-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2021-07-31
2021-07-25
Przyznam się bez bicia, że do sięgnięcia po tę książkę skusił mnie rogaty chłopak z okładki. Cóż, jestem tylko człowiekiem. 😉 I nie żałuję.
Demons Do It Better to romans paranormalny, z zastrzeżeniem, że bardziej paranormalny niż romans. Ale o tym za chwilę.
Bohaterem i narratorem tej historii jest Sam, pracownik administracyjny po trzydziestce, który zaczyna odczuwać znużenie dotychczasową, mało rozwijającą pracą. Postanawia poszukać czegoś bardziej ekscytującego, może z nutą przygody, o ile ta przygoda pozwoli mu pozostać przed ekranem komputera. W ten sposób Sam dostaje się w tryby procesu rekrutacyjnego tajemniczej organizacji CSG. W recepcji wita Sama rogata recepcjonistka (to halucynacje, zdecydowanie), a po biurze biegają ogromne psy. Doświadczenie i osobowość Sama robią na rekruterze takie wrażenie, że z miejsca dostaje pracę w... służbach policyjno-wywiadowczych tzw. społeczności, czyli istot innych niż ludzie. Społeczność składa się z demonów, zmiennokształtnych, sukubów, inkubów, wampirów, czarodziejów itd. Sam nie jest przekonany, czy rzeczywiście chodziło mu akurat o tego typu przygodę. Kiedy zastanawia się nad tym w barze, podrywa go przystojny i nieco mroczny nieznajomy, który poza fenomenalnym seksem ofiarowuje Samowu również dobrą radę na temat pracy. Ostatecznie Sam przyjmuje ofertę pracy, a potem spotyka w niej swojego jednonocnego kochanka, który w świetle dnia i biurowym otoczeniu najwyraźniej nie chce mieć z nim nic wspólnego. Przynajmniej tyle dobrego, że w rzeczywistości nie muszą pracować razem.
Sam jest świetny w swojej pracy i zupełnie nie przeszkadza w tym fakt, że jest jedynym człowiekiem zatrudnianym przez CSG. Potrafi znakomicie zdyscyplinować swoich nadpobudliwych współpracowników, z których większość to piekielne ogary, nawiązuje przyjaźnie, profesjonalnie organizuje pracę swojego zespołu i daje się poznać wyłącznie od najlepszej strony. Nic dziwnego zatem, że po 5 latach (w kategoriach CSG to jak wczoraj, skoro średnia życia w społeczności to kilkaset lat) dostaje kolejną ofertę pracy - tym razem dla najlepszego zespołu śledczego, współpracującego bezpośrednio z lucyferem. W zespole tym pracuje oczywiście jednonocna przygoda Sama sprzed 5 lat - mroczny i ponury Gideon. Będzie się działo...
A przynajmniej powinno, ale się nie dzieje, w każdym razie nie w kwestii samego romansu. Bo pod każdym innym względem tak. Intryga jest bardzo interesująca, wątek kryminalno-sensacyjny świetnie przemyślany, nie wspominając już o kreacji społeczności - zasady jej funkcjonowania, rola magii, władza, służby specjalne, współżycie z ludźmi - to wszystko zostało opisane bardzo dobrze, obszernie i ciekawie. Już sam pomysł na kreację lucyfera (nie Lucyfera), który jest stanowiskiem, a nie osobą, czymś pomiędzy premierem a królem, zasługuje na piątkę z plusem. Dlatego nie mam nic do zarzucenia całej warstwie fabularnej książki - z wyjątkiem właśnie romansu. Jest go tu tyle, co kot napłakał. Ciężko dostrzec rozwój jakichkolwiek uczuć między bohaterami, co jest sporą wadą.
Inną słabą stroną tej historii jest niedostatek opisów - poza wzrostem bohaterów niewiele tak naprawdę wiemy o ich wyglądzie, nawet zmiennokształtnych (jak wyglądają według autorki piekielne ogary? chciałabym to wiedzieć), tak jak i o otoczeniu.
Nie są to jednak na tyle istotne mankamenty, żeby odebrać mi przyjemność lektury. Ponadto mam nadzieję, że kolejne książki rozwiną świat przedstawiony na tyle, żeby pouzupełniać pewne luki.
Polecam!
Przyznam się bez bicia, że do sięgnięcia po tę książkę skusił mnie rogaty chłopak z okładki. Cóż, jestem tylko człowiekiem. 😉 I nie żałuję.
Demons Do It Better to romans paranormalny, z zastrzeżeniem, że bardziej paranormalny niż romans. Ale o tym za chwilę.
Bohaterem i narratorem tej historii jest Sam, pracownik administracyjny po trzydziestce, który zaczyna odczuwać...
2021-07-22
Bardzo porządny, ale też nieco nierówny początek obiecującej serii. Czy obietnice zostały dotrzymane, sprawdzę w kolejnych częściach.😉
Historia opowiada o postapokaliptycznym świecie, w którym ludzie zupełnie niezamierzenie zgotowali sobie ewolucję własnego gatunku. Kiedy w czasie wojny wietnamskiej jedna ze stron uwolniła zabójczego wirusa, naukowcy opracowują szczepionkę opartą na DNA zwierząt. Dochodzi do mutacji zaszczepionych jednostek i nagle na świecie pojawia się nowy gatunek - Therianie - niby ludzie, ale jakby lepsi, zdolni do przechodzenia w formę zwierzęcą, szybsi, silniejsi, o wyostrzonych zmysłach. Co oczywiste, zaczynają być postrzegani przez zwykłych ludzi jako zagrożenie, dlatego pojawia się potrzeba ich rejestracji (hmm) i włączenia do społeczeństwa na równych prawach. Aby te prawa były respektowane, zostaje powołana elitarna, finansowana przez wojsko agencja zatrudniająca dokładnie taką samą liczbę agentów ludzkich i Therian. Agentami tej organizacji są główni bohaterowie powieści - Dex, człowiek, były policjant, przeniesiony do THIRDS po tym, jak zeznawał przeciwko swojemu partnerowi, i Sloane, Therianin, lider jednostki, do której trafia Dex.
Zalety:
❤ dobrze poprowadzona historia
❤ ciekawy świat przedstawiony
❤ interesujące postaci
❤ naprawdę niezłe poczucie humoru (głównie dzięki postaci Dexa)
❤ plastyczne opisy
Wady:
💥 czasami za dużo opisów i w niewłaściwych miejscach - najgorszy był chyba opis sypialni bohatera w środku sceny erotycznej; nie robi się takich rzeczy, kurczaczki! 🤦♀️
💥 fatalnie poprowadzona tajemnica, która w ogóle nie jest tajemnicza - domyśliłam się "jak" przy trzeciej ofierze, a "kto" niewiele później; kiepsko, tak nie powinno być
💥 czasami, zwłaszcza pod koniec, trochę się ciągnęło, mimo że teoretycznie akcja gnała; niby gnała, a uciekał mi wzrok - a to na fejsbooka, a to na Goodreads, poczytać recenzje, a to gdzieś tam - czasami mniej znaczy lepiej
💥 a czasami mniej to za mało, w tym przypadku za mało Therian - niby byli zmiennokształtni, a przemiana pojawiła się tylko raz i w dodatku odbyła się za przesłoną; czytam o zmiennokształtnych, to chciałabym, żeby się zmieniali, inaczej po co o tym pisać?
💥 kinkshaming - wyśmiewanie czyichś fantazji i preferencji, nawet wymyślonych przez autorkę, nie jest fajne, autorko, nie rób takich rzeczy
Mimo wszystko zalety przeważały nad wadami, no i pokochałam Dexa. ❤
Bardzo porządny, ale też nieco nierówny początek obiecującej serii. Czy obietnice zostały dotrzymane, sprawdzę w kolejnych częściach.😉
Historia opowiada o postapokaliptycznym świecie, w którym ludzie zupełnie niezamierzenie zgotowali sobie ewolucję własnego gatunku. Kiedy w czasie wojny wietnamskiej jedna ze stron uwolniła zabójczego wirusa, naukowcy opracowują szczepionkę...
