rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Książka zatytułowana "Czarna Chmura" Freda Hoyle'a na tyle jest ciekawa, że aż człowieka dziwi, że taki tytuł może mieć książka z gatunku sf. Pomysłów skąd się może brać taki tytuł może być wiele, począwszy od eskalacji problemów życiowych, po problemy w pogodzie. Chociażby teraz w maju, jak w niektóre dni były atrakcje typu chmury, deszcze, grady, niższa temperatura, tak jakby jacyś złośliwi kosmici chcieli uprzykrzyć nam życie i zasłonili nam przepiękne słoneczko. A człowiek potrzebuje przecież troszkę tych aktywności w cieple, a to oczywiste, a tu takie zamieszania pogodowe. Jest jeszcze ciekawszy koncept, ale na to pisarz tworzący w latach 50 XX wieku by nie wpadł, bowiem naukowcy zdaje się kombinują z czymś w rodzaju tej literackiej Czarnej Chmury, które ma za zadanie przykrywać słoneczko, żeby w ten sposób walczyć z ociepleniem klimatu. Mnie ciekawi czy będzie to bat na politycznych watażków, będziesz rozrabiał, nie będzie słonka i po temacie. Czyżby podobną ideę mieli książkowi kosmici przybywając tu na planetę Ziemia? Były już podobne koncepcje w literaturze, z klasykiem "Odyseja kosmiczna 2001" Clarke'a na czele.

W fabule książki Naukowcy z obserwatoriów astronomicznych wyspekulowali, że pędzi do nas ta Czarna Chmura, najpierw kombinowali, że to jest naturalne ciało niebieskie, bliżej nieokreślone skoro nadano temu taką raczej nietypową nazwę. Jednak efekt taki robi, że jak się pojawi nad nami, że przykryje słoneczko zrobi się ekstremalnie zimno, na okres około kilkunastu miesięcy. Na tyle będzie to ciężka przeprawa dla ludzkości, że nasze przetrwanie i wszystkich innych gatunków na globie stanie pod znakiem zapytania. Oczywiście szybko powiadomiono polityków o tym zagrożeniu. Panowie z racji, że czasu jest troszkę coś około roku, śpieszyli się raczej powoli z podejmowaniem decyzji i informowaniu opinii publicznej o zagrożeniu. Jednak czas płynął, naukowcy dowiadywali się szczegółów o tym co podąża w naszym kierunku. I byli zaskoczeni, że to inteligentne istoty z kosmosu tą Chmurą kierują. Nasuwa się pytanie: czego od nas chcą? To na pewno zmieniło punkt widzenia, no i podjęto próby komunikacji z kosmitami. Oczywiście priorytetem jest, żeby kosmici wynieśli się w cholerę skąd przybyli i wróciło nasze ulubione słonko i dało się żyć.

Niewątpliwie ta książka daje do myślenia, zaliczana jest do gatunku twardej science fiction, nie brakuje tutaj intrygujących i prowokujących, tym samym dających do myślenia, spekulacji typowo naukowych, bo o to przecież chodzi w czytaniu tego typu literatury. Na pewno jest ciekawie i czytelnik nie zawiedzie się czytając tą książkę. Polecam.

Książka zatytułowana "Czarna Chmura" Freda Hoyle'a na tyle jest ciekawa, że aż człowieka dziwi, że taki tytuł może mieć książka z gatunku sf. Pomysłów skąd się może brać taki tytuł może być wiele, począwszy od eskalacji problemów życiowych, po problemy w pogodzie. Chociażby teraz w maju, jak w niektóre dni były atrakcje typu chmury, deszcze, grady, niższa temperatura, ...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka zatytułowana "Spisek", której autorem jest Robert Harris, to druga część cyklu " Trylogia Imperium Rzymskiego". Podobnie jak w poprzedniej częścią głównym bohaterem jest oczywiście Cyceron. No i oczywiście cała reszta polityków z czasów chwiejącej się republiki. A czytelnik ma okazję zagłębić się w realia polityczne epoki. W to wszystko co było ciekawe jak to imperium funkcjonowało, po cienie i blaski rzymskiej polityki. Polityków kusiły całe worki rzymskich sestercji i wpływy jakie dzięki temu można było uzyskać. Kusiła również władza, dla niektórych z samym Juliuszem Cezarem na czele formuła jaką dawała republika była zdecydowanie za ciasna i trzeba było coś z tym zrobić.

Cycero utrzymał się w grze politycznej został konsulem jak sam napisał, w tym 63 r. p. n. e., jego zadaniem było: "Nie tylko rządzenie republiką, ale jeszcze jej ratowanie – co za niewdzięczna praca". Problemem było, że była to gra o coraz większą stawkę, łącznie z życiem w sensie dosłownym, ponieważ na republikę przyczaiły się polityczne drapieżniki, którzy byli weteranami wielu bitew i starć politycznych. Do gry wszedł również nowy zawodnik, Juliusz Cezar, jeszcze w miarę młody, ale jak wiemy, był niezwykle inteligentny i z tego argumentu potrafił robić równie dobry użytek co stosowanie argumentu siły, jak wiemy z historii jego legiony były wierne swojemu wodzowi.

W tym zamieszaniu próbował odnaleźć się Cycero, który walczył jak lew w obronie swoich ideałów, ale miał świadomość, że jest skazany na porażkę. Mógł czekać na nieuchronny koniec lub przyłączyć sie do jednej z opcji politycznej obalającej republikę. Postawił na Cezara. No ale o tym co było czytelnik dowie się z ostatniego tomu cyklu.

Rzecz jasna pojawia się tutaj również Tiron, niewolnik Cycerona, jak zwykle spisywał mądrości swojego szefa, brał udział jako pomocnik we wszystkich wydarzeniach. Często też bywał gońcem ułatwiając politykowi zarówno tajne negocjacje z innymi jak i przekazywanie poglądów Cycerona innym w czasie zakulisowych rozgrywek politycznych. Bo nie trudno się domyśleć, że nie wszystko działo się w senacie i innych urzędach republiki.

Na pewno ciekawie czyta się tą literacką biografię Cycerona, czytelnik ma okazję bliżej poznać tą epokę. Realia pod kątem literackim zostały świetnie opisane. Podobnie sprawa ma się z kreacją bohaterów, w tym oczywiście Cycerona. Książka jest bardzo ciekawa. Warto przeczytać.

Książka zatytułowana "Spisek", której autorem jest Robert Harris, to druga część cyklu " Trylogia Imperium Rzymskiego". Podobnie jak w poprzedniej częścią głównym bohaterem jest oczywiście Cyceron. No i oczywiście cała reszta polityków z czasów chwiejącej się republiki. A czytelnik ma okazję zagłębić się w realia polityczne epoki. W to wszystko co było ciekawe jak to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Żona [ w: ] Andrzej Pilipiuk, Karpie bijem

W sumie czytelnicy opowiadań o Jakubie Wędrowyczu, których autorem jest Andrzej Pilipiuk z grubsza wiedzą czego mogą się spodziewać. Mamy tu najczęściej przygody dwóch wiekowych postaci, samych siebie nazywają menelami, bo trunki wysokoprocentowe piją w ilościach iście rekordowych. Autor puszcza do czytelników oko, nie róbcie tego w domu, więc wiemy co jest grane. Tyle tylko, że nowe tomy trzeba pisać w taki sposób, żeby z jednej strony nie zniechęcić starych czytelników nie wiadomo jakimi eksperymentami, a z drugiej zachęcić tych nowych do czytania tych tomików opowiadań fantastycznych. A już na pewno nie mogą one być nudne. A w przygodach Jakuba i jego kumpla Semena intrygujące jest to, że z reguły są one śmieszne, a w końcu śmiech to zdrowie. Wynika z tego, że czytanie, przynajmniej niektórych opowiadań to zdrowie. Na pewno mają je wiekowi bohaterowie, bo wychodzą cało z mnóstwa opresji i wypijają flaszki.

Niewątpliwie sporo motywów się powtarza, na pewno odwieczny konflikt na linii Wędrowycze – Bardaki, obecny niemal w każdym opowiadaniu. Pojawia się motyw wojennych przygód, kiedy odrobinkę młodsi Semen i Jakub działali w partyzantce Wypruwacza. Interesujący był motyw, że natura potrafi się zbuntować, bo zarówno karpie z Wisły w Warszawie, jak i krakowskie gołębie potrafią namieszać i nawet takim fachowcom od nietypowej roboty jak Jakub i Semen potrafią kłopotów narobić. Domyśleć się z góry można, że panowie dają radę, ale i tak jest ciekawie. Fajne jest opowiadanie o gumofilcach z kosmosu, jedną parę butów od kosmitów dostał Semen. Pech polegał na tym, że wszyscy podarunki pogubili a kosmici po stu latach się o swoje upomnieli. Interesujące są Wędrówki przez portale do alternatywnych światów. Przypomina to wyprawy elfa wiedzącego Awallacha z uniwersum Wiedźmina. Portali nie musiała szukać Ciri, bo ona wędrowała gdzie chce i na tym polegała jej wyjątkowość. Tutaj u Pilipiuka alternatywni Jakubowie i Semenowie pomagali "naszemu" Jakubowi i Semenowi w różnych sprawach,.

Cokolwiek by się nie dało opowiedzieć o tych opowiadaniach Andrzeja Pilipiuka zawartych w tomie pt. "Karpie bijem", to niewątpliwie opowiadanie pod tytułem " Żona" jest fascynujące i oryginalne. Oczywiste, że wszyscy wiedzą, że Jakub ma syna, wnuka, prawnuka. Wszyscy mieszkają w Warszawie i są dobrze sytuowani, często pomagają Jakubowi w problemach z wymiarem sprawiedliwości np. Jak pamiętamy, są koncepcje, młody prawnuk Jakuba w przyszłości będzie rządził światem. Jeden z klanu Wędrowyczów pracuje w branży gier komputerowych, no zapewne tego typu wiedza z innej bajki też Jakubowi przydać się może. Wynika z tego jak mówi pewna piosenka "do tanga trzeba dwojga", więc prosty logiczny wniosek, że musiała być kobieta i to żona, bo inaczej byłyby problemy z kościołem. Choć Jakub przesadnie religijny nigdy nie był, to z proboszczem wolał dobrze żyć. Do sprawy Heleny Wędrowycz, na skutek Bardakowego donosu, dokopali się policjanci z Wojsławic Birski i Rowicki. Rozpoczęto sprawę podejrzenia o morderstwo. Czyli kolejny plan przyskrzynienia Jakuba był już gotowy. Wystarczyło wziąć się za robotę.

Przypadek chciał, że Jakuba odwiedził jasnowidz Kamil, który mówił, że przypadkiem zaszkodził Jakubowi i trzeba to odkręcić. Po pierwsze nadprzyrodzoną akcją Jakub dowiedział się, że mundurowi znowu coś knują przeciwko niemu i że chodziło o jego żonę, która na skutek jakiegoś czaru spała od kilkudziesięciu lat i nawet jeśli dałby radę z tym coś zrobić to śpieszył się z tym powoli. Wiadomo, za picie, sprowadzanie kumpli do domu i kosmiczny bajzel w chacie dostałby zdrowo po głowie od małżonki. Plan polegał na tym, żeby Helenę obudzić na jeden dzień, czyli tyle ile trzeba, żeby policjanci, w tym posiłki z Lublina, zobaczyli co trzeba i pojechali skąd wrócili. No trzeba było troszkę podziałać w chacie Jakuba i dopiero potem przeżyć całkiem przyjemny dzień z Heleną, najeść się bigosu i paru innych przyjemności też zapewne np. Helena pomogła Jakubowi w trudnej sprawie z funkcjonariuszami, a wieczorkiem wróciła do snu. Sprawa załatwiona, tylko Birski i Rowicki zawiedzeni, że Jakub i tym razem zdołał się wykręcić z obławy.

