jako akt agresji anihilujący naszą odrębność – mówi Cichocki. Rzymskość, która jest paradoksalnie także źródłem formy niemieckiej polityczności, ale inaczej zinterpretowanej (bo imperialnie),jest tu źródłem koniecznym do przywołania i samowzmocnienia. Duch Republiki stoi u podstaw ducha polskiej polityczności, jeśli chcemy wrócić do siebie mówi Cichocki, musimy spojrzeć na Południe. Trzeba jednak zapytać co to jednak miałoby znaczyć konkretnie? Kulturalnie i politycznie? Odpowiedzi autora nie brzmią zaskakującą ani precyzyjnie i są to trzy drogowskazy: chrześcijaństwo w wariancie rzymskim, kultura klasyczna oraz republikanizm w duchu konserwatyzmu. Podejrzewam, że Cichocki zdając sobie sprawę ze słabości tych końcowych wniosków pozostawia je bez rozwinięcia. Laicyzacja społeczeństwa jest faktem, a jej przyspieszenie wprost proporcjonalne do postawy Kościoła w Polsce, który zdaje się nie tyle traci kontakt z rzeczywistością, co jest absolutnie niezdolny do autorefleksji choćby w temacie swojej politycznej aktywności, nie wspominając już o ostatnich problemach na tle afer pedofilskich. Bez uporządkowania tego wymiaru pragmatycznego, jak można mówić o nowej głębszej refleksji w tej materii?
I choć wiem, że Cichockiemu nie chodzi o bieżące kryzysy ale wizję przyszłości, trzeba sobie zadać pytanie jaka ta wspólnota (wraz z rolą religii) miałaby być w tym współczesnym kontekście? A kultura polska, która swój intelektualny rozkwit przeżyła chyba w literaturze XX wieku i paradoksalnie najlepiej się miała się za PRL-u? Takie nazwiska jak Miłosz, Gombrowicz, Herbert, Różewicz, Herling, Kubiak, czy przywoływany przez Cichockiego Iwaszkiewicz, którzy bez kompleksów dialogowali z europejskim dziedzictwem, ciągle mają moc, ale ilu ludzi (w tym polityków) dziś czyta literaturę i czyta nie tylko ”dla rozrywki”? Dwie noblistki (Szymborska i Tokarczuk) nagrodzone już w wolnej Polsce to naturalnie powód do dumy, ale pytanie jaką dziś polska kultura i kultura w ogóle ma realną powszechną społeczną moc kształtowania rzeczywistości wobec konkurencji ze strony papki współczesnych mediów i bezrefleksyjnej nieraz nadreaktywności polityków w mediach społecznościowych, która zastąpiła namysł? Wreszcie ciągła i całkowicie destrukcyjna dla budowania ducha dysputy politycznej wojna polsko-polska, czy można o niej nie wspomnieć? Poza tym globalna gospodarka i wynikająca z niej sieć zależności polityczno-prawnych, w której tkwimy poprzez członkostwo w Unii także jest rzeczywistością. Nasza gospodarka może i rośnie, ale o jakiej wolności można mówić dziś na tym polu, co jest do ugrania? Niezależność polityczna? Poza strukturami UE, czy w niej? I jak ten hipotetyczny przecież model niezależności umacniać przy ciągłej tendencji do prawnej homogenizacji państw UE? Bo podejrzewam, że obecne i niestety niejednokrotnie histeryczne działania naszego rządu wobec nachalnego nieraz dyscyplinowania ze strony Brukseli nie są satysfakcjonującą odpowiedzią. Pytania, pytania.
Nie oczekuję od autora recept na te wszystkie problemy, ale mam poczucie, że przy trafności i niejednokrotnie odkrywczości (przynajmniej dla mnie) swoich interpretacji historii Polski i Europy, zatrzymał się na progu konkretnych propozycji dla współczesności. Powiedział o potrzebie nowej alternatywy i pokazał kierunek. Chciałbym przeczytać (być może w kolejnej książce?) jak jego zdaniem republikański duch rzymski mógłby wyglądać, gdy stanie się współczesnym polskim ciałem politycznym. Niech ta nieuchwytna i mglista wizja skonkretyzuje się choć trochę wobec rzeczywistości w jakiej przyszło nam żyć. Niech kształt przybierze, choćby widmowy. Chyba, że mówimy tu po prostu o pięknych ideach. Tak pięknych, że nie do zrealizowania w naszym kalekim świecie.