2021-07-14
Zapowiadało się nieźle, ale finalnie było, cóż, nudno.
Miałam wrażenie, że postaci, choć miały mnóstwo cech zewnętrznych, tak naprawdę nie miały prawdziwych charakterów. Były chwiejne, skłonne do dramatyzowania, nierealistyczne.
West, lekarz, najpierw jest oceniającym, krytycznym dupkiem, a potem prawdziwym uosobieniem dojrzałości, taktu i wcieleniem cnót wszelakich. Z kolei Nico, tatuażysta, były pracownik seksualny, facet, któremu życie nieźle skopało tyłek, okazuje się istną królową dramatu. We wszystko zamieszane jest jedno czteromiesięczne dziecko i niepoliczalne ilości członków rodziny Westa - jego bracia, siostry, dziadkowie, kuzyni.
Fabuła skupia się na tym, co bohaterowie mają zrobić z dzieckiem, kiedy, przyparci nieodpartą potrzebą, natychmiast muszą podjąć aktywność seksualną. W tak zwanym międzyczasie zakochują się i tak dalej.
Zieeeew...
Wynudziłam się, ponadto wycięłabym dwie trzecie nic niewnoszących i raczej mało ekscytujących scen erotycznych. Macham bohaterom na pożegnanie bez żalu. Może następna część okaże się lepsza.
Zapowiadało się nieźle, ale finalnie było, cóż, nudno.
Miałam wrażenie, że postaci, choć miały mnóstwo cech zewnętrznych, tak naprawdę nie miały prawdziwych charakterów. Były chwiejne, skłonne do dramatyzowania, nierealistyczne.
West, lekarz, najpierw jest oceniającym, krytycznym dupkiem, a potem prawdziwym uosobieniem dojrzałości, taktu i wcieleniem cnót wszelakich. Z...
2021-07-13
Choć mnie samej trudno w to uwierzyć, wzruszyłam się na koniec. Poleciała mi prawdziwa łza pod koniec książki z motywem BDSM. Serio. 🙃
Od razu powiem, że BDSM to nie moja filiżanka herbaty. Nie czytam książek tego typu dla opisów seksu, bo nie robią mi one zupełnie nic. Wybieram je od czasu do czasu ze względu na psychologię postaci, które takiej relacji pragną. Trafiają się autorki, które potrafią o tym pisać - odkrywać okoliczności, które sprawiają, że niektórzy chcą i umieją, a czasami wręcz muszą, łączyć przyjemność z bólem. Heidi Cullinan zdecydowanie do takich autorek należy.
Historia opowiedziana została z perspektywy Roe (Monroe) Davisa, chłopaka z farmy, który z powodu swojej orientacji seksualnej musi opuścić dom rodzinny i szukać szczęścia gdzie indziej. Zmienia prace, miejsca zamieszkania, nie przywiązuje się, a jego pierwszą reakcją, kiedy ktoś próbuje się do niego zbliżyć, jest ucieczka. Roe zna się na swojej robocie i dobrze ją wykonuje, ale nie nawiązuje trwałych relacji i nigdy nie miesza spraw zawodowych z prywatnymi - do czasu, aż odkrywa, że jego nowy szef, Travis Loving, jest gejem, a jego seksualne emploi idealnie odpowiada potrzebom Roe - Roe lubi ostry seks i być zdominowanym, a Travis chce dominować.
Długo trwa, zanim tych dwóch przyzna się przed sobą, że łączy ich coś więcej niż seks. Obaj są poturbowani przez bliskich, którzy zamiast miłości, zaoferowali im krytykę i odrzucenie, więc naturalne wydaje się, że szukają raczej dystansu niż bliskości. Mimo to nawiązują silną więź, zbudowaną na wspólnej pracy, szacunku i zaufaniu.
Travis, były profesor, jest dużo starszy od Roe i znacznie lepiej wykształcony oraz, co oczywiste, w dużo lepszej sytuacji finansowej. Jest bardzo świadomy ograniczeń tak własnych, jak i Roe, i przez całą książkę widać, że bardzo celowo "oswaja" swojego młodego kochanka. Dzięki jego cierpliwości i determinacji Roe się otwiera i pozwala sobie uwierzyć, że życie może mieć dla niego w zanadrzu coś dobrego, zwłaszcza że (wbrew temu, co sobie wmawia) bardzo potrzebuje rodziny i miłości. Dlatego tak dobrze wpasowuje się w "rodzinę z wyboru" złożoną z Travisa, niesamowitej Haley i jej rodziców, oraz pracowników rancza.
Jak już pisałam, na koniec uroniłam łezkę - zakończenie bardzo mi się podobało. Najwyraźniej z roku na rok robię się coraz bardziej sentymentalna. 😊
Choć mnie samej trudno w to uwierzyć, wzruszyłam się na koniec. Poleciała mi prawdziwa łza pod koniec książki z motywem BDSM. Serio. 🙃
Od razu powiem, że BDSM to nie moja filiżanka herbaty. Nie czytam książek tego typu dla opisów seksu, bo nie robią mi one zupełnie nic. Wybieram je od czasu do czasu ze względu na psychologię postaci, które takiej relacji pragną. Trafiają...
2021-07-11
Historia wciągnęła mnie w zasadzie od pierwszego zdania, co zdecydowanie jest zasługą POV Danny'ego. Daniel Marshal to kolorowy ptak - student kierunku teatralnego, z aspiracjami broadwayowskimi, jawny gej, który lubi ładne ciuszki, makijaż i lakier do włosów. Dobrze wie, czego chce od życia i dotąd wszystko szło dokładnie po jego myśli. Otrzymywał wsparcie od rodziców-artystów i najlepszego przyjaciela Bo, a los obdarował go niewątpliwym talentem aktorskim, dzięki czemu może liczyć, że jego gwiazdorskie sny się spełnią. Jedyne, czego dotąd Danny nie doświadczył i nawet nie sądzi, że potrzebuje, to miłość. Jego relacje są jednorazowe i nie pozostawiają po sobie żadnych wspomnień, ani dobrych ani złych. Kiedy więc Danny spotyka Lance'a, nie jest przygotowany na nagły i trudny do odparcia, ale też niemile widziany pociąg. Bo serio - hetero mięśniak? Czy może być coś bardziej banalnego?
Lance jest bratem Kate, dziewczyny Bo. Futbolista ze stypendium sportowym, ma tylko jedno marzenie - zostać zawodowcem. W zawodowym sporcie, zwłaszcza tak testosteronowym jak futbol, nie ma miejsca dla homoseksualistów, ani nawet biseksualistów. Dlatego kiedy Lance przypadkowo odkrywa, że może nie być aż tak hetero, jak mu się dotąd wydawało, podchodzi do tego jak pies do jeża - chciałbym, ale boję się. Dopiero poznanie Danny'ego skłania Lance'a do podjęcia bardziej zdecydowanych kroków, żeby dostać to, czego pragnie.
To, co początkowo miało być tylko eksperymentem, szybko ewoluuje i staje się dla obu chłopców czymś zdecydowanie większym i ważniejszym. Czy jednak będą w stanie spełnić swoje życiowe marzenia, rozwijać kariery, pozostając ze sobą w związku? Czy Lance będzie w stanie się ujawnić? Albo Danny żyć w ukryciu?
Książkę czyta się bardzo dobrze. Narracja wciąga, a czytelnik się nie nudzi. Danny'ego da się polubić, nawet mimo jego oczywistych wad, a HEA jest jak zwykle satysfakcjonujące.