Dużo więcej do dodania już nie mam. Opowiadania jak zwykle są krótkie, czasem dłuższe, czyta się je przyjemnie, szybko. Na pewno jest ciekawie, wesoło, a bywa groźnie, bo panowie policjanci nie żartują i mają całkiem kreatywne pomysły np. wrobienie Jakuba i Semena w terroryzm. Też dobre opowiadanie. Pod tym kątem książka jest świetna, bo praktycznie każde opowiadanie jest dobre i da się coś fajnego na temat opowiedzieć/napisać. No ale jak zwykle wybrałem jedno i jestem przekonany, że to dobry wybór. Książka jest ciekawa. Polecam

Żona [ w: ] Andrzej Pilipiuk, Karpie bijem

W sumie czytelnicy opowiadań o Jakubie Wędrowyczu, których autorem jest Andrzej Pilipiuk z grubsza wiedzą czego mogą się spodziewać. Mamy tu najczęściej przygody dwóch wiekowych postaci, samych siebie nazywają menelami, bo trunki wysokoprocentowe piją w ilościach iście rekordowych. Autor puszcza do czytelników oko, nie róbcie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Żywa gotówka [ w: ] Rafał A. Ziemiański, Coś mocniejszego

Wybrałem w tym zbiorze opowiadań w którego autorem jest znany prawicowy publicysta i twórca fantastyki Rafał A. Ziemkiewicz opowiadanie zatytułowane " Żywa gotówka". Jak nie trudno się domyśleć chodzi tutaj o pieniądze, duże pieniądze, które krążą po giełdach, a więc globalnym rynku. Te fluktuacje gospodarcze próbują wprawdzie zrozumieć ekonomiści i specjaliści giełdowi. Jednak dla większości laików to jest właściwie czarna magia, a to już jest dobra podstawa, żeby o tym napisać w opowiadaniu fantastycznym.

Głównym bohaterem jest dziennikarz Gazety Narodowej Rafał Aleksandrowicz, który zapewne, tylko przypadkiem, jest podobny do samego autora tekstu. Jak to zwykle bywa bohater, jako dziennikarz, otrzymał zlecenie napisania tekstu do gazety w której pracuje. Tym razem temat był zagadkowy, bo działy się dziwne rzeczy na giełdzie. Zastosowano w tym tekście iście diabelską metaforę. Dokładnie w sensie że jakiś diabeł wlazł do wewnątrz struktur giełdy i bawił się globalną walutą. Jak wiemy ma ona formę wirtualną, ale widać ten byt z piekła rodem jest wystarczająco dobrze zorientowany pod kątem technologicznym, że, kolokwialnie mówiąc, ogarnia temat. No i związku z tym dziennikarz wziął się za realizację zlecenia i wyjaśnienia o co chodzi z tym czortem?

Temat był na tyle istotny, bo zainteresowały się tym media, szczególnie te brukowe. Siłą rzeczy redakcja w której Aleksandrowicz pracuje również musiała zająć stanowisko w sprawie, żeby czytelnicy mogli sobie wyrobić właściwy punkt widzenia. Jak nietrudno się domyśleć bohater pofatygował się na giełdę, porozmawiał z różnymi osobami, dowiedział się co się dzieje na innych giełdach. No i trzeba było wyciągnąć wnioski. Co prawda wyszło, że rogate indywidua z tym wspólnego nic nie mają. Ale wyjaśnienie jest równie zaskakujące, tak fantastyczne, że niewiarygodne, a wiemy, że świat finansjery z natury rzeczy trzyma się realiów, więc trudne do przyjęcia. Dlatego mamy typowo racjonalne próby wyjaśnienia co i jak działa na giełdach. Tyle, że w tym konkretnym przypadku okazało się, że jeśli jest jakieś działanie, to jest mamy do czynienia z taką skalą, że nie dałby rady policzyć tego żaden człowiek. No i stąd to fascynujące wyjaśnienie. Po prostu wydało się, że pieniądz jest bytem żywym i robi sobie co chce i nikt nie ma na to wpływu. Kompletnie pojęcia nie mam jak takie wyjaśnienie mogłoby się ukazać w prasie?

Odpowiedź jest jedna: chcesz gościu pisać o czymś takim, to weź się za tworzenie fantastyki. Ciekawe i bardzo przewrotne jest to opowiadanie. Pozostałe również są ciekawe, zastanawia dedukcja związana z poglądami politycznymi samego autora, ale tak to jest zrobione, że dobrze się to czyta. Książkę zaczął wstęp Marka Parowskiego, oczywiście sporo napisał o autorze książki, i o doświadczeniu w osobistym poznawaniu autora. Czytelnik dowiaduje się tego, co później sam wywnioskuje z tekstów, że Rafał Ziemkiewicz jest inteligentnym człowiekiem i niezwykle błyskotliwym. A to na pewno dodatkowa zachęta, żeby po książkę sięgnąć. Ja nie żałuję. Ciekawie było. Polecam.

Żywa gotówka [ w: ] Rafał A. Ziemiański, Coś mocniejszego

Wybrałem w tym zbiorze opowiadań w którego autorem jest znany prawicowy publicysta i twórca fantastyki Rafał A. Ziemkiewicz opowiadanie zatytułowane " Żywa gotówka". Jak nie trudno się domyśleć chodzi tutaj o pieniądze, duże pieniądze, które krążą po giełdach, a więc globalnym rynku. Te fluktuacje gospodarcze ...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kontynuuję czytanie cyklu "Epoka obłędu" zatytułowany pt. " Mądrość tłumu". To trzecia ostatnia część tej trylogii traktująca niewątpliwie o ciekawych czasach. W recenzji drugiej części zastanawiałem się na ile wpływ postępu będzie miał wpływ na przemiany ideologiczne, które spowodują zmianę myślenia i doprowadzi to do rewolucji. Trudno odpowiedzieć na tak sformułowane zagadnienia, bo jednak autor skupia się na perspektywie klasy dotychczas rządzącej. Cel tych ludzi był prosty, przetrwać nawałnicę, z możliwie najlepszymi możliwościami. Dotyczyło to nawet Sawine i jej męża dan Brooka, jej zdolności do robienia interesów i uzyskiwania wpływów konieczne były w walce o przetrwanie. Czy da radę?

Jestem przekonany jednak, że jakieś zalążki koncepcji intelektualnej musiały być, bo chociaż większość rewolucji kreowały trudne sytuacje, kryzysy, bieda, wręcz głód, to jednak filozofowie działali i miało to przełożenie na politykę. Fakt to byłoby niewątpliwie ciekawe, jednak autor był zainteresowany przemianami historycznymi w tym fantastycznym uniwersum. Opisał dokładnie i precyzyjnie wszystkie etapy transformacji społecznych i politycznych w procesie rewolucyjnym. To po prostu jest wrzący kocioł. Niewątpliwie sytuacji nie ułatwia, że Unia jest wielka zawiera kilkanaście prowincji, dawnych bytów państwowych. A ta rewolucja przelała się przez wszystkie krainy, zaczęło się od strajków robotniczych a potem było jeszcze bardziej ciekawie, mroczniej, przelanej krwi nikt nie żałował. A wszystko to dla dobra Wielkiej Zmiany, jak zdefiniowano to co się dzieje. Nie można mieć wątpliwości, że miało to wpływ na cały kontynent. Władcy krajów ościennych kombinowali jak tą skomplikowaną sytuację wykorzystać na swoją korzyść, a ich obywatele zapewne głowili się czy da się tą rewolucję zaimportować na ich podwórka.

Nie ma wątpliwości, że Abercrombie tworzy ciekawe koncepcje fantastyczne, wręcz fantastycznie realistyczne. I to niewątpliwie jest ciekawe czytelniczo. Na pewno czytelnik jest ciekaw co słychać u bohaterów jak radzą sobie z różnymi trudnościami i wydarzeniami, które ich kreują. Książka jest interesująca. Polecam .

Kontynuuję czytanie cyklu "Epoka obłędu" zatytułowany pt. " Mądrość tłumu". To trzecia ostatnia część tej trylogii traktująca niewątpliwie o ciekawych czasach. W recenzji drugiej części zastanawiałem się na ile wpływ postępu będzie miał wpływ na przemiany ideologiczne, które spowodują zmianę myślenia i doprowadzi to do rewolucji. Trudno odpowiedzieć na tak sformułowane...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Chińska dzielnica [ w: ] Jeonghui Oh, Miłość zeszłej jesieni i inne opowiadania

Czas powrócić po pauzie do Book Trottera, brała się ona z tego, że uczestnicy mogli nadrobić zaległości czytelnicze w styczniu i lutym, z racji, że u mnie takich nie ma, to i wczuwać się potrzeby nie było. Wybór nas czytelników/uczestników akcji podróżniczej, pod kątem literackim oczywiście, padł na Koreę Południową. Chcąc nie chcąc trzeba było coś kombinować. Trafiło na koreańską pisarkę Jeonghui Oh. Tytuł zbioru opowiadań to " Miłość zeszłej jesieni i inne opowiadania". Krótko i na temat są one z grubsza takie jaki ten tytuł, coś tam o miłości , coś tam o innych relacjach mniej lub bardziej skomplikowanych. I właściwie można by przejść obojętnie do tej książeczki. No ale to jedno opowiadanie zatytułowane "Chińska dzielnica" wyróżnia się i warto o tym wspomnieć.

We wstępie do książki czegoś się dowiadujemy o historii tego dalekiego kraju, że próby pisarskie podejmowane przez kobiety w tym kraju doceniane zbytnio nie były. Po drugie mowa o swoistym kulturalnym wybiciu się na niepodległość spod dominacji chińskiej. Pewnie dla nas Europejczyków te dwa alfabety to jeden i ten sam czort. No ale tam to ma znaczenie, elity kulturalne kraju uważały, że chińska kultura jest wyższym poziomie i w tym języku Koreańczycy pisali. Dla nas jest to po trosze zrozumiałe, mimo, że Korea jest na drugim końcu świata, bo trzy sąsiednie kraje posługujące się dwoma językami chciały naszą kulturę zmieść z powierzchni, ale przetrwaliśmy nawałnice i nasza kultura ma się dobrze.

No ale wróćmy do współczesności, autorka napisała większość książek w II połowie XX stulecia, no i nawet nie próbowała ukrywać, że wydarzenia polityczne miały jakieś przełożenie na jej twórczość, zwłaszcza wojna domowa z lat 1950 – 53, no i skutek jaki jest podział kraju. Szczególne znaczenie ma w tym kontekście miasto Inczon, do którego uciekali i pewnie nadal uciekają uchodźcy z Korei północnej.

Wjeżdżamy w ten rozdział na torach kolejowych w pędzącym pociągu i bohaterowie wysiadają na stacji kolejowej w dzielnicy Chińskiej. Główną bohaterką jest dziewczynka. Mamy tu wszystko co w opowiadaniu obyczajowym może się znaleźć, relacje bohaterki z rodziną, szczególnie z babcią. Dalej mamy opisy innych interakcji społecznych w szkole na podwórku, chodzenie po ulicach, czegoś w rodzaju rynku, gdzie można jakieś drobiazgi kupić. Na pewno świetną literacką robotę robią opisy dzielnicy. Na pewno jest to różnorodność kulturowa, bo i Chińczycy są jak nazwa wskazuje i Europejczycy, Amerykanie również. Jedna z bohaterek szykuje się do wyjazdu do Ameryki, bo ktoś obiecał jej zawarcie związku małżeńskiego. Przechadzając się ulicami Inczon widzimy pomnik generała Mac Arthura, znanego z działań w czasie II wojny światowej, ale w czasie wojny domowej jakieś działania były podejmowane przez Armię USA. Ciekawostką jest też, że nasi tam byli, tzn. Wojsko Polskie brało udział w ramach sił rozjemczych ONZ. Przechadzamy się dalej uliczkami Dzielnicy Chińskiej czujemy klimat, zapach, głosy, ta okolica niewątpliwie żyje i autorka z niesamowitym kunsztem pisarskim nam to opisuje.

