Irlandzki dramaturg, prozaik i eseista, laureat literackiej Nagrody Nobla (1969 rok),początkowo tworzył w języku angielskim, a od roku 1945 w języku francuskim. Jeden z twórców teatru absurdu. Jego powieści są pozbawiane tradycyjnej narracji, utrzymane w klimacie skrajnego pesymizmu i podkreślające bezsens ludzkiej egzystencji.
W młodości uwielbiał sport: trenował boks, rugby i pływanie. Studiował romanistykę w Trinity College w Dublinie (1923-27). Przez rok uczył się również w Belfaście, a w roku 1928 wyjechał do Paryża jako lektor języka angielskiego. Podczas pobytu w stolicy Francji poznał i zaprzyjaźnił się z Jamesem Joycem, został tez jego sekretarzem. Po powrocie do Irlandii wykładał w Trinity Collage język francuski. W 1930 roku zadebiutował poematem "Whoroscope", będącym monologiem Kartezjusza - filozofa, którego Beckett cenił i wnikliwie studiował. W roku 1934 opublikował studium krytyczne "Proust", poświęcone wielkiemu pisarzowi francuskiemu.
W Irlandii Beckett czuł się źle, podobnie jak jego przyjaciel Joyce. Twierdził, że jego potencjał twórczy słabnie pod "naciskiem irlandzkiego życia". Po śmierci ojca w 1933 r. i otrzymaniu z tego tytułu wysokiej renty, wyprowadził się do Londynu, gdzie ukończył kurs psychoanalizy, a następnie do Paryża, w którym osiedlił się na stałe. Po latach stwierdził: "Wolałem Francję w stanie wojny niż Irlandię w stanie pokoju". Podczas II Wojny Światowej uczestniczył w Ruchu Oporu. Za działalność antyfaszystowską otrzymał Złoty Krzyż Wojenny.
Nagrodę Nobla przyznano mu za to iż "w nowych dla dramatu i prozy formach ukazuje wzniosłość człowieka w jego skrajnym opuszczeniu", a przyjął ja pod warunkiem, ze nie będzie musiał uczestniczyć w ceremonii jej wręczania. Przed dziennikarzami schronił się aż w Tunezji. Przewodniczący jury zauważył, że głęboki pesymizm twórcy "zawiera miłość do człowieczeństwa, która wzrasta w miarę zanurzania się w bezdenność obrzydliwości i rozpaczy, i kiedy rozpacz wydaje się bezgraniczna, to okazuje się, że jego cierpienie też nie ma granic". Wielu krytyków uznało, ze nikt w XX w. nie wypowiedział dosadniej ostatecznej niewiary w sens ludzkiej egzystencji niż Beckett.http://www.themodernword.com/beckett/
ESTRAGON: Nie dotykaj mnie!Nie pytaj mnie o nic!Nie mów nic do mnie!Zostań ze mną!
VLADIMIR: Opuściłem cię kiedykolwiek?
ESTRAGON: Pozwoliłe...
ESTRAGON: Nie dotykaj mnie!Nie pytaj mnie o nic!Nie mów nic do mnie!Zostań ze mną!
VLADIMIR: Opuściłem cię kiedykolwiek?
ESTRAGON: Pozwoliłeś mi odejść.
Beckett, nie będąc może mistrzem najwyższej klasy, był przynajmniej prawdziwym artystą, który walczył na własnym terenie własną bronią o prawo do nieortodoksyjnej interpunkcji zgodnej z tokiem własnych myśli. Tworzył przyjemne nowele i okropne sztuki. Największym jego osiągnięciem jest chyba "Molloy". Wszystko jest tam takie szare, niedogodne, człowiek czuje się jak zawinięty w pieluchę strasznego snu starca, który wywołuje u niego nocna potrzeba opróżnienia pęcherza. Ów żałosny stan kondycji niedomagających i zgnębionych bohaterów, wielokrotne powtarzanie się tych samych elementów, monotonia trwania, rzadkość rzeczy wyjątkowych i ważnych, ów bezwład jest właśnie najciekawszym aspektem jego dzieł.
Można znaleźć w Eleutherii wszystko co dobre w Beckecie. Jest gorzki humor, intertekstualność, absurdalne dialogi które chce się dalej czytać, najważniejsze pytania jakie człowiek może zadawać po wielkim odczarowaniu świata. Przy czym Eleutheria jest bardzo świadoma tego że jest dziełem odgrywanym na scenie, co widać wyraźnie w akcie trzecim, chyba nawet bardziej niż jakiekolwiek dzieło tego noblisty.
Główny wątek stosunkowo wolno się rozwija (pierwszy akt może przez to odrobinę przynudzać pod koniec),ale potem nie można odciągnąć się od lektury. Z chęcią zobaczyłbym ten dramat na żywo, w teatrze. No i tłumaczenie Antoniego Libery jak zawsze klasa.