Są jednak pewne ale...
***spoiler*** [
▶ Postać Danny'ego, choć urocza, okazała się ekstremalnie egoistyczna i nie wydaje mi się, żeby to było zamierzenie autorki. Danny myśli tylko o sobie, nie interesuje go nic związanego z Lance'em, o ile bezpośrednio nie dotyczy ich relacji. Szokujące jest, że Danny ani razu nie poszedł na mecz Lance'a, choćby z ciekawości. Jest tak skoncentrowany na fizycznej stronie ich relacji i na swoim własnym życiu, że nie interesuje się właściwie Lance'em poza ich wspólnym czasem.
▶ Skoro Danny niemal nie zna Lance'a, to jak rozwinął w sobie miłość, która przetrwała kilkuletnią rozłąkę? Zauroczenie oparte na fizyczności wygasa zwykle po kilku miesiącach, więc to trochę nierealne.
▶ Danny nie wie za wiele o Lansie i przez to my też nic o nim nie wiemy. Z kim gra w drużynie? Z kim mieszka? Czy ma jakichś przyjaciół? Co lubi, a czego nie? Co robi, kiedy w końcu przeprowadza się do NY? Hello! To są ważne pytania, na które nie ma nawet sugestii odpowiedzi.
▶ I wreszcie sposób, w jaki autor ułatwił sobie szczęśliwe zakończenie - to miłe, że Lance'owi przytrafia się kontuzja, prawda? W ten sposób Danny nie musi z niczego rezygnować, bo los załatwia sprawę za nich obu. 😉
(hide spoiler)]
Gdyby nie te słabsze elementy świata przedstawionego, możliwe, że dałabym tej pozycji nawet 8 gwiazdek, bo naprawdę bardzo dobrze mi się czytało. ❤ Na pewno przeczytam jeszcze inne książki S.J.D. Peterson.
Historia wciągnęła mnie w zasadzie od pierwszego zdania, co zdecydowanie jest zasługą POV Danny'ego. Daniel Marshal to kolorowy ptak - student kierunku teatralnego, z aspiracjami broadwayowskimi, jawny gej, który lubi ładne ciuszki, makijaż i lakier do włosów. Dobrze wie, czego chce od życia i dotąd wszystko szło dokładnie po jego myśli. Otrzymywał wsparcie od...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-07-01
Naprawdę nie wiem, jak ocenić tę książkę. Może powinnam zostawić cztery gwiazdki i pójść dalej, ale to nie byłoby w porządku. Więc może chociaż kilka słów...
Czytałam i przez cały czas miałam wrażenie powierzchowności na wszystkich możliwych poziomach. Książka dotyka wielu trudnych zagadnień - autyzmu, prostytucji, ukrywania swojej orientacji. Każdy z tych problemów wymaga podejścia z pewnym szacunkiem, dokonania rozpoznania, przeprowadzenia badań, analizy psychologicznej. Tu mi tego zabrakło.
Nicky jeszcze dwa lata temu był prostytutką, zrezygnował z tego z ważnych psychologicznych powodów, ale kiedy pojawia okazja zdobycia szybkiej gotówki, odrzuca swoją traumę i wszystkie zasady, którymi dotąd się kierował i po prostu wskakuje w sam środek relacji z facetem z autyzmem, który chce uprawiać z nim seks bez zabezpieczenia, żeby coś przetestować.
Gideon jest absurdalnie bogaty i prowadzi wielką firmę, czego nie znosi, ale z jakiegoś powodu nadal to robi. Zamierza ożenić się z kobietą, która da mu dzieci, ale zanim to nastąpi, chce przetestować swoją seksualność. W tym celu narzeczona wynajmuje mu na dwa miesiące osobistą zabawkę. Już brzmi bez sensu? To dopiero początek.
**SPOILERY**
Nicky błyskawicznie i nie wiadomo dlaczego próbuje nawiązać z Gideonem relację wykraczającą poza obowiązki pracownika seksualnego - LOL nr 1.
Gideon korzysta z usług Nicky'ego, żeby przetestować swoją seksualność (Nicky jest jego pierwszym męskim partnerem), a potem okazuje się, że regularnie od lat odwiedza sex-shop, w którym masturbuje się na oczach innych klientów - LOL nr 2.
Nicky niby pracuje regularnie z dziećmi z autyzmem i rozumie uwarunkowania, ale regularnie przekracza granice Gideona i łamie zasady, które potrzebne są osobom z autyzmem, żeby prawidłowo funkcjonować. Autorka zdaje się sądzić, że miłość jest w stanie wyprowadzić człowieka z autyzmu, co jest złe na tyle sposobów, że wprost brakuje mi słów. WTF?
Gideon po raz pierwszy uprawia seks z mężczyzną, ale autorka tego nie opisuje, jakby to nie było istotne. To po co w ogóle znalazł się w takiej sytuacji? LOL nr 3.
Ale za to opisany jest ze szczegółami seks w sex-shopie na oczach innych klientów, kiedy bohaterowie odgrywają role tatuś/syn. Po co to zostało opisane? Nie mam pojęcia. WTF/LOL nr 4.
A potem, na koniec, robi się tak słodko, że zęby cierpną.
**KONIEC SPOILERÓW**
W czasie lektury bywałam znudzona, czasami zirytowana, mniej więcej po 60% zainteresowana, pod koniec leczyłam próchnicę. Nie przeczytam tej książki drugi raz na pewno, ale możliwe, że sięgnę po 2 część, bo jestem bardzo ciekawa, jak poradził sobie brat Nicky'ego. 😏
Za pierwszą część 4 gwiazdki.
Naprawdę nie wiem, jak ocenić tę książkę. Może powinnam zostawić cztery gwiazdki i pójść dalej, ale to nie byłoby w porządku. Więc może chociaż kilka słów...
Czytałam i przez cały czas miałam wrażenie powierzchowności na wszystkich możliwych poziomach. Książka dotyka wielu trudnych zagadnień - autyzmu, prostytucji, ukrywania swojej orientacji. Każdy z tych problemów wymaga...
2021-07-04
Australia w połowie XIX w. i dwóch różniących się od siebie jak niebo i ziemia gorących bohaterów - to się nie mogło nie udać.❤
Nieokrzesany Irlandczyk i zafascynowany nim chłopiec z dobrego angielskiego domu zostają skazani za domniemaną sodomię i zesłani do australijskiej kolonii karnej. Zanim tam dotrą, spędzą 4 długie miesiące na morzu, nawiązując niepewną relację zbudowaną głównie na ukradkowym seksie i regularnym ratowaniu sobie nawzajem życia. Kiedy dopływają do miejsca przeznaczenia, szczęśliwie trafiają razem do pracy przy przepędzie bydła dla świeżo owdowiałej Angielki. Wspólna praca i zmagania z trudnym australijskim klimatem pozwalają im obu poznać się lepiej, ale też zrozumieć samych siebie.
Uwielbiam tę historię oraz jej głównego bohatera i narratora. Colin jest kochany, inaczej nie da się tego określić. Jest taki uczciwy, odważny i miły, że człowiek chciałby go przytulić do piersi, chronić i nigdy nie wypuścić. Dlatego tym bardziej frustrujące jest, kiedy Patrick nie traktuje go tak, jak na to zasługuje. Czasami miałam ochotę udusić głupiego Irlandczyka, ale też nie mogłam go nie rozumieć - życie nie było dla niego łatwe, a ludzie nie dali mu wielu powodów, by im ufać.
Książka porusza kilka interesujących i bardzo współczesnych tematów - oczywiście kwestię społecznego odbioru homoseksualizmu, ale też związku z dużą różnicą wieku (starsza kobieta, młodszy mężczyzna), kolonializmu, sytuacji rdzennej ludności Australii. Wątki te zostały bardzo zgrabnie wplecione do fabuły i nadały opowieści dodatkowej głębi i smaku.