Podsumowując zachwytów wielkich nie było, że akurat na tą książkę w tym wyzwaniu trafiło, bo nieszczególnie w literaturze obyczajowej gustuję, no ale jakoś poszło i nie było źle. Na pewno czytelnicy poszukujący wrażeń literackich z dalekich krajów, obcych kulturowo w dodatku, będą chętni, żeby się tym zbiorem opowiadań zainteresować. Czy ktoś jeszcze, możliwe, że tak, wszak czytelnicy mają raczej otwarte umysły i próbują szczęścia., Ja nie żałuję. Warto przeczytać.

Chińska dzielnica [ w: ] Jeonghui Oh, Miłość zeszłej jesieni i inne opowiadania

Czas powrócić po pauzie do Book Trottera, brała się ona z tego, że uczestnicy mogli nadrobić zaległości czytelnicze w styczniu i lutym, z racji, że u mnie takich nie ma, to i wczuwać się potrzeby nie było. Wybór nas czytelników/uczestników akcji podróżniczej, pod kątem literackim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka pt. "Równi Bogom", której autorem jest Isaac Asimov. Pisarz ten znany jest z genialnego cyklu "Fundacja" i jeszcze cyklu "Roboty". Tutaj mamy zupełnie oddzielną koncepcje sf, troszkę zakręconą, i interesującą. Z jednej strony mamy podejrzenie przyjaznych Obcych, którzy obdarowali nas darmową energią. Zapewne ten problem mają wszystkie byty myślące w wielu galaktykach i różnie sobie z tym radzą. Jak nie trudno się domyśleć ten fajny dar został przyjęty u nas z entuzjazmem. Tylko nieliczni głowią się nad tym, czy rzeczywiście nie tworzy to żadnego zagrożenia dla ludzkości i całej planety przecież. Jednak w tego typu kasandryczne wieści nikt nie chciał wierzyć. A tymczasem naukowcy odkrywają, że jakimś tajemniczym zbiegiem okoliczności ma to wpływ na nasze słońce. A jak nie trudno się domyśleć, ma to duży wpływ na nas. Wynika z tego, że darmowa energia taką nie jest i może doprowadzić do zagłady życia na Ziemi.

Książkę autor postanowił podzielić na trzy części, chociażby po to, żeby wyjaśnić jak do tego doszło. Skąd się ta koncepcja wzięła., itp. Naukowcy znaleźli kosmiczny artefakt, coś co u nas nie ma w ogóle racji bytu i udało im się z Obcymi nawiązać jakiś kontakt, dowiedzieli się o zastosowaniu na szeroką skalę darmowej energii, którą czym prędzej wdrożono u nas i wszyscy byli zadowoleni. Pompa pozytonowa zaczęła działać na pełną skalę, a że energia jest potrzebna, szybko doceniono jej zalety. Oczywiście o wadach nikt nie myślał, bo zapewne uznano, że da się je wliczyć w koszta. Tyle, że nikt, prawie nikt, nie przypuszczał nawet, że coś może pójść nie tak. Druga cześć dotyczy tego, że autor uległ prośbom licznych czytelników, żeby napisał coś o kosmitach, bo to będzie fajne. Tym sposobem mamy tu opisaną społeczność z odległej planety. Trzecia część jest również zaskakująca bo opowiada o grupce naukowców, która przeprowadziła się na Księżyc. Istnieje tam społeczność i ma się dobrze, jest na tyle samowystarczalna, że ziemska kuratela jest tam niepotrzebna zupełnie. To rzadko spotykany koncept w literaturze gatunku. Ma to o tyle znaczenie, że księżycowi naukowcy odkrywszy, że Ziemia się kończy, mówiąc dość kolokwialnie, ale treściwie zapewne, doszli do szalonego planu, że trzeba ocalić co się da i uciekać hen daleko w kosmos.

Wszystko to brzmi troszkę dziwnie, jakby to był zapis jakiejś galaktycznej afery. Ale czy takie było zamierzenie pisarza, że my ludzie przyszłości nie powinniśmy się pozbawiać inteligencji i wręcz być nie być frajerami, kompletnie tego nie wiem. Bo jednak z literackiego punktu widzenie to działa. Na pewno jest to specyficznym ekologicznym ostrzeżeniem, nie pierwszym i nie ostatnim w historii science fiction, że zagładę Ziemi zafundujemy sobie sami. Wynika z tego, że będziemy mieli zwyczajnego farta, jak istnieją jakieś inne planety, gdzie można żyć. No i oczywiście będą nas tam chcieli. Książka niewątpliwie jest ciekawa. Warto przeczytać.

Książka pt. "Równi Bogom", której autorem jest Isaac Asimov. Pisarz ten znany jest z genialnego cyklu "Fundacja" i jeszcze cyklu "Roboty". Tutaj mamy zupełnie oddzielną koncepcje sf, troszkę zakręconą, i interesującą. Z jednej strony mamy podejrzenie przyjaznych Obcych, którzy obdarowali nas darmową energią. Zapewne ten problem mają wszystkie byty myślące w wielu...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Nagroda im.Janusza A. Zajdla 2011 Anna Brzezińska, Jakub Ćwiek, Stefan Darda, Jacek Dukaj, Marek S. Huberath, Anna Kańtoch, Jewgienij T. Olejniczak, Wit Szostak, Szczepan Twardoch, Robert M. Wegner
Ocena 6,2
Nagroda im.Jan... Anna Brzezińska, Ja...

Na półkach:

Anna Brzezińska, Rusałka, [ w: ] Praca zbiorowa, Nagroda im. Janusza A. Zajdla 2011




Pewnie nie będzie dla was czytelników niespodzianką, jeśli nie wiecie, że nagroda im. Zajdla jest jedną z najważniejszych nagród dla literatów tworzących naszą rodzimą fantastykę. Znaleźć w książeczkach z każdego roku można znaleźć opowiadania i fragmenty powieści nominowane z roku poprzedniego i laureaci zdobywali nagrodę z roku aktualnie bieżącego. Uznałem, że warto spróbować szczęścia i poczytać tom z roku 2011. Tak po za tym tom opowiadań właściwie niczym się nie różni od pozostałych książek z opowiadaniami jakie są dostępne do przeczytania. Dodać warto, że każde opowiadanie lub fragment książki jest innego autorstwa, pewnie wynika to z zasad jakie przyjęła sobie kapituła tej nagrody.

Jak zwykle dokonałem wyboru opowiadania, które mnie zainteresowało. Wybrałem te zatytułowane " Rusałka", którego autorką jest Anna Brzezińska. Ma ona bardzo swojski, średniowieczno – słowiański klimat jak np. uniwersum wiedźmina Sapkowskiego. Tam dziwożonami, jeden z regionalnych odpowiedników rusałek, nazywano leśne driady z Brookilonu. Rusałki były leśnymi lub wodnymi stworzeniami, które objawiały się jako piękne długowłose kobiety, jak udało się taką dorwać, to, według legend, spełniała marzenia.

Tak też się zdarzyło w Wilczyńskiej Dolinie, Paszko pochodzący z bogatej chłopskiej rodziny w czasie jednej z wędrówek po okolicznej puszczy znalazł rusałkę, była ona tak piękna, że zakochał się w niej. To jest początek dość zabawnej historii w świecie fantasy. Nie trudno zrozumieć czemu rodzina Paszka nie była zachwycona tym wyborem. Zapewne ojciec miał jakieś plany matrymonialne, żeby doliczyć się dzięki temu jeszcze więcej złotych lub srebrnych monet. A tu wyszło jak wyszło, nie dało się zapobiec temu mariażowi. Swoją rolę w całym zamieszaniu odegrała wiedźma, szeptucha, zielarka, zwał jak zwał . Miejscowi zwali ją po prostu babunią Jagódką, co i rusz członkowie rodziny i sam Paszko zjawiali się u niej, czasem chcieli jakieś zioła, żeby załatwić drobne sprawki. Czasem z racji, że była uważana za najmądrzejszą osobistość we wsi po prostu po ludzku, pomagała w charakterze rozjemczym, żeby się tam zaraz wszyscy nie potraktowali siekierami np. Stało się, małżeństwo zawarto. Weszła ona w codzienny kierat gospodarskich spraw. Rusałka nie była szczęśliwa z tego tytułu, ale uciec nie miała gdzie, bo groziło jej unicestwienie, po prostu niebyt by ją pochłonął i po sprawie. Czy podobnie skończyła większość jej rusałkowatych koleżanek? Tego nie wiemy jak było.

Opowiadanie niby proste, niby banalne, a jednak ma swój klimat. Jest ciekawe, fajnie opisane. Polecam to opowiadanie i inne publikacje, które w całości lub fragmencie trafiły do tego tomu. Prawdopodobnie jak będę miał okazję zerknę jeszcze do paru tomów z różnych lat nagrody Zajdla. Książkę polecam, jest ciekawa.

Anna Brzezińska, Rusałka, [ w: ] Praca zbiorowa, Nagroda im. Janusza A. Zajdla 2011




Pewnie nie będzie dla was czytelników niespodzianką, jeśli nie wiecie, że nagroda im. Zajdla jest jedną z najważniejszych nagród dla literatów tworzących naszą rodzimą fantastykę. Znaleźć w książeczkach z każdego roku można znaleźć opowiadania i fragmenty powieści nominowane z roku...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Nawigatorzy Diuny Kevin J. Anderson, Brian Herbert
Ocena 6,9
Nawigatorzy Diuny Kevin J. Anderson, ...

Na półkach:

Jak można dowiedzieć się z pierwszych wersów książki pt. "Diuna – Dżihad Butleriański" księżniczka Irulana, córka ostatniego imperatora z dynastii Corinnów Szaddama IV i żona pierwszego imperatora z dynastii Atrydów, Paula, studiowała i opisywała historię Dżihadu Butleriańskiego i Wielkich Szkół Diuny, żeby zrozumieć w tej odległej historii o co chodzi z dźihadem który rozkręcił Paul Muadib. Trzeci, ostatni tom "Wielkich Szkół Diuny" zatytułowany "Nawigatorzy Diuny" kończy tą niesamowitą, na wpół legendarną epopeję dawnych czasów galaktyki w której Diuna z posiadaną przyprawą jest kluczowa. Zapewne Irulana była przekonana, że świat potrzebuje historyków, którzy nie tylko odkryją dawno zakurzone w pomroce dziejów wydarzenia, ale też było istotne dla niej jest zrozumienie o co tam chodzi? No i jak ma się to do rzeczywistości zastanej, nam współczesnej? I ta perspektywa jest istotna, bo przecież czytelnik ma świadomość, po przeczytaniu ośmiu tomów cyklu "Kroniki Diuny" oczywiście, że robot Erazm przetrwał te 15000 lat. Ale niby skąd o tym miała wiedzieć Irulana, która tworzyła 5000 lat przed Bitwą na końcu czasów, zwaną też Kralizkiem? To podejście do przeszłości jest niesamowite, zbliżone do tego do czego dochodzą współcześni historycy. Widać Herbertowie i Kevin J. Anderson doskonale rozumieli motyw i tak przedstawili genialnie wykreowane Uniwersum Diuna.

Na pewno księżniczka dowiedziała się w czasie przeglądania ksiąg i starych multimediów kim byli Fremeni. Znalazła odpowiedź, że byli Zensunnitami, którzy poszukali szczęścia na nowej planecie. Przypominało to Biblijny exodus, ponieważ na starej planecie byli oni niewolnikami. Uznali więc czas być wolnymi ludźmi nawet na niegościnnej, pustynnej planecie niż być niewolnikami na planecie Poritrin. A że była tam przyprawa, no na pewno był niemały bonus. Bowiem jak wiemy przyprawy potrzebowali mieszkańcy całego kosmicznego Imperium, a w szczególności nawigatorzy, którzy potrzebowali przyprawy do spekulacji intelektualnych na tak wysokim poziomie, że mogli zaginać przestrzeń kosmiczną, co powodowało, że dało się podróżować niemal błyskawicznie po najodleglejszych planetach. Również dla władzy imperatorskiej okazało się to kluczowe, żeby dobrze rządzić. Problemy były, z jednej strony butlerianie, którzy szukają po galaktyce mikrofalówek i innych urządzeń, które mogą pognębić. A z drugiej strony był Joseph Wenport, który podpadł imperatorowi Roderikowi, że zabił swojego nieudolnego brata, Salwatora, poprzednika na tronie. No i prawdziwa gwiezdna wojna musiała wybuchnąć. Działo się naprawdę sporo. Czytelnik z pewnością nie zawiedzie się licznymi opisami galaktycznych bitew. Akcja pędzi tak szybko, bo autorzy uznali zapewne, że czas zakończyć w miarę szybko i sprawnie tą całą historię.

W teorii, każdy z tomów trylogii poświęcony był innej Wielkiej Szkole, ale nie do końca tak jest, bo motywy tych organizacji zwanymi szkołami się przeplatają i kształtują rzeczywistość. Tu spoiler jest niepotrzebny bo czytelnik z góry się tego domyśla, że celem tych książek jest poznanie czasów legendarnych, kiedy galaktyka otrząsnęła się po rebelii ludzkości, która zmiotła myślące maszyny. To oczywiste, że przy okazji poznajemy lepiej to całe uniwersum, bo przecież dokładnie tego my jako czytelnicy chcemy i dokładnie to otrzymujemy. Poznajemy coraz lepiej to uniwersum i to jest naprawdę niezwykle fascynujące.

Niewątpliwie ciekawe są swego rodzaju interakcje kulturowe z uniwersum Diuna i na odwrót, tego typu motywów jest całe multum. O pisaniu w tym kontekście na temat "Gwiezdnych wojen" nie ma się co trudzić, bo to jest przecież najbardziej oczywiste. Ale nie tylko tutaj znajdziemy motywy związane z "Diuną". Polecam rozważenie nasze rodzime uniwersum wiedźmińskie w tym zakresie. Tego odkrycia dokonałem, nie wiem który raz oglądając grę "Wiedźmin 3", choć one mają rzecz jasna książkową proweniencje. Da się znaleźć tam kwizath haderach, mamy program eugeniczny prowadzony przez Lożę Czarodziejek i elfy wiedzące Aen Saevherne. Pewnie tą działalność loży też da się to z czymś skojarzyć. Mamy dwie szkoły Aretuzę, i Ban Ard. Jest też woda życia w wiedźmińskim uniwersum. Dla Ciri wypicie wody driad z Brokilonu było czymś naturalnym, troszkę kłopotów miał z tym Geralt, ale też dał radę. O dziwo w grze da się znaleźć nawet Erazma, dobrze się skubany zakamuflował, ale tam siedzi. Samym wiedźminom najbliżej pewnie do mistrzów miecza. Są osoby w uniwersum, które żyją nieludzko długo, tak jakby Agamemnon tam trafił i przekazał jak robi się tego typu procedury. Inny ciekawy koncept to uniwersum Assasins Creed. Szkoły to oczywiste, może również konflikt dwóch rodów przekształcony w rywalizację dwóch zakonów, bractw Templariuszy i Asasynów. Ale najbardziej ciekawy koncept jest, że w podróżach w czasie Animusem pomaga dalekie pokrewieństwo i że ma to wpływ na wydarzenie, a ci krewni w przeszłości przekazują swoje umiejętności. Chyba nie trudno się domyśleć, że przypomina to co mamy u wiedźm Bene Gesserit, głównie matki wielebne otrzymują od swoich poprzedniczek wiedzę i doświadczenie z nawet odległej przeszłości. Czegoś podobnego doświadczyli też Atrydzi Paul, Alia i Leto II. podążając swoimi Złotymi Drogami, też mają dostęp do tajemnic z przeszłości i moc ich jest ogromna. Zresztą bez trudu da się zauważyć, że autorzy też trylogii są tego świadomi i sami korzystają z tych dobrodziejstw. Pojawia się tutaj, niemal dosłownie, znana kwestia z "Wiedźmina" "Coś się kończy, coś się zaczyna".

Dokładnie te słowa doskonale się nadają na podsumowanie. Jak na razie są to wszystkie przeczytane i zrecenzowane tomy tego fascynującego uniwersum. Jeżeli będzie powstawać jeszcze coś ciekawego to okazji na powroty na starą, dobrą, pustynną Diunę nie zabraknie i z chęcią będę to robił i dzielił się wrażeniami. To jest po prostu ogrom przeróżnych koncepcji w ciekawy sposób opisane. Czytelnik poznaje maestrię mistrza Franka Herberta, ale tez dwaj kontynuatorzy, Brian Herbert i Kevin J. Anderson, "Uniwersum Diuną", też dają radę, potocznie mówiąc, i mają te książki bardzo wysoki poziom, co tylko uatrakcyjnia to uniwersum. Świetnie się to czyta i chce się do tego uniwersum wracać. Rewelacja. Polecam

Jak można dowiedzieć się z pierwszych wersów książki pt. "Diuna – Dżihad Butleriański" księżniczka Irulana, córka ostatniego imperatora z dynastii Corinnów Szaddama IV i żona pierwszego imperatora z dynastii Atrydów, Paula, studiowała i opisywała historię Dżihadu Butleriańskiego i Wielkich Szkół Diuny, żeby zrozumieć w tej odległej historii o co chodzi z dźihadem który...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zdarza mi się wracać do motywów Starożytnego Rzymu w literaturze. Pewnie nikt nie ma wątpliwości, że Harris to dobry pisarz i że motyw historyczny dotyczący ostatnich dziesięcioleci funkcjonowania republiki w Imperium Rzymskim. Temat wydaje się raczej oklepany, bo jest stosunkowo dobrze znany w historiografii i popkulturze. No ale jednak w książce pt. "Cycero" Harris pokusił się o własną interpretację wydarzeń z I wieku p. n. e..

Jak sam tytuł nam sugeruje mamy tutaj postać Cycerona, słynnego prawnika i polityka, zwolennika republiki. Rolę głównego bohatera autor przypisał niewolnikowi rodziny Cyceronów Tironowi M. Tuliuszowi. Ta autentyczna postać znana jest nie tylko z tego, że był sekretarzem wpływowego człowieka, ale też zapisywał myśli swojego mentora w sposób szczególny, robił notatki, pisząc własnym systemem, żeby pisać szybko i żadna myśli mistrza nie utknęła nie wiadomo gdzie. Ten sposób zapisu znany jest jako stenografia, i jest stosowany do dnia dzisiejszego. Pierwszą instytucją w historii, która przyjęła do praktyki ten zapis był senat Rzymski jeszcze za życia Cycerona i jego sekretarza.

Sposób opisu czegoś w rodzaju życiorysu słynnego rzymianina jest ciekawy, ale można się domyśleć, że tak będzie. Najpierw pojawiają się opisy edukacji rzymianina z wyższych sfer. Trafił między inymi do Grecji szkolić się w retoryce, do której starożytni Rzymianie przykładali dużą rolę. Potem młody Cyceron bierze udział we obradach Senatu Rzymskiego i wchłania go coraz bardziej bieżąca polityka. Do tego dochodzi jeszcze działalność prawnicza i wyjątkowa biegłość Cycerona w prawie rzymskim. Dalej już tylko następują wydarzenia historyczne, pierwsze naginanie zasad republiki i obawy czym się to skończy.

Ciekawe w tej książce jest jeszcze co innego. Jasne, że nie jest żadnym odkryciem, że demokracja jest greckim wynalazkiem i ten koncept w jakiejś formie przyjęli i rozwijali republikanie z wiecznego miasta. Na pewno rozwijając prawo rzymskie przykładali wagę do wszelkiego rodzaju formalizmów, norm prawnych, które szczegółowo zawarto w przeróżnych kodeksach. Rozwijają się kariery polityczne w całkiem współczesnym tego słowa rozumieniu. W senacie trwa szereg batalii politycznej. Trwają debaty, formułują się wszelakie stronnictwa, tworzenie się partii to jeszcze nie ta epoka, które zażarcie się zwalczają. Ciekawostką jest, że obrady senatu mogły trwać tylko przy świetle dziennym i nie można było stosować ogrzewania budynku, co skutkowało tym, że w chłodniejszych porach roku senatorowie marźli siedząc w swoich białych togach, na szczęście obrady wtedy zbyt długo trwać nie mogły.

Myślę, że z grubsza to tyle co da się "powiedzieć" o tej książce. Dodać można, że opisy, literackie kreacje bohaterów głównie postaci historycznych jest niezwykle ciekawe i interesujące. Kontynuując czytanie kolejnych dwóch tomów zapewne będzie można coś ciekawego napisać co uzupełni fascynujące informacje w interesujący i przystępny sposób czytelnikowi przekazane. Książkę warto przeczytać. Polecam

Zdarza mi się wracać do motywów Starożytnego Rzymu w literaturze. Pewnie nikt nie ma wątpliwości, że Harris to dobry pisarz i że motyw historyczny dotyczący ostatnich dziesięcioleci funkcjonowania republiki w Imperium Rzymskim. Temat wydaje się raczej oklepany, bo jest stosunkowo dobrze znany w historiografii i popkulturze. No ale jednak w książce pt. "Cycero" Harris...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Mentaci Diuny Kevin J. Anderson, Brian Herbert
Ocena 7,0
Mentaci Diuny Kevin J. Anderson, ...

Na półkach: ,

Z niesamowitą radością mam okazję wrócić do genialnego "Uniwersum Diuna", po nieco ponad 10 latach od przeczytania większości tomów, zawartych w kilku seriach. Zatrzymałem się na nowym, wtedy, cyklu pt. "Wielkie Szkoły Diuny". Była przeczytana książka zatytułowana "Zgromadzenie żeńskie z Diuny". Ten cykl jest niemal bezpośrednią kontynuacją poprzedniego cyklu pt. "Legendy Diuny" i dotyczy czasów postdżhadowych, czyli to co było po wojnach z maszynami, 10000 lat przed wydarzeniami z pierwszej części "Kronik Diuny" pt. "Diuna", która ponownie została sfilmowana w roku 2021 i 2024. Zapewne nie muszę o tym pisać, że wyprawa do kina na ten film miała miejsce i było naprawdę super. W sumie dobrze się składa, że teraz piszę o mentatach Diuny, bo w filmie nie odgrywali oni jakiejś kluczowej roli. A z perspektywy logiki tego całego uniwersum umiejętności ludzkich komputerów zwanych mentatami właśnie jest kluczowe. Przy tym trzeba wyjaśnić, że nie tylko mentaci mieli umiejętności mentackie, ale miały jest też niektóre wiedźmy Bene Gesserit, po za tym umiejętności mentackie miały, ludzkie mózgi zanurzone w przyprawie z Arrakis, nawigatorzy. Służyło im to do zaginania przestrzeni kosmicznej w celach peregrynacyjnych, co umożliwiało szybkie przemieszczanie się przez bardzo duże odległości w kosmosie, ale też mieli ten dar co inni dawali radę tworzyć symulację przyszłości na bardzo wysokim poziomie, które nie powstydziłyby się nawet najlepsze komputery z NASA, czy innych ośrodków naukowych.