Historia zawiera odpowiednią ilość napięcia pojawiającego się za sprawą decyzji i działań bohaterów, ma też niewielki, ale ważny i dobrze zaplanowany oraz napisany wątek sensacyjny. Dzięki temu od książki ciężko się oderwać.
Ważne miejsce zajmuje seks, oczywiście. Jednak został on opisany inaczej niż zwykle, mam wrażenie, że bardziej klinicznie, mniej "trzepotliwie" i emocjonalnie, niż to zazwyczaj ma miejsce w romansach MM. Dla mnie to akurat zaleta. 😉
Ode mnie zdecydowane 8 gwiazdek.
Australia w połowie XIX w. i dwóch różniących się od siebie jak niebo i ziemia gorących bohaterów - to się nie mogło nie udać.❤
Nieokrzesany Irlandczyk i zafascynowany nim chłopiec z dobrego angielskiego domu zostają skazani za domniemaną sodomię i zesłani do australijskiej kolonii karnej. Zanim tam dotrą, spędzą 4 długie miesiące na morzu, nawiązując niepewną relację...
2021-07-03
Bardzo chciałam polubić tę książkę. Uwielbiam opowieści o muzykach, dlatego naprawdę chciałam zakochać się w Perfect Imperfections, tak jak wiele osób przede mną. Niestety nie dałam rady. Za często powtarzałam sobie "weź to w nawias, weź to w nawias, to fikcja" - niestety nie da się pokochać historii, jeśli trzeba wziąć ją w nawias niemal w całości.
Na początku było bardzo źle. Pomysł na zawiązanie fabuły przeprowadzony został bez szacunku dla jakiegokolwiek prawdopodobieństwa; główny bohater, super hiper gwiazda rocka, dotąd całkowicie hetero, spotyka w barze na jakimś wygwizdowie barmana, z którym pije przez całą noc i w trakcie proponuje mu, żeby pojechał z nim w trasę jako jego fałszywy chłopak. Skąd to się w ogóle wzięło? Nie mógł mu zaproponować, żeby pojechał z nim jako kumpel? Niech mi jakiś hetero facet powie, że wpadłby na taki pomysł, że kręciłby całe medialne show z wychodzeniem z szafy (hetero!), żeby zabrać obcego faceta w trasę. Największa gwiazda muzyki na świecie. Na litość boską, to tak bardzo bez sensu, że trzeba mieć stalowe nerwy, żeby przebrnąć przez sam początek.
Potem jest różnie.
Jeremy jest gwiazdą, konkretnie rockmanem, jednak o jego muzyce nie ma ani słowa. Brak też informacji o zespole, ludziach, z którymi współpracuje, opisu chociaż jednego koncertu, mimo że fabuła rozgrywa się w czasie trasy koncertowej.
Jeremy jest sławny i bogaty, ma 31 lat i jest kompletnym bachorem. Wiecznie ma fochy, nie szanuje ludzi, ale boi się kontaktu z własną matką i podporządkowuje się silniejszym mężczyznom w swoim życiu. W zasadzie jest dość żałosny.
Reg z kolei to facet, który skończył studia, żeby zostać księgowym, a potem zrezygnował z kariery w tym zawodzie, bo nie jest rannym ptaszkiem. Nie wiem, ilu księgowych zna autorka, ale wymóg wczesnego wstawania nie jest koniecznie wpisany w ten zawód na żadnym kontynencie, to nie mleczarz. Tak więc Reg, człowiek-sowa, wrócił do mieściny, w której się wychował i został barmanem. Jego celem jest oszczędzać dwa lata, żeby potem wyruszyć na wędrówkę. Zapewne dlatego bez mrugnięcia okiem godzi się wyjechać z Jeremym w siedmiomiesięczną trasę, a potem kolejne 5 miesięcy włóczyć się z nim już całkowicie prywatnie. Po jednej nocy picia i rozmowy!
Jak Jeremy uzasadnia swoje pragnienie zaangażowania Rega? Otóż dotąd wszystkie jego dziewczyny jeździły z nim, bo chciały się wypromować, a kiedy to się nie udawało, były niezadowolone, a on musiał się nimi zajmować. Jeremy nie lubi się nikim zajmować, woli, żeby to nim się zajmowano. Reg jest pod tym względem o niebo lepszy od każdej dziewczyny - nie trzeba będzie się nim przejmować, Reg pojedzie w trasę, bo chce realizować własne cele, nie udaje, że robi to, bo lubi Jeremy'ego. LOL. Tak więc hetero Jeremy prosi domniemanego hetero Rega, żeby udawał jego chłopaka w celu zapewnienia sobie towarzystwa w trasie, ponieważ nie wpadł na to, że nie trzeba udawać geja i organizować sobie fejkowego chłopaka, wystarczy faceta zatrudnić. 🤦♀️
Więc wyjeżdżają w wielką trasę koncertową, podczas której mają wspólnie spędzać wolny czas, zwiedzając i robiąc szalone rzeczy - jak to ludzie w podróży. Być może to właśnie się dzieje, w końcu Reg dokładnie po to wyruszył w drogę z Jeremym, ale co mają z tego czytelnicy? Zero. Wyłącznie pokoje hotelowe, ewentualnie hole budynków lub taksówki. O pracy też niczego się nie dowiadujemy. Jeremy koncertuje, udziela wywiadów, ale nie ma na ten temat ani jednej sceny, co sprawia, że książka opowiada o muzyku tylko w teorii. W praktyce mamy wyłącznie historię trzydziestoletniego Piotrusia Pana, któremu do tej pory organizowano życie i mówiono, kiedy jeść, korzystać z toalety, z kim rozmawiać, a nawet się umawiać. Facet jest tak bardzo zablokowany emocjonalnie i seksualnie i ma na ten temat tak smutne teorie, że momentami aż się robi nieswojo. Kilka miesięcy życia w tym samym apartamencie z Regiem pozwala mu lepiej poznać siebie i zrozumieć, kim tak naprawdę jest.
Książka ma naprawdę niezłe momenty - przekomarzanie się Jeremy'ego i Rega, postać Billa - agenta gwiazd, który jest głosem rozsądku w tej opowieści. Niektóre sceny są bardzo zabawne, np. scena z pająkiem w pokoju hotelowym. Ale są też momenty niepokojące, jak np. sposób, w jaki Reg naciska na Jeremy'ego seksualnie - teoretycznie Jeremy może się wycofać, ale wiadomo, że tego nie zrobi, choć czuje się w danej sytuacji niekomfortowo. Ostatecznie fabuła pokazuje, że była to właściwa droga, ale ja nie jestem taka pewna, czy w realu by to zadziałało - za dużo tu manipulacji, za mało szczerości i świadomej zgody.
Ostatecznie książka nie była zła, chociaż okazała się zupełnie czym innym, niż się spodziewałam. Byłaby o wiele lepsza, gdyby autorka za punkt wyjścia obrała zwykłą przyjaźń Rega i Jeremy'ego zamiast dość bezsensownego pomysłu z fałszywym chłopakiem.
Tymczasem ja nadal będę szukać swojego świętego Graala w postaci fantastycznej historii o muzyku - tym razem bardziej realistycznej i oddającej specyfikę branży.
Bardzo chciałam polubić tę książkę. Uwielbiam opowieści o muzykach, dlatego naprawdę chciałam zakochać się w Perfect Imperfections, tak jak wiele osób przede mną. Niestety nie dałam rady. Za często powtarzałam sobie "weź to w nawias, weź to w nawias, to fikcja" - niestety nie da się pokochać historii, jeśli trzeba wziąć ją w nawias niemal w całości.
Na początku było bardzo...
2021-07-06
Rany, jak mnie ta książka zmęczyła...
Ile razy może umrzeć człowiek w ciągu miesiąca? Najwyraźniej osiem. Jakie okoliczności są do tego potrzebne? Wojna - powiecie - niebezpieczny zawód... A skąd! Wystarczy wyjechać na wieś. Serio, facet przeżył prawie 30 lat w metropolii i umarł tylko raz, a potem wyjechał na angielską wieś i od razu Midsomer. Przy czwartej śmierci nie mogłam powstrzymać parsknięcia, potem już tylko przewracałam oczami.
A tak dobrze się zapowiadało.
Patrzę na okładkę - anioł, a przynajmniej facet ze skrzydłami. Super. Pierwszy rozdział rewelacja, Aden umarł i trafił pod sąd, który zdecyduje, czy trafi do piekła czy do nieba. Decydenci nie mogą dojść do porozumienia, więc Aden musi wrócić na Ziemię i pokazać, kim tak naprawdę jest. Jeśli zrozumie, czym jest miłość, ma szansę na niebo, jeśli nie... wiadomo. Więc wraca.
A potem wszystko idzie do diabła (nomen omen).
Aden to facet z naprawdę fatalnym startem. Jak na dzieciństwo, które zafundowała mu rodzina, to i tak skończył całkiem nieźle. Widać, że autorka nie chciała zrobić z niego prawdziwego czarnego charakteru, ale przez to nie bardzo wiadomo, czemu drobny złodziejaszek, który lubił dużo seksu bez zaangażowania, miałby trafić do piekła. Ma na sumieniu tylko jeden poważny występek, ale trudno go nawet za niego winić. Mimo wszystko musi wykazać, że zasługuje na niebo i w ten sposób trafia na wieś z siedmioma "szansami" (są jak te kreski na nadgarstkach bohaterów Jumanji, pip i spadasz z nieba z kolejnym życiem). Diabeł i anioł traktują jego zadanie jak prywatną piaskownicę i bez przerwy mieszają się w jego sprawy, chociaż w nieoczywisty i mało interesujący, a czasami toporny sposób.
Brody, utalentowany weterynarz, uroczy i zręczny społecznie, ma swoją mroczną stronę. Uwikłany w toksyczny związek w mężczyzną, który zagraża mu fizycznie i emocjonalnie, nie umie się wyswobodzić i ruszyć dalej. Uzależnienie od upokarzającego, brutalnego seksu popycha go do destrukcyjnych zachowań. Czasami aż trudno uwierzyć, że Brody weterynarz i Brody imprezowicz to ta sama osoba, brak połączenia między nimi to chyba jedna z największych wad tej książki.
Obaj bohaterowie spotykają się, kiedy Brody potrąca Adena swoim samochodem (i oczywiście, pochylając się nad zwłokami, od razu dostrzega, jaka atrakcyjna jest ofiara, blech). Zwłoki ożywają i dają dyla, ale zauroczenie obu mężczyzn pozostanie i będzie się rozwijać, kiedy los (albo anioł) popchną Adena na farmę/ranczo, gdzie mieszka Brody.
Za cholerę nie rozumiałam bohaterów. Ich emocje, decyzje, rozwój relacji - nie byłam w stanie tego pojąć. Wszystko było za szybkie, za słabo uzasadnione, a do tego obaj bohaterowie kierowali się wyłącznie podpowiedziami swoich penisów. Wiecznie byli twardzi, a ich kutasy napierały na zamki. 🤦♀️
Miałam wrażenie, że autorka ma do opowiedzenia jedną i wciąż tę samą historię, bo Matt, prześladowca Brody'ego bardzo przypominał mi prześladowcę Jonty'ego z innej książki Barbary Elsborg, z tą różnicą, że w The Making of Jonty Bloom historia z prześladowcą miała sens i została o wiele lepiej napisana. Pocieszająca jest myśl, że autorka się rozwija, ponieważ tak świetnych książek jak historia Jonty'ego chciałabym czytać więcej. Jedno, co się w obu książkach nie zmieniło, to irytująca maniera wtrącania pierwszoosobowych myśli bohaterów ni z gruszki ni z pietruszki. To strasznie rozprasza.
Podsumowując: 4 gwiazdki, bo gdzieniegdzie widziałam elementy, które mi się podobały i dzięki nim doczytałam do końca.
Rany, jak mnie ta książka zmęczyła...
Ile razy może umrzeć człowiek w ciągu miesiąca? Najwyraźniej osiem. Jakie okoliczności są do tego potrzebne? Wojna - powiecie - niebezpieczny zawód... A skąd! Wystarczy wyjechać na wieś. Serio, facet przeżył prawie 30 lat w metropolii i umarł tylko raz, a potem wyjechał na angielską wieś i od razu Midsomer. Przy czwartej śmierci nie...
2021-07-07
Bardzo to było słodkie. Idealne, różowe, bajkowe i... nierealne.
Neurochirurg Cyrus z San Francisco pozostaje w długotrwałej relacji typu "spotkajmy się raz na kilka miesięcy i uprawiajmy seks do upadłego" z teksańskim kowbojem/ujeżdżaczem byków Weberem. Neurochirurg chce, żeby Teksańczyk został w SanFran, żeby mogli wreszcie stworzyć coś prawdziwego, ale ten - szaleniec - nie chce być na utrzymaniu swojego kochanka, a jak wiadomo w dużym mieście nie ma za wiele pracy dla kowboja, chyba że na scenie nocnego klubu. Cała fabuła kręci się wokół tego, żeby przekonać Webera do pozostania. To się oczywiście w końcu udaje, ale...
Jasne, kocham szczęśliwe zakończenia i chciałam, żeby Web znalazł sposób na pozostanie z Cy. Jednak nie w ten sposób, w jaki to zostało przeprowadzone - zakończenie w ogóle mi się nie podobało.
**spoiler**
Ponad czterdziestoletni kowboj jako żona ze Stepford?🤦♀️
**koniec spoilera**
Po drodze przytrafiło się też kilka innych sytuacji, które nie do końca mnie przekonały, np. niesprowokowane niczym rozmowy członków rodziny Cyrusa z Weberem, których przedmiotem był jego zbawienny wpływ na sztywnego doktorka. W ogóle Weber to taki zaklinacz serc - kochają go dzieci, zwierzęta i nauczyciele. Nigdy nie popełnia błędów, zawsze wie co powiedzieć i jak się zachować, chodzący ideał. Nie denerwuje się nawet zbyt mocno, kiedy słyszy, jak inni się z niego naśmiewają. Całkiem nieamerykański amerykański kowboj w najbardziej amerykańskiej książce, jaką ostatnio zdarzyło mi się czytać - z wszystkimi tego wadami, niestety.
Mimo to przeczytałam z niejaką przyjemnością, bo to było takie łatwe, takie bezbolesne. Dlatego, chociaż już na pewno do tego nie wrócę, zostawiam 6 gwiazdek.
Bardzo to było słodkie. Idealne, różowe, bajkowe i... nierealne.
Neurochirurg Cyrus z San Francisco pozostaje w długotrwałej relacji typu "spotkajmy się raz na kilka miesięcy i uprawiajmy seks do upadłego" z teksańskim kowbojem/ujeżdżaczem byków Weberem. Neurochirurg chce, żeby Teksańczyk został w SanFran, żeby mogli wreszcie stworzyć coś prawdziwego, ale ten - szaleniec -...