Kontynuując rozważania trzeba powiedzieć, że wielkich szkół było co najmniej pięć. W tym trzy tytułowe: Zgromadzenie żeńskie, później znane pod nazwą Bene Gesserit, Mentaci, Nawigatorzy, do tego trzeba dodać Mistrzów miecza, co jawnie do Star Wars'owych mistrzów Jedi nawiązuje, no i Medyczna Akademia SUKA. Te szkoły nawzajem się przenikały, bo nikt nikomu nie bronił zdobywanie kompetencji charakterystyczne dla innej szkoły. Wyjątek to jednak czarodziejki, bo rekrutowały wyłącznie kobiety, które były przeznaczone do wysokich celów, były prawdomówczyniami na dworze imperatora, i na dworach wysokich domów szlacheckich. A drugi ma charakter matrymonialno -prokreacyjny. Kobiety zostawały żonami i realizowały program eugeniczny, którego głównym osiągnieciem miało być stworzenie kogoś wyjątkowego kwisatz haderach. Ciekawostką niewątpliwie jest, że nowa Matka Przełożona Zgromadzenia Walia Harkonen, działając na boku no korzyść swojego rodu, kombinowała jakby tu pozbyć się rodu Atrydów za pomocą programu eugenicznego. Jak wiemy w końcu to się udało 10000 lat później, bo Paul Atryda i jego siostra Alia Dziwna byli też Harkonenami, demoniczny Vladimir Harkonen był ich dziadkiem.

O tym, że dalekosiężne planowanie pod kątem różnych perspektyw było niesamowite wiem, że już miałem okazję pisać w swoich poprzednich recenzjach. Ale równie ciekawa jest filozofia Diuny. Ośmielam się stwierdzać, że książki science fiction są de facto filozofią przyszłości, a co za tym idzie tacy pisarze, konceptualny twórca Diuny Frank Herbert, Isaac Asimov i Stanisław Lem udowodnili w swoich książkach, że filozofia wcale się nie skończyła. Musi tylko znaleźć sobie nowe problemy, które już teraz nurtują wszystkich. W to wchodzą pytania typu: co z tą sztuczną inteligencją i jak mamy sobie z tym radzić? Dla nas to jest nowe doświadczenia, a ci panowie spekulowali naukowo na ten temat ponad pół wieku temu w najlepsze wyprzedzając swoje czasy o co najmniej jedno pokolenie. Oczywiście Frank Herbert i kontynuatorzy tego uniwersum nie zawodzą w tej materii mówiąc, żeby nie popaść w niewolę inteligencji myślących maszyn sami musimy działać rozwijać się być tym samym dla robotów partnerem, który daje radę na gruncie intelektualnym, a nie osobowością, którą można łatwo zdominować, a potem rządzić. To jest trudne, bowiem trudność udowadnia cała ta seria, czyli historia, która trwa 15000 lat od początków dżihadu butleriańskie aż po bitwę na końcu czasów. Dobrym pytaniem jest czy to w ogóle jest możliwe? Autorzy Brian Herbert i Kevin J. Anderson zdają się być optymistami w tej materii. Dobrym motywem udowadniającym powyższą tezę jest motyw szachowy w książce.

Tutaj mamy piramidalne szachy. Pojawiły się one również w "Kronikach Diuny" rodzeństwo, dzieci Paula Muadiba i fremenki Chani, Leto i Ganima lubią grać w tą odmianę szachów i grają, myśląc bardzo szybko, takiego tempa nie powstydziliby się najlepsi buleciarze na świecie ( tempo 1 min.+ 0 s., 1+1, 2+1 ) Magnus Carlsen grając z Hikaru Nakamurą. Tutaj w tej książce motyw partii szachów piramidalnych pomiędzy Gilbertusem Albansem, dyrektorem Szkoły Mentatów, a jedną z maszyn, która dała radę uchować się przez 80 lat polowania na maszyny przez butlerian, już po wygranej w dżihadzie. Co prawda to nie był umysł na miarę arcymistrrza Erazma, ale i tak Gilbertus Albans miał troszkę kłopotów z wygraniem tej partii. Warto dodać, że z raz na milion dyrektorowi Szkoły Mentatów udało się z Erazmem wygrać.

Niezwykle ciekawa jest konstrukcja tej książki, najpierw spokojnie powolutku autorzy wprowadzają czytelnika w to co się dzieje i najbliższej przyszłości ma się wydarzyć, ale powolutku, powoli, akcja się rozkręca, a potem jak się rozpędzi to szok, robi się z tego regularna gra o tron, z atrakcjami, że bohaterowie giną niemal w tym samym momencie i to zmienia rzeczywistość. Po prostu mamy tutaj formowanie się tej rzeczywistości jaką zastaniemy za 10000 lat kiedy Leto Atryda będzie rywalizował z Vladimirem Harkonenem o przyprawę z Diuny oczywiście, co sprowadziło młodego księcia Paula na Arrakis/Diunę. Ten najdłuższy w historii literatury konflikt dwóch rodów ładnie się rozkręca i emocji tutaj nie brakuje.

Na pewno zachwycające jest, że mamy tyle planet i każdą niesamowicie opisaną, każda jest w jakiś sposób ucharakteryzowana, mamy opisany klimat, florę, faunę i wszystko co się da. I to jest ciekawe. W książce pt. "Diuna" mamy obcoświatowca, który został Fremenem. A tu mamy odwrotny kierunek, grupa Fremenów ruszyła w galaktykę i została obcoświatowcami.

To wszystko co piszę, jednoznacznie dowodzi, że ta książka, podobnie jak pozostałe z tego uniwersum jest po prostu genialna. Mamy rywalizację dwóch postaci, przywódcę butlerian Manfreda Torondo, i jego głównego oponenta, Josepha Venporta, może nie zwolennika maszyn, ale raczej rozsądnego podejścia do tematu i jeżeli jest to możliwe przystosowania maszyn na potrzeby rozwoju cywilizacji. Mamy słabego imperatora Salvatora Corrino, który jest rozgrywany przez obydwu panów. Salvatore ma brata Roderika, który powszechnie uchodzi za bardziej kompetentnego i jest lojalnym doradcą imperatora, co nie zmienia postaci rzeczy, że nie wszystkie decyzje władcy wielu planet są prawidłowe i są z tego kłopoty. Czytelnik głowi się jak to zamieszanie, walka o władzę, wpływy, różnych grup, szkół, wysokich rodów wpłynie na losy kosmicznego imperium. To wszystko sprawia, że czytelnik niesamowicie się wciąga w akcję i to mimo tego, że nagromadzenie faktów jest duże jak się to czyta, i można mieć obawę czy da się to wszystko poukładać w jakąś logiczną całość. Jednak obawy te są płonne, bo autorzy naprawdę dają radę i wszystko to wychodzi rewelacyjnie po prostu. Książka jest świetna. Polecam,.

Z niesamowitą radością mam okazję wrócić do genialnego "Uniwersum Diuna", po nieco ponad 10 latach od przeczytania większości tomów, zawartych w kilku seriach. Zatrzymałem się na nowym, wtedy, cyklu pt. "Wielkie Szkoły Diuny". Była przeczytana książka zatytułowana "Zgromadzenie żeńskie z Diuny". Ten cykl jest niemal bezpośrednią kontynuacją poprzedniego cyklu pt....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

" Ja cię kręcę, , a jednak...", dokładnie taka była moja reakcja po przeczytaniu tej książki. Spojler można przeczytać już na okładce, że doszło do wielkiego bum, wszyscy rzucili co mieli, swój cały arsenał atomówek. No i... jest wystarczająco dużo książek w temacie jak to może po katastrofie wyglądać. Wszystko może wydawać się tak surrealistyczne, że prawie niemożliwe, a jednak Follet dał radę udowodnić empirycznie, że nie ma nic bardziej realistycznego od tego co możemy przeczytać w książkach z gatunku fantastyki postapokaliptycznej. Do tego dochodzi do przerażających wniosków, że to wszystko może wydarzyć się lada chwila.

Tu mamy początek tej gigantycznej katastrofy, przez większość książki raczej nudnawy, ale może o to chodziło, że od jakiegoś drobnego incydentu gdzieś na końcu świata może rozkręcić się taka awantura, że nagle z bomby wszyscy będą chcieli się pozabijać i unicestwić planetę w pakiecie.

Wszystko zaczęło się w Afryce na pograniczu Czadu i Sudanu, był incydent na moście, pozornie mało znaczące wydarzenie, wielu pewnie nawet nie zauważyło, że w było coś takiego, ale jednak to zaogniło sytuację międzynarodową, bo szybko zainteresowały się Chiny, USA I Francja, aż dziwne, że Rosja stała na uboczu, gdzie wiemy, że politycy z Moskwy lubią wtrącać się we wszystko. Ppodobno, w realu było,, że z koncepcją niepodległości Katalonii Rosjanie mają coś wspólnego. No ale Follet z jakiś powodów sprawą odnowienia rosyjskiego imperializmu głowy nie chciał sobie zaprzątać. Tu głównym oponentem Ameryki są Chiny, choć chętnych jest zdecydowanie więcej. Coś podejrzanego dzieje się w Korei północnej, mały kraj ale niebezpieczny, wciąż ma aspirację, żeby zjednoczyć obydwie Koree oczywiście pod czerwonym sztandarem komunizmu. Dzieje się, napięcie rośnie!

Struktura powieści przypomina to co było w trylogii "Stulecie'" gdzie mieliśmy rozpracowany praktycznie cały XX wiek, i było to bardzo ciekawe doświadczenie czytelnicze. Chodziło tam o to, że akcję mieliśmy na całym globie i bohaterowie jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności znajdowali się tam gdzie trzeba, gdzie coś się działo, i to pozwoliło pisarzowi dobrze pociągnąć wątek. Tu w książce pt. "Nigdy" mamy coś podobnego, różni na pewno to, że prawie wszyscy bohaterowie to politycy. Ci zwyczajni ludzie, bohaterowie książki pochodzą z Afryki, bowiem Follet uznał za stosowne, idąc tropem Ryszarda Kapuścińskiego, dać głos ubogim, w tym miał na myśli ludziom, którzy uciekają do Europy, szukając nie tyle lepszych perspektyw, ale po prostu możliwości przeżycia kolejnych dni, miesięcy, lat. Mamy też rodzinę pani prezydent USA Pauliny Green, jej córkę i męża, no i całkiem zwyczajnie niezwyczajne problemy rodzinne.

Książka jest ciekawa, porusza wiele ciekawych problemów, na pewno pokazuje pewne perspektywy polityki międzynarodowej, a jak można przypuszczać łatwy to temat nie jest, żeby przystosować zagadnienia na potrzeby literatury. No ale jak wiemy tak doświadczony pisarz jak Follet daje radę. Czytając tą książkę mamy okazję się przekonać. Jest dobrze. Polecam.

" Ja cię kręcę, , a jednak...", dokładnie taka była moja reakcja po przeczytaniu tej książki. Spojler można przeczytać już na okładce, że doszło do wielkiego bum, wszyscy rzucili co mieli, swój cały arsenał atomówek. No i... jest wystarczająco dużo książek w temacie jak to może po katastrofie wyglądać. Wszystko może wydawać się tak surrealistyczne, że prawie niemożliwe, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W ramach cyklu "Wehikuł czasu" czytam ciekawe propozycje książkowe z gatunku science fiction , zaproponowane przez wydawnictwo Rebis. Tym razem odkryłem kolejną książkę z tej serii, jest to książka Harry'ego Harrisona zatytułowaną "Bill, bohater galaktyki". Jak możemy się dowiedzieć książka ma charakter satyryczny, czyli swoiste robienie sobie żartów z militaryzmu szeroko pojętego. Można również pogłowić się czy przypadkiem nie ma ona charakteru typowo publicystycznego, bo przecież fantastyka świetnie się do tego nadaje. Sam autor służył w wojsku USA w czasie drugiej wojny światowej i po latach już jako znany pisarz sf po latach chce opowiedzieć o bezsensie wojen, bo widzi zupełnie realistycznie, że nowe wojny wciąż wybuchają i maszynki produkujące śmierć są coraz lepsze i bardziej precyzyjne.