2021-07-04
To było naprawdę, naprawdę urocze, zabawne i ciepłe. ❤
Kiedy do jadłodajni w Mad Creek wchodzi nerwowy i wyraźnie nie śmierdzący groszem młody mężczyzna, wszystkie instynkty szeryfa Lance'a Beauforta każą mu się nim zainteresować. Dlaczego obcy pachnie trawką? Po co mu ziemia do uprawy roślin i narzędzia? Czy sprowadzi do miasteczka kłopoty? Lance ma się czego obawiać, bo poza dbaniem o bezpieczeństwo mieszkańców, musi strzec również ich tajemnic. A tajemnice to nie byle jakie, bo prawie jak ze Zmierzchu - niezupełnie, ale blisko. 🙃
Tima Westona, choć jest dopiero po dwudziestce, życie już mocno poturbowało. Nie otrzymał wsparcia w rodzinie, a jedyny przyjaciel, z którym budował biznes, oszukał go i wykorzystał. Żeby wyrwać się z toksycznego układu, Tim musiał uciec aż do Mad Creek - ukrytego na uboczu małego miasteczka, do którego nie zagląda nikt, kto w nim nie mieszka. Tim ma nadzieję, że były wspólnik go tu nie znajdzie, więc będzie mógł odbudować swoje życie i zarobić na chleb - jeśli pozwoli mu na to dziwaczny i irytujący, ale także piekielnie gorący szeryf Beaufort.
Kocham u Eli Easton to, że jej postaci są prawdziwe, pełnokrwiste i nieidealne. Tim jest chudy i upośledzony społecznie, ale za to posiada talent do roślin i złote serce. Lance z kolei jest bardzo przystojny, ma też dobry charakter i jest lojalny, ale nie grzeszy poczuciem humoru (według słów jego matki ma kij w tyłku) i niespecjalnie lubi się komunikować. Kiedy tych dwóch się spotka, nic nie może być łatwe. Zwłaszcza, gdy we wszystko zaczyna mieszać się szalona matka Lance'a, bogini garnków i złych pomysłów.
Historia ta utkana została jak życie - obok fragmentów humorystycznych są w niej sceny wypełnione ciepłem i liryzmem, a także inne - pełne napięcia i dramatyzmu. Wszystkie postaci, jak zwykle u tej autorki, mają swoją historię i kontekst. Zdarzenia nie wyskakują na czytelnika znikąd, wszystko ma sens, nawet jeśli fabuła rozgrywa się w społeczności zmiennokształtnych. Bardzo to doceniam. ❤
To było naprawdę, naprawdę urocze, zabawne i ciepłe. ❤
Kiedy do jadłodajni w Mad Creek wchodzi nerwowy i wyraźnie nie śmierdzący groszem młody mężczyzna, wszystkie instynkty szeryfa Lance'a Beauforta każą mu się nim zainteresować. Dlaczego obcy pachnie trawką? Po co mu ziemia do uprawy roślin i narzędzia? Czy sprowadzi do miasteczka kłopoty? Lance ma się czego obawiać, bo...
2021-06-23
Andy to zaniedbany student fizyki o wielkim umyśle, ale maleńkim poczuciu własnej wartości, który lata temu zakochał się w swoim najlepszym przyjacielu Falconie. Falcon jest oddany Andy'emu jako przyjaciel, ale nie postrzega go w kategoriach romantycznych. Andy sądzi, że to dlatego, że nie jest wystarczająco dobry dla takiej gorącej gwiazdy koszykówki jak Falcon, dlatego postanawia się zmienić - poprawić wygląd i popracować nad swoimi umiejętnościami społecznymi.
Law jest byłym hokeistą, obecnie asystentem trenera, który kocha swoją drużynę i zrobi dla niej wszystko - nawet pozyska najlepszego na świecie, cierpiącego na fobię społeczną korepetytora, Andy'ego Cartera.
Tych dwóch może sobie pomóc, niekoniecznie tak, jak im się z początku wydaje.
Fajne to było, naprawdę mi się podobało. Lubię historie o przemianie z brzydkiego kaczątka w łabędzia, więc pomysł autorki na fabułę bardzo mi podpasował. Opowieść rozwijała się naturalnie, a obaj bohaterowie dali się lubić - zadziwiająco nie miałam swojego faworyta, bo obaj mieli niezaprzeczalny urok.
Dodaję autorkę do obserwowanych, bo potrzebne mi są takie miłe i optymistyczne historie ❤
Andy to zaniedbany student fizyki o wielkim umyśle, ale maleńkim poczuciu własnej wartości, który lata temu zakochał się w swoim najlepszym przyjacielu Falconie. Falcon jest oddany Andy'emu jako przyjaciel, ale nie postrzega go w kategoriach romantycznych. Andy sądzi, że to dlatego, że nie jest wystarczająco dobry dla takiej gorącej gwiazdy koszykówki jak Falcon, dlatego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-06-22
Liam, prawie całkiem hetero, widuje codziennie rano w pociągu do pracy absolutnie i totalnie homoseksualnego Jaya.
Liam i Jay nie mogliby się bardziej różnić. Jeden to księgowy, drugi pracuje w mediach, jeden nosi swetry i bluzy, drugi różowe koszule i eyeliner, jeden posiada na własność beżowe mieszkanie, drugi mieszka w domu matki, gdzie ma osobną garderobę i łazienkę na swoje kolorowe szmatki i kosmetyki. I wreszcie - jeden siedzi głęboko w szafie, wyobrażając sobie najgorsze scenariusze, gdy świat się o nim dowie, natomiast drugi jeździ żółtym samochodem o imieniu Daisy, z tęczową flagą w oknie.
Jay jest barwny, słodki i nosi makijaż, a Liam kompletnie traci głowę. Coś w tym nieco zniewieściałym chłopaku budzi w duszy Liama instynkty, jakich nigdy nie obudziła żadna dziewczyna. Jednak Liam nie jest gejem, więc o co tu chodzi? Czy związek między nimi ma w ogóle szansę? I czy będzie wart kosztów, które Liam będzie musiał ponieść, sięgając po to, czego naprawdę pragnie?
Liam niemożliwie mnie drażnił na początku, ale potem zupełnie uległam jego urokowi. Jest silny i zrównoważony i kiedy już odkrywa, czego chce, potrafi o to walczyć i ponieść konsekwencje. Jay bywa irytujący, ale też niemożliwie zabawny i słodki. Obaj idealnie się uzupełniają i tworzą świetny, dynamiczny duet.
Ale żeby nie było za różowo...
**spoiler alert**
Liam to facet w ostrej fazie zaprzeczenia, co jest oczywiste już na początku książki. Nie chciało mi się liczyć, ile razy na pierwszych 10 stronach powtórzył, że nie jest gejem. Z drugiej strony oczywiste jest również, że nie jest hetero i o tym wie. Niby zaprzecza, ale sam w to nie wierzy, bo coś jest na rzeczy, tylko nie wiadomo co. Podczas lektury zastanawiałam się, w którą stronę z wyjaśnieniem seksualności Liama pójdzie autorka, bo tak naprawdę Liama nie interesują ani dziewczyny ani mężczyźni, poza Jayem, więc może jest demiseksualny? Jedno jest jasne - autorka nie uznaje biseksualizmu za realną opcję wartą rozważenia, co jest dość dziwaczne, zwłaszcza w dzisiejszych świadomych czasach. Zderzając się z tym podejściem, czułam się nieswojo i to jest mój zarzut do tej książki - świat nie dzieli się na hetero i gejów, są jeszcze inne opcje, barwy, półcienie i płynne przejścia. Zabrakło mi tutaj pogłębienia potencjału, jaki miała postać Liama pod tym właśnie względem.
****
Ale poza tym bardzo mi się podobało ❤
Liam, prawie całkiem hetero, widuje codziennie rano w pociągu do pracy absolutnie i totalnie homoseksualnego Jaya.
Liam i Jay nie mogliby się bardziej różnić. Jeden to księgowy, drugi pracuje w mediach, jeden nosi swetry i bluzy, drugi różowe koszule i eyeliner, jeden posiada na własność beżowe mieszkanie, drugi mieszka w domu matki, gdzie ma osobną garderobę i łazienkę na...