Autor nie jest jedynym pisarzem z fantastyki szeroko pojętej, który ma typowo pacyfistyczne podejście do wojen. Na pewno był to Tolkien, na którego twórczość wpłynęły dwie wojny światowe i wyszła z tego mroczna opowieść w świecie zdaje się niemal bajkowym. To jest akurat na tyle istotne, bo twórczość brytyjskiego pisarza wpłynęła na cały gatunek fantasy na niemal prawie kolejne stulecie. Także w twórczości Sapkowskiego świat fantastyczny jest przeorany wojną. Mamy wojnę z Nilfgaardem, no i dwie bitwy pod Sodden i Brenną. Na tym ta cała historia się nie kończy bo przecież pisarze sf też o wojnach przyszłości piszą sporo. Bardzo znany jest cykl "Herezja Horusa", który jest pracą zbiorową wielu pisarzy. Armia z tego uniwersum wzorowana jest na tym jak poszczególne formacje zbrojne budowali Starożytni Rzymianie. Koncepcje dżihadów mamy w uniwersum "Diuna", Franka i Briana Herbertów, czyli koncepcje typowo ideologiczne pchają społeczności, żeby roznosić na strzępy całe galaktyki, żeby budować Nowe porządki w kosmosie. Swoje do powiedzenia miał Robert Silverberg, jego planeta Majipoor była tak wielka, że było tam miejsce dla wszystkich i robienie jakiś badziawienych wojen było zbędne. Autor recenzowanej książki ma dokładnie to samo zdanie co polski pisarz Stanisław Lem, wkładając w usta wrogich Chingersów, że my ziemianie nie jesteśmy cywilizowaną inteligentną rasą w kosmosie, bo tylko kult wojny uprawiamy i lubimy to robić, lubimy zabijać.

Czas nadszedł, żeby przejść do sedna sprawy, w tej książce mamy historię tytułowego Billa, który na codzień pracował w branży rolniczej, był operatorem robomuła, pochodził z kolonii na planecie Phigeronidan II i do wojska trafił przypadkiem, poniważ zapatrzył się w Ingi Marie, i stanął na polu. W tym momencie dorwała go ekipa werbunkowa, kazali podpisać jakiś papier, ubrali w mundur i zabrali go najpierw na szkolenie wojskowe potem na front, bo wiadomo, jak przekonywali dowódcy te wredne robale Chingersów trzeba przerobić na "krwisty befsztyk". Bill przeszedł całą wojenną peregrynacje, walczył na wielu planetach, koło fortuny różnie się toczyło jak to na wojnie, zdarzyło mu się być bohaterem, ale też zdarzyło się odsiadywać w pace za drobne przewinienia. Poznał koszarowe życie od podszewki, dowiedział się jacy są przełożeni, koledzy z wojska, z którymi przyjdzie mu dzielić dobre i złe chwile.

Niewątpliwie pod tym kątem jest to książka wyjątkowa,, bo mamy swoistą próbę skupienia się na zwykłym szeregowym, który potem awansuje w wojskowej hierarchii. Opisy poszczególnych motywów są interesujące, opisy postaci, szczątkowe rozmowy, wykonywane rozkazy, i wiele, wiele innych sytuacji jest ciekawie przez Harrisona przedstawione. Warto przeczytać. Polecam.

W ramach cyklu "Wehikuł czasu" czytam ciekawe propozycje książkowe z gatunku science fiction , zaproponowane przez wydawnictwo Rebis. Tym razem odkryłem kolejną książkę z tej serii, jest to książka Harry'ego Harrisona zatytułowaną "Bill, bohater galaktyki". Jak możemy się dowiedzieć książka ma charakter satyryczny, czyli swoiste robienie sobie żartów z militaryzmu szeroko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie trudno się domyśleć, że po lekturze książki pt. "Outpost", która niewątpliwie była ciekawa i wstrząsająca, że niezwłocznie wezmę się za czytanie kontynuacji, czyli książki pt. "Outpost 2" . Na pewno wątpliwości nie miałem, że to będzie ciekawe doświadczenie czytelnicze. No i nie pomyliłem się chociaż wyszła z tego troszkę inna książka niż jedynka. Jest więcej rosyjskiej polityki z samym carem Arkadijem Michajłowiczem. no i ta polityka jest odrobinkę pomieszaną z prawosławiem.

Mamy to wszystko, co widzimy w rzeczywistości, Więc ta postapokaliptyczne realia niewiele zmieniły, wręcz ugruntowały system, jak w rosyjskim systemie było, że im jest gorzej w Rosji, czy Moskowii, tym lepiej dla władzy, przynajmniej imperator zdaje się tak myśleć. Mamy spore nierówności, Moskwa, zwłaszcza centrum miasta zostało odbudowane, a cała reszta to praktycznie pustynia, z nielicznymi ludzkimi enklawami typu Jarosław. Jest mowa o ciemnych sprawkach, w tym rosyjskich brudnych bombach, które sprawiły, że dobrzy żołnierze zostali zombiakami, i ta choroba mająca zmiennokształtny charakter rykoszetem wraca do granic cywilizowanej Moskowii, a nawet zbliża się do samej Moskwy i krach jest nieuchronny. Sprawki nawet jak na realia postapo, niemal barbarzyńskie z natury, były straszne, cały cywilizowany odwrócił się od Rosjan. Oczywiście propaganda snuła miliony teorii spiskowych, że Zachód nie ma co robić, tylko z nudów interesuje się tym co w Moskwie się dzieje.

Z pierwszego tomu czytelnik kojarzy piękną Michelle z Jarosławia, która spełnia swoje marzenia o przyjeździe do Moskwy. Chociaż wynika to z przymusu, a raczej chęci przetrwania tego bałaganu tak wielkiego, że nawet w stajni Augiasza czegoś takiego nie widzieli. Mamy nowych bohaterów, zwykłych Rosjan, żołnierza, oficera, Lisicyna, który otrzymał od szefa, samego cara, misję zlikwidowania buntowników z Jarosławia. Dowiaduje się co jest grane, że prawie wszyscy zginęli w tajemniczej masakrze, i wraca do Moskwy, a tuż za nim pędzą zombiaki. Jego ukochaną jest Katiusza, baletnica, a że jest piękna, mają na nią chrapkę dygnitarze. No i po tym wszystkim oboje muszą jakoś żyć.

Niewątpliwie ta książka jest prostsza w odbiorze, choć dla jakiegoś Lisicyna czy Katiuszy i tak może być za trudna. Bo nie ma opcji dla Rosjanina jak ma okazję książeczkę dorwać to jest ostra jazda po bandzie, a za dużo drobniejsze przewinienia co niektórzy słyszą, że są zdrajcami swojego kraju. I na pewno ta zakazana w Rosji książka jest orwellowską myślozbrodnią. Niewątpliwie jest ciekawa, autor udowadnia, że dobrze zna realia swojego kraju i chętnie na literacki sposób mówi czytelnikom z innych krajów jak jest i nie jest to świat malowany kolorowymi barwami. Aż prosi się o zacytowanie Piotra Goćka, Z książki pt. "Demokrator", które wypowiedział robot POKUTA 12, a leciało to tak "coście basałyki zrobili ze swoją wolnością." Nic dodać nic ująć. Polecam.

Nie trudno się domyśleć, że po lekturze książki pt. "Outpost", która niewątpliwie była ciekawa i wstrząsająca, że niezwłocznie wezmę się za czytanie kontynuacji, czyli książki pt. "Outpost 2" . Na pewno wątpliwości nie miałem, że to będzie ciekawe doświadczenie czytelnicze. No i nie pomyliłem się chociaż wyszła z tego troszkę inna książka niż jedynka. Jest więcej ...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wunderwaffe [ w: ] A. Pilipiuk, Szewc z Lichtenrade


Jak zwykle po przeczytaniu kolejnego tomu cyklu "Światy Pilipiuka", tym razem zatytułowanego "Szewc z Lichtenrade" , wybrałem pierwsze opowiadanie zatytułowane "Wunderwaffe". W sumie przedziwnym zbiegiem okoliczności w pierwszym opowiadaniu i ostatnim, tym tytułowym czytelnik wybiera się w literacką podróż do Berlina. Jedno i drugie dotyczy wydarzeń drugiej wojny, w pierwszym mowa o bliskim otoczeniu samego Adolfa Hitlera, który wyspekulował wiosną 1944 r., że już po zabawie, że wojna jest przegrana. Nie ma co dyskutować na ile to samo w sobie jest science fiction, uprośćmy sprawę, że tak mogło być, no i sam fuhrer i ekipa naukowców służących sprawie nazizmu dowiodła istnienie ok 800 światów w którym istnieje alternatywny Berlin i historia różnie się potoczyła. Dowiedziono, że w kilku ekipa alternatywnych wersjach historii ekipa Hitlera była 2 dekady do przodu pod kątem uzbrojenia i wojna to była praktycznie formalność. Była dedukcja, że trzeba poprosić tego alternatywnego Hitlera o pomoc, żeby pomógł Hitlerowi z naszego świata, żeby dało się zaprowadzić nazistowski porządek po wygranej wojnie oczywiście. Tą idee jak najszybciej zrealizowano misji podjął się niejaki Heinz adiutant Goeringa, no i wybrał się do alternatywnego Berlina, tyle, że pan profesor coś poknocił, bo wszystko było nie tak.


Heinz biega po mieście znajduje kolejnych nazistów, którzy klepią biedę chowają się jak szczury po różnych zakamarkach, żeby przypadkiem ich mafia żydowska nie dopadła. Podejrzane są też nazwy ulic rosyjskich ważnych osobistości. Był też Uniwersystet Słowiański i ta dziwna swastyka, zwana swarzycą, a to dopiero początek, bo oczywiście Hitlera też Heinz spotka na wykładzie w tym uniwersytecie. A tego było już za wiele dla bojownika o sprawę nazizmu.

Rzecz jasna wspominałem już o opowiadaniu zatytułowanym " Szewc z Lichtenrade, chodzi tu o szewca, który był nazistą, jego zasługi dla III Rzeszy były niepodważalne, a jednak ocalał z licznych polowań, zwłaszcza na funkcjonariuszy SS. Henriech Miller był szewcem, który dorobił się na wojnie, przed 1939 r. W dzielnicy Lichtendrade miał mały zakład szewski, a po wojnie sporo zainwestował w nowy biznes i dalej działał jako szewc, a po jakimś czasie majątek przepił, bo konsumował trunki wszelakie w dużych ilościach. Do sprawy dotarł Robert Sztorm razem z jego dziewczyną Martą. Pojechał do Berlina, krążył po dzielnicy, wypytywał ludzi, wcześniej oczywiście była praca w archiwach i bibliotekach, żeby rozwikłać sprawę. Zleceniodawcą był dziadek kolegi, który chciał dopaść mordercę, kata z obozu koncentracyjnego. Robertowi pomagał Arek, sprawa była trudna niewątpliwie, bo przecież przez kilkadziesiąt lat nie rozwikłana. Robert dowiedział się, że podejrzany od 20 lat nie żyje. Jak nie trudno ta cała dedukcja była bardzo interesująca.

Oczywiście nie mogło zabraknąć opowiadań dotyczących medycznych przygód doktora Pawła Skórzewskiego, opowiadanie "Traktat o higIenie" jest na tyle wyjątkowy, że przypomina powieść fantasy. A doktor Paweł z resztą ekipy medycznej niczym bohater rodem z fabuły fantasy np. jakiś wiedźmin musiał uporać się z potworem. Lekarz nie używał mieczy, co w niczym nie zmienia trafności porównania, bo przecież np. Geralt nie zawsze to robił, bo sposoby były inne czasem. Mowa jest tutaj o walce z plagą wszawicy, która utrudniał fakt, że istniał jakiś we wsi jakiś wszawy potwór, który domagał się zawszawionych kudłów, żeby żerować po okolicy. Przypomina to działalność wiedźm z Velen, które upominały się o uszy beneficjentów, żeby mieć kontrolę nad całą okolicą. Rzecz miała miejsce w grze "Wiedźmin 3 – Dziki gon". Doktor porządnie i precyzyjnie wziął się za robotę, kazał ostrzyc wszystkich we wsi, a potem nakazał spalenie obciętych włosów, miało to mieć miejsce następnego dnia i jak nie trudno się domyśleć włosy zostały skradzione. No ale ekipa doktora Skórzewskiego się nie poddała. Wszawego potwora zwanego też kołtunem w książce trzeba było zgładzić, żeby szlachetna misja walki o higIenę mogła się udać.