2021-06-27
Urocza - to chyba najtrafniejsze określenie na tę historię. Mili i piękni bohaterowie, bardzo niski poziom niepokoju, dobroć i jednorożce. Zasadniczo można by się nawet trochę powyśmiewać z idealności świata przedstawionego, ale po co? Jest lato, w pokoju tak gorąco, że hobbici podrzucają do niego biżuterię, więc czemu nie ponapawać się trochę prawdziwie letnią, optymistyczną opowieścią? 😉
I co my tu mamy? Słodki i dziewiczy dwudziestosześcioletni pielęgniarz Teo Parisi zamieszcza w aplikacji randkowej ogłoszenie, że spędzi całą noc w objęciach nieznajomego, pod warunkiem, że ten nieznajomy nie odezwie się do niego ani słowem, będzie go traktował, jakby mu na nim zależało, a następnie pozwoli mu zniknąć bez jednego zbędnego słowa. Na ogłoszenie odpowiada pilot samolotów (hot hot hot sssss, mózg usmażony) Jack - super męski bóg seksu wyznający dotąd zasadę, że co port, to nowy jednorazowy "znajomy".
Jak można się spodziewać, seks idzie świetnie, a bohaterowie nie mogą o sobie zapomnieć. Są jednak dwa problemy: po pierwsze mężczyźni nie mają do siebie kontaktu i nie znają nawet swoich imion, a po drugie Teo jest już zakochany w innym. Ale bigos!
Fabuła została zbudowana wokół pomysłu "udawanych chłopaków". Nie jest to oryginalne i ciągle miałam wrażenie, że już to czytałam, jednak obie postaci tak bardzo dały się lubić, że po raz kolejny przeczytałam ten sam motyw z dość dużą przyjemnością. Czy naprawdę kogoś zaskoczy, kiedy napiszę, że miłość zawsze wygrywa? 🙃
Prawie wszystko w tej książce było takie pozytywne i motywujące, słodkie i przyjemne, za wyjątkiem jednej rzeczy - seksu. Był nuuudny. Naprawdę, spokojnie można było pominąć opisy, nie były elektryzujące, nie budowały relacji (może poza pierwszym) i ogólnie (paradoksalnie) wydawały się jednocześnie powierzchowne i zbyt szczegółowe jak na potrzeby fabuły. Tyle zastrzeżeń, cała reszta przesympatyczna.
Urocza - to chyba najtrafniejsze określenie na tę historię. Mili i piękni bohaterowie, bardzo niski poziom niepokoju, dobroć i jednorożce. Zasadniczo można by się nawet trochę powyśmiewać z idealności świata przedstawionego, ale po co? Jest lato, w pokoju tak gorąco, że hobbici podrzucają do niego biżuterię, więc czemu nie ponapawać się trochę prawdziwie letnią,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-06-29
Trzeba przyznać, że autorka wie, jak zacząć z grubej rury (nomen omen), ponieważ historię otwiera zerwanie - wieloletni partner mówi Henry'emu, że jest stary i gruby, pakuje manatki i się wyprowadza. Trzydziestopięcioletni matuzalem Henry nie poddaje się bez walki - postanawia odzyskać chłopaka (który w ogóle na to nie zasługuje, ustalmy to raz na zawsze), a w tym celu musi schudnąć (cóż, młodszy nie będzie). Zapisuje się więc na siłownię, gdzie jego trenerem personalnym zostaje Reed.
Reed jest podobny do Chrisa Hemswortha (Thora) - wielki, napakowany, przystojny i całkowicie poza ligą Henry'ego. Wydaje się też bardzo lubić pozbawionego filtra mózg-usta aktuariusza. Reed i Henry spędzają ze sobą czas w siłowni i poza nią, gadając, wymieniając się przepisami i chodząc na zakupy. Nie jest to typowa relacja trener-klient, wie to każdy, kto kiedykolwiek korzystał z siłowni, jednak Henry'ego to w ogóle nie dziwi, bo jego kompleksy nie pozwalają mu dopuścić do siebie najlżejszej myśli, że gorący Reed może być nim zainteresowany. Zwłaszcza że Reed ma własne lęki i ograniczenia, przez co nie jest tak jednoznaczny, jak mógłby być. 😉
W przebiegu fabuły obserwujemy, jak z nieatrakcyjnego i niezbyt zdrowego kaczątka wyrasta sprawny, zdrowy łabędź, dla przyjemności biorący udział w masowych biegach. Nie mogę powiedzieć, żebym to rozumiała, bo bieganie uważam za jedną z najnudniejszych aktywności człowieka (chyba że akurat uciekasz przed lwem, wtedy raczej nie jest nudno), ale co kto lubi. Henry się zmienia - nie tylko fizycznie, ale też emocjonalnie. Uczy się akceptować siebie, nawiązuje głębsze relacje ze współpracownikami, otwiera się i ujawnia o sobie rzeczy, które były chłopak nauczył go ukrywać. To wszystko poprawia jego życie na wiele sposobów i w końcu pozwala mu zaakceptować fakt, że zasługuje na wszystko co najlepsze - w tym na Reeda.
Książka jest niesamowicie zabawna - słowotok Henry'ego i jego interakcje z Reedem potrafią wywołać głośny śmiech. Postaci są wiarygodne i dają się lubić, a fabuła rozwija się naturalnie. Pod koniec udało się nawet autorce mnie wzruszyć. Dla mnie super! ❤
Trzeba przyznać, że autorka wie, jak zacząć z grubej rury (nomen omen), ponieważ historię otwiera zerwanie - wieloletni partner mówi Henry'emu, że jest stary i gruby, pakuje manatki i się wyprowadza. Trzydziestopięcioletni matuzalem Henry nie poddaje się bez walki - postanawia odzyskać chłopaka (który w ogóle na to nie zasługuje, ustalmy to raz na zawsze), a w tym celu musi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-06-29
Połknęłam za jednym podejściem - krótkie to i zwarte, a jednocześnie napakowane niebywałą ilością treści, ponieważ historia obejmuje czas od poznania się bohaterów w wieku lat siedmiu, do ukończenia przez nich szkoły średniej.
Jordan Carson to artystyczna dusza i wcześnie samoświadomy gej. Jego przyjaciel Owen Nelson jest stuprocentowym hetero, zapaśnikiem i prawdziwą szkolną gwiazdą. Chłopcy trzymają ze sobą od szczenięctwa, a ich więź jest jedyna w swoim rodzaju. Od początku jest oczywiste, że Jordan zakochał w Owenie, wydaje się, że bez wzajemności. Czy uczucie jest faktycznie jednostronne, okaże się, kiedy chłopcy staną w obliczu potencjalnego rozstania. Co wybiorą - miłość czy karierę?
Eli Easton nie zawodzi - książkę jak zwykle czyta się świetnie. Postaci są tak nakreślone, że ma się ochotę obu przytulić. Zastanawiałam się jednak nad wiarygodnością postaci Owena. Powieść nosi tytuł Superhero i dokładnie taki jest Owen - bohaterski i nieprawdopodobnie dojrzały, do tego stopnia, że człowiek zastanawia się, czy tacy nastolatkowie naprawdę istnieją? Nie mam pojęcia. Chciałabym, żeby istnieli, świat byłby lepszy.
Wzruszyłam się i poczułam optymistycznie - bardzo mi się podobało.
Połknęłam za jednym podejściem - krótkie to i zwarte, a jednocześnie napakowane niebywałą ilością treści, ponieważ historia obejmuje czas od poznania się bohaterów w wieku lat siedmiu, do ukończenia przez nich szkoły średniej.
Jordan Carson to artystyczna dusza i wcześnie samoświadomy gej. Jego przyjaciel Owen Nelson jest stuprocentowym hetero, zapaśnikiem i prawdziwą...