Oczywiście tych opowiadań jest w tym tomie więcej i są one ciekawe. Pilipiuk pokazał swoją maestrię w tworzeniu krótkiej formy literackiej, czyli opowiadań właśnie. Autor bawiąc się przeróżnymi konwencjami opartymi o wiedzę z różnych dziedzin i niesamowitą wyobraźnią tworzy koncepty poszczególnych opowiadań i to dało naprawdę świetne efekty. Opowiadania są rewelacyjne. Książka jest dobra. Polecam.

Wunderwaffe [ w: ] A. Pilipiuk, Szewc z Lichtenrade


Jak zwykle po przeczytaniu kolejnego tomu cyklu "Światy Pilipiuka", tym razem zatytułowanego "Szewc z Lichtenrade" , wybrałem pierwsze opowiadanie zatytułowane "Wunderwaffe". W sumie przedziwnym zbiegiem okoliczności w pierwszym opowiadaniu i ostatnim, tym tytułowym czytelnik wybiera się w literacką podróż do Berlina....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cykl "Epoka Obłędu" Abercrombie'ego był jakiś czas temu rozpoczęty, kiedy to czytałem pierwszy tom, zatytułowany jest "Szczypta nienawiści". Oczywiście książka mi się podobała i było jasne, że wcześniej czy później będę chciał przeczytać drugi i trzeci tom tej trylogii. Drugi skończyłem, a zaraz z rozpędu biorę się za trzeci. Drugi ma tytuł " Kłopotliwy pokój" i niewątpliwie to jest ciekawa książka. Mamy dobrze znaną postać inkwizytora, teraz arcylektora Gloktę i jego córkę Savine, wychodzi za mąż za Leo dan Brocka. Co prawda na skutek zawiłości politycznych spora część jej fortuny szlag trafił, ale ona nadal działa i ma spore ambicje, w końcu jest córką nie byle kogo. Na pewno ciekawostką jest, że w tym fantastycznym było nie było świecie mamy dość osobliwe przyśpieszenie cywilizacyjne. Ta cywilizacja przeżywa okres rewolucji przemysłowej, i w sumie mnie ciekawi czy idzie za tym ideologiczne oświecenie, na pewno ludzie się burzą w niektórych krainach Unii i wesoło nie jest. Ale chyba po to są potrzebne pewne urzędy w których funkcjonują Pokoje Zwierzeń, żeby władza miała problem z głowy. A na ile to jest skuteczne można się domyśleć. Unia to wrzący kocioł, a i wrogowie zewnętrzni przecież nie śpią, mimo tego, że w teorii jest pokój. Dzieje się.

Jak na fantastykę ta książka jest stosunkowo mało fantastyczna, przypomina troszkę Martinowską "Pieśń lodu i ognia", z "Grą o tron" na czele. Tam również mamy miliony intryg, walkę o przetrwanie. Do tego doliczyć można sporo atrakcji typu krwawe wesela, i czego tam jeszcze nie da się znaleźć. Jak wspomniałem tutaj jest mowa o przyśpieszeniu, szkoda, że autor się nie skupił na konkretnych wynalazkach co byłoby ciekawe. Co prawda nie tak ciekawe jak u Ziemiańskiego tiry pędzące po "drogach rzymskich" ,albo podróże koleją. W sumie o ideologii, chociażby o propagandzie politycznej, choć raczej jest to propaganda wojenna lub rewolucyjna, zwał jak zwał. Abercrombie skupia się raczej na sprawach politycznych, funkcjonowania Otwartej i Zamkniętej rady. No i o władzy królewskiej oczywiście, Unią rządzi młody król Orso i stale musi udowadniać, że w trudnych czasach da sobie radę.

Książka jest niewątpliwie ciekawa i bardzo wciągająca. Na pewno książkę sięgną czytelnicy cyklu "Pierwsze prawo", tego samego autora oczywiście. Przypuszczam, że inni czytelnicy fantastyki głównie, którzy chcą poeksperymentować czytelniczo sięgną po ten cykl. Jak przypuszczam nie zawiodą się. Książka zatytułowana "Kłopotliwy pokój" jest bardzo ciekawa. Warto przeczytać. Polecam.

Cykl "Epoka Obłędu" Abercrombie'ego był jakiś czas temu rozpoczęty, kiedy to czytałem pierwszy tom, zatytułowany jest "Szczypta nienawiści". Oczywiście książka mi się podobała i było jasne, że wcześniej czy później będę chciał przeczytać drugi i trzeci tom tej trylogii. Drugi skończyłem, a zaraz z rozpędu biorę się za trzeci. Drugi ma tytuł " Kłopotliwy pokój" i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Trafiłem na książeczkę Vedrany Rudan zatytułowaną "Miłość od ostatniego wejrzenia" szukając w bibliotece książki do Book Trotterowego wyzwania czytelniczego. Przyznaję, że raczej nie czytuję książek obyczajowych, choć ta ma jakieś głębsze przesłanie. Z jednej strony to jest motyw typowo kryminalny, bo tytułowa ostatnie wejrzenie to jest morderstwo, a właściwie dwa morderstwo i samobójstwo, było nie było. Z drugiej jest sporo motywów typowo psychologicznych. Ma też charakter rozprawy sądowej, kiedy to zbrodniarz zeznaje, co on zrobił i dlaczego. No ale tu wiemy, że jest to typowo pośmiertna refleksja. Inna warstwa jest dość skandalizująca, w stylu "50 twarzy Greya", "Dziennik nimfomanki" itp.

Tak tak, bohaterką, jest kobieta dość skomplikowana osobowościowo, mamy przedstawione całe jej kilkudziesięcioletnie życie. Począwszy od życia w jakiejś chorwackiej wsi, po życie w dużym mieście, zapewne Zagrzebiu, stolicy kraju, żyjąc w dobrobycie, ona i jej mąż dobrze zarabiają.
Ich związek jest raczej wolny, obydwoje zdradzają siebie na lewo i prawo, ale jakimś cudem to małżeństwo trwa, czy to z rozsądku, czy to, że mają córkę. Diabeł jeden wie tak naprawdę. On jest zapalonym myśliwym, w sensie dosłownym biega po lasach, strzela do zwierząt, i ona jeździ z nim, żeby uczestniczyć w jego pasji. To na pewno pomaga przetrwać wiele trudności. Zresztą myśliwskich metafor jest od groma tutaj. No ale jednak, oni siebie tak samo kochają jak i nienawidzą, dochodzą wręcz motywy typowo patologiczne, w tym motywy przemocowe. I to zaskakujące, że nie tylko mężczyźni są patusami, ale kobietom też się to zdarza. Bo sorry, ale normalna to ona nie jest, bo to jednak ona wzięła do ręki pistolet i strzeliła, zabiła ukochanego/znienawidzonego. Aż czort jakiś kusi, żeby pojawiło się o przekleństwo, w ramach ekspresji oczywiście, jakieś słówko na k. np. Dodać trzeba, że ona to zaplanowała bardzo precyzyjnie, a motywem jest nienawiść tak permanentna, że mąż budzi w niej obrzydzenie. Jaki jest wyrok, pojęcia nie mam. Na pewno prawnicy w zaświatach mieli sporo kombinatoryki typowo branżowej tutaj!

Dumam, dumam, dumam, ale jakie jest przesłanie tej książki to kompletnie nie wiem. Czy to jest swego rodzaju manifest feministyczny? Czy jest to coś innego. Pewne jest raczej, że kobieta inaczej tą książkę przetrawi niż mężczyzna. Z jednej strony ta książka jest obrzydliwa, po prostu, a z drugiej jednak jest dobra. No ale być może dlatego ciągnie nas czytelników do literatury wszelakiej, bo bardzo często tego typu antynomie, czyli sprzeczności wchodzą. I to nam daje do myślenie. No i ten porąbany tytuł "Miłość od ostatniego wejrzenia". Nie wiem co wy drodzy czytelnicy z tym zrobicie, i jak do tematu podejdziecie czytając książkę, jeśli zachęcę was do przeczytania np., zapewne każdy inaczej. Jakby nie było, pewne jest jedno, nie da się przejść obojętnie wokół tej książki! Ja mogę tylko powtórzyć, ta książka to kompletne wariatkowo, ale jest dobra. Polecam.

Trafiłem na książeczkę Vedrany Rudan zatytułowaną "Miłość od ostatniego wejrzenia" szukając w bibliotece książki do Book Trotterowego wyzwania czytelniczego. Przyznaję, że raczej nie czytuję książek obyczajowych, choć ta ma jakieś głębsze przesłanie. Z jednej strony to jest motyw typowo kryminalny, bo tytułowa ostatnie wejrzenie to jest morderstwo, a właściwie dwa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czerwona gorączka [ w: ] A. Pilipiuk, Czerwona gorączka

Niewątpliwie jest to niezwykle ciekawy i jeszcze bardziej oryginalny zbiór opowiadań. Możliwe nawet, że najlepszy jaki pojawił się w koncepcji "Światów Pilipiuka", której autorem jest sam Andrzej Pilipiuk. Oczywiście autor serii nie złożył broni i co i rusz powstają nowe tomy. Oryginalność pierwszego i tytułowego opowiadania, czyli "Czerwona gorączka" polega na tym, że tutaj koncepcje polityczne, z dużym uwzględnieniem komunizmu traktowane są w kategoriach typowo medycznych. Za komunizm rzeszy milionów ludzi mają odpowiadać wirusy/bakcyle komunizmu. W tej sprawie szczegółowo wypytał doktora Pawła Skórzewskiego, nie kto inny jak jeden z najlepszych ekspertów od przesłuchań funkcjonujący w radzieckich służbach, Czeka m. in., Feliks Dzierżyński.

No ale jak nietrudno się domyśleć, ten tom ma więcej opowiadań i nie znaczy to, że są gorsze, bo mamy np. lot zeppelinem do Afryki z pomocą humanitarną, mamy jazdę pociągiem Ribbentropa. Ciekawostką jest próba rozwiązywania problemów żywnościowych późnego PRL-u wyprawą w czasie do głębokiej prehistorii, żeby zapolować na mamuty. Mieliśmy coś podobnego w literaturze u czeskiego twórcy fantastyki Miroslava Żambocha w książce zatytułowanej "Łowcy", było tam polowanie na dinozaury. Zapewne również tutaj, u Pilipiuka, pasażerom wehikułu czasu atrakcji nie brakowało.

No ale wróćmy do rozważań o co mogło chodzić w tym tytułowym tomie opowiadań, które wybrałem. Z jednej strony oprócz walorów typowo fantastycznych jest ono historyczne, ale mamy też aspekt kryminalny. Bo mimo faktu, że władza radziecka dbała o to, żeby zdrajców zabijać lub wysyłać na Syberię, to okazało się jednak ktoś robi im konkurencję i zabija "dobrych komunistów", jak to określił Dzierżyński. I trzeba było problem zawczasu rozwiązać.

Dziwnym zbiegiem okoliczności polski lekarz, dobrze znany bohater, Paweł Skórzewski, który akurat trafił jako element podejrzany ideologicznie oczywiście w łapy sowietów. No ale się okazało, że był przydatny zarówno jako jedyny żyjący lekarz, ale też osoba inteligentna, która miała troszkę czasu, żeby pomyśleć i rozwiązać problem. Co prawda doktor perspektyw wielkich nie miał, mogło mu to dać raptem kilka dni życia, no ale zgodził się i zaczął działać. Na pewno górę wzięła ciekawość. Sprawa jest dość masakryczna zmarli zostali pozbawieni głowy. Pytanie czy Kuba Rozpruwacz jeszcze żyje? Wszak od jego wyczynów Londyńskich minęło co najmniej 30 lat? Więzień Skórzewski trafił przed oblicze Dzierżyńskiego i dostał robotę. Sprawa została wyjaśniona zaskakująco szybko. Doktor dostał ciała do analizy i doszedł do tego niesamowitego wniosku "Socjalizm to epidemia!" Do tego doszło jeszcze troszkę dysput historycznych i filozoficznych. Można spokojnie zastosować spojler alert, bo z góry wiemy, że lekarz dożył co najmniej połowy XX wieku.

A jak to już inna historia. Czy to sprawka zdrowego trybu życia, czy w zaświatach było jakieś przeoczenie urzędników niebieskich lub diabelskich, jedno licho wie? Tak czy siak opowiadanie jest po prostu świetne polecam. Dodać można, że cały tom jest równie rewelacyjny. Opowiadania czyta się dobrze, szybko są ciekawe. Warto przeczytać.

Czerwona gorączka [ w: ] A. Pilipiuk, Czerwona gorączka

Niewątpliwie jest to niezwykle ciekawy i jeszcze bardziej oryginalny zbiór opowiadań. Możliwe nawet, że najlepszy jaki pojawił się w koncepcji "Światów Pilipiuka", której autorem jest sam Andrzej Pilipiuk. Oczywiście autor serii nie złożył broni i co i rusz powstają nowe tomy. Oryginalność pierwszego i tytułowego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przypuszczam, że mało kto wątpi w to, że francuska fantastyka jest ciekawa i niezwykle kreatywna, Pewne najbardziej znana jest książka Pierre'a Boulle'a pt. "Planeta małp", pewnie niewiele mniej znany jest cykl "Trylogia mrówcza" Bernarda Werbera. Tym razem mamy do czynienia z koncepcją historii alternatywnej Laurenta Binet'a zatytułowana "Cywilizacje". Z racji, że swego czasu miałem z historiozofią, czyli filozofią historii do czynienia, nie mogłem przejść obojętnie wokół książki z cywilizacją w tytule i natychmiast została ona wypożyczona z biblioteki.

Myślę, że nie ma tutaj jakiejś wielkiej potrzeby szczegółowego rozpatrywania zawartości książki, bo ważne jest, żeby "opowiedzieć" o tym pod kątem typowo poznawczym, że coś takiego jest. O co tu chodzi? Autor zainteresował się Inkami, że to oni popłynęli do Europy i zrobili tam niezłe zamieszanie w historii Europy. Co prawda, wikingowie i potem Kolumb zdołali dotrzeć do Ameryki, ale jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności tubylcy z Ameryki zdołali się zorientować o co przybyszom chodzi? Czyżby to była sprawka jakiegoś genialnego szamana? No i ruszyli na Wschód!

No ale wcześniej dali radę opanować europejskie technologie rolnicze, a przede wszystkim zbrojne. Mając armię na wystarczającym poziomie, takim jaki miała Europa XVI wieku byli wystarczająco silni i bogaci. Bo czego jak czego, ale złota im akurat nie brakowało. Co jak dobrze wiemy w "naszej" historii duża, nadmierna, ilość złotego i srebrnego kruszcu spowodowało inflację.

Konstrukcja książki, to akurat ma znaczenie jest prosta, ma cztery części,1. Saga o Freydis Eriksdottir, 2. Dziennik Krzysztofa Kolumba, 3. Kroniki Atahualpy, 4. Przygody Cerwantesa. Na pewno kluczowa jest trzecia część, czyli opowieść cesarza Inków, i cała perspektywa polityki z jego perspektywy. Bo w sumie od europejskich monarchów się nie różnił zbytnio, także u władcy z Ameryki religia, inkowski kult słońca była istotna i miał w tym interes, żeby została ona jak najdalej rozpropagowana. Czyli jak za dawnych czasów w pewnej słowiańskiej krainie "Słońce było bogiem". Ale jak widać z dyplomacją również sobie przybysze z Ameryki radzili, bo ta nowa religia w tym kotle religijnym, w którym mamy zarówno inkwizycję, i pierwsze próby reformacji, z drugiej strony tureccy sułtani siłą islamizowali spory kawał Europy, dobrze sobie radziła. Pojawiły się nawet teologicznie karkołomne próby połączenia chrześcijaństwa i inkowskiego kultu słońca.

O co chodzi? Czy o pewna sprawiedliwą zemstę w stylu Marcina Mortki z książki "Ragnarok 1940", wtedy na kartach powieści, to Anglicy zostali ukarani za to, że nie śpieszyło im się umierać za Gdańsk swego czasu. Czy może po prostu o pewną intelektualną prowokacje, co gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka, to cała armia tubylców z Ameryki zrobiła sobie wycieczkę do Europy w XVI wieku? Tak czy siak jest bardzo ciekawie. Polecam.

Przypuszczam, że mało kto wątpi w to, że francuska fantastyka jest ciekawa i niezwykle kreatywna, Pewne najbardziej znana jest książka Pierre'a Boulle'a pt. "Planeta małp", pewnie niewiele mniej znany jest cykl "Trylogia mrówcza" Bernarda Werbera. Tym razem mamy do czynienia z koncepcją historii alternatywnej Laurenta Binet'a zatytułowana "Cywilizacje". Z racji, że swego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Ludzie zabijają się na ulicach, nie ma czystej wody w kranach, a żarcie smakuje jak odchody Belzebuba." *

Tak pewien dziennikarz w 2077 r. mniej więcej opisywał raj jakim ponoć jest/miało być korporacyjne miasto Night City, stanowiący coś w rodzaju wolne miasto na zachodzie Ameryki, około godziny lotu od Los Angeles. Również na wybrzeżu Pacyfiku. Jak tytuł gry i książki sugeruje mamy rok 2077 i troszkę inną rzeczywistość. Inny cytat z książki sugeruje, że w Night City zawsze jest jasno niezależnie od pory dnia i nocy. Czy do końca to jest prawda, wszak całkiem mrocznych zaułków nie brakuje, po których chodzić nie jest bezpiecznie nawet za dnia. No bo to miasto to tak naprawdę supernowoczesna dżungla, gdzie jedyne prawo, to prawo silniejszego. Masz solidną broń i dobre wszczepy, należysz do gangu, albo do armii korporacyjnej masz szansę zdobyć pozycję w tym mieście. Jednak większą szansę masz zostać legendą i wylądować prosto w kolumbarium lub jako trup na śmietniku i to w całkiem doborowym towarzystwie z Johny'm Silverhandem lub Rache'm Bartmosem na czele.

Co jest w grze, nie ma co tu się rozwodzić, bo jest wystarczająco dużo materiału i samemu Rafałowi Kosikowi też specjalnie o to nie chodziło, żeby powielać motywy z gry, nie ma samego V tutaj, ani Johny'ego Silverhanda, którego konstrukt V ma w głowie. Ani innych większości bohaterów, którzy pojawiają się w grze.

Jedyny znany bohater z gry to Dum Dum, gangster, tutaj używany jest termin gangus, z Melstromu. Ludzie z tego gangu byli zafascynowani technologią, sami używali ponadnormatywnej liczby wszczepów, sam Dum Dum, miał siedem elektronicznych oczu. Kradli technologię na potęgę i ładowali wszczepy w tzw. wolne jednostki, czyli nielicznych ludzi, którzy woleli funkcjonować bez techów w swoim ciele. Warto wspomnieć, że motyw konstruktów nie jest nowy w literaturze. W twórczości Andrzeja Pilipiuka, w cyklu "Oko jelenia" mamy kosmiczną technologię scalaki, też chodzi o to, że scalak zawiera jakąś osobowość w sobie, przypomina on coś w rodzaju płyty CD lub DVD i nadpisana jest tam jakaś ludzka osobowość. Kłopoty są jak się na jednym scalaku znajdą dwie osobowości, było tak w przypadku Heleny i Estery, czyli wyglądało to z grubsza podobnie jak w przypadku V i Johny'ego. No i intelektualne spekulacje czy dusza zapisana w scalaku ma prawo upominać się o pójście do raju lub gdzie indziej w zaświatach? Wszak jej nosiciel nie żyje i scalak jest tylko wierną kopią właściwej osoby. Jeżeli czegoś można żałować, że nie ma czegoś podobnego w książce Kosika, wszak w grze, tego typu i wiele innych zagadnień intelektualnych nie brakuje. Skoro gracze są zdolni do tego typu mnóstwa przemyśleń należy przypuszczać, że czytelnicy też daliby radę.

W tej książce chodzi raczej o raczej nostalgiczną podróż do tego samego Night City, w którym gracze spędzili kilkadziesiąt albo kilkaset godzin. Motyw bardzo podobny co w grze, tutaj grupka sześciu osób: riperdoc, netrunner, dziewczyna pracująca w korporacji, tancerka, negocjatorka, i nastolatek marzący o tym, żeby zostać gangsterem, przypadkiem wchodzi do akcji kradnie kontener Militechowi, jednej z korporacji. Ta akcja miała miejsce na terenie Melstromu. Z reguły na ich terenie panował "porządek", a tu ktoś bałaganu narobił i wygląda na to, że to robota amatorów w dodatku. Reakcja jakaś musiała być. Czyli ta ekipa weszła do akcji, przy okazji zadarła z korporacjami i z kilkoma gangami. Oznacza to jedno, wyrok śmierci w szybkim terminie wykonania, bo realizacji takiego "kuloodpornego planu" przeżyć się nie da. A jednak nie wiedzieć jakim szczęściem im się udaje przez jakiś czas wychodzić z tego cało.

Książkę można ocenić na pewno na kilka sposobów, no bo jeżeli chodzi o pewną nostalgię, to wiemy, że Kosik jest dobrym pisarzem i na pewno da radę. No ale jeśli czytelnik spodziewa się jakiś ciekawych intelektualnych kombinacji na temat czy to filozoficznych, czy nawet zwykłych rozważań co z tą przyszłością? , to raczej czytelnik się zawiedzie. W sumie szkoda, bo potencjał jest. Zarówno pod kątem tego co jest w grze. Jak i zapewne tego co mógłby autor wyspekulować i opowiedzieć coś fascynującego o tym genialnym przecież uniwersum. Nie mam wątpliwości w jednym książkę warto przeczytać, może zachęcić się w ten sposób do poznania fabuły gry. Dlatego jestem przekonany, że książkę pt. "cyberpunk 2077: Bez_przypadku" warto polecić i samemu się przekonać o co chodzi z tym cyberpunkiem? A to czy tego typu podejście jak wyglądać będzie druga połowa XXI wieku, przynajmniej co niektórzy z nas się dowiedzą. Inna bajka czy ktoś z nas by chciał w takim mieście, jak Night City, żyć? Na razie mamy książki, gry, podobno ma być też film, więc cieszmy się i korzystajmy z tego dobra kulturowego.








* cytat pochodzi z książki R. Kosik, Cyberpunk 2077: Bez_ przypadku

"Ludzie zabijają się na ulicach, nie ma czystej wody w kranach, a żarcie smakuje jak odchody Belzebuba." *

Tak pewien dziennikarz w 2077 r. mniej więcej opisywał raj jakim ponoć jest/miało być korporacyjne miasto Night City, stanowiący coś w rodzaju wolne miasto na zachodzie Ameryki, około godziny lotu od Los Angeles. Również na wybrzeżu Pacyfiku. Jak tytuł gry i książki...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to