2021-06-20
Nie moja bajka.
Odczucia, jakie miałam podczas lektury to ostre wahnięcia od 6 gwiazdek do 2 i z powrotem.
Książka traktuje o homofobii w rodzinie, chorobie, stracie i żałobie, ale niestety wszystko ginie w zalewie seksu - w parach, trójkątach i czworokątach. Można podnieść argument, że seks jest tu uzasadniony, bo jakoś odzwierciedla psychikę bohaterów, ale szczerze? Nie przekonuje mnie to.
Seks opisany poprawnie i z tego, co widziałam w komentarzach, rozpala silne emocje. Niestety nie u mnie - raz zasnęłam w środku sceny. Może się znieczuliłam.
Wisienką na torcie jest wąsik faceta na okładce. 🤦♀️
Tak więc nie tym razem.
Nie moja bajka.
Odczucia, jakie miałam podczas lektury to ostre wahnięcia od 6 gwiazdek do 2 i z powrotem.
Książka traktuje o homofobii w rodzinie, chorobie, stracie i żałobie, ale niestety wszystko ginie w zalewie seksu - w parach, trójkątach i czworokątach. Można podnieść argument, że seks jest tu uzasadniony, bo jakoś odzwierciedla psychikę bohaterów, ale szczerze? Nie...
2021-06-20
Dziki Zachód, wiejskie klimaty i kuriozalna okładka... Naprawdę, gdyby nie rekomendacja, nigdy bym po tę książkę nie sięgnęła. I to byłby błąd, ponieważ historia jest świetna.
W skrócie: nowojorski aktor, Robby Riverton, jest świadkiem morderstwa i staje się kolejnym celem zabójcy. Gangsterzy ścigają go po całym kraju, w wyniku czego Robby trafia do małego miasteczka nieopodal Santa Fe jako tzw. wysyłkowa narzeczona. Ma zostać żoną najgorszej partii w okolicy, ale zanim do tego dojdzie, brat narzeczonego - miejscowy szeryf - rozszyfrowuje przebranie Robby'ego. Trace ma własny pomysł na to, jak wybrnąć z sytuacji. Tymczasem Robby/Rowena zaczyna wprowadzać na farmie nowe porządki.
Eli Easton świetnie pisze. Jej proza jest mięsista, a kreowany świat wyraźny, zmysłowy, pełen tekstur, zapachów, kolorów, mimo że opisy są nienachalne, wręcz skromne. W tym doskonale nakreślonym krajobrazie i środowisku autorka umieszcza równie wyraziste i interesujące postaci. Każda z nich ma własną osobowość i charakterystyczne cechy, dzięki czemu łatwo je odróżnić i polubić. Każdy ma tu swoją historię - ojciec Trace'a, jego bracia i bratowe, miejscowa nauczycielka, a także oryginalna Rowena (cóż to jest za postać! nakreślona dosłownie w kilku akapitach, a jestem pewna, że zapamiętam ją na długo). No i oczywiście Robby i Trace.
Trace to prawdziwy twardziel, były strzelec wyborowy, jeden z czterech synów farmera, który jako jedyny zdecydował się opuścić rodzinną farmę i poszukać szczęścia w wojsku. Po poważnej kontuzji wraca do rodzinnej miejscowości i zostaje szeryfem. Ojciec Trace'a to niebywały tyran, rządzi swoimi synami i synowymi żelazną pięścią i nikt, nawet Trace, nie ośmiela się mu sprzeciwiać - z wyjątkiem Robby'ego.
Robby posiada tony charyzmy i wdzięku oraz delikatną urodę, ponadto jest wybitnie utalentowanym aktorem i ma smykałkę do charakteryzacji - to wszystko umożliwia mu skuteczne udawanie kobiety. Kiedy do tego dodać ponadprzeciętny talent dyplomatyczny i wyjątkowe umiejętności komunikacyjne, Robby staje się poważnym graczem przy stole rodziny Crabtree.
Trace musi wymyślić, jak uratować Robby'emu życie. Raczej nie spodziewa się, że przy okazji się w nim zakocha.
Relacja między bohaterami rozwija się tu naturalnie, z szacunkiem wobec historycznych realiów. Wątek kryminalno-sensacyjny dobrze wplata się w całą opowieść, nadaje jej właściwego tempa i buduje napięcie, nie jest pretekstowy. Ogólnie cud, miód i orzeszki i skończyłam lekturę z ogromnym uśmiechem na twarzy.
Jedyne zastrzeżenie - okładka. Na litość boską, czy ktoś chory na kurzą ślepotę stworzył ją w nocy na kolanie w paintcie? Robby by się wściekł, a Trace zastrzeliłby artystę. Na śmierć.
Dziki Zachód, wiejskie klimaty i kuriozalna okładka... Naprawdę, gdyby nie rekomendacja, nigdy bym po tę książkę nie sięgnęła. I to byłby błąd, ponieważ historia jest świetna.
W skrócie: nowojorski aktor, Robby Riverton, jest świadkiem morderstwa i staje się kolejnym celem zabójcy. Gangsterzy ścigają go po całym kraju, w wyniku czego Robby trafia do małego miasteczka...
Mój bosze... Co to jest za fenomenalna książka!
Jestem całkowicie urzeczona, trochę zmiażdżona i emocjonalnie wyczerpana. Obawiam się, że następna historia przeczytana po tej nie zostanie przeze mnie sprawiedliwie oceniona, bo nie wytrzyma porównania.
Kocham historie o muzykach, a ta zaspokoiła moje potrzeby i oczekiwania z naddatkiem. Jest tu dosłownie wszystko: historia powstania zespołu, teksty piosenek, proces twórczy, koncerty i interakcje z fanami, paparazzi, łatwy seks, narkotyki i alkohol, zaburzenia psychiczne, depresja. Muzyka jest na każdej stronie tej powieści, a chłopcy z zespołu żyją nią i oddychają, dzięki czemu naprawdę uwierzyłam, że główny bohater, Mackey Sanders, jest geniuszem muzycznym, a nie tylko figurą muzyka wymyśloną przez autorkę, żeby sprzedać gejowski romans.
Powieść opowiada o miłości, tej pierwszej, a potem o miłości życia, o złamanym sercu, autodestrukcji, zdrowieniu, dojrzewaniu i odzyskiwaniu siebie. Mówi też o odwadze, by walczyć o swoje marzenia oraz o konsekwencjach, które ponosimy, gdy nam jej zabraknie. Opowiada o rodzinach z wyboru, o uczciwości, prawdzie i brutalności świata, który tej prawdy nie chce przyjąć. A wszystko to w historii chłopców z zadupia, którzy po prostu kochali muzykę. Muzyka była ich ucieczką i nadzieją, nawet kiedy ich życie wydawało się do niczego.
Omawianie w tym miejscu fabuły czy kreacji bohaterów mija się z celem, bo oba te aspekty są tak złożone, że to po prostu nie ma żadnego sensu. Powieść jest wielowarstwowa, a postaci cały czas się zmieniają i rozwijają, zyskują głębię. Niektórych z nich można nie lubić, ale każdego da się zrozumieć.
Beneath the Stain nie jest tym, czego się spodziewałam - jest czymś o wiele większym i lepszym, a ja jestem całkowicie zakochana w tej książce. ❤
Mój bosze... Co to jest za fenomenalna książka!
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toJestem całkowicie urzeczona, trochę zmiażdżona i emocjonalnie wyczerpana. Obawiam się, że następna historia przeczytana po tej nie zostanie przeze mnie sprawiedliwie oceniona, bo nie wytrzyma porównania.
Kocham historie o muzykach, a ta zaspokoiła moje potrzeby i oczekiwania z naddatkiem. Jest tu dosłownie wszystko: historia...